12 maja 2019

Dwieście osiemdziesiąt cztery

Claire
Claudia wyglądała na co najmniej zdenerwowaną. Krążyła nerwowo, miotając się  na prawo i lewo, i wciąż wpatrując w notatnik. Zaglądała do niego raz po raz, chociaż Claire mogła się założyć, że z wampirzą pamięcią zdążyła zapamiętać treść wiersza już po pierwszym przeczytaniu.
Dziewczyna przystanęła w progu, nie pierwszy raz niepewna, co ze sobą zrobić. Po raz wtóry zaczęła wątpić w to, czy przyjście do tego mieszkania było dobrym pomysłem, ale prawie natychmiast odrzuciła od siebie tę myśl. Teraz i tak nie miała innego wyboru, zresztą nie chciała wychodzić. Problem polegał na tym, że tak naprawdę nie przygotowała się na to spotkanie, do ostatniej chwili przekonana, że straci czas.
Zauważyła ruch, a chwilę później tuż u jej boku zmaterializował się Oliver. Nieśmiertelny wciąż wyglądał na zadowolonego z jej pojawienia się, ale jego entuzjazm wyraźnie przygasł, kiedy zaczął śledzić ruchy Claudii. Rzucił Claire pytające spojrzenie, jednak ta jedynie nieznacznie potrząsnęła głową. Nie miała pojęcia, w jaki sposób wytłumaczyć mu coś, czego sama nie rozumiała.
– Powiesz coś w końcu? – Głos wampirzycy skutecznie sprowadził ją na ziemię. Kobieta w końcu się zatrzymała, błyskawicznie zwracając w jej stronę. – Powiedziałaś, że dowiedziałaś się kilku rzeczy. Chwilowo nie mam nastroju na zagadki, więc gdybyś była taka dobra i przeszła do rzeczy…
– Wiedziałaś, że jesteśmy spokrewnione?
To było pierwsze pytanie, które przyszło jej do głowy. Dopiero w chwili, w której Claudia zamarła, tylko cudem nie wypuszczając notesu z rąk, dotarło do niej, że wypowiedziała je na głos. Przez moment doświadczyła aż nazbyt silnego déjà vu, aż za dobrze pamiętając, jak kilka lat wcześniej musiała przeprowadzić podobną rozmowę z Rufusem. Różnica polegała na tym, że wtedy nawet nie próbowała pytać – nie o to ile tak naprawdę wiedział i co ukrywał.
Odpowiedziała jej cisza. To w gruncie rzeczy tłumaczyło wszystko, zresztą jak i to, że Claudia nagle uciekła wzrokiem gdzieś w bok.
– Nieważne. – Claire z niedowierzaniem potrząsnęła głową. – Chociaż twierdziłaś, że nie spotkałaś mojego ojca wcześniej. Ja…
– Bo nie spotkałam – ucięła stanowczym tonem Claudia. – Nie z jego powodu przyjechałam do Miasta Nocy, ale to też już wiesz. Trudno, bym nie wiedziała przez kogo umarła moja matka… I nie, nie robię niczego z żalu czy zemsty, o ile coś takiego przyszło co do głowy – dodała pośpiesznie. – Po takim czasie to i tak nie ma znaczenia.
Coś w jej słowach dało jej do myślenia. Z jakiegoś powodu wydały się Claire szczere, zwłaszcza że Claudia tak naprawdę nie miała żadnego interesu w tym, by się przed nią tłumaczyć, a tym bardziej kłamać. Z taką bezpośredniością mówiła o Isabeau, że to po prostu wydawało się nienaturalne. Z drugiej strony…
Obie milczały przez dłuższą chwilę. Tym razem wampirzyca nie próbowała jej poganiać, choć było coś nerwowego w sposobie, w jaki nagle zaczęła postukiwać w okładkę notesu.
– Więc teraz ja zapytam – odezwała się ponownie kobieta. Claire drgnęła, machinalnie przenosząc wzrok na jej twarz. – On też już wie?
– Najwyraźniej, chociaż niczego mi nie zdradził. Dowiedziałam się przypadkiem.
– A to ciekawe…
Po tonie Claudii trudno było stwierdzić, czy przypadkiem nie ironizowała.
– Mama wyszukała cię w rejestrach sprzed upadku – dodała z wahaniem Claire, nie chcąc pozwolić sobie na kolejne chwile milczenia.
Tym razem doczekała się śmiechu – trochę nerwowego i pełnego niedowierzania, ale jednak zaskakująco szczerego. Może gdyby nie to, że Claudia wciąż sprawiała wrażenie chętnej do ucieczki, uznałaby jej reakcję za pozytywną, wręcz serdeczną.
– A uchowały się jakieś? Dobra bogini… – wyrwało jej się. – Ale za cierpliwość trzeba ją pochwalić… Albo upór, skoro zabrnęła aż tam, żeby mnie znaleźć. – Wampirzyca zawahała się na moment. Ramiona skrzyżowała na piersiach, przy okazji bardziej stanowczo przygarniając do siebie notatnik. – Za to ty jesteś tutaj. Wytłumacz mi w czym rzecz, bo nie wierzę, że przyszłaś poplotkować o rodzinie. – Przez jej twarz przemknął cień. – Zwłaszcza że moja rozpadła się już dawno temu.
Do tonu na ułamek sekundy wkradła się gorycz. Claire wyczuła ją zadziwiająco dobrze, choć wampirzyca wydawała się robić wszystko, byleby nad sobą panować. Wciąż trudno było jej stwierdzić, co kobieta tak naprawdę myślała o sytuacji i Rufusie. To nie była nienawiść, a przynajmniej nie odbierała tego w ten sposób, ale z drugiej strony…
Znów się zawahała, gorączkowo zastanawiając nad odpowiedzą. Co miała jej powiedzieć? Jeszcze we Florencji na usta cisnęły jej się dziesiątki pytań, a jednak kiedy przyszło co do czego, do Claire dotarło, że nie była w stanie przypomnieć sobie żadnego z nich.
– Więc dlaczego? – zaryzykowała w końcu. – Powiedziałaś, że kiedy Seth… Mówiłaś o ratunku, a ja…
– Dalej proszę.
Zacisnęła usta. W nieco nieprzytomny sposób spojrzała na Claudię, zaskoczona sposobem, w jaki ta zdecydowała się jej przerwać.
– Ale…
– Dalej proszę – powtórzyła z uporem wampirzyca. – Ostatnim razem ustaliłyśmy, że nie będziemy rozmawiać o tym chłopaku ani Isabeau. Od tej pory nic się nie zmieniło, jasne?
Tak naprawdę nie pytała i Claire zdawała sobie z tego sprawę. Korciło ją, by zaprotestować, ale to wydawało się równie bezsensowne, co i zrozumienie tej kobiety. Może wszystko brało się ze świadomości tego, kogo miała przed sobą, ale nagle dotarło do niej, że Claudia i Rufus byli pod pewnymi względami podobni – choćby wtedy, gdy w grę wchodziło upór. Co prawda Claire nie miała okazji, by zweryfikować jak to wyglądało w przypadku wampirzycy, ale podświadomie czuła, że ta wyrzuciłaby ją za drzwi w chwili, w której zbyt mocno spróbowałaby na nią naciskać.
Ze świstem wypuściła powietrze. Ojca mogłaby dręczyć, ale tym razem sprawy miały się zupełnie inaczej. Czuła się tak, jakby stąpała po cienkim lodzie, w każdej chwili mogąc popełnić błąd.
– W porządku – powiedziała w końcu. Zaraz po tym pośpiesznie ciągnęła dalej, nie chcąc pozwolić sobie na to, żeby stchórzyć. – Więc… opowiesz mi o Lily Anne?
Pożałowała tej wzmianki w chwili, w której pozwoliła, by to pytanie rozbrzmiało, ale było już za późno, by mogła je wycofać. Och, nie…, pomyślała w panice, widząc jak oczy Claudii rozszerzają się w geście niedowierzania. Zawahała się, niemalże pewna, że jednak podjęła najgorszą z możliwych decyzji, jednak doprowadzając rozmowę do końca – zdecydowanie zbyt szybko i przed uzyskaniem choćby po części satysfakcjonujących odpowiedzi.
Claudia cofnęła się o kilka kroków, po czym ciężko opadła na kanapę. To było tak, jakby nagle zabrakło jej siły, choć w przypadku wampira wydawało się to niemożliwe. Nawet wciąż tkwiący i boku Claire Oliver drgnął, w ostatniej chwili powstrzymując się od dopadnięcia do kobiety. Po prostu obserwował jak ta z wolna unosi drżącą dłoń do ust, na moment je zakrywając.
– Och… – wyrwało jej się.
Jej głos zabrzmiał zaskakująco łagodnie, inaczej niż do tej pory. Spuściła wzrok tylko po to, by po chwili przenieść wzrok na Claire, chociaż – dziewczyna była gotowa to przysiąc – w tamtej chwili jej nie widziała.
Miała wrażenie, że minęła cała wieczność, zanim Claudia zdecydowała się odezwać.
– Nie pamiętam, kiedy ostatnim razem ktoś pytał mnie o mamę… Nie pamiętam, wiesz? – powtórzyła w zamyśleniu, ostrożnie wypowiadając kolejne słowa. Wciąż nie dowierzała. – Mam wrażenie, że świat wyparł się Lily Anne dawno temu. Minęły całe wieki od jej śmierci… Tyle,  że chwilami aż wątpię czy istniała… Czy może to sen? Chociaż jak to jest śnic też już nie pamiętam.
Claire słuchała jej w milczeniu, niezdolna zdobyć się na jakąkolwiek reakcję. W zasadzie to brzmiało tak, jakby Claudia nie zwracała się do nikogo konkretnego – mówiła cicho i niespójnie, myślami wydając się być gdzieś daleko.
Tym bardziej zaskoczył ją moment, w którym wampirzyca nagle wyciągnęła do niej rękę.
– Chodź tutaj.
Nie miała pewności, czy usłuchanie będzie dobrym pomysłem, ale nie próbowała się wzbraniać. Nie zaprotestowała, kiedy Claudia bez jakiegokolwiek ostrzeżenia chwyciła ją za nadgarstek, stanowczo przyciągając do siebie. Serce Claire podjechało aż do gardła, trzepocąc się szybciej i bardziej nerwowo niż do tej pory, ale również wtedy nie odezwała się nawet słowem. Robiła wszystko, by zapanować nad lękiem, choć zarazem ukrycie go okazało się niemożliwe.
Cisza dzwoniła jej w uszach. W milczeniu obserwowała Claudię, kiedy ta – wciąż stanowczo ściskając ją za rękę – ułożyła jej dłoń w taki sposób, by móc przyjrzeć się jej wnętrzu. Kciukiem delikatnie zakreśliła wyróżniające się na skórze wgłębienia, uważnie śledząc kształt biegnących linii. Coś w jej zachowaniu skojarzyło jej się z momentem, w którym Issie podczas Halloween upierała się, że zna się na hiromancji.
– Nie wiem ile wiesz, skoro z tym do mnie przyszłaś, ale twoje wiersze… Ona też je pisała. Tworzyła ostrzeżenia, które mogli zrozumieć tylko wybrani, a i to nie zawsze. W czasach, w którym się wychowałam, wielu to przerażało. – Claudia zawahała się na moment. Lekko przekrzywiła głowę, uważnie przypatrując się Claire. – A dla mnie była wzorem. I najpiękniejszą kobietą na ziemi, chociaż to chyba nic twórczego. Dla dziecka zawsze matka będzie boginią, chociaż kiedy tak o tym myślę… Wiesz, nie spotkałam silniejszej istoty od niej. Tak sądziłam, ale może gdyby faktycznie taka była, nie pozwoliłaby, by zabiła ją ciąża.
Przez twarz Claudii przemknął cień. Pełna goryczy nuta powróciła, choć wampirzyca prawie natychmiast wzięła się w garść. Raptownie spoważniała, po czym w końcu puściła dłoń Claire, jakby dopiero wtedy dotarło do niej, co tak naprawdę robiła. Odsunęła się – tylko nieznacznie, ale to wystarczyło, by uprzytomnić dziewczynie, że milczenie i czekanie na rozwój wypadków było najlepszym, na co mogła się zdecydować.
Claudia chwilę jeszcze trwała w ciszy, wydając się zastanawiać nad doborem słów. Jej spojrzenie na powrót skoncentrowało się na haiku, choć w ciągu zaledwie kilku minut zdążyła przeczytać je przynajmniej ze sto razy.
– Co tak naprawdę chciałabyś wiedzieć, hm? Nie ma sensu interesować się zmarłymi, więc…
Wzruszyła ramionami. To brzmiało tak, jakby nagle doszła do wniosku, że w temacie nie było do powiedzenia niczego więcej.
– To imię mnie prześladuje. Od dłuższego czasu i… – Claire urwała. Przełknęła z trudem, świadoma wyłącznie dającej jej się coraz bardziej we znaki suchości w ustach. – Nie rozumiem siebie. Ani swoich wierszy. Ja…
– Ten przyniosłaś mnie – przerwała pośpiesznie Claudia. – Dlaczego? Po prostu czułaś?
– No… Nie zupełnie.
Wampirzyca zmierzyła ją wzrokiem. Jej oczy pociemniały, co w gruncie rzeczy wydawało się znaczyć więcej niż jakiekolwiek słowa.
– Powiedziałam już, że nie mam cierpliwości do gierek – przypomniała cicho Claudia. – Do tej rozmowy również, więc… przejdź do rzeczy.
– Ja… – zaczęła, ale zaraz urwała. Wciąż szukała odpowiednich słów, ale prawda była taka, że zdążyła już zwątpić w ich istnienie. – Chcę wiedzieć, kim jest Charon… I dlaczego pomylił cię ze mną.
Tym razem reakcja była natychmiastowa. Aż wzdrygnęła się, w pośpiechu podrywając na równe nogi i odskakując, kiedy Claudia ruszyła się z miejsca. Poruszała się tak błyskawicznie i gwałtownie, że Claire ledwo była w stanie nadążyć nad jej kolejnymi ruchami. Usłyszała jedynie huk, kiedy ozdobny notatnik jedynak wylądował na podłodze, kiedy wampirzyca upuściła go z rąk.
Doszedł ją dziwny, trudny do zidentyfikowania dźwięk – coś z pogranicza warknięcia i rozdzierającego szlochu. Choć zdawała sobie sprawę z tego, że ten wyrwał się z piersi Claudii, nie dowierzała, zwłaszcza że odgłos w niczym nie przypominał czegoś, co mógłby wydać z siebie człowiek. Kolejny raz pożałowała swoich słów, bezpośredniości i wizyty, ale i na to nie miała już wpływu. Prawda była taka, że nie miała wyboru – i że zrobiła jedyne, co w tej sytuacji wydawało się słuszne.
– Claudio…
Wampirzyca nawet nie zwróciła na nią uwagi. Nagle zastygła na samym środku pokoju, oddychając szybko i płytko, i wyglądając przy tym tak, jakby na drodze napotkała na jakąś niewidzialną przeszkodę. Zwiesiła ramiona; palce raz po raz to rozprostowywała, to znów zaciskała w pięści.
– Nie… – wyszeptała tak cicho, że Claire dosłownie musiała czytać z ruchu jej warg. – Och, nie, nie, nie…
Powtarzała te słowo niczym mantrę, mamrocząc je tak szybko i niewyraźnie, że w pewniej chwili zlało się w jakiś niezrozumiały, jednostajny jęk. Przez cały ten czas rozszerzonymi, niewidzącymi oczami wpatrywała się w przestrzeń. Wyglądała jak obłąkana – po prostu szalona, choć nie w taki sposób, by Claire zaczęła obawiać się o własne bezpieczeństwo. Jeśli o kogoś się martwiła, to wyłącznie o wampirzycę, nagle zaczynając wątpić w to, czy ta przypadkiem nie zamierzała zrobić czegoś głupiego.
Nie zarejestrowała momentu, w którym Claudia tak po prostu upadła. W jednej chwili stała, w następnej ciężko osuwając się na kolana – i to tylko po to, by wpaść wprost w ramiona Olivera, kiedy ten błyskawicznie do niej dopadł. Gdyby doszło do tego zaledwie piętnaście minut wcześniej, wampirzyca jak nic by go od siebie odepchnęła, ale ostatecznie nic podobnego nie miało miejsca. W zamian ostatecznie coś w niej pękło, a potem wybuchła niepohamowanym, pozbawionym łez płaczem, kurczowo tuląc się do chłopaka, zupełnie jakby jego ramiona dawały jej choć złudne poczucie bezpieczeństwa. Po prostu przygarnął ją do siebie, miarowo kołysząc i zachowując tak spokojnie, jakby właśnie doświadczał czegoś najnormalniejszego na świecie.
Claire była w stanie co najwyżej patrzeć. Tkwiła w bezruchu, oddychając szybko i płytko, a przy tym czując się co najwyżej jak intruz. Tak naprawdę jakaś jej cząstka pragnęła się wycofać – ot tak ruszyć ku drzwiom, a potem jak najszybciej wypaść na zewnątrz. Choć nie zrobiła niczego złego, widząc Claudię w takim stanie poczuła się co najmniej nieswojo. To, że niczego nie rozumiała, jedynie komplikowało sytuację.
Przenikliwe spojrzenie lśniących Olivera przekonało ją do tego, by zostać w miejscu. Z wahaniem spojrzała na pół-wampira, momentalnie jeszcze bardziej zagubiona.
– Co mam zrobić? – zapytała spiętym tonem. W tamtej chwili żałowała, że nie dysponowała telepatycznymi zdolnościami, zwłaszcza że nie miała co liczyć na nawet najbardziej lakoniczną karteczkę z odpowiedzią. – Claudio… – dodała, robiąc niepewny krok na przód.
Miała skoczyć po krew? Gdyby w grę wchodził panikujący człowiek, popędziłaby po wodę albo zaczęła szukać szafki z lekami, w nadziei na znalezienie czegoś na uspokojenie, ale tym razem takie rozwiązanie nie wchodziło w grę. Obserwowała wampirzycę, choć wcale nie miała poczucia, że do czynienia mogłaby mieć z istotą nieśmiertelną. Claudia wyglądała jej na zadziwiająco kruchą, delikatną i bardzo, ale to bardzo przerażoną.
Zesztywniała, kiedy kobieta nagle poderwała głowę, spoglądając wprost na nią. Wciąż kurczowo tuliła się do Olivera, chyba tylko cudem nie gruchocząc mu kości.
– Zostań – wychrypiała tak cicho, że ledwo dało się ją zrozumieć. Claire nie była w stanie stwierdzić czy zwracała się do niej, czy może obejmującego ją nieśmiertelnego. – Ja zaraz… Dajcie mi chwilę.
I tak nie mieli większego wyboru. Oliver nawet nie drgnął, wciąż spokojnie siedząc i odsuwając się dopiero wtedy, gdy wampirzyca dała mu do zrozumienia, że potrzebuje więcej swobody. Jego oczy wciąż wydawały się zaskakująco wręcz łagodne i troskliwe, co dało Claire do myślenia. Jego zachowanie względem Claudii od samego początku miało w sobie coś, czego nie rozumiała. Podążał za nią niczym cień, choć kobieta niemalże na każdym kroku podkreślała, że tego nie chce – i że powinien dać jej spokój. Z drugiej strony, choć bez wątpienia byłaby w stanie pozbyć się niechcianego towarzystwa, z jakiegoś powodu tego nie robiła, po prostu trwając w tym dziwnym układzie.
Jej też z jakiegoś powodu nie odpędziła raz a dobrze. Mówiła jedno, a robiła drugie i to dało Claire do myślenia bardziej niż cokolwiek innego.
Claudia wzięła kilka głębszych wdechów, w końcu zaczynając nad sobą panować. Mimo wszystko nie od razu otrząsnęła się na tyle, by zdołać dźwignąć się na nogi. Tym razem bardziej stanowczo odsunęła od siebie Olivera, o własnych siłach podnosząc do pozycji pionowej – i to tylko po to, by po chwili znów opaść na kanapę. Z westchnieniem ukryła twarz w dłoniach, pocierając skronie i wciąż skupiając na oddychaniu, zupełnie jakby nagle rozbolała ją głowa, choć i to w przypadku wampirzycy nie powinno być możliwe.
– O bogini, wybaczcie mi – westchnęła, z uporem unikając spoglądania na kogokolwiek. – Ja po prostu… Chociaż to teraz nieważne – stwierdziła po chwili wahania. – Powinnam była się tego spodziewać.
– Claudio… – zaczęła po raz wtóry Claire, ale doczekała się wyłącznie tego, że ta potrząsnęła głową.
– Nie chcę rozmawiać. Nie teraz i nie o tym – ucięła stanowczo. – Poprosiłabym, żebyś już sobie poszła, ale najpierw… Powiedz mi wszystko, okej? Nie tylko o tym wiersz. – Westchnęła przeciągle. – Kiedy go spotkałaś? I co masz na myśli mówiąc, że… pomylił mnie z tobą? – dodała, ostrożnie dobierając słowa.
Wciąż nie wyglądała na zdolną do jakiejkolwiek sensownej rozmowy. W zasadzie Claire była gotowa przysiąc, że cokolwiek, co wiązało się z Charonem, przerażało kobietę zbyt mocno, by chciała o tym choćby słuchać. Mogła tylko zgadywać, co to oznaczało, ale mimo wszystko zdecydowała się odpowiedzieć, zwłaszcza że Claudia nie brzmiała jak ktoś, kto pytał tylko po to, by podtrzymać rozmowę.
– Spędziłam sporo czasu we Florencji. Tam mieszka jedna ze znajomych Dimitra i…
– Do rzeczy.
Claire skinęła głową. Próbowała dobierać słowa jak najdelikatniej i z rozmysłem, ale Claudia najwyraźniej oczekiwała czegoś innego.
– Wiem, że wcześniej pojawił się w twierdzy wilkołaków w Lille. Moja kuzynka… ma z nimi sporo wspólnego. A potem z jakiegoś powodu podążył za Alessią aż do Miasta Nocy. Wiem, że uśmiercił pół straży. – Zacisnęła usta. Nawet mówienie o wszystkich tych rzeczach brzmiało źle. – Zginęło wiele osób. Myśleliśmy, że poluje na Ali, ale później… Zakłócił ceremonię. I omal nie zabił Alessi.
– „Omal” jest tu kluczowe – wtrąciła grobowym tonem Claudia. – To do niego niepodobne, by zostawiać przy życiu kogoś, komu życzy śmierci… Chyba że nie podążał za twoją kuzynką – dodała, choć brzmiało to raczej jak stwierdzenie faktów, których była pewna.
Jak dobrze go znasz…?
Claire wcale nie była pewna, czy chciała poznać odpowiedź akurat na to pytanie.
– Potem pojawił się we Florencji. I… jestem pewna, że szukał ciebie – podjęła, ostrożnie dobierając słowa. Nie skomentowała tego, że w odpowiedzi Claudia drgnęła, zupełnie jakby nagle poraził ją prąd. – Niewiele pamiętam, ale zaskoczyło go, że nie jestem tobą. On pierwszy powiedział, że w moich żyłach krąży krew Lily Anne. Ja…
– Na litość Selene – jęknęła Claudia. Zaraz po tym poderwała głowę i spojrzała wprost na Claire. – Idź już, co? Tylko bądź ostrożna. Będę potrzebowała… trochę czasu i… – Przełknęła z trudem. Nagle poderwała się w kanapy, by podnieść wciąż zalegający na podłodze notatnik. – Masz coś do pisania? Dam ci mój numer. Odezwę się, gdy będę gotowa albo… Och, gdyby stało się coś ważnego, wiesz gdzie mnie szukać.
Jeszcze kiedy mówiła, otworzyła notes na pustej stronie. Bez zbędnych komentarzy przyjęła od Claire zawieszony przy bransoletce pisak, by starannym, drobnym charakterem pisma nakreślić na papierze kolejne cyfry. To wciąż brzmiało jak abstrakcja – jej zachowanie, tożsamość i fakt, że zachowywała się tak, jakby chciała doprowadzić do kolejnego spotkania.
– Ty… nie wyjeżdżasz? – zapytała Claire, gdy tylko wampirzyca wcisnęła jej zeszyt do rąk. – Myślałam…
– Już nie mam po co. – Claudia potrząsnęła głową. – Odprowadź ją, Oliverze. Najlepiej aż do samego domu. Ja potrzebuję czasu, żeby pomyśleć.
Coś w tych słowach przyprawiło Claire o dreszcze. Jakby tego było mało, ani jej, ani Oliverowi nie przyszło do głowy, by zaprotestować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa