14 stycznia 2019

Dwieście siedem

Alessia
Wieczór nadszedł o wiele szybciej, niż mogłaby podejrzewać. Wciąż czuła się dziwnie, w gruncie rzeczy sama niepewna, kiedy ostatnim razem przyszło jej przygotowywać się do uroczystości. Pomijając pogrzeb Allegry, gdzie chcąc nie chcąc musiała przejąć kontrolę, wspomnienie ostatniej ceremonii wydawało się dziwnie odległe i jakby nierzeczywiste. Nie mogła pozbyć się wrażenia, że tym razem wszystko miało być inne, choć zarazem nie mogła określić, skąd w ogóle brało się to uczucie.
Nie miała czasu, by porozmawiać z Isabeau. Co prawda ciotka pojawiła się na czas, żeby pomóc przy ostatnich przygotowaniach, ale poza kilkoma pośpiesznie wymienionymi zdaniami, nie znalazły chwili na nic więcej. Alessia wciąż była gotowa przysiąc, że wampirzyca nie okazywała prawdziwych emocji, nie pierwszy raz trzymając uczucia na wodzy, ale zdecydowała się tego nie komentować. Tak było bezpieczniej, zresztą gdy przyszło do konieczności przeniesienia się na plac w środku miasta, Ali również uprzytomniła sobie, że nie pałała aż takim entuzjazmem, jak to zdarzało się jej do tej pory. Przygnębienie wróciło, co prawda nie aż tak intensywne jak podczas pogrzebu, ale mimo wszystko obecne.
To uprzytomniło jej, że sama także potrzebowała oczyszczenia. Niechciane wspomnienia wciąż wracały, chociaż robiła wszystko, byleby trzymać je na dystans. Myśl o tym, że miałaby poprowadzić pierwszy rytuał od chwili śmierci Allegry, doprowadzała ją do szału, sprawiając, że w pewnym momencie naprawdę zapragnęła się wycofać. Z tym, że to przecież nie miało sensu. W ten sposób niczego by nie naprawiła, nie wspominając o tym, że zdecydowanie nie byłaby w stanie zadowolić jednej z kobiet, którą ceniła nade najbardziej na świecie. Isabeau i Allegra – te dwie znaczyły dla Alessi aż nazbyt wiele, zresztą tak jak i sama możliwość bycia kapłanką. Gdyby w żalu zdecydowała się wycofać…
Przechyliła głowę, pozwalając włosom opaść luźno na ramiona. Raz jeszcze przeczesała loki palcami, wciąż uważnie przypatrując się lustrzanemu odbiciu. Z przesadną wręcz uwagą wodziła spojrzeniem zarówno po rozpuszczonych włosach, jak i czarnej sukience, którą dostała od Isabeau. Ciotka nie powiedziała tego wprost, ale Alessia jakoś nie miała wątpliwości, że miała na sobie jeden z licznych stroi Allegry. Niejednokrotnie zachwycała się, kiedy ta podczas ceremonii bardziej niż zwykle przypominała uosobienie nocy. Na co dzień zachwycała jakby wyjętymi żywcem ze średniowiecza kreacjami, ale gdy w grę wchodziły obrzędy, matka Beau wydawała się jeszcze bardziej eteryczna i potężna. Jej córka zresztą również, jednak to nie wydało się Ali niczym dziwnym. Kobiety z tego rodu po prostu miały w sobie coś takiego, co pozwalało im zapadać w pamięć innych.
W pewnym sensie wierzyła, że to dotyczyło również jej. Tak czuła się za każdym razem, kiedy tańczyła, recytowała i napawała się wiążącą się z obrzędami atmosferą. Wtedy wszystko wydawało się być na swoim miejscu i nie miało znaczenia nawet to, że ktokolwiek ją obserwował. Wirując pośród kwiatów i kadzidełek, już nie obawiała się, że popełni głupi błąd. Wtedy mogła niemalże uwierzyć, że prezentowała się równie dobrze, co i Isabeau albo Allegra – istoty o wiele bardziej doświadczone i silne – a jednak…
A teraz jednej z nich nie było. To wciąż jawiło się Alessi jako coś nie do pojęcia.
Westchnęła, z trudem będąc w stanie ukryć przygnębienie. Spróbowała się uśmiechnąć, ale po własnym odbiciu wiedziała, że wyszło jej to – najdelikatniej rzecz ujmując – marnie. Z uporem wodziła wzrokiem po swoim ciele, przypatrując aksamitnie czarnemu, przylegającemu do jej ciała materiałowi. Sukienka była zwiewna, delikatna i łagodnie lśniła, wychwytując niemalże każde załamanie światła. Kiedy spojrzało się na nią pod odpowiednim kątem, kreacja przybierała granatowy odcień, a przynajmniej takie wrażenie odniosła Alessia. Zamrugała nieco nieprzytomnie, nagle dziwnie skołowana. Niczego już nie była pewna, z naciskiem na to, jak czuła się z perspektywą wyjścia na plac.
Z wolna uniosła dłoń do szyi, palcami pocierając cieniutki łańcuszek ze znajomą zawieszką. „Łza Allegry” idealnie wpasowała się we wcięcie dekoltu, tym wyraźniejsza dzięki sposobowi, w jaki odcinała się na tle czarnego materiału. W zasadzie sukienka aż nazbyt wyraźnie podkreślała bladość Alessi, a dziewczyna mimowolnie pomyślała, że wyglądała jak duch – albo światłocień, o którym kiedyś powiedział jej Lawrence. W milczeniu objęła się ramionami, próbując zrozumieć, dlaczego nagle zrobiło jej się zimno. Coś nieprzyjemnie ścisnęło ją w gardle, więc przełknęła, ale nawet to nie sprawiło, że poczuła się jakkolwiek lepiej. Jak długo przebywała z Arielem, mogła udawać, że wszystko było w porządku, ale teraz…
– Księżniczko?
Wzdrygnęła się, po czym pośpiesznie obejrzała na tkwiącą w progu pokoju Isabeau. Nie była zaskoczona, gdy przekonała się, że ciotka również nosiła się na czarno – nie w tak wyszukany, wrzucający się sposób jak Alessia, ale to nie było istotne. Beau nie potrzebowała żadnej wyjątkowej sukienki, by lśnić.
– Hm… Chyba jestem gotowa – zapewniła, próbując wykrzesać z siebie chociaż odrobinę entuzjazmu. – Chociaż to będzie dziwne. Nawet bardzo.
– To Nów. Po prostu Nów – przypomniała obojętnym tonem Isabeau. – Robimy to co miesiąc, więc… – Wzruszyła ramionami. Na jej ustach pojawił się blady uśmiech. – Kto jak kto, ale ty z pewnością sobie poradzisz, nawet po takim czasie.
– Nie boję się pomyłki – mruknęła, uciekając wzrokiem gdzieś w bok.
Usłyszała przeciągłe westchnienie, ale nie doczekała się odpowiedzi. Przynajmniej nie od razu, przez kilka kolejnych sekund świadoma wyłącznie przeciągającego się milczenia. Z tego wszystkiego omal nie przegapiła momentu, w którym Isabeau dosłownie zmaterializowała się tuż przed nią, po chwili bezceremonialnie zaciskając dłonie na jej ramionach.
– Życie tutaj toczy się stałym rytmem. To… cóż, przerażające, ale tak było zawsze. – Wampirzyca zacisnęła usta. – Moja śliczna Alessia…
Coś w jej słowach jedynie pogłębiło odczuwane przez dziewczynę wątpliwości. Beau wciąż wydawała się być myślami gdzieś daleko, jakby sama nie do końca świadoma tego, co robiła. Tak przynajmniej Ali odebrała zarówno to, co mówiła, jak i sposób, w jaki Isabeau nagle pogładziła ją po policzku – z czułością i w sposób, jakby miała przed sobą małą dziewczynkę. Nie przypominała sobie, kiedy doświadczyła tego po raz ostatni.
Zamknęła oczy, gdy ciepłe dłonie wylądowały na jej policzkach. Dopiero po chwili zdecydowała się spojrzeć ciotce w oczy – błękitne, niemalże srebrne, co zwłaszcza w jej przypadku robiło niepokojące wrażenie.
– Powinnyśmy iść, zanim się spóźnimy – stwierdziła Beau, pośpiesznie się wycofując.
– No, tak… Mogę cię o coś zapytać? – wyrwało się Alessi, zanim zdążyła ugryźć się w język.
W tamtej chwili sama nie była pewna, jak rozmawiać z Isabeau. Na pierwszy rzut oka wszystko było w porządku, przynajmniej teoretycznie, ale mimo wszystko…
A jednak kobieta nie wydawała się poirytowana jej słowami.
– O ile się streścisz – oznajmiła, krzyżując ramiona na piersiach. – Co prawda uważam, że efektowne spóźnienie dodaje kobiecie uroku, ale z uroczystościami to trochę inna bajka.
Alessia powstrzymywała się przed wywróceniem oczami. Przynajmniej takie rady brzmiały już bardziej jak coś, co mogłaby usłyszeć od Isabeau.
– Dlaczego sama nie poprowadzisz uroczystości? – zapytała wprost, nie chcąc dać sobie czasu na to, by się rozmyślić. – To znaczy… Rany, cieszę się, że mogę to zrobić, ale i tak zastanawiam, co się zmieniło. Wcześniej twierdziłaś, że sama sobie ze wszystkim poradzisz.
– Bo poradzę. – Brwi Isabeau powędrowały ku górze. – I dalej mogę to zrobić, jeśli nie czujesz się na siłach. Ale mam wrażenie, że to jeden z tych momentów, w których powinnam się wycofać.
– Ale…
Isabeau jęknęła. Z westchnieniem przeczesała włosy palcami, wyraźnie próbując zająć czymś ręce.
– Ostatnio nie jestem sobą. Słodka bogini, wiem o tym. – Potrząsnęła głową. – I wiem, co powiedziałam podczas ostatnich uroczystości. To nie tak, że mogłabym znów się zapędzić, ale uważam, że obie poczujemy się lepiej, jeśli to ty odprawisz obrzędy. Po pierwsze, jesteś kapłanką, Ali. Nie zapomniałam tego, a tym bardziej nie zamierzam umniejszać, że potrafisz równie wiele, co i ja. – Jakimś cudem udało jej się uśmiechnąć, tym razem szczerze. – Sama cię uczyłam.
– A po drugie? – drążyła, nie zamierzając pozwolić na zmianę tematu.
Oczy wampirzycy powędrowały ku górze w niemej prośbie o cierpliwość.
– A po drugie, sama stwierdziłaś, że będzie… inaczej – przypomniała usłużnie Isabeau; w ostatniej chwili zrezygnowała ze słowa „dziwnie”. – Więc niech tak się stanie. Zamiast skupiać się na tym, co się skończyło, pomyśl o tej nocy jak o nowym starcie. Nów to idealna okazja, zwłaszcza na pozbycie się żalu. Przynajmniej tyle podpowiada mi intuicja.
Tych kilka słów wystarczyło, żeby zamknąć jej usta. Co prawda wciąż miała wątpliwości, ale ton, z jakim zwracała się do niej Isabeau, w końcu wydał jej się na tyle charakterystyczny dla ciotki, by zdołała się rozluźnić. Jakby tego było mało, kiedy w grę wchodziła intuicja, niejako wszystko stawało się jasne. Tak przynajmniej było w przypadku Alessi, zwłaszcza że już dawno nauczyła się ufać decyzjom ciotki.
– Coś nowego… Powiedzmy, że rozumiem.
Nie miała pewności, czy tak było. Z drugiej strony, naprawdę czuła się lepiej, nawet jeśli myśl o nadchodzących uroczystościach wciąż wzbudzała w niej całą mieszankę bliżej nieokreślonych emocji. Bez Allegry czy choćby Lucasa, który jak zwykle wprowadziłby w nastrój wszystkich obecnych, to nie było to samo, ale…
– To świetnie, bo już jesteśmy spóźnione. – Isabeau jak gdyby nigdy nic odwróciła się do niej plecami. – Na mnie nikt nie zwróci uwagi, no ale ty…
Prychnęła, po czym w panice spojrzała na wiszący na ścianie zegar. Momentalnie zapragnęła na kogoś warknąć, gdy przekonała się, że do rozpoczęcia wciąż pozostał dobry kwadrans – wystarczająco długo, by zdołała dobiec na miejsce i nie wypluć po drodze płuc.
Usłyszała parsknięcie i to wystarczyło, by doszła do wniosku, że Beau dobrze bawiła się jej kosztem. Przez moment miała ochotę w dziecinnym odruchu pokazać wampirzycy język, ale ostatecznie nie zrobiła tego, w zamian szybkim krokiem ruszając za oddalająca się kobietą. Już nie miała czasu na dalsze zadręczanie, zresztą nie mogła zaprzeczyć, że rozmowa pomogła jej poczuć się lepiej. Nawet jeśli niczego nie zmieniała, wiara w początek, o którym mówiła Beau, niosła ze sobą dziwne ukojenie. Może wszystko zależało od nastawienia, ale powody w gruncie rzeczy wydały się Ali nieistotne.
Kątem oka zauważyła książkę, którą przyniósł Rufus i którą miała przekazać Isabeau, ale chcąc nie chcąc zdecydowała się ją zignorować. Po uroczystościach, zadecydowała, szybkim krokiem dopadając do wyjścia.
Stukając obcasami, wypadła na korytarz, starannie zamykając za sobą drzwi.

To nie był pierwszy raz, gdy stanęła przed perspektywą publicznego występu. Również pokaźnych rozmiarów tłumek, który zauważyła jeszcze przed dotarciem do przygotowanego, starannie udekorowanego ołtarzyka, nie zaskoczyło jej jakoś szczególnie. Miasto Nocy żyło, a gdy w grę wchodziła ceremonia z okazji Nowiu, w jednym miejscu zbierali się wszyscy – nie tylko wampiry, ale również ludzie, wilkołaki i zmiennokształtni. W takich chwilach wręcz zadziwiała ją harmonia, która mimo wszystko występowała w tym miejscu. Tych kilka ras potrafiło ze sobą współegzystować, choć czasami wydawało się to wręcz nieprawdopodobne.
Nerwowym gestem wygładziła sukienkę, choć tak naprawdę nie miała czego poprawiać w swoim wyglądzie. Nie żeby była w stanie albo w ogóle się tym przejmowała. Wiedziała, że stres jak zwykle zniknie, gdy tylko pierwsze dźwięki znajomej melodii dadzą jej znać, że powinna zaczynać. Wierzyła, że wtedy ostatecznie się rozluźni, skupiona przede wszystkim na tym, co przecież tak dobrze znała – tańcu i wypowiadaniu pocieszających słów, które zwykle przychodziły jej tak naturalnie, że już nie musiała przygotowywać się do rytuału. Przez najbliższe pół godziny wszyscy mieli skupiać się wyłącznie na niej, jej ruchach i głosie, może nawet równie oczarowani, co i ona, gdy w takiej sytuacji przypatrywała się Isabeau.
Tak, to wszystko było znajome. I o wiele mniej stresujące, aniżeli improwizowanie podczas pogrzebu.
Mimo wszystko zaczynała żałować, że ceremonia nie odbywała się na klifie. Aura świątyni i bliskość obmywającej skały wody, zwykle działały na nią kojąco. Sęk w tym, że Nów od zawsze organizowali w środku miasta, nie tylko przez wzgląd na liczebność uczestników. Alessia wiedziała, że tym razem chodziło też o bezpieczeństwo. W końcu co złego mogło się wydarzyć w całym centrum, przy wszystkich mieszkańcach? Sądziła, że tylko szaleniec spróbowałby zaatakować tak pokaźną grupę.
Bez pośpiechu wyszła na sam środek, by raz jeszcze sprawdzić, czy wszystko było na swoim miejscu. Dookoła panował chaos, choć zorientowała się, że rozmowy nieco ucichły wraz z jej pojawieniem się. Uśmiechnęła się, po czym z zaciekawieniem powiodła wzrokiem dookoła, szukając znajomych twarzy. Isabeau dostrzegła niemalże od razu, zresztą tak jak i Dimitra. Rozmawiali o czymś cicho, spoglądając przy tym na siebie w sposób, który sprawił, że Alessia momentalnie zapragnęła odwrócić wzrok. Och, na litość bogini, musicie, prawda?, pomyślała z przekąsem, a chwilę później poczuła na sobie wymowne spojrzenie ciotki. Wampirzyca wysunęła kły, uśmiechając się w nieco złośliwy, ale dość sympatyczny sposób.
Gdzieś w tłumie mignęły jej rude, przyciągające wzrok włosy Hayley, ale przyjaciółka zniknęła w pośród innych zebranych, zanim Ali zdołała się na niej skoncentrować. Mimo wszystko poczuła się pewniej, jakoś nie mając wątpliwości, że dziewczynie musieli towarzyszyć Quinn i Zoe. Wiedziała, że znajomych musiało być więcej – czy to ciekawych, czy po prostu chcących ją wesprzeć. Nigdzie nie widziała Rufusa, ale nie była tym zaskoczona; nawet jeśli zamierzał się pojawić, pewnie jak zwykle miał w planach biernie obserwować z boku. Zresztą tak naprawdę zależało jej na widoku jednej osoby, a konkretnie…
– Ali!
Głos Ariela doszedł do niej jakby z oddali, ale i tak zdołała go zauważyć. Nie była zaskoczona odkryciem, że przedarł się prawie pod sam ołtarzyk, chociaż skupiona na wodzeniu wzrokiem na prawo i lewo, nie zarejestrowała momentu, w którym znalazł się w zasięgu jej spojrzenia. Zauważyła, że jego oczy zabłysły i rozszerzyły się nieznacznie, gdy zdołał jej się przyjrzeć. Nie mogła powstrzymać się od uśmiechu, rozbawiona w równym stopniu, co i w dniu, w którym jednak jej uległ, gdy stanęła przed nim na wpół naga, jedynie w bieliźnie od Alice.
Och, jeśli wszystko miało dobrze pójść, wciąż miała nadzieję to powtórzyć. Tęskniła za nim, a skoro powinni ruszyć dalej…
W pośpiechu odrzuciła od siebie te myśli. Początek uroczystości zdecydowanie nie był najlepszym pomysłem na rozważanie pewnych kwestii – a już zwłaszcza takich. Gdy na dodatek podchwyciła wymowne spojrzenie Riddley’a który jak gdyby nigdy nic stanął koło brata, krzyżując ramiona na piersi i znacząco unosząc brwi, tym szybciej zapragnęła skupić się na tym, co najważniejsze.
– Możemy zaczynać? – zapytała cicho, wycofując się i podchodząc do jednej z ludzkich kobiet, które regularnie pomagały Allegrze w świątyni.
Nie miała pewności, jak miała na imię śmiertelniczka, do której zdecydowała się zwrócić. Wiedziała jedynie, że ciemnowłosa kobieta w średnim wieku miała w sobie coś, co z miejsca wzbudzało zaufanie. I ładnie się uśmiechała, w najmniejszym wypadku nie sprawiając wrażenia kogoś speszonego bliskością nieśmiertelnego.
– Oczywiście, panienko.
Jęknęła w duchu. To była jedna z tych kwestii, których nie znosiła, nawet mimo świadomości, że wszyscy wokół darzyli kapłanki szacunkiem.
– Alessia – poprawiła machinalnie. – Wystarczy Alessia.
Kobieta skinęła głową, wciąż się uśmiechając. Ali odprowadziła ją wzrokiem, nie mając czasu zastanawiać się, czy zamierzała dostosować się do jej prośby. Dopiero musiała przywyknąć do zmian, które zaszły w świątyni, kiedy to Allegra pozostawała główną kapłanką. Sporadyczne pomaganie nie było tym samym, co przejęcie wszystkich obowiązków, ale nie chciała się nad tym zastanawiać. W gruncie rzeczy wiedziała przecież, że kiedyś do tego dojdzie, choć zdecydowanie nie chciała, stało się to akurat w takich okolicznościach.
Wszelakie myśli uleciały z jej głowy w chwili, w której w końcu usłyszała muzykę – łagodną, celtycką melodię, którą osobiście wybrała, kiedy Isabeau dała jej wolną rękę. Nie wątpiła, że gdyby Pavarotti byli w mieście, Lucas jak nic zachwyciłby ją jakimś idealnie wpasowującym się w klimat wierszem. Kto jak kto, ale on zdecydowanie miał nie tylko talent, ale przede wszystkim wyczucie. Niestety, tym razem musiała zadowolić się wyłącznie melodią, ale niosąca ze sobą emocje muzyka skutecznie jej to wynagrodziła. W jednej chwili cały świat skurczył się właśnie do tego: ozdobionego kwiatami ołtarzyka, rozpraszających mrok świec i harmonijnych dźwięków, którym poddała się bez chwili wahania.
Kiedy była młodsza, zawsze zachwycały ją płynne ruchy Isabeau, zwłaszcza że wampirzyca dodatkowo igrała z posłuszną wampirom takim jak ona nocą. Wtedy Alessia nie wyobrażała sobie, że mogłaby się tego nauczyć – tej pewności siebie i delikatnych, współgrających z muzyką ruchów – ale z czasem przekonała się, że to było prostsze, niż się wydawało. Gdy w grę wchodziła muzyka, wszystko stawało się łatwiejsze. Poddała się melodii, pozwalając jej się poddać, tak jak i napierającego ze wszystkich stron mrokowi. Dla lepszego efektu zamknęła oczy, ani przez moment nie zastanawiając nad tym, że ktoś ją obserwował – dziesiątki osób, z których części nawet nie znała. To nie było ważne, skoro wiedziała, co robić. Choć przez moment czuła się pewna siebie i silna, dokładnie jak ktoś, kto mógłby służyć Selene.
Uśmiechnęła się na samą myśl. Wszelakie wątpliwości zniknęły, gdy z wolna zaczęła poruszać się wokół ołtarza, wyczekując momentu, w którym powinna się odezwać. Dopiero wtedy zaczęła szukać odpowiednich słów, ale nie czuła się z tego powodu jakkolwiek zmieszana. Wiedziała, że kiedy nadejdzie odpowiedni moment, po prostu je znajdzie – będzie wiedziała, co powiedzieć, by zatrzeć nieprzyjemne wrażenie ostatnich wydarzeń. Wszystko zależy od nastawienia, pomyślała po raz wtóry i tym razem w to uwierzyła.
Tak było. A ona miała szansę umocnić tę wiarę w innych.
Jej spojrzenie samoistnie powędrowało w kierunku Ariela. Przekonała się, że przypatrywał jej się w jeszcze bardziej przenikliwy, zafascynowany sposób niż wcześniej. W tamtej chwili nawet obecność i wymowne uśmiechy Riddley’a, przestały go peszyć. Spoglądał wyłącznie na nią, zupełnie jakby z jego perspektywy to właśnie ona stała się całym jego światem. Alessia z trudem powstrzymała się od podejścia do niego i zatańczenia wyłącznie z myślą o nim. Nie dziwiło jej, że Isabeau z taką lekkością przychodziło flirtowanie z Dimitrem, nawet gdy sytuacja niekoniecznie temu sprzyjała. Zresztą dlaczego miałaby się przed czymkolwiek wahać, skoro liczyła się miłość?
Tylko miłość – w tym również ta, którą darzyła ją Allegra.
Zatrzymała się tuż obok ołtarza. Płomienie świec rzucały łagodny blask, przy okazji wprawiając jej sukienkę w lśnienie. Alessia bez pośpiechu wyciągnęła ręce, by z największą ostrożnością ująć kwiatowy wianek, któremu poświeciła tyle czasu. Z wolna uniosła go, ale nie założyła na głowę, w zamian w końcu zwracając się do tłumu. Pewnie uniosła głowę i – wciąż się uśmiechając, na dodatek w nader szczery i lekki sposób – zdecydowała się odezwać:
– Ktoś dla mnie ważny przypomniał mi dzisiaj, że nów oznacza początek – zaczęła jak gdyby nigdy nic, a jej spojrzenie momentalnie powędrowało ku Isabeau. Nie musiała podnosić głosu, by skupić na sobie uwagę zebranych. – To nie jest pierwsza ceremonia Nowiu, w której uczestniczę i którą przyszło mi poprowadzić, ale chyba nigdy nie rozumiałam tego aż tak dobrze. Początki to również zakończenia, ale tej nocy chciałabym skoncentrować się przede wszystkim na tych pierwszych. Zbyt wiele przykrych wydarzeń miało miejsce w ostatnim czasie, ale bogini wciąż jest łaskawa w tym, co robi. A ja wierzę, że wkrótce zacznie się coś nowego i dobrego zarazem.
Pozwoliła tym słowom rozbrzmieć, dziwnie podekscytowana i usatysfakcjonowana tym, w jaki sposób ujęła sprawy. Wciąż mogła to zrobić lepiej, ale…
A potem ciszę przerwał cichy świst. W chwili, w której pierwsze martwe ciało osunęło się na ziemię, wszystko poszło nie tak.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa