14 marca 2019

Dwieście pięćdziesiąt

Ulrich
Co ja robię? Co ja, do jasnej cholery, robię…?!
Nerwowo obejrzał się przez ramię. Robił to raz po raz, niczym w transie spoglądając to na pas drogi przed sobą, to znów w lusterko, a na koniec dla pewności na tylne siedzenie. W zasadzie sam nie był pewien, czego się spodziewał – może tego, dotychczas śnił, a rudowłosa dziewczyna jakimś cudem zniknęła. Niezmiennie przekonywał się, że nie zmieniło się absolutnie nic, a sytuacja wciąż była równie absurdalna, co i blisko kwadrans wcześniej.
Muzyka wciąż grała, choć to uprzytomnił sobie z opóźnieniem, gdy dudniące dźwięki zaczęły byt zbyt uciążliwe. Z drugiej strony, nawet to wydało mu się lepsze od perspektywy trwania w ciszy, więc po prostu nieznacznie ściszył radio, również po to, żeby zająć czymś ręce. Jego spojrzenie wciąż uciekało ku lusterku, bo przynajmniej tak mógł obserwować nieznajomą, przy okazji upewniając się, że ta nagle nie zaczęła czaić się za jego plecami, gotowa skoczyć mu do gardła. Byłaby do tego zdolna, prawda? Może i wciąż przypominała mu spłoszone zwierzątko, ale to o niczym nie świadczyło. Nieśmiertelni mieli to do siebie, że potrafili mieszać w głowie – i to nie tylko za sprawą samego wyglądu.
Nie powinien jej ufać. Tym bardziej nie powinien wprowadzać jej do auta, ale…
Raz jeszcze dyskretnie spojrzał w lusterko, choć był gotów przysiąc, że dziewczyna doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że ją obserwował. Zwinęła się na tylnym siedzeniu tak, że praktycznie na nim leżała. Przetłuszczone włosy opadły jej na twarz, przysłaniając ją na tyle, że nie był w stanie ani ocenić jej wyrazu, ani nawet znów spojrzeć nieznajomej w oczy. Tak może było lepiej, chociaż Ulrich wcale nie poczuł się lepiej. Jakby tego było mało, był gotów przysiąc, że jego nieoczekiwana towarzyszka płakała albo była tego bliska. Tyle przynajmniej wywnioskował z wstrząsających raz po raz całym jej ciałem dreszczy.
Nie miał pojęcia, co robić. Jechał przed siebie, klucząc kolejnymi uliczkami i próbując znaleźć najmniej zatłoczoną drogę. Mógł tylko zgadywać, ile przepisów przy okazji złamał, bezceremonialnie przeciskając się między innymi autami, ale nie dbał o to. To nie byłby pierwszy raz, kiedy wpakowałby się w kłopoty. Inna sprawa, że naruszenie prawa i tak wydawało się najmniej istotnym problemem, gdy na tylnym siedzeniu wiozło się ni mniej, ni więcej, ale wampirzycę – chociażby w połowie. Tak przynajmniej sądził, zwłaszcza że dziewczyna pod wieloma względami przypominała mu chłopaka Liz. Widział Damiena zaledwie przez chwilę i to będąc w stanie, który pozostawiał naprawdę wiele do życzenia, ale i tak zaobserwował dość. Ta dwójka nawet wizualnie była do siebie podoba – oboje miedzianowłosi, urodziwi i nawet o takim samym kolorze oczu. Zdaniem Ulricha spokojnie mogliby uchodzić za rodzeństwo.
Nerwowo postukał palcami w kierownicę. Chodziło o kolejnego członka tej rodziny? To wydawało się dość prawdopodobne, bo ilu nieśmiertelnych tak naprawdę mogło kręcić się po Seattle? Z drugiej strony, to nie wyjaśniało, dlaczego ta dziewczyna biegała w takim stanie po ulicy, na dodatek cała we krwi. Jakby tego było mało, Ulrich nie sądził, by posoka należała do niej, a to również o czymś świadczyło. Jeśli ta istota urządzała sobie krwawe polowania i zabijała, Liz nie miała prawa czegokolwiek od niego oczekiwać. Samo to, że zdecydował się zatrzymać, zamiast zrealizować pierwotny plan i zrównać nieśmiertelną z ziemią, było niezrozumiałym dla niego samego ustępstwem z jego strony.
Milczenie zaczynało doprowadzać go do szału, zresztą jak i mętlik w głowie. Wiedział, że miał towarzystwo, na dodatek nieludzkie, i to wystarczyło, żeby wytrącić go z równowagi. Krążył, jednocześnie zastanawiając nad wampirami w pelerynach, które wydawały się ścigać jego towarzyszkę. To dlatego była taka przerażona? Na tyle, by właściwie wyskoczyć komuś pod koła? No i co zrobiłaby, gdyby trafiła na kogoś innego? Nie wyglądała jakby polowała, ale cholera wiedziała, co chodziło jej po głowie? Zresztą jeśli miała kłopoty, być może właśnie podpisał na siebie wyrok śmierci, aż prosząc się o to, by tajemnicza trójka ruszyła również za nim.
Niczego już nie rozumiał, a to wciąż wydawało się być zaledwie wierzchołkiem góry lodowej problemów, które wiązały się z nieśmiertelną. Myślał nad tym, co robić, z góry odrzucając telefon do Elizabeth. Kogokolwiek miał przy sobie, przynajmniej na razie zamierzał zostawić to dla siebie. Organizacji też nie chciał mieszać, tym bardziej że pragnął trzymać się od niej z daleka, ale w tej sytuacji…
Niech to szlag! W gruncie rzeczy sam nie był pewien, kto odebrał mu więcej – łowcy czy krwiopijcy.
Nie chciał o tym myśleć. Nie chciał zastanawiać się nad bardzo wieloma kwestiami, ale obecność nieśmiertelnej nie pozwalała pozostać mu w pełni obojętnym. Miał wrażenie, że balansował gdzieś na granicy szoku, aż prosząc się o zrobienie czegoś naprawdę głupiego. Zanim zdążył się zastanowić, w końcu zajechał na puste miejsce na parkingu pod jakimś centrum handlowym, nie ufając sobie na tyle, by dalej prowadzić. Ręce mu drżały, kiedy wyprostował się na swoim miejscu, bezmyślnie spoglądając na to, co działo się w zasięgu jego wzroku. Nie wysiadł, choć miał na to ochotę – trzasnąć drzwiami, zaczerpnąć świeżego powietrza, a potem najlepiej skoczyć do sklepu po fajki. Albo od razu ze dwie paczki.
Był tak spięty, że bez trudu wyczuł momentu, w którym nieznajoma się poruszyła. Co prawda sprowadzało się to zaledwie do nieznacznego uniesienia głowy, ale to wystarczyło, by Ulrich zesztywniał i błyskawicznie obejrzał w jej stronę. Spodziewał się wielu rzeczy, ale nie tego, że skuli się za sprawą samego jego spojrzenia. Uniósł brwi, co najmniej skonsternowany taką reakcją z jej strony. Szlag, bała się go? Obawiała człowieka, choć z powodzeniem mogłaby rozerwać mu gardło? Wciąż skoncentrowany, uprzytomnił sobie, że nieświadomie sięgnąć ręką do schowka, gotów w każdej chwili go otworzyć. Tam miał broń, ale… jak miałby tak po prostu za nią chwycić i wycelować w kogoś, kto wyglądał tak, jakby w każdej chwili mógł stracić przytomność.
To nie człowiek. Nie wiem jeszcze, w co ze mną pogrywasz, ale…
Tyle że w grę również nie wierzył. Czuł się jak kompletny, na dodatek naiwny idiota, ale naprawdę nie potrafił sobie wyobrazić tej dziewczyny w roli oprawcy. To nic, że wyglądała jakby wyszła z jakiejś krwawej jatki. Policzki wciąż miała wilgotne od łez, oczy napuchnięte, a w kącikach jej ust dostrzegł zakrzepnięta krew. Już wcześniej zauważył, że posoka znajdowała się również na jej ubraniu – wyniszczonym, porozciąganym i zdecydowanie nie pasującym ani do niej, ani tym bardziej do pogody. Z drugiej strony, wciąż wyglądała na zbyt zadbaną i przerażoną sytuacją, by uwierzył, że była przyzwyczajona do życia na ulicy. Nie wyglądała jak typowa bezdomna, choć te wątpliwości równie dobrze mogły brać się ze świadomości, że miał do czynienia z kimś co najmniej niebezpiecznym.
Tym razem dostrzegł, że go obserwowała, choć jej spojrzenie nie wyrażało niczego prócz czystego przerażenia. Czy naprawdę byłaby w stanie aż tak dobrze udawać? W zasadzie… czemu nie, skoro należała do grona urodzonych morderców? Na pewno potrafili zwodzić, grać i wprawnie udawać o wiele bardziej bezradnych niż w rzeczywistości. Może tylko czekała, by rozerwać mu gardło albo po prostu zamierzała wykorzystać okazję, by uciec od swoich prześladowców. Możliwe, że właśnie dlatego wciąż żył. W końcu czemu nie, prawda? Mógł ją wywieźć, najlepiej w jakieś odludne miejsce, a ona później…
Cóż, to wciąż mogło się tak skończyć. Miał cień przewagi, skoro wiedział z kim miał do czynienia, ale to nie odbierało jej zdolności, którymi jak nic dysponowała.
A jednak wciąż nie potrafił uwierzyć, że właśnie przeciwko niemu knuła, czekając na okazję do ataku.
Ich spojrzenia na ułamek sekundy się spotkały i to wystarczyły, by Ulrich poczuł się jeszcze bardziej nieswojo. Jakby tego było mało, to ona jak pierwsza uciekła wzrokiem gdzieś w bok, nagle jakby zawstydzona. Jej oczy lśniły niezdrowym blaskiem, zdradzając nie tylko strach, ale przede wszystkim nieopisane zmęczenie. Wyglądała na bardzo słabą i przemarzniętą, a gdyby nie to, że nie była człowiekiem, może nawet pomyślałbym, że była chora. Normalną dziewczynę, znalezioną w takich warunkach, natychmiast odwiózłby do szpitala, ale z nią przecież nie mógł tak postąpić.
Wyłączył muzykę. Zostawił włączony silnik i podkręcił odgrzewanie, wciąż czujnie obserwując przy tym nieznajomą. To było niczym impuls, któremu po prostu się podporządkował, zwłaszcza że patrzenie na nią w takim stanie nie pozwalało mu pozostać obojętnym. Nieważne kim by nie była, Ulrich wciąż miał sumienie.
Albo po prostu był głupi. Osobiście skłaniał się właśnie do tej opcji.
– To trochę… dziwna sytuacja – zaczął z wahaniem. Jego własny głos zabrzmiał co najmniej dziwnie, nienaturalnie spokojny i bardziej zachrypnięty niż zazwyczaj. – Już dobrze?
Nie odpowiedziała. Jedynie na niego spojrzała, a i to tylko na chwilę, by zaraz po tym znów w pośpiechu odwrócić wzrok. Wręcz skuliła się na fotelu, kiedy wyciągnął ku niej rękę, próbując podsunąć paczkę porzuconych na pulpicie chusteczek. Jedynie westchnął, po czym ułożył je na fotelu obok dziewczyny i pośpiesznie się wycofał.
Cisza się przeciągała. Nieznajoma z powątpiewaniem spojrzała na podarek, dopiero po chwili decydując się po niego sięgnąć. Jej ruchy wydawały się dziwnie nieporadne i ociężałe, kiedy otarła twarz i wydmuchała nos. W końcu usiadła, choć jej ciało wciąż raz po raz przechylało się na boki, zupełnie jakby coś wciąż ciągnęło ją ku dołowi. Co więcej, wciąż obserwowała go w czujny, niespokojny sposób tymi swoimi lśniącymi, czekoladowymi oczami.
– Dobra. Ehm… Powiesz mi, jak masz na imię? – podjął, gdy dotarło do niego, że raczej nie miał co liczyć na to, że dziewczyna sama się odezwie.
Zacisnął usta. Jakie to właściwie miało znaczenie? Jakby to było ważne, czy miała zabić go Jeana, Ana czy…
– Leana.
Zamrugał nieco nieprzytomnie, co najmniej zaskoczony – i to nie melodyjnym brzmieniem jej głosu, bo ten słyszał już wcześniej, ale samym faktem tego, że odpowiedziała.
Och, Leana. Czemu nie? Równie dobrze mogła zagrażać mu właśnie Leana.
Z powątpiewaniem spojrzał na swoje zaciśnięte w pieści dłonie. Leana. Dlaczego nawet jej imię musiało być tak nieznośnie… słodkie?
Nie patrzyła na niego, w zamian jak gdyby nigdy nic to mnąc, to znów rozprostowując pomiętą chusteczkę. Wciąż tak drżała, choć nie aż tak bardzo jak chwilę wcześniej, gdy jeszcze wstrząsały nią spazmy. Wyglądała na kogoś, kto nie do końca zdawał sobie sprawę z tego, co działo się wokół niej. Co więcej, wciąż sprawiała wrażenie odległej i zbyt zagubionej, by powiedzieć mu coś sensownego.
– Okej, więc Leana… – mruknął Ulrich, starannie wypowiadając jej imię. Drgnęła i spojrzała na niego z zaciekawieniem, kiedy to zrobił.
– Leana – powtórzyła nieco pewniej niż wcześniej.
Zawahał się, sam niepewny jak powinien interpretować jej zachowanie. To brzmiało trochę tak, jakby samą siebie chciała przekonać, że to prawda – że była Leaną. Taka perspektywa wydała mu się co najmniej dziwna, ale właśnie to sugerował jej zachowanie. Z drugiej strony, może to on mieszał coś w szoku, ale przecież był przyzwyczajony do pracy w stresie. Łączenie faktów, nawet tych najmniej pasujących albo niedorzecznych, było jego obowiązkiem.
Znów zapanowała między nimi cisza, podczas której każde pogrążyło się we własnych myślach. Ulrich nie stracił czujności, podświadomie wciąż wyczekując aż dziewczyna zrobi coś głupiego, ale nic nie wskazywało na to, by miała taki zamiar. Leana po prostu tam siedziała, wydając się robić wszystko, by udawać, że tak naprawdę wcale nie było jej w aucie. Swoją drogą, szło jej to zadziwiająco dobrze, a on z każdą kolejną sekundą trwał w obawie, że gdy za którymś razem zamruga, jego towarzyszka ot tak zniknie.
Nie miał pewności, czy tak nie byłoby lepiej.
Zauważył, że dziewczyna skrzywiła się i z trudem przełknęła ślinę. To wystarczyło, by serce jak na zawołanie zabiło mu mocniej, nagle niespokojnie tłukąc się w piersi. Była głodna? Nie zwrócił na to wcześniej uwagi, ale sposób w jaki napinała mięśnie, czy to bawiąc się chusteczką, czy po chwili decydując się zacisnąć palce na brzegu fotela, było dość wymowne. Z drugiej strony, wciąż wydawała się nienaturalnie blada, wyglądając raczej na chętną, by zwymiotować mu na tapicerkę niż cokolwiek przełknąć. Sam nie był pewien, który scenariusz satysfakcjonował go bardziej.
I co ja mam z tobą zrobić?
Nie sądził, by była w stanie mu odpowiedzieć. W gruncie rzeczy nawet tego nie oczekiwał, gotów raczej przysiąc, że podjęcie jakiejkolwiek decyzji będzie zależało od niego. Ona nie wydawała się do tego zdolna.
Ulrich jeszcze chwilę wpatrywał się w dziewczynę, zanim ostatecznie puściły mu nerwy. Bez słowa wysiadł z auta, przy okazji sprawiając, że jego pasażerka zesztywniała, nagle prostując się niczym struna. Wyrwał jej się cichy, zdławiony jęk, ale mężczyzna go zignorował, w zamian w końcu wydostając się na świeże powietrze. Przez szybę przy tylnych drzwiach zerknął na zagubioną nieśmiertelną, przy okazji przekonując się, że wciąż kuliła się na siedzeniu, obserwując go z obawą. W tamtej chwili drżała jeszcze bardziej, raz po raz rzucając mu niespokojne spojrzenia, jakby podejrzewała, że planował wyrzucić ją z powrotem na ulicę i uciec.
Mężczyzna potrząsnął głową, coraz bardziej oszołomiony. Nie tak zachowywał się ktoś, właśnie urządzał sobie polowanie, prawda? Nie na co dzień zastanawiał się, co zrobić z przerażonym, zasmarkanym rudym czymś, co zdecydowanie nie wyglądało na chętne, by rozerwać kilka ludzkich gardeł. Szlag by to, ale naprawdę nie potrafił myśleć o niej jak o potworze. Tym bardziej nie wyobrażał sobie, że miałby ot tak zostawić ją samą sobie, nawet jeśli to wiele by ułatwiło.
Sięgnął do kieszeni, chcąc upewnić się, że miał przy sobie portfel. Gdy tylko nabrał pewności, że nie zostawił go w aucie, szybkim krokiem – próbując zdusić w sobie wyrzuty sumienia – ruszył wprost ku supermarketowi, nawet nie oglądając się za siebie. To był ryzykowny ruch, ale z drugiej strony… Odpowiadał za to, co mogłaby zrobić podczas jego nieobecności? Po cichu chyba nawet liczył na to, że kiedy wróci, po dziewczynie nie pozostanie nawet ślad. To była dziwna, niepokojąca wręcz perspektywa, ale naprawdę nie miałby nic przeciwko. Może to oznaczało, że był tchórzem, ale nic nie mógł na to poradzić. Pozbycie się problemu jawiło się jak najbardziej atrakcyjne wyjście.
Nie chciał myśleć o dziewczynie, ale przecież niejako to robił przez cały czas, gdy krążył między sklepowymi półkami. Nie przypominał sobie, kiedy ostatnim razem robił zakupy, które obejmowałyby rzeczy dla jakiejkolwiek kobiety. Ani trochę nie znał się na kosmetykach, więc skończyło się na zgarnięciu przypadkowego szamponu i żelu do kąpieli, zwłaszcza że sam nie był pewien, co trzymał we własnej łazience. Na pewno potrzebowała okazji, żeby się odświeżyć, czystych ubrań i… odpoczynku. Tak, to na dobry początek. Czegokolwiek nie zrobiłby z nią później, czułby się mniej nieswojo, gdyby przez cały ten czas nie wyglądała na uciekinierkę z planu jakiegoś horroru.
Wybór ubrań okazał się wyzwaniem, zwłaszcza że przez przydługie, porozciągane rzeczy, trudno było mu określić jej rozmiar. Zresztą nigdy nie był w tym dobry, a ona wyglądała mu na tak kruchą i chudą, że szczerze wątpił, by istniały jakiekolwiek rzeczy, które by na niej nie wisiały. Z drugiej strony, pójście do sklepu dziecięcego i szukanie ciuchów tam też nie brzmiało jak dobry plan. No i mogłaby się na niego obrazić, a rozdrażniona nieśmiertelna nie brzmiała jak bezpieczna opcja.
Wywrócił oczami, co najmniej porażony tokiem własnych myśli. Właściwie czym się przejmował? Już i tak oszalał, skoro miał w planach zabrać ją do siebie.
Śpieszył się, a przynajmniej próbował, nerwowo dokładając kolejne rzeczy. Nie miał pojęcia, czy wycieczka do działu z jedzeniem miała sens, ale i tak zaryzykował. O gotowaniu nie było mowy, ale i tak dorzucił jakąś gotową mrożonkę i butelkę wody. Cóż, najwyżej miała roześmiać mu się w twarz, gdyby zaoferował jej coś, co zdecydowanie nie przypominało zawartości cudzej tętnicy, ale…
Och, chyba że powinien postawić na krwiste steki.
Właściwie sam nie był pewien, czego spodziewał się, kiedy wrócił do samochodu. W gruncie rzeczy wszystkiego – od zastania pustego auta, po widok istot w pelerynach, którym jednak udało się ich wytropić. Kiedy jednak znalazł się z powrotem na zatłoczonym parkingu i zaczął kluczyć ku miejscu, gdzie zaparkował samochód, z niejaką ulgą przekonał się, że Leana pozostała na swoim miejscu. Znów skuliła się na fotelu, właściwie na nim leżąc i wyglądając na kogoś, kto układał się do snu. Podejrzliwie zmrużył oczy, pełnym wątpliwości spojrzeniem obdarowując jej twarz, zwłaszcza że znów wydała mu się słaba i chora.
Próbując zachować neutralny wyraz twarz, otworzył drzwi. Dziewczyna natychmiast poderwała się do pozycji siedzącej, jakby zaniepokojona. Spojrzała na niego dziwnie, jakby zaskoczona tym, że znowu się pojawił. Nie odezwała się nawet słowem, po prostu obserwując go, gdy odłożył zakupy na fotel pasażera.
– Nie wiedziałem, co lubisz, więc z góry przepraszam, jeśli z czymś nie trafiłem. Zaraz pojedziemy w jakieś… spokojniejsze miejsce, o ile to ci nie przeszkadza – zaczął jak gdyby nigdy nic, w pośpiechu wyrzucając z siebie kolejne słowa. Wciąż patrzyła na niego w oszołomieniu, zupełnie jakby przemawiał do niej w jakimś obcym języku. – Mam wodę. Możesz pić wodę, Leano? – dodał, sięgając po pełną butelkę.
Otworzyła i zaraz zamknęła usta. Jej oczy rozszerzyły się w geście niedowierzania, jakby dopiero w tamtej chwili dotarło do niej, że mógł zdawać sobie sprawę z tego, że nie była człowiekiem. Wyglądała na chętną, by coś powiedzieć, ale cokolwiek to było, ostatecznie zdecydowała się zachować to dla siebie. W zamian bardzo niepewnie ujęła podsuniętą butelkę, nieufnie obserwując jej zawartość.
Ulrich z wahaniem nachylił się, by móc pozbyć się zakrętki. Kiedy przypadkiem musnął palcami skórę Leany, przekonał się, że wciąż wydawała się być nienaturalnie ciepła.
Bez słowa wycofał się, czujnie ją obserwując. Bez pośpiechu przycisnęła butelkę do ust, by wciąż kilka niepewnych łyków. Po pierwszym odsunęła wodę, a Ulrich z obawą pomyślał, że ta jednak jej nie pasowała, po chwili jednak dziewczyna na powrót zaczęła pić. Brała duże łyki, pijąc w niemalże łapczywy sposób i jakby nie dowierzając, że była w stanie przełknąć cokolwiek, co nie było krwią. Ulrich podzielał jej oszołomienie, zwłaszcza że sam również nie spodziewał się, że akurat woda okaże się czymś, co mogłoby zadowolić nieśmiertelną.
– Nie śpiesz się – mruknął, gdy w pewnym momencie niemalże zakrztusiła się przez kolejny zbyt pośpieszny, duży łyk. Niechętnie odsunęła butelkę, rumieniąc się przy tym, gdy w pełni dotarło do niego, co robiła. – W razie co mam więcej. Dam ci, jeśli będziesz potrzebowała.
Skinęła głową. Najwyraźniej zamierzała kontynuować zmowę milczenia, ale to mu nie przeszkadzało. Kiedy widział ją w bardziej ludzkim wydaniu, na dodatek jak gdyby nigdy nic pijącą zwykłą wodę, cisza zaczęła być bardziej znośna. Co prawda to wciąż nie sprawiało, że czuł się w obecności dziewczyny jakkolwiek pewniej, ale…
Cóż, o tym mógł pomyśleć później. O powodach głupot, które właśnie robił, tym bardziej.
– Jedźmy, co? Swoją drogą, właśnie mocno popsułaś mi plany… – rzucił jakby od niechcenia.
W pośpiechu odpalił silnik i z powrotem wyjechał na ulicę. Tym razem udało mu się powstrzymać od łamania jakichkolwiek przepisów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa