25 lutego 2019

Dwieście trzydzieści dziewięć

Elizabeth
Już kiedyś tego doświadczyła – zaledwie przez chwilę, ale jednak. A potem wszystko poszło nie tak, chociaż dopiero teraz w pełni rozumiała dlaczego.
Wątpliwości pojawiły się w chwili, w której Damien z jeszcze większą łapczywością wpił się w jej usta. Poddała mu się, nie zastanawiając nad tym, że emocje poniosły ich akurat na schodach. Nie miała pojęcia jakim cudem był w stanie całować ją, trzymać w ramionach i jednocześnie z tak wielką swobodą wnosić na górę, ale nie była w stanie się na tym skupić. Zresztą czy to było ważne? Liczyła się wzajemna bliskość, jego dłonie na jej ciele i pragnienia, które narastały w niej już od jakiegoś czasu, choć do tej pory próbowała dusić je w sobie.
Gdyby los był łaskawszy, pewne rzeczy wydarzyłyby się już kilka tygodni wcześniej. Aż za dobrze pamiętała ten jeden, jedyny raz, kiedy to Damien wzbudził w niej lęk. Pamiętała, że wtedy też ich poniosło, a ona już nie zastanawiała się nad niczym, obojętna nawet na to, że zajmowała pokój w nieswoim domu, a gdzieś na dole kręciła się Shannon. Nie miało również znaczenia, że Damien tak po prostu wszedł oknem, nie pozostawiając jej innego wyboru, prócz porozmawiania z nim na tematy, od których zdecydowanie wolałaby trzymać się z daleka. Nie żeby później akurat rozmowy były im w głowie, ale…
Aż za dobrze pamiętała moment, w którym Licavoli odskoczył od niej jak oparzony, pierwszy raz przypominając jej dzikie, zdolne do zrobienia krzywdy zwierzę.
Fala gorąca rozeszła się po całym ciele Liz. Znów poczuła mrowienie w miejscu, gdzie na skórze miała te dziwne, wciąż niezrozumiałe dla niej symbole. Teraz rozumiała, że to naszyjnik, który wówczas nosiła, sprowokował Damiena, ale teraz… Dobry Boże, jak miał zareagować? Co prawda już raz widział te znaki, ale nie sądziła, by szok wywołany tym, że stanęła przed nim naga i mokra był dobrym gwarantem tego, że w normalnym wypadku reakcja nie byłaby inna. Wciąż nie wyobrażała sobie, że Damien mógłby zrobić jej krzywdę, ale…
Nie, tu nie było żadnych „ale”. Problem za to polegał na tym, że to nie kwestia zaufania była w tym wypadku kluczowa.
Jej myśli wirowały, pędząc do przodu i plącząc się ze sobą w sposób nad którym nie potrafiła zapanować. W gruncie rzeczy już nawet nie próbowała, w całkowicie bezwiedny, instynktowny sposób odwzajemniając każdą kolejną pieszczotę. Nie była w stanie się wycofać, choć rozsądek podpowiadał jej, że być może powinna. Gdyby była choć trochę bardziej rozważna, zrobiłaby bardzo wiele rzeczy, nieważne jak bezsensowna wydawałaby się perspektywa rozmowy w sytuacji, w której również Damien balansował gdzieś na granicy wytrzymałości. Mogła co najwyżej pozwolić mu się upić, ale co dobrego przyniosłoby to któremukolwiek z nich?
No i chciała tego. Te pragnienia niejako warunkowały wszystko inne.
Wszelakie myśli uleciały z jej głowy w chwili, w której Damien nieznacznie się zatoczył, wpadając na ścianę. Zdążyła zauważyć, że bezpiecznie dotarli do korytarza na piętrze, ale tym razem nie miała okazji podziwiać uroków opustoszałego domu. Westchnęła, kiedy pod plecami poczuła ścianę, a na gardle muśnięcie ciepłych warg. Choć bliskość ust Damiena sprawiła, że serce omal nie wyskoczyło jej z piersi ze zdenerwowania, Liz posłusznie odchyliła głowę, niemalże spodziewając się ugryzienia. Nie miała pojęcia dlaczego, ale poczuła się wręcz rozczarowana, kiedy to nie nastąpiło.
– Nie powinienem… – usłyszała tuż przy uchu.
Skwitowała te słowa poirytowanym prychnięciem, tym bardziej że nie miała pojęcia, czego mogłyby dotyczyć. Nie powinien? Gdyby się nad tym zastanowić, to krótkie stwierdzenie mogło odnosić się dosłownie do wszystkiego. Nie powinien wciągać jej w to wszystko, ratować, poświęcać mocy…
Nie powinien pozwolić sobie na to, żeby ją kochać.
Wyprostowała się niczym struna, z trudem przymuszając do spojrzenia Damienowi prosto w oczy. Była w stanie wyczuć jego bliskość, nie tylko fizyczną, ale również mentalną, choć nie była pewna jak i kiedy do tego doszło. Liczyło się, że w którymś momencie wszelakie bariery zniknęły, a ona poczuła bliskość chłopaka równie intensywnie, co i tamtego wieczoru w hotelu, kiedy ocknęła się w jego ramionach, świadoma co najwyżej tego, że coś diametralnie zmieniło się w łączącej ich relacji. To było jak nagłe olśnienie – przebłysk, którego potrzebowała, by w końcu zrozumieć, co powinna zrobić.
Uprzytomniła sobie, że odcięcie od Damiena było jednym z gorszych doświadczeń, jakie mógł jej zafundować. Dotychczas ignorowała to, że robił wszystko, byleby ukryć przed nią swoje emocje, zbytnio zafascynowana Miastem Nocy i wszystkim, co działo się wokół niej, ale kiedy przyszło co do czego… W chwili, w której bariery zniknęły, do Liz w pełni dotarło, że tęskniła. Nie sądziła, że to możliwe, skoro cały ten czas byli obok siebie, a jednak tak właśnie się czuła. Dopiero mogąc doświadczyć pełni więzi doszła do wniosku, że wszystko było takie, jak od samego początku być powinno. Pierwszy raz od chwili opuszczenia Seattle poczuła się pełna – i to pomimo tego, że do tej pory nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, że czegokolwiek jej brakowało.
Potrząsnęła głową, coraz bardziej oszołomiona. Nie rozumiała siebie, własnych emocji i pragnień, które stopniowo przysłaniały wszystko inne. Nie miała nawet pewności jak po tym wszystkim mogła wymagać czegoś więcej, a jednak…
I Damien również tego chciał. Była tego świadoma w równym stopniu, co i miłości, którą darzył ją od chwili, w której spotkali się po raz pierwszy. To było uczucie na które nie zasłużyła i z którego zarazem egoistycznie nie potrafiła zrezygnować.
Przez twarz nieśmiertelnego przemknął cień i to uprzytomniło Elizabeth, że doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co chodziło jej po głowie. Nie chciała znów zaczynać tego tematu, a tym bardziej wracać do wyrzutów sumienia, ale to okazało się silniejsze od niej. Damien z kolei czytał w niej jak w otwartej księdze, równie wprawnie co i ona w nim, zwłaszcza że żadne z nich nawet nie próbowało bronić się przed drugim. Te emocje tam były, stopniowo narastając, by po wszystkim nareszcie znaleźć ujście.
Nigdy więcej nie próbuj powtarzać, że na to nie zasłużyłaś, rozległo się w jej umyśle.
Nie miała nawet okazji, by zastanowić się nad pełnym sensem tych słów. Zanim zdążyła zrobić… cóż, w zasadzie cokolwiek, Damien znów bezceremonialnie ruszył się z miejsca. Liz wyrwał się nieco zduszony okrzyk, zwłaszcza że tym razem przemieścili się błyskawicznie – zdecydowanie zbyt szybko, by jej marne ludzkie zmysły uznały to za naturalne. Usłyszała skrzypnięcie drzwi, ale nie była w stanie sprawdzić do którego z pomieszczeń weszli. Wiedziała jedynie, że pod plecami nagle poczuła miękkość materaca, kiedy Damien ułożył ją na łóżku. Naparł na nią całym ciałem, pochylając na tyle, że była w stanie poczuć muśnięcie ciepłego oddechu na policzku.
W tamtej chwili mogła zrobić naprawdę wiele – w tym również zaprotestować i ukrócić wszystko zanim zabrnęliby zbyt daleko.
Nie zrobiła tego.
Zadrżała, kiedy znajome dłonie przesunęły się wzdłuż jej ciała, stopniowo schodząc coraz niżej. Lęk powrócił – przede wszystkim związany z tym, co mogłoby pójść nie tak – jednak Liz nie pozwoliła sobie na wątpliwości. Rozchyliła wargi i spojrzała na Damiena nagląco, z niejaką ulgą przyjmując to, że prawie natychmiast zareagował, na powrót wpijając się w jej usta. Pocałunku były gwałtowne, ale znajome, poza tym pomogły jej się rozluźnić. W tamtej chwili to nie strach przejmował nad nią kontrolę, ale pożądanie – coś, czego wciąż nie pojmowała, bezskutecznie próbując nauczyć się emocje, które dotychczas były jej obce. Te uczucia diametralnie różniły się od tych, które wyzwalali w niej znajomi ze szkoły. Kilka przelotnych, niezobowiązujących związków, których miała okazji doświadczyć, w niczym nie przypominało tego, co działo się między nią a Damien.
Jakby tego było mało, nigdy nie zabrnęła aż tak daleko. Kiedy na dodatek ciepłe dłonie wsunęły się pod jej koszulkę, muskając odsłonięte, nienaturalnie nagrzane ciało, Elizabeth zesztywniała. Oddech jeszcze bardziej jej przyśpieszył, a serce omal nie wyskoczyło z piersi, nagle tłukąc się tak gwałtownie, że ledwo była w stanie nad sobą zapanować.
Czy na pewno…?
Nie miała pewności czy ta myśl należała do niej, czy do Damiena. Sprawiła za to, że dziewczyna na ułamek sekundy zawahała się, by ostatecznie potrząsnąć głową. To nie miało znaczenia. Ona z kolei pragnęła wierzyć w to, że postępowała słusznie. Dobry Boże, przecież wiedziała, czego chciała, prawda?
Co nie zmieniało faktu, że nagle poczuła się niemalże jak zagubione, zupełnie niedoświadczone dziecko. Również ruchy Damiena stały się bardziej nieporadne, wręcz niezdarne, choć nie sądziła, że w przypadku kogoś takiego jak on to w ogóle możliwe. Z zaskoczeniem odkryła, że drżały mu dłonie, kiedy w końcu uporał się z jej bluzką. Odrzucił ją na bok, po czym zamarł, zresztą tak jak i wciąż leżąca pod nim dziewczyna. Puls Liz na ułamek sekundy zwolnił, nim jej serce na powrót podjęło szaleńczy bieg, uderzając mocno i coraz bardziej nierówno.
Więc leżała przed nim na wpół naga, w samym tyko staniku i z tymi nieszczęsnymi wzorami, które mogły doprowadzić do… dosłownie wszystkiego.
Cisza sprawiała, że dzwoniło jej w uszach. Ten stan doprowadzał ją do szału, choć robiła wszystko, byleby nie dać niczego po sobie poznać. Udawała opanowanie, choć rozsądek podpowiadał jej, że Damien najpewniej i tak wiedział swoje – w końcu łącząca ich więź nie dawała choćby cienia szansy na ukrycie tego, co działo się w jej wnętrzu. Jakiekolwiek tajemnice nie wchodziły w grę, zresztą dopiero co sama była gotowa zrobić wszystko, byleby tylko ich uniknąć.
Ucisk w gardle przybrał na sile. Czuła na sobie przenikliwe spojrzenie Damiena, w napięciu czekając na jakąkolwiek reakcję z jego strony. „Do cholery, powiedz coś!” – cisnęło jej się na usta, ale kiedy przyszło co do czego, Liz była w stanie co najwyżej milczeć i drżeć ze świadomością tego, że ją obserwował. Choć miała dostęp do jego umysłu i emocji, nie potrafiła skupić się na tyle, by spróbować je przeniknąć i uporządkować. W gruncie rzeczy nie chciała wiedzieć, podświadomie wciąż wyczekując momentu, w którym Damien zareaguje tak jak za pierwszym razem – z tym, że zamiast po prostu na nią patrzeć, w każdej chwili mógł rzucić jej się do gardła albo… po prostu stwierdzić, że wcale mu się nie podobała. Ta druga obawa była głupia i płytka, ale Liz i tak nie mogła się jej pozbyć.
A potem nieśmiertelny w końcu drgnął, nagle nachylając się w jej stronę – na tyle, że znów poczuła ciepły oddech na szyi.
– Jesteś przepiękna – usłyszała i coś w brzmieniu jego łagodnego, nienaturalnie zachrypniętego głosu sprawiło, że z miejsca mu uwierzyła. – A te tatuaże… Nie mam pojęcia, co o nich sądzić, ale pasują do ciebie.
Zawahała się, przez moment sama niepewna, w jaki sposób zareagować na te słowa. Była w stanie co najwyżej tkwić w bezruchu, spazmatycznie chwytać oddech i walczyć z mętlikiem w głowie. Co prawda po słowach Damiena kamień spadł jej z serca, ale to wciąż nie zmieniało najważniejszego. Nadal czuła się jak we śnie, oszołomiona i tak nieporadna jak tylko było to możliwe.
Wzdrygnęła się, czując muśnięcie znajomych warg na obojczyku. Symbole znów zaczęły mrowić, kiedy fala gorąca rozeszła się po całym jej ciele. Przez krótką chwilę płonęła, choć w zupełnie inny sposób niż ten, którego doświadczyła, kiedy Jason ją ukąsił. Tym razem czuła przede wszystkim przyjemność, nieznacznie tylko przytłumioną przez wciąż dające jej się we znaki wątpliwości.
– Damien – westchnęła, ale i tak nie była w stanie dokończyć.
Zamarła w bezruchu, pozwalając, by obsypywał jej ciało pocałunkami. Ciepłe wargi błądziły po jej ciele, zresztą jak i dłonie, zupełnie jakby Damien próbował nauczyć się jej ciała na pamięć. Czuła, że wodził spojrzeniem po wzorach na jej skórze, bynajmniej nie obrzydzony ich widokiem. Nie spoglądał na nią ani jak na kogoś, kto ją odpychał, ani tym bardziej w sposób, który sugerował, że musiał powstrzymywać się przed zrobieniem jej krzywdy. W gruncie rzeczy zarówno w jego spojrzeniu, jak i ruchach, Liz była w stanie doszukać się tylko jednego: miłości.
Poczuła pieczenie pod powiekami, ale nie pozwoliła sobie na płacz. W zamian w końcu się rozluźniła i – robiąc wszystko, byleby w końcu wziąć się w garść – z wolna uniosła dłonie, układając je na jego torsie. W pierwszym odruchu wyczuła opór, kiedy dała mu do zrozumienia, że ma się odsunąć, ale przynajmniej nie próbował protestować. Jego oczy na ułamek sekundy pociemniały, zaraz też otworzył usta, Liz jednak nie dała mu okazji na to, by się odezwał.
– Też chcę cię poznać – oznajmiła zdecydowanym tonem.
Głos nawet jej nie zadrżał, co przyjęła z ulgą. Mimo wszystko nie mogła pozbyć się wrażenia, że brzmiała inaczej, prawie jak ktoś obcy, choć nie była w stanie stwierdzić, co to tak naprawdę oznaczało.
Tyle że to również nie miało znaczenia.
Uśmiechnęła się blado, wyczuwając bijące od Damiena wątpliwości. Nie próbowała go dręczyć, w pośpiechu przesuwając dłonie na jego brzuch. Zaraz po tym sama drżącymi palcami spróbowała uporać się z jego koszulą. Uniósł brwi, wyraźnie zaskoczony, jakby zdążył zwątpić w to, że mogłaby oczekiwać tego samego jak on. Ostatecznie zniecierpliwionym ruchem sam się rozebrał, a Liz zamarła, pierwszy raz mogąc przyjrzeć się jego torsowi. Zabawne, skoro sam widziałeś mnie nago…, pomyślała, choć tak naprawdę nie miała już do niego pretensji o ten incydent z łazienką.
Nie poczuła nawet cienia zażenowania, gdy dotarło do niej, że jak urzeczona wpatrywała się w jego odsłonięte ciało. Wciąż nie była w stanie przywyknąć do nadnaturalnej urody nieśmiertelnych – tego, że byli… Cóż, idealni. Mogła się tego spodziewać, ale i tak na moment zamarła, kiedy przekonała się, że na pierwszy rzut oka szczupły Damien wcale nie był aż tak wątły jak mogłaby sądzić. W tamtej chwili aż nazbyt wyraźnie widziała rysujące się pod skórą mięśnie, napięte i drżące, jakby i on obawiał się, że mogłaby go odtrącić.
Dobry Boże, jakby to w ogóle było możliwe…
Wyciągnęła przed siebie rękę, z czułością muskając blady policzek. Damien natychmiast zacisnął palce wokół jej nadgarstka, składając po wewnętrznej stronie delikatny pocałunek. Jego czekoladowe oczy wydawały się lśnić tak intensywnie, że do głowy Liz po raz kolejny przyszło, że mógłby mieć gorączkę – zwłaszcza że tym razem nie mogła wyjaśnić tego stanu uzdrawiającą mocą.
– Jeśli chcesz, nie krępuj się – wyszeptała, nie dając sobie czasu na wątpliwości.
Spojrzał na nią dziwnie, wyraźnie zaskoczony. Dopiero gdy w znaczącym geście zacisnęła dłoń w pięść, w jego oczach pojawiło się zrozumienie. Raz jeszcze musnął wargami wrażliwą skórę na jej przegubie, dokładnie w miejscu, gdzie nie tak dawno temu wgryzła się Alessia. Na ustach Damiena pojawił się blady, bardzo niepewny uśmiech.
– Innym razem – obiecał, pocierając palcami wierzch jej dłoni. – Na dzisiaj straciłaś dość. Ja… W zupełności wystarczy mi to, że tutaj jesteś.
Otworzyła usta, ale coś w jego spojrzeniu uprzytomniło jej, że już podjął decyzję. Westchnęła, po czym chcąc nie chcąc odpuściła, bardziej podekscytowana tym, co sugerowały jego słowa – tym, że mógłby ją chcieć i to więcej niż ten jeden raz, który…
Jak możesz wciąż wątpić?
Rumieniec wstąpił na jej twarz, wydając się przeczyć temu, co Damien zdążył powiedzieć o utracie krwi. Liz jęknęła kiedy jego wargi znów odnalazły drogę do jej ust, zaraz też odwzajemniła pieszczotę. Rozchodzące się po ciele ciepło wróciło, podsycając pragnienia, którym bez chwili wahania zdecydowała się poddać. Instynktownie wygięła się w łuk, gdy tylko palce napierającego na nią mężczyzny wylądowały na zapięciu stanika. Serce zabiło jej mocniej, kiedy materiał ustąpił, ale nie próbowała protestować. Już widział ją nago, więc nie mogło być gorzej, prawda?
Mój Boże, co my robimy?, pomyślała w oszołomieniu, ale tak naprawdę nie oczekiwała odpowiedzi. Wręcz przeciwnie – z każdą kolejną sekundą utwierdzała się w przekonaniu, że to, co działo się między nimi, było właściwe.
I chciała tego, na dodatek równie mocno, co i Damien.
Na krótką chwilę ich spojrzenia się spotkały i uprzytomniła sobie, że doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co działo się w jej wnętrzu. Ich myśli i emocje wciąż mieszały się ze sobą, tak zgodne i podobne do siebie, że już nie była w stanie odróżnić jednych od drugich. Gdzieś w tym wszystkim wciąż były wątpliwości, ale te zeszły gdzieś na dalszy plan, nagle pozbawione jakiegokolwiek znaczenia. Wiedziała, że prędzej czy później mogło im przyjść tego pożałować, ale tamtej nocy to nie było ważne. Wystarczyło, że w oczach Damiena lśniła – i pragnęła lśnić dalej, niezależnie od możliwych konsekwencji. Liczyło się, że pragnęła go równie mocno, co i on jej, zdolna już tylko myśleć o tym, że byli jednością. Więź połączyła ich dusze w sposób, o którym niejeden śmiertelnik mógłby pomarzyć, a skoro tak… co tak naprawdę stało na przeszkodzie ciału?
Damien nie potrzebował niczego więcej. Ona również, nagle po prostu pewna tego, co chciała zrobić. Co prawda dłonie wciąż jej drżały, kiedy wróciła do prób pozbycia się jego ubrań, jednak nie była w stanie się tym przejąć. W którymś momencie całkiem przestała zastanawiać się nad kolejnymi ruchami, w zamian robiąc tylko to, co podpowiadał jej instynkt.
Właściwie nie zarejestrowała momentu, w którym ostatecznie wylądowała na pościeli całkiem naga, dokładnie jak wtedy w łazience. Ciemne oczy wodziły po całym jej ciele, a Liz po prostu na to pozwalała, nie czując potrzeby, by uciec z zasięgu przenikliwego wzroku albo przynajmniej czymś się okryć. Nie widziała takiej potrzeby, skoro całą sobą czuła, że dla Damiena była piękna. Patrzył na nią jak urzeczony, wydając się nie przejmować tym, że mogłaby być po prostu człowiekiem – nie olśniewająca wampirzycą czy hybrydą jak te, które otaczały go na każdym kroku.
Damienowi wystarczyła Elizabeth Evans – ta sama, która ściągnęła na jego rodzinę tak wiele cierpienia.
Ta sama, którą z jakiegoś powodu kochał od tak dawna.
Chcesz tego czy to po prostu wdzięczność?, odezwał się po raz ostatni cichy głosik w jej głowie. Tym razem się nie zawahała, tylko najzwyczajniej w świecie kazała mu się zamknąć. Dręczyła się tym pytaniem zdecydowanie zbyt długo, ale to już nie miało znaczenia. Nie, skoro w końcu wiedziała, nareszcie ze spokojem i pełną świadomością potrafiąc odpowiedzieć na powracające raz po raz pytanie. Zrozumiała już jakiś czas temu, teraz zaś w końcu mogła przypieczętować decyzję, którą ostatecznie zdecydowała się podjąć.
Poruszając się prawie jak we śnie, uniosła głowę, by spojrzeć Damienowi w oczy. Kolejny raz uderzyło ją to, że miał dostęp do jej umysłu, całym sobą chłonąc to, co działo się w jego wnętrzu. Jeszcze jakiś czas temu byłaby przerażona perspektywą dopuszczenia go do swojego największego dylematu, zwłaszcza w takiej chwili, ale w ostatnim czasie zmieniło się wszystko. W tamtym momencie po prostu wiedziała i postarała się o to, by on również był tego świadom.
Wybrała. I chciała więcej, bez chwili wahania decydując się przyjąć wszystko, co miał jej do zaoferowania.
W chwili, w której nareszcie stali się jednością – nawet mimo bólu i dyskomfortu, który niósł ze sobą pierwszy raz – Liz poczuła się po prostu szczęśliwa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa