Charon
Pogrzebacz z brzdękiem
upadł na podłogę. Charon bez pośpiechu otarł dłonie o spodnie, po czym z obrzydzeniem
spojrzał na nieruchome ciało. Kiedy wyczuł intruza, początkowo żałował, że nie
zabrał ze sobą kuszy, ale teraz sądził, że tak było dużo ciekawiej. Nadal
żałośnie prosto, ale jednak ciekawiej.
Skrzywił
się, gdy jego zmysły chcąc nie chcąc skupiły się na rozdzierającym szlochu.
Ludzkie szczenię wyło jakby ktoś obdzierał je ze skóry, a przecież nie
działo się nic wartego uwagi. Charon miał ochotę dać tej małej prawdziwe powody
do płaczu, ale dobrze wiedział, że nie miał na to czasu. Pojawienie się
wampirzyca, którą kilkoma sprawnymi ruchami niemalże rozsmarował na podłodze,
mogło o niczym nie świadczyć, zwłaszcza jeśli tu mieszkała i niańczyła
dzieciaka, ale nie zamierzał ryzykować. Zwłaszcza że poza charakterystycznym
dla wampirów zapachem pożogi, wyczuł jeszcze jeden – należący do jednego z jego
pobratymców i nazbyt znajomy.
A to
ciekawe. Ariel żył, a przynajmniej istniała taka szansa, skoro ta
wampirzyca była umazana jego krwią. Nie sądził, by miała ochotę pożywić się
akurat przy pomocy dziecka księżyca, więc wnioski nasuwały się same. Co prawda
to wciąż była zaledwie jedna z wielu możliwości, których nie mógł z całą
pewnością potwierdzić, ale przez minione wieki Charon nauczył się jednego:
lepiej dmuchać na zimne. Czarne scenariusze zawsze lubiły się sprawdzać,
zwłaszcza gdy wrogowie okazywali się zbyt uparci, żeby umrzeć.
Uśmiechnął
się pod nosem. W tamtej chwili nie było ważne, czy udało mu się zabić
Ariela, królową albo leżącą na podłodze wampirzycę. Raz jeszcze spojrzał na
nieruchome ciało, mimochodem zauważając, że i tak nieźle ją załatwił. Co
prawda wiedział, że efekt nie będzie trwały – niestety, pogrzebać nie był
srebrny – ale wilkołak i tak poczuł satysfakcję. Na razie musiało
wystarczyć.
Uniósł
brwi, kiedy szlochające dziecko odważyło się ruszyć z miejsca i przebiec
tuż obok niego, by dopaść do matki. Usłyszał, że jej oddech przyspieszył,
zresztą jak i zbyt szybko trzepoczące się w piersi serce. Osunęła się
na kolana, lądując w kałuży krwi, ale nic nie wskazywało na to, by to
zauważyła. Rozszerzonym, załzawionymi oczyma wpatrywał się w coś, co
przypominało raczej krwawą masę, aniżeli prawdziwą osobę. Znów zaczęła płakać,
ale razem Charon uznał to za całkiem znośny dźwięk.
Z
powątpiewaniem spojrzał na szczenię. Zastanawiał się, jakby zareagowała, gdyby
na jej oczach wydarł serce z jej piersi i podarował ot tak na
pamiątkę. Hej, to i tak byłoby ustępstwem z jego strony! Mało kiedy
bywał aż tak łaskawy, o przychodzeniu do kogokolwiek z sercem na
dłoni nie wspominając.
Gdyby
przynajmniej miał na to czas…
– Mamusiu…?
Coś w jej
głosie, zwłaszcza pobrzmiewającym żalu, niezmiennie kusiło go, by posunąć się o krok
dalej, ale zdołał się powstrzymać. Miał zbyt wiele do zrobienia, a o wiele
ważniejsze zadanie wciąż czekało na niego w podziemiach. Nie pierwszy raz
musiał odłożyć przyjemności na później, w zamian koncentrując się na
działaniu. To wydawało się sensowne, zwłaszcza że pierwszy raz od dawna był tak
bliski celu. Co więcej czuł, że ta mała wampirka, od której oczekiwał odpowiedzi,
mimo wszystko nie mówiła mu wszystkiego. Teraz zamierzał zrobić wszystko,
byleby dowiedzieć się, co przemilczała. Nawet jeśli się mylił, dręczenie jej wciąż
sprawiało mu więcej przyjemności niż zajmowanie zaryczaną, skuloną u boku
matki gówniarą.
Zostawił zapłakane
dziecko, dochodząc do wniosku, że nawet gdyby dziewczynka uciekła, niczego by
nie zdziałała. Nie sądził również, by wampirzyca, którą z taką łatwością
załatwił, w najbliższym czasie doszła do siebie. I tak nie zamierzał ryzykować,
w planach mając jak najszybsze dokończenie rozmowy ze swoim uroczym
gościem i natychmiastową ewakuację.
Dom, który
obrał sobie za cel, przypadł mu do gustu pod wieloma względami. Oddalony od
miasta i na pierwszy rzut oka niedostępny, wyglądał na idealną kryjówkę. Jakby
tego było mało, Charon dowiedział się o nim dość, by przebywanie w tym
miejscu sprawiało mu przyjemność. Zdążył zagłębić się w historię właścicielu
wystarczająco, by dostrzegać w aktualnej sytuacji ironię losu. W miejscu,
które stworzono z myślą o dręczeniu takich jak on, teraz sam
przesłuchiwał krwiopijcę. To było trochę tak, jakby śmiał się Devile’om w twarz
i ta wizja bardzo mu się podobała.
Mniej
satysfakcjonujące okazało się wyposażenie dawnych cel, bo poza łańcuchami, nie
znalazł niczego, co uznałby za praktyczne. Może i nie powinien spodziewać się
wyszukanej broni czy narzędzi w domu, który ostatecznie posłużył za
schronienie samotnej matki z dzieckiem, ale i tak poczuł się
rozczarowany. Musiał improwizować, a to nie było mu na rękę. Zbyt wiele
rzeczy mogło pójść nie tak, a na to nie mógł sobie pozwolić. Za daleko
zaszedł, by teraz pozwolić sobie na popełnienie głupich błędów.
Zdążył
rozeznać się w układzie budynku na tyle, by bez problemu dotrzeć do
kuchni. Powiódł wzrokiem dookoła, po czym – gwiżdżąc jakaś przesadnie wesołą
melodię, zaczął rozsuwać kolejne szuflady. Już w trzeciej z kolei
znalazł dokładnie to, czego szukał – długi, dobrze zaostrzony nóż, którego jak
nic używano do czegoś więcej, niż tylko smarowania chleba masłem. Cóż, Charon na
pewno miał znaleźć dla niego dobre zastosowanie, choć i w tym
przypadku żałował, że ostrze nie było srebrne. Wtedy nie tylko mógłby zostawić
po sobie kolejne pamiątki, ale efekt byłby bardziej imponujący – o ile nie
zabójczy.
Bez
pośpiechu obracając nóż w dłoniach, wrócił do podziemi. W przedsionku
wciąż słyszał szloch, ale uznał to za dobry znak – swoiste potwierdzenie, że ta
mała nie zrobiła niczego głupiego, w zamian wciąż załamując ręce nad
matką. Jej zachowanie w równym stopniu go bawiło, co i przede
wszystkim sprawiało w zażenowanie. Kolejny raz miał idealny dowód na to,
do czego tak naprawdę prowadziły uczucia. Nie chodziło tylko o dziecko, bo
te z natury były głupie, ale przede wszystkim wampirzycę – nawet nie
biologiczną matkę. Nie potrzebował szczególnego wysiłku, by kobietę zwieść i doprowadzić
do tego, by popełniła głupi błąd. W innym wypadku może miałaby szansę
wytrwać dłużej albo uciec, co mocno skomplikowałoby plany Charona, ale skoro
tak…
Och, może później
miał uświadomić to szczeniakowi – że stan kochanej mamusi był tylko i wyłącznie
jej zasługą.
– Chloe…
Gdzie jest Chloe?! – usłyszał od progu, ledwo tylko popchnął drzwi celi.
Uniósł
brwi, skutecznie wyrwany z zamyślenia. Kapłanka znów zaczynała się rzucać,
sprawiając wrażenie chętnej, by zacząć wyklinać na czym świat stoi. Charon uśmiechnął
się pod nosem, nie mogąc się powstrzymać. Bawiła go, tym bardziej że doskonale
wiedział, że była przerażona. Z jednej strony drżała pod jego dotykiem,
kuliła się i z trudem mówiła, gdy wyczuwała, że znów mógłby stracić
równowagę, ale kiedy przychodziło co do czego…
Mimo
wszystko doceniał butność u kobiet. Wtedy było ciekawiej, a on w ostatnim
czasie narzekał na brak rozrywek. Ostatnie walki i to, jak niewiele
wysiłku włożył w to, by dorwać się do dziewczyny, mówiło samo za siebie.
Nie
zareagował na wyrzucane przez dziewczynę słowa. Przybierając neutralny wyraz twarzy,
bez pośpiechu pokonał dzielący go od jego ofiary dystans, zatrzymując się tuż
przed skrępowaną, drżącą dziewczyną. To nie był pierwszy raz, gdy miał do
czynienia z bezbronną kobietą, choć ta przynajmniej wciąż udawała, że
miała cos do powiedzenia. Sęk w tym, że pod wieloma względami wszystkie
były do siebie podobne, jeśli nie takie same – kruche, naiwne i… łatwe do złamania.
Tą tutaj od
samego początku manipulował z taką łatwością, że to okazało się wręcz
rozczarowujące. Nie miał wątpliwości, że uwierzyła mu, kiedy wspomniał o losie
królowej. Może i robiła wszystko, byleby odrzucić od siebie tę świadomość,
ale Charon i tak wiedział swoje – w tym to, że zasiał w niej
wątpliwości. Spływające po policzkach łzy mówiły same za siebie, choć Alessia
naturalnie robiła wszystko, by nad sobą zapanować.
W tamtej
chwili jednak w najmniejszym stopniu nie przypominała kogoś, kto
kontrolował emocje. Zapłakana i drżąca, miotała się na tyle, na ile
pozwalały jej skrępowane nadgarstki. Widział krew na jej skórze i łzy na
policzkach; miejscami mieszały się ze sobą, zwłaszcza na twarzy, bo mimo
wszystko zdążył ją uszkodzić, kiedy puściły mu nerwy. Szrama pozostawiona przez
bełt, który zadrasnął ją, kiedy Charon zdecydował się upolować śmiertelniczkę
na placu, otworzyła się i znów krwawiła, choć nie aż tak obficie jak na
początku.
Jakkolwiek
by nie było, dziewczyna wyglądała zadziwiająco dobrze. Chociaż chwiała się na
nogach, miała w sobie coś, co przyciągało wzrok. Lśniła, dokładnie jak na
kapłankę przystało, choć Charon nadal podtrzymywał to, co powiedział jej
wcześniej – wampirze geny, którymi dysponowała, przekreślały ją w jego
oczach. Z drugiej strony, może powinien zacząć się przyzwyczajać, tym
bardziej że wpadł na trop, którego tyle czasu szukał. Jego kochany kwiatuszek
się zmienił i to dość znacząco, a skoro tak…
Och, czekał
na to od wieków. Zdecydowanie zbyt długo.
– Nie mam
pojęcia, o kim mówisz – stwierdził obojętnym tonem, w końcu decydując
zareagować na powtarzające się pytanie Alessi. – W końcu jesteśmy tutaj
tylko my.
Jeszcze
kiedy mówił, przesunął się bliżej niej, wciąż uważnie przypatrując bladej
twarzy i spływającym łzom. Podejrzewał, że gdyby nie łańcuchy, jak nic by
się na niego rzuciła, ale naturalnie nie miała na co liczyć. Gniew dodał jej
energii, przy okazji sprawiając, że zarumieniła się rozkosznie. Co prawda
srebro robiło swoje, sukcesywnie wysysając z dziewczyny siłę, ale choć
przez moment wyglądała na kogoś, kto miałby szansę z nim zawalczyć – choć
przez chwilę, a to już przecież coś.
Uśmiechnął
się chłodno, niemalże pobłażliwie. Widział jak wodziła wzrokiem po całej jego
sylwetce, zwracając uwagę przede wszystkim na ślady krwi. Stał spokojnie,
pozwalając jej na to i niemalże słysząc, jak w myślach wciąż krzyczy,
wyklina, a ostatecznie zamiera w oszołomieniu, gdy w końcu wyciągnęła
wnioski. Mógł tylko zgadywać, co takiego stwierdziła, ale i tak mu się to
podobało, zresztą jak i zmiana w sposobie, w jaki oddychała.
Nagle zaczęła spazmatycznie chwytać powietrze, znów bliska płaczu i wyraźnie
przerażona.
– Nie…
Powstrzymał
się od prychnięcia. Jeśli wierzyła, że zabił dziecko, tym lepiej. W końcu
był w stanie to zrobić, ale tym zamierzał zająć się później. O ile
los wciąż miał być dla niego na tyle łaskawy, by zagwarantować mu dość czasu na
to, żeby porządnie posprzątać.
W tamtej
chwili liczyła się przede wszystkim przykuta dziewczyna i to, czego od
niej oczekiwał. Zszokowana czy nie, wciąż była mu potrzebna. Trop nie bez
powodu przywiódł go aż do Miasta Nocy, pojawiając się dosłownie na chwilę po
tym, jak spotkał w Lille tę dziewczynę. Claudia w końcu popełniła
błąd i choć Charon nie miał pojęcia, w jaki sposób była powiązana z tym
miejscem albo Alessią, nie dbał o to. Liczyło się, że w końcu miał
szansę dostać to, czego oczekiwał.
Wciąż nie
do końca rozumiał znaczenie śladu, za którym podążał. Zanim wyraźnie poczuł obecność
Claudii i jej mocy, wychwycił ślad kolejno w Lille, a później
właśnie tutaj. To mówiło samo za siebie, a przynajmniej w to wierzył,
nie będąc w stanie znaleźć innej zależności. Co prawda obecność kobiety
nie była aż tak wyraźna jak mógłby tego oczekiwać, ale pal to licho. W zasadzie
Charon czuł się trochę tak, jakby podążał za zanikającym cieniem, ale czy to
było takie złe? Ważne, że po takim czasie w końcu wiedział, gdzie się
udać.
Cóż,
przynajmniej teoretycznie.
Po raz
wtóry zmierzył Alessię wzrokiem, z trudem będąc w stanie ukryć
rozczarowanie. Towarzyszyło mu od jakiegoś czasu, zresztą jak i powracająca
wciąż myśl, której główne założenie tak czy siak sprowadzało się do tego, że
mógłby źle trafić. Może jednak nie chodziło o tę dziewczynę. Coś mu umykało
– może ktoś – ale nie zamierzał się nad tym zastanawiać. Kapłanka była jakoś w to
zamieszana, poza tym znała Claudię, a to mówiło samo za siebie.
– Skurwiel!
– doszedł go jej przytłumiony, coraz trudniejszy do zrozumienia głos. Płakała,
rzucała się i najwyraźniej robiła wszystko, by zacząć konkurować ze
smarkulą na górze. – Ty…!
Charon
wywrócił oczami. Słyszał w całej swojej egzystencji bardziej wyszukane
określenia.
Wciąż ignorując
krzyki dziewczyny, nachylił się w jej stronę. Nie od razu zwróciła na to
uwagę, może pomijając to, że instynktownie spróbowała się odsunąć, znów kuląc
pod ścianą. Nie miała szansy na ucieczkę, o czym doskonale wiedziała, ale i tak
robiła swoje. To mogłoby być całkiem zabawne, gdyby zarazem tak go nie frustrowało.
Zresztą i tak nie mieli czasu na zabawę.
Teoretycznie.
Dziewczyna
zesztywniała i zamilkła, gdy w końcu zwróciła uwagę na to, co wciąż
trzymał w dłoniach. W gruncie rzeczy zauważyła nóż tylko dlatego, że
jakby od niechcenia przesunął wierzchem ostrza po jej policzku – nie na tyle mocno,
by rozciąć skórę, ale jednak dość pewnie, by to poczuła. Zamarła, a jej
oczy jak na zawołanie rozszerzyły się w geście niedowierzania. Cisza,
która momentalnie zapanowała w pomieszczeniu, okazała się wręcz
błogosławieństwem.
– Ty… – spróbowała
raz jeszcze, ale o wiele mniej butnie.
Jednak jesteś nudna, westchnął w duchu.
Wciąż dociskał ostrze do jej skóry, jakby od niechcenia kreśląc na niej bliżej nieokreślone
wzory.
– Masz mi coś
jeszcze do powiedzenia?
Milczała,
ale niczego innego się nie spodziewał. Wyraźnie słyszał tłukące się w jej
piersi serce, w tamtej chwili pracujące tak mocno i szybko, że pewnie
nawet jako człowiek byłby w stanie je usłyszeć. Charon wciąż stał
niebezpiecznie blisko chwiejącej się na nogach nieśmiertelnej, korzystając z tego,
że nie była w stanie się ruszyć. Nie pozostawił jej zbyt wiele miejsca, wciąż
napierając nań całym ciałem – i to na tyle gwałtownie, że był w stanie
wyczuć zarówno bijące od jej ciała ciepło, jak i to, że zaczęła niespokojnie
drżeć. To jedynie utwierdziło go w przekonaniu, że nie powinien przestawać.
Przesunął
nóż niżej, tym razem przyciskając go bezpośrednio do jej gardła. Na chwilę
przestała oddychać, momentalnie wytrącona z równowagi.
– Więc? –
ponaglił, nie kryjąc zniecierpliwienia.
Kiedy i tym
razem nie doczekał się odpowiedzi, docisnął ostrze. Tym razem przeciął skórę, z satysfakcją
obserwując pierwsze krople krwi.
– Ja…
powiedziałam ci wszystko – jęknęła, w końcu odzyskując głos.
Charon
zacisnął usta. Z jakiegoś powodu jej nie wierzył… Albo raczej nie chciał,
ot tak dla zasady.
– Skoro tak
twierdzisz…
Przesunął ostrzem
niżej, kreśląc kształt jej szyi, a później obojczyka. Kolejne cięcie zadał
właśnie tam, choć nie po to, by znów ją zranić – jeszcze nie. W zamian
zdecydowanym ruchem przeciął ramiączko sukienki, którą miała na sobie. A potem
kolejne i to wystarczyło, by czarny materiał zsunął się na tyle, by odkryć
dekolt. Już wcześniej zwrócił uwagę na to, że była ładna – co prawda jak każda
nieśmiertelna, ale to nie zawsze szło w parze z kobiecością. Wybranki
bogini jednak miały to do siebie, że potrafiły zachwycić zarówno urodą, jak i krągłościami,
a ta tutaj zdecydowanie nie miała na co narzekać.
Obrzucił
spojrzeniem jej skrępowane przez stanik piersi. Koronki. Bielizna wyglądała na
drogą, kolorystycznie dopasowaną i zdecydowanie zbyt elegancką jak na coś,
co ubierało się po prostu pod sukienkę. Jakoś nie miał wątpliwości, że
dziewczyna planowała komuś się w tej odsłonie pokazać, choć to zdecydowanie
nie on powinien widzieć ją w takim stanie.
Tym lepiej.
Chwilowo
zostawił stanik w spokoju, w zamian skupiając na sukience. Jedno
zdecydowane cięcie wzdłuż szwu wystarczyło, by stanęła przed nim na wpół naga i w efekcie
jeszcze bardziej bezbronna. Zaczęła drżeć jeszcze gwałtowniej, ale nie był
pewien czy to ze strachu, czy przez panujący w podziemiu chłód. Nie wiedział,
to zresztą nie miało dla niego większego znaczenia.
Mimo
wszystko widok obnażonej kobiety nie robił na nim aż takiego wrażenia. Przez
wieki widział ich setki, a z wieloma miał okazję zapoznać bliżej. Ta
tutaj była ładna, ale nic ponadto – nie w takim stopniu, by uznał ją za
wyjątkową. No i wciąż pozostawała hybrydą, a to w gruncie rzeczy
wiele zmieniało. Charon nadal nie wyobrażał sobie tknięcia mieszańca w sposób,
który – być może – miałby szansę sprawić jej przyjemność.
Cisza
wydawała przeciągać się w nieskończoność. Była ciężka, przenikliwa i na
swój sposób niepokojąca, choć na wilkołaku nie zrobiło to wrażenia. Po prostu
stał przed roztrzęsioną dziewczyną, napawając się jej strachem i wciąż zastanawiając
nad tym, co powinien z nią zrobić.
– Przestań –
wykrztusiła zdławionym, ledwo słyszalnym szeptem. Skuliła się, jakby w nadziei
na to, że zdoła się osłonić. – Powiedziałam ci wszystko, co wiem o Claudii.
Jeśli masz zamiar mnie zabić, zrób to, ale…
– To byłoby
zbyt proste – stwierdził, uśmiechając się w niemalże łagodny, troskliwy sposób.
Oczywiście,
że mógł przetrącić jej kark albo rozerwać gardło. Sęk w tym, że nie miał
na to ochoty, nie wspominając o tym, że pobłażliwe potraktowanie nasuwającego
mu się na myśl wrażenia, że Alessia go okłamywała, zdecydowanie nie byłoby w jego
stylu.
Tak więc
wrócił do przesuwania ostrzem po jej skórze, przede wszystkim po to, by bardziej
się z nią podrażnić. Podobało mu się jak drżała, najpewniej podświadomie
wyczekując momentu, w którym posunie się dalej niż tylko do tego, by ją
straszyć. W którymś momencie drgnęła zbyt gwałtownie i faktycznie ją
zaciął, choć nie miał takiego zamiaru. Syknęła i wzdrygnęła się, nerwowo
napinając mięśnie i próbując zachować względny spokój – z tym, że to
nieszczególnie jej wychodziło.
– Od czego
zaczniemy, hm? – zagaił, odgarniając jej włosy z twarzy. Zesztywniała, gdy
ostrze po raz kolejny przesunęło się po jej policzku. – Daję ci wolną rękę.
Może masz jakieś ciekawe propozycje?
Wpatrywała
się w niego tępo, może nie rozumiejąc, a może po prostu nie
dowierzając temu, co mówił. To nie było istotne, zwłaszcza że Charon od samego
początku wiedział, że nie doczeka się odpowiedzi. Nie oczekiwał jej, choć jakaś
jego cząstka była naprawdę ciekawa tego, czy dziewczyna zdecyduje się odezwać.
Może gdyby odpowiednio ją sprowokował…
Ale ona
milczała jak zaklęta, oddychając szybko i płytko, i po prostu drżąc
pod jego dotykiem.
Charon
przekrzywił głowę. Wciąż przypatrywał się jej drobnej sylwetce, mimochodem raz
po raz skupiając się przede wszystkim na koronkowej bieliźnie. To podsunęło mu
dobry pomysł i sprawiło, że uśmiechnął się w niemal przyjacielski,
łagodny sposób.
A
przynajmniej tak uważał.
– Tak
ładnie się przygotowałaś… Dla niego, prawda? – rzucił, w końcu odsuwając
nóż. Zaczął obracać go w palcach, uważnie przypatrując ostrzu. – Mam
wrażenie, że popsułem wam bardzo romantyczny wieczór… Biedaczysko. – Zaśmiał
się, nie mogąc się powstrzymać. – Pocieszę cię tym, że pewnie byś się mu
spodobała. Mnie też, gdybyś nie była krwiopijcą, ale skoro on był w stanie
przymknąć na to oko… Ariel, dobrze pamiętam? – zmienił temat, choć i tym
razem nie oczekiwał odpowiedzi. Cóż, oczywiście nie padła. – Jedna z cnót…
W takim razie mam propozycję. Zrobimy tak, żeby zawsze był z tobą, co
ty na to?
Jeszcze
kiedy mówił, znów przesunął się bliżej niej. Wyczuł, że zesztywniała, kiedy
bezceremonialnie osunął się na kolana, by jego twarz znalazła się na wysokości
jej brzucha.
Palcami
przesunął po jej prawym boku, muskając gładką, nienaruszoną skórę. Zadrżała i znów
spróbowała się odsunąć, jeszcze mocniej przywierając do ściany.
– Co ty…?
Nie
dokończyła. A może po prostu Charon tego nie usłyszał.
– Sądzę, że
w tym miejscu będzie idealnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz