
Leana
Chyba śniła. Błądziła w ciemnościach,
coraz bardziej zapadając się w pustkę. Uczucie było dziwne i niepokojąco
znajome, choć Leana nie potrafiła sobie przypomnieć, kiedy doświadczyła go po
raz ostatni. Tym bardziej nie była w stanie zrozumieć, skąd brał się
paniczny lęk, który towarzyszył jej przez cały ten czas, ale…
Na pewno nie pamiętasz?
Ten głos…
Rozpoznała go momentalnie, w efekcie przez chwilę czując się tak, jakby
ktoś zdzielił ją czymś ciężkim po głowie. Chciała krzyknąć, ale z jej
piersi nie wyrwał się nawet najcichszy dźwięk. A może w nicości słowa
po prostu nie miały racji bytu? Mogła co najwyżej zgadywać, ale to i tak
nie miało znaczenia. Liczyła się wyłącznie napierająca ze wszystkich stron
pustka – to, ciemność i… palący ból.
Przez
krótką chwilę znów czuła jego dłonie na swoim ciele. Kojący, uwodzicielski
szept, kiedy obiecywał, że jest dla niego ważna – i to tylko po to, by po
chwili przeszyć jej ciało, upuszczając krwi tylko po to, by wezwać Łowcę. Ta
istota powróciła, bo ona…
Ale było coś
jeszcze – odległe wspomnienie, które Leana już dawno wyrzuciła z pamięci.
Nagle wróciło w tak wyraźny, oszałamiający sposób, że to wydawało się
wręcz nieprawdopodobne. Wystarczyło, by kobieta natychmiast zapragnęła paść na
kolana, chwycić się za głowę, a potem już tylko krzyczeć – tak długo aż
jej własny wrzask pozwoliłby uciec jej od tego, czego przecież nie chciała
pamiętać.
Palący ból,
pływ krwi i… samotność.
Umierała w samotności,
bo Beatrycze ją zostawiła…
Obudziła
się gwałtownie, prostując niczym struna i z trudem chwytając oddech.
Obraz na moment zamazał jej się przed oczami, dziwnie zniekształcony, choć
jakaś cząstka Leany wiedziała, że to nie powinno mieć miejsca. Dopiero gdy –
trzęsąc się przy tym na całym ciele – otarła policzki, uprzytomniła sobie, że w którymś
momencie musiała się popłakać. Wspomnienie snu wciąż kłębiło się gdzieś w jej
umyśle, choć robiła wszystko, by trzymać je na dystans – tam, gdzie było jego
miejsce.
Potrzebowała
dłuższej chwili, by nad sobą zapanować. W panice powiodła wzrokiem
dookoła, niespokojnie wodząc wzrokiem dookoła, zanim w pełni uporządkowała
sobie to, co się stało. Siedziała na łóżku w całkowicie obcej, bardzo
ciasnej sypialni – niewielkim pokoiku, w którym meble ustawiono w taki
sposób, że zabrakło miejsca na cokolwiek innego. Dosłownie. Poza niewielką szafką
nocną, porozrzucanymi ciuchami i stosem papierów, których treść i tak
jej nie zainteresowała, nie była w stanie dostrzec niczego.
Jęknęła, po
czym ukryła twarz w dłoniach. Potarła skronie, świadoma wyłącznie
nieprzyjemnego pulsowania w skroniach i wciąż narastającego uścisku w piersi.
Oddychała szybko i płytko, wciąż wytrącona z równowagi i dziwnie
słaba. W gruncie rzeczy marzyła o tym, by na powrót ułożyć się do snu
i odpłynąć na jeszcze kilka godzin, ale nie była w stanie się do tego
zmusić.
Nie, skoro
nie rozpoznawała te miejsca. Co właściwie…?
Wspomnienia
wróciły nagle, wciąż niespójne i trudne do zrozumienia. Przypomniała sobie
wampiry w pelerynach oraz to, jak omal nie wpadła pod pojazd mężczyzny,
który ostatecznie zabrał ją ze sobą. Ulrich… Miał na imię Ulrich, tak? Wszystko
dochodziło do niej jakby z oddali, trudne do uporządkowania i zamazane.
Wyciąganie wniosków okazało się wyzwaniem, które stopniowo zaczynało Leanę przerastać.
Nie powinnaś tutaj być…
Wzdrygnęła
się, co najmniej zaniepokojona myślą, która wdarła się do jej umysłu. Z jej
gardła wyrwało się coś z pogranicza warknięcia i jęku, co jednak nie
zabrzmiało nawet odrobinę groźnie – raczej po prostu żałośnie. Leana skuliła
się na materacu, kołysząc to w przód, to znów w tył. Ciasno objęła się
ramionami, ogarnięta chłodem, którego źródła nawet nie potrafiła określić. Było
jej zimno, choć w mieszkaniu, w którym ostatecznie się znalazła, mróz
już nie dawał jej się we znaki.
Przełknęła z trudem,
przez chwilę gotowa przysiąc, że zwymiotuje – po raz kolejny zresztą. Coś się z nią
działo, przez co czuła się tak, jakby w każdej chwili mogła się rozpaść.
To było dziwne, niepokojące i tak niewłaściwe…
Ale nie powinna
tutaj być. Nie w domu tego mężczyzny, zwłaszcza że niczym nie zasłużył
sobie na to, by ściągać na niego niebezpieczeństwo. Z całą mocą dotarło do
niej, że właśnie z tym wiązała się dla niego jej obecność. Gdyby tamte
istoty ruszyły ich śladem…
Spróbowała
się podnieść, choć to okazało się co najmniej marnym pomysłem. Kolana ugięły
się pod nią, ledwo tylko spróbowała stanąć na nogi. Zachwiała się, utrzymując
równowagę tylko dzięki temu, że w porę uchwyciła się krawędzi szafki
nocnej, tylko cudem nie zrzucając z blatu części zalegających tam rzeczy. Z bijącym
sercem powiodła wzrokiem dookoła, po czym spróbowała odzyskać równowagę i ruszyć
ku wyjściu. Droga tak naprawdę i tak była tylko jedna, o ile nie
zamierzała opuścić mieszkania oknem.
Musiała stąd
wyjść. Nieważne, że choć przez moment poczuła się bezpiecznie, nawet mimo
dezorientacji, która dosięgła ją zaraz po otwarciu oczu. Nie powinnaś tutaj być, tłukło jej się w głowie i naprawdę
w to wierzyła. Nie miała pojęcia czy to jej własna podświadomość, sztuczki
Ciemności czy może Łowca. Ten ostatni zniknął już jakiś czas temu, ale skoro
prędzej czy później miał po nią wrócić, wolała być gotowa na każdą ewentualność.
Sęk w tym, że powody i tak nie miały znaczenia, skoro Leana wiedziała
swoje.
Prawda była
taka, że powinna uciekać. Teraz, natychmiast. I tak była wdzięczna za to,
że miała okazję choć chwilę odpocząć, zwłaszcza że jej ludzki wybawca nie był jej
niczego winien.
Ludzki…
Jej samej
było niepokojąco daleko do tego stanu.
Przełknęła z trudem,
kiedy do głosu na powrót doszedł głód. Skrzywiła się, nie pierwszy raz mając
dość nieprzyjemnego palenia. Momentalnie pożałowała, że już nie miała przy
sobie butelki z wodą, którą dostała jeszcze w pojeździe. Nie
pamiętała, co z nią zrobiła, w gruncie rzeczy ledwo będąc w stanie
otworzyć w pamięci to, co stało się, zanim straciła przytomność. Wciąż czuła
się źle, ale kiedy spróbowała się skoncentrować, przypomniała sobie, że Ulrich
praktycznie musiał zanieść ją do mieszkania. Po wszystkim i tak skończyła
zapłakana, bliska histerii i targana mdłościami, ale…
Nieważne.
To naprawdę nie było w tamtej chwili istotne.
Gdzieś
jakby z oddali doszły ją ciche głosy, ale nie była w stanie się na
nich skupić. Jej wyostrzone zmysły i tak wychwytywały tak wiele bodźców,
że już przestała się nad nimi zastanawiać. Zbyt wiele wysiłku kosztowało ją
przymuszenie ciała do współpracy, co zdecydowanie nie wróżyło dobrze w kwestii
ewentualnej ucieczki. Miała wrażenie, że w każdej chwili mogłaby upaść,
ale przecież nie mogła pozwolić sobie na słabość. Musiała stąd wyjść, ale…
Bardziej wtoczyła
się niż przeszła do kolejnego pomieszczenia. Ciężko oparła się o ścianę,
tylko dzięki niej wciąż zdolna do utrzymania się w pionie. Choć przeszła
zaledwie kilka kroków, czuła się tak, jakby właśnie wzięła udział w wielogodzinnym
marszu albo – co bardziej adekwatne – wyczerpującym biegu. Z opóźnieniem
dotarło do niej, że ktoś ją obserwował, a zwłaszcza że to, co czuła, nie
było wytworem jej wyobraźni. Co więcej, podsuwane przez zmysły bodźce wcale nie
dochodziły z ulicy, choć i taka możliwość wydawała się prawdopodobna.
Poruszając się
trochę jak w transie, Leana powoli uniosła głowę. Zaraz po tym cofnęła się,
mocniej przywierając do ściany i z obawą spoglądając na intruzów.
Ulricha rozpoznała momentalnie i coś w widoku jej wybawcy sprawiła,
że choć przez krótką chwilę poczuła się lepiej. Ulga miała w sobie coś
kojącego, choć w niczym nie przypominała pełni spokoju, którego kobieta mogłaby
oczekiwać.
Nie miała
pojęcia jakim cudem wcześniej nie zorientowała się, że ciche głosy, które udało
jej się wychwycić, dochodziły z tak bliska. Tym dziwniej poczuła się, gdy
dotarło do niej, że dialog urwał się gwałtownie i to najpewniej z jej
winy. Wciąż mając problem z tym, by skupić na czymkolwiek wzrok, niespokojnie
powiodła wzrokiem po obecnych – Ulrichu i ciemnowłosej kobiecie, którą jak
nic widziała po raz pierwszy. Nie czuła też, by Renesmee mogła ją znać; ciało
czasami reagowało w sposób wystarczająco wymowny, by Leana uznała to za
wskazówkę, ale tym razem nie doświadczyła niczego podobnego.
Bezwiednie
napięła mięśnie. Uwagę mimowolnie skupiła na obcej kobiecie, zwłaszcza że ta
spoglądała na nią w przenikliwy, wyraźnie zaniepokojony sposób. Coś w wyrazie
jej twarzy sprawiło, że Leana momentalnie zapragnęła uciec do sypialni i stamtąd
nie wychodzić. Nie chodziło o to, że jakikolwiek człowiek mógłby ją
skrzywdzić, ale jakoś nie wątpiła, że śmiertelniczka nie darzyła jej sympatią…
Najdelikatniej rzecz ujmując. W zasadzie Leana nagle poczuła nieprzyjemny,
nieco gorzki posmak na języku, a to oznaczało tylko jedno. Może i nie
miała zbyt wiele czasu, by przywyknąć do wampirzego ciała i wyostrzonych
zmysłów, ale doświadczyła dość, by rozpoznać strach.
Za to
niechęć w spojrzeniu nieznajomej mówiła sama za siebie. Ona wiedziała, a skoro
tak…
Leana cofnęła
się o krok. Przynajmniej próbowała, bo gdy tylko spróbowała się ruszyć,
nogi odmówiły jej posłuszeństwa.
– Hej,
powoli – doszło ją jakby z oddali. Czyjaś dłoń zacisnęła się na jej ramieniu,
próbując postawić ją do pionu. – Obudziliśmy cię? Dokąd się wybierasz? –
zaoponował Ulrich, kiedy spróbowała oswobodzić się z jego uścisku.
– Muszę… –
wyrwało jej się. Miała wrażenie, że powtórzyła to jedno słowo jeszcze kilka
razy – niespójnie, bełkotliwie i niemalże błagalnie. – Powinnam…
Nie miała
pojęcia, co mu powiedzieć. Ostatecznie nie zrobiła niczego, w zamian jednak
pozwalając sobie na to, by znów zacząć płakać. Łzy same cisnęły jej się do oczu,
zwłaszcza że już nawet nie próbowała ich powstrzymywać. Słabość wróciła,
zresztą jak i pragnienie, tym bardziej że mężczyzna znalazł się zdecydowanie
zbyt blisko – na tyle, że prócz słodyczy jego krwi, mogła wyraźnie wyczuć jak
ta pulsowała w żyłach.
Tyle że
Leana nie miała nawet siły, by próbować się napić. Wciąż czuła się tak, jakby
jej ciało ważyło tonę – ciągnęło ją ku dołowi, czyniąc każdy kolejny gest coraz
to trudniejszym. Nie była w stanie zaczerpnąć tchu, a jakby tego było
mało…
– Ulrich – usłyszała,
dopiero po chwili pojmując, że to nie ona wypowiedziała jego imię. Głos należał
do obcej kobiety. – Co ty właściwie…?
– Pomożesz
czy nie?
Leana wzdrygnęła
się, co najmniej zaskoczona gniewną nutą, która wkradła się do głosu mężczyzny.
Ton musiał zadziałać również na przybyszkę, bo ta momentalnie zamilkła, już
tylko biernie obserwując. Coś w napięciu, które jak na zawołanie wyczuła
między tą dwoją, sprawiło, że Leana natychmiast zapragnęła zaprotestować i się
wycofać, ale nie była w stanie. Przecież nie musiał się nią przejmować,
zwłaszcza że nie mogła zostać w tym mieszkaniu. Nie powinna.
– Muszę… –
zaczęła raz jeszcze, ale doczekała się wyłącznie przeciągłego westchnienia.
Zaraz po tym Ulrich bardziej stanowczo ujął ją za ramiona.
– Wszystko
dobrze. Jenna cię nie skrzywdzi – zapewnił, rzucając wciąż zastygłej w bezruchu
śmiertelniczce wymowne spojrzenie. – Prawda?
– Ja…
– Jest
rozpalona. I słaba – zniecierpliwił się, bez wahania wchodząc Jennie w słowo.
– Wygląda jakby miała ci coś zrobić?
Coś w jego
słowach sprawiło, że Leana się skrzywiła. Nie zarzucał jej niczego, ale jego
uwagi mówiły same za siebie – w tym to, że jednak mogłaby posunąć się za
daleko i…
Jenna
potrząsnęła głową.
– Wiesz, co
robisz? – zapytała bez przekonania.
W odpowiedzi
doczekała się wyłącznie pozbawionego wesołości śmiechu. Choć wszelakie bodźce
dochodziły do Leany jakby z oddali, zorientowała się, że w głosie Ulricha
pobrzmiewała nieco histeryczna, niepokojąca nuta.
– Nie –
oznajmił z rozbrajającą wręcz szczerością. – Ale sama widzisz, jaka ona
jest ludzka. Co mam twoim zdaniem zrobić?
Na dłuższą
chwilę zapanowała wymowna, przenikliwa cisza. Przynajmniej Leana była gotowa
przysiąc, że Jenna milczała, po prostu ich obserwując. Coś w spojrzeniu śmiertelniczki
sprawiło, że dziewczyna mimowolnie przesunęła się bliżej obejmującego ją
mężczyzny, bez słowa się w niego wtulając. Czuła, że nie powinna,
zwłaszcza że w odpowiedzi ten drgnął i wyprostował się niczym struna,
ale i tak nie mogła się powstrzymać. Jego ramiona… zwiastowały bezpieczeństwo,
a przynajmniej tak odbierała je od chwili, w której zabrał ją z ulicy.
I właśnie dlatego
pragnęła uciec. Powinna odejść, póki jeszcze nie wydarzyło się coś, czego wszyscy
by pożałowali. Chciała, żeby ją puścił i po prostu na to pozwolił, ale nie
była w stanie się ruszyć. Miała wrażenie, że nawet gdyby zaczęła się
wyrywać i szarpać, Ulrich nie zauważyłby w jej ruchach niczego nadzwyczajnego.
Poczuła się
dziwnie, kiedy jego dłoń przesunęła się po jej włosach. Pogłaskał ją po głowie tak,
jakby miał do czynienia z małym dzieckiem, które nieudolnie próbował
pocieszyć.
– Jak sobie
chcesz – mruknął gniewnie. Jego słowa jak nic były skierowane do wciąż milczącej
Jenny. Przynajmniej w to chciała wierzyć Leana, zwłaszcza że gdy chwilę później
mężczyzna zwrócił się bezpośrednio do niej, jego głos złagodniał. – Cii… Ehm,
chodź z powrotem do pokoju, co? Położysz się.
– Muszę… –
zaczęła po raz wtóry, ale tym razem sama zrezygnowała z prób znalezienia
sensownego argumentu na to, by jednak ją wypuścił.
Tak
naprawdę wcale tego nie chciała. Przy nim czuła się bezpiecznie, choć to
przecież nie miało sensu. Ale był dobry – czuła to całą sobą, gotowa przysiąc,
że z jakiegoś powodu trafiła na zdecydowanie zbyt uczynnego mężczyznę. W oszołomieniu
pomyślała nawet, że może to jednak znaczyło, że Bóg wcale jej nie opuścił i to
nawet po tym, co zrobiła w kościele. Jeśli nad nią czuwał…
Myśli prześlizgiwały
się przez jej umysł, zbyt poplątane i zamglone, by mogła je uporządkować.
Na większości z nich bala się skupić, zbytnio zaniepokojona perspektywą
rozczarowania związanego z tym, że mogłyby okazać się co najwyżej fałszywymi
nadziejami. Pewnych możliwości nawet nie chciała brać pod uwagę, niezależnie od
tego, co by się wydarzyło.
Pozwoliła,
by Ulrich pociągnął ją z powrotem do małej sypialni. Uwiesiła się na nim
całym ciałem, choć próbowała utrzymać się na nogach, by nadmiernie mu nie
ciążyć. Chciała wziąć się w garść, ale to nie było proste, zwłaszcza że
nagle zwątpiła w to, co powinna albo w ogóle pragnęła zrobić.
– Och, na
litość boską… Ulrich!
Nawet nie
spojrzał na Jennę. Leana również, choć nie dlatego, że nie chciała. Rozsądek podpowiadał
jej, że lepiej byłoby kontrolować ruchy kogoś, kto najwyraźniej nie życzył jej
dobrze, ale czuła się zbyt oszołomiona, by zdobyć się na coś więcej, prócz chwiejne
stawianie kroków. W efekcie bardziej wyczuła niż faktycznie zauważyła, że
kobieta ruszyła za nimi, decydując się przystanąć w progu sypialni, podczas
gdy Ulrich ostrożnie ułożył Leanę na łóżku.
– Jeśli nie
chcesz pomóc, jedź. Niepotrzebnie cię ściągałem – wymamrotał mężczyzna, unosząc
głowę, by spojrzeć na Jennę. – Mówiłem, że to trochę skomplikowane…
– Trochę! –
powtórzyła z niedowierzaniem.
Mężczyzna potrząsnął
głową.
– Bardzo –
poprawił się niechętnie. – To… dłuższa historia, okej? I nie, nie wiem, co
robię. Ale z nią coś jest nie tak i to mnie martwi.
Leana
spojrzała na niego w oszołomieniu, gdy dotarło do niej, że mówił o niej.
Spróbowała usiąść na materacu, ale w efekcie na powrót wylądowała na
poduszce, pokonana przez zawroty głowy.
Dlaczego
martwił? Nie sądziła, by ten mężczyzna znał Renesmee; w zasadzie była tego
pewna. Dla niego była obca, a jakby tego było mało, Ulrich najpewniej
dobrze wiedział z kim miał do czynienia. Skoro tak, tym bardziej nie
powinien chcieć jej gościć, a jednak…
To nie
miało sensu.
Od dłuższego
czasu nic go nie miało, ale jedno pozostawało dla Leany oczywiste – z jakiegoś
powodu napotkała na swojej drodze swojego osobistego anioła.
Muszę…, pomyślała po raz wtóry, tym razem
nawet nie próbując wypowiadać tego słowa na głos. Może majaczyła, co zwłaszcza
po słowach Ulricha o gorączce wydawało się sensowne, a jednak…
– Będziesz
mi się tłumaczył… Gęsto tłumaczył – oznajmiła spiętym tonem Jenna.
Przynajmniej
tyle Leana wychwyciła z jej słów. Mimowolnie spięła się, kiedy kobieta bez
jakiegokolwiek ostrzeżenia podeszła bliżej, nagle materializując tuż obok
łóżka. Jej ruchy wydawały się zdecydowanie zbyt szybkie i gwałtowne, choć
przecież pozostawały w pełni charakterystyczne dla człowieka. To dla Leany
kolejne bodźce jawiły się jako coś nadto intensywnego i niepokojącego.
Wzdrygnęła
się mimowolnie, kiedy kobieta wyciągnęła ku niej dłoń. Znalazła w sobie
dość siły, by spróbować się odsunąć i skulić na materacu, nie zsuwając się
z łóżka tylko dlatego, że powstrzymały ją dłonie Ulricha.
–
Posłuchaj… Hej, Leano – wymamrotał, wyraźnie zmieszany. Znów zesztywniał, kiedy
dziewczyna przesunęła się bliżej niego, chcąc poczuć się bezpieczniej. Nie
odepchnął jej, ale wyczuła, że swoim zachowaniem skutecznie wytrąciła go z równowagi.
– Jenna chce pomóc. Ona tylko… – Potrząsnął z niedowierzaniem głową. –
Wystraszyłaś ją.
– Ja?! –
obruszyła się Jenna. – To ty próbujesz… Och, nieważne – mruknęła, ale
przynajmniej wycofała się, ograniczając do biernej obserwacji. – Masz… na imię
Leana, tak?
Dziewczyna
zamrugała, słysząc swoje imię w ustach tej kobiety. To, że ta tak po prostu
zwróciła się do niej, również ją zaskoczyło – i to na tyle, że machinalnie
skinęła głową. Zdobyła się zaledwie na lekki, nic nieznaczący ruch, ale Jenna musiała
go zauważyć, bo odezwała się ponownie.
– W porządku
– zaczęła raz jeszcze, ostrożnie dobierając słowa. Mimo wszystko po jej tonie
dało się wyczuć, że sytuacja ją niepokoiła. W zasadzie Leana była pewna,
że ta kobieta wcale nie chciała się wtrącać. – Jestem Jenna… I chcę ci
pomóc, ale najpierw musisz mi pozwolić.
Tym razem
głos kobiety zabrzmiał nieco pewniej, choć nie na tyle, by od razu uwierzyć w jej
słowa. Leana wciąż obserwowała ja nieufnie, bezwiednie zaciskając dłonie w pieści,
kiedy obce palce zacisnęły się na jej nadgarstku. Natychmiast poluzowała
uścisk, próbując nad sobą zapanować, ale to okazało się o wiele
trudniejsze, aniżeli mogłaby sobie tego życzyć.
Jenna westchnęła,
po chwili luzując uścisk.
– Jest
przerażona – stwierdziła, zwracając się do Ulricha. Wydawał się zaskoczona
własnym odkryciem, jakby to, że Leana faktycznie mogłaby się bać, było dla niej
czymś nie do pojęcia. – I faktycznie rozpalona, nawet bardzo, ale… Rany,
nie wiem. To nie jest człowiek – wypaliła, nagle tracąc cierpliwość.
Coś w bezpośredniości
jej słów wystarczyło, by dziewczyna znów poczuła się nieswojo. Przesunęła się
jeszcze bliżej Ulricha, próbując ułożyć się na łóżku w taki sposób, by móc
obserwować jego twarz. Zauważyła, że nerwowo zacisnął usta.
– Jeśli zamierasz
teraz ciągle o tym przypominać… – zaczął, ale Jenna nie pozwoliła mu
dokończyć.
– Nie o to
mi chodzi. Raczej o to, że trudno mi stwierdzić, co jest dla niej
normalne, a co nie.
Ulrich
otworzył i zaraz zamknął usta. Dopiero po chwili skinął głową, jakby
dopiero w tamtej chwili dotarło do niego, że Jenna mogłaby mieć rację.
– Mimo
wszystko spróbuj. Jest… bardzo ludzka – zauważył z wahaniem. Zaraz po tym
jego spojrzenie bez jakiegokolwiek ostrzeżenia spoczęło wprost na twarzy Leany.
– Wybacz, że tak o tobie rozmawiamy, ale… Nieważne – zreflektował się
pośpiesznie. – Jenna naprawdę chce pomóc. Tylko cię obejrzy, więc… Po prostu leż
spokojnie, okej?
– Leż i się
rozluźnij – podchwyciła sama zainteresowana.
Z jakiegoś
powodu Leana była gotowa przysiąc, że tak naprawdę chciała powiedzieć coś
innego. Chociaż „nie zagryź nas”, bo bijące od kobiety obawy były tak wyraźne, jakby
w każdej chwili mogły się zmaterializować.
Leana
jęknęła, po czym zamknęła oczy. Nie
powinno mnie tu być, pomyślała, ale te słowa nie miały już żadnego
znaczenia.
Coś w uporze
dwójki całkowicie obcych jej ludzi uprzytomniło jej, że nie miała innego wyboru,
jak tylko ostatecznie im się poddać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz