19 lutego 2019

Dwieście trzydzieści trzy

Alessia
W którymś momencie zasnęła, choć mimo wszystko nie sądziła, że będzie do tego zdolna. Z drugiej strony, moment w którym jej umysł ostatecznie zdecydował się poddać, był zaledwie kwestia czasu. Ten jeden raz Alessia nawet nie próbowała wpływać na sen, choć zwykle robiła wszystko, byleby przeniknąć do znajomego, podlegającego jej świata. Przez krótką chwilę nawet miała ochotę spróbować poszukać w ten sposób Ariela, ale zanim zdążyła podjąć jakąkolwiek decyzję, otoczyła ją jakże łaskawa ciemność.
Nie była pewna, jak długo tym razem udało jej się spać. Na pewno nie doczekała momentu, w którym Carlisle zdecydował się zostać ją samą, o ile w ogóle zamierzał to zrobić. Mimo wszystko coś w obecności kogoś bliskiego pozwoliło jej się rozluźnić, nawet jeśli taki stan rzeczy nie rozwiązywał wszystkich dręczących ją problemów. Jakaś jej cząstka wciąż miała wątpliwości, wyrywając się do Ariela czy chociażby Isabeau, zwłaszcza że z ciotką też pragnęła się zobaczyć. Nie zamierzała cofać żadnego ze słów, które wypowiedziała, ale gdy emocje opadły, Ali powoli zaczynała czuć się winna.
Kiedy ponownie się obudziła, czuła się przede wszystkim zdezorientowana. Wciąż była zmęczona i to uprzytomniło jej, że najpewniej nie spała długo. Nie odczuwała upływu czasu aż tak wyraźnie jak wcześniej, gdy ocknęła się przez głosy ciotki i Lawrence’a. Tym razem nawet nie potrafiła stwierdzić, co takiego przymusiło ją do otwarcia oczu, choć bez wątpienia coś takiego musiało być. Alessia była gotowa to przysiąc, choć zarazem do głowy nie przychodziło jej żadne sensowne wytłumaczenie.
Aż do momentu, w którym uprzytomniła sobie, że ktoś ją obserwował.
Bardziej wyczuła niż faktycznie zauważyła ruch. Zaraz po tym ktoś z czułością musnął palcami jej policzek, ostatecznie układając dłoń na jej twarzy. W pierwszej chwili pomyślała, że to Carlisle, zwłaszcza że ten sam powiedział jej, że zamierzał zostać, póki nie dojdzie do siebie. To, że mógłby chcieć jej doglądać, zwłaszcza tak krótko po ceremonii, było sensowne, ale z drugiej strony…
Tyle że ten dotyk w niczym nie przypominał wampirzego.
Ten jeden szczegół wystarczył, by serce Alessi zabiło szybciej, a ona sama natychmiast otworzyła oczy. Zamrugała nieco nieprzytomnie, po czym zamarła, już na wstępie napotykając na spojrzenie pary ciemnych smutnych oczu. Ariel wyraźnie się speszył, gdy zorientował się, że już nie spała, zaraz też robił taki ruch, jakby zamierzał w popłochu uciec, Ali jednak nie dała mu po temu okazji. W pośpiechu chwyciła go za nadgarstek, stanowczo zaciskając dłoń wokół jego przegubu, byleby zatrzymać go przy sobie.
– Ani mi się waż… gdzieś iść… – wycedziła, z trudem wyrzucając z siebie kolejne słowa.
Jej głos zabrzmiał w dziwny, nieco tylko zachrypnięty sposób, ale nie dbała o to. Nie rozluźniła się nawet w chwili, w której oczy Ariela rozszerzyły się nieznacznie w odpowiedzi na jej słowa, ani kiedy posłusznie przysiadł na skraju łóżka. Wciąż zaciskała palce na jego nadgarstku i to tak mocno, że chyba tylko cudem nie połamała kości zarówno jemu, jak i sobie. Co prawda wiedziała, że gdyby tylko zechciał, zdołałby jej się wyrwać, ale jak długo nie próbował niczego głupiego, mogła udawać, że wszystko było w porządku.
Cisza dzwoniła jej w uszach. Słyszała wyłącznie ich przyśpieszone oddechy i pulsy – zdecydowanie zbyt głośne, mieszający się ze sobą w dość chaotyczny, choć zarazem dziwnie harmonijny sposób. Wciąż wpatrywała się w Ariela i to tak długo, aż obraz zaczął jej się rozmazywać przed oczami. Dopiero wtedy zamrugała, jednak dziwne wrażenie nie zniknęło, a do Alessi z całą mocą dotarło, że najzwyczajniej w świecie się popłakała.
– Ali… – Ariel drgnął, w końcu zdobywając się na jakąkolwiek sensowną reakcję. Wyraźnie się spiął, w tamtej chwili wyglądając na jeszcze bardziej spanikowanego niż wcześniej. – Coś cię boli? O bogini, zrobiłem coś nie tak czy…?
Przerwała mu parsknięciem pozbawionego wesołości, histerycznego śmiechu. Wolną ręką niecierpliwym ruchem otarła policzki, choć to okazało się pozbawione sensu, skoro miejsce startych łez prawie natychmiast zastąpiły nowe.
– Czy zrobiłeś? – powtórzyła z niedowierzaniem. – Niech cię szlag.
Wyczuła, że tym razem spróbował cofnąć rękę, wyraźnie wytrącony z równowagi jej słowami, ale mu na to nie pozwoliła. Choć nie pierwszy raz wymagało to od niej mnóstwa wysiłku, spróbowała usiąść. Palce wciąż zaciskała na jego nadgarstku, trzymając się go tak rozpaczliwie, jakby od tego zależało jej życie. Nie miała pewności, skąd brało się poczucie, że gdyby tylko rozluźniła uścisk, wydarzyłoby się coś złego, ale wolała o tym nie myśleć. Co więcej, Alessia zdecydowanie nie miała w planach ryzykować.
Wyrwał jej się zdławiony jęk, kiedy palenie na brzuchu znów zaczęło dawać jej się we znaki, gdy w końcu usiadła. Ariel wyglądał na chętnego, żeby zaprotestować, ale jedno jej spojrzenie wystarczyło, by wybił sobie ten pomysł z głowy. Wyraźnie spiął się, po czym zamarł w bezruchu, już tylko bezradnie ją obserwując i czekając na reakcję. Alessia zastygła w pozycji siedzącej, palce wolnej ręki zaciskając na pościeli i dysząc tak ciężko, jakby właśnie przebiegła maraton. Ból wciąż był uciążliwy, ale momentalnie zszedł gdzieś na dalszy plan. Nawet to, że drżała, nie miało związku ani ze zmęczeniem, ani dającymi jej się we znaki obrażeniami.
Poruszając się trochę jak w transie, przesunęła się bliżej Ariela. Niewiele brakowało, by straciła równowagę i wylądowała na materacu, ale w porę chwycił ją za ramiona, w końcu decydując się zareagować w sposób, który był jej na rękę. Poczuła się pewniej, kiedy znalazła się w jego ramionach, na dodatek tak blisko, że była w stanie poczuć bijące od ciała wilkołaka ciepło. Naprawdę przy niej był, w pełni realny i żywy, choć bez wątpienia zmęczony. W zasadzie byłaby zaskoczona, gdyby okazało się inaczej – w końcu nie pierwszy raz widziała go zaraz po przemianie. To, co się wydarzyło, musiało go wyczerpać, choć nie tak bardzo jak ją.
Tyle że Ariel też oberwał. Gdyby chodziło tylko o transformację, nie zmartwiłaby się, a tym bardziej nie miała wrażenia, że przed sobą mogłaby mieć ducha. Wciąż roztrzęsiona, w końcu przymusiła się do puszczenia nadgarstka nieśmiertelnego, w zamian przenosząc obie dłonie na jego klatkę piersiową. Na sobie miał czystą, luźno wiszącą na wątłym ciele koszulkę, jednak Alessia właściwie tego nie zarejestrowała. W tamtej chwili liczyło się to, że chciała jak najdokładniej sprawdzić czy był cały, niemalże spodziewając się, że w momencie, w którym jej dłonie dotrą zbyt nisko, wyczuje pod palcami lepkość krwi. Przed oczami wciąż miała moment, w którym srebrny bełt przeszył go na wylot – i to na tyle, by dosłownie przygwoździć do ściany kamieniczki.
– Nic mi nie jest – usłyszała. Tym razem to Ariel chwycił ją za nadgarstki, zmuszając do tego, żeby przestała. Przeniosła na niego wzrok, choć i tak nie była w stanie się skupić. – Już w porządku. Wybacz mi, Ali – dodał, przyciskając obie jej dłonie do ust.
Zamarła, w pierwszym odruchu zdolna wyłącznie do tego, żeby prychnąć. Spoglądała na niego z niedowierzaniem, nie mogąc pozbyć się wrażenia, że mówił do niej w jakimś innym, całkowicie jej obcym języku. Wciąż czuła wilgoć na policzkach, nie będąc w stanie zapanować nad cisnącymi jej się do oczu łzami. Spoglądała na przytrzymującego ją wilkołaka, ale z równym powodzeniem mogłaby wpatrywać się w przestrzeń. Mętlik w głowie coraz bardziej dawał jej się we znaki, a jakby tego było mało…
A potem coś w niej pękło, kiedy po prostu popłakała się na całego, przy okazji w końcu wpadając mu w ramiona. To było złym pomysłem, o czym przekonała się, gdy żebra znów zaczęły dawać jej się we znaki, ale zmusiła się do zignorowania bólu. Wyczuła, że Ariel zesztywniał, ale przynajmniej nie próbował jej odsuwać, w zamian zdecydowanym ruchem przygarniając do siebie. W którymś momencie jednak wylądowali na materacu, ale to było dobre, zwłaszcza że wilkołak wciąż trzymał ją w swoich objęciach, wyrzucając z siebie przy tym jakieś niespójne, z założenia uspokajające słowa.
Chciała się uspokoić, ale zarazem nie była w stanie. Trzęsła się, w końcu dopuszczając do siebie całą mieszankę emocji, która narastała w niej od momentu, w którym pierwszy raz naszła ją myśl, że Ariel mógłby być martwy. Co więcej, ta powracała raz po raz nawet po tym, co wydarzyło się na jej oczach, kiedy on i Charon…
Obawy czaiły się gdzieś w jej wnętrzu również w tamtej chwili, ustępując dopiero za sprawą znajomych ramion i zapachu, który byłaby w stanie rozpoznać dosłownie wszędzie. Jego bliskość była dobra i znajoma – tylko tyle i zarazem aż tyle. Alessia wtuliła się w niego, przyciskając policzek do ciepłej piersi i raz jeszcze próbując nad sobą zapanować, ale to okazało się o wiele trudniejsze, aniżeli mogłaby sobie tego życzyć. Ucisk w piersi dawał jej się we znaki, bynajmniej niezwiązany wyłącznie z tym, że mogłaby mieć połamane żebra.
– Hej… – zaczął raz jeszcze Ariel. Z drugiej strony, równie dobrze mógł próbować zwrócić jej uwagę już od dłuższej chwili, choć w oszołomieniu nie była w stanie tego zarejestrować. – Jestem tutaj. Ja po prostu…
– Jesteś – powtórzyła, w końcu będąc w stanie wykrztusić z siebie choćby słowo. Co prawda to dalej przypominało zdławiony jęk, ale przynajmniej była w stanie zdobyć się na jakiekolwiek słowa. – Dopiero teraz. Przyszedłeś po mnie, a później… Ariel, na litość bogini, myślałam, że nie żyjesz!
Wzdrygnęła się, mimowolnie kuląc, ledwo tylko wypowiedziała te słowa na głos. Wiedziała oczywiście, że w ten sposób nie sprawił, że nagle staną się prawdziwe, ale i tak się bała. Zacisnęła palce na przodzie jego koszulki, wciąż robiąc wszystko, byleby trzymać go blisko siebie. Nie dbała o to, że chcąc nie chcąc napierał na nią całym ciałem, naruszając obolałe żebra, a tym bardziej brzuch. Podejrzewała, że prędzej czy później miało przyjść jej tego pożałować, ale i tym nie potrafiła należycie się przejąć.
Ariel otworzył i zaraz zamknął usta. Przez dłuższą chwilę wpatrywał się w nią ciemniejszymi niż zazwyczaj, nienaturalnie rozszerzonymi oczyma. Dopiero po chwili uciekł wzrokiem gdzieś w bok, choć Alessi trudno było stwierdzić z jakiego powodu. Nie zaprotestowała, kiedy się odsunął, przy okazji uświadamiając, że w którymś momencie wstrzymała oddech. Natychmiast zaczerpnęła powietrza do płuc, choć i to okazało się bolesnym doświadczeniem.
– Jak się czujesz?
Nie tego się spodziewała. Uniosła brwi, co najmniej zaskoczona zarówno tym pytaniem, jak i sposobem, w jaki zostało wypowiedziane. Tym razem głos Ariela zabrzmiał inaczej, bardziej łagodnie i miękko, choć zarazem… dziwnie odlegle. Nie miała pojęcia, co o tym myśleć, ale coś w jego reakcji wytrąciło ją z równowagi na tyle, by zdecydowała się odpowiedzieć.
– Teraz lepiej – stwierdziła zgodnie z prawdą. Cóż, zdecydowanie była w lepszym stanie niż kilka godzin wcześniej, gdy dosłownie przelewała się w ramionach Beau i Rufusa. – Nic mi nie będzie, ale ty…
– Po ranie nie ma śladu. – Zacisnął usta. – No, prawie.
Prychnęła, przez moment sama niepewna czy powinna się śmiać, czy może płakać.
– Prawie? – powtórzyła, ale doczekała się wyłącznie tego, że Ariel potrząsnął głową.
– Nie mam pojęcia, co się stało. Nów mnie uratował… Albo przemiana – przyznał, kolejny raz uciekając wzrokiem gdzieś w bok. Poczuła się co najmniej źle z tym, że na nią nie patrzył. – To jak paradoks, wiesz? Srebro się nie wchłonęło, a wilcza natura… Ale o tym nie chcesz słuchać, prawda?
Nie odpowiedziała, w zamian z uwagą wodząc wzrokiem zarówno po jego twarzy, jak i całej sylwetce. Podświadomie szukała jakichkolwiek oznak tego, że coś mogłoby być nie tak, ale wszystko wskazywało na to, że doszedł do siebie – na tyle, na ile było to możliwe. W tamtej chwili uwagę Alessi przykuło coś innego, począwszy od nienaturalnej wręcz bladości, po napięte mięśnie. Znała Ariela na tyle dobrze, by bez trudu zorientować się, że był zdenerwowany, choć robił wszystko, by to przed nią ukryć. Wciąż nie miała pewności, co to oznaczało, ale na myśl jak na zawołanie przyszło jej tylko jedno.
Obwiniał się.
Zmrużyła oczy, jakby w ten sposób mogła lepiej się skoncentrować. Jej myśli wirowały, ale już nawet nie próbowała nad nimi zapanowywać. W gruncie rzeczy mogła się tego po Arielu spodziewać, zwłaszcza znając jego podejście do przemiany, wilczej natury i tego, co musiałoby się stać, by chcieć dobrowolnie ją przywołać. To, że był zdesperowany, kiedy zdecydował się na przemianę, pozostawało dla niej aż nazbyt oczywiste. Jakby tego było mało, nie wątpiła, że ostatnim, czego tak naprawdę pragnął, było to, żeby zobaczyła go akurat w takim stanie.
Coś ścisnęło ją w gardle, gdy przypomniała sobie własną reakcję i słowa Charona – o tym, że mogłaby się Ariela brzydzić. Natychmiast spróbowała wyrzucić ten moment z pamięci, ale to okazało się z góry skazane na niepowodzenie.
– Cokolwiek teraz sobie myślisz, przestań – wyszeptała, starannie dobierając słowa. Głos nieznacznie jej zadrżał, więc urwała, by choć trochę doprowadzić się do porządku. – Przyszedłeś po mnie. A teraz jesteś tutaj. Tylko to się dla mnie liczy – oznajmiła nieznoszącym sprzeciwu tonem.
– I tyle? – Ariel spojrzał na nią tak, jakby widzieli się po raz pierwszy. – Słodka bogini, Ali…
Chciał się podnieść, ale mu na to nie pozwoliła. Miała dość poważnych rozmów, zwłaszcza po tym, w jaki sposób potoczyła się ta z Isabeau. Nie zamierzała pozwolić, by Ariel zareagował w ten sam sposób, zwłaszcza gdy wyczuła pobrzmiewającą w jego głosie gorycz. Kolejne dramaty były im absolutnie zbędne.
– Ty też dasz mi do zrozumienia, że jestem głupia? – zapytała wprost. To pytanie choć na moment zamknęło mu usta, co przyjęła z ulgą. – Jesteś wilkołakiem, tak. Wiedziałam na co się piszę i to od dawien dawna. To, że takim jak ty daleko do bycia aniołkami, było dla mnie jasne jeszcze zanim cię poznałam… A nawet jeśli nie, to twój ojciec bardzo dobitnie mi to uświadomił.
– Ali…
– Nie przerywaj mi, bo jeszcze nie skończyłam – obruszyła się. – Jeśli zamierzasz teraz zacząć obwiniać się o to, co się stało, to sobie daruj. Poprowadziłam uroczystości, bo tego chciałam. Zrobiłabym to tak czy siak, więc…
– Charon podąża za tobą z mojego powodu – zaoponował spiętym tonem. – Inaczej tego nie widzę, zwłaszcza że zaczęło się już w Lille. Gdybym cię tam nie ściągnął, nic by się nie stało.
Spojrzała na niego z niedowierzaniem. Co prawda mogła się tego spodziewać, ale jego słowa i tak sprawiły, że zapragnęła się histerycznie roześmiać.
– Mogłabym w to uwierzyć – powiedziała cicho, wciąż skupiona na doborze słów – gdyby nie pytanie, które zadał mi Rufus. Charon nie interesował się mną, tylko osobą, którą mogłabym pomóc mu znaleźć. Przynajmniej jego zdaniem.
Tym razem cisza zapanowała na dłużej, choć nie była pewna czy to dobrze, czy wręcz przeciwnie. Ariel wciąż unikał spoglądania jej w oczy, co jednak nie przeszkadzało mu w wodzeniu wzrokiem wszędzie indziej. Obserwował ją i to w sposób wystarczająco otwarty, że gdyby chodziło o kogokolwiek innego, poczułaby się nieswojo. Sęk w tym, że on miał do tego prawo, zwłaszcza po tym, jak oddała mu się na wszystkie możliwe sposoby.
– Co… takiego? – wyrwało mu się. – Ali, na litość bogini… – zaczął i urwał, niezdolny dodać niczego więcej. Myślami wydawał się być gdzieś daleko, co wykorzystała, by bez większych przeszkód pociągnąć temat.
– Charon zapytał mnie o stwórczynię Dimitra. Tylko ona go interesowała – oznajmiła z uporem. – Możliwe, że zainteresował się mną, bo zauważył mnie w Lille, ale to niczego nie zmienia. Nie wiem jaki ma z tym związek Claudia i jakoś mnie to nie interesuje. Ale skoro jej szuka i przyszedł aż tutaj, tamto spotkanie nie ma nic do rzeczy. – Urwała, by złapać oddech. Wciąż chwytała powietrze w zdecydowanie zbyt szybki, płytki sposób, robiąc wszystko, byleby zaoszczędzić sobie bólu. – Na moim miejscu mógł znaleźć się ktokolwiek inny… Zresztą najważniejsze jest to, że nic się nie stało, prawda?
Spojrzenie Ariela sugerowało, że miał na ten temat zupełnie inne zdanie, ale nawet jeśli tak było, zachował wszelakie uwagi dla siebie. Wciąż z uporem milczał, przypatrując się jej z niemniejszą dokładnością, co wcześniej ona jemu. Przynajmniej już nie próbował zwiększać dzielącej ich odległości, posłusznie leżąc tuż obok niej. Przez myśl przeszło jej, że w każdej chwili do pokoju mógł wrócić Carlisle, zwłaszcza jeśli wciąż jej pilnował, ale prawie natychmiast przestała się nad tym zastanawiać. Nawet jeśli, obecność Ariela w jej pokoju była w zupełności uzasadniona i to od dawna – i to niezależnie od tego, co by w tym czasie robili.
– Nic. – Nie zarejestrowała momentu, w którym wilkołak przemieścił się na tyle, by raz jeszcze móc jej się przyjrzeć. Natychmiast spróbowała się podnieść, ale powstrzymał ją, zaciskając dłonie na jej ramionach i przymuszając do pozostania w łóżku. – Mówisz, że nic się nie stało…
Zesztywniała, kiedy przeniósł dłonie niżej, tym razem muskając brzuch. Otworzyła i zaraz zamknęła usta, niezdolna do powiedzenia czegokolwiek, co zabrzmiałoby choć odrobinę sensownie. Podejrzewała, że w ten sposób jedynie pogarszała sytuację, ale niczego nie była już w stanie na to poradzić.
Coś w sposobie, w jaki patrzył na nią Ariel, dało jej do myślenia. Wiedział? Z trudem zdołała przypomnieć sobie moment, w którym stanął przed nią w formie na wpół ludzkiej istoty, również wtedy obserwując w tak przenikliwy sposób, jakby chciał przeniknąć ją na wskroś. Mogła tylko zgadywać, ile wtedy udało mu się zauważyć, a tym bardziej zapamiętać, zwłaszcza że klęczała tam praktycznie naga i zakrwawiona. Ta perspektywa ją przerażała, ale z drugiej strony…
– Pozwolisz mi?
Zamrugała, co najmniej wytrącona z równowagi jego pytaniem. Jeśli do tej pory była rozbita, po słowach Ariela poczuła się jeszcze gorzej. W pierwszym odruchu zapragnęła protestować, tym bardziej gdy w końcu pojęła, co takiego chciał zrobić, ale ostatecznie nie wykrztusiła z siebie choćby słowa. Czy tak naprawdę mogła mu zabronić, o ukrywaniu czegoś tak ważnego nie wspominając? Sama też chciałaby wiedzieć, gdyby sprawa dotyczyła jego.
Poruszając się bardzo ostrożnie i z trudem, przymusiła się do kiwnięcia głową. Ostrożnie usiadła, by ułatwić Arielowi zadanie, kiedy z największą ostrożnością wsunął jej dłonie pod koszulkę, muskając palcami opatrunek. Sądziła, że będzie chciał poluzować bandaż, by obejrzeć rozcięcie – upewnić się, jak nagle sobie uświadomiła – jednak nic podobnego nie miało miejsca. Ariel po prostu siedział, raz po raz muskając palcami przylegający do jej skóry materiał i uważnie ją obserwując.
– To też jest nic? – zapytał cicho, niemalże łagodnie. – Albo to, że ja… Naprawdę po tym wszystkim chcesz, żebym był obok?
– A wyglądam, jakbym zamierzała uciec z krzykiem? – obruszyła się. Gardło miała ściśnięte, przez co wypowiadanie kolejnych słów przychodziło jej z trudem. – Powiedziałam już, że wiedziałam, na co się zdecydowałam. Cokolwiek chodzi ci po głowie… Ariel, do cholery, już to przerabialiśmy, prawda? Spróbuj mnie zostawić, a zrobię ci krzywdę.
Chciała, żeby to zabrzmiało w pewny, nieznoszący sprzeciwu sposób, ale prawda była taka, że czuła się przede wszystkim przerażona. Owszem, już to przerabiali. Cały wiek temu, ale do tej pory pamiętała jak spróbował ją od siebie odsunąć, kiedy sytuacja wymykała się spod kontroli. Tym razem sytuacja była poważniejsza, więc gdyby zdecydował się na coś po raz kolejny…
– Więc nie pozostawiasz mi wyboru – stwierdził Ariel, a ona zmartwiała, przez moment czując się, jakby poradził ją prąd. Słodka bogini, nie. Nie każ mi tego przechodzić jeszcze z nim! Po tym jak wyglądała jej rozmowa z Isabeau… – Wyjdź za mnie, Ali.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa