
Claire
Claudia wyglądała na co
najmniej zdenerwowaną. Krążyła nerwowo, miotając się na prawo i lewo, i wciąż wpatrując w notatnik.
Zaglądała do niego raz po raz, chociaż Claire mogła się założyć, że z wampirzą
pamięcią zdążyła zapamiętać treść wiersza już po pierwszym przeczytaniu.
Dziewczyna
przystanęła w progu, nie pierwszy raz niepewna, co ze sobą zrobić. Po raz
wtóry zaczęła wątpić w to, czy przyjście do tego mieszkania było dobrym
pomysłem, ale prawie natychmiast odrzuciła od siebie tę myśl. Teraz i tak
nie miała innego wyboru, zresztą nie chciała wychodzić. Problem polegał na tym,
że tak naprawdę nie przygotowała się na to spotkanie, do ostatniej chwili
przekonana, że straci czas.
Zauważyła
ruch, a chwilę później tuż u jej boku zmaterializował się Oliver.
Nieśmiertelny wciąż wyglądał na zadowolonego z jej pojawienia się, ale
jego entuzjazm wyraźnie przygasł, kiedy zaczął śledzić ruchy Claudii. Rzucił
Claire pytające spojrzenie, jednak ta jedynie nieznacznie potrząsnęła głową.
Nie miała pojęcia, w jaki sposób wytłumaczyć mu coś, czego sama nie
rozumiała.
– Powiesz
coś w końcu? – Głos wampirzycy skutecznie sprowadził ją na ziemię. Kobieta
w końcu się zatrzymała, błyskawicznie zwracając w jej stronę. –
Powiedziałaś, że dowiedziałaś się kilku rzeczy. Chwilowo nie mam nastroju na
zagadki, więc gdybyś była taka dobra i przeszła do rzeczy…
–
Wiedziałaś, że jesteśmy spokrewnione?
To było
pierwsze pytanie, które przyszło jej do głowy. Dopiero w chwili, w której
Claudia zamarła, tylko cudem nie wypuszczając notesu z rąk, dotarło do
niej, że wypowiedziała je na głos. Przez moment doświadczyła aż nazbyt silnego déjà vu, aż za dobrze pamiętając, jak
kilka lat wcześniej musiała przeprowadzić podobną rozmowę z Rufusem.
Różnica polegała na tym, że wtedy nawet nie próbowała pytać – nie o to ile
tak naprawdę wiedział i co ukrywał.
Odpowiedziała
jej cisza. To w gruncie rzeczy tłumaczyło wszystko, zresztą jak i to,
że Claudia nagle uciekła wzrokiem gdzieś w bok.
– Nieważne.
– Claire z niedowierzaniem potrząsnęła głową. – Chociaż twierdziłaś, że
nie spotkałaś mojego ojca wcześniej. Ja…
– Bo nie
spotkałam – ucięła stanowczym tonem Claudia. – Nie z jego powodu
przyjechałam do Miasta Nocy, ale to też już wiesz. Trudno, bym nie wiedziała
przez kogo umarła moja matka… I nie, nie robię niczego z żalu czy
zemsty, o ile coś takiego przyszło co do głowy – dodała pośpiesznie. – Po
takim czasie to i tak nie ma znaczenia.
Coś w jej
słowach dało jej do myślenia. Z jakiegoś powodu wydały się Claire szczere,
zwłaszcza że Claudia tak naprawdę nie miała żadnego interesu w tym, by się
przed nią tłumaczyć, a tym bardziej kłamać. Z taką bezpośredniością
mówiła o Isabeau, że to po prostu wydawało się nienaturalne. Z drugiej
strony…
Obie
milczały przez dłuższą chwilę. Tym razem wampirzyca nie próbowała jej poganiać,
choć było coś nerwowego w sposobie, w jaki nagle zaczęła postukiwać w okładkę
notesu.
– Więc
teraz ja zapytam – odezwała się ponownie kobieta. Claire drgnęła, machinalnie
przenosząc wzrok na jej twarz. – On też już wie?
–
Najwyraźniej, chociaż niczego mi nie zdradził. Dowiedziałam się przypadkiem.
– A to
ciekawe…
Po tonie
Claudii trudno było stwierdzić, czy przypadkiem nie ironizowała.
– Mama
wyszukała cię w rejestrach sprzed upadku – dodała z wahaniem Claire,
nie chcąc pozwolić sobie na kolejne chwile milczenia.
Tym razem
doczekała się śmiechu – trochę nerwowego i pełnego niedowierzania, ale
jednak zaskakująco szczerego. Może gdyby nie to, że Claudia wciąż sprawiała
wrażenie chętnej do ucieczki, uznałaby jej reakcję za pozytywną, wręcz
serdeczną.
– A uchowały
się jakieś? Dobra bogini… – wyrwało jej się. – Ale za cierpliwość trzeba ją
pochwalić… Albo upór, skoro zabrnęła aż tam, żeby mnie znaleźć. – Wampirzyca
zawahała się na moment. Ramiona skrzyżowała na piersiach, przy okazji bardziej
stanowczo przygarniając do siebie notatnik. – Za to ty jesteś tutaj. Wytłumacz
mi w czym rzecz, bo nie wierzę, że przyszłaś poplotkować o rodzinie.
– Przez jej twarz przemknął cień. – Zwłaszcza że moja rozpadła się już dawno
temu.
Do tonu na
ułamek sekundy wkradła się gorycz. Claire wyczuła ją zadziwiająco dobrze, choć
wampirzyca wydawała się robić wszystko, byleby nad sobą panować. Wciąż trudno
było jej stwierdzić, co kobieta tak naprawdę myślała o sytuacji i Rufusie.
To nie była nienawiść, a przynajmniej nie odbierała tego w ten
sposób, ale z drugiej strony…
Znów się
zawahała, gorączkowo zastanawiając nad odpowiedzą. Co miała jej powiedzieć?
Jeszcze we Florencji na usta cisnęły jej się dziesiątki pytań, a jednak
kiedy przyszło co do czego, do Claire dotarło, że nie była w stanie
przypomnieć sobie żadnego z nich.
– Więc
dlaczego? – zaryzykowała w końcu. – Powiedziałaś, że kiedy Seth… Mówiłaś o ratunku,
a ja…
– Dalej
proszę.
Zacisnęła
usta. W nieco nieprzytomny sposób spojrzała na Claudię, zaskoczona
sposobem, w jaki ta zdecydowała się jej przerwać.
– Ale…
– Dalej
proszę – powtórzyła z uporem wampirzyca. – Ostatnim razem ustaliłyśmy, że
nie będziemy rozmawiać o tym chłopaku ani Isabeau. Od tej pory nic się nie
zmieniło, jasne?
Tak
naprawdę nie pytała i Claire zdawała sobie z tego sprawę. Korciło ją,
by zaprotestować, ale to wydawało się równie bezsensowne, co i zrozumienie
tej kobiety. Może wszystko brało się ze świadomości tego, kogo miała przed
sobą, ale nagle dotarło do niej, że Claudia i Rufus byli pod pewnymi względami
podobni – choćby wtedy, gdy w grę wchodziło upór. Co prawda Claire nie
miała okazji, by zweryfikować jak to wyglądało w przypadku wampirzycy, ale
podświadomie czuła, że ta wyrzuciłaby ją za drzwi w chwili, w której
zbyt mocno spróbowałaby na nią naciskać.
Ze świstem
wypuściła powietrze. Ojca mogłaby dręczyć, ale tym razem sprawy miały się
zupełnie inaczej. Czuła się tak, jakby stąpała po cienkim lodzie, w każdej
chwili mogąc popełnić błąd.
– W porządku
– powiedziała w końcu. Zaraz po tym pośpiesznie ciągnęła dalej, nie chcąc
pozwolić sobie na to, żeby stchórzyć. – Więc… opowiesz mi o Lily Anne?
Pożałowała
tej wzmianki w chwili, w której pozwoliła, by to pytanie rozbrzmiało,
ale było już za późno, by mogła je wycofać. Och,
nie…, pomyślała w panice, widząc jak oczy Claudii rozszerzają się w geście
niedowierzania. Zawahała się, niemalże pewna, że jednak podjęła najgorszą z możliwych
decyzji, jednak doprowadzając rozmowę do końca – zdecydowanie zbyt szybko i przed
uzyskaniem choćby po części satysfakcjonujących odpowiedzi.
Claudia
cofnęła się o kilka kroków, po czym ciężko opadła na kanapę. To było tak,
jakby nagle zabrakło jej siły, choć w przypadku wampira wydawało się to
niemożliwe. Nawet wciąż tkwiący i boku Claire Oliver drgnął, w ostatniej
chwili powstrzymując się od dopadnięcia do kobiety. Po prostu obserwował jak ta
z wolna unosi drżącą dłoń do ust, na moment je zakrywając.
– Och… –
wyrwało jej się.
Jej głos
zabrzmiał zaskakująco łagodnie, inaczej niż do tej pory. Spuściła wzrok tylko
po to, by po chwili przenieść wzrok na Claire, chociaż – dziewczyna była gotowa
to przysiąc – w tamtej chwili jej nie widziała.
Miała
wrażenie, że minęła cała wieczność, zanim Claudia zdecydowała się odezwać.
– Nie
pamiętam, kiedy ostatnim razem ktoś pytał mnie o mamę… Nie pamiętam,
wiesz? – powtórzyła w zamyśleniu, ostrożnie wypowiadając kolejne słowa.
Wciąż nie dowierzała. – Mam wrażenie, że świat wyparł się Lily Anne dawno temu.
Minęły całe wieki od jej śmierci… Tyle, że chwilami aż wątpię czy istniała… Czy może
to sen? Chociaż jak to jest śnic też już nie pamiętam.
Claire
słuchała jej w milczeniu, niezdolna zdobyć się na jakąkolwiek reakcję. W zasadzie
to brzmiało tak, jakby Claudia nie zwracała się do nikogo konkretnego – mówiła
cicho i niespójnie, myślami wydając się być gdzieś daleko.
Tym
bardziej zaskoczył ją moment, w którym wampirzyca nagle wyciągnęła do niej
rękę.
– Chodź
tutaj.
Nie miała
pewności, czy usłuchanie będzie dobrym pomysłem, ale nie próbowała się
wzbraniać. Nie zaprotestowała, kiedy Claudia bez jakiegokolwiek ostrzeżenia
chwyciła ją za nadgarstek, stanowczo przyciągając do siebie. Serce Claire
podjechało aż do gardła, trzepocąc się szybciej i bardziej nerwowo niż do
tej pory, ale również wtedy nie odezwała się nawet słowem. Robiła wszystko, by
zapanować nad lękiem, choć zarazem ukrycie go okazało się niemożliwe.
Cisza
dzwoniła jej w uszach. W milczeniu obserwowała Claudię, kiedy ta –
wciąż stanowczo ściskając ją za rękę – ułożyła jej dłoń w taki sposób, by
móc przyjrzeć się jej wnętrzu. Kciukiem delikatnie zakreśliła wyróżniające się
na skórze wgłębienia, uważnie śledząc kształt biegnących linii. Coś w jej
zachowaniu skojarzyło jej się z momentem, w którym Issie podczas
Halloween upierała się, że zna się na hiromancji.
– Nie wiem
ile wiesz, skoro z tym do mnie przyszłaś, ale twoje wiersze… Ona też je
pisała. Tworzyła ostrzeżenia, które mogli zrozumieć tylko wybrani, a i to
nie zawsze. W czasach, w którym się wychowałam, wielu to przerażało.
– Claudia zawahała się na moment. Lekko przekrzywiła głowę, uważnie
przypatrując się Claire. – A dla mnie była wzorem. I najpiękniejszą
kobietą na ziemi, chociaż to chyba nic twórczego. Dla dziecka zawsze matka
będzie boginią, chociaż kiedy tak o tym myślę… Wiesz, nie spotkałam silniejszej
istoty od niej. Tak sądziłam, ale może gdyby faktycznie taka była, nie
pozwoliłaby, by zabiła ją ciąża.
Przez twarz
Claudii przemknął cień. Pełna goryczy nuta powróciła, choć wampirzyca prawie
natychmiast wzięła się w garść. Raptownie spoważniała, po czym w końcu
puściła dłoń Claire, jakby dopiero wtedy dotarło do niej, co tak naprawdę
robiła. Odsunęła się – tylko nieznacznie, ale to wystarczyło, by uprzytomnić
dziewczynie, że milczenie i czekanie na rozwój wypadków było najlepszym,
na co mogła się zdecydować.
Claudia
chwilę jeszcze trwała w ciszy, wydając się zastanawiać nad doborem słów.
Jej spojrzenie na powrót skoncentrowało się na haiku, choć w ciągu
zaledwie kilku minut zdążyła przeczytać je przynajmniej ze sto razy.
– Co tak
naprawdę chciałabyś wiedzieć, hm? Nie ma sensu interesować się zmarłymi, więc…
Wzruszyła
ramionami. To brzmiało tak, jakby nagle doszła do wniosku, że w temacie
nie było do powiedzenia niczego więcej.
– To imię
mnie prześladuje. Od dłuższego czasu i… – Claire urwała. Przełknęła z trudem,
świadoma wyłącznie dającej jej się coraz bardziej we znaki suchości w ustach.
– Nie rozumiem siebie. Ani swoich wierszy. Ja…
– Ten
przyniosłaś mnie – przerwała pośpiesznie Claudia. – Dlaczego? Po prostu czułaś?
– No… Nie
zupełnie.
Wampirzyca
zmierzyła ją wzrokiem. Jej oczy pociemniały, co w gruncie rzeczy wydawało
się znaczyć więcej niż jakiekolwiek słowa.
–
Powiedziałam już, że nie mam cierpliwości do gierek – przypomniała cicho
Claudia. – Do tej rozmowy również, więc… przejdź do rzeczy.
– Ja… –
zaczęła, ale zaraz urwała. Wciąż szukała odpowiednich słów, ale prawda była
taka, że zdążyła już zwątpić w ich istnienie. – Chcę wiedzieć, kim jest
Charon… I dlaczego pomylił cię ze mną.
Tym razem
reakcja była natychmiastowa. Aż wzdrygnęła się, w pośpiechu podrywając na
równe nogi i odskakując, kiedy Claudia ruszyła się z miejsca.
Poruszała się tak błyskawicznie i gwałtownie, że Claire ledwo była w stanie
nadążyć nad jej kolejnymi ruchami. Usłyszała jedynie huk, kiedy ozdobny
notatnik jedynak wylądował na podłodze, kiedy wampirzyca upuściła go z rąk.
Doszedł ją
dziwny, trudny do zidentyfikowania dźwięk – coś z pogranicza warknięcia i rozdzierającego
szlochu. Choć zdawała sobie sprawę z tego, że ten wyrwał się z piersi
Claudii, nie dowierzała, zwłaszcza że odgłos w niczym nie przypominał
czegoś, co mógłby wydać z siebie człowiek. Kolejny raz pożałowała swoich
słów, bezpośredniości i wizyty, ale i na to nie miała już wpływu.
Prawda była taka, że nie miała wyboru – i że zrobiła jedyne, co w tej
sytuacji wydawało się słuszne.
– Claudio…
Wampirzyca
nawet nie zwróciła na nią uwagi. Nagle zastygła na samym środku pokoju,
oddychając szybko i płytko, i wyglądając przy tym tak, jakby na
drodze napotkała na jakąś niewidzialną przeszkodę. Zwiesiła ramiona; palce raz
po raz to rozprostowywała, to znów zaciskała w pięści.
– Nie… –
wyszeptała tak cicho, że Claire dosłownie musiała czytać z ruchu jej warg.
– Och, nie, nie, nie…
Powtarzała
te słowo niczym mantrę, mamrocząc je tak szybko i niewyraźnie, że w pewniej
chwili zlało się w jakiś niezrozumiały, jednostajny jęk. Przez cały ten
czas rozszerzonymi, niewidzącymi oczami wpatrywała się w przestrzeń.
Wyglądała jak obłąkana – po prostu szalona, choć nie w taki sposób, by
Claire zaczęła obawiać się o własne bezpieczeństwo. Jeśli o kogoś się
martwiła, to wyłącznie o wampirzycę, nagle zaczynając wątpić w to,
czy ta przypadkiem nie zamierzała zrobić czegoś głupiego.
Nie
zarejestrowała momentu, w którym Claudia tak po prostu upadła. W jednej
chwili stała, w następnej ciężko osuwając się na kolana – i to tylko
po to, by wpaść wprost w ramiona Olivera, kiedy ten błyskawicznie do niej
dopadł. Gdyby doszło do tego zaledwie piętnaście minut wcześniej, wampirzyca
jak nic by go od siebie odepchnęła, ale ostatecznie nic podobnego nie miało
miejsca. W zamian ostatecznie coś w niej pękło, a potem wybuchła
niepohamowanym, pozbawionym łez płaczem, kurczowo tuląc się do chłopaka,
zupełnie jakby jego ramiona dawały jej choć złudne poczucie bezpieczeństwa. Po
prostu przygarnął ją do siebie, miarowo kołysząc i zachowując tak
spokojnie, jakby właśnie doświadczał czegoś najnormalniejszego na świecie.
Claire była
w stanie co najwyżej patrzeć. Tkwiła w bezruchu, oddychając szybko i płytko,
a przy tym czując się co najwyżej jak intruz. Tak naprawdę jakaś jej cząstka
pragnęła się wycofać – ot tak ruszyć ku drzwiom, a potem jak najszybciej
wypaść na zewnątrz. Choć nie zrobiła niczego złego, widząc Claudię w takim
stanie poczuła się co najmniej nieswojo. To, że niczego nie rozumiała, jedynie
komplikowało sytuację.
Przenikliwe
spojrzenie lśniących Olivera przekonało ją do tego, by zostać w miejscu. Z wahaniem
spojrzała na pół-wampira, momentalnie jeszcze bardziej zagubiona.
– Co mam
zrobić? – zapytała spiętym tonem. W tamtej chwili żałowała, że nie
dysponowała telepatycznymi zdolnościami, zwłaszcza że nie miała co liczyć na
nawet najbardziej lakoniczną karteczkę z odpowiedzią. – Claudio… – dodała,
robiąc niepewny krok na przód.
Miała
skoczyć po krew? Gdyby w grę wchodził panikujący człowiek, popędziłaby po
wodę albo zaczęła szukać szafki z lekami, w nadziei na znalezienie
czegoś na uspokojenie, ale tym razem takie rozwiązanie nie wchodziło w grę.
Obserwowała wampirzycę, choć wcale nie miała poczucia, że do czynienia mogłaby
mieć z istotą nieśmiertelną. Claudia wyglądała jej na zadziwiająco kruchą,
delikatną i bardzo, ale to bardzo przerażoną.
Zesztywniała,
kiedy kobieta nagle poderwała głowę, spoglądając wprost na nią. Wciąż kurczowo tuliła
się do Olivera, chyba tylko cudem nie gruchocząc mu kości.
– Zostań –
wychrypiała tak cicho, że ledwo dało się ją zrozumieć. Claire nie była w stanie
stwierdzić czy zwracała się do niej, czy może obejmującego ją nieśmiertelnego. –
Ja zaraz… Dajcie mi chwilę.
I tak nie
mieli większego wyboru. Oliver nawet nie drgnął, wciąż spokojnie siedząc i odsuwając
się dopiero wtedy, gdy wampirzyca dała mu do zrozumienia, że potrzebuje więcej swobody.
Jego oczy wciąż wydawały się zaskakująco wręcz łagodne i troskliwe, co
dało Claire do myślenia. Jego zachowanie względem Claudii od samego początku
miało w sobie coś, czego nie rozumiała. Podążał za nią niczym cień, choć kobieta
niemalże na każdym kroku podkreślała, że tego nie chce – i że powinien dać
jej spokój. Z drugiej strony, choć bez wątpienia byłaby w stanie pozbyć
się niechcianego towarzystwa, z jakiegoś powodu tego nie robiła, po prostu
trwając w tym dziwnym układzie.
Jej też z jakiegoś
powodu nie odpędziła raz a dobrze. Mówiła jedno, a robiła drugie i to
dało Claire do myślenia bardziej niż cokolwiek innego.
Claudia
wzięła kilka głębszych wdechów, w końcu zaczynając nad sobą panować. Mimo
wszystko nie od razu otrząsnęła się na tyle, by zdołać dźwignąć się na nogi.
Tym razem bardziej stanowczo odsunęła od siebie Olivera, o własnych siłach
podnosząc do pozycji pionowej – i to tylko po to, by po chwili znów opaść na
kanapę. Z westchnieniem ukryła twarz w dłoniach, pocierając skronie i wciąż
skupiając na oddychaniu, zupełnie jakby nagle rozbolała ją głowa, choć i to
w przypadku wampirzycy nie powinno być możliwe.
– O bogini,
wybaczcie mi – westchnęła, z uporem unikając spoglądania na kogokolwiek. –
Ja po prostu… Chociaż to teraz nieważne – stwierdziła po chwili wahania. –
Powinnam była się tego spodziewać.
– Claudio… –
zaczęła po raz wtóry Claire, ale doczekała się wyłącznie tego, że ta potrząsnęła
głową.
– Nie chcę
rozmawiać. Nie teraz i nie o tym – ucięła stanowczo. – Poprosiłabym,
żebyś już sobie poszła, ale najpierw… Powiedz mi wszystko, okej? Nie tylko o tym
wiersz. – Westchnęła przeciągle. – Kiedy go spotkałaś? I co masz na myśli
mówiąc, że… pomylił mnie z tobą? – dodała, ostrożnie dobierając słowa.
Wciąż nie
wyglądała na zdolną do jakiejkolwiek sensownej rozmowy. W zasadzie Claire
była gotowa przysiąc, że cokolwiek, co wiązało się z Charonem, przerażało
kobietę zbyt mocno, by chciała o tym choćby słuchać. Mogła tylko zgadywać,
co to oznaczało, ale mimo wszystko zdecydowała się odpowiedzieć, zwłaszcza że
Claudia nie brzmiała jak ktoś, kto pytał tylko po to, by podtrzymać rozmowę.
– Spędziłam
sporo czasu we Florencji. Tam mieszka jedna ze znajomych Dimitra i…
– Do rzeczy.
Claire
skinęła głową. Próbowała dobierać słowa jak najdelikatniej i z rozmysłem,
ale Claudia najwyraźniej oczekiwała czegoś innego.
– Wiem, że
wcześniej pojawił się w twierdzy wilkołaków w Lille. Moja kuzynka… ma
z nimi sporo wspólnego. A potem z jakiegoś powodu podążył za Alessią
aż do Miasta Nocy. Wiem, że uśmiercił pół straży. – Zacisnęła usta. Nawet
mówienie o wszystkich tych rzeczach brzmiało źle. – Zginęło wiele osób.
Myśleliśmy, że poluje na Ali, ale później… Zakłócił ceremonię. I omal nie
zabił Alessi.
– „Omal”
jest tu kluczowe – wtrąciła grobowym tonem Claudia. – To do niego niepodobne,
by zostawiać przy życiu kogoś, komu życzy śmierci… Chyba że nie podążał za
twoją kuzynką – dodała, choć brzmiało to raczej jak stwierdzenie faktów, których
była pewna.
Jak dobrze go znasz…?
Claire
wcale nie była pewna, czy chciała poznać odpowiedź akurat na to pytanie.
– Potem
pojawił się we Florencji. I… jestem pewna, że szukał ciebie – podjęła,
ostrożnie dobierając słowa. Nie skomentowała tego, że w odpowiedzi Claudia
drgnęła, zupełnie jakby nagle poraził ją prąd. – Niewiele pamiętam, ale
zaskoczyło go, że nie jestem tobą. On pierwszy powiedział, że w moich
żyłach krąży krew Lily Anne. Ja…
– Na litość
Selene – jęknęła Claudia. Zaraz po tym poderwała głowę i spojrzała wprost
na Claire. – Idź już, co? Tylko bądź ostrożna. Będę potrzebowała… trochę czasu
i… – Przełknęła z trudem. Nagle poderwała się w kanapy, by podnieść
wciąż zalegający na podłodze notatnik. – Masz coś do pisania? Dam ci mój numer.
Odezwę się, gdy będę gotowa albo… Och, gdyby stało się coś ważnego, wiesz gdzie
mnie szukać.
Jeszcze
kiedy mówiła, otworzyła notes na pustej stronie. Bez zbędnych komentarzy
przyjęła od Claire zawieszony przy bransoletce pisak, by starannym, drobnym
charakterem pisma nakreślić na papierze kolejne cyfry. To wciąż brzmiało jak abstrakcja
– jej zachowanie, tożsamość i fakt, że zachowywała się tak, jakby chciała
doprowadzić do kolejnego spotkania.
– Ty… nie
wyjeżdżasz? – zapytała Claire, gdy tylko wampirzyca wcisnęła jej zeszyt do rąk.
– Myślałam…
– Już nie
mam po co. – Claudia potrząsnęła głową. – Odprowadź ją, Oliverze. Najlepiej aż
do samego domu. Ja potrzebuję czasu, żeby pomyśleć.
Coś w tych
słowach przyprawiło Claire o dreszcze. Jakby tego było mało, ani jej, ani
Oliverowi nie przyszło do głowy, by zaprotestować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz