10 kwietnia 2019

Dwieście sześćdziesiąt sześć

Leana
Chyba śniła. Błądziła w ciemnościach, coraz bardziej zapadając się w pustkę. Uczucie było dziwne i niepokojąco znajome, choć Leana nie potrafiła sobie przypomnieć, kiedy doświadczyła go po raz ostatni. Tym bardziej nie była w stanie zrozumieć, skąd brał się paniczny lęk, który towarzyszył jej przez cały ten czas, ale…
Na pewno nie pamiętasz?
Ten głos… Rozpoznała go momentalnie, w efekcie przez chwilę czując się tak, jakby ktoś zdzielił ją czymś ciężkim po głowie. Chciała krzyknąć, ale z jej piersi nie wyrwał się nawet najcichszy dźwięk. A może w nicości słowa po prostu nie miały racji bytu? Mogła co najwyżej zgadywać, ale to i tak nie miało znaczenia. Liczyła się wyłącznie napierająca ze wszystkich stron pustka – to, ciemność i… palący ból.
Przez krótką chwilę znów czuła jego dłonie na swoim ciele. Kojący, uwodzicielski szept, kiedy obiecywał, że jest dla niego ważna – i to tylko po to, by po chwili przeszyć jej ciało, upuszczając krwi tylko po to, by wezwać Łowcę. Ta istota powróciła, bo ona…
Ale było coś jeszcze – odległe wspomnienie, które Leana już dawno wyrzuciła z pamięci. Nagle wróciło w tak wyraźny, oszałamiający sposób, że to wydawało się wręcz nieprawdopodobne. Wystarczyło, by kobieta natychmiast zapragnęła paść na kolana, chwycić się za głowę, a potem już tylko krzyczeć – tak długo aż jej własny wrzask pozwoliłby uciec jej od tego, czego przecież nie chciała pamiętać.
Palący ból, pływ krwi i… samotność.
Umierała w samotności, bo Beatrycze ją zostawiła…
Obudziła się gwałtownie, prostując niczym struna i z trudem chwytając oddech. Obraz na moment zamazał jej się przed oczami, dziwnie zniekształcony, choć jakaś cząstka Leany wiedziała, że to nie powinno mieć miejsca. Dopiero gdy – trzęsąc się przy tym na całym ciele – otarła policzki, uprzytomniła sobie, że w którymś momencie musiała się popłakać. Wspomnienie snu wciąż kłębiło się gdzieś w jej umyśle, choć robiła wszystko, by trzymać je na dystans – tam, gdzie było jego miejsce.
Potrzebowała dłuższej chwili, by nad sobą zapanować. W panice powiodła wzrokiem dookoła, niespokojnie wodząc wzrokiem dookoła, zanim w pełni uporządkowała sobie to, co się stało. Siedziała na łóżku w całkowicie obcej, bardzo ciasnej sypialni – niewielkim pokoiku, w którym meble ustawiono w taki sposób, że zabrakło miejsca na cokolwiek innego. Dosłownie. Poza niewielką szafką nocną, porozrzucanymi ciuchami i stosem papierów, których treść i tak jej nie zainteresowała, nie była w stanie dostrzec niczego.
Jęknęła, po czym ukryła twarz w dłoniach. Potarła skronie, świadoma wyłącznie nieprzyjemnego pulsowania w skroniach i wciąż narastającego uścisku w piersi. Oddychała szybko i płytko, wciąż wytrącona z równowagi i dziwnie słaba. W gruncie rzeczy marzyła o tym, by na powrót ułożyć się do snu i odpłynąć na jeszcze kilka godzin, ale nie była w stanie się do tego zmusić.
Nie, skoro nie rozpoznawała te miejsca. Co właściwie…?
Wspomnienia wróciły nagle, wciąż niespójne i trudne do zrozumienia. Przypomniała sobie wampiry w pelerynach oraz to, jak omal nie wpadła pod pojazd mężczyzny, który ostatecznie zabrał ją ze sobą. Ulrich… Miał na imię Ulrich, tak? Wszystko dochodziło do niej jakby z oddali, trudne do uporządkowania i zamazane. Wyciąganie wniosków okazało się wyzwaniem, które stopniowo zaczynało Leanę przerastać.
Nie powinnaś tutaj być…
Wzdrygnęła się, co najmniej zaniepokojona myślą, która wdarła się do jej umysłu. Z jej gardła wyrwało się coś z pogranicza warknięcia i jęku, co jednak nie zabrzmiało nawet odrobinę groźnie – raczej po prostu żałośnie. Leana skuliła się na materacu, kołysząc to w przód, to znów w tył. Ciasno objęła się ramionami, ogarnięta chłodem, którego źródła nawet nie potrafiła określić. Było jej zimno, choć w mieszkaniu, w którym ostatecznie się znalazła, mróz już nie dawał jej się we znaki.
Przełknęła z trudem, przez chwilę gotowa przysiąc, że zwymiotuje – po raz kolejny zresztą. Coś się z nią działo, przez co czuła się tak, jakby w każdej chwili mogła się rozpaść. To było dziwne, niepokojące i tak niewłaściwe…
Ale nie powinna tutaj być. Nie w domu tego mężczyzny, zwłaszcza że niczym nie zasłużył sobie na to, by ściągać na niego niebezpieczeństwo. Z całą mocą dotarło do niej, że właśnie z tym wiązała się dla niego jej obecność. Gdyby tamte istoty ruszyły ich śladem…
Spróbowała się podnieść, choć to okazało się co najmniej marnym pomysłem. Kolana ugięły się pod nią, ledwo tylko spróbowała stanąć na nogi. Zachwiała się, utrzymując równowagę tylko dzięki temu, że w porę uchwyciła się krawędzi szafki nocnej, tylko cudem nie zrzucając z blatu części zalegających tam rzeczy. Z bijącym sercem powiodła wzrokiem dookoła, po czym spróbowała odzyskać równowagę i ruszyć ku wyjściu. Droga tak naprawdę i tak była tylko jedna, o ile nie zamierzała opuścić mieszkania oknem.
Musiała stąd wyjść. Nieważne, że choć przez moment poczuła się bezpiecznie, nawet mimo dezorientacji, która dosięgła ją zaraz po otwarciu oczu. Nie powinnaś tutaj być, tłukło jej się w głowie i naprawdę w to wierzyła. Nie miała pojęcia czy to jej własna podświadomość, sztuczki Ciemności czy może Łowca. Ten ostatni zniknął już jakiś czas temu, ale skoro prędzej czy później miał po nią wrócić, wolała być gotowa na każdą ewentualność. Sęk w tym, że powody i tak nie miały znaczenia, skoro Leana wiedziała swoje.
Prawda była taka, że powinna uciekać. Teraz, natychmiast. I tak była wdzięczna za to, że miała okazję choć chwilę odpocząć, zwłaszcza że jej ludzki wybawca nie był jej niczego winien.
Ludzki…
Jej samej było niepokojąco daleko do tego stanu.
Przełknęła z trudem, kiedy do głosu na powrót doszedł głód. Skrzywiła się, nie pierwszy raz mając dość nieprzyjemnego palenia. Momentalnie pożałowała, że już nie miała przy sobie butelki z wodą, którą dostała jeszcze w pojeździe. Nie pamiętała, co z nią zrobiła, w gruncie rzeczy ledwo będąc w stanie otworzyć w pamięci to, co stało się, zanim straciła przytomność. Wciąż czuła się źle, ale kiedy spróbowała się skoncentrować, przypomniała sobie, że Ulrich praktycznie musiał zanieść ją do mieszkania. Po wszystkim i tak skończyła zapłakana, bliska histerii i targana mdłościami, ale…
Nieważne. To naprawdę nie było w tamtej chwili istotne.
Gdzieś jakby z oddali doszły ją ciche głosy, ale nie była w stanie się na nich skupić. Jej wyostrzone zmysły i tak wychwytywały tak wiele bodźców, że już przestała się nad nimi zastanawiać. Zbyt wiele wysiłku kosztowało ją przymuszenie ciała do współpracy, co zdecydowanie nie wróżyło dobrze w kwestii ewentualnej ucieczki. Miała wrażenie, że w każdej chwili mogłaby upaść, ale przecież nie mogła pozwolić sobie na słabość. Musiała stąd wyjść, ale…
Bardziej wtoczyła się niż przeszła do kolejnego pomieszczenia. Ciężko oparła się o ścianę, tylko dzięki niej wciąż zdolna do utrzymania się w pionie. Choć przeszła zaledwie kilka kroków, czuła się tak, jakby właśnie wzięła udział w wielogodzinnym marszu albo – co bardziej adekwatne – wyczerpującym biegu. Z opóźnieniem dotarło do niej, że ktoś ją obserwował, a zwłaszcza że to, co czuła, nie było wytworem jej wyobraźni. Co więcej, podsuwane przez zmysły bodźce wcale nie dochodziły z ulicy, choć i taka możliwość wydawała się prawdopodobna.
Poruszając się trochę jak w transie, Leana powoli uniosła głowę. Zaraz po tym cofnęła się, mocniej przywierając do ściany i z obawą spoglądając na intruzów. Ulricha rozpoznała momentalnie i coś w widoku jej wybawcy sprawiła, że choć przez krótką chwilę poczuła się lepiej. Ulga miała w sobie coś kojącego, choć w niczym nie przypominała pełni spokoju, którego kobieta mogłaby oczekiwać.
Nie miała pojęcia jakim cudem wcześniej nie zorientowała się, że ciche głosy, które udało jej się wychwycić, dochodziły z tak bliska. Tym dziwniej poczuła się, gdy dotarło do niej, że dialog urwał się gwałtownie i to najpewniej z jej winy. Wciąż mając problem z tym, by skupić na czymkolwiek wzrok, niespokojnie powiodła wzrokiem po obecnych – Ulrichu i ciemnowłosej kobiecie, którą jak nic widziała po raz pierwszy. Nie czuła też, by Renesmee mogła ją znać; ciało czasami reagowało w sposób wystarczająco wymowny, by Leana uznała to za wskazówkę, ale tym razem nie doświadczyła niczego podobnego.
Bezwiednie napięła mięśnie. Uwagę mimowolnie skupiła na obcej kobiecie, zwłaszcza że ta spoglądała na nią w przenikliwy, wyraźnie zaniepokojony sposób. Coś w wyrazie jej twarzy sprawiło, że Leana momentalnie zapragnęła uciec do sypialni i stamtąd nie wychodzić. Nie chodziło o to, że jakikolwiek człowiek mógłby ją skrzywdzić, ale jakoś nie wątpiła, że śmiertelniczka nie darzyła jej sympatią… Najdelikatniej rzecz ujmując. W zasadzie Leana nagle poczuła nieprzyjemny, nieco gorzki posmak na języku, a to oznaczało tylko jedno. Może i nie miała zbyt wiele czasu, by przywyknąć do wampirzego ciała i wyostrzonych zmysłów, ale doświadczyła dość, by rozpoznać strach.
Za to niechęć w spojrzeniu nieznajomej mówiła sama za siebie. Ona wiedziała, a skoro tak…
Leana cofnęła się o krok. Przynajmniej próbowała, bo gdy tylko spróbowała się ruszyć, nogi odmówiły jej posłuszeństwa.
– Hej, powoli – doszło ją jakby z oddali. Czyjaś dłoń zacisnęła się na jej ramieniu, próbując postawić ją do pionu. – Obudziliśmy cię? Dokąd się wybierasz? – zaoponował Ulrich, kiedy spróbowała oswobodzić się z jego uścisku.
– Muszę… – wyrwało jej się. Miała wrażenie, że powtórzyła to jedno słowo jeszcze kilka razy – niespójnie, bełkotliwie i niemalże błagalnie. – Powinnam…
Nie miała pojęcia, co mu powiedzieć. Ostatecznie nie zrobiła niczego, w zamian jednak pozwalając sobie na to, by znów zacząć płakać. Łzy same cisnęły jej się do oczu, zwłaszcza że już nawet nie próbowała ich powstrzymywać. Słabość wróciła, zresztą jak i pragnienie, tym bardziej że mężczyzna znalazł się zdecydowanie zbyt blisko – na tyle, że prócz słodyczy jego krwi, mogła wyraźnie wyczuć jak ta pulsowała w żyłach.
Tyle że Leana nie miała nawet siły, by próbować się napić. Wciąż czuła się tak, jakby jej ciało ważyło tonę – ciągnęło ją ku dołowi, czyniąc każdy kolejny gest coraz to trudniejszym. Nie była w stanie zaczerpnąć tchu, a jakby tego było mało…
– Ulrich – usłyszała, dopiero po chwili pojmując, że to nie ona wypowiedziała jego imię. Głos należał do obcej kobiety. – Co ty właściwie…?
– Pomożesz czy nie?
Leana wzdrygnęła się, co najmniej zaskoczona gniewną nutą, która wkradła się do głosu mężczyzny. Ton musiał zadziałać również na przybyszkę, bo ta momentalnie zamilkła, już tylko biernie obserwując. Coś w napięciu, które jak na zawołanie wyczuła między tą dwoją, sprawiło, że Leana natychmiast zapragnęła zaprotestować i się wycofać, ale nie była w stanie. Przecież nie musiał się nią przejmować, zwłaszcza że nie mogła zostać w tym mieszkaniu. Nie powinna.
– Muszę… – zaczęła raz jeszcze, ale doczekała się wyłącznie przeciągłego westchnienia. Zaraz po tym Ulrich bardziej stanowczo ujął ją za ramiona.
– Wszystko dobrze. Jenna cię nie skrzywdzi – zapewnił, rzucając wciąż zastygłej w bezruchu śmiertelniczce wymowne spojrzenie. – Prawda?
– Ja…
– Jest rozpalona. I słaba – zniecierpliwił się, bez wahania wchodząc Jennie w słowo. – Wygląda jakby miała ci coś zrobić?
Coś w jego słowach sprawiło, że Leana się skrzywiła. Nie zarzucał jej niczego, ale jego uwagi mówiły same za siebie – w tym to, że jednak mogłaby posunąć się za daleko i…
Jenna potrząsnęła głową.
– Wiesz, co robisz? – zapytała bez przekonania.
W odpowiedzi doczekała się wyłącznie pozbawionego wesołości śmiechu. Choć wszelakie bodźce dochodziły do Leany jakby z oddali, zorientowała się, że w głosie Ulricha pobrzmiewała nieco histeryczna, niepokojąca nuta.
– Nie – oznajmił z rozbrajającą wręcz szczerością. – Ale sama widzisz, jaka ona jest ludzka. Co mam twoim zdaniem zrobić?
Na dłuższą chwilę zapanowała wymowna, przenikliwa cisza. Przynajmniej Leana była gotowa przysiąc, że Jenna milczała, po prostu ich obserwując. Coś w spojrzeniu śmiertelniczki sprawiło, że dziewczyna mimowolnie przesunęła się bliżej obejmującego ją mężczyzny, bez słowa się w niego wtulając. Czuła, że nie powinna, zwłaszcza że w odpowiedzi ten drgnął i wyprostował się niczym struna, ale i tak nie mogła się powstrzymać. Jego ramiona… zwiastowały bezpieczeństwo, a przynajmniej tak odbierała je od chwili, w której zabrał ją z ulicy.
I właśnie dlatego pragnęła uciec. Powinna odejść, póki jeszcze nie wydarzyło się coś, czego wszyscy by pożałowali. Chciała, żeby ją puścił i po prostu na to pozwolił, ale nie była w stanie się ruszyć. Miała wrażenie, że nawet gdyby zaczęła się wyrywać i szarpać, Ulrich nie zauważyłby w jej ruchach niczego nadzwyczajnego.
Poczuła się dziwnie, kiedy jego dłoń przesunęła się po jej włosach. Pogłaskał ją po głowie tak, jakby miał do czynienia z małym dzieckiem, które nieudolnie próbował pocieszyć.
– Jak sobie chcesz – mruknął gniewnie. Jego słowa jak nic były skierowane do wciąż milczącej Jenny. Przynajmniej w to chciała wierzyć Leana, zwłaszcza że gdy chwilę później mężczyzna zwrócił się bezpośrednio do niej, jego głos złagodniał. – Cii… Ehm, chodź z powrotem do pokoju, co? Położysz się.
– Muszę… – zaczęła po raz wtóry, ale tym razem sama zrezygnowała z prób znalezienia sensownego argumentu na to, by jednak ją wypuścił.
Tak naprawdę wcale tego nie chciała. Przy nim czuła się bezpiecznie, choć to przecież nie miało sensu. Ale był dobry – czuła to całą sobą, gotowa przysiąc, że z jakiegoś powodu trafiła na zdecydowanie zbyt uczynnego mężczyznę. W oszołomieniu pomyślała nawet, że może to jednak znaczyło, że Bóg wcale jej nie opuścił i to nawet po tym, co zrobiła w kościele. Jeśli nad nią czuwał…
Myśli prześlizgiwały się przez jej umysł, zbyt poplątane i zamglone, by mogła je uporządkować. Na większości z nich bala się skupić, zbytnio zaniepokojona perspektywą rozczarowania związanego z tym, że mogłyby okazać się co najwyżej fałszywymi nadziejami. Pewnych możliwości nawet nie chciała brać pod uwagę, niezależnie od tego, co by się wydarzyło.
Pozwoliła, by Ulrich pociągnął ją z powrotem do małej sypialni. Uwiesiła się na nim całym ciałem, choć próbowała utrzymać się na nogach, by nadmiernie mu nie ciążyć. Chciała wziąć się w garść, ale to nie było proste, zwłaszcza że nagle zwątpiła w to, co powinna albo w ogóle pragnęła zrobić.
– Och, na litość boską… Ulrich!
Nawet nie spojrzał na Jennę. Leana również, choć nie dlatego, że nie chciała. Rozsądek podpowiadał jej, że lepiej byłoby kontrolować ruchy kogoś, kto najwyraźniej nie życzył jej dobrze, ale czuła się zbyt oszołomiona, by zdobyć się na coś więcej, prócz chwiejne stawianie kroków. W efekcie bardziej wyczuła niż faktycznie zauważyła, że kobieta ruszyła za nimi, decydując się przystanąć w progu sypialni, podczas gdy Ulrich ostrożnie ułożył Leanę na łóżku.
– Jeśli nie chcesz pomóc, jedź. Niepotrzebnie cię ściągałem – wymamrotał mężczyzna, unosząc głowę, by spojrzeć na Jennę. – Mówiłem, że to trochę skomplikowane…
– Trochę! – powtórzyła z niedowierzaniem.
Mężczyzna potrząsnął głową.
– Bardzo – poprawił się niechętnie. – To… dłuższa historia, okej? I nie, nie wiem, co robię. Ale z nią coś jest nie tak i to mnie martwi.
Leana spojrzała na niego w oszołomieniu, gdy dotarło do niej, że mówił o niej. Spróbowała usiąść na materacu, ale w efekcie na powrót wylądowała na poduszce, pokonana przez zawroty głowy.
Dlaczego martwił? Nie sądziła, by ten mężczyzna znał Renesmee; w zasadzie była tego pewna. Dla niego była obca, a jakby tego było mało, Ulrich najpewniej dobrze wiedział z kim miał do czynienia. Skoro tak, tym bardziej nie powinien chcieć jej gościć, a jednak…
To nie miało sensu.
Od dłuższego czasu nic go nie miało, ale jedno pozostawało dla Leany oczywiste – z jakiegoś powodu napotkała na swojej drodze swojego osobistego anioła.
Muszę…, pomyślała po raz wtóry, tym razem nawet nie próbując wypowiadać tego słowa na głos. Może majaczyła, co zwłaszcza po słowach Ulricha o gorączce wydawało się sensowne, a jednak…
– Będziesz mi się tłumaczył… Gęsto tłumaczył – oznajmiła spiętym tonem Jenna.
Przynajmniej tyle Leana wychwyciła z jej słów. Mimowolnie spięła się, kiedy kobieta bez jakiegokolwiek ostrzeżenia podeszła bliżej, nagle materializując tuż obok łóżka. Jej ruchy wydawały się zdecydowanie zbyt szybkie i gwałtowne, choć przecież pozostawały w pełni charakterystyczne dla człowieka. To dla Leany kolejne bodźce jawiły się jako coś nadto intensywnego i niepokojącego.
Wzdrygnęła się mimowolnie, kiedy kobieta wyciągnęła ku niej dłoń. Znalazła w sobie dość siły, by spróbować się odsunąć i skulić na materacu, nie zsuwając się z łóżka tylko dlatego, że powstrzymały ją dłonie Ulricha.
– Posłuchaj… Hej, Leano – wymamrotał, wyraźnie zmieszany. Znów zesztywniał, kiedy dziewczyna przesunęła się bliżej niego, chcąc poczuć się bezpieczniej. Nie odepchnął jej, ale wyczuła, że swoim zachowaniem skutecznie wytrąciła go z równowagi. – Jenna chce pomóc. Ona tylko… – Potrząsnął z niedowierzaniem głową. – Wystraszyłaś ją.
– Ja?! – obruszyła się Jenna. – To ty próbujesz… Och, nieważne – mruknęła, ale przynajmniej wycofała się, ograniczając do biernej obserwacji. – Masz… na imię Leana, tak?
Dziewczyna zamrugała, słysząc swoje imię w ustach tej kobiety. To, że ta tak po prostu zwróciła się do niej, również ją zaskoczyło – i to na tyle, że machinalnie skinęła głową. Zdobyła się zaledwie na lekki, nic nieznaczący ruch, ale Jenna musiała go zauważyć, bo odezwała się ponownie.
– W porządku – zaczęła raz jeszcze, ostrożnie dobierając słowa. Mimo wszystko po jej tonie dało się wyczuć, że sytuacja ją niepokoiła. W zasadzie Leana była pewna, że ta kobieta wcale nie chciała się wtrącać. – Jestem Jenna… I chcę ci pomóc, ale najpierw musisz mi pozwolić.
Tym razem głos kobiety zabrzmiał nieco pewniej, choć nie na tyle, by od razu uwierzyć w jej słowa. Leana wciąż obserwowała ja nieufnie, bezwiednie zaciskając dłonie w pieści, kiedy obce palce zacisnęły się na jej nadgarstku. Natychmiast poluzowała uścisk, próbując nad sobą zapanować, ale to okazało się o wiele trudniejsze, aniżeli mogłaby sobie tego życzyć.
Jenna westchnęła, po chwili luzując uścisk.
– Jest przerażona – stwierdziła, zwracając się do Ulricha. Wydawał się zaskoczona własnym odkryciem, jakby to, że Leana faktycznie mogłaby się bać, było dla niej czymś nie do pojęcia. – I faktycznie rozpalona, nawet bardzo, ale… Rany, nie wiem. To nie jest człowiek – wypaliła, nagle tracąc cierpliwość.
Coś w bezpośredniości jej słów wystarczyło, by dziewczyna znów poczuła się nieswojo. Przesunęła się jeszcze bliżej Ulricha, próbując ułożyć się na łóżku w taki sposób, by móc obserwować jego twarz. Zauważyła, że nerwowo zacisnął usta.
– Jeśli zamierasz teraz ciągle o tym przypominać… – zaczął, ale Jenna nie pozwoliła mu dokończyć.
– Nie o to mi chodzi. Raczej o to, że trudno mi stwierdzić, co jest dla niej normalne, a co nie.
Ulrich otworzył i zaraz zamknął usta. Dopiero po chwili skinął głową, jakby dopiero w tamtej chwili dotarło do niego, że Jenna mogłaby mieć rację.
– Mimo wszystko spróbuj. Jest… bardzo ludzka – zauważył z wahaniem. Zaraz po tym jego spojrzenie bez jakiegokolwiek ostrzeżenia spoczęło wprost na twarzy Leany. – Wybacz, że tak o tobie rozmawiamy, ale… Nieważne – zreflektował się pośpiesznie. – Jenna naprawdę chce pomóc. Tylko cię obejrzy, więc… Po prostu leż spokojnie, okej?
– Leż i się rozluźnij – podchwyciła sama zainteresowana.
Z jakiegoś powodu Leana była gotowa przysiąc, że tak naprawdę chciała powiedzieć coś innego. Chociaż „nie zagryź nas”, bo bijące od kobiety obawy były tak wyraźne, jakby w każdej chwili mogły się zmaterializować.
Leana jęknęła, po czym zamknęła oczy. Nie powinno mnie tu być, pomyślała, ale te słowa nie miały już żadnego znaczenia.
Coś w uporze dwójki całkowicie obcych jej ludzi uprzytomniło jej, że nie miała innego wyboru, jak tylko ostatecznie im się poddać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa