
Ulrich
Co ja robię? Co ja, do jasnej cholery, robię…?!
Nerwowo obejrzał
się przez ramię. Robił to raz po raz, niczym w transie spoglądając to na
pas drogi przed sobą, to znów w lusterko, a na koniec dla pewności na
tylne siedzenie. W zasadzie sam nie był pewien, czego się spodziewał –
może tego, dotychczas śnił, a rudowłosa dziewczyna jakimś cudem zniknęła.
Niezmiennie przekonywał się, że nie zmieniło się absolutnie nic, a sytuacja
wciąż była równie absurdalna, co i blisko kwadrans wcześniej.
Muzyka
wciąż grała, choć to uprzytomnił sobie z opóźnieniem, gdy dudniące dźwięki
zaczęły byt zbyt uciążliwe. Z drugiej strony, nawet to wydało mu się lepsze
od perspektywy trwania w ciszy, więc po prostu nieznacznie ściszył radio, również
po to, żeby zająć czymś ręce. Jego spojrzenie wciąż uciekało ku lusterku, bo
przynajmniej tak mógł obserwować nieznajomą, przy okazji upewniając się, że ta
nagle nie zaczęła czaić się za jego plecami, gotowa skoczyć mu do gardła.
Byłaby do tego zdolna, prawda? Może i wciąż przypominała mu spłoszone
zwierzątko, ale to o niczym nie świadczyło. Nieśmiertelni mieli to do
siebie, że potrafili mieszać w głowie – i to nie tylko za sprawą samego
wyglądu.
Nie
powinien jej ufać. Tym bardziej nie powinien wprowadzać jej do auta, ale…
Raz jeszcze
dyskretnie spojrzał w lusterko, choć był gotów przysiąc, że dziewczyna
doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że ją obserwował. Zwinęła się na
tylnym siedzeniu tak, że praktycznie na nim leżała. Przetłuszczone włosy opadły
jej na twarz, przysłaniając ją na tyle, że nie był w stanie ani ocenić jej
wyrazu, ani nawet znów spojrzeć nieznajomej w oczy. Tak może było lepiej,
chociaż Ulrich wcale nie poczuł się lepiej. Jakby tego było mało, był gotów
przysiąc, że jego nieoczekiwana towarzyszka płakała albo była tego bliska. Tyle
przynajmniej wywnioskował z wstrząsających raz po raz całym jej ciałem
dreszczy.
Nie miał
pojęcia, co robić. Jechał przed siebie, klucząc kolejnymi uliczkami i próbując
znaleźć najmniej zatłoczoną drogę. Mógł tylko zgadywać, ile przepisów przy
okazji złamał, bezceremonialnie przeciskając się między innymi autami, ale nie
dbał o to. To nie byłby pierwszy raz, kiedy wpakowałby się w kłopoty.
Inna sprawa, że naruszenie prawa i tak wydawało się najmniej istotnym
problemem, gdy na tylnym siedzeniu wiozło się ni mniej, ni więcej, ale
wampirzycę – chociażby w połowie. Tak przynajmniej sądził, zwłaszcza że
dziewczyna pod wieloma względami przypominała mu chłopaka Liz. Widział Damiena zaledwie
przez chwilę i to będąc w stanie, który pozostawiał naprawdę wiele do
życzenia, ale i tak zaobserwował dość. Ta dwójka nawet wizualnie była do
siebie podoba – oboje miedzianowłosi, urodziwi i nawet o takim samym
kolorze oczu. Zdaniem Ulricha spokojnie mogliby uchodzić za rodzeństwo.
Nerwowo
postukał palcami w kierownicę. Chodziło o kolejnego członka tej
rodziny? To wydawało się dość prawdopodobne, bo ilu nieśmiertelnych tak naprawdę
mogło kręcić się po Seattle? Z drugiej strony, to nie wyjaśniało, dlaczego
ta dziewczyna biegała w takim stanie po ulicy, na dodatek cała we krwi.
Jakby tego było mało, Ulrich nie sądził, by posoka należała do niej, a to
również o czymś świadczyło. Jeśli ta istota urządzała sobie krwawe
polowania i zabijała, Liz nie miała prawa czegokolwiek od niego oczekiwać.
Samo to, że zdecydował się zatrzymać, zamiast zrealizować pierwotny plan i zrównać
nieśmiertelną z ziemią, było niezrozumiałym dla niego samego ustępstwem z jego
strony.
Milczenie
zaczynało doprowadzać go do szału, zresztą jak i mętlik w głowie.
Wiedział, że miał towarzystwo, na dodatek nieludzkie, i to wystarczyło,
żeby wytrącić go z równowagi. Krążył, jednocześnie zastanawiając nad
wampirami w pelerynach, które wydawały się ścigać jego towarzyszkę. To
dlatego była taka przerażona? Na tyle, by właściwie wyskoczyć komuś pod koła?
No i co zrobiłaby, gdyby trafiła na kogoś innego? Nie wyglądała jakby
polowała, ale cholera wiedziała, co chodziło jej po głowie? Zresztą jeśli miała
kłopoty, być może właśnie podpisał na siebie wyrok śmierci, aż prosząc się o to,
by tajemnicza trójka ruszyła również za nim.
Niczego już
nie rozumiał, a to wciąż wydawało się być zaledwie wierzchołkiem góry
lodowej problemów, które wiązały się z nieśmiertelną. Myślał nad tym, co
robić, z góry odrzucając telefon do Elizabeth. Kogokolwiek miał przy
sobie, przynajmniej na razie zamierzał zostawić to dla siebie. Organizacji też
nie chciał mieszać, tym bardziej że pragnął trzymać się od niej z daleka,
ale w tej sytuacji…
Niech to
szlag! W gruncie rzeczy sam nie był pewien, kto odebrał mu więcej – łowcy
czy krwiopijcy.
Nie chciał o tym
myśleć. Nie chciał zastanawiać się nad bardzo wieloma kwestiami, ale obecność nieśmiertelnej
nie pozwalała pozostać mu w pełni obojętnym. Miał wrażenie, że balansował
gdzieś na granicy szoku, aż prosząc się o zrobienie czegoś naprawdę
głupiego. Zanim zdążył się zastanowić, w końcu zajechał na puste miejsce
na parkingu pod jakimś centrum handlowym, nie ufając sobie na tyle, by dalej
prowadzić. Ręce mu drżały, kiedy wyprostował się na swoim miejscu, bezmyślnie
spoglądając na to, co działo się w zasięgu jego wzroku. Nie wysiadł, choć
miał na to ochotę – trzasnąć drzwiami, zaczerpnąć świeżego powietrza, a potem
najlepiej skoczyć do sklepu po fajki. Albo od razu ze dwie paczki.
Był tak
spięty, że bez trudu wyczuł momentu, w którym nieznajoma się poruszyła. Co
prawda sprowadzało się to zaledwie do nieznacznego uniesienia głowy, ale to
wystarczyło, by Ulrich zesztywniał i błyskawicznie obejrzał w jej
stronę. Spodziewał się wielu rzeczy, ale nie tego, że skuli się za sprawą samego
jego spojrzenia. Uniósł brwi, co najmniej skonsternowany taką reakcją z jej
strony. Szlag, bała się go? Obawiała człowieka, choć z powodzeniem mogłaby
rozerwać mu gardło? Wciąż skoncentrowany, uprzytomnił sobie, że nieświadomie
sięgnąć ręką do schowka, gotów w każdej chwili go otworzyć. Tam miał broń,
ale… jak miałby tak po prostu za nią chwycić i wycelować w kogoś, kto
wyglądał tak, jakby w każdej chwili mógł stracić przytomność.
To nie człowiek. Nie wiem jeszcze, w co
ze mną pogrywasz, ale…
Tyle że w grę
również nie wierzył. Czuł się jak kompletny, na dodatek naiwny idiota, ale
naprawdę nie potrafił sobie wyobrazić tej dziewczyny w roli oprawcy. To
nic, że wyglądała jakby wyszła z jakiejś krwawej jatki. Policzki wciąż miała
wilgotne od łez, oczy napuchnięte, a w kącikach jej ust dostrzegł
zakrzepnięta krew. Już wcześniej zauważył, że posoka znajdowała się również na
jej ubraniu – wyniszczonym, porozciąganym i zdecydowanie nie pasującym ani
do niej, ani tym bardziej do pogody. Z drugiej strony, wciąż wyglądała na
zbyt zadbaną i przerażoną sytuacją, by uwierzył, że była przyzwyczajona do
życia na ulicy. Nie wyglądała jak typowa bezdomna, choć te wątpliwości równie dobrze
mogły brać się ze świadomości, że miał do czynienia z kimś co najmniej
niebezpiecznym.
Tym razem
dostrzegł, że go obserwowała, choć jej spojrzenie nie wyrażało niczego prócz
czystego przerażenia. Czy naprawdę byłaby w stanie aż tak dobrze udawać? W zasadzie…
czemu nie, skoro należała do grona urodzonych morderców? Na pewno potrafili
zwodzić, grać i wprawnie udawać o wiele bardziej bezradnych niż w rzeczywistości.
Może tylko czekała, by rozerwać mu gardło albo po prostu zamierzała wykorzystać
okazję, by uciec od swoich prześladowców. Możliwe, że właśnie dlatego wciąż
żył. W końcu czemu nie, prawda? Mógł ją wywieźć, najlepiej w jakieś
odludne miejsce, a ona później…
Cóż, to wciąż
mogło się tak skończyć. Miał cień przewagi, skoro wiedział z kim miał do
czynienia, ale to nie odbierało jej zdolności, którymi jak nic dysponowała.
A jednak wciąż
nie potrafił uwierzyć, że właśnie przeciwko niemu knuła, czekając na okazję do
ataku.
Ich
spojrzenia na ułamek sekundy się spotkały i to wystarczyły, by Ulrich
poczuł się jeszcze bardziej nieswojo. Jakby tego było mało, to ona jak pierwsza
uciekła wzrokiem gdzieś w bok, nagle jakby zawstydzona. Jej oczy lśniły
niezdrowym blaskiem, zdradzając nie tylko strach, ale przede wszystkim nieopisane
zmęczenie. Wyglądała na bardzo słabą i przemarzniętą, a gdyby nie to,
że nie była człowiekiem, może nawet pomyślałbym, że była chora. Normalną
dziewczynę, znalezioną w takich warunkach, natychmiast odwiózłby do
szpitala, ale z nią przecież nie mógł tak postąpić.
Wyłączył
muzykę. Zostawił włączony silnik i podkręcił odgrzewanie, wciąż czujnie
obserwując przy tym nieznajomą. To było niczym impuls, któremu po prostu się
podporządkował, zwłaszcza że patrzenie na nią w takim stanie nie pozwalało
mu pozostać obojętnym. Nieważne kim by nie była, Ulrich wciąż miał sumienie.
Albo po
prostu był głupi. Osobiście skłaniał się właśnie do tej opcji.
– To
trochę… dziwna sytuacja – zaczął z wahaniem. Jego własny głos zabrzmiał co
najmniej dziwnie, nienaturalnie spokojny i bardziej zachrypnięty niż
zazwyczaj. – Już dobrze?
Nie
odpowiedziała. Jedynie na niego spojrzała, a i to tylko na chwilę, by
zaraz po tym znów w pośpiechu odwrócić wzrok. Wręcz skuliła się na fotelu,
kiedy wyciągnął ku niej rękę, próbując podsunąć paczkę porzuconych na pulpicie
chusteczek. Jedynie westchnął, po czym ułożył je na fotelu obok dziewczyny i pośpiesznie
się wycofał.
Cisza się przeciągała.
Nieznajoma z powątpiewaniem spojrzała na podarek, dopiero po chwili
decydując się po niego sięgnąć. Jej ruchy wydawały się dziwnie nieporadne i ociężałe,
kiedy otarła twarz i wydmuchała nos. W końcu usiadła, choć jej ciało wciąż
raz po raz przechylało się na boki, zupełnie jakby coś wciąż ciągnęło ją ku
dołowi. Co więcej, wciąż obserwowała go w czujny, niespokojny sposób tymi swoimi
lśniącymi, czekoladowymi oczami.
– Dobra.
Ehm… Powiesz mi, jak masz na
imię? – podjął, gdy dotarło do niego, że raczej nie miał co liczyć na to, że
dziewczyna sama się odezwie.
Zacisnął
usta. Jakie to właściwie miało znaczenie? Jakby to było ważne, czy miała zabić
go Jeana, Ana czy…
– Leana.
Zamrugał
nieco nieprzytomnie, co najmniej zaskoczony – i to nie melodyjnym
brzmieniem jej głosu, bo ten słyszał już wcześniej, ale samym faktem tego, że
odpowiedziała.
Och, Leana.
Czemu nie? Równie dobrze mogła
zagrażać mu właśnie Leana.
Z
powątpiewaniem spojrzał na swoje zaciśnięte w pieści dłonie. Leana.
Dlaczego nawet jej imię musiało być tak nieznośnie… słodkie?
Nie
patrzyła na niego, w zamian jak gdyby nigdy nic to mnąc, to znów rozprostowując
pomiętą chusteczkę. Wciąż tak drżała, choć nie aż tak bardzo jak chwilę
wcześniej, gdy jeszcze wstrząsały nią spazmy. Wyglądała na kogoś, kto nie do
końca zdawał sobie sprawę z tego, co działo się wokół niej. Co więcej, wciąż
sprawiała wrażenie odległej i zbyt zagubionej, by powiedzieć mu coś
sensownego.
– Okej, więc
Leana… – mruknął Ulrich, starannie wypowiadając jej imię. Drgnęła i spojrzała
na niego z zaciekawieniem, kiedy to zrobił.
– Leana –
powtórzyła nieco pewniej niż wcześniej.
Zawahał
się, sam niepewny jak powinien interpretować jej zachowanie. To brzmiało trochę
tak, jakby samą siebie chciała przekonać, że to prawda – że była Leaną. Taka
perspektywa wydała mu się co najmniej dziwna, ale właśnie to sugerował jej
zachowanie. Z drugiej strony, może to on mieszał coś w szoku, ale
przecież był przyzwyczajony do pracy w stresie. Łączenie faktów, nawet
tych najmniej pasujących albo niedorzecznych, było jego obowiązkiem.
Znów
zapanowała między nimi cisza, podczas której każde pogrążyło się we własnych
myślach. Ulrich nie stracił czujności, podświadomie wciąż wyczekując aż
dziewczyna zrobi coś głupiego, ale nic nie wskazywało na to, by miała taki
zamiar. Leana po prostu tam siedziała, wydając się robić wszystko, by udawać,
że tak naprawdę wcale nie było jej w aucie. Swoją drogą, szło jej to
zadziwiająco dobrze, a on z każdą kolejną sekundą trwał w obawie,
że gdy za którymś razem zamruga, jego towarzyszka ot tak zniknie.
Nie miał
pewności, czy tak nie byłoby lepiej.
Zauważył,
że dziewczyna skrzywiła się i z trudem przełknęła ślinę. To
wystarczyło, by serce jak na zawołanie zabiło mu mocniej, nagle niespokojnie
tłukąc się w piersi. Była głodna? Nie zwrócił na to wcześniej uwagi, ale
sposób w jaki napinała mięśnie, czy to bawiąc się chusteczką, czy po
chwili decydując się zacisnąć palce na brzegu fotela, było dość wymowne. Z drugiej
strony, wciąż wydawała się nienaturalnie blada, wyglądając raczej na chętną, by
zwymiotować mu na tapicerkę niż cokolwiek przełknąć. Sam nie był pewien, który
scenariusz satysfakcjonował go bardziej.
I co ja mam z tobą zrobić?
Nie sądził,
by była w stanie mu odpowiedzieć. W gruncie rzeczy nawet tego nie
oczekiwał, gotów raczej przysiąc, że podjęcie jakiejkolwiek decyzji będzie
zależało od niego. Ona nie wydawała się do tego zdolna.
Ulrich
jeszcze chwilę wpatrywał się w dziewczynę, zanim ostatecznie puściły mu
nerwy. Bez słowa wysiadł z auta, przy okazji sprawiając, że jego pasażerka
zesztywniała, nagle prostując się niczym struna. Wyrwał jej się cichy,
zdławiony jęk, ale mężczyzna go zignorował, w zamian w końcu wydostając
się na świeże powietrze. Przez szybę przy tylnych drzwiach zerknął na zagubioną
nieśmiertelną, przy okazji przekonując się, że wciąż kuliła się na siedzeniu,
obserwując go z obawą. W tamtej chwili drżała jeszcze bardziej, raz
po raz rzucając mu niespokojne spojrzenia, jakby podejrzewała, że planował
wyrzucić ją z powrotem na ulicę i uciec.
Mężczyzna
potrząsnął głową, coraz bardziej oszołomiony. Nie tak zachowywał się ktoś,
właśnie urządzał sobie polowanie, prawda? Nie na co dzień zastanawiał się, co
zrobić z przerażonym, zasmarkanym rudym czymś, co zdecydowanie nie wyglądało
na chętne, by rozerwać kilka ludzkich gardeł. Szlag by to, ale naprawdę nie
potrafił myśleć o niej jak o potworze. Tym bardziej nie wyobrażał
sobie, że miałby ot tak zostawić ją samą sobie, nawet jeśli to wiele by
ułatwiło.
Sięgnął do
kieszeni, chcąc upewnić się, że miał przy sobie portfel. Gdy tylko nabrał
pewności, że nie zostawił go w aucie, szybkim krokiem – próbując zdusić w sobie
wyrzuty sumienia – ruszył wprost ku supermarketowi, nawet nie oglądając się za siebie.
To był ryzykowny ruch, ale z drugiej strony… Odpowiadał za to, co mogłaby zrobić
podczas jego nieobecności? Po cichu chyba nawet liczył na to, że kiedy wróci,
po dziewczynie nie pozostanie nawet ślad. To była dziwna, niepokojąca wręcz
perspektywa, ale naprawdę nie miałby nic przeciwko. Może to oznaczało, że był
tchórzem, ale nic nie mógł na to poradzić. Pozbycie się problemu jawiło się jak
najbardziej atrakcyjne wyjście.
Nie chciał myśleć
o dziewczynie, ale przecież niejako to robił przez cały czas, gdy krążył
między sklepowymi półkami. Nie przypominał sobie, kiedy ostatnim razem robił
zakupy, które obejmowałyby rzeczy dla jakiejkolwiek kobiety. Ani trochę nie
znał się na kosmetykach, więc skończyło się na zgarnięciu przypadkowego
szamponu i żelu do kąpieli, zwłaszcza że sam nie był pewien, co trzymał we
własnej łazience. Na pewno potrzebowała okazji, żeby się odświeżyć, czystych
ubrań i… odpoczynku. Tak, to na dobry początek. Czegokolwiek nie zrobiłby z nią
później, czułby się mniej nieswojo, gdyby przez cały ten czas nie wyglądała na
uciekinierkę z planu jakiegoś horroru.
Wybór ubrań
okazał się wyzwaniem, zwłaszcza że przez przydługie, porozciągane rzeczy,
trudno było mu określić jej rozmiar. Zresztą nigdy nie był w tym dobry, a ona
wyglądała mu na tak kruchą i chudą, że szczerze wątpił, by istniały
jakiekolwiek rzeczy, które by na niej nie wisiały. Z drugiej strony, pójście
do sklepu dziecięcego i szukanie ciuchów tam też nie brzmiało jak dobry
plan. No i mogłaby się na niego obrazić, a rozdrażniona nieśmiertelna
nie brzmiała jak bezpieczna opcja.
Wywrócił
oczami, co najmniej porażony tokiem własnych myśli. Właściwie czym się przejmował?
Już i tak oszalał, skoro miał w planach zabrać ją do siebie.
Śpieszył
się, a przynajmniej próbował, nerwowo dokładając kolejne rzeczy. Nie miał
pojęcia, czy wycieczka do działu z jedzeniem miała sens, ale i tak
zaryzykował. O gotowaniu nie było mowy, ale i tak dorzucił jakąś
gotową mrożonkę i butelkę wody. Cóż, najwyżej miała roześmiać mu się w twarz,
gdyby zaoferował jej coś, co zdecydowanie nie przypominało zawartości cudzej
tętnicy, ale…
Och, chyba
że powinien postawić na krwiste steki.
Właściwie
sam nie był pewien, czego spodziewał się, kiedy wrócił do samochodu. W gruncie
rzeczy wszystkiego – od zastania pustego auta, po widok istot w pelerynach,
którym jednak udało się ich wytropić. Kiedy jednak znalazł się z powrotem
na zatłoczonym parkingu i zaczął kluczyć ku miejscu, gdzie zaparkował
samochód, z niejaką ulgą przekonał się, że Leana pozostała na swoim miejscu.
Znów skuliła się na fotelu, właściwie na nim leżąc i wyglądając na kogoś,
kto układał się do snu. Podejrzliwie zmrużył oczy, pełnym wątpliwości spojrzeniem
obdarowując jej twarz, zwłaszcza że znów wydała mu się słaba i chora.
Próbując
zachować neutralny wyraz twarz, otworzył drzwi. Dziewczyna natychmiast
poderwała się do pozycji siedzącej, jakby zaniepokojona. Spojrzała na niego
dziwnie, jakby zaskoczona tym, że znowu się pojawił. Nie odezwała się nawet
słowem, po prostu obserwując go, gdy odłożył zakupy na fotel pasażera.
– Nie wiedziałem,
co lubisz, więc z góry przepraszam, jeśli z czymś nie trafiłem. Zaraz
pojedziemy w jakieś… spokojniejsze miejsce, o ile to ci nie przeszkadza
– zaczął jak gdyby nigdy nic, w pośpiechu wyrzucając z siebie kolejne
słowa. Wciąż patrzyła na niego w oszołomieniu, zupełnie jakby przemawiał
do niej w jakimś obcym języku. – Mam wodę. Możesz pić wodę, Leano? –
dodał, sięgając po pełną butelkę.
Otworzyła i zaraz
zamknęła usta. Jej oczy rozszerzyły się w geście niedowierzania, jakby
dopiero w tamtej chwili dotarło do niej, że mógł zdawać sobie sprawę z tego,
że nie była człowiekiem. Wyglądała na chętną, by coś powiedzieć, ale cokolwiek
to było, ostatecznie zdecydowała się zachować to dla siebie. W zamian
bardzo niepewnie ujęła podsuniętą butelkę, nieufnie obserwując jej zawartość.
Ulrich z wahaniem
nachylił się, by móc pozbyć się zakrętki. Kiedy przypadkiem musnął palcami skórę
Leany, przekonał się, że wciąż wydawała się być nienaturalnie ciepła.
Bez słowa
wycofał się, czujnie ją obserwując. Bez pośpiechu przycisnęła butelkę do ust,
by wciąż kilka niepewnych łyków. Po pierwszym odsunęła wodę, a Ulrich z obawą
pomyślał, że ta jednak jej nie pasowała, po chwili jednak dziewczyna na powrót
zaczęła pić. Brała duże łyki, pijąc w niemalże łapczywy sposób i jakby
nie dowierzając, że była w stanie przełknąć cokolwiek, co nie było krwią.
Ulrich podzielał jej oszołomienie, zwłaszcza że sam również nie spodziewał się,
że akurat woda okaże się czymś, co mogłoby zadowolić nieśmiertelną.
– Nie śpiesz
się – mruknął, gdy w pewnym momencie niemalże zakrztusiła się przez
kolejny zbyt pośpieszny, duży łyk. Niechętnie odsunęła butelkę, rumieniąc się
przy tym, gdy w pełni dotarło do niego, co robiła. – W razie co mam
więcej. Dam ci, jeśli będziesz potrzebowała.
Skinęła
głową. Najwyraźniej zamierzała kontynuować zmowę milczenia, ale to mu nie
przeszkadzało. Kiedy widział ją w bardziej ludzkim wydaniu, na dodatek jak
gdyby nigdy nic pijącą zwykłą wodę, cisza zaczęła być bardziej znośna. Co
prawda to wciąż nie sprawiało, że czuł się w obecności dziewczyny jakkolwiek
pewniej, ale…
Cóż, o tym
mógł pomyśleć później. O powodach głupot, które właśnie robił, tym
bardziej.
– Jedźmy,
co? Swoją drogą, właśnie mocno popsułaś mi plany… – rzucił jakby od niechcenia.
W pośpiechu
odpalił silnik i z powrotem wyjechał na ulicę. Tym razem udało mu się
powstrzymać od łamania jakichkolwiek przepisów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz