29 marca 2019

Dwieście sześćdziesiąt

Claire
To było tak, jakby świat nagle zwolnił. Tak po prostu zatrzymał się, na dodatek kurcząc do małej, zamkniętej przestrzeni, w której się znajdowała. Rozszerzonymi oczyma wpatrywała się w Charona, walcząc o każdy oddech, choć to nie miało żadnego związku z tym, że nieśmiertelny mógłby ją dusić. Przeciwnie, bo z jakiegoś powodu poluzował uścisk, którym otaczał jej szyję, w zamian już tylko przyciskając Claire do ściany – na tyle stanowczo, by nie miała szans mu uciec.
I tak nie byłaby w stanie. Tkwiła w bezruchu, dosłownie jak sparaliżowana i niezdolna do choćby najmniej znaczącego ruchu. Mogła co najwyżej patrzeć, choć i to okazało się wyzwaniem, które stopniowo zaczynało ją przerastać. Seth dokonał cudu, pomagając jej oswoić się z obecnością wilków, ale nawet gdyby spędziła z chłopakiem drugie tyle czasu, co ten, który im dano, nie zdołałaby przygotować się psychicznie na coś takiego. Widok zaledwie po części ludzkiej, śmiertelnie niebezpiecznej bestii – dokładnie jak tej, które omal nie wykończyły jej w hotelu. Wystarczył ułamek sekundy, by wszystko wróciło i to ze zdwojoną siłą, zwłaszcza że tym razem nigdzie nie było mamy, która w porę zdołałaby ją osłonić.
Nogi ugięły się pod nią, ale nieśmiertelny nie pozwolił jej upaść. Gdyby nie jego uścisk, jak nic wylądowałaby na podłodze. W gruncie rzeczy chciała tego – czegokolwiek, co pozwoliłoby jej uciec z koszmaru, który jakimś cudem rozgrywał się na jej oczach. Czuła jego zapach, dotyk i bijące od wielkiego cielska ciepło. Wszystko to kojarzyło się Claire w najgorszy z możliwych sposobów, wzbudzając w dziewczynie ni mniej, ni więcej, ale przede wszystkim czyste przerażenie.
Nie mogła krzyczeć. Chciała, ale wrzask ugrzązł gdzieś w jej gardle, przez co nie była w stanie nawet jęknąć, a co dopiero wykrztusić z siebie słowa. Obraz raz po raz rozmazywał jej się przed oczami – czy to za sprawą łez, czy znów nerwów. Problem polegał na tym, że choć tak bardzo tego chciała, nie była w stanie stracić przytomności.
– N-nie…
Ledwo była w stanie samą siebie zrozumieć. Potwór i tak w żaden sposób nie zareagował na zdławione, przypominające urywany szloch słowo, które ostatecznie padło z jej ust. Claire przez moment sądziła, że ta istota roześmieje jej się w twarz, jednak nic podobnego nie miało miejsca. On po prostu ją trzymał, przypatrując tak dokładnie, jakby w jej rysach mógł doszukać się czegoś o wyjątkowym znaczeniu.
Patrzył i nie dowierzał. Tylko tyle była w stanie wywnioskować.
Serce omal nie wyskoczyło jej z piersi, kiedy wilkołak pochylił łeb, bez jakiegokolwiek ostrzeżenia przyciskając czoło do czubka jej głowy. Poczuła na twarzy nieprzyjemny, stęchły oddech i to wystarczyło, by zrobiło jej się niedobrze. Potężne łapy wciąż spoczywały na jej ciele, w którymś momencie lądując na biodrach, choć prawie tego momentu nie zarejestrowała. Wystarczyło, że jej dotykał; to, że w jego gestach przynajmniej tymczasowo nie było niczego dwuznacznego, pozostawało sprawą drugorzędną.
Chciała zamknąć oczy, ale i to okazało się wyzwaniem. Mogła co najwyżej tkwić w miejscu, cicho kwilić i bezskutecznie próbując złapać oddech. Kręciło jej się w głowie, a jednak wciąż dzięki wyostrzonym zmysłom mogła zaobserwować dość, by wiedzieć, co działo się wokół niej. Instynkt stanowczo uniemożliwiał jej spuszczenie przeciwnika z oczu, choć Claire było już wszystko jedno czy go widziała, czy może nie. Tak naprawdę wolałaby nie wiedzieć, co się wydarzy, kiedy…
– Nie… Nie, to nie tak – usłyszała. Rozumienie poszczególnych słów przychodziło jej z trudem, zwłaszcza że głos wilkołaka brzmiał bardziej jak charkot niż ludzka mowa. – Nie jesteś nią. Nie możesz, ale…
Nie rozumiem.
Nie była w stanie zdobyć się na wypowiedzenie tych słów. I tak czuła, że niczego by nie zmieniły, zwłaszcza że wilkołak wydawał się zwracać przede wszystkim do siebie. Miała wrażenie, że jakimś cudem zapomniał, że mogła go usłyszeć. Nawet jeśli, jej zrozumienie zdecydowanie nieśmiertelnego nie interesowało.
Omal nie zachłysnęła się powietrzem, gdy cudze palce z siłą chwyciły ją za włosy. Z jękiem odchyliła głowę, po czym zesztywniała, gdy wilkołak wtulił pysk w zgłębienie jej szyi. Gorący, wilgotny oddech raz po raz muskał jej odsłoniętą szyję, jedynie podsycając odczuwane przez Claire obrzydzenie. Podświadomie czekała na moment, w którym bestia spróbuje rozerwać jej gardło, a jednak…
– Ale masz ją w sobie… To jakaś żałosna sztuczka, Claudio?
Te słowa jeszcze bardziej wytrąciły ją z równowagi. Znów pociemniało jej przed oczami, kiedy wilkołak odsunął się, przy okazji szarpiąc nią w sposób na tyle energiczny, że aż uderzyła głową w ścianę. Potężna sylwetka na moment straciła na ostrości, choć Claire dobrze wiedziała, że nieśmiertelny wciąż tam był – zdecydowanie zbyt blisko, dosłownie na wyciągnięcie ręki.
I brzmiał na zdenerwowanego. Jego słowa bardziej niż wcześniej przypominały jej charkot, przy okazji przyprawiając ją o dreszcze. Nieśmiertelny z jakiegoś powodu był zły, a to nie wróżyło dobrze.
– Jak?! – ponaglił, bez jakiegokolwiek ostrzeżenia ujmując ją pod brodę. Ostre pazury podrażniły wrażliwą skórę, jednak również ból okazał się dla Claire sprawą drugorzędną. – Jeśli ze mną igrasz…
– Nie rozumiem!
Samą siebie zaskoczyła tym, że jednak zdołała się odezwać. Jej głos zabrzmiał dziwnie, piskliwie i niemalże histerycznie, ale nie dbała o to. O spływające łzy tym bardziej, zwłaszcza że nawet nie próbowała ich powstrzymywać. Nie zamierzała zastanawiać się nad tym, czy płacz miał jakikolwiek sens, a tym bardziej czy powinna pozwolić sobie na słabość. Jakie to miało znaczenie, skoro już tylko czekała na moment, w którym nieśmiertelny przetrąci jej kark.
Mogła tylko zgadywać, dlaczego tego nie robił. Z jakiego powodu wszystko przeciągał, w zamian trzymając ją i oglądając tak dokładnie, jakby wątpił w to, że była prawdziwa. Nawet jeśli na początku zamierzał ją zabić, poirytowany tym, że weszła mu w drogę, coś się zmieniło. Nie była pewna kiedy i dlaczego, a tym bardziej co to oznaczało, ale i tak czuła tę różnicę całą sobą.
I Claudia… Co do tego wszystkiego miała Claudia…?
Była gotowa przysiąc, że minęła cała wieczność, nim w końcu doczekała się reakcji. Prawie nie zarejestrowała momentu, w którym uścisk wilkołaka zelżał, w końcu pozwalając na to, by osunęła się na ziemię. Ciężko opadła na kolana, dosłownie kuląc u jego stóp. Palce w nerwowym geście wplotła we włosy, raz po raz za nie szarpiąc. Szlochała, choć nie miała na to siły, zbytnio wytracona z równowagi, by zdobyć się na jakąkolwiek reakcję.
Wyczuła, że się poruszył. Nachylał się tuż nad nią, dysząc ciężko i wciąż napierając na nią całym ciałem. Wydawał się wypełniać mały schowek, zajmując dosłownie każdy skrawek wolnej przestrzeni. Nie mogła oddychać, zbytnio przytłoczona jego bliskością i emocjami, które w niej wzbudzał. Zwłaszcza strach odbierał jej dech i zdolność logicznego myślenia, choć Claire wciąż pozostawała na tyle przytomna, by zorientować się, co działo się wokół niej.
– Nie jesteś Claudią – stwierdził cicho nieśmiertelny. Coś w tych słowach sprawiło, że zapragnęła histerycznie się roześmiać. Doprawdy? – Więc kim, co? Dlaczego…?
O cokolwiek zamierzał zapytać, ostatecznie zachował to dla siebie, tak po prostu się rozmyślając. Z drugiej strony, być może to ona nie była w stanie skupić się na tyle, by wychwycić jego dalsze słowa. To i tak nie miało znaczenia.
Tyle że wilkołak nie zamierzał ot tak odpuścić. Choć Claire marzyła już tylko o tym, by się odsunął i w końcu zostawił ją samą, wszystko wskazywało na to, że nie miała na co liczyć. Zrozumiała to aż za dobrze w chwili, w której nieśmiertelny znów ujął ją pod brodę, szarpnięciem przymuszając do spojrzenia sobie w twarz.
Nie była w stanie patrzeć na wykrzywione, nieludzkie oblicze. Nie mogła, ale kiedy przyszło co do czego, już nie była w stanie oderwać wzroku.
– Jakim cudem brudna krew Lily Anne krąży w przerażonym, wampirzym dziecku, co? – wycedził, nie odrywając od niej wzroku. – Jak ty się przede mną uchowałaś, dziecino?
Nawet jeśli oczekiwał odpowiedzi, nie była w stanie mu jej udzielić. Patrzyła na niego w milczeniu, oszołomiona i coraz bliższa omdlenia. Lily Anne…?, powtórzyła w myślach, ale nawet znajome imię, które z jakiegoś powodu wydawało się ją prześladować, nie było w stanie przykuć jej uwagi na tyle, by zawalczyła o zachowanie przytomności. Nie miała pojęcia, czego chciała od niej ta istota, a tym bardziej jaki związek z tym wszystkim miała Claudia, ale przynajmniej na razie nie chciała tego wiedzieć.
– Claire!
Nie miała pojęcia kto i dlaczego wykrzyczał jej imię. Nie rozumiała bardzo wielu rzeczy, nie wspominając o poczuciu ulgi na myśl o możliwym ratunku. W tamtej chwili była zdolna co najwyżej wpatrywać się w zagniewaną twarz pochylonego nad nią wilkołaka, wciąż spodziewając się tego, że ten spróbuje ją zabić.
Gdzieś jakby z oddali doszedł ją huk. Z opóźnieniem utożsamiła dźwięk z wystrzałem, rozpoznając go tylko dlatego, że nie tak dawno temu miała do czynienia z łowcami. Aż za dobrze pamiętała swój szok na widok broni i to, że ktokolwiek mógłby wymierzyć akurat w nią. Raz do tego doszło, ale…
Ktoś zawył, ale to działo się jakby poza nią, odległe i pozbawione sensu. Nie zorientowała się, w którym momencie dotychczas pochylona nad nią bestia jednak się wycofała, zmuszona się bronić. Claire wyraźnie poczuła krew, ale nie potrafiła stwierdzić do kogo ta mogła należeć. Nie była w stanie pojąć bardzo wielu kwestii – a zwłaszcza sensu tego, co właśnie przyszło jej usłyszeć.
Kiedyś zrozumiesz.
Nie miała pojęcia, dlaczego pomyślała właśnie w ten sposób. Te słowa zarazem należały i nie należały do niej, jakkolwiek irracjonalne by się to nie wydawało. Była w stanie rozpoznać obcą myśl w umyśle, a jednak tym razem… chodziło o coś innego.
A potem w końcu pociemniało jej przed oczami o otoczyła ją jakże upragniona ciemność.

Wyczuła, gdzie się obudzi, jeszcze zanim otworzyła oczy. Nie potrafiła stwierdzić, skąd brała się ta pewność, ale była w stanie rozpoznać, że znów tkwiła w pustce, najpewniej tuż obok znajomego już, popękanego lustra. Chwilę trwała w bezruchu, jak zwykle próbując ignorować to, co działo się wokół niej, ale to na dłuższą metę okazało się równie bezsensowne, co i udawanie, że nie interesowało ją spotkanie z odbiciem.
Jej inne „ja” jak zwykle nie zachowywało się jak na lustrzaną kopię przystało. Druga Claire wyglądała na wyjątkowo poruszoną, raz po raz krążąc niespokojnie i nie patrząc w jej stronę. W jej ruchach było coś gwałtownego i bardzo niespójnego, co momentalnie skojarzyło się dziewczynie z przyczajonym, polującym drapieżnikiem – i to takim, którego właśnie zapędzony w kozi róg. Kiedy się nad tym zastanowiła, mimowolnie pomyślała o tym, że bardzo podobnie zachowywał się tata, gdy coś wyjątkowo wytrąciło go z równowagi.
Usiadła z trudem, wciąż uważnie obserwując odbicie. Claire z lustra nie patrzyła na nią, przynajmniej początkowo zachowując tak, jakby nie zdawała sobie sprawy z tego, że mogłaby mieć towarzystwo. Wciąż trwała zwrócona plecami do zwierciadła, po chwili w końcu przystając, choć nawet wtedy nerwowo podrygiwała. Czekała, choć Claire za żadne skarby nie potrafiła stwierdzić na co.
– Zabrałam cię stamtąd.
Aż wzdrygnęła się, kiedy odbicie bez jakiegokolwiek ostrzeżenia zwróciło się w jej stronę. Zauważyła, że oczy jej bliźniaczej kopii były niepokojąco wręcz jasne – srebrzyste albo wręcz białe, prawie jak u ślepca, choć dziewczyna po drugiej stronie jak nic patrzyła wprost na nią. Postać z lustra przystanęła bliżej tafli, przyciskając obie dłonie do gładkiej powierzchni, zupełnie jakby chciała przedostać się nad drugą stronę. Claire po raz kolejny uderzyło nie tylko jej podenerwowanie, ale też widok zdobiącej palec obrączki.
Zadrżała, wciąż rozdarta między tym, co widziała, a niedawnymi wydarzeniami. Instynktownie uniosła dłoń do gardła, po czym skrzywiła się, kiedy dotarło do niej, że to pulsowało bólem. Potrząsnęła głową, wciąż nie dowierzając, zwłaszcza że wręcz nieprawdopodobnym wydało jej się to, że dopiero co znajdowała się w małym schowku, próbując powstrzymać pożar szklarni. Bliskie spotkanie z wilkołakiem przypominało sen – prawdziwy koszmar, który jednak nie powinien mieć racji bytu.
Tyle że to była prawda. Oszukiwanie siebie prowadziło donikąd, choć i tak korciło ją, by to zrobić. Pragnęła odciąć się od całego szaleństwa, tylko w ten sposób będąc w stanie powstrzymać nadmiar emocji. Strach zszedł gdzieś na dalszy plan, przytłumiony i tak bardzo odległy.
– Zabrałaś… – powtórzyła w oszołomieniu.
Jak miała to rozumieć? Traciła zmysły, a przynajmniej tak czuła się za każdym razem, gdy lądowała w tym miejscu. Po dziwnych doświadczeniach w łazience, kiedy tak po prostu zaczęła śnić na jawie, tym bardziej wątpiła w to, co działo się wokół niej. Emocje wymykały jej się spod kontroli, dokładnie jak to, co widziała i czuła. Miała wrażenie, że już nie powinna ufać własnym zmysłom, a jednak… wciąż to robiła.
I to ją przerażało. To, że tak naprawdę wierzyła w prawdziwość odbicia, tym bardziej.
Spokój, który poczuła, kiedy spojrzenia jej i drugiej Claire się spotkały, zdecydowanie nie był czymś, co potrafiłaby wytłumaczyć.
– Nikomu nic się nie stało. Uwierz mi, że już jest po wszystkim. – Przez twarz lustrzanej kopii przemknął cień. Kłamała, ale Claire zdecydowała się jej tego nie zarzucać. – Byłam wtedy taka słaba…
– Nie rozumiem.
Odbicie prychnęło.
– Ależ tak. Ale wmawiaj sobie coś innego, skoro tak ci wygodniej – obruszyła się druga Claire, nagle tracąc cierpliwość. – Nie mogę niczego ci powiedzieć. Ale hej! Jestem… Jesteś – poprawiła się pośpiesznie i z wyraźną niechęcią – bystra, więc jakoś sobie poradzimy.
– Nie chcę z tobą rozmawiać, jeśli to ma wyglądać w ten sposób.
Dlaczego w ogóle to ciągnęła? Nie miała pojęcia, ale nawet widok istoty, która jedynie dowodziła temu, że najpewniej zwariowała, okazał się kojący po wszystkim, co się wydarzyło. Z dwojga złego Claire wolała śnić niż rozpamiętywać spotkanie z tamtym wilkołakiem. Kto wie, może na dodatek była martwa, co wydawało się dość prawdopodobne, skoro…
Nie chciała o tym myśleć. Tak jak i o wielu innych kwestiach, które nasuwały jej się na myśl za każdym razem, gdy dziewczyna z lustra próbowała ją prowokować.
Podejrzenia, które przy każdym spotkaniu nasuwały się Claire na myśl, były zbyt przerażające i niedorzeczne, by mogła tak po prostu je do siebie dopuścić.
– Jak chcesz. I tak nie mogę powiedzieć ci więcej niż to, co sama wiesz.
Odbicie w końcu uspokoiło się na tyle, by przestać podrygiwać. Ostatecznie osunęło się na kolana, siadając na ziemi, co Claire mimo wszystko przyjęła z ulgą. Teraz przynajmniej ich twarze znajdowały się na jednej pozycji, dzięki czemu od biedy mogła udawać, że miała do czynienia co najwyżej z lustrzaną kopią – najzupełniej normalną, nie robiąca żadnych dziwnych rzeczy i…
Och, kogo tak naprawdę próbowała oszukać?
– Już… dobrze – usłyszała drżący głos. W oszołomieniu spojrzała na odbicie, z zaskoczeniem przekonując się, że było o wiele bardziej poruszone niż chciało przyznać. – Już w porządku… Uratowałaś go.
– Kogo?
– Och, no tak… – Na ustach drugiej Claire pojawił się wymuszony, nieco nerwowy uśmiech. – W końcu chodziło o nich wszystkich. O Issie…
– Nie rozumiem cię.
Dziewczyna z lustra wzruszyła ramionami.
– Wierz mi, że to dla mnie równie trudne, co i dla ciebie. I takie frustrujące… – dodała, wzdychając przeciągle. – Nie życzę ci, byś kiedykolwiek musiała się o tym przekonać. Jeśli bogini okaże się wystarczająco łaskawa, może do tego nie dojdzie.
Claire otworzyła i zaraz zamknęła usta. Jak miała rozumieć te słowa? Nie pojmowała tak wielu rzeczy, a jednak…
Przełknęła z trudem. Nie miała pojęcia czy chciała wiedzieć.
– Chodzi o… jakieś zasady? – zapytała w końcu, ostrożnie dobierając słowa. – Chwilami brzmisz jak… Cóż, Michael. Nie rozumiem, ale…
– Coś w tym rodzaju – ucięło pośpiesznie odbicie. – To skomplikowane, a ja nawet nie mogę cię naprowadzić… Jest na to za wcześnie, choć po tym, co wydarzyło się dzisiaj… – Urwała, ostatecznie ograniczając się do potrząśnięcia głową. – Wiem o wszystkim. Dlatego twierdzę, że wszystko w porządku. Kiedy się obudzisz, nic złego się nie stanie.
– Ale…
– Bądź taka dobra i nie zabij taty, okej? Zapytaj go, a później postaraj się nie zdenerwować – podjęła druga Claire, nie pozwalając sobie przerwać.
– O co znów mam pytać?!
Srebrzyste oczy wzniosły się ku górze, jakby w niemej prośbie o cierpliwość.
– Słodka bogini, litości… Obie wiemy, że masz mnóstwo pytań. Ja bym miała na twoim miejscu – dodała z naciskiem i coś w tych słowach przyprawiło Claire o dreszcze. Dlaczego to brzmiało tak, jakby…? – Wybacz, ale zaczynam się niecierpliwić. Nie sądziłam, że ja… Och, jesteś taka młodziutka. – Odbicie oparło czoło o lustro i uśmiechnęło się blado. – To byłoby urocze, gdyby jednocześnie nie pozostawało tak niebezpieczne. Chociaż wiem, że nie o pozostawienie cię bezbronnej mu chodziło.
– Komu? Rufusowi? – zniecierpliwiła się. – Co znów się dzieje? Ja… mam go zapytać…
– O Lily Anne – potwierdziła ze spokojem kopia. – I Claudię. Usłyszałaś, prawda? Więc zapytałabym właśnie Rufusa.
– To nie ma sensu.
Odbicie parsknęło pozbawionym wesołości śmiechem,
– W istocie – zgodziło się niechętnie. – Teraz na pewno nie, ale się przyzwyczaisz. Prędzej czy później. – Dziewczyna zawahała się na dłuższą chwilę. – Jak wspomniałam, nie bądź na niego zbyt surowa. On chyba nie potrafi inaczej.
– To źle zabrzmiało – przyznała z wahaniem, nagle zaniepokojona. Mętlik w głowie skutecznie utrudniał zebranie myśli. – Dlaczego miałabym…? – Zamilkła, uprzytomniając sobie, że to pytanie w gruncie rzeczy nie miało sensu. Nie po tym, co usłyszała od wilkołaka. – Powiedział, że… krew Lily Anne… – zaczęła, ale i tym razem nie była w stanie dokończyć.
Tym razem spojrzenie odbicia okazało się niemalże łagodne.
– Odpowiedź jest bliżej niż sądzisz. Chociaż obie wiemy, że Rufus… Cóż.
– Okłamie mnie?
Albo już to zrobił. Ta świadomość uderzyła z nią całą mocą, wywołując przede wszystkim niedowierzanie i gorycz. Nie miała pojęcia dokąd to wszystko zmierzało, ale myśl o ojcu, który znów kłamałby jej prosto w oczy, ukrywając coś istotnego, najzwyczajniej w świecie bolała.
– Jak powiedziałam, nie oceniaj zbyt pochopnie. On chyba nie potrafi inaczej – zasugerowało łagodnie odbicie. – Teraz chyba to rozumiem.
– Rozumiesz? – powtórzyła z niedowierzaniem. – Jak miałabym zrozumieć… coś takiego? Kłamstwa to wciąż kłamstwa, chociaż…
– Powiedziałam, że rozumiem, a nie że popieram. Doświadczenie zmienia spojrzenie na świat – oznajmiła bez wahania kopia. Claire po raz kolejny poczuła, że dziewczyna nie mówiła jej czegoś istotnego. – To coś, czego nigdy nie chciałabym powielić… Chociaż czasami mam ochotę. Tyle że obie wiemy, że to żadne rozwiązanie. Trzymanie pod kloszem nigdy takie nie jest, choć wierz mi, że korci, kiedy kogoś bardzo kochasz.
– O czym ty…?
Nie miała okazji, żeby dokończyć.
– Uznaj to za dobrą radę na przyszłość. Jak przyjdzie odpowiedni moment, to zrozumiesz… Nie warto powielać błędów wychowawczych – mruknęła pod nosem, w tamtej chwili zwracając się bardziej do siebie niż Claire, ale dziewczyna i tak zdążyła tę uwagę wychwycić. – W takich chwilach warto porządnie zdzielić się po głowie. Jego również, jeśli spróbuje się wtrącić. – Odbicie uśmiechnęło się w uroczy, niemalże niewinny sposób. – Obudź się już, co? Nie ma sensu martwić ich bardziej niż trzeba… I bądź choć trochę wyrozumiała, proszę.
Claire nie miała czasu, by zastanowić się nad znaczeniem tych słów. Zanim zdążyła choćby się zastanowić, wszystko po raz kolejny pochłonęła nieprzenikniona ciemność.
Lustro i odbicie rozpłynęły się w mroku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa