
Leana
Z powątpiewaniem rozejrzała
się po pustej łazience. Wygłupiłam się?
To jedno pytanie powracało niczym bumerang, dręcząc ją i powoli doprowadzając
do szału. Równie irytujące okazało się wspomnienie spojrzenia, którym obdarował
ją Ulrich, kiedy próbował wytłumaczyć rzeczy, które najwyraźniej powinny być
dla niej oczywiste. W teorii, bo dla Leany zarówno ten świat, jak i kierunek,
który przybrał przez minione wieki, brzmiały gorzej niż czarna magia.
To wszystko
ją przytłaczało – technika, udogodnienia, wszechobecny hałas i bodźce,
które dodatkowo były podsycane przez zbyt wyostrzone zmysły. W którymś momencie
wszystko to zeszło na dalszy plan, kiedy w panice próbowała uciec przed
postaciami w pelerynach, ale teraz wątpliwości wróciły ze zdwojoną siłą.
Już nie czuła się słaba i otępiała, w gruncie rzeczy w końcu
mogąc cieszyć się jasnością umysłu. Sęk w tym, że wcale nie była z tego
zadowolona.
Och,
przeciwnie – wystarczyła chwila, by poczuła się zagubiona bardziej niż do tej
pory.
Ale
przynajmniej była bezpieczna.
W milczeniu
spojrzała na własne dłonie. Przyłapała się na tym, że pocierała je raz po raz,
wciąż mając wrażenie, że coś na nich zalegało – lepkiego, nieprzyjemnego i… najpewniej
nader słodkiego. Obawiała się, że za którymś razem odkryje, że znów jest cała
we krwi. W końcu tak kończyło się za każdym razem, prawda? Traciła
kontrolę i robiła rzeczy, których nie powinna, a którymi nie
potrafiła się przejąć. Tak było do czasu, póki nie uprzytomniła sobie, że
obojętność wcale nie była aż tak bezpieczna i trwała, jak początkowo jej
się wydawało.
Najbardziej
bała się, że za którymś razem odkryje, że nie tylko jest cała we krwi, ale na
dodatek u swoich stóp znajdzie ciało Ulricha. Ta myśl ją przerażała i to
nawet bardziej niż perspektywa zabicia kogokolwiek jeszcze. Leana nie miała
pewności, co o tym sądzić, ale tak naprawdę wcale nie czuła się aż tak źle
ze świadomością, że ukróciła czyjekolwiek istnienie. Jakby nie patrzeć, zrobiła
to – i to na dodatek więcej niż raz. Poddawała się temu dziwnemu
pragnieniu, tak jak wtedy w kościele, kiedy zdecydowała się porzucić
wszystko, co utrzymywało ją przy zdrowych zmysłach. Skoro i tak nie było
kogoś, kto mógłby ją potępić…
A potem
wpadła na tego mężczyznę i coś się zmieniło. Znów zaczęło jej zależeć,
zwłaszcza że z całą mocą poczuła, że nie była sama. Co prawda Ulrich wciąż
patrzył na nią dziwnie, zupełnie jak na przybyszkę z jakiegoś innego
świata, ale to nie wydawało się Leanie złe. Mogła to znosić. Tym bardziej mogła
przyjmować jego troskę, tym bardziej że zdążyła zwątpić w to, czy
ktokolwiek zdecyduje się na to, by okazać ją akurat jej. To było tak, jakby odnalazła
światło w momencie, w którym uwierzyła, że pisana jej była wieczna
ciemność.
Wciąż o tym
myślała, kiedy zdecydowała się sprawdzić pokrętła, które wskazał jej Ulrich.
Mimowolnie wzdrygnęła się, gdy z dziwnej końcówki na końcu węża pociekła
woda – tylko trochę, choć strumień przybrał na sile, gdy zdecydowała się przekręcić
gałkę bardziej. Prawie udało jej się uśmiechnąć, choć było w tym coś
wymuszonego. Dziwna czy nie, technika bywała przydatna. Woda pod ręką, na dodatek
o różnej temperaturę, tym bardziej. Gdyby tylko zrozumiała, dlaczego
Ulrich musiał wyrazić się tak nieprecyzyjnie i wspominał o zabieraniu
tego całego prysznica…
Chwilę
jeszcze przypatrywała się płynącej wodzie. Ulżyło jej, kiedy przekonała się, że
pomyślano o wszystkim, łącznie z ujściem, dzięki czemu nie bała się,
że zaleje łazienkę. Zachęcona, odważyła się zamoczyć palce, jakby chcąc upewnić
się czy to, czego doświadczała, było prawdziwe. Co prawda perspektywa kąpieli wydawała
się niczym w porównania do picia krwi czy ciągłej ucieczki, ale to właśnie
ta drobna czynność wzbudziła w Leanie najwięcej emocji.
Ulrich
traktował ją jak człowieka, choć zdecydowanie nim nie była. Ha! Nawet nie stała
przed nim w pełnej okazałości, jednak tego nie zamierzała mu tłumaczyć. Nie
sądziła, by zrozumiał akurat coś takiego. Już samo to, że patrzył na nią
świadomie, wydając się wiedzieć, że przyjął pod dach kogoś potępionego, wydawał
się niedorzeczny. Albo świadczył o tym, w co Lena pragnęła wierzyć –
tym, że jej wybawca był człowiekiem o dobrym, kochającym sercu. Na dodatek
okazywał te uczucia jej, pomimo tego że była ostatnią osobą, która na to
zasłużyła.
Miała
problem z tym, by odrzucić od siebie tę myśli. Dręczyły ją, potęgując
poczucie winy, którego miała nadzieję więcej nie zaznać. Nie zasłużyła na to…
Gdyby wciąż słaniała się na nogach, ledwo nadążając za tym, co działo się wokół
niej, mogłaby udawać, że czuła się tak tylko z winy szalejącej gorączki.
Sęk w tym, że w ten sposób co najwyżej okłamywała samą siebie, a to
zdecydowanie nie było dobre. Przeciwnie, choć o tym również pragnęła nie
myśleć.
O tym, że
nie mogła zostać w tym miejscu, tym bardziej.
Skrzywiła
się, przez moment kuląc tak, jakby ktoś próbował ją uderzyć. Ile czasu tak
naprawdę jej pozostało? Nagle pożałowała, że czuła się na tyle dobrze, by poruszać
się o własnych siłach. Kiedy przelewała się Ulrichowi w rękach, na
swój sposób czuła się bezpieczna. Teraz tak naprawdę kwestia czasu wydawało się
to, kiedy mężczyzna pokaże jej drzwi, tym bardziej że nie był jej niczego
winien. W zasadzie to wyłącznie Leana miała względem niego dług, którego najwyraźniej
Ulrich wcale nie chciał, skoro tak gwałtownie reagował, gdy tylko próbowała coś
zrobić. Patrzył na nią tak dziwnie, gdy przyłapał ją na przestawianiu jego
rzeczy, no i…
Potrząsnęła
głową. Oczywiście, że nie powinna tego robić.
Nie powinna
czuć się rozczarowana perspektywą odejścia. To nie był jej dom, a ten
mężczyzna nie był za nią odpowiedzialny. Już samo to, że zabrał ją do siebie,
było wystarczającym aktem dobroci z jego strony.
Miała problem
z tym, by pozbyć się za dużych, brudnych ubrań, które znalazła w kościele.
Z niejaką ulgą zrzuciła z siebie sweter, w pośpiechu ciskając go
w kąt łazienki. Mimowolnie obejrzała się na drzwi, choć wiedziała, że te
będą zamknięte. Jakoś nie wyobrażała sobie Ulricha, który tak po prostu by ją
podglądał, kiedy się rozbierała.
Coś w myśli,
że jej towarzysz mimo wszystko znajdował się gdzieś na wyciągnięcie ręki,
wydało się Leanie niezwykle kojące.
Poczuła się
dziwnie, kiedy w końcu rozebrała się do naga. To ciało – nie jej, tak
bardzo obce… – wciąż sprawiało, że czuła się nieswojo. Podejrzewała, że
Renesmee nigdy nie doprowadziłaby się do takiego stanu, ale i tę myśl zdecydowała
się odrzucić. Im mniej zastanawiała się nad tym, co robiła nie tak, tym łatwiej
przychodziło jej zachowanie spokoju.
Ciepła woda
podziałała na nią kojąco. Początkowo wydała się Leanie wręcz zbyt gorąca, ale
prawie natychmiast ciało przywykło do temperatury, a kobieta poczuła się po
prostu dobrze. Wciąż miała problem z manewrowaniem końcówką prysznica w taki
sposób, by swobodnie się umyć, ale po chwili zaczęła pojmować w jaki
sposób to wszystko działało. Na ścianie znalazła uchwyt, w który zdołała
wpasować słuchawkę i tym samym oswobodzić ręce. W końcu mogła skupić
się przede wszystkim na sobie i rozluźnić na tyle, by zacząć czerpać z kąpieli
jeszcze więcej przyjemności.
Nie była
pewna, jak długo stała pod strumieniem wody. Wciąż miała wrażenie, że gdzieś na
jej (albo i nie jej) ciele znajdowało się coś, czego powinna się pozbyć.
Zamknęła oczy, przez chwilę świadoma wyłącznie tłukącego się w piersi
serca i narastającej paniki. Krew… Przez moment znów ją czuła – słodką,
zbyt kuszącą i oblepiającą całe ciało, chociaż…
Usłyszała
jęk, z opóźnieniem uprzytomniając sobie, że ten wyrwał się z jej
gardła. Poruszyła się niespokojnie, z wrażenia uderzając plecami o zimną
ścianę. Zaraz po tym jej uszu dobiegł dziwny metaliczny brzdęk, kiedy coś
upadło na dno kabiny.
– Och nie, nie,
nie… – wyrwało jej się.
Natychmiast
rzuciła się na kolana, by pochwycić pierścionek z niebieskim oczkiem. Już
wcześniej luźno przesuwał się po jej palcu, choć pamiętała, że w chwili
przebudzenia biżuteria pewnie trzymała się na dłoni Renesmee. Minione dni zrobiły
swoje, zresztą tak jak i wilgoć.
Panika
przybrała na sile gdy pierścionek tak po prostu zniknął w odpływie, zanim
zdążyła go pochwycić.
Leana zamarła,
bezmyślnie wpatrując się w otwór i wciąż spływająca wodę. Uświadomiła
sobie, że drży, chociaż sama nie była pewna dlaczego. To był tylko pierścionek –
nic szczególnego, skoro wcześniej bez chwili wahania zdecydowała się uciec wraz
z cudzym ciałem, a jednak…
– Hej,
wszystko gra?
Podskoczyła
jak oparzona, słysząc przytłumiony głos Ulricha. Instynktownie osłoniła się,
zupełnie jakby mężczyzna mógł ją zobaczyć, choć nawet nie wszedł do łazienki.
Leana uprzytomniła sobie, że wciąż stał za drzwiami, bardziej zmartwiony niż
zniecierpliwiony.
Przełknęła z trudem.
Potrzebowała dłuższej chwili, by zebrać myśli, a co dopiero zdecydować się
odpowiedzieć.
– T-tak…
Chyba tak – rzuciła z opóźnieniem. – Przepraszam. Ja… już wychodzę.
– Nie
śpiesz się. Kobiety chyba lubią długo siedzieć w łazience. – Po tonie
mężczyzny nie była w stanie stwierdzić czy mówił poważnie, czy może
próbował żartować. – Ale… na pewno? Jakoś tak dziwnie brzmisz… – dodał, a Leana
z trudem powstrzymała jęk.
– Zaraz
wyjdę.
To nie była
odpowiedź na pytanie, które zadał, ale nie dbała o to. Wciąż dziwnie
roztrzęsiona, z trudem dźwignęła się na nogi. Zakręciła wodę, po czym raz
jeszcze z żalem spojrzała na odpływ, wpatrując się w otwór tak długo,
aż zniknęła w nim resztka wody.
Przepadł? Wszystko
na to wskazywało, ale i tak czuła się z tym źle. Pierścionek wyglądał
na ważny, a jeśli Leana dobrze pamiętała, palec na którym nosiła go Renesmee
sugerował, że musiała dostać go na zaręczyny. To wystarczyło, by dziewczyna
momentalnie poczuła się jeszcze gorzej, przez moment mając ochotę porządnie
uderzyć głową w kafelki.
Wszystko
popsuła. W chwili, w której uciekła i…
Odgarnęła
wilgotne włosy na plecy, próbując doprowadzić się do porządku. Poruszając się
trochę jak w transie, znalazła ręcznik. Owinęła się nim ciasno, próbując
się rozgrzać, choć to nie utrata temperatury była w tamtej chwili
najistotniejsza. Dopiero wtedy też przypomniała sobie o rzeczach, które
zostawił Ulrich, twierdził, że należały do niej. Ta myśl wciąż była dziwna i jakaś
cząstka Leany doszła nawet do wniosku, że mężczyzna się przejęzyczył, ale nie
próbowała się nad tym rozwodzić. Wystarczyło, że znalazła tam świeże ubrania i kosmetyki,
w tym również takie, które wyglądały na odpowiednie do kąpieli. Cóż, może
mogła wykorzystać je następnym razem albo…
Albo wcale.
Wzdrygnęła
się na tę myśl. Nie dając sobie czasu na dalsze wątpliwości, w pośpiechu
wciągnęła na siebie czystą bluzkę. Ulrichowi prawie udało się trafić z rozmiarem,
choć gdyby Leana miała czas na to, by wybrać rzeczy osobiście, poszukałaby
czegoś luźniejszego w biuście. Tyle przynajmniej wywnioskowała, gdy dokładniej
przyjrzała się sylwetce Nessie, przy okazji odkrywając, że mimo drobnej postury
dziewczyna nie była aż tak dziecięca jak mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać.
Leana
westchnęła w duchu. Na pewno była inna niż ona, a to…
W pośpiechu
ruszyła ku drzwiom. Ulricha już nie było w korytarzu, ale za to znalazła
go w części kuchennej, gdzie próbował uporządkować naczynia, które
nazbierała. Lekko przekrzywiła głową, z zaciekawieniem obserwując go,
kiedy zmywał – w tak zniecierpliwiony, nieporadny sposób, że momentalnie
zorientowała się, że nie robił tego na co dzień.
– Ehm…
Natychmiast
odwrócił się w jej stronę. Zesztywniała w odpowiedzi na brzdęk tłuczonego
talerza, kiedy tak po prostu opuścił ten, który aktualnie starał się
doprowadzić do porządku. Leana nie zastanawiała się długo, natychmiast dopadając
do odłamków, by je pozbierać.
Zdążyła pochwycić
zaledwie jeden, zanim Ulrich chwycił ją za nadgarstek.
– Zostaw.
Co ty masz z tym sprzątaniem? – zapytał, wznosząc oczy ku górze.
Jeszcze
kiedy mówił, puścił ją, odsuwając się w popłochu. Nie chciał jej dotykać?
To o niczym nie musiało świadczyć, ale…
Uciekła
wzrokiem gdzieś w bok.
–
Przestraszyłam cię – powiedziała w końcu, próbując się usprawiedliwić.
– Nie twoja
wina – oznajmił z przekonaniem. – Nieważne. Wszystko gra? Wyglądasz…
dziwnie.
– Mhm…
Westchnął
przeciągle. Mogła tylko zgadywać, co w tamtej chwili sobie myślał.
– Na pewno?
– nie dawał za wygraną. – Wyglądasz, jakbyś miała się zaraz popłakać. Leano…
Coś w sposobie,
w jaki wypowiedział jej imię, przekonało ją do tego, by jednak na niego
spojrzeć. Obserwował ją z uwaga, skupiony i milczący. W jego
spojrzeniu nie doszukała się niechęci, choć w jakimś stopniu właśnie tego
wciąż od niego oczekiwała – jakiejkolwiek oznaki tego, że nie była w tym
domu mile widziana.
– Ja… zgubiłam
pierścionek – przyznała w końcu. W pośpiechu poderwała się na równe
nogi. – To nic takiego.
Nie skłamała,
a przynajmniej nie do końca. Mimo wszystko to nie pierścionek, który nosiła
Renesmee, był dla niej w tym wszystkim najważniejszy. Z drugiej
strony, takie wyjaśnienie wydawało się lepsze niż szukanie innej wymówki. W gruncie
rzeczy Leana nie miała pojęcia, w jaki sposób miałaby wyjaśnić komukolwiek
to, co działo się w jej głowie.
Ulrich
rzucił jej dziwne, przenikliwe spojrzenie. Nawet jeśli jej nie uwierzył, nie skomentował
wątpliwości nawet słowem.
– W łazience?
– upewnił się. – Wpadł do odpływu?
– Jeśli to
ten otwór na wodę, to tak.
Tym razem
nie wątpiła w to, że znów go zaskoczyła. W tamtej chwili pożałowała,
że w przeciwieństwie do Beatrycze tak mało czasu poświęcała temu, co
działo się w tym świecie. Może gdyby nie była taką ignorantką, teraz
wszystko byłoby choć odrobinę prostsze.
– Znajdzie
się. Zaraz go wyjmę – usłyszała. To wystarczyło, by sprowadzić ją na ziemię. –
Mogłaś od razu powiedzieć. Przecież to nic takiego.
– Ja… No,
tak. – Wysiliła się na blady uśmiech. Wciąż ciasno obejmowała się ramionami. –
Dziękuję. Za ubrania też – dodała, ale w odpowiedzi doczekała się wyłącznie
wymownej ciszy.
Zawahała
się, nagle zmieszana. Ulrich również wyglądał na kogoś, kto wątpił w to,
co powinien ze sobą zrobić. Z drugiej strony, Leana nie wyczuwała od niego
negatywnych emocji. Sama możliwość wyczucia cudzej niechęci była dziwna, a Leana
nie miała pewności, na ile mogła w tym wszystkim sobie zaufać, ale…
Właśnie
wtedy poczuła krew. Słodycz bez jakiegokolwiek ostrzeżenia przybrała na sile, uderzając
w nią z całą mocą. Dziewczyna zesztywniała, prostując się niczym
struna i przez moment czując tak, jakby ktoś z całej siły uderzył ją w brzuch.
Gwałtownie zaczerpnęła powietrza do płuc i zaraz tego pożałowała, gdy
palenie w gardle przybrało na sile.
Jakby z oddali
doszło ją przekleństwo, które wyrwało się Ulrichowi. Wciąż klęczał na podłodze,
z rozdrażnieniem spoglądając na odłamki talerza. Dostrzegła krew na jego
dłoni – tylko odrobinę, ale to nie miało znaczenia.
Nie
zarejestrowała momentu, w którym zacisnęła obie dłonie na kuchennym
blacie. Poczuła, że sztywnieje, napierając na mebel tak mocno, że chyba tylko
cudem nie rozniosła go na kawałki.
– Niech to
szlag… – Ulrich w pośpiechu poderwał się na równe nogi. Przez jego twarz
przemknął cień, kiedy na nią spojrzał. – Zostań tu. Ja… Cholera.
Nawet jeśli
dodał coś jeszcze, nie zarejestrowała tego. W milczeniu odprowadziła go
wzrokiem, wciąż mając wrażenie, że wszelakie bodźce dochodziły do niej z oddali.
Wrażenie było takie, jakby od świata otaczała ją gruba, przymglona szyba.
Jedynym, co pozostawało w tym wszystkim prawdziwe i aż nadto intensywne,
pozostawał zapach krwi.
Słodycz, której
pragnęła. Musiała tylko…
Nie.
Wciąż czuła
się oszołomiona, kiedy Ulrich zniknął jej z oczu. Doszedł ją trzask
zamykanych drzwi i coś w tym dźwięku sprawiło, że otrząsnęła się na
tyle, by pojąć, co robi. Nadal zaciskała dłonie na blacie, zupełnie jakby w ten
sposób mogła powstrzymać się przed rzuceniem w pogoń. Gdyby choć
spróbowała skrzywdzić akurat tego mężczyznę…
Niewiele
brakowało, by kolana ugięły się pod nią przez nadmiar emocji. Poruszając się
trochę jak w transie, Leana pośpiesznie dopadła do kanapy i z jękiem
opadła na nią, ukrywając twarz w dłoniach. Spróbowała wstrzymać oddech,
ale szybko przekonała się, że to zły pomysł – i to najdelikatniej rzecz
ujmując. Kimkolwiek była Renesmee, wciąż potrzebowała powietrza.
Tyle że to
nie miało znaczenia. Najważniejsze okazało się to, co dotarło do Leany z całą
możliwą mocą. Co prawda wiedziała o tym od samego początku, ale do tej
pory z uporem odsuwała od siebie tę myśl.
Dłużej tak
nie mogła.
Tak jak i nie
była w stanie dłużej zostać w tym domu. Zbyt wiele ryzykowała, w każdej
chwili mogąc zdecydować się na coś, czego zdecydowanie by sobie nie wybaczyła. Gdyby
za którymś razem puściły jej nerwy…
Mocniej
przycisnęła dłonie do ust. Zamknęła oczy, kołysząc się przy tym to w przód,
to znów w tył. Poczuła się niemalże jak chwilę po tym, jak Ulrich
przywiózł ją do swojego mieszkania. Momentalnie zrobiło jej się niedobrze, choć
– przynajmniej na razie – i tak nie miała czym zwymiotować.
Ledwo
zarejestrowała zmierzające ku niej kroki.
– Hej.
Nie była
pewna, co podkusiło ją do tego, by poderwać głowę. Ulrich stał bliżej niż się
spodziewała, znajdując się dosłownie na wyciągnięcie ręki. Leana natychmiast
otworzyła usta, chcąc kazać mu się odsunąć, ale ostatecznie nie wykrztusiła z siebie
nawet słowa.
W zamian po
prostu bezmyślnie go obserwowała, zwłaszcza gdy bez słowa wyciągnął ku niej
rękę. Na jego dłoni spoczywał znajomy, zdobiony niebieskim kamieniem pierścionek.
– To ten? –
zapytał jak gdyby nigdy nic. Skinęła głowa, niezdolna zdobyć się na nic więcej.
Zupełnie jakby mógł znaleźć w łazience jakikolwiek inny. – Pilnuj go
następnym razem. Wygląda na ważny.
Nie
odpowiedziała. Nerwowo zacisnęła palce na biżuterii, kiedy Ulrich oddał jej
pierścionek. Nie od razu wsunęła go na palec, przez chwilę po prostu
przesuwając opuszkami po gładkiej powierzchni. W jakiś pokrętny sposób pozwoliło
jej się to uspokoić.
Słowem nie
zareagowała na słowa obserwującego ją mężczyzny. Owszem, jakoś nie wątpiła, że
miał rację, ale zdecydowanie nie była osobą, która miała prawo potwierdzić jego
przypuszczenia.
Tyle że
Ulrich nie miał prawa tego wiedzieć.
– Sprzątnę
resztę. Miotłą – usłyszała i ta niewinna uwaga wystarczyła, by znów się
spięła. Nie od razu zdecydowała się na niego spojrzeć. – Późno już, wiesz? Nie
wiem jak ty, ale ja nie pogardziłbym obiadem.
– Hm…
Czy w ogóle
powinna poruszać ten temat? Myśl o jedzeniu prowadziła tylko do jednego,
choć z drugiej strony…
Och, piła
wodę. I smakowała jej, choć nie sądziła, że to będzie możliwe. Kto wie,
może to o czymś świadczyło?
– Mogłabym…
– zaczęła, zanim zdążyła się zastanowić.
Zaczerwieniła
się, gdy na nią spojrzał – w zdecydowanie zbyt gwałtowny, przenikliwy sposób.
Dotarło do niej, że jej słowa zabrzmiały źle, zwłaszcza po tym, co wydarzyło się
chwilę wcześniej.
– Tak?
Nerwowo
przygryzła dolną wargę. Prawda była taka, że powinna odejść, najlepiej tak
szybko, jak było to możliwe, ale…
– Ja… gotować
też lubię – powiedziała w zamian, starannie dobierając słowa. – Zawsze
byłam w tym dobra.
Wyczuła, że
nie tego się spodziewał. Samą również zaskoczyła, decydując się wykrztusić z siebie
tych kilka słów.
Tym
bardziej nie spodziewała się, że Ulrich parsknie nieco wymuszonym, ale za to
zaskakująco szczerym śmiechem.
– No
oczywiście… – mruknął, wydając się zwracać bardziej do siebie niż do niej. –
Wiesz co? Wszystko mi jedno. Jeśli masz ochotę, baw się dobrze. I tak się
na tym nie znam.
Otworzyła i zaraz
zamknęła usta. Nie sądziła, że się zgodzi, a jednak…
Bez słowa
podniosła się na równe nogi, kierując z powrotem ku części kuchennej.
Żadne z nich
nawet słowem nie skomentowało tego, w jaki sposób zareagowała na krew.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz