26 kwietnia 2019

Dwieście siedemdziesiąt sześć

Miriam
Potrzebowała prysznica. Zimnego, dlatego nawet nie wahała się przed wejściem pod strumień dopiero co odkręconej wody. W pierwszym odruchu zesztywniała od różnicy temperatur, ale ta tak naprawdę nie zrobiła na niej większego wrażenia. Nie przyniosła również ukojenia, którego Mira początkowo oczekiwała, nawet w połowie nie rozpraszając uwagi demonicy na tyle, by zapomniała o szaleństwie, w którego środku nagle się znalazła.
Uniosła głowę, pozwalając, by chłodny strumień obmył również jej twarz. Potarła oczy, zupełnie jakby w ten sposób mogła pozbyć się wszystkiego, czego tak bardzo nie chciała – zwłaszcza łez, które mimo wszystko popłynęły, doprowadzając ją tym do szału. Nie chciała płakać. Nieważne z jakiego powodu i nawet w warunkach, które – przynajmniej w teorii – powinny pozwolić jej to ukryć w domu pełnym obdarzonych wyostrzonymi zmysłami nieśmiertelnych. Wystarczyło, że sama wiedziała, że pozwoliła sobie na słabość. Więcej upokorzeń nie było jej potrzebnych.
I jeszcze te wampiry! Matka Eleny była nieznośnie miła, a Mira nie miała pojęcia, w jaki sposób się względem niej zachować. Próbowała przekonywać samą siebie, że trzymała język za zębami wyłącznie przez Rafaela, zwłaszcza że ten zdecydowanie nie był w dobrym nastroju, ale przecież dobrze wiedziała, że prawda jawiła się trochę inaczej. Tak naprawdę po prostu nie potrafiła kolejny raz wytrącić tej kobiety z równowagi.
Odgarnęła klejące się do twarzy włosy, przerzucając je na plecy. Przesunęła dłońmi wzdłuż ciała, obojętnie obserwując jak spływająca po niej woda barwi się na różowo, ostatecznie ginąc w odpływie. Nie pierwszy raz Mirze przyszło zmywać z siebie krew. Zabijała tak wiele razy i bez mrugnięcia okiem, że podobny widok już nie robił na niej wrażenia, a jednak…
Tym razem było inaczej. Nie tylko sama nie przyczyniła się do cudzej śmierci, ale na dodatek obserwowanie jej doprowadziło ją do ostateczności. Nigdy wcześniej nie czuła się aż do tego stopnia bezbronna i ściekła zarazem. Miała ochotę coś rozwalić, krzyczeć, a po wszystkim bezradnie opaść na kolana i naprzemiennie to histerycznie się śmiać, to znów zanosić płaczem. Pomyślała, że to najpewniej szok, ale nawet jeśli tak było, ta świadomość nie czyniła niczego łatwiejszym. Wręcz przeciwnie – nadmiar emocji ją wykańczał, zwłaszcza że wszystkie należały do kategorii tych, których za żadne skarby nie chciała czuć.
Nie czuła niczego względem Huntera. Zwłaszcza odkąd został wrogiem Rafaela, sama również mogła darzyć go w pełni uzasadnioną niechęcią. Był zbyt pewny siebie, porywczy i zapatrzony w cel, który sam sobie wyznaczył. Ją również traktował jak przedmiot, rozstawiając po kątach wtedy, kiedy akurat miał na to ochotę. Czasami mu pomagała, najczęściej tylko dlatego, bo jego kaprysy pokrywały się z jej własnymi. Jakkolwiek by jednak nie było, nie czuła względem brata nawet cienia uczucia, którym darzyła Rafę. Co więcej sama wolała, by zginął, niż jakimś cudem zajął najwyższą pozycję. Może powinna cieszyć się z kierunku, jaki przybrały sprawy, a jednak…
Drżącymi palcami przesunęła po brzuchu. Pod palcami wyczuła delikatną, ledwo widoczną wypukłość – miejsce, w którym Hunter zagłębił posrebrzany nóż, kiedy dopadł ją w Volterze. Demony bywały mściwe, ale prawda była taka, że zdarzało im się ze sobą walczyć i okazyjnie próbować zabić tak wiele razy, że to również nie zrobiło na Mirze większego znaczenia. W wolnej chwili co najwyżej mogłaby spróbować połamać demonowi nogi, żeby „odwdzięczyć się” za ten incydent… Oczywiście pod warunkiem, że Hunter i Rafa jakimś cudem doszliby do porozumienia, a na to się nie zanosiło. Tak czy siak, demon zdecydowanie nie znajdował się na liście osób, którym życzyła śmierci. Nie takiej.
Prawda była taka, że tu absolutnie nie chodziło o Huntera czy jakikolwiek żal, który mogłaby czuć z jego powodu. Mira najzwyczajniej w świecie się bała. Dusiła to w sobie, z uporem robiąc wszystko, byleby zachowywać się jak ktoś, kto wcale nie zaczynał obawiać się własnego cienia. Problem polegał na tym, że to tak nie działało, a kobieta z każda kolejną sekundą czuła się coraz bardziej przerażona.
Ojciec się nimi bawił. I zabił Huntera, najpewniej nie tylko dlatego, że ten mógłby nieprzychylnie się o nim wyrazić. To było niczym swoista demonstracja; dowód na to, że najpewniej nie mieli żadnych szans.
Cholera, jak miała czuć się pewnie po czymś takim?
Zaklęła, po czym z siłą uderzyła pięścią w kafelki. Skrzywiła się, widząc, że na dotychczas gładkiej powierzchni pojawiły się drobne pęknięcia. Powinna się przejąć? Szlag, w obecnej sytuacji konieczność ewentualnego remontu powinna być dla tej rodziny najmniejszym możliwym problemem.
Gdzieś od strony drzwi doszło ją ciche pukanie. Zesztywniała i w pośpiechu zakręciła wodę. Wciąż tkwiła pod prysznicem, naga i drżąca, choć to nie miało żadnego związku z panującym chłodem.
– Mira? – usłyszała i to wystarczyło, by znów musiała zmusić się do powstrzymania jęku. Tak, właśnie wzbudzającej w niej te dziwne emocje Esme jeszcze potrzebowała! – Wszystko w porządku?
A jak sądzisz? Zmywam z siebie martwego brata, jest zajebiście!
Zacisnęła usta. W normalnym wypadku by się nie powstrzymywała, ale ten jeden raz musiała trzymać język za zębami. Nie chciała kolejny raz wylecieć z tego domu, nie wyobrażając sobie, że akurat teraz miałaby zostać sama.
– Zaraz wychodzę.
To nie była odpowiedź, której mogłaby oczekiwać wampirzyca, ale nie dbała o to. Wyszła spod prysznica, owijając się ręcznikiem i dopiero wtedy uświadamiając sobie, że nie miała ubrań. Wszystko to, w czym przyszła, nadawało się co najwyżej do śmietnika, nie tylko dlatego, że było we krwi. W najgorszym wypadku założyłaby te rzeczy z powrotem, ale nie wyobrażała sobie dalszego paradowania w czymś, w co wsiąkło to, co zostało z Huntera.
Trudno. Nawet przesiedzenie kilku kolejnych godzin w łazience wydawało się lepsze od błądzenia po mieście, ale…
– Przyniosłam ci kilka rzeczy – odezwała się ponownie Esme, bynajmniej niezrażona brakiem entuzjazmu ze strony jej gościa. Mira z trudem powstrzymała przekleństwo. – Rose znalazła coś u siebie, bo chyba nosicie podobny rozmiar. Przymierzysz? W razie co możemy poszukać czegoś innego.
Mniej więcej wtedy Miriam zapragnęła uderzyć głową w kafelki, może nawet mocniej niż wcześniej pięścią. Oczywiście, że musiały jej to robić!
– Ehm, tak… – mruknęła z opóźnieniem. Z wolna przesunęła się bliżej drzwi. – Dzięki. Czy coś.
Na więcej nie było ją stać. Na szczęście wampirzyca również tego nie oczekiwała, bo wycofała się, przynajmniej nie próbując naciskać. Miriam chwilę tkwiła w bezruchu, dopiero po kilku kolejnych sekundach decydując się wyjrzeć na korytarz. W pobliżu nie było nikogo, ale na podłodze po drzwiami zauważyła starannie złożone ubrania, które zostawiła dla niej pani domu.
Jasna cholera…
Chcąc nie chcąc zgarnęła rzeczy, po czym na powrót zamknęła się w łazience. Ułożyła je na pralce, nie mogąc zmusić się do tego, by od razu się przebrać. Zaczęła niespokojnie krążyć po pomieszczeniu, zwłaszcza że to okazało się wystarczająco duże, by zapewnić jej swobodę. Cullenowie najwyraźniej lubili pokaźnych rozmiarów, jasne pomieszczenia, przez dobór kolorów sprawiające wrażenie jeszcze bardziej okazałych niż w rzeczywistości. I drogie rzeczy, a przynajmniej tyle zdążyła wywnioskować po kilku wizytach w tym miejscu. Nic dziwnego, że Elena zachowywała się jak jakaś pierdolona księżniczka.
Przystanęła na środku pomieszczenia, zdolna wyłącznie do spazmatycznego łapania oddechu. Mimo wszystko zaczynała się uspokajać, co uznała za dobry znak. Ciaśniej owinęła się ręcznikiem, chociaż nie bała się, że ktokolwiek mógłby niespodziewanie wejść jej do łazienki, na dodatek teraz, gdy była naga. Plusem nieśmiertelności pozostawały wyostrzone zmysły i to, że nawet przypadkiem nie mogliby siebie przeoczyć. Teraz i tak nie miała siły, by próbować ukrywać swoją obecność. Cóż, nie żeby musiała, skoro wszyscy wiedzieli, że gościli pod swoim dachem kolejnego demona.
Świat oszalał. Nie potrafiła tego inaczej nazwać, bo ja miała wytłumaczyć to, że skończyła w domu pełnym wampirów, które kiedyś sama próbowała zabić? O ile się nie myliła, polowała na Esme – dawno temu, kiedy dostrzeżoną ją w Mieście Nocy. Aż za dobrze pamiętała frustrację, która towarzyszyła jej, kiedy podążyła za nieśmiertelną aż do kawiarni Michaela, odpuszczając tylko dlatego, że wampir z uporem wypraszał ją z lokalu. Do tej pory była pewna, że to właśnie on pomógł się kobiecie ukryć, chociaż wtedy nie miała jak mu tego udowodnić. Tak czy siak, Esme miała dość powodów, by nie chcieć widzieć jej na oczy, a jednak…
Och, co z tą rodziną było nie tak!? Swoją drogą, prędzej była w stanie uwierzyć, że Elena była jej rodzoną siostrą, bardziej pasując do roli irytującego demona niż anioła, o którym wciąż bredził Rafael. Tym bardziej nie przypominała troskliwej matki, chociaż…
O czym ja w ogóle myślę?
Potrząsnęła głową, przy okazji strząsając z włosów kropelki wciąż zalegających na niej wody. W końcu sięgnęła po ubrania, z powątpiewaniem spoglądając na rzeczy, które przygotowała dla niej siostra Eleny. Pamiętała Rosalie, tak jak i to, że wampirzą piękność ze swoim charakterem byłaby skłonna przygotować dla niej co najwyżej trutkę na szczury, aniżeli coś praktycznego. Swoją drogą, nie przypominała sobie, by widziała kobietę w domu, kiedy tutaj dotarła, ale po czasie, który spędziła zamknięta w łazience, sytuacja najwyraźniej zdążyła ulec zmianie.
Jakby to w ogóle było ważne.
Obojętnie spojrzała na czarne spodnie, które – miała wrażenie – faktycznie miały być na nią dobre. Och, no i nawet zauważyła przy nich metkę. Wywróciła oczami, mimo wszystko uznając to za dobry znak. Czułaby się dziwnie, gdyby musiała donosić ubrania po kimś, choć to zarazem dowodziło, że rodzina Eleny była dziwna. Kto kupował tyle rzeczy, by być w stanie obdarowywać nimi przypadkowe osoby? Tak czy inaczej, ten akt dobroci wydał jej się podejrzany, choć może to oznaczało, że zaczynała być przewrażliwiona.
Tak sądziła do momentu, w którym zauważyła bluzkę. Wiedziała, że Rosalie po prostu nie mogłaby w pełni dostosować się do polecenia matki, nie okazując przy tym choć odrobiny złośliwości. Mira nie znała jej za dobrze, ale potrafiła wyczuć, kiedy ktoś nie darzył ją sympatią – a przy tym miał dość charakterku, by zdołać to okazać. To wcale nie musiało wiązać się z przyczajeniem z nożem w ciemnym zaułku albo…
– Jaja sobie robisz – mruknęła, potrząsając z  niedowierzaniem głową.
Falbanki. Różowe falbanki. Gwałtownie zaczerpnęła powietrza, uważnie oglądając bluzkę, która może i była ładna, ale zaraz stanowiła ostatnią rzecz, którą Mira chciałaby na siebie włożyć. To było coś, co prędzej widziałaby na młodziutkiej, słodkiej dziewczynce takiej jak ta ich słodka, bojąca się własnego cienia nekromantka.
Demonica zacisnęła usta, w duchu raz po raz powtarzając sobie, że rozniesienie domu z tak błahego powodu, byłoby głupim pomysłem. Och, nie, nie zamierzała dać im takiej satysfakcji. Musiała tutaj zostać, a jeśli chodziło o zabarykadowanie się w łazience… Och, jak znała Rafaela, wyciągnąłby ją stąd siłą i całkiem nagą, gdyby zaszła taka potrzeba. I najpewniej nie widziałby w tym absolutnie niczego złego.
Ubrała się w pośpiechu, starając nie myśleć o tym, w jakiej sytuacji się znalazła. Wciąż wilgotne włosy odrzuciła na plecy, po czym bez słowa ruszyła ku drzwiom, nawet nie patrząc w lustro. Wystarczyło, że widziała różowy materiał i jego obecność doprowadzała ją do szału. Niczego więcej w tej sytuacji nie potrzebowała.
Zdążyła zaledwie zacisnąć dłoń na klamce, kiedy z całą mocą poczuła, że nie jest sama.
Miała wrażenie, że temperatura w pomieszczeniu nagle spadła, na dodatek o kilka znaczących stopni. Serce zabiło jej szybciej ze zdenerwowania, rozpaczliwie tłukąc się w piersi. Strach powrócił, w pełni uzasadniony, bo musiałaby upaść na głowę, by nie czuć choćby cienia szacunku względem istoty, której obecność nagle tak wyraźnie poczuła. Nie miała odwagi się odwrócić, więc po prostu tkwiła w miejscu, robiąc wszystko, byleby zachować spokój i wmawiając sobie, że coś sobie wyobraziła. Musiała, prawda? Była przewrażliwiona, na dodatek w tym domu i…
I naprawdę nawet ty odważyłaś się ode mnie odwrócić?, rozbrzmiało w jej głowie. Chociaż spokojny, wręcz łagodny szept wydawał się dochodzić zewsząd, Mira miała wrażenie, że w rzeczywistości ojciec stał tuż za nią, szepcąc wprost do ucha. Przez chwilę poczuła nawet dłoń, która wylądowała na jej ramieniu, w nieprzyjemny sposób zaciskając się na barku.
Tym razem nie krzyknęła, choć miała na to ochotę. Bez zastanowienia wypadła na korytarz, na moment tracąc kontrolę nad sobą i własnym ciałem.
W chwili, w której z impetem wpadła na kogoś, kto akurat przechodził tuż obok łazienki, dziwne wrażenie zniknęło. Świat wrócił do normy i tylko wciąż tłukące się w jej piersi serce uprzytomniło Mirze, że cokolwiek mogłoby być nie tak.
To, że Ciemność postanowiła ją nawiedzić, było dla niej równie oczywiste, co i śmierć Huntera, a jednak…
– To ty – wyrwało jej się.
Odskoczyła jak oparzona, w milczeniu przypatrując osobie, na którą wpadła – i która nieświadomie wybawiła ją od czegoś, czego zdecydowanie nie chciała doświadczyć. Chyba, bo nie sądziła, by ojca powstrzymało cokolwiek, gdyby pojawił się tylko po to, by ją zabić. Cóż, jeśli w planach miał po prostu to, by ją nastraszyć, wyszło mu to znakomicie.
Aldero spojrzał na nią z zaciekawieniem, pytająco unosząc brwi. Po jego wyrazie twarzy trudno było stwierdzić, co tak naprawdę sobie myślał, ale Miry mimo wszystko to nie obchodziło. Jakie właściwie miało znaczenie, co takiego chodziło temu wampirowi po głowie? Och, no i tym razem przynajmniej nie był pijany, choć nie miała pewności, czy to oby faktycznie dobrze. Jego spojrzenie wydawało się zbyt bystre i świadome, i to ją drażniło.
– Wiesz, mieszkam tutaj. Dziwne, gdyby mnie nie było – stwierdził bez większego zainteresowania. – Fajne wdzianko.
Gwałtownie zaczerpnęła powietrza do płuc. Dłonie instynktownie zacisnęła w pięści tak mocno, że tylko cudem nie połamała sobie palców. To nie był pierwszy raz, kiedy miała ochotę zapoznać Aldero z prawym sierpowym – ot tak dla zasady, zwłaszcza że niezmiennie ją drażnił.
– Będzie fajniejsze we krwi, kiedy już wyrwę ci serce – wycedziła przez zaciśnięte zęby. Miała wrażenie, że tylko go bawiła, bo w odpowiedzi uśmiechnął się w nieco pobłażliwy, wymuszony sposób. – Ani. Słowa – dodała, akcentując kolejne słowa tak, że zabrzmiały jak pojedyncze zdania.
Nie sądziła, że usłucha, przez co tym bardziej zaskoczył ją, kiedy tylko wzruszył ramionami. Tym bardziej nie spodziewała się tego, że nagle ruszy przed siebie, najwyraźniej zamierzając odejść.
– Ej – rzuciła za nim, dopiero po chwili uprzytomniając sobie, że naprawdę zdecydowała się go zatrzymać.
Zamarł w pół kroku, jednak decydując obejrzeć się przez ramię. Nie miała pewności czy to, że jego spojrzenie okazało się zaskakująco poważne i skupione, faktycznie jej odpowiadało. Może i doprowadzał ją do szału swoimi komentarzami i żartami, ale nie mogła pozbyć się wrażenia, że kiedy ten facet zaczynał brać cokolwiek na poważnie, sprawy miały się naprawdę źle.
– Co tam? – rzucił jakby od niechcenia.
Nie patrzył na nią. Dotychczas czuła z tego powodu przede wszystkim rozbawienie, aż nazbyt świadoma, że musiał myśleć o tym, co zaszło między nimi w Mieście Nocy, ale tym razem zachowanie Aldero jedynie podsyciło towarzyszącą jej frustrację. Och, czy to było ważne? Poszli do łóżka. Raz, na dodatek wtedy, kiedy był pijany. Swoją drogą, to nie tak, że faceci robili tak aż nazbyt często? Gdy w grę wchodziły procenty, myślenie przychodziło im jeszcze trudniej niż zazwyczaj. Och, no i nie od dziś wiadomo było, że procesy myślowe samców tak czy siak miały swoje źródło… poza głową.
– To ja się pytam – rzuciła spiętym tonem, próbując odzyskać panowanie nad sobą. Mimo wszystko nie mogła pozbyć się wrażenia, że jej głos zabrzmiał bardziej piskliwie niż do tej pory. – Zrobiliście coś twórczego przez cały ten czas?
– To znaczy wtedy, gdy wypłakiwałaś sobie oczy w łazience? – podsunął usłużnie.
Tym razem na niego warknęła. Może wyrwanie mu serca wcale nie było aż takim złym pomysłem. Potem mogłaby je zawinąć w tę cholerną różową bluzeczkę i oddać przesadnie uprzejmej blondynie.
– Odpowiedz mi – ponagliła, nie kryjąc frustracji. Nie zamierzała dać się wciągnąć akurat w taką dyskusję.
– A skąd mam wiedzieć? To ty powinnaś się orientować lepiej od nas – żachnął się Aldero. W końcu zdecydował się, by spojrzeć Mirze w oczy. – Twój brat i Elena gdzieś zniknęli, nie pierwszy raz zresztą. Babcia najwyraźniej ma w planach jakieś spotkanie rodzinne i tyle wiem na ten temat.
– Zajebiście. – Demonica ze świstem wypuściła powietrze. – Mam tylko nadzieję, że do głowy jej nie przyszło, że będę spowiadać się przed całą szanowną rodzinką. Powiedziałam tyle, ile miałam do powiedzenia.
– Nie lubisz publicznych występów?
Tym razem straciła cierpliwość. To był impuls, któremu bez zastanowienia się poddała, nie pierwszy raz podążając za instynktem. Wystarczył ułamek sekundy, by dosłownie zmaterializowała się przed wampirem, bezceremonialnie przyciskając go do ściany. Naparła na niego całym ciałem, zaskakując na tyle, żeby nie próbował walczyć. Dłoń przycisnęła do jego piersi, ale choć w normalnym wypadku nie wahałaby się przed wbiciem dłoni w ciało – jednym wprawnym ruchem, aż nazbyt świadoma, w jaki sposób zaatakować, by odszukać wolną przestrzeń między żebrami – tym razem tego nie zrobiła.
Zamarła, dysząc ciężko i tylko bezmyślnie wpatrując się w twarz wampira. Otworzyła i zaraz zamknęła usta, gorączkowo szukając czegokolwiek, co zabrzmiałoby sensownie – ostrzeżenia, ironicznej uwagi albo…
– Niech cię szlag – powiedziała w końcu i to zabrzmiało tak beznadziejnie, że po raz kolejny zapragnęła wybuchnąć pozbawionym wesołości śmiechem.
Wszystko było nie tak. Czuła, że sprawy wymykają jej się spod kontroli, czyniąc całkowicie bezbronną. Już nie była w stanie nawet udawać, że jest w porządku, a kolejne wydarzenia nie robiły na niej wrażenia. Może przez moment była tego bliska – jeszcze w łazience, klnąc na czym świat stoi przez ubrania, które dostała – ale to zniknęło w chwili, w której w jej głowie rozbrzmiał głos ojca. I jakoś nie wątpiła, że Ciemność doprowadziła do tego z całkowitą premedytacją.
A teraz ten facet. Jeśli ktoś był w stanie doprowadzić ją do ostateczności, to zdecydowanie Aldero Devile z tym swoim irytującym poczuciem humoru i ciągłym wzdychaniem do Eleny.
Nie odezwał się nawet słowem, już tylko ją obserwując, kiedy tak miotła się, wahając nad podjęciem decyzji. Jedynie to, że oddech i puls gwałtownie mu przyśpieszyły, uświadomiło jej, że w jakimś stopniu wierzył, że zdołałaby go skrzywdzić. Cóż, była demonem. A on widział dość, by zdawać sobie sprawę z tego, że mogłaby posunąć się naprawdę daleko – i to nawet w domu pełnym wampirów, które nie darowałyby jej ataku na jednego z nich.
Dłoń Miry zadrżała, a potem z wolna przesunęła się niżej. Wyczuła, że chłopak się rozluźnił, chociaż nie na tyle, by którekolwiek z nich uwierzyło, że już wszystko w porządku. Wciąż czuła na sobie jego spojrzenie i bijące od jego ciała ciepło, kiedy tak stała przed nim, napierając nań całym ciałem i…
To było znajome. Nigdy nie zbliżała się do tych samych facetów dwa razy, poniekąd dlatego, że wszyscy śmiertelnicy, którym pozwalała zaspokoić swoje żądze, wkrótce po tym byli martwi. Nie widziała powodu, by poświęcać partnerowi więcej uwagi, tym bardziej że nie interesowały ją związki. Aldero na dodatek ją wkurzał, a tamta chwila słabości nie miała znaczenia, ale… coś w jego bliskości było kojące.
Uniosła głowę, by spojrzeć mu w oczy. Nie miała pewności, które z nich zadecydowało o pocałunku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa