8 grudnia 2018

Sto siedemdziesiąt cztery

Elena
Wyczuła, że Rafael zesztywniał. Sama również drgnęła, przez moment mając ochotę do demona podejść i pozwolić na to, by wziął ją w ramiona. To było niczym impuls, którego do końca nie potrafiła wytłumaczyć, ale powody w gruncie rzeczy nie były ważne. Liczyło się, że wszystko w niej aż krzyczało, że działo się coś niedobrego. Nie pierwszy raz, ale jakoś nie miała wątpliwości, że mieli dość powodów, by zacząć się martwić.
W milczeniu powiodła wzrokiem dookoła, spoglądając to na wciąż podenerwowanego Lawrence’a, to znów na męża. Cisza dzwoniła jej w uszach, tak nienaturalna, jak tylko było to możliwe.
– Kim jest Łowca? – usłyszała pełen napięcia głos Rosalie, ale nikt nie próbował jej odpowiedzieć.
Miała wrażenie, że minęła cała wieczność, zanim Rafael zdecydował ruszyć się z miejsca. Poczuła się dziwnie, kiedy na nią spojrzał – i to w tak zaborczy sposób, że aż poczuła się nieswojo. Z jakiegoś powodu nagle zrobiło jej się zimno, zaraz też zapragnęła ponowić pytanie Lawrence’a i w końcu wymóc na demonie odpowiedź.
– Rafa… – zaczęła, ale zanim zdążyła dodać cokolwiek więcej, serafin postanowił jej przerwać.
– Inna noc… Pamiętasz, Eleno? – zapytał, spoglądając jej prosto w oczy. – Zapytałem cię wtedy, czy też jesteś w stanie to wyczuć.
Otworzyła i zaraz zamknęła usta. Dopiero po chwili dotarło do niego, co takiego miał na myśli. Co prawda z tamtego wieczora lepiej w pamięć zapadło jej ponowne pojawienie się Mimi, ale to nie siostra Rafy była w tym wszystkim najważniejsza.
– Też to wtedy słyszałem. Powiedziałeś… – Carlisle urwał, z niedowierzaniem potrząsając głową. – Wtedy zniknęła Nessie. Co to tak naprawdę oznacza?
– Najpewniej tyle, że w końcu muszę podjąć konkretną decyzję, jeśli chodzi o moje relacje z ojcem – stwierdził Rafa takim tonem, jakby właśnie rozmawiali o pogodzie.
Elena spojrzała na niego tak, jakby widziałaś go po raz pierwszy. „Mogłabyś zadać bardziej bezczelne pytanie?” – przypomniała sobie jego słowa, dziwnie odległe i pełne emocji, które skutecznie wytrąciły ją z równowagi. Właśnie to powiedział jej, gdy zapytała, czy dla niej byłby w stanie zwrócić się przeciwko Ciemności. Mogła się tego spodziewać, ale ta perspektywa i tak do niej nie docierała. Co prawda na swój sposób każde z nich wyczekiwało momentu, w którym wszystko miało się znów skomplikować, gdy ta istota upomni się o to, czego chciała od samego początku, ale na swój sposób wciąż liczyła na to, że do tego nie dojdzie. Słodka bogini, związała się z demonem. Możliwe, że dla Ciemności to nic nie znaczyło, ale nadal pragnęła wierzyć.
– Znów niczego nie rozumiem. O czym mówicie? – zniecierpliwiła się Rose. Jej oczy zabłysły gniewnie, gdy w pośpiechu podeszła bliżej, spoglądając to na przybranych rodziców, to znów na Rafaela. – Łowca…
– Jeśli faktycznie wysłał Łowcę, to skończył nam się czas. – Przez twarz serafina przemknął cień. – Chociaż nie sądziłem, że do tego dojdzie. Jesteście pewni?
– Matka mi o tym powiedziała – przyznała cicho Beatrycze. – Nie pytajcie jak i kiedy, bo to nie jest teraz ważne. Ja nigdy tak naprawdę nie wierzyłam w Łowcę, ale…
– Ponieważ to ostateczność. Nie przypominam sobie, kiedy ostatni raz to zrobił – stwierdził Rafa. Tym razem do jego głosu w końcu wkradło się zdenerwowanie. – Ale to ma sens. Od początku wiedział, że nie zwróciłbym się przeciwko Elenie… I zasadniczo przeciwko tobie, ale to dość oczywiste. Odmówiłem pomocy, ale to nie znaczy, że zabiłbym cię, gdyby tego zażyczył sobie ojciec.
– Jakiś ty łaskawy – mruknął z rezerwą L.
Beatrycze drgnęła, po czym rzuciła wampirowi ostrzegawcze spojrzenie.
– Proszę… – zaczęła, wzdychając przeciągle. – Powiedziałam już, że nie mam pretensji o to, że wtedy odmówiłeś. Tym bardziej nie oczekuję niczego teraz. – Zamilkła, w następnej sekundzie decydując się spojrzeć na Rafaela z błyskiem w oczach. Zwłaszcza przy jej rubinowych tęczówkach wydało się to zaskakująco niepokojące. – Chociaż nie. Mogę nawet błagać, jeśli będę musiała, ale – na Boga – nie pozwól tknąć Eleny.
Zabrzmiała w co najmniej zdesperowany, błagalny sposób. Rafael z uwagą zmierzył ją wzrokiem, przypatrując tak uważnie, jakby widział ją po raz pierwszy. Gdzieś za plecami Beatrycze Lawrence drgnął niespokojnie, wyglądając na chętnego, żeby się wtrącić, ale nie miał po temu okazji.
– O to jedno nie musisz mnie prosić – oznajmił z przekonaniem demon. – Od samego początku dążę tylko i wyłącznie do tego, by Elena była bezpieczna.
– Rafa… – zaczęła, nie będąc w stanie tego słuchać, jednak nie dane jej było dokończyć.
– Niech ktoś mi w końcu powie, co się dzieje, do jasnej cholery!
Wszyscy jak na zawołanie spojrzeli na Rosalie. Stała w niewielkim oddaleniu, wyprostowana niczym struna i co najmniej zdenerwowana. Napięła mięśnie, po czym pochyliła się do przodu, przez moment przypominając Elenie gotowe do skoku dzikie zwierzę. Zazwyczaj złociste tęczówki pociemniały od nadmiaru emocji, w tamtej chwili przypominając dwa iskrzące się czarne węgliki. Jakby tego było mało, do Eleny dotarło, że siostra nieznacznie drżała, sprawiając przy tym wrażenie kogoś, kto w każdej chwili mógł ostatecznie stracić nad sobą panowanie.
– Rose, w porządku – odezwała się z wahaniem Esme, ostrożnie dobierając słowa. Ona również nie wyglądała dobrze, w gruncie rzeczy bledsza niż zazwyczaj, choć w przypadku wampira wydawało się to niemożliwe. – Będzie w porządku – powtórzyła, ale zabrzmiało to jak pobożne życzenie, w które nade wszystko pragnęła uwierzyć.
– Jak ma być w porządku, skoro mówicie takie rzeczy?! Mój Boże… – Rosalie urwała, z trudem łapiąc oddech. – Nie wiem o czym mówicie, ale zrozumiałam dość, żeby się martwić. Coś poluje na Elenę i Beatrycze, tak? Nie zamierzam kolejny raz stracić siostry i…
– Więc jej nie stracisz – przerwał szorstkim tonem Rafael. – Nie mam pojęcia jak to zrobię, ale utrzymam przy życiu obie. Powiedziałem, że dla Eleny zejdę choćby i do samego piekła, jeśli będzie taka konieczność. To wciąż aktualne.
Przez dłuższą chwilę znów królowała przede wszystkim cisza. Rosalie nadal tkwiła w tym samym miejscu, zdolna co najwyżej wpatrywać się w stojącego przed nią demona.
– Więc to już oficjalne, tak? – zapytała wprost, choć w jej tonie dało się wyczuć wątpliwości. – Zrzekasz się Ciemności? Myślałam…
– A ja sądziłem, że wyraziłem się jasno już jakiś czas temu. – Demon gniewnie zmrużył oczy. – Myśl sobie, co tylko chcesz. Nie interesuje mnie, czy wierzysz w obietnice, które złożyłem Elenie – stwierdził, wzruszając ramionami. – Tak naprawdę tylko ona jedna ma prawo czegokolwiek ode mnie wymagać.
Coś w tych słowach skutecznie zamknęło Rose usta. Elenie zresztą też, choć jakaś jej cząstka pragnęła zacząć krzyczeć i kazać wszystkim natychmiast się uspokoić. Jej myśli wirowały, przez co sama nie była pewna, co w większym stopniu wytrąciło ją z równowagi – deklaracje Rafy, fakt, że jednak musiał wprost przeciwstawić się ojcu czy może to, co powiedział na temat Łowcy.
– Wymagam tylko tego, żebyś nie dał się zabić. Żadne z was.
Nawet nie zawahała się przed wypowiedzeniem tych słów. Z opóźnieniem dotarło do niej, że w którymś momencie zaczęła drżeć, napinając mięśnie tak mocno, że okazało się to wręcz bolesne. Co więcej, wcale nie czuła bólu czy strachu. W tamtej chwili najbardziej realną ze wszystkich emocji okazał się gniew – stopniowo narastający gdzieś w jej wnętrzu, przez co nie była w stanie go zignorować. Znów poczuła mrowienie na plecach, choć tym razem nie w miejscu, w którym znajdowało się znamię. O wiele intensywniej czuła obecność skrzydeł, z trudem powstrzymując się przed pozwoleniem na to, żeby się pojawiły. Atmosfera już i tak była napięta, więc nie chciała uczynić wszystkiego jeszcze dziwniejszym.
– Nie zamierzam. Zresztą to teraz nie jest ważne – stwierdził Rafael. Spojrzała na niego z niedowierzaniem, przez moment bliska tego, by roześmiać mu się w twarz. Jak na kogoś, kto przez tyle czasu unikał otwartego konfliktu z ojcem, zachowywał się w zdecydowanie zbyt pewny, beztroski sposób. – Łowca może być problemem.
– Co to właściwie jest? – zniecierpliwił się Aldero, dosłownie wyjmując Elenie to pytanie z ust.
Przez twarz Rafaela przemknął cień. Nawet nie spojrzał na wampira, ale przynajmniej w końcu zdecydował się odpowiedzieć.
– Dobre pytanie – przyznał po chwili zastanowienia. – Na które trudno odpowiedzieć. To… byt i właściwie tyle jestem w stanie powiedzieć.
– Też mi pomoc…
Rafa po raz kolejny puścił słowa Aldero mimo uszu.
– Liczy się, że ojciec od wieków go nie wypuszczał. – Jego spojrzenie nieoczekiwanie powędrowało ku Beatrycze. – Mam wrażenie, że tego jesteś świadoma w równym stopniu, co i ja. Jeśli raz wyznaczyć Łowcy cel, spełni go za wszelką cenę.
– A celem jesteśmy my – dopowiedziała cicho.
Elena poczuła się dziwnie, kiedy te słowa w końcu padły. Oczywiście, że podejrzewała dokąd to wszystko zmierza. Gdyby chodziło o cokolwiek innego, tata nie chciałby natychmiast się z nią spotkać. Zresztą ona i Beatrycze od samego początku były czymś nienaturalnym, skoro obie z założenia powinny być martwe. To, że Ciemność nie zamierzała tak tego zostawić, było oczywiste, a jednak…
– Wy – zgodził się niechętnie Rafael. – I każdy, kto stanie mu na drodze. Podejrzewam, że żadne z was nie odpuści, więc…
– Oczywiście, że nie – zaoponowała natychmiast Esme. – Chodzi o moją córkę. No i Beatrycze…
Urwała, ale w gruncie rzeczy nie musiała niczego dodawać. Nieco wymuszony uśmiech Rafaela mówił sam za siebie.
– Tak sądziłem. Więc ostrzeżcie pozostałych, chociaż to niewiele pomoże. Łowca jest… – Zawahał się, szukając odpowiednich słów. – Cóż, jak koszmar na jawie. Dosłownie.
– Nie rozumiem… – przyznała cicho wampirzyca. Elena dawno nie widziała mamy aż do tego stopnia poruszonej.
– Manipuluje umysłami. Równie wprawie jak ja czy telepaci… O ile nie lepiej. – Rafael westchnął przeciągle. – Jak wspomniałem, to byt. Nie ma fizycznej postaci, przynajmniej na razie, ale i tak jest niebezpieczny. Nie trzeba fizycznego kontaktu, by zrobić krzywdę.
Na razie… – powtórzył z wahaniem Carlisle. – Wspomniałeś o Renesmee. Wtedy zniknęła, ale nie sugerujesz chyba, że Łowca…
– Niczego nie wykluczam – przerwał mu demon. – Ale w tej sytuacji zastanówcie się, czy nadal chcecie szukać dziewczyny.
Mniej więcej wtedy Elena zaczęła dochodzić do wniosku, że ma dość. Poczuła pulsowanie w skroniach, chociaż to nie ból głowy okazał się największym problemem. Prędzej czy później musiało do tego dojść, pomyślała, ale te słowa w najmniejszym stopniu jej nie uspokoiły. Wręcz przeciwnie, bo im dłużej zastanawiała się nad tym, co się działo, tym więcej miała wątpliwości. Słuchała i niedowierzała, nagle przerażona bardziej niż wtedy, gdy odliczali do balu.
Łowca sam w sobie brzmiał dla niej jak sen. Przysłuchiwała się rozmowie i zdawkowym odpowiedziom Rafaela, ale nie była w stanie uwierzyć, a tym bardziej w pełni zwizualizować sobie zagrożenia. Rozumiała, że Ciemność w końcu upomniała się o to, co uważała za swoje – o brakujące dusze w kolekcji, jakkolwiek irracjonalnie by to nie brzmiało. Aż za dobrze pamiętała sen o lustrzanej sali, a także niepokojące słowa Joce z wieczoru, w którym miał odbyć się bal. „Ktoś szeptał. Jakiś mężczyzna i… Powiedział mi, że do niego przyjdziesz. Powiedział, że należysz do niego, Eleno” – dokładnie te słowa padły z ust dziwnie roztrzęsionej, rozespanej wówczas kuzynki. Pamiętała to aż za dobrze, choć zarazem miała wrażenie, że godziny przesiadywania w hotelu miały miejsce całe wieki wcześniej, w jakimś innym życiu.
Był jeszcze ten cholerny wiersz, które wersy dosłownie ją prześladowały. Wracały co jakiś czas, a jakby tego było mało…
Elena potrząsnęła głową. Nie, zdecydowanie nie była na to gotowa. Nie wyobrażała sobie, że jakiś cholerny byt, który – tylko być może – ukrywał się w ciele Renesmee, miałby zacząć na nich wszystkich polować. Gdyby chodziło tylko o nią, może uznałaby to za sensowne i do przewidzenia. Sęk w tym, że nie chciała nawet brać pod uwagę, że z jej powodu mieliby ucierpieć wszyscy wokół.
– Musimy ostrzec Mirę – oznajmiła pod wpływem impulsu.
To były pierwsze sensowne słowa, które przyszły jej do głowy i były czymś więcej, aniżeli cała wiązanka przekleństw. Co prawda Elena miała ochotę na to drugie, najlepiej pod adresem samej Ciemności, ale nie sądziła, by to okazało się dobrym pomysłem. Chciała myśleć praktycznie, zamiast czekać aż Rafa i pozostali zrobią to za nią, ale to okazało się co najmniej trudne.
– Moja siostra ma wolną rękę. – Rafa spojrzał na nią w bliżej nieokreślony sposób. – Nie sądzę, by chciała przeciwstawić się ojcu, więc…
– Ale dalej powinna wiedzieć, co się dzieje. Zresztą Miriam zawsze stała po twojej stronie.
Brwi demona powędrowały ku górze.
– Od kiedy jej bronisz? – zapytał, nie kryjąc zaskoczenia. – Wydawało mi się, że nie tak dawno sama miałaś ochotę ją zabić.
– Bo miałam. I dalej mam. – Elena z niedowierzaniem potrząsnęła głową. – Denerwuje mnie na każdym kroku, zresztą najpewniej ze wzajemnością, ale… Na litość bogini, to nie znaczy, że życzę jej źle! Gdyby nie ona, pewnie dalej byśmy się mijali.
– Mijaliśmy się przede wszystkim dlatego, że jesteś uparta, lilan – zauważył przytomnie, ale zdecydowała się go zignorować.
– Jesteś jej to winien.
Przez twarz Rafaela przemknął cień. O bogini, jak ty nic nie rozumiesz!, jęknęła w duchu, z trudem powstrzymując się przed chwyceniem demona za ramiona. Miała ochotę porządnie nim potrząsnąć.
– Mirze? – Serafin wciąż nie wyglądał na przekonanego. – Wykonywała moje polecenia, bo tak jej wygodniej. Mówiłem ci już, że jej płeć dla wielu z nas jest problematyczna. Gdyby nie ja…
– Nie wyglądała, jakby martwiła się o pozycję, kiedy histeryzowała, że coś ci się stanie – zniecierpliwiła się Elena. Tym razem do jej głosu wkradła się gniewna nuta. – Tym bardziej nie miała żadnego interesu w tym, by dręczyć mnie z twojego powodu. Jeśli odejdzie, jej sprawa, ale przynajmniej niech wie, co się dzieje.
– Jeśli nagle stanie się dla niej wrogiem, nie zawaham się przed zabiciem jej.
Wzdrygnęła się, przez moment czując tak, jakby znów się na nią zamachnął. Chwilami przerażał ją tym, z jaką łatwością mówił o zabijaniu – i to na dodatek własnej siostry. Wiedziała, co Rafa sądził o rodzeństwie, hierarchii i zasadach, którymi się kierowali, ale dla niej to wziąć pozostawało abstrakcją. Nie miała wątpliwości, że jego poglądy nie padły się znikąd, a demony w dość wypaczony sposób rozumiały pojęcie rodziny, ale to w gruncie rzeczy niczego nie zmieniało. Co więcej, choć sama miała Miriam wiele do zarzucenia, była gotowa przysiąc, że demonica ceniła Rafaela bardziej, niż ten mógłby sobie wyobrazić.
– Pogadasz z Miriam czy ja mam to zrobić? – zapytała wprost, siląc się na cierpliwość.
Rafael wzniósł oczy ku górze. Zaraz po tym westchnął przeciągle, wyraźnie sfrustrowany.
– Zajmę się tym – dał za wygraną. – Tylko nie patrz na mnie w ten sposób. Zasada ograniczonego zaufania to podstawa.
Nie odpowiedziała, nie zamierzając dłużej ciągnąć tematu. Jego słowa sprawiły, że nieznacznie się rozluźniła, choć wciąż miała wątpliwości. Miała wrażenie, że Rafa sam nie był pewien, w jaki sposób obchodzić się z Mirą – i to zwłaszcza teraz, gdy chcąc nie chcąc kierował się emocjami. Jakoś nie miała wątpliwości, że on też dostrzegał w zachowaniu siostry coś więcej, niż tylko oddanie z przymusu. Może i w grę wchodziła również wygoda, ale Elena szczerze wątpiła, by kobieta kierował się również tym. W innym wypadku nie przejęłaby się ani wtedy, gdy znalazła rannego brata w kapliczce, ani tym bardziej nie godziła mu pomagać wtedy, gdy już stało się oczywiste, że był skłonny przeciwstawić się ojcu.
– Skończyliście już? Jeśli tak, to mam ważniejsze pytanie. – Głos Lawrence’a podziałał na nią trochę jak kubeł lodowatej wody. Zamrugała nieco nieprzytomnie, uprzytomniając sobie, że w którymś momencie przesunęła się bliżej Rafaela, stając tuż naprzeciwko niego i spoglądając nań w niemalże wyzywający sposób. Co więcej, wszyscy na nich patrzyli, z uwagą przysłuchując wymianie zdań. – Co robimy? Nie masz nawet pojęcia, czym tak naprawdę jest ten cały Łowca, więc…
– Wiem dość, by działać. I zamierzam dowiedzieć jeszcze więcej – przerwał mu natychmiast Rafael. – Z Mirą albo bez niej. Jeśli będzie trzeba, osobiście go poszukam albo spotkam się z ojcem.
– Teraz już całkiem postradałeś zmysły! – jęknęła z niedowierzaniem Elena.
Aż cofnęła się o krok, przez moment mając wrażenie, że Rafa mówił do niej w jakimś innym języku. Poczuła się niemalże jak wtedy, gdy tak po prostu oznajmił, że Isobel zażyczyła sobie jego obecności przed balem i wybiera się do Volterry. Różnica polegała na tym, że jak wtedy była w stanie uwierzyć, że demon miał szansę wyjść z tego spotkania bez szwanku, tak w chwili, w której zasugerował spotkanie z Ciemnością, była w stanie co najwyżej uznać, że zamierzał dobrowolnie dać się zabić.
Poczuła na sobie przenikliwe spojrzenie lśniących, przypominających bezchmurne niebo oczu. Bezwiednie cofnęła się o kolejny krok, świadoma wyłącznie trzepocącego się w piersi serca. „Proszę” – cisnęło jej się na usta, ale była w stanie co najwyżej stać, spazmatycznie łapać oddech i czekać na jakąkolwiek reakcję z jego strony.
– Nie zamierzam kolejny raz w napięciu czekać, aż coś złego spotka cię na moich oczach. Z czymkolwiek mamy do czynienia, dopadnę to, zanim spróbuje zaatakować któreś z nas. – Rafael zmierzył ją wzrokiem. – Skoro pytacie się, co robić, to mogę na początek zasugerować, żebyście trzymali się razem. Jednego jestem pewien: ta istota lubuje się w strachu. Manipuluje umysłami, ale ciężej będzie jej cokolwiek zdziałać, jeśli trafi na większą grupę. Skoro są wśród was telepaci, to tym lepiej. Wpłynięcie na nich powinno być trudniejsze.
– Ja… Zadzwonię do Jaspera – wyszeptała drżącym głosem Alice. Elena prawie zdążyła o niej zapomnieć, zwłaszcza że siostra milczała od chwili, w której temat zszedł na Łowcę. To wydawało się wręcz nienaturalne, tym bardziej że zazwyczaj mówiła dużo i tak szybko, że ledwo dało się za nią nadążyć. – Dam znać jemu i pozostałym. Powiem, żeby uważali, skoro wciąż szukają… tego, co jest Renesmee.
– Powiedz im, żeby zorganizowali sobie telepatę albo najlepiej całkiem przestali szukać, skoro nie mamy pewności, co to jest – zwrócił się do niej Rafael.
Carlisle drgnął, wyraźnie zaniepokojony.
– To nie jest takie proste – zaoponował spiętym tonem. – Chodzi o moją wnuczkę. Mamy tak to zostawić.
– Na razie – sprostował demon. – Możliwe, że Elena ma rację i powinienem sprawdzić, jaką decyzję podejmie Mira. Jakiś czas temu kazałem jej zareagować, gdyby zauważyła dziewczynę. Bezpieczniej będzie, jeśli to my się na niej skupimy.
– Jeśli coś jej się stanie…
Rafa uśmiechnął się w pozbawiony wesołości sposób.
– To już prawie zabrzmiało, jakbym jednak miał wolną rękę. Miła odmiana – stwierdził, choć po jego tonie trudno było stwierdzić, czy faktycznie się z tego cieszył. – Zrobię co mogę, by ciało nie ucierpiało. Ale jeśli to Łowca, większym priorytetem będzie to, by nie dać się zabić.
Nikt nie zaprotestował, choć Elena czuła, że mieli na to ochotę. Też przejmowała się Renesmee, podświadomie odpychając od siebie możliwość, że coś, co nią zawładnęło, mogłoby się okazać morderczym bytem. To wciąż brzmiało jak marny żart, a jednak…
Wszelakie myśli uleciały z jej głowy w chwili, w której Rafael odezwał się ponownie.
– Obawiam się, że musimy odłożyć na później plany z przeprowadzką. Chcę, żeby Elena została tutaj – oznajmił wprost, starannie dobierając słowa. – Jak wspomniałem, trzymajcie się razem. Nie ma dla mnie znaczenia, czy jestem tutaj mile widziany, bo w tej chwili liczy się dla mnie wyłącznie jej bezpieczeństwo.
Serce jak na zawołanie zabiło jej szybciej. To brzmiało sensownie, ale ostatnie napięcie między demonem a jej bliskimi wszystko komplikowało. Nie wyobrażała sobie, że miałaby zostać w rodzinnym domu, jeśli Rafael nie miałby do niego wstępu. Wiedziała, że to nie był odpowiedni moment, by zaczynać kłótnie, zwłaszcza że wewnętrzne konflikty wydawały się nic nieznaczące wobec faktycznego zagrożenia, ale gdyby ją do tego zmusili…
A potem odezwała się Esme, a Elena poczuła, że ma wielką ochotę mamę uściskać.
– Zostań.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa