23 stycznia 2019

Dwieście piętnaście

Charon
Pogrzebacz z brzdękiem upadł na podłogę. Charon bez pośpiechu otarł dłonie o spodnie, po czym z obrzydzeniem spojrzał na nieruchome ciało. Kiedy wyczuł intruza, początkowo żałował, że nie zabrał ze sobą kuszy, ale teraz sądził, że tak było dużo ciekawiej. Nadal żałośnie prosto, ale jednak ciekawiej.
Skrzywił się, gdy jego zmysły chcąc nie chcąc skupiły się na rozdzierającym szlochu. Ludzkie szczenię wyło jakby ktoś obdzierał je ze skóry, a przecież nie działo się nic wartego uwagi. Charon miał ochotę dać tej małej prawdziwe powody do płaczu, ale dobrze wiedział, że nie miał na to czasu. Pojawienie się wampirzyca, którą kilkoma sprawnymi ruchami niemalże rozsmarował na podłodze, mogło o niczym nie świadczyć, zwłaszcza jeśli tu mieszkała i niańczyła dzieciaka, ale nie zamierzał ryzykować. Zwłaszcza że poza charakterystycznym dla wampirów zapachem pożogi, wyczuł jeszcze jeden – należący do jednego z jego pobratymców i nazbyt znajomy.
A to ciekawe. Ariel żył, a przynajmniej istniała taka szansa, skoro ta wampirzyca była umazana jego krwią. Nie sądził, by miała ochotę pożywić się akurat przy pomocy dziecka księżyca, więc wnioski nasuwały się same. Co prawda to wciąż była zaledwie jedna z wielu możliwości, których nie mógł z całą pewnością potwierdzić, ale przez minione wieki Charon nauczył się jednego: lepiej dmuchać na zimne. Czarne scenariusze zawsze lubiły się sprawdzać, zwłaszcza gdy wrogowie okazywali się zbyt uparci, żeby umrzeć.
Uśmiechnął się pod nosem. W tamtej chwili nie było ważne, czy udało mu się zabić Ariela, królową albo leżącą na podłodze wampirzycę. Raz jeszcze spojrzał na nieruchome ciało, mimochodem zauważając, że i tak nieźle ją załatwił. Co prawda wiedział, że efekt nie będzie trwały – niestety, pogrzebać nie był srebrny – ale wilkołak i tak poczuł satysfakcję. Na razie musiało wystarczyć.
Uniósł brwi, kiedy szlochające dziecko odważyło się ruszyć z miejsca i przebiec tuż obok niego, by dopaść do matki. Usłyszał, że jej oddech przyspieszył, zresztą jak i zbyt szybko trzepoczące się w piersi serce. Osunęła się na kolana, lądując w kałuży krwi, ale nic nie wskazywało na to, by to zauważyła. Rozszerzonym, załzawionymi oczyma wpatrywał się w coś, co przypominało raczej krwawą masę, aniżeli prawdziwą osobę. Znów zaczęła płakać, ale razem Charon uznał to za całkiem znośny dźwięk.
Z powątpiewaniem spojrzał na szczenię. Zastanawiał się, jakby zareagowała, gdyby na jej oczach wydarł serce z jej piersi i podarował ot tak na pamiątkę. Hej, to i tak byłoby ustępstwem z jego strony! Mało kiedy bywał aż tak łaskawy, o przychodzeniu do kogokolwiek z sercem na dłoni nie wspominając.
Gdyby przynajmniej miał na to czas…
– Mamusiu…?
Coś w jej głosie, zwłaszcza pobrzmiewającym żalu, niezmiennie kusiło go, by posunąć się o krok dalej, ale zdołał się powstrzymać. Miał zbyt wiele do zrobienia, a o wiele ważniejsze zadanie wciąż czekało na niego w podziemiach. Nie pierwszy raz musiał odłożyć przyjemności na później, w zamian koncentrując się na działaniu. To wydawało się sensowne, zwłaszcza że pierwszy raz od dawna był tak bliski celu. Co więcej czuł, że ta mała wampirka, od której oczekiwał odpowiedzi, mimo wszystko nie mówiła mu wszystkiego. Teraz zamierzał zrobić wszystko, byleby dowiedzieć się, co przemilczała. Nawet jeśli się mylił, dręczenie jej wciąż sprawiało mu więcej przyjemności niż zajmowanie zaryczaną, skuloną u boku matki gówniarą.
Zostawił zapłakane dziecko, dochodząc do wniosku, że nawet gdyby dziewczynka uciekła, niczego by nie zdziałała. Nie sądził również, by wampirzyca, którą z taką łatwością załatwił, w najbliższym czasie doszła do siebie. I tak nie zamierzał ryzykować, w planach mając jak najszybsze dokończenie rozmowy ze swoim uroczym gościem i natychmiastową ewakuację.
Dom, który obrał sobie za cel, przypadł mu do gustu pod wieloma względami. Oddalony od miasta i na pierwszy rzut oka niedostępny, wyglądał na idealną kryjówkę. Jakby tego było mało, Charon dowiedział się o nim dość, by przebywanie w tym miejscu sprawiało mu przyjemność. Zdążył zagłębić się w historię właścicielu wystarczająco, by dostrzegać w aktualnej sytuacji ironię losu. W miejscu, które stworzono z myślą o dręczeniu takich jak on, teraz sam przesłuchiwał krwiopijcę. To było trochę tak, jakby śmiał się Devile’om w twarz i ta wizja bardzo mu się podobała.
Mniej satysfakcjonujące okazało się wyposażenie dawnych cel, bo poza łańcuchami, nie znalazł niczego, co uznałby za praktyczne. Może i nie powinien spodziewać się wyszukanej broni czy narzędzi w domu, który ostatecznie posłużył za schronienie samotnej matki z dzieckiem, ale i tak poczuł się rozczarowany. Musiał improwizować, a to nie było mu na rękę. Zbyt wiele rzeczy mogło pójść nie tak, a na to nie mógł sobie pozwolić. Za daleko zaszedł, by teraz pozwolić sobie na popełnienie głupich błędów.
Zdążył rozeznać się w układzie budynku na tyle, by bez problemu dotrzeć do kuchni. Powiódł wzrokiem dookoła, po czym – gwiżdżąc jakaś przesadnie wesołą melodię, zaczął rozsuwać kolejne szuflady. Już w trzeciej z kolei znalazł dokładnie to, czego szukał – długi, dobrze zaostrzony nóż, którego jak nic używano do czegoś więcej, niż tylko smarowania chleba masłem. Cóż, Charon na pewno miał znaleźć dla niego dobre zastosowanie, choć i w tym przypadku żałował, że ostrze nie było srebrne. Wtedy nie tylko mógłby zostawić po sobie kolejne pamiątki, ale efekt byłby bardziej imponujący – o ile nie zabójczy.
Bez pośpiechu obracając nóż w dłoniach, wrócił do podziemi. W przedsionku wciąż słyszał szloch, ale uznał to za dobry znak – swoiste potwierdzenie, że ta mała nie zrobiła niczego głupiego, w zamian wciąż załamując ręce nad matką. Jej zachowanie w równym stopniu go bawiło, co i przede wszystkim sprawiało w zażenowanie. Kolejny raz miał idealny dowód na to, do czego tak naprawdę prowadziły uczucia. Nie chodziło tylko o dziecko, bo te z natury były głupie, ale przede wszystkim wampirzycę – nawet nie biologiczną matkę. Nie potrzebował szczególnego wysiłku, by kobietę zwieść i doprowadzić do tego, by popełniła głupi błąd. W innym wypadku może miałaby szansę wytrwać dłużej albo uciec, co mocno skomplikowałoby plany Charona, ale skoro tak…
Och, może później miał uświadomić to szczeniakowi – że stan kochanej mamusi był tylko i wyłącznie jej zasługą.
– Chloe… Gdzie jest Chloe?! – usłyszał od progu, ledwo tylko popchnął drzwi celi.
Uniósł brwi, skutecznie wyrwany z zamyślenia. Kapłanka znów zaczynała się rzucać, sprawiając wrażenie chętnej, by zacząć wyklinać na czym świat stoi. Charon uśmiechnął się pod nosem, nie mogąc się powstrzymać. Bawiła go, tym bardziej że doskonale wiedział, że była przerażona. Z jednej strony drżała pod jego dotykiem, kuliła się i z trudem mówiła, gdy wyczuwała, że znów mógłby stracić równowagę, ale kiedy przychodziło co do czego…
Mimo wszystko doceniał butność u kobiet. Wtedy było ciekawiej, a on w ostatnim czasie narzekał na brak rozrywek. Ostatnie walki i to, jak niewiele wysiłku włożył w to, by dorwać się do dziewczyny, mówiło samo za siebie.
Nie zareagował na wyrzucane przez dziewczynę słowa. Przybierając neutralny wyraz twarzy, bez pośpiechu pokonał dzielący go od jego ofiary dystans, zatrzymując się tuż przed skrępowaną, drżącą dziewczyną. To nie był pierwszy raz, gdy miał do czynienia z bezbronną kobietą, choć ta przynajmniej wciąż udawała, że miała cos do powiedzenia. Sęk w tym, że pod wieloma względami wszystkie były do siebie podobne, jeśli nie takie same – kruche, naiwne i… łatwe do złamania.
Tą tutaj od samego początku manipulował z taką łatwością, że to okazało się wręcz rozczarowujące. Nie miał wątpliwości, że uwierzyła mu, kiedy wspomniał o losie królowej. Może i robiła wszystko, byleby odrzucić od siebie tę świadomość, ale Charon i tak wiedział swoje – w tym to, że zasiał w niej wątpliwości. Spływające po policzkach łzy mówiły same za siebie, choć Alessia naturalnie robiła wszystko, by nad sobą zapanować.
W tamtej chwili jednak w najmniejszym stopniu nie przypominała kogoś, kto kontrolował emocje. Zapłakana i drżąca, miotała się na tyle, na ile pozwalały jej skrępowane nadgarstki. Widział krew na jej skórze i łzy na policzkach; miejscami mieszały się ze sobą, zwłaszcza na twarzy, bo mimo wszystko zdążył ją uszkodzić, kiedy puściły mu nerwy. Szrama pozostawiona przez bełt, który zadrasnął ją, kiedy Charon zdecydował się upolować śmiertelniczkę na placu, otworzyła się i znów krwawiła, choć nie aż tak obficie jak na początku.
Jakkolwiek by nie było, dziewczyna wyglądała zadziwiająco dobrze. Chociaż chwiała się na nogach, miała w sobie coś, co przyciągało wzrok. Lśniła, dokładnie jak na kapłankę przystało, choć Charon nadal podtrzymywał to, co powiedział jej wcześniej – wampirze geny, którymi dysponowała, przekreślały ją w jego oczach. Z drugiej strony, może powinien zacząć się przyzwyczajać, tym bardziej że wpadł na trop, którego tyle czasu szukał. Jego kochany kwiatuszek się zmienił i to dość znacząco, a skoro tak…
Och, czekał na to od wieków. Zdecydowanie zbyt długo.
– Nie mam pojęcia, o kim mówisz – stwierdził obojętnym tonem, w końcu decydując zareagować na powtarzające się pytanie Alessi. – W końcu jesteśmy tutaj tylko my.
Jeszcze kiedy mówił, przesunął się bliżej niej, wciąż uważnie przypatrując bladej twarzy i spływającym łzom. Podejrzewał, że gdyby nie łańcuchy, jak nic by się na niego rzuciła, ale naturalnie nie miała na co liczyć. Gniew dodał jej energii, przy okazji sprawiając, że zarumieniła się rozkosznie. Co prawda srebro robiło swoje, sukcesywnie wysysając z dziewczyny siłę, ale choć przez moment wyglądała na kogoś, kto miałby szansę z nim zawalczyć – choć przez chwilę, a to już przecież coś.
Uśmiechnął się chłodno, niemalże pobłażliwie. Widział jak wodziła wzrokiem po całej jego sylwetce, zwracając uwagę przede wszystkim na ślady krwi. Stał spokojnie, pozwalając jej na to i niemalże słysząc, jak w myślach wciąż krzyczy, wyklina, a ostatecznie zamiera w oszołomieniu, gdy w końcu wyciągnęła wnioski. Mógł tylko zgadywać, co takiego stwierdziła, ale i tak mu się to podobało, zresztą jak i zmiana w sposobie, w jaki oddychała. Nagle zaczęła spazmatycznie chwytać powietrze, znów bliska płaczu i wyraźnie przerażona.
– Nie…
Powstrzymał się od prychnięcia. Jeśli wierzyła, że zabił dziecko, tym lepiej. W końcu był w stanie to zrobić, ale tym zamierzał zająć się później. O ile los wciąż miał być dla niego na tyle łaskawy, by zagwarantować mu dość czasu na to, żeby porządnie posprzątać.
W tamtej chwili liczyła się przede wszystkim przykuta dziewczyna i to, czego od niej oczekiwał. Zszokowana czy nie, wciąż była mu potrzebna. Trop nie bez powodu przywiódł go aż do Miasta Nocy, pojawiając się dosłownie na chwilę po tym, jak spotkał w Lille tę dziewczynę. Claudia w końcu popełniła błąd i choć Charon nie miał pojęcia, w jaki sposób była powiązana z tym miejscem albo Alessią, nie dbał o to. Liczyło się, że w końcu miał szansę dostać to, czego oczekiwał.
Wciąż nie do końca rozumiał znaczenie śladu, za którym podążał. Zanim wyraźnie poczuł obecność Claudii i jej mocy, wychwycił ślad kolejno w Lille, a później właśnie tutaj. To mówiło samo za siebie, a przynajmniej w to wierzył, nie będąc w stanie znaleźć innej zależności. Co prawda obecność kobiety nie była aż tak wyraźna jak mógłby tego oczekiwać, ale pal to licho. W zasadzie Charon czuł się trochę tak, jakby podążał za zanikającym cieniem, ale czy to było takie złe? Ważne, że po takim czasie w końcu wiedział, gdzie się udać.
Cóż, przynajmniej teoretycznie.
Po raz wtóry zmierzył Alessię wzrokiem, z trudem będąc w stanie ukryć rozczarowanie. Towarzyszyło mu od jakiegoś czasu, zresztą jak i powracająca wciąż myśl, której główne założenie tak czy siak sprowadzało się do tego, że mógłby źle trafić. Może jednak nie chodziło o tę dziewczynę. Coś mu umykało – może ktoś – ale nie zamierzał się nad tym zastanawiać. Kapłanka była jakoś w to zamieszana, poza tym znała Claudię, a to mówiło samo za siebie.
– Skurwiel! – doszedł go jej przytłumiony, coraz trudniejszy do zrozumienia głos. Płakała, rzucała się i najwyraźniej robiła wszystko, by zacząć konkurować ze smarkulą na górze. – Ty…!
Charon wywrócił oczami. Słyszał w całej swojej egzystencji bardziej wyszukane określenia.
Wciąż ignorując krzyki dziewczyny, nachylił się w jej stronę. Nie od razu zwróciła na to uwagę, może pomijając to, że instynktownie spróbowała się odsunąć, znów kuląc pod ścianą. Nie miała szansy na ucieczkę, o czym doskonale wiedziała, ale i tak robiła swoje. To mogłoby być całkiem zabawne, gdyby zarazem tak go nie frustrowało. Zresztą i tak nie mieli czasu na zabawę.
Teoretycznie.
Dziewczyna zesztywniała i zamilkła, gdy w końcu zwróciła uwagę na to, co wciąż trzymał w dłoniach. W gruncie rzeczy zauważyła nóż tylko dlatego, że jakby od niechcenia przesunął wierzchem ostrza po jej policzku – nie na tyle mocno, by rozciąć skórę, ale jednak dość pewnie, by to poczuła. Zamarła, a jej oczy jak na zawołanie rozszerzyły się w geście niedowierzania. Cisza, która momentalnie zapanowała w pomieszczeniu, okazała się wręcz błogosławieństwem.
– Ty… – spróbowała raz jeszcze, ale o wiele mniej butnie.
Jednak jesteś nudna, westchnął w duchu. Wciąż dociskał ostrze do jej skóry, jakby od niechcenia kreśląc na niej bliżej nieokreślone wzory.
– Masz mi coś jeszcze do powiedzenia?
Milczała, ale niczego innego się nie spodziewał. Wyraźnie słyszał tłukące się w jej piersi serce, w tamtej chwili pracujące tak mocno i szybko, że pewnie nawet jako człowiek byłby w stanie je usłyszeć. Charon wciąż stał niebezpiecznie blisko chwiejącej się na nogach nieśmiertelnej, korzystając z tego, że nie była w stanie się ruszyć. Nie pozostawił jej zbyt wiele miejsca, wciąż napierając nań całym ciałem – i to na tyle gwałtownie, że był w stanie wyczuć zarówno bijące od jej ciała ciepło, jak i to, że zaczęła niespokojnie drżeć. To jedynie utwierdziło go w przekonaniu, że nie powinien przestawać.
Przesunął nóż niżej, tym razem przyciskając go bezpośrednio do jej gardła. Na chwilę przestała oddychać, momentalnie wytrącona z równowagi.
– Więc? – ponaglił, nie kryjąc zniecierpliwienia.
Kiedy i tym razem nie doczekał się odpowiedzi, docisnął ostrze. Tym razem przeciął skórę, z satysfakcją obserwując pierwsze krople krwi.
– Ja… powiedziałam ci wszystko – jęknęła, w końcu odzyskując głos.
Charon zacisnął usta. Z jakiegoś powodu jej nie wierzył… Albo raczej nie chciał, ot tak dla zasady.
– Skoro tak twierdzisz…
Przesunął ostrzem niżej, kreśląc kształt jej szyi, a później obojczyka. Kolejne cięcie zadał właśnie tam, choć nie po to, by znów ją zranić – jeszcze nie. W zamian zdecydowanym ruchem przeciął ramiączko sukienki, którą miała na sobie. A potem kolejne i to wystarczyło, by czarny materiał zsunął się na tyle, by odkryć dekolt. Już wcześniej zwrócił uwagę na to, że była ładna – co prawda jak każda nieśmiertelna, ale to nie zawsze szło w parze z kobiecością. Wybranki bogini jednak miały to do siebie, że potrafiły zachwycić zarówno urodą, jak i krągłościami, a ta tutaj zdecydowanie nie miała na co narzekać.
Obrzucił spojrzeniem jej skrępowane przez stanik piersi. Koronki. Bielizna wyglądała na drogą, kolorystycznie dopasowaną i zdecydowanie zbyt elegancką jak na coś, co ubierało się po prostu pod sukienkę. Jakoś nie miał wątpliwości, że dziewczyna planowała komuś się w tej odsłonie pokazać, choć to zdecydowanie nie on powinien widzieć ją w takim stanie.
Tym lepiej.
Chwilowo zostawił stanik w spokoju, w zamian skupiając na sukience. Jedno zdecydowane cięcie wzdłuż szwu wystarczyło, by stanęła przed nim na wpół naga i w efekcie jeszcze bardziej bezbronna. Zaczęła drżeć jeszcze gwałtowniej, ale nie był pewien czy to ze strachu, czy przez panujący w podziemiu chłód. Nie wiedział, to zresztą nie miało dla niego większego znaczenia.
Mimo wszystko widok obnażonej kobiety nie robił na nim aż takiego wrażenia. Przez wieki widział ich setki, a z wieloma miał okazję zapoznać bliżej. Ta tutaj była ładna, ale nic ponadto – nie w takim stopniu, by uznał ją za wyjątkową. No i wciąż pozostawała hybrydą, a to w gruncie rzeczy wiele zmieniało. Charon nadal nie wyobrażał sobie tknięcia mieszańca w sposób, który – być może – miałby szansę sprawić jej przyjemność.
Cisza wydawała przeciągać się w nieskończoność. Była ciężka, przenikliwa i na swój sposób niepokojąca, choć na wilkołaku nie zrobiło to wrażenia. Po prostu stał przed roztrzęsioną dziewczyną, napawając się jej strachem i wciąż zastanawiając nad tym, co powinien z nią zrobić.
– Przestań – wykrztusiła zdławionym, ledwo słyszalnym szeptem. Skuliła się, jakby w nadziei na to, że zdoła się osłonić. – Powiedziałam ci wszystko, co wiem o Claudii. Jeśli masz zamiar mnie zabić, zrób to, ale…
– To byłoby zbyt proste – stwierdził, uśmiechając się w niemalże łagodny, troskliwy sposób.
Oczywiście, że mógł przetrącić jej kark albo rozerwać gardło. Sęk w tym, że nie miał na to ochoty, nie wspominając o tym, że pobłażliwe potraktowanie nasuwającego mu się na myśl wrażenia, że Alessia go okłamywała, zdecydowanie nie byłoby w jego stylu.
Tak więc wrócił do przesuwania ostrzem po jej skórze, przede wszystkim po to, by bardziej się z nią podrażnić. Podobało mu się jak drżała, najpewniej podświadomie wyczekując momentu, w którym posunie się dalej niż tylko do tego, by ją straszyć. W którymś momencie drgnęła zbyt gwałtownie i faktycznie ją zaciął, choć nie miał takiego zamiaru. Syknęła i wzdrygnęła się, nerwowo napinając mięśnie i próbując zachować względny spokój – z tym, że to nieszczególnie jej wychodziło.
– Od czego zaczniemy, hm? – zagaił, odgarniając jej włosy z twarzy. Zesztywniała, gdy ostrze po raz kolejny przesunęło się po jej policzku. – Daję ci wolną rękę. Może masz jakieś ciekawe propozycje?
Wpatrywała się w niego tępo, może nie rozumiejąc, a może po prostu nie dowierzając temu, co mówił. To nie było istotne, zwłaszcza że Charon od samego początku wiedział, że nie doczeka się odpowiedzi. Nie oczekiwał jej, choć jakaś jego cząstka była naprawdę ciekawa tego, czy dziewczyna zdecyduje się odezwać. Może gdyby odpowiednio ją sprowokował…
Ale ona milczała jak zaklęta, oddychając szybko i płytko, i po prostu drżąc pod jego dotykiem.
Charon przekrzywił głowę. Wciąż przypatrywał się jej drobnej sylwetce, mimochodem raz po raz skupiając się przede wszystkim na koronkowej bieliźnie. To podsunęło mu dobry pomysł i sprawiło, że uśmiechnął się w niemal przyjacielski, łagodny sposób.
A przynajmniej tak uważał.
– Tak ładnie się przygotowałaś… Dla niego, prawda? – rzucił, w końcu odsuwając nóż. Zaczął obracać go w palcach, uważnie przypatrując ostrzu. – Mam wrażenie, że popsułem wam bardzo romantyczny wieczór… Biedaczysko. – Zaśmiał się, nie mogąc się powstrzymać. – Pocieszę cię tym, że pewnie byś się mu spodobała. Mnie też, gdybyś nie była krwiopijcą, ale skoro on był w stanie przymknąć na to oko… Ariel, dobrze pamiętam? – zmienił temat, choć i tym razem nie oczekiwał odpowiedzi. Cóż, oczywiście nie padła. – Jedna z cnót… W takim razie mam propozycję. Zrobimy tak, żeby zawsze był z tobą, co ty na to?
Jeszcze kiedy mówił, znów przesunął się bliżej niej. Wyczuł, że zesztywniała, kiedy bezceremonialnie osunął się na kolana, by jego twarz znalazła się na wysokości jej brzucha.
Palcami przesunął po jej prawym boku, muskając gładką, nienaruszoną skórę. Zadrżała i znów spróbowała się odsunąć, jeszcze mocniej przywierając do ściany.
– Co ty…?
Nie dokończyła. A może po prostu Charon tego nie usłyszał.
– Sądzę, że w tym miejscu będzie idealnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa