6 maja 2019

Dwieście osiemdziesiąt

Leana
Z powątpiewaniem rozejrzała się po pustej łazience. Wygłupiłam się? To jedno pytanie powracało niczym bumerang, dręcząc ją i powoli doprowadzając do szału. Równie irytujące okazało się wspomnienie spojrzenia, którym obdarował ją Ulrich, kiedy próbował wytłumaczyć rzeczy, które najwyraźniej powinny być dla niej oczywiste. W teorii, bo dla Leany zarówno ten świat, jak i kierunek, który przybrał przez minione wieki, brzmiały gorzej niż czarna magia.
To wszystko ją przytłaczało – technika, udogodnienia, wszechobecny hałas i bodźce, które dodatkowo były podsycane przez zbyt wyostrzone zmysły. W którymś momencie wszystko to zeszło na dalszy plan, kiedy w panice próbowała uciec przed postaciami w pelerynach, ale teraz wątpliwości wróciły ze zdwojoną siłą. Już nie czuła się słaba i otępiała, w gruncie rzeczy w końcu mogąc cieszyć się jasnością umysłu. Sęk w tym, że wcale nie była z tego zadowolona.
Och, przeciwnie – wystarczyła chwila, by poczuła się zagubiona bardziej niż do tej pory.
Ale przynajmniej była bezpieczna.
W milczeniu spojrzała na własne dłonie. Przyłapała się na tym, że pocierała je raz po raz, wciąż mając wrażenie, że coś na nich zalegało – lepkiego, nieprzyjemnego i… najpewniej nader słodkiego. Obawiała się, że za którymś razem odkryje, że znów jest cała we krwi. W końcu tak kończyło się za każdym razem, prawda? Traciła kontrolę i robiła rzeczy, których nie powinna, a którymi nie potrafiła się przejąć. Tak było do czasu, póki nie uprzytomniła sobie, że obojętność wcale nie była aż tak bezpieczna i trwała, jak początkowo jej się wydawało.
Najbardziej bała się, że za którymś razem odkryje, że nie tylko jest cała we krwi, ale na dodatek u swoich stóp znajdzie ciało Ulricha. Ta myśl ją przerażała i to nawet bardziej niż perspektywa zabicia kogokolwiek jeszcze. Leana nie miała pewności, co o tym sądzić, ale tak naprawdę wcale nie czuła się aż tak źle ze świadomością, że ukróciła czyjekolwiek istnienie. Jakby nie patrzeć, zrobiła to – i to na dodatek więcej niż raz. Poddawała się temu dziwnemu pragnieniu, tak jak wtedy w kościele, kiedy zdecydowała się porzucić wszystko, co utrzymywało ją przy zdrowych zmysłach. Skoro i tak nie było kogoś, kto mógłby ją potępić…
A potem wpadła na tego mężczyznę i coś się zmieniło. Znów zaczęło jej zależeć, zwłaszcza że z całą mocą poczuła, że nie była sama. Co prawda Ulrich wciąż patrzył na nią dziwnie, zupełnie jak na przybyszkę z jakiegoś innego świata, ale to nie wydawało się Leanie złe. Mogła to znosić. Tym bardziej mogła przyjmować jego troskę, tym bardziej że zdążyła zwątpić w to, czy ktokolwiek zdecyduje się na to, by okazać ją akurat jej. To było tak, jakby odnalazła światło w momencie, w którym uwierzyła, że pisana jej była wieczna ciemność.
Wciąż o tym myślała, kiedy zdecydowała się sprawdzić pokrętła, które wskazał jej Ulrich. Mimowolnie wzdrygnęła się, gdy z dziwnej końcówki na końcu węża pociekła woda – tylko trochę, choć strumień przybrał na sile, gdy zdecydowała się przekręcić gałkę bardziej. Prawie udało jej się uśmiechnąć, choć było w tym coś wymuszonego. Dziwna czy nie, technika bywała przydatna. Woda pod ręką, na dodatek o różnej temperaturę, tym bardziej. Gdyby tylko zrozumiała, dlaczego Ulrich musiał wyrazić się tak nieprecyzyjnie i wspominał o zabieraniu tego całego prysznica…
Chwilę jeszcze przypatrywała się płynącej wodzie. Ulżyło jej, kiedy przekonała się, że pomyślano o wszystkim, łącznie z ujściem, dzięki czemu nie bała się, że zaleje łazienkę. Zachęcona, odważyła się zamoczyć palce, jakby chcąc upewnić się czy to, czego doświadczała, było prawdziwe. Co prawda perspektywa kąpieli wydawała się niczym w porównania do picia krwi czy ciągłej ucieczki, ale to właśnie ta drobna czynność wzbudziła w Leanie najwięcej emocji.
Ulrich traktował ją jak człowieka, choć zdecydowanie nim nie była. Ha! Nawet nie stała przed nim w pełnej okazałości,  jednak tego nie zamierzała mu tłumaczyć. Nie sądziła, by zrozumiał akurat coś takiego. Już samo to, że patrzył na nią świadomie, wydając się wiedzieć, że przyjął pod dach kogoś potępionego, wydawał się niedorzeczny. Albo świadczył o tym, w co Lena pragnęła wierzyć – tym, że jej wybawca był człowiekiem o dobrym, kochającym sercu. Na dodatek okazywał te uczucia jej, pomimo tego że była ostatnią osobą, która na to zasłużyła.
Miała problem z tym, by odrzucić od siebie tę myśli. Dręczyły ją, potęgując poczucie winy, którego miała nadzieję więcej nie zaznać. Nie zasłużyła na to… Gdyby wciąż słaniała się na nogach, ledwo nadążając za tym, co działo się wokół niej, mogłaby udawać, że czuła się tak tylko z winy szalejącej gorączki. Sęk w tym, że w ten sposób co najwyżej okłamywała samą siebie, a to zdecydowanie nie było dobre. Przeciwnie, choć o tym również pragnęła nie myśleć.
O tym, że nie mogła zostać w tym miejscu, tym bardziej.
Skrzywiła się, przez moment kuląc tak, jakby ktoś próbował ją uderzyć. Ile czasu tak naprawdę jej pozostało? Nagle pożałowała, że czuła się na tyle dobrze, by poruszać się o własnych siłach. Kiedy przelewała się Ulrichowi w rękach, na swój sposób czuła się bezpieczna. Teraz tak naprawdę kwestia czasu wydawało się to, kiedy mężczyzna pokaże jej drzwi, tym bardziej że nie był jej niczego winien. W zasadzie to wyłącznie Leana miała względem niego dług, którego najwyraźniej Ulrich wcale nie chciał, skoro tak gwałtownie reagował, gdy tylko próbowała coś zrobić. Patrzył na nią tak dziwnie, gdy przyłapał ją na przestawianiu jego rzeczy, no i…
Potrząsnęła głową. Oczywiście, że nie powinna tego robić.
Nie powinna czuć się rozczarowana perspektywą odejścia. To nie był jej dom, a ten mężczyzna nie był za nią odpowiedzialny. Już samo to, że zabrał ją do siebie, było wystarczającym aktem dobroci z jego strony.
Miała problem z tym, by pozbyć się za dużych, brudnych ubrań, które znalazła w kościele. Z niejaką ulgą zrzuciła z siebie sweter, w pośpiechu ciskając go w kąt łazienki. Mimowolnie obejrzała się na drzwi, choć wiedziała, że te będą zamknięte. Jakoś nie wyobrażała sobie Ulricha, który tak po prostu by ją podglądał, kiedy się rozbierała.
Coś w myśli, że jej towarzysz mimo wszystko znajdował się gdzieś na wyciągnięcie ręki, wydało się Leanie niezwykle kojące.
Poczuła się dziwnie, kiedy w końcu rozebrała się do naga. To ciało – nie jej, tak bardzo obce… – wciąż sprawiało, że czuła się nieswojo. Podejrzewała, że Renesmee nigdy nie doprowadziłaby się do takiego stanu, ale i tę myśl zdecydowała się odrzucić. Im mniej zastanawiała się nad tym, co robiła nie tak, tym łatwiej przychodziło jej zachowanie spokoju.
Ciepła woda podziałała na nią kojąco. Początkowo wydała się Leanie wręcz zbyt gorąca, ale prawie natychmiast ciało przywykło do temperatury, a kobieta poczuła się po prostu dobrze. Wciąż miała problem z manewrowaniem końcówką prysznica w taki sposób, by swobodnie się umyć, ale po chwili zaczęła pojmować w jaki sposób to wszystko działało. Na ścianie znalazła uchwyt, w który zdołała wpasować słuchawkę i tym samym oswobodzić ręce. W końcu mogła skupić się przede wszystkim na sobie i rozluźnić na tyle, by zacząć czerpać z kąpieli jeszcze więcej przyjemności.
Nie była pewna, jak długo stała pod strumieniem wody. Wciąż miała wrażenie, że gdzieś na jej (albo i nie jej) ciele znajdowało się coś, czego powinna się pozbyć. Zamknęła oczy, przez chwilę świadoma wyłącznie tłukącego się w piersi serca i narastającej paniki. Krew… Przez moment znów ją czuła – słodką, zbyt kuszącą i oblepiającą całe ciało, chociaż…
Usłyszała jęk, z opóźnieniem uprzytomniając sobie, że ten wyrwał się z jej gardła. Poruszyła się niespokojnie, z wrażenia uderzając plecami o zimną ścianę. Zaraz po tym jej uszu dobiegł dziwny metaliczny brzdęk, kiedy coś upadło na dno kabiny.
– Och nie, nie, nie… – wyrwało jej się.
Natychmiast rzuciła się na kolana, by pochwycić pierścionek z niebieskim oczkiem. Już wcześniej luźno przesuwał się po jej palcu, choć pamiętała, że w chwili przebudzenia biżuteria pewnie trzymała się na dłoni Renesmee. Minione dni zrobiły swoje, zresztą tak jak i wilgoć.
Panika przybrała na sile gdy pierścionek tak po prostu zniknął w odpływie, zanim zdążyła go pochwycić.
Leana zamarła, bezmyślnie wpatrując się w otwór i wciąż spływająca wodę. Uświadomiła sobie, że drży, chociaż sama nie była pewna dlaczego. To był tylko pierścionek – nic szczególnego, skoro wcześniej bez chwili wahania zdecydowała się uciec wraz z cudzym ciałem, a jednak…
– Hej, wszystko gra?
Podskoczyła jak oparzona, słysząc przytłumiony głos Ulricha. Instynktownie osłoniła się, zupełnie jakby mężczyzna mógł ją zobaczyć, choć nawet nie wszedł do łazienki. Leana uprzytomniła sobie, że wciąż stał za drzwiami, bardziej zmartwiony niż zniecierpliwiony.
Przełknęła z trudem. Potrzebowała dłuższej chwili, by zebrać myśli, a co dopiero zdecydować się odpowiedzieć.
– T-tak… Chyba tak – rzuciła z opóźnieniem. – Przepraszam. Ja… już wychodzę.
– Nie śpiesz się. Kobiety chyba lubią długo siedzieć w łazience. – Po tonie mężczyzny nie była w stanie stwierdzić czy mówił poważnie, czy może próbował żartować. – Ale… na pewno? Jakoś tak dziwnie brzmisz… – dodał, a Leana z trudem powstrzymała jęk.
– Zaraz wyjdę.
To nie była odpowiedź na pytanie, które zadał, ale nie dbała o to. Wciąż dziwnie roztrzęsiona, z trudem dźwignęła się na nogi. Zakręciła wodę, po czym raz jeszcze z żalem spojrzała na odpływ, wpatrując się w otwór tak długo, aż zniknęła w nim resztka wody.
Przepadł? Wszystko na to wskazywało, ale i tak czuła się z tym źle. Pierścionek wyglądał na ważny, a jeśli Leana dobrze pamiętała, palec na którym nosiła go Renesmee sugerował, że musiała dostać go na zaręczyny. To wystarczyło, by dziewczyna momentalnie poczuła się jeszcze gorzej, przez moment mając ochotę porządnie uderzyć głową w kafelki.
Wszystko popsuła. W chwili, w której uciekła i…
Odgarnęła wilgotne włosy na plecy, próbując doprowadzić się do porządku. Poruszając się trochę jak w transie, znalazła ręcznik. Owinęła się nim ciasno, próbując się rozgrzać, choć to nie utrata temperatury była w tamtej chwili najistotniejsza. Dopiero wtedy też przypomniała sobie o rzeczach, które zostawił Ulrich, twierdził, że należały do niej. Ta myśl wciąż była dziwna i jakaś cząstka Leany doszła nawet do wniosku, że mężczyzna się przejęzyczył, ale nie próbowała się nad tym rozwodzić. Wystarczyło, że znalazła tam świeże ubrania i kosmetyki, w tym również takie, które wyglądały na odpowiednie do kąpieli. Cóż, może mogła wykorzystać je następnym razem albo…
Albo wcale.
Wzdrygnęła się na tę myśl. Nie dając sobie czasu na dalsze wątpliwości, w pośpiechu wciągnęła na siebie czystą bluzkę. Ulrichowi prawie udało się trafić z rozmiarem, choć gdyby Leana miała czas na to, by wybrać rzeczy osobiście, poszukałaby czegoś luźniejszego w biuście. Tyle przynajmniej wywnioskowała, gdy dokładniej przyjrzała się sylwetce Nessie, przy okazji odkrywając, że mimo drobnej postury dziewczyna nie była aż tak dziecięca jak mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać.
Leana westchnęła w duchu. Na pewno była inna niż ona, a to…
W pośpiechu ruszyła ku drzwiom. Ulricha już nie było w korytarzu, ale za to znalazła go w części kuchennej, gdzie próbował uporządkować naczynia, które nazbierała. Lekko przekrzywiła głową, z zaciekawieniem obserwując go, kiedy zmywał – w tak zniecierpliwiony, nieporadny sposób, że momentalnie zorientowała się, że nie robił tego na co dzień.
– Ehm…
Natychmiast odwrócił się w jej stronę. Zesztywniała w odpowiedzi na brzdęk tłuczonego talerza, kiedy tak po prostu opuścił ten, który aktualnie starał się doprowadzić do porządku. Leana nie zastanawiała się długo, natychmiast dopadając do odłamków, by je pozbierać.
Zdążyła pochwycić zaledwie jeden, zanim Ulrich chwycił ją za nadgarstek.
– Zostaw. Co ty masz z tym sprzątaniem? – zapytał, wznosząc oczy ku górze.
Jeszcze kiedy mówił, puścił ją, odsuwając się w popłochu. Nie chciał jej dotykać? To o niczym nie musiało świadczyć, ale…
Uciekła wzrokiem gdzieś w bok.
– Przestraszyłam cię – powiedziała w końcu, próbując się usprawiedliwić.
– Nie twoja wina – oznajmił z przekonaniem. – Nieważne. Wszystko gra? Wyglądasz… dziwnie.
– Mhm…
Westchnął przeciągle. Mogła tylko zgadywać, co w tamtej chwili sobie myślał.
– Na pewno? – nie dawał za wygraną. – Wyglądasz, jakbyś miała się zaraz popłakać. Leano…
Coś w sposobie, w jaki wypowiedział jej imię, przekonało ją do tego, by jednak na niego spojrzeć. Obserwował ją z uwaga, skupiony i milczący. W jego spojrzeniu nie doszukała się niechęci, choć w jakimś stopniu właśnie tego wciąż od niego oczekiwała – jakiejkolwiek oznaki tego, że nie była w tym domu mile widziana.
– Ja… zgubiłam pierścionek – przyznała w końcu. W pośpiechu poderwała się na równe nogi. – To nic takiego.
Nie skłamała, a przynajmniej nie do końca. Mimo wszystko to nie pierścionek, który nosiła Renesmee, był dla niej w tym wszystkim najważniejszy. Z drugiej strony, takie wyjaśnienie wydawało się lepsze niż szukanie innej wymówki. W gruncie rzeczy Leana nie miała pojęcia, w jaki sposób miałaby wyjaśnić komukolwiek to, co działo się w jej głowie.
Ulrich rzucił jej dziwne, przenikliwe spojrzenie. Nawet jeśli jej nie uwierzył, nie skomentował wątpliwości nawet słowem.
– W łazience? – upewnił się. – Wpadł do odpływu?
– Jeśli to ten otwór na wodę, to tak.
Tym razem nie wątpiła w to, że znów go zaskoczyła. W tamtej chwili pożałowała, że w przeciwieństwie do Beatrycze tak mało czasu poświęcała temu, co działo się w tym świecie. Może gdyby nie była taką ignorantką, teraz wszystko byłoby choć odrobinę prostsze.
– Znajdzie się. Zaraz go wyjmę – usłyszała. To wystarczyło, by sprowadzić ją na ziemię. – Mogłaś od razu powiedzieć. Przecież to nic takiego.
– Ja… No, tak. – Wysiliła się na blady uśmiech. Wciąż ciasno obejmowała się ramionami. – Dziękuję. Za ubrania też – dodała, ale w odpowiedzi doczekała się wyłącznie wymownej ciszy.
Zawahała się, nagle zmieszana. Ulrich również wyglądał na kogoś, kto wątpił w to, co powinien ze sobą zrobić. Z drugiej strony, Leana nie wyczuwała od niego negatywnych emocji. Sama możliwość wyczucia cudzej niechęci była dziwna, a Leana nie miała pewności, na ile mogła w tym wszystkim sobie zaufać, ale…
Właśnie wtedy poczuła krew. Słodycz bez jakiegokolwiek ostrzeżenia przybrała na sile, uderzając w nią z całą mocą. Dziewczyna zesztywniała, prostując się niczym struna i przez moment czując tak, jakby ktoś z całej siły uderzył ją w brzuch. Gwałtownie zaczerpnęła powietrza do płuc i zaraz tego pożałowała, gdy palenie w gardle przybrało na sile.
Jakby z oddali doszło ją przekleństwo, które wyrwało się Ulrichowi. Wciąż klęczał na podłodze, z rozdrażnieniem spoglądając na odłamki talerza. Dostrzegła krew na jego dłoni – tylko odrobinę, ale to nie miało znaczenia.
Nie zarejestrowała momentu, w którym zacisnęła obie dłonie na kuchennym blacie. Poczuła, że sztywnieje, napierając na mebel tak mocno, że chyba tylko cudem nie rozniosła go na kawałki.
– Niech to szlag… – Ulrich w pośpiechu poderwał się na równe nogi. Przez jego twarz przemknął cień, kiedy na nią spojrzał. – Zostań tu. Ja… Cholera.
Nawet jeśli dodał coś jeszcze, nie zarejestrowała tego. W milczeniu odprowadziła go wzrokiem, wciąż mając wrażenie, że wszelakie bodźce dochodziły do niej z oddali. Wrażenie było takie, jakby od świata otaczała ją gruba, przymglona szyba. Jedynym, co pozostawało w tym wszystkim prawdziwe i aż nadto intensywne, pozostawał zapach krwi.
Słodycz, której pragnęła. Musiała tylko…
Nie.
Wciąż czuła się oszołomiona, kiedy Ulrich zniknął jej z oczu. Doszedł ją trzask zamykanych drzwi i coś w tym dźwięku sprawiło, że otrząsnęła się na tyle, by pojąć, co robi. Nadal zaciskała dłonie na blacie, zupełnie jakby w ten sposób mogła powstrzymać się przed rzuceniem w pogoń. Gdyby choć spróbowała skrzywdzić akurat tego mężczyznę…
Niewiele brakowało, by kolana ugięły się pod nią przez nadmiar emocji. Poruszając się trochę jak w transie, Leana pośpiesznie dopadła do kanapy i z jękiem opadła na nią, ukrywając twarz w dłoniach. Spróbowała wstrzymać oddech, ale szybko przekonała się, że to zły pomysł – i to najdelikatniej rzecz ujmując. Kimkolwiek była Renesmee, wciąż potrzebowała powietrza.
Tyle że to nie miało znaczenia. Najważniejsze okazało się to, co dotarło do Leany z całą możliwą mocą. Co prawda wiedziała o tym od samego początku, ale do tej pory z uporem odsuwała od siebie tę myśl.
Dłużej tak nie mogła.
Tak jak i nie była w stanie dłużej zostać w tym domu. Zbyt wiele ryzykowała, w każdej chwili mogąc zdecydować się na coś, czego zdecydowanie by sobie nie wybaczyła. Gdyby za którymś razem puściły jej nerwy…
Mocniej przycisnęła dłonie do ust. Zamknęła oczy, kołysząc się przy tym to w przód, to znów w tył. Poczuła się niemalże jak chwilę po tym, jak Ulrich przywiózł ją do swojego mieszkania. Momentalnie zrobiło jej się niedobrze, choć – przynajmniej na razie – i tak nie miała czym zwymiotować.
Ledwo zarejestrowała zmierzające ku niej kroki.
– Hej.
Nie była pewna, co podkusiło ją do tego, by poderwać głowę. Ulrich stał bliżej niż się spodziewała, znajdując się dosłownie na wyciągnięcie ręki. Leana natychmiast otworzyła usta, chcąc kazać mu się odsunąć, ale ostatecznie nie wykrztusiła z siebie nawet słowa.
W zamian po prostu bezmyślnie go obserwowała, zwłaszcza gdy bez słowa wyciągnął ku niej rękę. Na jego dłoni spoczywał znajomy, zdobiony niebieskim kamieniem pierścionek.
– To ten? – zapytał jak gdyby nigdy nic. Skinęła głowa, niezdolna zdobyć się na nic więcej. Zupełnie jakby mógł znaleźć w łazience jakikolwiek inny. – Pilnuj go następnym razem. Wygląda na ważny.
Nie odpowiedziała. Nerwowo zacisnęła palce na biżuterii, kiedy Ulrich oddał jej pierścionek. Nie od razu wsunęła go na palec, przez chwilę po prostu przesuwając opuszkami po gładkiej powierzchni. W jakiś pokrętny sposób pozwoliło jej się to uspokoić.
Słowem nie zareagowała na słowa obserwującego ją mężczyzny. Owszem, jakoś nie wątpiła, że miał rację, ale zdecydowanie nie była osobą, która miała prawo potwierdzić jego przypuszczenia.
Tyle że Ulrich nie miał prawa tego wiedzieć.
– Sprzątnę resztę. Miotłą – usłyszała i ta niewinna uwaga wystarczyła, by znów się spięła. Nie od razu zdecydowała się na niego spojrzeć. – Późno już, wiesz? Nie wiem jak ty, ale ja nie pogardziłbym obiadem.
– Hm…
Czy w ogóle powinna poruszać ten temat? Myśl o jedzeniu prowadziła tylko do jednego, choć z drugiej strony…
Och, piła wodę. I smakowała jej, choć nie sądziła, że to będzie możliwe. Kto wie, może to o czymś świadczyło?
– Mogłabym… – zaczęła, zanim zdążyła się zastanowić.
Zaczerwieniła się, gdy na nią spojrzał – w zdecydowanie zbyt gwałtowny, przenikliwy sposób. Dotarło do niej, że jej słowa zabrzmiały źle, zwłaszcza po tym, co wydarzyło się chwilę wcześniej.
– Tak?
Nerwowo przygryzła dolną wargę. Prawda była taka, że powinna odejść, najlepiej tak szybko, jak było to możliwe, ale…
– Ja… gotować też lubię – powiedziała w zamian, starannie dobierając słowa. – Zawsze byłam w tym dobra.
Wyczuła, że nie tego się spodziewał. Samą również zaskoczyła, decydując się wykrztusić z siebie tych kilka słów.
Tym bardziej nie spodziewała się, że Ulrich parsknie nieco wymuszonym, ale za to zaskakująco szczerym śmiechem.
– No oczywiście… – mruknął, wydając się zwracać bardziej do siebie niż do niej. – Wiesz co? Wszystko mi jedno. Jeśli masz ochotę, baw się dobrze. I tak się na tym nie znam.
Otworzyła i zaraz zamknęła usta. Nie sądziła, że się zgodzi, a jednak…
Bez słowa podniosła się na równe nogi, kierując z powrotem ku części kuchennej.
Żadne z nich nawet słowem nie skomentowało tego, w jaki sposób zareagowała na krew.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa