24 kwietnia 2019

Dwieście siedemdziesiąt cztery

Elena
Nigdy nie widziała Miriam w takim stanie. To najzwyczajniej w świecie do niej nie pasowało – roztrzęsienie, cisnące się do oczu łzy i fakt, że demonica ledwo trzymała się na nogach. Ta kobieta była w stanie przelecieć pół Volterry pomimo tego, że była ranna, a jednak w tamtej chwili sprawiała wrażenie kogoś, kto w każdej chwili mógłby zemdleć od nadmiaru emocji. Co jak co, ale taki stan rzeczy zdecydowanie nie należał do normalnych.
Z powątpiewaniem spojrzała na Rafaela, bezskutecznie próbując stwierdzić, co takiego chodziło mu po głowie. Wydawał się nienaturalnie wręcz spokojny, choć w sposobie, w jaki zwracał się do siostry, było coś niepokojącego. Elena nie była w stanie określić, co tak naprawdę się działo i jak poważna zrobiła się sytuacja, ale jedno wydawało się oczywiste: mieli problem.
Za to Hunter był martwy. I choć najpewniej powinna, wcale nie potrafiła się z tego cieszyć.
Panujące dookoła zamieszanie doprowadzało ją do szału. Co prawda wszystko wydawało się dużo łatwiejsze, odkąd nie musiała ukrywać przed bliskimi tego, co działo się dookoła, ale obserwując demony, całą sobą pragnęła odciąć najbliższych od coraz bardziej wymykającego się spod kontroli szaleństwa. Chociaż tyle, nawet jeśli to po prostu było niemożliwe.
Głos Rafaela wyrwał ją z oszołomienia. To, że serafin spoglądał wprost na nią, nawet nie próbując ukrywać, że to jej bezpieczeństwo dręczyło go w tym wszystkim najbardziej. Nigdy się nie nauczysz, prawda?, pomyślała, ale tym razem zachowała tę uwagę dla siebie. To nie był dobry moment na kolejną dyskusję o znaczeniu rodziny, zresztą gdy chwilę później Rafa zdecydował się na powiedzenie czegoś, co od biedy mogłaby podciągnąć zarówno pod prośbę, jak i – o bogini! – troskę o siostrę, zaczęła się zastanawiać.
– Może ja… – zaczęła, ale jedno spojrzenie demona wystarczyło, by zorientowała się, że wolał mieć ją przy sobie.
– My mamy do pogadania – oznajmił, a Elena uniosła brwi. To nie zabrzmiało szczególnie optymistycznie.
Mira drgnęła, po czym spojrzała na brata tak, jakby widziała go po raz pierwszy.
– I tak nie jestem tu mile widziana. I sama trafię do łazienki – obruszyła się. – To naprawdę nie jest ważne, czy ja…
– Jeśli chcesz, sama ci pokażę – odezwała się w tym samym momencie Esme. W pomieszczeniu jak na zawołanie zapadła cisza, a cała uwaga skupiła się na wampirzycy. – Na pewno znajdziemy ci jakieś rzeczy. Zebrałam sporo ubrań i jeszcze nie miałam okazji przekazać ich fundacji.
Mama zawsze to robiła – gromadziła całe torby rzeczy, których już nie używali, zwłaszcza że przy zapędach Alice ubrań nigdy nie brakowało. To był też powód, dla którego nigdy ich nie wyrzucali, tym bardziej że w niektórych kreacjach jej siostry pokazywały się zaledwie raz. Tak czy siak, Esme nie widziała powodu, by nie przekazywać tych rzeczy dalej, do osób, którego mogłyby potrzebować wsparcia.
Jakkolwiek by nie było, chociaż propozycja nie miała w sobie niczego niewłaściwego, Miriam i tak się spięła. Dłuższą chwilę milczała, spoglądając na wampirzycę tak, jakby widziała ją po raz pierwszy.
– Mam… tutaj zostać – powiedziała w końcu. To nie było pytanie, ale i tak wydawała się nie dowierzać.
– Oczywiście. – Esme nawet się nie zawahała. – Jesteś przerażona. I najwyraźniej tego potrzebujesz.
– Nie jestem – warknęła Mira, ale jej sprzeciw nie zrobił na nikim wrażenia.
Nawet jeśli miała do dodania coś jeszcze, nie zrobiła tego – czy to za sprawą ostrzegawczego spojrzenia Rafaela, czy też własne obawy. Ostatecznie z westchnieniem skinęła głową, chcąc nie chcąc decydując się ruszyć za wampirzycą. Elena zawahała się, mimo wszystko wątpiąc czy zostawienie Miry z mamą było dobrym pomysłem, ale zdecydowała się tego nie komentować. Nie mogła pozbyć się wrażenia, że siostra Rafy była zdecydowanie zbyt poruszona, by ryzykować ponowne wyrzucenie za drzwi. Mimo wszystko zauważyła, że Jasper z powątpiewaniem spojrzał w ślad za kobietami, przez chwilę wyglądając na chętnego, by za nimi ruszyć.
W przedpokoju ponownie zapanowała cisza. Elena skrzyżowała ramiona na piersiach, nagle niepewna, co zrobić z rękami. Potrzebowała dłuższej chwili, by uporządkować myśli i wyciągnąć jakiekolwiek sensowne wnioski z tego, co udało im się wyciągnąć od Miriam.
– Cóż… – wyrwało jej się w końcu. – Ona nie dramatyzuje, prawda?
Jakoś w to nie wątpiła. Mira nie była strachliwa, a tym bardziej nie pozwoliłaby sobie na okazanie słabości, gdyby miała na to wpływ. To, że na samym wstępie wpadła w ramiona akurat jej…
Wolała o tym nie myśleć. A tym bardziej nie wspominać, choć w normalnym wypadku nie byłaby w stanie tak po prostu tego przemilczeć.
– Mogłem się tego spodziewać.
W odpowiedzi jedynie uniosła brwi. Po tonie Rafaela wciąż nie była w stanie stwierdzić niczego konkretnego i to ją martwiło. Słodka bogini, niby co miała o tym sądzić? Wiedzieli o Łowcy, wciąż próbując trzymać się razem, ale jego obecność mimo wszystko wydawała się czymś abstrakcyjnym. Jak długo nie atakował, w zamian trzymając się na uboczu…
Ale teraz to zrobił.
– Bądźmy szczerzy… Nie wiesz, co robić, prawda? – zapytał wprost Aldero. Elena drgnęła, momentalnie przenosząc wzrok na kuzyna. – Mamy przewalone, ale oczywiście tego nie przyznasz.
Al, cholera…, jęknęła w duchu. Ostatnim, czego potrzebowała, to znów próbować powstrzymywać ich przed rzuceniem się sobie do gardeł.
O dziwo nie musiała. Spodziewała się wielu rzeczy, ale nie tego, że Rafa po prostu się uśmiechnie – w pozbawiony wesołości, nieco wymuszony sposób.
– Akurat to dawałem wam do zrozumienia od samego początku – stwierdził takim tonem, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
– Ale… – Alice urwała równie szybko, co zaczęła mówić. Myśl o tym, że akurat tej wampirzycy mogłoby zabraknąć słów, wydawała się nienaturalna. – Powinnam dać znać reszcie. O tym, co się dzieje.
– Jak uważasz – rzucił jakby od niechcenia Rafael. – Tej nocy i tak nic więcej się nie wydarzy.
Tym razem Elena już nie była w stanie milczeć.
– Skąd wiesz?
Natychmiast zwrócił się w jej stronę. Wzdrygnęła się, kiedy zmaterializował się tuż obok, zdecydowanym ruchem ujmując ją za rękę. Kątem oka zauważyła, że Aldero drgnął i bez słowa zwrócił się do nich plecami, w dość jasny sposób dając jej do zrozumienia, co sądził o całej sytuacji.
– Ponieważ Mira tutaj jest – wyjaśnił ze spokojem Rafa. – I najpewniej ma rację. To gra na jego zasadach… A gdyby chciał zakończyć ją dzisiaj, zrobiłby to.
– Chyba że twoja siostra jest ostrzeżeniem – mruknął grobowym tonem Jasper. W milczeniu spojrzał w ślad za żoną, kiedy ta wyszła do salonu, przyciskając do ucha telefon. – Pokazał nam, że to już ten moment… Sam znasz go najlepiej, więc lepiej powiedz mi, czy to możliwe.
– Obawiam się, że nikt tak naprawdę nie zna mojego ojca. Gdybym rozumiał sens każdego rozkazu, który padał z jego ust, oszalałbym. – Rafa wzruszył ramionami. – Więc niczego nie wykluczam.
– Skoro tak, może powinniśmy…
Tym razem demon nie pozwolił Jasperowi dokończyć.
– Możecie się organizować, jeśli chcecie. Tyle że to najpewniej nic nie znaczy, zwłaszcza jeśli zginął Hunter – wyjaśnił zniecierpliwionym tonem. – Nasza krew jest niebezpieczna. Jakoś nie wątpię, że wzmocniła Łowcę, nawet jeśli wciąż nie ma ciała.
Słuchanie tego przychodziło jej z trudem. Przez chwilę miała ochotę zachować się w iście dziecinny sposób, zasłonić uszy dłońmi i próbować w ten sposób udawać, że cała ta rozmowa jej nie dotyczyła. Sęk w tym, że to nie działało w ten sposób, a tym bardziej nie rozwiązywało najważniejszego problemu – w tym tego, że wszystko tak naprawdę było jej winą. Od samego początku chodziło właśnie o nią, a skoro tak…
– Więc jaki w tym sens? – zniecierpliwił się Jasper. – Z czym my tak naprawdę walczymy? Mówiłeś o koszmarze na jawie, a jednak teraz…
– Nigdy nie powiedziałem, że ten koszmar nie może nas pozabijać. Najważniejsze pytanie brzmi: co go powstrzymuje?
Tym razem nikt więcej się nie odezwał. Elena poczuła się jeszcze dziwniej, zdolna co najwyżej tkwić w bezruchu i bezmyślnie wpatrywać się w zebranych. Nie miała pojęcia, w co pogrywał ojciec Rafaela, a tym bardziej co zamierzał jego syn, ale nie podobało jej się to. Nie, skoro na każdym kroku słyszała, że tak naprawdę byli na z góry przegranej pozycji.
Gdzieś od strony schodów usłyszała ciche, lekkie kroki. Beatrycze pojawiła się w zasięgu jej wzroku, kurczowo trzymając się poręczy. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji, kiedy zaś Elena spojrzała kobiecie w oczy…
Determinacja. To nie miało sensu, ale…
– Kto? – zapytała wprost.
Nie miała dawać niczego więcej. To, że wiedziała, że coś się wydarzyło, było równie oczywiste, co i obecność krwi w domu.
– Jeden z moich braci – odparł obojętnym tonem Rafael. – Nikt warty uwagi. Za to jedno mógłbym w zasadzie ojcu podziękować.
– Więc to jego zasługa?
Nie otrzymała odpowiedzi, ale ta najwyraźniej nie była jej potrzebna. Zamarła na schodach, wciąż nerwowo zaciskając palce na poręczy – i to tak mocno, że chyba tylko cudem nie połamała jej na kawałeczki, zwłaszcza przy nadmiernej sile nowo narodzonej.
– Dałam znać Edwardowi. Emmett i Rose też niedługo wrócą do domu… Cammy z nimi jest – oznajmiła Alice, w pośpiechu wracając do przedpokoju. Krótko spojrzała na Rafaela, jakby szukając aprobaty w tym, że jej rodzeństwo jednak poruszało się w towarzystwie telepaty. – Nie wiem, co z Carlisle’em. Pewnie będą chcieli wrócić, ale…
– Wstrzymaj się na razie – poprosiła ze swojego miejsca Beatrycze. – Lepiej niech będzie z Alessią, skoro jeszcze nie doszła do siebie. No i L… – Uciekła wzrokiem gdzieś w bok. – Sama dam im znać. O ile mamy czas – dodała, ostatnie słowa jak nic kierując do Rafaela.
– Czas to pojęcie względne, zwłaszcza w tej sytuacji – odparł wymijająco demon. – Róbcie to, co uważacie za słuszne… Przynajmniej tak długo, jak nie sprowadza się to do głupich posunięć. Pierwotne ustalenia wciąż są najlepszymi, jakie mogę wam zaoferować – stwierdził, w następnej chwili bezceremonialnie chwytając Elenę za rękę. – Pozwól, proszę, lilan.
– Dokąd idziecie? – zaniepokoiła się Alice.
Demon nawet na nią nie spojrzał. W zamian bardziej stanowczo pociągnął Elenę za sobą, jak gdyby nigdy nic kierując się ku drzwiom.
– W bezpieczne miejsce. Nie naraziłbym jej – zniecierpliwił się. – Wrócimy tutaj stosunkowo szybko.
– Ale…
Tym razem nawet nie czekał aż wampirzyca skończy odpowiedź. Elena wzdrygnęła się, w pierwszym odruchu gotowa zaprotestować, ale nie miała po temu okazji. Chcąc nie chcąc wyszła z Rafaelem przed dom, zbytnio skupiona na tym, by przypadkiem nie potknąć się o własne nogi.
– Co ty właściwie…? – zaczęła, a potem słowa zamarły jej na ustach, kiedy uprzytomniła sobie, że wcale nie stali na ganku.
Przedsionek nic a nic się nie zmienił od ich ostatniej wizyty. Wciąż był ciemny, niepokojący i pełen korytarzy, które na pierwszy rzut oka wydawały się prowadzić donikąd. Jedyną różnicę stanowiło ustawione na samym środku biurko – proste, drewniane i najwyraźniej dość wygodnie, skoro Andreas zdołał na nim zasnąć. Rozłożył się na krześle, głowę wspierając na blacie. Właściwie nie widziała jego twarzy, zwłaszcza że ukrył ją w ramionach, ale i tak nie miała wątpliwości co do tego, że spał. Nawet nie drgnął, kiedy wraz z Rafaelem podeszła bliżej, wzdrygając się dopiero w chwili, w której brat bezceremonialnie oparł się o biurko – na tyle gwałtownie, by narobić hałasu.
– Serio? – wycedził przez zaciśnięte zęby. Mimo wszystko wydał się Elenie rozbawiony.
Tyle wystarczyło. Andreas poderwał się tak gwałtownie, że prawie spadł z krzesła. Drewniany mebel z hukiem upadł na podłogę, tym głośniejszy, skoro odgłos, który przy tym wydał, odbił się echem od ścian korytarza.
– Rafa… Cholera, wybacz! – zreflektował się pośpiesznie Andreas. – Naprawdę musicie zacząć się zapowiadać – stwierdził niemalże urażonym tonem. – Mogłem…
– Udawać, że robisz coś praktycznego? – podsunął usłużnie demon. Elena była pewna, że wywrócił oczami. – Zresztą nieważne. Oczywiście znajdziesz dla nas chwilę?
– A mam wybór? – mruknął bez przekonania Andreas. Dopiero po chwili jego twarz rozjaśnił uśmiech, gdy w końcu zwrócił uwagę na stojącą tuż za plecami Rafaela dziewczynę. – Ach… Witaj, Eleno – rzucił o wiele uprzejmiej niż wcześniej.
Uśmiechnęła się, a przynajmniej próbowała, bo wciąż nie była w stanie ot tak się rozluźnić. Wizyta w Przedsionku nie wróżyła niczego dobrego, a przynajmniej tyle wywnioskowała z zachowania Rafaela. Co prawda to wydawało się lepsze, niż gdyby zdecydował się zrobić coś tak głupiego, jak chociażby sprawdzenie miejsca, w którym zaatakowano Huntera, ale dziewczyna i tak miała wątpliwości. Gdyby przynajmniej wiedziała, czego się spodziewać…
Obserwowała Andreasa, kiedy bez pośpiechu obszedł biurko. Ostatecznie przysiadł na jego krawędzi, z uwagą obserwując swoich gości.
– Nie podoba mi się to, co czuję. Masz krew na dłoniach, Rafa – zauważył, tym samym uświadamiając Elenie, że miał rację. Zorientowała się, że musiał pobrudzić się tym, co zalegało na ubraniu Miry, kiedy ustawiał siostrę do pionu. – A twoja żona jest przerażona – dodał, podejrzliwie mrużąc oczy.
– Ojciec zabił Huntera – wypalił bez chwili wahania Rafael.
Andreas otworzył i zaraz zamknął usta. Dłuższą chwilę milczał, spoglądając na swoich gości tak, jakby widział ich po raz pierwszy. Wciąż siedział na skraju biurka, wyraźnie spięty i podenerwowany. Zdobył się tylko na to, by nerwowym gestem przeczesać włosy palcami, byleby zająć czymś ręce.
– Kurwa – wyrwało mu się.
Elena aż się wzdrygnęła. Pierwszy raz słyszała, by przeklinał, zwłaszcza że do tej pory robił wszystko, byleby brzmieć uprzejmie. To, że choć na moment zapomniał w jej obecność o manierach, wydało jej się bardziej wymowne niż całe wiązanki, które w przypływie emocji potrafiła wyrzucić z siebie Mira.
– Nie wiem, co tam się stało – podjął Rafael, jak gdyby nigdy nic mówiąc dalej. – Miriam przy tym była, ale Łowca jej nie skrzywdził. Nie ma pojęcia czemu i jakoś jej wierzę. W to, że ojciec z nami igra, tym bardziej.
– Co ja mam do rzeczy? – zapytał wprost Andreas.
Nie od razu uzyskał odpowiedź. Rafael w milczeniu zmierzył brata wzrokiem, wydając się gorączkowo nad czymś zastanawiać.
– Dobre pytanie – stwierdził w końcu. – Nie słyszałeś czegoś? Szepczecie tyle czasu za moimi plecami, więc… No i to pierwsze miejsce, które przyszło mi do głowy, by kupić mnie i Elenie choć trochę czasu. Ciemności od dawna tu nie było, prawda?
– Ojciec przychodzi kiedy chce i zwykle się ze mną mija. Najwyraźniej nie widzi powodu, by ze mną dyskutować – wyjaśnił zniecierpliwionym tonem demon. – On też się nie zapowiada, ale w tej sytuacji… Wiesz, chyba nie mam pretensji.
– A do mnie tak? – Brwi Rafaela powędrowały ku górze. – Nie jestem tu mile widziany? Jeśli sugerujesz, że już wybrałeś stronę… – zaczął, ale tym razem brat zdecydował się mu przerwać.
– Ja nie biorę udziału w żadnym konflikcie. Nie jestem ani po jego stronie, ani po twojej – oznajmił nieznoszącym sprzeciwu tonem. Chwilowa nieporadność, z jaką Elena postrzegała go, gdy spał przy biurku, momentalnie zniknęła. W zamian naprawdę dostrzegła w Andreasie niebezpiecznego demona, dokładnie jak wtedy, gdy z powagą oznajmił jej, że powinna podziękować Niebiańskiemu Ogniu za to, że się przed nią ujawnił. – To miejsce zawsze było i będzie neutralne. Jestem strażnikiem, z kolei to – ciągnął, znacząco rozglądając się po Przedsionku – jest mój dom. W tym miejscu ja ustalam zasady i lepiej dla ciebie, żebyś to zapamiętał, Rafa.
Facet ma jaja… Albo jest głupi, pomyślała w oszołomieniu.
Twarz Rafaela stężała w odpowiedzi na te słowa. Przez jego twarz przemknął cień, ale – ku zaskoczeniu Eleny – demon w żaden sposób nie skomentował tego, co powiedział mu Andreas. W zamian z wolna skinął głowa, po czym w końcu odsunął się na tyle, by już nie sprawiać wrażenia kogoś, kto planował rzucić się swojemu rozmówcy do gardła.
– Naturalnie – zreflektował się pośpiesznie. – Jesteś neutralny… Cokolwiek to oznacza. Ale znasz mnie – przypomniał, uciekając wzrokiem gdzieś w bok. – Jeśli ktoś okazuje się moim wrogiem…
– Grożenie mi w świecie, nad którym sprawuję kontrolę, to naprawdę głupie posunięcie – oznajmił Andreas, starannie dobierając słowa. – Jestem w stanie przymknąć na to oko, bo to naturalne, że głupiejesz, kiedy chodzi o bezpieczeństwo twojej żony. Aczkolwiek…
– Co to niby miało znaczyć? – obruszył się Rafael.
Brat rzucił mu niemalże pobłażliwe spojrzenie.
– Sam mi odpowiedz. Naprawdę nie zauważyłeś, że twoja Światłość zdobyła moją sympatię? – żachnął się Andreas. – Jestem neutralny – powtórzył z naciskiem – ale chętnie pomogę. Chyba że dalej zamierzasz mnie obrażać.
– Rafa… – mruknęła, decydując się wtrącić, ale nic nie wskazywało na to, by którykolwiek z demonów zamierzał zwrócić na nią uwagę.
Nie miała pojęcia, co było nie tak z facetami. Wiedziała jedynie, że nie pierwszy raz miała ochotę przywalić dwóm na raz, byleby w końcu się uspokoili. Tym razem przynajmniej nie chodziło o Aldero, ale poziom napięcia w powietrzu i tak zaczynał Elenę przerastać. Skoro mieli jeden cel, a Andreas nie zachowywał się jak ktoś, kto przy pierwszej okazji planował wyręczyć Ciemność w zabiciu ich, tym bardziej nie widziała powodów do obaw.
Gdzieś pod ubraniem poczuła pulsowanie ciepła w miejscu, w którym znajdował się zawieszony na łańcuszku klucz – ten sam, który dostała od strażnika Przedsionka. Coś w świadomości, że nadal miała drobiazg przy sobie, pozwoliło jej się rozluźnić.
– Ehm… Moglibyście w końcu… – zaczęła raz jeszcze, ale i tym razem nie doczekała się większego zainteresowania z ich strony.
– Daj nam chwilę, lilan.
Prychnęła, w pierwszym odruchu spoglądając na Rafaela z niedowierzaniem. Pamiętasz naszą rozmowę o tym miejscu?, rozbrzmiało w jej głowie i to pytanie wystarczyło, żeby jeszcze bardziej wytrącić ją z równowagi. Pamiętała, że obiecała mu, że będzie grzecznie milczeć i pytać o wszystko, co planowała zrobić, ale… Więc po prostu to rób, uciął temat Rafa, tym samym uświadamiając jej, że tak naprawdę nie miała wyboru.
Nerwowo zacisnęła dłonie w pięści, mimowolnie zastanawiając nad tym, czy szczególnie by się przejął, gdyby zdecydowała się mu przyłożyć. Cholerne demony! Tak naprawdę nawet nie chciała zastanawiać się nad tym, dlaczego w ogóle przyszli do Przedsionka. Cóż, skoro jego zdaniem miała się nie wtrącać…
Świetnie.
Nie zwrócili na nią większej uwagi, kiedy wycofała się, z braku lepszych pomysłów przystając przy jednym z wejść do kolejnego ciemnego korytarza. Tym razem przynajmniej nie czuła w pobliżu demonów, które próbowałby zaatakować ją przy pierwszej okazji, a później szukały jakichś wyniosłych określeń dla niej czy raczej istoty, w którą wierzyły, że była. To było dość pocieszające, bo nie miała nerwów, by poprawiać kolejnego mglistego demona, przypominając mu, że była Eleną – nikim więcej, żadną panienką, panią czy – bogini, uchowaj! – królową.
Westchnęła w duchu. Słyszała nerwowy głos Rafaela, ale już próbowała skupiać się na rozmowie. Ona po prostu tkwiła w kącie, starając się powstrzymać przed zrobieniem czegoś naprawdę głupiego, czego jak nic przyszłoby jej później żałować. Skoro Rafael uważał, że w tej sytuacji i tak nie miała niczego do powiedzenia…
Zadrżała, czując na skórze chłodne powietrze. Uniosła brwi, co najmniej zaskoczona tym zjawiskiem, zwłaszcza że do tej pory temperatura w Przedsionku wydawała się równie neutralna, co i Andreas. Lekko przekrzywiła głowę, z zaciekawieniem przypatrując tunelowi, przy którym się zatrzymała – jednym z wielu, które wychodziły z głównej sali. W mroku nie widziała niczego, ale nie poczuła się zaniepokojona tym, co mogłoby czaić się w ciemnościach.
I ten zapach… Nie zwróciła na to wcześniej uwagi, ale nagle z całą mocą poczuła świeże owoce i kwiaty, które okazały się lepsze niż niejedne drogie perfumy.
A to ciekawe…, pomyślała w oszołomieniu.
A potem w jej głowie rozbrzmiał łagodny, hipnotyzujący szept.
Eleno…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa