Alessia
W którymś momencie zasnęła,
choć mimo wszystko nie sądziła, że będzie do tego zdolna. Z drugiej
strony, moment w którym jej umysł ostatecznie zdecydował się poddać, był
zaledwie kwestia czasu. Ten jeden raz Alessia nawet nie próbowała wpływać na
sen, choć zwykle robiła wszystko, byleby przeniknąć do znajomego, podlegającego
jej świata. Przez krótką chwilę nawet miała ochotę spróbować poszukać w ten
sposób Ariela, ale zanim zdążyła podjąć jakąkolwiek decyzję, otoczyła ją jakże
łaskawa ciemność.
Nie była
pewna, jak długo tym razem udało jej się spać. Na pewno nie doczekała momentu, w którym
Carlisle zdecydował się zostać ją samą, o ile w ogóle zamierzał to
zrobić. Mimo wszystko coś w obecności kogoś bliskiego pozwoliło jej się
rozluźnić, nawet jeśli taki stan rzeczy nie rozwiązywał wszystkich dręczących
ją problemów. Jakaś jej cząstka wciąż miała wątpliwości, wyrywając się do
Ariela czy chociażby Isabeau, zwłaszcza że z ciotką też pragnęła się
zobaczyć. Nie zamierzała cofać żadnego ze słów, które wypowiedziała, ale gdy emocje
opadły, Ali powoli zaczynała czuć się winna.
Kiedy
ponownie się obudziła, czuła się przede wszystkim zdezorientowana. Wciąż była zmęczona
i to uprzytomniło jej, że najpewniej nie spała długo. Nie odczuwała upływu
czasu aż tak wyraźnie jak wcześniej, gdy ocknęła się przez głosy ciotki i Lawrence’a.
Tym razem nawet nie potrafiła stwierdzić, co takiego przymusiło ją do otwarcia
oczu, choć bez wątpienia coś takiego musiało być. Alessia była gotowa to przysiąc,
choć zarazem do głowy nie przychodziło jej żadne sensowne wytłumaczenie.
Aż do momentu,
w którym uprzytomniła sobie, że ktoś ją obserwował.
Bardziej
wyczuła niż faktycznie zauważyła ruch. Zaraz po tym ktoś z czułością
musnął palcami jej policzek, ostatecznie układając dłoń na jej twarzy. W pierwszej
chwili pomyślała, że to Carlisle, zwłaszcza że ten sam powiedział jej, że zamierzał
zostać, póki nie dojdzie do siebie. To, że mógłby chcieć jej doglądać,
zwłaszcza tak krótko po ceremonii, było sensowne, ale z drugiej strony…
Tyle że ten
dotyk w niczym nie przypominał wampirzego.
Ten jeden
szczegół wystarczył, by serce Alessi zabiło szybciej, a ona sama
natychmiast otworzyła oczy. Zamrugała nieco nieprzytomnie, po czym zamarła, już
na wstępie napotykając na spojrzenie pary ciemnych smutnych oczu. Ariel wyraźnie
się speszył, gdy zorientował się, że już nie spała, zaraz też robił taki ruch,
jakby zamierzał w popłochu uciec, Ali jednak nie dała mu po temu okazji. W pośpiechu
chwyciła go za nadgarstek, stanowczo zaciskając dłoń wokół jego przegubu,
byleby zatrzymać go przy sobie.
– Ani mi
się waż… gdzieś iść… – wycedziła, z trudem wyrzucając z siebie
kolejne słowa.
Jej głos
zabrzmiał w dziwny, nieco tylko zachrypnięty sposób, ale nie dbała o to.
Nie rozluźniła się nawet w chwili, w której oczy Ariela rozszerzyły
się nieznacznie w odpowiedzi na jej słowa, ani kiedy posłusznie przysiadł
na skraju łóżka. Wciąż zaciskała palce na jego nadgarstku i to tak mocno,
że chyba tylko cudem nie połamała kości zarówno jemu, jak i sobie. Co
prawda wiedziała, że gdyby tylko zechciał, zdołałby jej się wyrwać, ale jak
długo nie próbował niczego głupiego, mogła udawać, że wszystko było w porządku.
Cisza
dzwoniła jej w uszach. Słyszała wyłącznie ich przyśpieszone oddechy i pulsy
– zdecydowanie zbyt głośne, mieszający się ze sobą w dość chaotyczny, choć
zarazem dziwnie harmonijny sposób. Wciąż wpatrywała się w Ariela i to
tak długo, aż obraz zaczął jej się rozmazywać przed oczami. Dopiero wtedy
zamrugała, jednak dziwne wrażenie nie zniknęło, a do Alessi z całą
mocą dotarło, że najzwyczajniej w świecie się popłakała.
– Ali… –
Ariel drgnął, w końcu zdobywając się na jakąkolwiek sensowną reakcję.
Wyraźnie się spiął, w tamtej chwili wyglądając na jeszcze bardziej
spanikowanego niż wcześniej. – Coś cię boli? O bogini, zrobiłem coś nie
tak czy…?
Przerwała
mu parsknięciem pozbawionego wesołości, histerycznego śmiechu. Wolną ręką
niecierpliwym ruchem otarła policzki, choć to okazało się pozbawione sensu,
skoro miejsce startych łez prawie natychmiast zastąpiły nowe.
– Czy
zrobiłeś? – powtórzyła z niedowierzaniem. – Niech cię szlag.
Wyczuła, że
tym razem spróbował cofnąć rękę, wyraźnie wytrącony z równowagi jej
słowami, ale mu na to nie pozwoliła. Choć nie pierwszy raz wymagało to od niej
mnóstwa wysiłku, spróbowała usiąść. Palce wciąż zaciskała na jego nadgarstku,
trzymając się go tak rozpaczliwie, jakby od tego zależało jej życie. Nie miała
pewności, skąd brało się poczucie, że gdyby tylko rozluźniła uścisk,
wydarzyłoby się coś złego, ale wolała o tym nie myśleć. Co więcej, Alessia
zdecydowanie nie miała w planach ryzykować.
Wyrwał jej
się zdławiony jęk, kiedy palenie na brzuchu znów zaczęło dawać jej się we znaki,
gdy w końcu usiadła. Ariel wyglądał na chętnego, żeby zaprotestować, ale
jedno jej spojrzenie wystarczyło, by wybił sobie ten pomysł z głowy.
Wyraźnie spiął się, po czym zamarł w bezruchu, już tylko bezradnie ją
obserwując i czekając na reakcję. Alessia zastygła w pozycji
siedzącej, palce wolnej ręki zaciskając na pościeli i dysząc tak ciężko,
jakby właśnie przebiegła maraton. Ból wciąż był uciążliwy, ale momentalnie zszedł
gdzieś na dalszy plan. Nawet to, że drżała, nie miało związku ani ze
zmęczeniem, ani dającymi jej się we znaki obrażeniami.
Poruszając
się trochę jak w transie, przesunęła się bliżej Ariela. Niewiele
brakowało, by straciła równowagę i wylądowała na materacu, ale w porę
chwycił ją za ramiona, w końcu decydując się zareagować w sposób, który
był jej na rękę. Poczuła się pewniej, kiedy znalazła się w jego ramionach,
na dodatek tak blisko, że była w stanie poczuć bijące od ciała wilkołaka
ciepło. Naprawdę przy niej był, w pełni realny i żywy, choć bez
wątpienia zmęczony. W zasadzie byłaby zaskoczona, gdyby okazało się
inaczej – w końcu nie pierwszy raz widziała go zaraz po przemianie. To, co
się wydarzyło, musiało go wyczerpać, choć nie tak bardzo jak ją.
Tyle że
Ariel też oberwał. Gdyby chodziło tylko o transformację, nie zmartwiłaby
się, a tym bardziej nie miała wrażenia, że przed sobą mogłaby mieć ducha.
Wciąż roztrzęsiona, w końcu przymusiła się do puszczenia nadgarstka nieśmiertelnego,
w zamian przenosząc obie dłonie na jego klatkę piersiową. Na sobie miał czystą,
luźno wiszącą na wątłym ciele koszulkę, jednak Alessia właściwie tego nie
zarejestrowała. W tamtej chwili liczyło się to, że chciała jak
najdokładniej sprawdzić czy był cały, niemalże spodziewając się, że w momencie,
w którym jej dłonie dotrą zbyt nisko, wyczuje pod palcami lepkość krwi.
Przed oczami wciąż miała moment, w którym srebrny bełt przeszył go na
wylot – i to na tyle, by dosłownie przygwoździć do ściany kamieniczki.
– Nic mi
nie jest – usłyszała. Tym razem to Ariel chwycił ją za nadgarstki, zmuszając do
tego, żeby przestała. Przeniosła na niego wzrok, choć i tak nie była w stanie
się skupić. – Już w porządku. Wybacz mi, Ali – dodał, przyciskając obie
jej dłonie do ust.
Zamarła, w pierwszym
odruchu zdolna wyłącznie do tego, żeby prychnąć. Spoglądała na niego z niedowierzaniem,
nie mogąc pozbyć się wrażenia, że mówił do niej w jakimś innym, całkowicie
jej obcym języku. Wciąż czuła wilgoć na policzkach, nie będąc w stanie
zapanować nad cisnącymi jej się do oczu łzami. Spoglądała na przytrzymującego
ją wilkołaka, ale z równym powodzeniem mogłaby wpatrywać się w przestrzeń.
Mętlik w głowie coraz bardziej dawał jej się we znaki, a jakby tego
było mało…
A potem coś
w niej pękło, kiedy po prostu popłakała się na całego, przy okazji w końcu
wpadając mu w ramiona. To było złym pomysłem, o czym przekonała się,
gdy żebra znów zaczęły dawać jej się we znaki, ale zmusiła się do zignorowania
bólu. Wyczuła, że Ariel zesztywniał, ale przynajmniej nie próbował jej odsuwać,
w zamian zdecydowanym ruchem przygarniając do siebie. W którymś
momencie jednak wylądowali na materacu, ale to było dobre, zwłaszcza że wilkołak
wciąż trzymał ją w swoich objęciach, wyrzucając z siebie przy tym jakieś
niespójne, z założenia uspokajające słowa.
Chciała się
uspokoić, ale zarazem nie była w stanie. Trzęsła się, w końcu
dopuszczając do siebie całą mieszankę emocji, która narastała w niej od
momentu, w którym pierwszy raz naszła ją myśl, że Ariel mógłby być martwy.
Co więcej, ta powracała raz po raz nawet po tym, co wydarzyło się na jej
oczach, kiedy on i Charon…
Obawy
czaiły się gdzieś w jej wnętrzu również w tamtej chwili, ustępując
dopiero za sprawą znajomych ramion i zapachu, który byłaby w stanie
rozpoznać dosłownie wszędzie. Jego bliskość była dobra i znajoma – tylko
tyle i zarazem aż tyle. Alessia wtuliła się w niego, przyciskając policzek
do ciepłej piersi i raz jeszcze próbując nad sobą zapanować, ale to
okazało się o wiele trudniejsze, aniżeli mogłaby sobie tego życzyć. Ucisk w piersi
dawał jej się we znaki, bynajmniej niezwiązany wyłącznie z tym, że mogłaby
mieć połamane żebra.
– Hej… –
zaczął raz jeszcze Ariel. Z drugiej strony, równie dobrze mógł próbować
zwrócić jej uwagę już od dłuższej chwili, choć w oszołomieniu nie była w stanie
tego zarejestrować. – Jestem tutaj. Ja po prostu…
– Jesteś –
powtórzyła, w końcu będąc w stanie wykrztusić z siebie choćby
słowo. Co prawda to dalej przypominało zdławiony jęk, ale przynajmniej była w stanie
zdobyć się na jakiekolwiek słowa. – Dopiero teraz. Przyszedłeś po mnie, a później…
Ariel, na litość bogini, myślałam, że nie żyjesz!
Wzdrygnęła
się, mimowolnie kuląc, ledwo tylko wypowiedziała te słowa na głos. Wiedziała
oczywiście, że w ten sposób nie sprawił, że nagle staną się prawdziwe, ale
i tak się bała. Zacisnęła palce na przodzie jego koszulki, wciąż robiąc
wszystko, byleby trzymać go blisko siebie. Nie dbała o to, że chcąc nie
chcąc napierał na nią całym ciałem, naruszając obolałe żebra, a tym
bardziej brzuch. Podejrzewała, że prędzej czy później miało przyjść jej tego
pożałować, ale i tym nie potrafiła należycie się przejąć.
Ariel
otworzył i zaraz zamknął usta. Przez dłuższą chwilę wpatrywał się w nią
ciemniejszymi niż zazwyczaj, nienaturalnie rozszerzonymi oczyma. Dopiero po
chwili uciekł wzrokiem gdzieś w bok, choć Alessi trudno było stwierdzić z jakiego
powodu. Nie zaprotestowała, kiedy się odsunął, przy okazji uświadamiając, że w którymś
momencie wstrzymała oddech. Natychmiast zaczerpnęła powietrza do płuc, choć i to
okazało się bolesnym doświadczeniem.
– Jak się
czujesz?
Nie tego
się spodziewała. Uniosła brwi, co najmniej zaskoczona zarówno tym pytaniem, jak
i sposobem, w jaki zostało wypowiedziane. Tym razem głos Ariela
zabrzmiał inaczej, bardziej łagodnie i miękko, choć zarazem… dziwnie odlegle.
Nie miała pojęcia, co o tym myśleć, ale coś w jego reakcji wytrąciło
ją z równowagi na tyle, by zdecydowała się odpowiedzieć.
– Teraz
lepiej – stwierdziła zgodnie z prawdą. Cóż, zdecydowanie była w lepszym
stanie niż kilka godzin wcześniej, gdy dosłownie przelewała się w ramionach
Beau i Rufusa. – Nic mi nie będzie, ale ty…
– Po ranie
nie ma śladu. – Zacisnął usta. – No, prawie.
Prychnęła,
przez moment sama niepewna czy powinna się śmiać, czy może płakać.
– Prawie? –
powtórzyła, ale doczekała się wyłącznie tego, że Ariel potrząsnął głową.
– Nie mam
pojęcia, co się stało. Nów mnie uratował… Albo przemiana – przyznał, kolejny
raz uciekając wzrokiem gdzieś w bok. Poczuła się co najmniej źle z tym,
że na nią nie patrzył. – To jak paradoks, wiesz? Srebro się nie wchłonęło, a wilcza
natura… Ale o tym nie chcesz słuchać, prawda?
Nie
odpowiedziała, w zamian z uwagą wodząc wzrokiem zarówno po jego
twarzy, jak i całej sylwetce. Podświadomie szukała jakichkolwiek oznak tego,
że coś mogłoby być nie tak, ale wszystko wskazywało na to, że doszedł do siebie
– na tyle, na ile było to możliwe. W tamtej chwili uwagę Alessi przykuło coś
innego, począwszy od nienaturalnej wręcz bladości, po napięte mięśnie. Znała
Ariela na tyle dobrze, by bez trudu zorientować się, że był zdenerwowany, choć
robił wszystko, by to przed nią ukryć. Wciąż nie miała pewności, co to
oznaczało, ale na myśl jak na zawołanie przyszło jej tylko jedno.
Obwiniał
się.
Zmrużyła
oczy, jakby w ten sposób mogła lepiej się skoncentrować. Jej myśli wirowały,
ale już nawet nie próbowała nad nimi zapanowywać. W gruncie rzeczy mogła
się tego po Arielu spodziewać, zwłaszcza znając jego podejście do przemiany,
wilczej natury i tego, co musiałoby się stać, by chcieć dobrowolnie ją
przywołać. To, że był zdesperowany, kiedy zdecydował się na przemianę, pozostawało
dla niej aż nazbyt oczywiste. Jakby tego było mało, nie wątpiła, że ostatnim,
czego tak naprawdę pragnął, było to, żeby zobaczyła go akurat w takim
stanie.
Coś
ścisnęło ją w gardle, gdy przypomniała sobie własną reakcję i słowa
Charona – o tym, że mogłaby się Ariela brzydzić. Natychmiast spróbowała
wyrzucić ten moment z pamięci, ale to okazało się z góry skazane na
niepowodzenie.
– Cokolwiek
teraz sobie myślisz, przestań – wyszeptała, starannie dobierając słowa. Głos
nieznacznie jej zadrżał, więc urwała, by choć trochę doprowadzić się do porządku.
– Przyszedłeś po mnie. A teraz jesteś tutaj. Tylko to się dla mnie liczy –
oznajmiła nieznoszącym sprzeciwu tonem.
– I tyle?
– Ariel spojrzał na nią tak, jakby widzieli się po raz pierwszy. – Słodka bogini,
Ali…
Chciał się
podnieść, ale mu na to nie pozwoliła. Miała dość poważnych rozmów, zwłaszcza po
tym, w jaki sposób potoczyła się ta z Isabeau. Nie zamierzała
pozwolić, by Ariel zareagował w ten sam sposób, zwłaszcza gdy wyczuła
pobrzmiewającą w jego głosie gorycz. Kolejne dramaty były im absolutnie
zbędne.
– Ty też dasz
mi do zrozumienia, że jestem głupia? – zapytała wprost. To pytanie choć na
moment zamknęło mu usta, co przyjęła z ulgą. – Jesteś wilkołakiem, tak. Wiedziałam
na co się piszę i to od dawien dawna. To, że takim jak ty daleko do bycia
aniołkami, było dla mnie jasne jeszcze zanim cię poznałam… A nawet jeśli
nie, to twój ojciec bardzo dobitnie mi to uświadomił.
– Ali…
– Nie
przerywaj mi, bo jeszcze nie skończyłam – obruszyła się. – Jeśli zamierzasz
teraz zacząć obwiniać się o to, co się stało, to sobie daruj. Poprowadziłam
uroczystości, bo tego chciałam. Zrobiłabym to tak czy siak, więc…
– Charon
podąża za tobą z mojego powodu – zaoponował spiętym tonem. – Inaczej tego
nie widzę, zwłaszcza że zaczęło się już w Lille. Gdybym cię tam nie
ściągnął, nic by się nie stało.
Spojrzała
na niego z niedowierzaniem. Co prawda mogła się tego spodziewać, ale jego
słowa i tak sprawiły, że zapragnęła się histerycznie roześmiać.
– Mogłabym w to
uwierzyć – powiedziała cicho, wciąż skupiona na doborze słów – gdyby nie
pytanie, które zadał mi Rufus. Charon nie interesował się mną, tylko osobą,
którą mogłabym pomóc mu znaleźć. Przynajmniej jego zdaniem.
Tym razem
cisza zapanowała na dłużej, choć nie była pewna czy to dobrze, czy wręcz przeciwnie.
Ariel wciąż unikał spoglądania jej w oczy, co jednak nie przeszkadzało mu w wodzeniu
wzrokiem wszędzie indziej. Obserwował ją i to w sposób wystarczająco
otwarty, że gdyby chodziło o kogokolwiek innego, poczułaby się nieswojo. Sęk
w tym, że on miał do tego prawo, zwłaszcza po tym, jak oddała mu się na
wszystkie możliwe sposoby.
– Co…
takiego? – wyrwało mu się. – Ali, na litość bogini… – zaczął i urwał,
niezdolny dodać niczego więcej. Myślami wydawał się być gdzieś daleko, co
wykorzystała, by bez większych przeszkód pociągnąć temat.
– Charon
zapytał mnie o stwórczynię Dimitra. Tylko ona go interesowała – oznajmiła z uporem.
– Możliwe, że zainteresował się mną, bo zauważył mnie w Lille, ale to niczego
nie zmienia. Nie wiem jaki ma z tym związek Claudia i jakoś mnie to
nie interesuje. Ale skoro jej szuka i przyszedł aż tutaj, tamto spotkanie
nie ma nic do rzeczy. – Urwała, by złapać oddech. Wciąż chwytała powietrze w zdecydowanie
zbyt szybki, płytki sposób, robiąc wszystko, byleby zaoszczędzić sobie bólu. –
Na moim miejscu mógł znaleźć się ktokolwiek inny… Zresztą najważniejsze jest
to, że nic się nie stało, prawda?
Spojrzenie Ariela
sugerowało, że miał na ten temat zupełnie inne zdanie, ale nawet jeśli tak było,
zachował wszelakie uwagi dla siebie. Wciąż z uporem milczał, przypatrując
się jej z niemniejszą dokładnością, co wcześniej ona jemu. Przynajmniej już
nie próbował zwiększać dzielącej ich odległości, posłusznie leżąc tuż obok
niej. Przez myśl przeszło jej, że w każdej chwili do pokoju mógł wrócić
Carlisle, zwłaszcza jeśli wciąż jej pilnował, ale prawie natychmiast przestała
się nad tym zastanawiać. Nawet jeśli, obecność Ariela w jej pokoju była w zupełności
uzasadniona i to od dawna – i to niezależnie od tego, co by w tym
czasie robili.
– Nic. –
Nie zarejestrowała momentu, w którym wilkołak przemieścił się na tyle, by raz
jeszcze móc jej się przyjrzeć. Natychmiast spróbowała się podnieść, ale
powstrzymał ją, zaciskając dłonie na jej ramionach i przymuszając do
pozostania w łóżku. – Mówisz, że nic się nie stało…
Zesztywniała,
kiedy przeniósł dłonie niżej, tym razem muskając brzuch. Otworzyła i zaraz
zamknęła usta, niezdolna do powiedzenia czegokolwiek, co zabrzmiałoby choć
odrobinę sensownie. Podejrzewała, że w ten sposób jedynie pogarszała
sytuację, ale niczego nie była już w stanie na to poradzić.
Coś w sposobie,
w jaki patrzył na nią Ariel, dało jej do myślenia. Wiedział? Z trudem
zdołała przypomnieć sobie moment, w którym stanął przed nią w formie
na wpół ludzkiej istoty, również wtedy obserwując w tak przenikliwy
sposób, jakby chciał przeniknąć ją na wskroś. Mogła tylko zgadywać, ile wtedy
udało mu się zauważyć, a tym bardziej zapamiętać, zwłaszcza że klęczała
tam praktycznie naga i zakrwawiona. Ta perspektywa ją przerażała, ale z drugiej
strony…
– Pozwolisz
mi?
Zamrugała,
co najmniej wytrącona z równowagi jego pytaniem. Jeśli do tej pory była
rozbita, po słowach Ariela poczuła się jeszcze gorzej. W pierwszym odruchu
zapragnęła protestować, tym bardziej gdy w końcu pojęła, co takiego chciał
zrobić, ale ostatecznie nie wykrztusiła z siebie choćby słowa. Czy tak
naprawdę mogła mu zabronić, o ukrywaniu czegoś tak ważnego nie
wspominając? Sama też chciałaby wiedzieć, gdyby sprawa dotyczyła jego.
Poruszając
się bardzo ostrożnie i z trudem, przymusiła się do kiwnięcia głową.
Ostrożnie usiadła, by ułatwić Arielowi zadanie, kiedy z największą
ostrożnością wsunął jej dłonie pod koszulkę, muskając palcami opatrunek.
Sądziła, że będzie chciał poluzować bandaż, by obejrzeć rozcięcie – upewnić
się, jak nagle sobie uświadomiła – jednak nic podobnego nie miało miejsca.
Ariel po prostu siedział, raz po raz muskając palcami przylegający do jej skóry
materiał i uważnie ją obserwując.
– To też
jest nic? – zapytał cicho, niemalże łagodnie. – Albo to, że ja… Naprawdę po tym
wszystkim chcesz, żebym był obok?
– A wyglądam,
jakbym zamierzała uciec z krzykiem? – obruszyła się. Gardło miała
ściśnięte, przez co wypowiadanie kolejnych słów przychodziło jej z trudem.
– Powiedziałam już, że wiedziałam, na co się zdecydowałam. Cokolwiek chodzi ci
po głowie… Ariel, do cholery, już to przerabialiśmy, prawda? Spróbuj mnie
zostawić, a zrobię ci krzywdę.
Chciała,
żeby to zabrzmiało w pewny, nieznoszący sprzeciwu sposób, ale prawda była
taka, że czuła się przede wszystkim przerażona. Owszem, już to przerabiali.
Cały wiek temu, ale do tej pory pamiętała jak spróbował ją od siebie odsunąć,
kiedy sytuacja wymykała się spod kontroli. Tym razem sytuacja była
poważniejsza, więc gdyby zdecydował się na coś po raz kolejny…
– Więc nie
pozostawiasz mi wyboru – stwierdził Ariel, a ona zmartwiała, przez moment
czując się, jakby poradził ją prąd. Słodka
bogini, nie. Nie każ mi tego przechodzić jeszcze z nim! Po tym jak
wyglądała jej rozmowa z Isabeau… – Wyjdź za mnie, Ali.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz