22 stycznia 2019

Dwieście czternaście

Alessia
W chwili, w której oczy Charona zabłysły gniewem, uprzytomniła sobie, że popełniła błąd. Tym razem reakcja była szybsza i bardziej gwałtowna niż w chwili, w której źle zrozumiał jej słowa na temat relacji Dimitra i Claudii. Instynkt wyraźnie podpowiadał jej, że nie powinna spodziewać się niczego dobrego, ale nawet gdyby była w stanie się na nim skoncentrować i spróbować coś zdziałać, nie miałby szans ani uskoczyć, ani tym bardziej uskoczyć.
Atak był gwałtowny, a sam cios wymierzony tak błyskawicznie, że w pierwszej kolejności to właśnie ta prędkość wytrąciła ją z równowagi. Już Riddley lata temu udowodnił jej, że nawet w ludzkiej formie wilkołaki potrafiły być równie niebezpieczne, co i wampiry. Z tym, że nawet on nie okazał tego w taki sposób, by mimo wyostrzonych zmysłów miała problem z nadążeniem za kolejnymi ruchami.
Tym razem miała.
Z wrażenia aż zabrakło jej tchu. Przez moment znów poczuła się tak, jakby się dusiła, dopiero po dłuższej chwili uprzytomniając sobie, że nie było to spowodowane zaciskającymi się na gardle palcami. Skuliła się, kaszląc i z trudem łapiąc oddech, gdy w końcu dotarło do niej, że oberwała w brzuch. W tamtej chwili niewiele brakowało, by jednak zwymiotowała, choć to nie skończyłoby się dobrze. Nie sądziła, żeby Charon ucieszył się, gdyby chcąc nie chcąc wycelowała w niego.
Chciała objąć ramionami brzuch, by przy okazji się osłonić, ale próba skutecznie przypomniała jej, że nie mogła oswobodzić rąk. Nadgarstki paliły, zwłaszcza że wciąż całym ciężarem uwieszała się na łańcuchach, utrzymując w pionie wyłącznie dzięki nim.
– No to jeszcze raz – powtórzył Charon. Nie musiał podnosić głosu, by przyprawić ją o dreszcze. – Gdzie jest Claudia?
Wbiła wzrok w posadzkę, choć w ciemnościach ledwo była w stanie ją zauważyć. Mimo wszystko wpatrywanie się w ziemię okazało się lepsze od konieczności spoglądania na krążącego wokół niej nieśmiertelnego. Wystarczyło, że czuła jego obecność i przenikliwe, drapieżne spojrzenie. Czaił się w ciemnościach, bez pośpiechu okrążając ją, jakby mało było, że już i tak trzymał ją w garści. W pamięci Alessi jak na zawołanie zamajaczyło wspomnienie tego, co już słyszała o tym wilkołaku – że był niebezpiecznym pierwotnym i (przede wszystkim) sadystą. To nie był pierwszy raz, kiedy przypominała sobie to stwierdzenie, ale dopiero stając naprzeciwko Charona, podczas gdy ten na każdym kroku podkreślał, że nie miała z nim szans, w pełni uprzytomniła sobie znaczenie tych słów.
Mocniej zacisnęła usta. próbując zwalczyć mdłości i powstrzymać się od jęku. Gdzieś w tle wciąż słyszała przyśpieszony puls Chloe i jej urywany szloch, ale próbowała o tym nie myśleć. Jak długo Charon skupiał się na niej, a nie na dziewczynce, wszystko było w porządku – przynajmniej teoretycznie. Co więcej, jakaś jej cząstkę wciąż paraliżował strach, gdy tylko pomyślała, co mógłby zrobić ten mężczyzna, gdyby…
– Mam wrażenie, że potrzeba ci motywacji.
Poczuła się co najmniej tak, jakby poraził ją prąd. Do tej pory z uporem unikała spojrzenia Charona, ale tych kilka słów wystarczyło, by wyprostowała się niczym struna, by spojrzeć na niego co najmniej tak, jakby spotkali się po raz pierwszy. Tym razem już nie była w stanie choćby spróbować zapanować zarówno nad własnym ciałem, jak i strachem. Ból na moment zszedł gdzieś na dalszy plan, wyparty przez czyste przerażenie, które jak na zawołanie wypełniło ją całe. W tamtej chwili już nie czuła się ani jak pewna siebie kapłanka, ani tym bardziej ktoś, kto miał szansę poradzić sobie z zaistniałą sytuacją.
Dotarło do niej, że tak naprawdę nigdy nie bała się aż do tego stopnia. Może jeden, jedyny raz, kiedy jeden z demonów zwrócił się przeciwko niej, przyłapując ją po tym, jak po raz kolejny poszła do podziemi, zobaczyć uwięzione tam wilki. Do tej pory pamiętała stres, który towarzyszył jej, gdy tak balansowała na szczycie schodów, w każdej chwili mogąc runąć w dół. Wciąż nie była pewna, która perspektywa niepokoiła ją bardziej – upadek ze stopni, gdyby demon jednak ją popchnął, czy może… coś innego, co najpewniej stałoby się, gdyby nie pojawienie się Lawrence’a.
Z tym, że teraz nie miała co liczyć na cudowne pojawienie L. albo brata. Była sama, sparaliżowana strachem i nawiedzana przez niepewność, którą zasiał w niej Charon. Mimowolnie uciekała myślami do Isabeau i Ariela, wciąż robiąc wszystko, by przekonać samą siebie, że żadnemu z nich nic się nie stało – że mieli szansę. Tyle że im dłużej ze sobą walczyła, tym bardziej wątpiła w to, czy oszukiwanie samej siebie miało sens.
Gwałtownie zaczerpnęła powietrza, czego zaraz pożałowała, bo znów poczuła mdłości i nieprzyjemny ucisk w żołądku. To w połączeniu ze strachem skutecznie utrudniało jej zarówno utrzymanie się na nogach, jak i logiczne myślenie. Słowa Charona tym bardziej, choć nie była na tyle otępiała, by je zignorować. Jej myśli jak na zawołanie powędrowały ku Chloe, a Alessia z trudem powstrzymała się od wyrzucenia z siebie całej wiązanki przekleństw. Albo błagań, bo te też z jakiegoś powodu przyszłyby jej do głowy. Mógł uważać, że kłamała, ale nie wyobrażała sobie, że miałby z tego powodu tknąć dziecko.
– Przestań! – jęknęła w zamian, energicznie potrząsając głowa. – Nie mam pojęcia, gdzie jest Claudia! Uciekła jakiś czas temu i więcej jej nie widziałam, zwłaszcza że byłam w Lille!
Urwała, dysząc ciężko. Nie była w stanie wykrztusić z siebie chociaż słowa więcej, w zamian w niemalże błagalny sposób spoglądając na wilkołaka. Serce podeszło jej aż do gardła, kiedy odsunął się od niej, zmierzając w sobie tylko znanym kierunku. Co prawda po jej słowach przystanął i obejrzał się przez ramię, ale Alessia i tak czuła się przede wszystkim przerażona tym, co zamierzał zrobić.
– Więc jednak coś wiesz – stwierdził, podejrzliwie mrużąc oczy. – Nie żeby mnie to dziwiło. Trzeba wiedzieć, w jaki sposób rozmawiać… Do niektórych trzeba specjalnego podejścia.
Spojrzała na niego z niedowierzaniem. Rozmawiać?!, powtórzyła z niedowierzaniem w myślach, nagle niepewna czy powinna się śmiać, czy może płakać. Ostatecznie nie odezwała się nawet słowem, zbytnio wytrącona z równowagi, by zdobyć się na sensowną reakcję. W głowie miała pustkę, a zachowanie Charona jedynie potęgowało targające nią wątpliwości.
Pytał o Claudię. Spodziewała się wielu rzeczy, ale nie tego, choć przebieg rozmowy przynajmniej potwierdzał jej przypuszczenia, że pierwotny oczekiwał czegoś więcej, aniżeli tylko okazji do ukrócenia związku hybrydy i wilkołaka. Nawet jeśli nią gardził, wciąż była mu potrzebna. W to przynajmniej wydawał się wierzyć, choć Alessia obawiała się, że nie miała być w stanie udzielić mu żadnych konkretnych odpowiedzi – nie tego, co oczekiwał.
– Dlaczego…? – wyrwało jej się. Charon spojrzał za nią z zaciekawieniem, nie pozostając jej innego wyboru, jak tylko mówić dalej. – Dlaczego pytasz o to akurat mnie? Ja i Claudia…
– Jeśli jeszcze się nie zorientowałaś, to nie ty jesteś tutaj od zadawania pytań.
Instynktownie szarpnęła się, nie mogąc się powstrzymać. Z jakiegoś powodu bijąca od wilkołaka obojętność doprowadzała ją do szału.
– Ale to nie ma sensu! – obruszyła się. – Nie wiem, gdzie jest Claudia! Chociaż chciałabym, bo gdybyśmy wiedzieli, już dawno zapłaciłaby za to, co zrobiła moim bliskim!
W tamtej chwili nie myślała tylko o Dimitrze i Beau, ale również Claire. Słyszała o Secie i to uprzytomniło jej, że może jednak mogła naprowadzić Charona na właściwy trop, ale nie zrobiła tego. Gdyby zasugerowała mu Seattle chwilę po tym, jak zaczęła z takim uporem zarzekać się, że nie była w stanie odpowiedzieć na żadne z jego pytań, jedynie pogorszyłaby sytuację.
Mężczyzna milczał, w przeciwieństwie do niej nienaturalnie spokojny i obojętny. To okazało się gorsze nawet od drapieżnego uśmiechu czy słów, które padały z jego ust. Coś w sposobie, w jaki na nią patrzył, niemalże przeszywając wzrokiem i…
– To wszystko, co masz mi do powiedzenia?
Tym razem jego głos zabrzmiał niemal łagodnie, ale nie dała się zwieść. Zadrżała, nie mogąc się powstrzymać; w żaden sposób tego nie komentował, ale jakoś nie miała wątpliwości, że zauważył. Już wcześniej dał jej do zrozumienia, że był w stanie wyczuć bijące od niej przerażenie – i że sprawiało mu ono przyjemność.
– T-tak… Tak – powtórzyła, próbując zabrzmieć choć trochę pewniej. – Nie wiem, gdzie jest Claudia. Ale nie mam powodów, by ją przed tobą chronić, więc…
– Hm. – Charon uśmiechnął się chłodno. – To niefortunne. I przykre, bo w tej chwili twoja użyteczność spada niemalże do zera.
Nie miała pewności, co bardziej ją poraziło – pełen sens jego wypowiedzi czy to wymowne „niemalże”. W pierwszej chwili pomyślała, że jednak zamierzał ją zabić, ale coś w spojrzeniu, którym jej rzucił, uprzytomniło jej, że miał inne plany.
I, słodka bogini, nagle zwątpiła, dochodząc do wniosku, że śmierć jednak nie byłaby takim złym rozwiązaniem.
– Poczekaj tu na mnie –  rzucił na odchodne, a ona zesztywniała. Jakby gdziekolwiek się wybierała! – Ach, a ty – dodał, bez jakiegokolwiek ostrzeżenia zwracając ku Chloe – idziesz ze mną. Jakoś ci nie ufam.
W pierwszym odruchu Alessia zapragnęła zaprotestować, jednak nie miała po temu okazji. Zdołała jedynie otworzyć i zamknąć usta, w milczeniu przypatrując się jak Charon chwyta dziewczynkę za ramię, podrywa do pozycji stojącej i dosłownie wywleka na zewnątrz. Zaraz po tym drzwi z hukiem zamknęły się za tą dwójką, pozostawiając oszołomioną pół-wampirzycę samą i w ciemnościach.
Gdy tylko wilkołak zniknął, znalazła w sobie dość siły, by spróbować zawalczyć o to, żeby jednak ruszyć się z miejsca. Z trudem dźwignęła się na nogi – na tyle, ile było to możliwe przez krępujące jej ręce łańcuchy – po czym aż syknęła, czując jak krew znów zaczyna dopływać do dłoni. Trwała w jednej pozycji, pozwalając obręczą wżynać się w skórę, przez tyle czasu, że ręce zdążyły zdrętwieć. Straciła czucie, przynajmniej do momentu, w którym wyraźnie poczuła nieprzyjemne, stopniowo przybierające na sile mrowienie.
Nie miała czasu, by się nad tym zastanawiać. Napięła mięśnie, całą energię wkładając w to, by utrzymać się w pionie. Wciąż oddychała szybko i płytko, walcząc z mdłościami. Przez chwilę miała ochotę pozwolić sobie na to, by w końcu zwymiotować, ale powstrzymała się, robiąc wszystko, byleby ustać na nogach. Miała wrażenie, że niewiele brakowało, by ciało ostatecznie odmówiło jej posłuszeństwa, ale przecież nie mogła sobie na to pozwolić.
O bogini… Słodka bogini, przynajmniej ochroń dziecko.
O więcej nie miała odwagi prosić. Albo raczej nie chciała, wciąż robiąc wszystko, byleby nie myśleć o Arielu i Isabeau. Znów poczuła pieczenie pod powiekami, więc zamrugała nieprzytomnie, próbując nad sobą zapanować. Skup się. Musisz się stąd wydostać, nakazała sobie stanowczo, ale coś w tej myśli jedynie sprawiło, że poczuła się jeszcze gorzej. Gdyby to było takie proste! Z tym, że nie było, wręcz uprzytomniając dziewczynie, w jak beznadziejnej sytuacji się znajdowała.
Spojrzała na swoje skrępowane ręce, krzywiąc się nieznacznie, gdy zauważyła krew. Rany piekły, co jak nic miało związek ze srebrem, ale nie potrafiła się tym przejąć. Wciąż robiła wszystko, by uścisk był jak najmniej uciążliwy, ale nie była w stanie zdziałać niczego ponadto. Łańcuch trzymał mocno, a Ali szczerze wątpiła, by zdołała go zerwać. Mogła spróbować, przez chwile mając ochotę jednak postarać się zgromadzić moc i go zerwać, ale…
A potem przenikliwą ciszę przerwał rozdzierający wrzask Chloe i wszystko się zmieniło.
Bliss
Nie przypominała sobie, kiedy ostatnim razem tak się bała. W zasadzie na myśl przychodziło jej tylko jedno – wspomnienie odległe i niemalże całkowicie zapomniane, które z równym powodzeniem mogłaby uznać za sen. Tak traktowała niemalże wszystko, co wiązało się z Drake’em, co wcale nie było proste, skoro koniec końców wylądowała z powrotem w rodzinnym domu. I, cholera, naprawdę czuła się tam dobrze, mając przy tym poczucie, że w rodzinnej posiadłości była w stanie zapewnić Chloe wszystko, czego tylko ta mogłaby sobie zażyczyć.
Tak przynajmniej było do tej pory. Wątpliwości wróciły nagle, a wszystko za sprawą tego wilkołaka, Ariela. Może i nie powinna wnikać jego umysł, ale co innego miała zrobić? Chłopak ledwo mówił, zresztą w na tyle niespójny sposób, by ledwo go rozumiała. Jakby tego było mało, Bliss cały czas rozpraszała jego krew. Czuła nieprzyjemne pulsowanie wysuwających się samoistnie kłów, choć zarazem prędzej zrobiłaby sobie krzywdę, niż pokusiła się o picie z wilkołaka. Ta rasa wciąż miała w sobie coś, co nakazywało wampirom trzymać się z daleka, nie wspominając o tym, że zdecydowanie nie jawiły się jak ewentualny posiłek.
Jakkolwiek by nie było, Ariel nie wyglądał na dobrego partnera do rozmowy, Bliss z kolei nie była w stanie czekać, aż uda mu się sklecić porządne zdanie. Coś się działo i chciała dowiedzieć się co, nie tylko po to, by móc mu pomóc. Wiedziała przecież, że podczas ceremonii coś poszło nie tak. W zasadzie trudno było nie zauważyć wariata z kuszą, choć wampirzyca nie miała okazji sprawdzić, jak wielkich szkód udało mu się dokonać. W tamtej chwili błogosławiła jedynie fakt, że nie zabrała ze sobą Chloe, woląc zostawić córkę bezpiecznie w domu. Młoda była już wystarczająco dorosła i rozsądna, by nie puścić rezydencji z dymem, a przynajmniej Bliss próbowała w to wierzyć. Chwilami i tak czuła się, jakby była przewrażliwiona, robiąc wszystko, by zapewnić ludzkiemu dziecku bezpieczeństwo. Ona i Drake nie mieli takiego szczęścia, od wczesnego dzieciństwa zdani na siebie nawzajem, więc przynajmniej wychowując własną córkę, chciała zrobić wszystko, by zaoszczędzić dziewczynce takiego losu.
Tyle że wszystko po raz kolejny poszło nie tak.
Dopiero w umyśle Ariela uprzytomniła sobie coś, co poraziło ją z całą mocą. Jeszcze zanim wyczuła rannego wilkołaka, wydawało jej się, że wychwyciła w okolicy zapach jakiegoś innego, ale wtedy nie zwróciła na to uwagi. To było Miasto Nocy, prawda? Musiałaby upaść na głowę, by wierzyć, że decydując się zostać w rodzinnych stronach, byłaby w stanie trzymać Chloe z daleka od wszystkich nieśmiertelnych. Przeciwnie – przez lata zdołała ją z nimi oswoić i nauczyć bronić, na ile było to możliwe w przypadku niepełnoletniej śmiertelniczki. Obawy obawami, ale Bliss zbyt wiele widziała i sama przeszła, żeby uwierzyć, że wychowywanie pod kloszem, było dobrą metodą.
Z tym, że w tamtej chwili naprawdę się bała Wspomnienia Ariela sprawiły, że momentalnie zidentyfikowała zapach, który wyczuła wcześnie. To musiał być ten cały Charon, za którym podążał chłopak i który – z tego co zdążyła zauważyć w jego wspomnieniach – prawie doprowadził wszystkich do grobu. W tamtej chwili wszystko nabrało sensu, zwłaszcza że Ariel z jakiegoś powodu musiał dotrzeć aż do tych części miasta. Co prawda to były wyłącznie podejrzenia Bliss, ale w chwili, w której połączyła ze sobą fakty, uprzytomniła sobie, że obaj – Ariel i Charon – zmierzali w kierunku, który prędzej czy później miał doprowadzić ich do posiadłości Devile’ów. To wciąż nie musiało o niczym świadczyć, ale…
Tyle że serce matki wiedziało swoje.
Więc bała się, nawet bardziej niż w dniu, którym próbował zamordować ją jej własny bliźniak. Gdzieś wewnątrz Bliss nadal cierpiała z tego powodu, jednak to nie ból straty i zerwanej więzi okazał się najgorszym, czego doświadczyła. O wiele gorsza okazała się perspektywa stracenia Chloe. Chciała jak najszybciej się przy niej znaleźć i upewnić, że córka była bezpieczna. A później czuwać, skoro w pobliżu domu mógł czaić się niebezpieczny pierwotny.
Nie przesadzaj, warknęła na siebie w duchu, robiąc wszystko, byleby mieć szansę się uspokoić. Swoją drogą, to byłaby ironia – wilkołak akurat w tym domu.
Gdyby sytuacja była inna, może nawet udałoby jej się gorzko uśmiechnąć. Och, przecież wiedziała, z czego słynęła jej rodzina. Co prawda ani ona, ani Drake nie pociągnęli tradycji, ale oboje dowiedzieli się dość, z kolei lochy pod domem mówiły same za siebie. Wilkołaki i wampiry żyły we względnej zgodzie, przynajmniej w Mieście Nocy, ale Bliss zdawała sobie sprawę z tego, że niegdyś na nie polowano. Jej rodzice również to praktykowali i – jak zawsze podejrzewała – najpewniej to odciągnęło ich od dzieci, a ostatecznie pozbawiło życia.
Tak czy siak, konstrukcja budynku wciąż spojrzała więzieniu nieśmiertelnego. Albo kilku, gdyby kiedyś przyszło jej do głowy posunąć się aż tak daleko – choćby wtedy, gdy Chloe dorośnie na tyle, by mężczyźni zaczęli wodzić za nią spojrzeniami.
Wszelakie myśli uleciały z jej głowy, gdy trop wilkołaka przybrał na sile. Już nie była w stanie go zgubić przez zapach krwi Ariela. Zaatakował ją wyostrzone zmysły z całą mocą, sprawiając, że aż zachłysnęła się powietrzem, z wrażenia omal nie potykając o własne nogi. Natychmiast przyśpieszyła, zdolna już tylko biec i modlić w duchu, by jednak coś pomyliła – by ślad wcale nie prowadził do wejściowych drzwi, a później…
Niewiele brakowało, by weszła do środka razem z futryną. Wpadła do środka, ledwo rejestrując fakt, że drzwi wejściowe były otwarte. Zatoczyła się na ścianę, odepchnęła od niej i pobiegła wprost do salonu, w panice rozglądając na prawo i lewo.
– Chloe?!
Własny krzyk ją ogłuszył, ale nie dbała o to. Nie przypominała sobie również, kiedy ostatnim razem jej głos zabrzmiał w aż tak przerażony, piskliwy sposób. Serce momentalnie podjechało jej aż do gardła, tłukąc się w piersi i jakby chcąc wyrwać na zewnątrz. Napięła mięśnie, nerwowo zaciskając dłonie w pięści. Paznokcie wbiły się w skórę, utaczając krwi, ale Bliss zignorowała to, tak jak i usiłowała odrzucić od siebie wszystkie te niepokojące scenariusze, które jak na zawołanie zalały jej umysł.
Instynktownie wysunęła kły. Dookoła panowała cisza, ale…
A potem coś poruszyło się za jej plecami.
– Mamo! – doszedł ją spanikowany krzyk i to wystarczyło, żeby ją otrzeźwić.
Odskoczyła w ostatniej chwili, dosłownie na ułamek sekundy przed tym, jak Charon spróbował się na nią rzucić. Był szybki i to wytrąciło ją z równowagi, zwłaszcza że – jak nagle sobie uprzytomniła – nieśmiertelny był w ludzkiej postaci. Kątem oka zauważyła bladą jak papier Chloe, która zamarła w progu salonu, z przerażeniem spoglądając na to, co się działo, ale nie miała czasu sprawdzać, czy dziewczynka była cała.
– Uciekaj! – ponagliła ją. Mimo wszystko zabrzmiało to bardziej jak warknięcie, aniżeli jakiekolwiek sensowne słowo. – Ja się tym zajmę.
Nie zauważyła czy Chloe usłuchała. W pośpiechu odskoczyła po raz kolejny, kiedy wilkołak zmusił ją do wykonania następnego uniku. Przez moment Bliss miała ochotę wywrócić oczami, mimowolnie zastanawiając nad tym, czego oczekiwał. Że będzie spokojnie stałą i da rozerwać się na kawałeczki albo…?
Właśnie wtedy zmienił taktykę. Zanim zdążyła się zastanowić, Charon bez ostrzeżenia zmienił kierunek. Zamiast na nią, rzucił się na Chloe, co uprzytomniło wampirzycy, że mała wciąż znajdowała się w pobliżu.
I mogła zginąć, a przynajmniej tyle zarejestrowała Bliss, gdy bez zastanowienia rzuciła się, by osłonić córkę.
Jej przeciwnik tylko na to czekał. W chwili, w której zauważyła okrutny uśmieszek, który wykrzywił jego usta, dotarło do niej, że popełniła błąd, ale już nie miała okazji niczego zmienić. W następnej sekundzie poczuła ból, kiedy Charon zdecydowanym ruchem cisnął nią przez pokój, przez co wylądowała na ścianie – tuż obok wygaszonego, zdobiącego pomieszczenie od lat kominka. Boleśnie wylądowała na plecach i tak zastygła, walcząc o oddech i to, żeby zachować przytomność.
Wyraźnie usłyszała nieśpieszne, zmierzające ku niej kroki. Tuż nad nią pojawiła się pokaźnych rozmiarów, ludzka sylwetka. Charon przystanął tylko na chwilę, by po coś sięgnąć, choć to stało się dla niej jasne dopiero w chwili, w której dostrzegła metalowy pogrzebach, który znalazł tuż obok paleniska.
Gdzieś za plecami mężczyzny Chloe zaczęła krzyczeć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa