Elena
Wyczuła, że Rafael
zesztywniał. Sama również drgnęła, przez moment mając ochotę do demona podejść i pozwolić
na to, by wziął ją w ramiona. To było niczym impuls, którego do końca nie
potrafiła wytłumaczyć, ale powody w gruncie rzeczy nie były ważne. Liczyło
się, że wszystko w niej aż krzyczało, że działo się coś niedobrego. Nie
pierwszy raz, ale jakoś nie miała wątpliwości, że mieli dość powodów, by zacząć
się martwić.
W milczeniu
powiodła wzrokiem dookoła, spoglądając to na wciąż podenerwowanego Lawrence’a,
to znów na męża. Cisza dzwoniła jej w uszach, tak nienaturalna, jak tylko
było to możliwe.
– Kim jest
Łowca? – usłyszała pełen napięcia głos Rosalie, ale nikt nie próbował jej
odpowiedzieć.
Miała
wrażenie, że minęła cała wieczność, zanim Rafael zdecydował ruszyć się z miejsca.
Poczuła się dziwnie, kiedy na nią spojrzał – i to w tak zaborczy
sposób, że aż poczuła się nieswojo. Z jakiegoś powodu nagle zrobiło jej
się zimno, zaraz też zapragnęła ponowić pytanie Lawrence’a i w końcu
wymóc na demonie odpowiedź.
– Rafa… –
zaczęła, ale zanim zdążyła dodać cokolwiek więcej, serafin postanowił jej
przerwać.
– Inna noc…
Pamiętasz, Eleno? – zapytał, spoglądając jej prosto w oczy. – Zapytałem
cię wtedy, czy też jesteś w stanie to wyczuć.
Otworzyła i zaraz
zamknęła usta. Dopiero po chwili dotarło do niego, co takiego miał na myśli. Co
prawda z tamtego wieczora lepiej w pamięć zapadło jej ponowne
pojawienie się Mimi, ale to nie siostra Rafy była w tym wszystkim
najważniejsza.
– Też to
wtedy słyszałem. Powiedziałeś… – Carlisle urwał, z niedowierzaniem
potrząsając głową. – Wtedy zniknęła Nessie. Co to tak naprawdę oznacza?
–
Najpewniej tyle, że w końcu muszę podjąć konkretną decyzję, jeśli chodzi o moje
relacje z ojcem – stwierdził Rafa takim tonem, jakby właśnie rozmawiali o pogodzie.
Elena
spojrzała na niego tak, jakby widziałaś go po raz pierwszy. „Mogłabyś zadać
bardziej bezczelne pytanie?” – przypomniała sobie jego słowa, dziwnie odległe i pełne
emocji, które skutecznie wytrąciły ją z równowagi. Właśnie to powiedział
jej, gdy zapytała, czy dla niej byłby w stanie zwrócić się przeciwko
Ciemności. Mogła się tego spodziewać, ale ta perspektywa i tak do niej nie
docierała. Co prawda na swój sposób każde z nich wyczekiwało momentu, w którym
wszystko miało się znów skomplikować, gdy ta istota upomni się o to, czego
chciała od samego początku, ale na swój sposób wciąż liczyła na to, że do tego
nie dojdzie. Słodka bogini, związała się z demonem. Możliwe, że dla
Ciemności to nic nie znaczyło, ale nadal pragnęła wierzyć.
– Znów
niczego nie rozumiem. O czym mówicie? – zniecierpliwiła się Rose. Jej oczy
zabłysły gniewnie, gdy w pośpiechu podeszła bliżej, spoglądając to na
przybranych rodziców, to znów na Rafaela. – Łowca…
– Jeśli
faktycznie wysłał Łowcę, to skończył nam się czas. – Przez twarz serafina
przemknął cień. – Chociaż nie sądziłem, że do tego dojdzie. Jesteście pewni?
– Matka mi o tym
powiedziała – przyznała cicho Beatrycze. – Nie pytajcie jak i kiedy, bo to
nie jest teraz ważne. Ja nigdy tak naprawdę nie wierzyłam w Łowcę, ale…
– Ponieważ
to ostateczność. Nie przypominam sobie, kiedy ostatni raz to zrobił –
stwierdził Rafa. Tym razem do jego głosu w końcu wkradło się
zdenerwowanie. – Ale to ma sens. Od początku wiedział, że nie zwróciłbym się
przeciwko Elenie… I zasadniczo przeciwko tobie, ale to dość oczywiste.
Odmówiłem pomocy, ale to nie znaczy, że zabiłbym cię, gdyby tego zażyczył sobie
ojciec.
– Jakiś ty
łaskawy – mruknął z rezerwą L.
Beatrycze
drgnęła, po czym rzuciła wampirowi ostrzegawcze spojrzenie.
– Proszę… –
zaczęła, wzdychając przeciągle. – Powiedziałam już, że nie mam pretensji o to,
że wtedy odmówiłeś. Tym bardziej nie oczekuję niczego teraz. – Zamilkła, w następnej
sekundzie decydując się spojrzeć na Rafaela z błyskiem w oczach.
Zwłaszcza przy jej rubinowych tęczówkach wydało się to zaskakująco niepokojące.
– Chociaż nie. Mogę nawet błagać, jeśli będę musiała, ale – na Boga – nie
pozwól tknąć Eleny.
Zabrzmiała w co
najmniej zdesperowany, błagalny sposób. Rafael z uwagą zmierzył ją
wzrokiem, przypatrując tak uważnie, jakby widział ją po raz pierwszy. Gdzieś za
plecami Beatrycze Lawrence drgnął niespokojnie, wyglądając na chętnego, żeby
się wtrącić, ale nie miał po temu okazji.
– O to
jedno nie musisz mnie prosić – oznajmił z przekonaniem demon. – Od samego
początku dążę tylko i wyłącznie do tego, by Elena była bezpieczna.
– Rafa… –
zaczęła, nie będąc w stanie tego słuchać, jednak nie dane jej było
dokończyć.
– Niech
ktoś mi w końcu powie, co się dzieje, do jasnej cholery!
Wszyscy jak
na zawołanie spojrzeli na Rosalie. Stała w niewielkim oddaleniu,
wyprostowana niczym struna i co najmniej zdenerwowana. Napięła mięśnie, po
czym pochyliła się do przodu, przez moment przypominając Elenie gotowe do skoku
dzikie zwierzę. Zazwyczaj złociste tęczówki pociemniały od nadmiaru emocji, w tamtej
chwili przypominając dwa iskrzące się czarne węgliki. Jakby tego było mało, do
Eleny dotarło, że siostra nieznacznie drżała, sprawiając przy tym wrażenie
kogoś, kto w każdej chwili mógł ostatecznie stracić nad sobą panowanie.
– Rose, w porządku
– odezwała się z wahaniem Esme, ostrożnie dobierając słowa. Ona również
nie wyglądała dobrze, w gruncie rzeczy bledsza niż zazwyczaj, choć w przypadku
wampira wydawało się to niemożliwe. – Będzie w porządku – powtórzyła, ale
zabrzmiało to jak pobożne życzenie, w które nade wszystko pragnęła
uwierzyć.
– Jak ma
być w porządku, skoro mówicie takie rzeczy?! Mój Boże… – Rosalie urwała, z trudem
łapiąc oddech. – Nie wiem o czym mówicie, ale zrozumiałam dość, żeby się
martwić. Coś poluje na Elenę i Beatrycze, tak? Nie zamierzam kolejny raz
stracić siostry i…
– Więc jej
nie stracisz – przerwał szorstkim tonem Rafael. – Nie mam pojęcia jak to
zrobię, ale utrzymam przy życiu obie. Powiedziałem, że dla Eleny zejdę choćby i do
samego piekła, jeśli będzie taka konieczność. To wciąż aktualne.
Przez
dłuższą chwilę znów królowała przede wszystkim cisza. Rosalie nadal tkwiła w tym
samym miejscu, zdolna co najwyżej wpatrywać się w stojącego przed nią
demona.
– Więc to
już oficjalne, tak? – zapytała wprost, choć w jej tonie dało się wyczuć
wątpliwości. – Zrzekasz się Ciemności? Myślałam…
– A ja
sądziłem, że wyraziłem się jasno już jakiś czas temu. – Demon gniewnie zmrużył
oczy. – Myśl sobie, co tylko chcesz. Nie interesuje mnie, czy wierzysz w obietnice,
które złożyłem Elenie – stwierdził, wzruszając ramionami. – Tak naprawdę tylko
ona jedna ma prawo czegokolwiek ode mnie wymagać.
Coś w tych
słowach skutecznie zamknęło Rose usta. Elenie zresztą też, choć jakaś jej
cząstka pragnęła zacząć krzyczeć i kazać wszystkim natychmiast się
uspokoić. Jej myśli wirowały, przez co sama nie była pewna, co w większym
stopniu wytrąciło ją z równowagi – deklaracje Rafy, fakt, że jednak musiał
wprost przeciwstawić się ojcu czy może to, co powiedział na temat Łowcy.
– Wymagam tylko
tego, żebyś nie dał się zabić. Żadne z was.
Nawet nie
zawahała się przed wypowiedzeniem tych słów. Z opóźnieniem dotarło do
niej, że w którymś momencie zaczęła drżeć, napinając mięśnie tak mocno, że
okazało się to wręcz bolesne. Co więcej, wcale nie czuła bólu czy strachu. W tamtej
chwili najbardziej realną ze wszystkich emocji okazał się gniew – stopniowo
narastający gdzieś w jej wnętrzu, przez co nie była w stanie go zignorować.
Znów poczuła mrowienie na plecach, choć tym razem nie w miejscu, w którym
znajdowało się znamię. O wiele intensywniej czuła obecność skrzydeł, z trudem
powstrzymując się przed pozwoleniem na to, żeby się pojawiły. Atmosfera już i tak
była napięta, więc nie chciała uczynić wszystkiego jeszcze dziwniejszym.
– Nie
zamierzam. Zresztą to teraz nie jest ważne – stwierdził Rafael. Spojrzała na
niego z niedowierzaniem, przez moment bliska tego, by roześmiać mu się w twarz.
Jak na kogoś, kto przez tyle czasu unikał otwartego konfliktu z ojcem,
zachowywał się w zdecydowanie zbyt pewny, beztroski sposób. – Łowca może być
problemem.
– Co to
właściwie jest? – zniecierpliwił się Aldero, dosłownie wyjmując Elenie to
pytanie z ust.
Przez twarz
Rafaela przemknął cień. Nawet nie spojrzał na wampira, ale przynajmniej w końcu
zdecydował się odpowiedzieć.
– Dobre pytanie
– przyznał po chwili zastanowienia. – Na które trudno odpowiedzieć. To… byt i właściwie
tyle jestem w stanie powiedzieć.
– Też mi
pomoc…
Rafa po raz
kolejny puścił słowa Aldero mimo uszu.
– Liczy
się, że ojciec od wieków go nie wypuszczał. – Jego spojrzenie nieoczekiwanie
powędrowało ku Beatrycze. – Mam wrażenie, że tego jesteś świadoma w równym
stopniu, co i ja. Jeśli raz wyznaczyć Łowcy cel, spełni go za wszelką
cenę.
– A celem
jesteśmy my – dopowiedziała cicho.
Elena poczuła
się dziwnie, kiedy te słowa w końcu padły. Oczywiście, że podejrzewała
dokąd to wszystko zmierza. Gdyby chodziło o cokolwiek innego, tata nie
chciałby natychmiast się z nią spotkać. Zresztą ona i Beatrycze od
samego początku były czymś nienaturalnym, skoro obie z założenia powinny być
martwe. To, że Ciemność nie zamierzała tak tego zostawić, było oczywiste, a jednak…
– Wy –
zgodził się niechętnie Rafael. – I każdy, kto stanie mu na drodze.
Podejrzewam, że żadne z was nie odpuści, więc…
– Oczywiście,
że nie – zaoponowała natychmiast Esme. – Chodzi o moją córkę. No i Beatrycze…
Urwała, ale
w gruncie rzeczy nie musiała niczego dodawać. Nieco wymuszony uśmiech Rafaela
mówił sam za siebie.
– Tak
sądziłem. Więc ostrzeżcie pozostałych, chociaż to niewiele pomoże. Łowca jest… –
Zawahał się, szukając odpowiednich słów. – Cóż, jak koszmar na jawie.
Dosłownie.
– Nie
rozumiem… – przyznała cicho wampirzyca. Elena dawno nie widziała mamy aż do
tego stopnia poruszonej.
– Manipuluje
umysłami. Równie wprawie jak ja czy telepaci… O ile nie lepiej. – Rafael
westchnął przeciągle. – Jak wspomniałem, to byt. Nie ma fizycznej postaci,
przynajmniej na razie, ale i tak jest niebezpieczny. Nie trzeba fizycznego
kontaktu, by zrobić krzywdę.
– Na razie… – powtórzył z wahaniem
Carlisle. – Wspomniałeś o Renesmee. Wtedy zniknęła, ale nie sugerujesz chyba,
że Łowca…
– Niczego nie
wykluczam – przerwał mu demon. – Ale w tej sytuacji zastanówcie się, czy nadal
chcecie szukać dziewczyny.
Mniej
więcej wtedy Elena zaczęła dochodzić do wniosku, że ma dość. Poczuła pulsowanie
w skroniach, chociaż to nie ból głowy okazał się największym problemem. Prędzej czy później musiało do tego dojść,
pomyślała, ale te słowa w najmniejszym stopniu jej nie uspokoiły. Wręcz
przeciwnie, bo im dłużej zastanawiała się nad tym, co się działo, tym więcej
miała wątpliwości. Słuchała i niedowierzała, nagle przerażona bardziej niż
wtedy, gdy odliczali do balu.
Łowca sam w sobie
brzmiał dla niej jak sen. Przysłuchiwała się rozmowie i zdawkowym odpowiedziom
Rafaela, ale nie była w stanie uwierzyć, a tym bardziej w pełni
zwizualizować sobie zagrożenia. Rozumiała, że Ciemność w końcu upomniała się
o to, co uważała za swoje – o brakujące dusze w kolekcji,
jakkolwiek irracjonalnie by to nie brzmiało. Aż za dobrze pamiętała sen o lustrzanej
sali, a także niepokojące słowa Joce z wieczoru, w którym miał
odbyć się bal. „Ktoś szeptał. Jakiś mężczyzna i… Powiedział mi, że do niego
przyjdziesz. Powiedział, że należysz do niego, Eleno” – dokładnie te słowa
padły z ust dziwnie roztrzęsionej, rozespanej wówczas kuzynki. Pamiętała
to aż za dobrze, choć zarazem miała wrażenie, że godziny przesiadywania w hotelu
miały miejsce całe wieki wcześniej, w jakimś innym życiu.
Był jeszcze
ten cholerny wiersz, które wersy dosłownie ją prześladowały. Wracały co jakiś
czas, a jakby tego było mało…
Elena potrząsnęła
głową. Nie, zdecydowanie nie była na to gotowa. Nie wyobrażała sobie, że jakiś
cholerny byt, który – tylko być może – ukrywał się w ciele Renesmee,
miałby zacząć na nich wszystkich polować. Gdyby chodziło tylko o nią, może
uznałaby to za sensowne i do przewidzenia. Sęk w tym, że nie chciała
nawet brać pod uwagę, że z jej powodu mieliby ucierpieć wszyscy wokół.
– Musimy ostrzec
Mirę – oznajmiła pod wpływem impulsu.
To były pierwsze
sensowne słowa, które przyszły jej do głowy i były czymś więcej, aniżeli
cała wiązanka przekleństw. Co prawda Elena miała ochotę na to drugie, najlepiej
pod adresem samej Ciemności, ale nie sądziła, by to okazało się dobrym pomysłem.
Chciała myśleć praktycznie, zamiast czekać aż Rafa i pozostali zrobią to
za nią, ale to okazało się co najmniej trudne.
– Moja
siostra ma wolną rękę. – Rafa spojrzał na nią w bliżej nieokreślony
sposób. – Nie sądzę, by chciała przeciwstawić się ojcu, więc…
– Ale dalej
powinna wiedzieć, co się dzieje. Zresztą Miriam zawsze stała po twojej stronie.
Brwi demona
powędrowały ku górze.
– Od kiedy
jej bronisz? – zapytał, nie kryjąc zaskoczenia. – Wydawało mi się, że nie tak
dawno sama miałaś ochotę ją zabić.
– Bo
miałam. I dalej mam. – Elena z niedowierzaniem potrząsnęła głową. –
Denerwuje mnie na każdym kroku, zresztą najpewniej ze wzajemnością, ale… Na
litość bogini, to nie znaczy, że życzę jej źle! Gdyby nie ona, pewnie dalej
byśmy się mijali.
– Mijaliśmy
się przede wszystkim dlatego, że jesteś uparta, lilan – zauważył przytomnie, ale zdecydowała się go zignorować.
– Jesteś
jej to winien.
Przez twarz
Rafaela przemknął cień. O bogini, jak ty nic nie rozumiesz!, jęknęła
w duchu, z trudem powstrzymując się przed chwyceniem demona za
ramiona. Miała ochotę porządnie nim potrząsnąć.
– Mirze? – Serafin
wciąż nie wyglądał na przekonanego. – Wykonywała moje polecenia, bo tak jej
wygodniej. Mówiłem ci już, że jej płeć dla wielu z nas jest
problematyczna. Gdyby nie ja…
– Nie wyglądała,
jakby martwiła się o pozycję, kiedy histeryzowała, że coś ci się stanie –
zniecierpliwiła się Elena. Tym razem do jej głosu wkradła się gniewna nuta. –
Tym bardziej nie miała żadnego interesu w tym, by dręczyć mnie z twojego
powodu. Jeśli odejdzie, jej sprawa, ale przynajmniej niech wie, co się dzieje.
– Jeśli nagle
stanie się dla niej wrogiem, nie zawaham się przed zabiciem jej.
Wzdrygnęła
się, przez moment czując tak, jakby znów się na nią zamachnął. Chwilami
przerażał ją tym, z jaką łatwością mówił o zabijaniu – i to na dodatek
własnej siostry. Wiedziała, co Rafa sądził o rodzeństwie, hierarchii i zasadach,
którymi się kierowali, ale dla niej to wziąć pozostawało abstrakcją. Nie miała
wątpliwości, że jego poglądy nie padły się znikąd, a demony w dość
wypaczony sposób rozumiały pojęcie rodziny, ale to w gruncie rzeczy
niczego nie zmieniało. Co więcej, choć sama miała Miriam wiele do zarzucenia, była
gotowa przysiąc, że demonica ceniła Rafaela bardziej, niż ten mógłby sobie
wyobrazić.
– Pogadasz z Miriam
czy ja mam to zrobić? – zapytała wprost, siląc się na cierpliwość.
Rafael wzniósł
oczy ku górze. Zaraz po tym westchnął przeciągle, wyraźnie sfrustrowany.
– Zajmę się
tym – dał za wygraną. – Tylko nie patrz na mnie w ten sposób. Zasada ograniczonego
zaufania to podstawa.
Nie
odpowiedziała, nie zamierzając dłużej ciągnąć tematu. Jego słowa sprawiły, że
nieznacznie się rozluźniła, choć wciąż miała wątpliwości. Miała wrażenie, że
Rafa sam nie był pewien, w jaki sposób obchodzić się z Mirą – i to
zwłaszcza teraz, gdy chcąc nie chcąc kierował się emocjami. Jakoś nie miała
wątpliwości, że on też dostrzegał w zachowaniu siostry coś więcej, niż
tylko oddanie z przymusu. Może i w grę wchodziła również wygoda,
ale Elena szczerze wątpiła, by kobieta kierował się również tym. W innym
wypadku nie przejęłaby się ani wtedy, gdy znalazła rannego brata w kapliczce,
ani tym bardziej nie godziła mu pomagać wtedy, gdy już stało się oczywiste, że
był skłonny przeciwstawić się ojcu.
–
Skończyliście już? Jeśli tak, to mam ważniejsze pytanie. – Głos Lawrence’a podziałał
na nią trochę jak kubeł lodowatej wody. Zamrugała nieco nieprzytomnie,
uprzytomniając sobie, że w którymś momencie przesunęła się bliżej Rafaela,
stając tuż naprzeciwko niego i spoglądając nań w niemalże wyzywający
sposób. Co więcej, wszyscy na nich patrzyli, z uwagą przysłuchując wymianie
zdań. – Co robimy? Nie masz nawet pojęcia, czym tak naprawdę jest ten cały
Łowca, więc…
– Wiem
dość, by działać. I zamierzam dowiedzieć jeszcze więcej – przerwał mu
natychmiast Rafael. – Z Mirą albo bez niej. Jeśli będzie trzeba, osobiście
go poszukam albo spotkam się z ojcem.
– Teraz już
całkiem postradałeś zmysły! – jęknęła z niedowierzaniem Elena.
Aż cofnęła
się o krok, przez moment mając wrażenie, że Rafa mówił do niej w jakimś
innym języku. Poczuła się niemalże jak wtedy, gdy tak po prostu oznajmił, że
Isobel zażyczyła sobie jego obecności przed balem i wybiera się do Volterry.
Różnica polegała na tym, że jak wtedy była w stanie uwierzyć, że demon
miał szansę wyjść z tego spotkania bez szwanku, tak w chwili, w której
zasugerował spotkanie z Ciemnością, była w stanie co najwyżej uznać,
że zamierzał dobrowolnie dać się zabić.
Poczuła na
sobie przenikliwe spojrzenie lśniących, przypominających bezchmurne niebo oczu.
Bezwiednie cofnęła się o kolejny krok, świadoma wyłącznie trzepocącego się
w piersi serca. „Proszę” – cisnęło jej się na usta, ale była w stanie
co najwyżej stać, spazmatycznie łapać oddech i czekać na jakąkolwiek
reakcję z jego strony.
– Nie zamierzam
kolejny raz w napięciu czekać, aż coś złego spotka cię na moich oczach. Z czymkolwiek
mamy do czynienia, dopadnę to, zanim spróbuje zaatakować któreś z nas. –
Rafael zmierzył ją wzrokiem. – Skoro pytacie się, co robić, to mogę na początek
zasugerować, żebyście trzymali się razem. Jednego jestem pewien: ta istota lubuje
się w strachu. Manipuluje umysłami, ale ciężej będzie jej cokolwiek
zdziałać, jeśli trafi na większą grupę. Skoro są wśród was telepaci, to tym
lepiej. Wpłynięcie na nich powinno być trudniejsze.
– Ja…
Zadzwonię do Jaspera – wyszeptała drżącym głosem Alice. Elena prawie zdążyła o niej
zapomnieć, zwłaszcza że siostra milczała od chwili, w której temat zszedł
na Łowcę. To wydawało się wręcz nienaturalne, tym bardziej że zazwyczaj mówiła
dużo i tak szybko, że ledwo dało się za nią nadążyć. – Dam znać jemu i pozostałym.
Powiem, żeby uważali, skoro wciąż szukają… tego, co jest Renesmee.
– Powiedz im,
żeby zorganizowali sobie telepatę albo najlepiej całkiem przestali szukać,
skoro nie mamy pewności, co to jest – zwrócił się do niej Rafael.
Carlisle
drgnął, wyraźnie zaniepokojony.
– To nie
jest takie proste – zaoponował spiętym tonem. – Chodzi o moją wnuczkę. Mamy
tak to zostawić.
– Na razie –
sprostował demon. – Możliwe, że Elena ma rację i powinienem sprawdzić,
jaką decyzję podejmie Mira. Jakiś czas temu kazałem jej zareagować, gdyby
zauważyła dziewczynę. Bezpieczniej będzie, jeśli to my się na niej skupimy.
– Jeśli coś
jej się stanie…
Rafa
uśmiechnął się w pozbawiony wesołości sposób.
– To już
prawie zabrzmiało, jakbym jednak miał wolną rękę. Miła odmiana – stwierdził,
choć po jego tonie trudno było stwierdzić, czy faktycznie się z tego
cieszył. – Zrobię co mogę, by ciało nie ucierpiało. Ale jeśli to Łowca,
większym priorytetem będzie to, by nie dać się zabić.
Nikt nie
zaprotestował, choć Elena czuła, że mieli na to ochotę. Też przejmowała się Renesmee,
podświadomie odpychając od siebie możliwość, że coś, co nią zawładnęło, mogłoby
się okazać morderczym bytem. To wciąż brzmiało jak marny żart, a jednak…
Wszelakie
myśli uleciały z jej głowy w chwili, w której Rafael odezwał się
ponownie.
– Obawiam
się, że musimy odłożyć na później plany z przeprowadzką. Chcę, żeby Elena została
tutaj – oznajmił wprost, starannie dobierając słowa. – Jak wspomniałem,
trzymajcie się razem. Nie ma dla mnie znaczenia, czy jestem tutaj mile
widziany, bo w tej chwili liczy się dla mnie wyłącznie jej bezpieczeństwo.
Serce jak
na zawołanie zabiło jej szybciej. To brzmiało sensownie, ale ostatnie napięcie
między demonem a jej bliskimi wszystko komplikowało. Nie wyobrażała sobie,
że miałaby zostać w rodzinnym domu, jeśli Rafael nie miałby do niego
wstępu. Wiedziała, że to nie był odpowiedni moment, by zaczynać kłótnie,
zwłaszcza że wewnętrzne konflikty wydawały się nic nieznaczące wobec
faktycznego zagrożenia, ale gdyby ją do tego zmusili…
A potem
odezwała się Esme, a Elena poczuła, że ma wielką ochotę mamę uściskać.
– Zostań.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz