
Leana
Kuliła się na fotelu, nerwowo
przyciskając do piersi niemalże całkiem pustą butelkę wody. Nerwowo spoglądała
to na swojego wybawcę, to znów na przemykający za oknem krajobraz. Nie sądziła,
że kiedykolwiek znajdzie się w środku tego dziwnego pojazdu, jednak to nie
konieczność obcowania z tą dziwną maszyną wzbudzała w Leanie
największy niepokój.
Nie mogła
myśleć. W głowie jej wirowało, nadmiar bodźców doprowadzał do szału, a jakby
tego było mało… w grę wchodził jeszcze ten mężczyzna. Nie pojmowała, co podkusiło
ją, by tak po prostu zacząć błagać o pomoc pierwszą lepszą osobę, zwłaszcza
że miała do czynienia z człowiekiem. Od początku patrzył na nią dziwnie,
nie wspominając o tym, że zachowywał się przy tym w co najmniej
nielogiczny z perspektywy Leany sposób. Początkowo zrzuciła to na szok,
tym bardziej że sama w nim trwała, ale w miarę jak emocje zaczęły
opadać, to wyjaśnienie przestało ją przekonywać. Tym bardziej nielogiczne
wydało się kobiecie to, że naprawdę poczuła się bezpieczna.
Jej wybawca
nieznacznie się rozluźnił, a przynajmniej takie odniosła wrażenie. Już nie
pędzili na złamanie karku, a w pojeździe w końcu zrobiło się
cicho. Zdążyła się przekonać, że te dziwne, obce jej czasy, były wręcz
niepokojąco głośne. Nie chciała zastanawiać się ani nad źródłem dotychczas
dudniącej muzyki (czy mogła to tak nazwać), ani nad czymkolwiek innym.
Wystarczyło, że już i tak czuła się osaczona, a głowa dosłownie pękała
jej z bólu, skutecznie doprowadzając do szaleństwa. Ciszę przywitała
niemalże z ulgą, choć na dłuższą metę milczenie również okazało się męczące.
Wciąż czekała
na moment, w którym ten śmiertelnik ją zostawi. Siedziała przy tym jak na
szpilkach, zwłaszcza gdy na dłuższą chwilę się zatrzymali, a on tak po
prostu odszedł, zostawiając ją samą. Co prawda w tym czasie zdążyła się choć
trochę uspokoić, ale emocje wciąż powracały, skutecznie mieszając Leanie w głowie.
Wciąż czuła się dziwnie, gotowa przysiąc, że w każdej chwili mogłaby zwymiotować,
choć krew drobnej blondynki, którą zdążyła wypić przed pojawieniem się tamtych
wampirów, trochę jej pomogła. Ta była „dobra”, cokolwiek miałoby to oznaczać.
Nie zmieniało to jednak faktu, że Leana czuła, że w jej organizmie zalegało
coś, co skutecznie wszystko skomplikowało, przy okazji wytrącając ją z równowagi.
Powrót tego
mężczyzny ją zaskoczył, zresztą jak i rzeczy, które ten mówił. Nawet jeśli
był spięty (z jakiegoś powodu potrafiła to wyczuć, choćby przysłuchując się rytmowi
jego serca czy tętniącej krwi), nie okazywał tego – nie świadomie. Dla odmiany
silił się na łagodność, wręcz uprzejmość. Jakby tego było mało, chyba się
troszczył. Chociaż trochę, bo jak inaczej miała wyjaśnić to, że przyniósł jej
wody?
I wiedział.
To przynajmniej zasugerował, w pewnym momencie zwracając się do niej tak,
jakby doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nie była człowiekiem.
Nie miała
pojęcia czy to dobrze, czy może wręcz przeciwnie.
– W porządku?
Jego głos
wyrwał ją z zamyślenia. Poderwała głowę, by spojrzeć na niego w roztargnieniu.
Znów oglądał się na nią, choć prawie natychmiast spojrzenie przeniósł z powrotem
na drogę. Dłonie zaciskał na tkwiącym tuż przed nim kole, które – jak
przynajmniej sądziła – musiało jakoś umożliwiać mu prowadzenie pojazdu.
To było
fascynujące – myśl, że poruszali się samoistnie, bez pomocy zwierząt czy jakiejś
konkretnej siły, którą mogłaby zaobserwować.
Nie
odpowiedziała, ostatecznie ograniczając się do nieznacznego skinienia głową.
Pomiędzy brwiami jej wybawcy pojawiła się pionowa kreska, co zdołała zauważyć
wyłącznie małemu, zawieszonemu w samochodzie lusterku. Nie miała pojęcia,
co tam robiło i jaki miało cel, ale bywało praktyczne. Mogła obserwować
nawet wtedy, gdy jej rozmówca był zwrócony do niej plecami.
Och, poza
tym była prawie pewna, że mężczyzna wykorzystywał ten drobiazg w tym samym
celu.
Cisza się
przeciągała, chociaż próbowała ją ignorować. Bawiła się butelką, w gruncie
rzeczy marząc o tym, by wypić resztę zawartości. Nie rozumiała tego, ale woda
naprawdę jej odpowiadała – i to pomimo tego, że Leanie nawet do głowy nie
przyszło, że mogłaby w ten sposób zaspokoić pragnienie. Czy Renesmee mogła
żywić się w normalny sposób? Na to wyglądało. Co więcej, ta świadomość
jedynie podsyciła dotychczas duszone wyrzuty sumienia. Gdyby wiedziała…
Z
powątpiewaniem spojrzała na swoje dłonie. Wykorzystała chusteczki, które dostała,
by pozbyć się krwi, ale wiedziała, że ta i tak wsiąkła w jej ubranie.
Czuła ją cały czas – zarówno tę wcześniejszą i zakrzepniętą, jak i świeżą,
krążącą w żyłach towarzyszącego jej człowieka. Jakaś jej cząstka pragnęła
tej drugiej, ale Leana nawet nie chciała myśleć, że miałaby rzucić się na
swojego wybawcę. Ten szok skutecznie ją powstrzymywał, zresztą była gotowa
przysiąc, że woda choć trochę ułatwiała normalne funkcjonowanie. Gasiła
pragnienie, a to już o czymś świadczyło. No i ona też była „dobra”,
dokładnie jak krew, której Leana mogłaby oczekiwać.
Ten mężczyzna nie zasłużył na taką śmierć…
Czy
naprawdę wiedział, kogo do siebie dopuścił? Jeśli tak, dlaczego to robił?
Chwilami patrzył na nią dziwnie, jakby sam zastanawiał się nad swoimi motywami.
Dostrzegała w jego spojrzeniu wahanie, którego znaczenia mogła tylko się
domyślać. Kto wie, może w takich chwilach rozważał wbicie jej noża w plecy albo pozbycie
się jej w inny sposób. Nawet jeśli, ostatecznie decydował się na gesty, w których
nie dostrzegała nawet śladu wrogości. Kimkolwiek by nie był, postrzegała go
jako dobrego człowieka. I robiłaby to nadal, nawet gdyby nagle się
zatrzymał i – w najlepszym wypadku – wyrzucił ją z powrotem na
ulicę.
– Jesteś
dziwnie milcząca – odezwał się ponownie, najwyraźniej nieusatysfakcjonowany jej
reakcję na wcześniejsze pytanie. – I bardzo blada, więc się zastanawiam.
Nie jestem dobry w zgadywaniu, więc jeśli czegoś potrzebujesz, musisz mi
powiedzieć.
Jedynie
spojrzała na niego tępo, wciąż z uporem milcząc. Spróbowała wysilić się na
uśmiech – cokolwiek, co wydało jej się właściwe, by podkreślić wdzięczność –
ale czuła, że wyszedł jej z tego co najwyżej grymas. Na usta cisnęło jej
się tylko jedno pytanie, ale nie zadała go, zbytnio obawiając się odpowiedzi.
Dlaczego? Robił to z litości czy może
miał jakiś ukryty plan, który polegał na zdobyciu jej zaufania? Może jednak
jechała na śmierć? Co z tego, skoro ta najpewniej czekała ją tak czy siak?
Ciemność już wydała na nią wyrok i choć jakimś cudem Leanie udało się umknąć
Łowcy, zdawała sobie sprawę z tego, że ten prędzej czy później ją odnajdzie.
Kto wie, może wampiry, które ją zaatakowały i rozpoznały w niej
Renesmee, miały z tym jakiś związek. Z drugiej strony…
Nerwowo zacisnęła
dłonie w pięści, obojętna na ból, który przy okazji poczuła. Pociemniało
jej przed oczami – czy to z nerwów, czy znów za sprawą narastającego z każdą
kolejną sekundą zmęczenia. Zamrugała nieco nieprzytomnie, z uporem
próbując zachować przytomność, choć była coraz bliższa tego, by jednak zapaść
się w pustkę. Balansowała gdzieś na granicy, z uporem chwytając się
resztek przytomności, choć w ciepłym wnętrzu i przy miarowym
kołysaniu pojazdu, to okazało się o wiele trudniejsze, aniżeli mogłaby
sobie tego życzyć. Adrenalina również opadła, pozostawiając Leanę samą,
bezbronną i najzwyczajniej w świecie wyczerpaną.
Nieznacznie
potrząsnęła głową, próbując się jakoś otrząsnąć. Zebranie myśli przychodziło
jej z trudem, ale jednego wciąż była pewna – tego, czego obawiała się
najbardziej. Jeśli Łowca wciąż za nią podążał, najpewniej ściągnęła
niebezpieczeństwo również na tego dobrego człowieka, a to…
– Leano?
Zesztywniała,
kiedy coś bez jakiegokolwiek ostrzeżenia musnęło jej policzek. Wyrwał jej się
zdławiony jęk, zaraz też odsunęła się tak gwałtownie, że aż wpadła na drzwiczki
pojazdu. Na moment zabrakło jej tchu, kiedy – próbując się przy tym osłonic i wciąż
kuląc – w panice spojrzała na nachylonego ku niej mężczyznę. Chyba coś do
niej mówił, ale poza ruchem warg, nie była w stanie określić niczego
konkretnego, o zrozumieniu słów nie wspominając.
Potrzebowała
dłuższej chwili, by pojąć, że to on jej dotknął. Nie zarejestrowała momentu, w którym
pojazd znów się zatrzymał, tym razem w zupełnie innym miejscu niż
wcześniej. Z bijącym serce w panice spojrzała najpierw na twarz
swojego towarzysza, a dopiero później przez okno. Na zewnątrz prócz ciemności
dostrzegła wyłącznie szarość i… pustkę. Gdziekolwiek się znajdowali, ludzie
najwyraźniej się tu nie kręcili, przynajmniej późną porą.
Spuściła
wzrok, nagle zawstydzona. Chciała przeprosić, ale wyszedł jej z tego
zdławiony jęk. Serce tłukło jej się w piersi, zupełnie jakby chciało wyrwać
się na zewnątrz. Z trudem łapała oddech, świadoma co najwyżej narastającej
stopniowo paniki, choć robiła wszystko, by jakkolwiek nad własnymi odruchami
zapanować. Nie miała powodów do niepokoju, ale…
– Wybacz.
Przepraszam, nie powinienem… – Kolejne słowa doszły do niej jakby z oddali.
Brwi Leany powędrowały ku górze, gdy dotarło do niej, że ten mężczyzna naprawdę
próbował się przed nią kajać, zupełnie jakby to on czymś zawinił. Natychmiast
zapragnęła zaprotestować, ale i tym razem nie była w stanie wydobyć z siebie
głosu. – Najwyraźniej przysnęłaś, ale… Och, nieważne. Jesteśmy na miejscu.
Miała
problem ze zrozumieniem poszczególnych słów. Wydawały się zbyt bezsensowne i tak
nieskładne, że nawet koncentrując się, nie była w stanie ich zrozumieć.
Kolejne informacje przemykały przez jej umysł, nie pozostawiając po sobie
chociażby śladu. To wszystko przypominało niezrozumiały bełkot, choć mężczyzna
jakimś cudem pozostawał w tym wszystkim prawdziwy. Albo raczej Leana
chciała, by tak było, raz po raz chwytając się nie tylko przytomności, ale
również wszystkiego, co tyczyło się jej wybawcy – jego głosu, bliskości…
zapachu…
Przełknęła z trudem.
Pieczenie w gardle przybrało na sile.
– Leano…? –
zaczął raz jeszcze, starannie dobierając słowa. – Musimy kawałek przejść. Chyba
że jednak nie chcesz, chociaż…
Panika
chwyciła ją za gardło, gdy pomyślała, że może jednak ją wypraszał. Gwałtownie zaczerpnęła
powietrza, gotowa zaprotestować, ale powstrzymało ją trzaśnięcie drzwiczek,
kiedy mężczyzna tak po prostu zdecydował się wysiąść. Obraz na moment znów się
zamazał, tym razem za sprawą napływających do oczu łez, ale zanim zdążyła się
zastanowić, do wnętrza auta znów wdarło się chłodne powietrze.
Tym razem mężczyzna
otworzył tylne drzwi, by móc swobodnie nachylić się bezpośrednio do niej. Z wahaniem
spojrzała na jego wyciągniętą ku niej dłoń. Bez zastanowienia ujęła ją,
ściskając nań tak kurczowo, jakby od tego zależało jej życie. Już sama nie była
pewna, które z nich drżało bardziej – ona czy śmiertelnik, który pozwolił
jej wysiąść na zewnątrz.
– Hej –
zaniepokoił się, bo już na wstępie zatoczyła się, nie upadając tylko dlatego,
że w porę uwiesiła się jego ramienia. – Co ci jest?
–
Przepraszam… – wymamrotała, w końcu zdobywając się na jego reakcję.
– Nie
przepraszaj, tylko mi odpowiedz – obruszył się, chwytając ją bardziej
stanowczo. – Wiedziałem, że jesteś aż zbyt blada, nawet jeśli ty… – Potrząsnął
głową. – Chodź.
To
zabrzmiało tak, jakby sam nie miał pewności, co robić. Jakby tego było mało,
Leanę kolejny raz uderzyło to, że mógłby wiedzieć kim była. To raz po raz
zdawały się sugerować jego słowa, co jednak nie przeszkodziło mu z przyciągnięciem
jej do siebie na tyle blisko, by niemalże wtulała twarz w jego odsłoniętą szyję.
Pragnienie
wróciło, choć nie było aż tak intensywne jak wcześniej. Żołądek wciąż jej się
skręcał, przez co nie wyobrażała sobie, że miałaby przełknąć cokolwiek – i to
nawet krew czy wodę. Nigdy wcześniej nie doświadczyła czegoś takiego, ale całą
sobą czuła, że podobny stan w przypadku istoty nieśmiertelnej,
zdecydowanie nie był naturalny.
Nie miała
pojęcia, w jaki sposób zdołała ruszyć się z miejsca. Wciąż tkwiła
uwieszona na swoim towarzyszu, kolejne kroki stawiając wyłącznie dzięki temu,
że ją podtrzymywał. Wyczuła, kiedy zrobiło się choć trochę cieplej, gdy
znaleźli się na klatce schodowej. Kolejne stopnie okazały się wyzwaniem, a Leana
przynajmniej kilkukrotnie potknęła się, przy okazji omal nie zrzucając i siebie,
i swojego opiekuna. Cokolwiek pozwalało jej normalnie funkcjonować przez
ostatnie godziny, teraz bezpowrotnie zniknęło, skutecznie wyparte przez
zmęczenie.
Była gotowa
przysiąc, że minęła cała wieczność, zanim uścisk wokół jej talii osłabł. W pierwszym
odruchu zapragnęła zaprotestować, ale zrezygnowała, gdy wylądowała na czymś
miękkim. Usłyszała huk i przekleństwo, i to wystarczyło, by otrzeźwić
ją na tyle, by poderwała głowę. Bała się, że jednak coś niedobrego spotkało jej
opiekuna, ale kiedy zdołała zlokalizować mężczyznę, przekonała się, że ten w pośpiechu
zbierał z podłogi coś, co wyglądało jak sterta papierów.
– Wybacz
bałagan. Nie spodziewałem się, że będę miał gości – wymamrotał, wciąż skupiony
na składaniu rzeczy. Wyprostował się, po czym niedbałym ruchem odrzucił kartki
na coś, co musiało być stolikiem, choć przez nadmiar zalegających tam rzeczy,
nie potrafiła określić tego z całą pewnością. Tak, zdecydowanie mógł
narzekać na bałagan. – Niech ja się zastanowię… Lepiej ci? Powinienem skoczyć
po auta po zakupy, o ile nie masz nic przeciwko.
Wyrzucał z siebie
kolejne słowa tak szybko i nieskładnie, że ledwo za nim nadążała – i to
zwłaszcza w zmęczeniu. Mogła co najwyżej bezmyślnie go obserwować, kiedy
niespokojnie krążył, niezgrabnie poruszając się po małym, zdecydowanie
nieprzeznaczonym dla dwóch osób pomieszczeniu. Choć skupienie się na
czymkolwiek wciąż stanowiło nie lada wyzwanie, zdążyła zauważyć jedno: chaos.
Panował w całym mieszkaniu, rzucając się w oczy dosłownie wszędzie,
niezależnie od tego, gdzie zdecydowała się spojrzeć. Głównie widziała kolejne
papiery, naczynia i śmieci. To było tak, jakby jej towarzysz funkcjonował tylko
w jednym miejscu, przynosząc kolejne rzeczy, korzystając z nich, a później
nie mając siły odnieść ich na miejsce.
Poczuła na
sobie jego przenikliwe spojrzenie, więc chcąc nie chcąc skupiła na nim wzrok.
Wydawał się na coś czekać, ale milczenie ostatecznie utwierdziło go w przekonaniu,
że tracił czas. Serce Leany zabiło mocniej ze zdenerwowania, kiedy mężczyzna z westchnieniem
się wycofał, ale tym razem nie wpadła w panikę. Zakupy… Mówił, że chciał
przynieść zakupy, tak…?
Chwilę
trwała w bezruchu, próbując się uspokoić. Siedziała na czymś miękkim, choć
też obrzuconym ubraniami i papierami, które w pośpiechu zagarnięto na
bok, by zrobić trochę miejsca. Poszczególne rzeczy były przesycone znajomym zapachem,
który jasno utwierdził ją w przekonaniu, że mężczyzna zabrał ją do siebie
do domu. Dopiero wtedy do Leany z całą mocą dotarło, że nawet nie znała
jego imienia, choć on już na wstępie zadał sobie dość wysiłku, by poznać jej.
Spuściła
wzrok. To najpewniej nie świadczyło o niej dobrze. Z drugiej strony,
pozwolenie, by obcy facet zabrał ją do swojego mieszkania, tym bardziej
pozostawało wiele do życzenia. Przynajmniej kiedyś nigdy by się na to nie
zdobyła, ale przecież teraz tak naprawdę nie miała wyboru. Tym bardziej brakowało
jej siły na cokolwiek, choć im dłużej się nad tym zastanawiała, tym wyraźniej
słyszała w głowie karcący głos matki, z przekonaniem mówiącej, że jej
stan niczego nie usprawiedliwiał. Tego, czego dopuściła się w ostatnich
dniach, tym bardziej.
Poczuła
pieczenie pod powiekami, kiedy łzy wróciły. Zanim zdążyła się zastanowić,
poderwała się na równe nogi i zastygła pośród tego całego bałaganu,
podczas gdy w jej piersi narastał szloch. Cała mieszanka skrajnych emocji
uderzyła w nią potężną falą, skutecznie pozbawiając tchu. Leana zachwiała
się niebezpiecznie i – świadoma przy tym przede wszystkim narastających z każdą
chwilą mdłości oraz czystego przerażenia – po prostu się popłakała, szlochając
tak rozdzierająco, że aż samą siebie wytrąciła tym z równowagi. Przycisnęła
obie dłonie do piersi, bezskutecznie próbując uporać się z uciskiem, który
nagle poczuła w piersi. Wciąż z trudem chwytając powietrze, ciężko osunęła
się na kolana, nagle dochodząc do wniosku, że dłużej i tak nie będzie w stanie
utrzymać się w pionie.
Jak przez mgłę
widziała to, co działo się wokół niej. Płakała, krztusiła się łzami i walczyła
z nadmiarem emocji, których nie miała szans opanować. Czuła niemalże
fizyczny, palący ból, choć rozsądek podpowiadał jej, że to nie było prawdziwe
cierpienie. Nie miała prawa tego czuć, prawda? To nie działo się w rzeczywistości
– nie do końca, choć palenie w piersi wydawało się bardziej realne od wciąż
trawiącego jej ciało głodu. Przełknęła z trudem, próbując choć trochę nad
sobą zapanować, ale to nie pomogło, a Leana wciąż czuła się tak, jakby w każdej
chwili mogła rozpaść się na kawałeczki. Nerwowo objęła się ramionami, energicznie
pocierając ramiona, jakby w ten sposób mogła coś zmienić – uspokoić się
albo zapanować nad rozrywającej ją od środka mieszance emocji.
Nie
zasłużyła sobie na to, by tutaj być. Poczucie bezpieczeństwa okazało się gorsze
od lęku, który towarzyszył jej na ulicy. Tęskniła za obojętnością, którą zdołała
poczuć w tamtym kościele – za ciszą, pustką i… nicością, która wypełniała
ją, gdy bez mrugnięcia okiem mordowała księdza, a później ruszyła w swoją
stronę z poczuciem, że nie zrobiła niczego złego. To był błąd i teraz
doskonale zdawała sobie z tego sprawę, ale ten czas, który poświęciła na
oszukiwanie samej siebie, miał w sobie coś kojącego. Pragnęła do tego
wrócić, ale… nie potrafiła.
Już nie.
Przycisnęła
obie dłonie do ust, kiedy mdłości przybrały na sile. Z trudem powstrzymała
się przez zwymiotowaniem, nie chcąc nawet wyobrażać sobie, jak wyglądała
zawartość jej żołądka. Gdyby sobie na to pozwoliła…
– Jasna
cholera!
Ktoś nagle
znalazł się tuż obok niej. Zanim zdążyła się zastanowić, czyjeś dłonie zacisnęły
się na jej barkach, przymuszając ją do tego, by stanęła na nogi. Poczuła
znajomy zapach i tylko to uprzytomniło jej, że przy sobie znów miała
swojego opiekuna. Znów słyszała znajomy głos, ale nie była w stanie skupić
się na poszczególnych słowach. Nie zwróciła uwagi nawet na to, że pociągnął ją
gdzieś za sobą, wprowadzając do jaśniejszego niż dotychczas, niemalże
całkowicie białego pomieszczenia. Wciąż się krztusząc, ostatecznie nie
wytrzymała i w momencie, w którym podtrzymujący ją mężczyzna pomógł
jej się nachylić, w końcu zwymiotowała, kaszląc i pozwalając na to,
by zalegające w jej organizmie płyny w końcu znalazły ujście. Więcej
łez napłynęło jej do oczu, gdy dotarło do niej, że w takim stanie widziała
ją jedyna osoba, która okazała jej choć trochę życzliwości, z jakiegoś
powodu decydując przygarnąć pod swój dach.
Drżąc i ledwo
łapiąc oddech, osunęła się na przyjemnie chłodną posadzkę. Ledwo zarejestrowała
fakt, że mężczyzna wciąż ją obejmował, przytrzymując jej włosy i czekając
aż dojdzie do siebie.
– Wypij to –
usłyszała tuż przy uchu.
Potrzebowała
chwili, by zarejestrować fakt, że w dłonie wcisnął jej naczynię z czymś,
co na pierwszy rzut oka wyglądało jak woda. Chociaż wciąż nie ufała ani sobie,
ani swojemu żołądkowi, nie miała odwagi odmówić. Nie zaprotestowała również
wtedy, gdy wsunął jej do ust coś małego i dziwnie gorzkiego, zachęcając,
by i to popiła zawartością naczynia.
– C-co…? –
zaczęła sennie, ale nie była w stanie dokończyć. Wciąż się chwiała,
ostatecznie pozwalając na to, by mężczyzna otoczył ją ramionami, układając w taki
sposób, że oparła się o jego tors.
– Powinno
cię uspokoić – wyjaśnił, chociaż kojarzenie faktów i tak przychodziło jej z trudem.
W gruncie rzeczy skupiała się przede wszystkim na bijącym od jego ciała
cieple i tym, że ani nie uciekł, ani nie wyrzucił jej za drzwi. Czuła się jak
dziecko, a i on wydawał się traktować ją właśnie w taki sposób. –
Za kilka minut zadziała. Nie przejmuj się, tylko śpij.
Do jego
głosu wkradła się nuta zniecierpliwienia, choć równie dobrze mogło być tylko
wrażeniem. Leana zawahała się, ale i tym razem nie znalazła powodu, by się
z nim kłócić.
W zamian
chcąc nie chcąc zamknęła oczy, a potem w końcu otoczyła ją ciemność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz