17 grudnia 2018

Sto osiemdziesiąt trzy

Elena
Nie miała pojęcia, jak do tego doszło, ale pod jej nieobecność Raven jednak uwił sobie gniazdo. To było pierwszym, co wrzuciło jej się w oczy, kiedy znalazła się z powrotem w pokoju. Kruk jak gdyby nigdy nic spał sobie na szafie, wygodnie usadowiony na czymś, co wyglądało jak kupka naprędce zrzuconych w jedno miejsce ubrań. Elena wolała nie zastanawiać się, skąd je wziął i które z jej rzeczy ostatecznie padły jego ofiarą. Wiedziała jedynie, że kruk powinien się cieszyć, że tymczasowo była unieruchomiona i jednak nie mogła wyrzucić go z powrotem na mróz.
Tata zdecydował się zostawić ją samą, najwyraźniej dochodząc do wniosku, że ani śpiący ptak, ani ona nie wyglądali, jakby przy pierwszej okazji mieli w planach wzajemnie się pozabijać. Miała wrażenie, że sytuacja go bawiła, choć ostatecznie nie skomentował tego nawet słowem, po prostu każąc jej odpoczywać. Myślami nadal był gdzieś daleko, ale to jej nie zdziwiło, zwłaszcza że powiedziała jemu i Esme dość, by poczuli się oszołomieni. Bardziej zaskoczyli by ją, gdyby tak po prostu przeszli z tym do porządku dziennego, zachowując tak, jakby nic szczególnego nie miało miejsca.
Dopiero kiedy została sama, mogła pozwolić sobie na zastanowienie nad tym, co właśnie się wydarzyło. Siedziała w bezruchu, przez chwilę obserwując nieruchomego Ravena, zanim w końcu z jękiem opadła na materac. Ukryła twarz w dłoniach, w nadziei, że dzięki temu zdoła łatwiej się uspokoić, ale to okazało się niemożliwe. W głowie nadal miała mętlik, a sytuacja jedynie go potęgowała, stopniowo doprowadzając Elenę do stanu, którego dziewczyna nawet nie potrafiła opisać słowami. W pewnym sensie czuła ulgę, dopiero w tamtej chwili w pełni świadoma, jak bardzo uciążliwe było unikanie szczerych rozmów z rodziną, ale z drugiej strony…
Od samego początku wiedziała, że to nie będzie takie proste. Sama obecność Rafaela taka nie była, nie wspominając o małżeństwie z demonem. Nie oczekiwała, że kiedy przyjdzie co do czego, wszyscy przyjmą go z otwartymi ramionami, a sam zainteresowany zacznie się zachowywać jak ktoś, kto cieszy się z posiadania rodziny. Byłaby naiwna, gdyby choćby wzięła to pod uwagę, choć nie ukrywała, że taka perspektywa była kojąca.
O wiele gorsza w tym wszystkim okazała się świadomość, że łączące ich relacje na dłuższą metę nie miały znaczenia. Nie, skoro w każdej chwili mogło pojawić się coś, co zamierzało ich wszystko pozabijać – a to wszystko dlatego, że była na czarnej liście kogoś, komu tak naprawdę nie podpadła. Klątwa, Ciemność i te wszystkie legendy – to wszystko brzmiało jak marny żart, w którym zdecydowanie nie chciała brać udziału. Sęk w tym, że tak naprawdę nie miała wyboru.
Nie miała pojęcia, jak po tym wszystkim udało jej się zasnąć. To nie był spokojny sen, ale w którym momencie jednak zdołała zamknąć oczy i rozluźnić się na tyle, by popaść w swego rodzaju letarg. Gdzieś w tym wszystkim wciąż była w stanie zamartwiać się o Rafaela, ale próbowała o tym nie myśleć. Po prostu dryfowała, próbując uwierzyć, że przynajmniej na tyle mogła sobie pozwolić. Sen był zbawienny i znajomy, nie wspominając o tym, że kilka godzin zdecydowanie nie miało jej zbawić. Przynajmniej próbowała w to uwierzyć, raz po raz powtarzając sobie, że to niemożliwe, by Łowca tak po prostu wparował sobie do domu pełnego wampirów i urządził rzeź. Gdyby to było takie proste, najpewniej dokonałby tego w chwili, w której w ogóle go powołano, prawda?
Z jakiegoś powodu nie do końca w to wierzyła.
No i był jeszcze Rafa. Wolała nie zastanawiać się, czy faktycznie zamierzał jej usłuchać i wrócić po tym, jak tylko porozmawia z Mirą. W gruncie rzeczy nie chciała nawet wiedzieć, co tak naprawdę kryło się pod pojęciem wspomnianej „rozmowy”, zwłaszcza że demon wyglądał na dość sceptycznie nastawionego do wierności siostry. Elena może i nie miała aż takiego doświadczenia, by móc oceniać relacje demonów (innymi słowy: nie rozumiała ich wcale), ale była gotowa przysiąc, że Miriam nie była typem zdrajcy. Może i pozostawała najbardziej irytującą, złośliwą cholerą, jaką dało się spotkać (i to nawet w zestawieniu z Lawrence’em), ale to nie czyniło z niej wroga. To, że Elena aż za często miała ochotę porządnie kobiecie przyłożyć, również nie oznaczało, że życzyła jej śmierci – i to zwłaszcza z rąk Rafaela.
Kiedy w końcu pochłonęła ją ciemność, przyjęła ten stan z ulgą. Tak przynajmniej było na samym początku, gdy to jeszcze mogła cieszyć się cudowną nieświadomością. Potrzebowała odpoczynku, nie tyle przez stan fizyczny, bo stłuczona kostka zdecydowanie nie była powodem do zmartwień. W rzeczywistości była wymęczona przede wszystkim psychicznie, wciąż zadręczając rzeczami na które nie miała wpływu, choć być może powinna. Gdyby na każdym kroku ktoś nie próbował wymordować jej i tych, na których jej zależało, wszystko stałoby się dużo prostsze.
A później wszystkie wątpliwości zniknęły, kiedy odkryła, że tkwi na samym środku pogrążonego w mroku, ledwo widocznego korytarza. Już samo to, że pewnie stała na nogach, bynajmniej nie czując przy tym bólu, dało jej do myślenia. Zaraz po tym przekonała się, że mogła bez przeszkód ruszyć przed siebie. Nie miała pojęcia dlaczego, ale zdecydowała się to zrobić, bez pośpiechu pogrążając wzdłuż obcego, wydającego się w nieskończoność hallu.
Już tutaj byłam, przeszło jej przez myśl, ale to wydawało się całkowicie pozbawione sensu. Podejrzliwie zmrużyła oczy, wciąż niespokojnie wodząc wzrokiem na prawo i lewo. Szła przed siebie, stukając wysokimi obcasami o gładką posadzkę. Kiedy spojrzała w dół, próbując skupić się na sobie, przekonała się, że miała na sobie krwistoczerwoną, idealnie przylegającą do jej smukłego ciała sukienkę. W ciemnościach ledwo ją widziała, ale wyostrzone zmysły zrobiły swoje i zdołała dostrzec dość, by dojść do wniosku, że kreacja zdecydowanie należała do tych odważniejszych. Podobała jej się, poza tym aż nazbyt dobrze eksponowała wszystkie cechy figury, których mogłaby pozazdrościć Elenie niejedna kobieta.
Och, podobała jej się. Nie żeby w tamtej chwili to miało znaczenie, ale dziewczyna i tak mimowolnie pomyślała, że to była jedna z tych sukienek, które z dumą mogłaby nosić na co dzień.
Przyśpieszyła, chcąc jak najszybciej wydostać się z tego dziwnego miejsca. Czuła się dziwnie spięta i to właśnie ten narastający w jej wnętrzu strach wystarczył, by przysłonić wszystkie inne emocje – w tym również zachwyt, który poczuła w chwili, gdy przyjrzała się sukience. Coś było nie tak i Elena nie miała co do tego wątpliwości. Wiedziała, że śni, ale z jakiegoś powodu czuła, że otaczająca ją rzeczywistość wcale nie była aż taka niegroźna, jak na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać. Co więcej, prawie na pewno powinna o czymś pamiętać, ale mimo wysiłku nie potrafiła przypomnieć sobie, dlaczego perspektywa śnienia miałaby ją zaniepokoić.
Na chwilę przystanęła, dopiero po chwili uprzytomniając sobie, że gdzieś w mroku usłyszała kroki. Ucichły, ledwo tylko się zatrzymała, więc równie dobrze mogły stanowić echo jej własnych, ale Elena nie potrafiła w to uwierzyć. Poczucie bycia obserwowaną pojawiło się nagle i było tak silne, że na moment aż zabrakło jej tchu. Gdziekolwiek się znajdowała, najwyraźniej nie była sama, a to zdecydowanie nie wróżyło dobrze.
– Rafa? – zaryzykowała.
Jej głos zabrzmiał dziwnie, drżący i jakby przytłumiony. Nawet szept okazał się nienaturalny w panującej ciszy, momentalnie przyprawiając Elenę o dreszcze. Objęła się ramionami, w tamtej chwili żałując, że nie miała na sobie czegoś z długim rękawem. Sukienka była zbyt wyzywająca, nie tylko odsłaniając jej ramiona i plecy, ale na dodatek ze zbyt wielkim dekoltem. Co prawda nie miała powodów, by narzekać na swoje piersi, ale nagle zwątpiła w to, czy chciała aż do tego stopnia się z nimi obnosić. Co więcej, kiedy machinalnie przesunęła palcami po szyi, przekonała się, że na szyi nie miała łańcuszka z kluczem i to ją zmartwiło, choć nie miała pojęcia dlaczego. Skoro to był sen, brak prezentu od Andreasa o niczym nie świadczył, ale dziewczyna i tak poczuła się dziwnie bezbronna.
Rafaelowi by się to nie spodobało. Zwłaszcza to, jak wyglądała, skoro przeszkadzał mu nawet strój cheerleaderki. Elena sądziła, że demon był zdecydowanie zbyt przewrażliwiony i zbyt staroświecki, ale przecież nie o to chodziło w tamtej chwili. Tym razem sama czuła, że prezentowała się w zbyt odważny sposób, zwłaszcza że najpewniej obserwował ją ktoś obcy.
Obejrzała się przez ramię, ale dookoła panowała wyłącznie ciemność. Mrok napierał ze wszystkich stron, łagodnie pochłaniając ją całą. Miała wrażenie, że wszechobecna czerń żyje, a przy tym łagodnie ociera się o jej ciało. Coś w tej perspektywie sprawiło, że serce Eleny jak na zawołanie zabiło szybciej, trzepocąc się w piersi tak gwałtownie, że ledwo mogła oddychać. Próbowała to zignorować, ale to okazało się niemożliwe, w szczególności przy panującej dookoła ciszy. Trwała w nicości, w całkowitym milczeniu, przez co aż za dobrze słyszała swój przyśpieszony puls, urywany oddech i każdy kolejny krok.
Coś zdecydowanie musiało być nie tak. Co więcej, wszystko w niej krzyczało, że powinna się z tego miejsca wynosić, ale…
Eleno.
Zesztywniała, kiedy ktoś wypowiedział jej imię. Nie usłyszała go w normalny sposób, ale to nie było ważne – nie, skoro i tak wiedziała, że ktoś ją wzywał. To jedno słowo – jej własne imię – wydawało się równie materialne, co i ona oraz napierający ze wszystkich stron mrok. Wydawało się łagodnie pulsować, a przy tym wypełniać nie tylko jej umysł, ale również wszystko wokół. Na krótką chwilę stało się wszystkim, co Elena była w stanie zauważyć; zupełnie jakby cały świat skurczył się wyłącznie do tego jednego słowa i myśl o tym, że ktoś oczekiwał jej pojawienia się.
Strach przybrał na sile, skutecznie wytrącając dziewczynę z równowagi. Skrzywiła się, przez ułamek sekundy mając ochotę chwycić się za głowę, opaść na kolana, a potem skulić na posadzce. Cokolwiek to było, nie chciała usłuchać. Nie zamierzała pójść do osoby, która ją wołała – nieważne kim była i jakie miała intencje. Nie, skoro czuła, że gdyby tylko się na to zdecydowała, wydarzyłoby się coś co najmniej niedobrego. Bała się i to wystarczyło, by skutecznie zadecydować o tym, co ostatecznie zdecydowała się zrobić.
Decyzja o tym, żeby rzucić się do biegu, przyszła najzupełniej naturalnie. Co prawda Elena czuła, że w tamtej chwili zachowywała się jak desperatka, najpewniej usiłując uciec przed czymś, co nawet nie było materialne. Wszystko wydawało się lepsze od tkwienia w miejscu, poza tym…
Przecież i tak wszystkie będziecie moje, usłyszała tuż przy uchu, jakby ktoś stał tuż za jej plecami, łagodnie szepcąc.
Niekontrolowany wrzask, który nagle wyrwał się z jej gardła, obudziłby umarłego.

– Eleno!
Ocknęła się tak gwałtownie, że z wrażenia omal nie spadła z łóżka. Wyprostowała się niczym struna, oddychając szybko i płytko, i kurczowo zaciskając palce na pościeli. Poczuła wilgoć na policzkach i to wystarczyło, by uprzytomnić jej, że na domiar złego się popłakała, ale to działo się jakby poza nią – odległe i pozbawione znaczenia. Przez dłuższą chwilę była świadoma wyłącznie paraliżującego strachu, który wypełniał ją całą, a którego źródła nie potrafiła zinterpretować.
Wciąż słyszała głos, który nawiedził ją we śnie – trudny do opisania bezcielesny szept. I słowa, które z jakiegoś powodu sprawiły, że poczuła się tak, jakby w każdej chwili mogła dostać ataku paniki, choć sama nie wiedziała skąd brało się to uczucie.
Drżącą dłonią otarła policzki. W głowie miała mętlik, przez co dopiero po chwili zdołała zapanować nad sobą, swoim ciałem i zacząć dostrzegać różnicę miedzy jawą a snem. Zrozumienie pojawiło się nagle, a Elena aż zachłysnęła się powietrzem, samej sobie nie będąc w stanie wytłumaczyć, jakim cudem w porę nie zorientowała się, co tak naprawdę miało miejsca. Ten korytarz, potrzeba ucieczki i słowa… Nawiedziła ją sama Ciemność, nie pierwszy raz zresztą. Już raz śniła o lustrzanej sali, ciemnym korytarzu i kimś, kto składał jej tak przerażające obietnice. Aż za dobrze pamiętała o tej, którą przekazała jej Jocelyne w dniu nieszczęsnego balu w Volterze.
W dniu, w którym umarłam…
Omal nie wyszła z siebie, kiedy czyjeś dłonie bezceremonialnie wylądowały na jej ramionach. Gwałtownie zaczerpnęła powietrza do płuc, ale zamiast krzyknąć, jedynie szarpnęła się bezradnie. Zaraz po tym w panice zamachnęła się, by z całej siły uderzyć swojego zaskoczonego przeciwnika w twarz. Natychmiast puścił ją, co wykorzystała, by spróbować zsunąć się z łóżka. Chciała rzucić się do biegu, ale tym razem nie miała na co liczyć, o czym przekonała się w chwili, w której obolała kostka kolejny raz dała o sobie znać. Wystarczył ułamek sekundy, by Elena zachwiała się i wylądowała na podłodze, próbując zignorować zarówno palący ból, jak i fakt, że ktoś wciąż powtarzał jej imię.
Lilan, na wrota piekielne! – usłyszała i to wystarczyło, by sprowadzić ją na ziemię.
Dopiero te słowa dały jej do myślenia. Poderwała głowę, rozszerzonymi oczami spoglądając na górującą tuż nad nią postać. Rafael z westchnieniem złożył skrzydła, po czym zwiesił ramiona, rezygnując z próby dotknięcia jej. W zamian pozwolił na to, by z uwagą zmierzyła go wzrokiem, wciąż oszołomiona, drżąca i coraz bardziej skołowana tym, co właśnie zrobiła.
– O bogini… Ja… Znaczy… – Z niedowierzaniem potrząsnęła głową. – Cholera jasna… – wyrwało jej się.
Gdzieś za plecami usłyszała przeciągły skrzek, który dopiero po chwili skojarzyła z czymś, co mógł wydać z siebie Raven. Wydało jej się, że ptak poderwał się do lotu, ale nie próbowała tego sprawdzać, zbytnio przejęta tym, co działo się wokół niej.
– W porządku.
Tym razem spojrzała na Rafaela z niedowierzaniem. Żartował sobie? Zdołała jedynie otworzyć i zaraz zamknąć usta, wciąż wytrącona z równowagi – i to zarówno nadal żywym w jej umyśle snem, jak i sposobem, w jaki zareagowała na własnego męża. Nerwowo zacisnęła dłonie w pieści, po czym z powątpiewaniem przyjrzała się pobladłym palcom. Uderzyła go, co niekoniecznie miało przypaść mu do gustu, ale z drugiej strony…
– Cholera – powtórzyła raz jeszcze.
Rafael westchnął przeciągle. Nawet nie drgnęła, kiedy błyskawicznie zmaterializował się tuż przed nią, klękając, by ich twarze znalazły się na jednej wysokości.
– Uznajmy, że teraz jesteśmy kwita – stwierdził łagodnie. Po jego tonie nie była w stanie stwierdzić czy naprawdę tak myślał, czy może próbował się z niej naigrywać.
– Jesteś tutaj – wyrwało jej się.
Nie była zaskoczona, że spojrzał na nią tak, jakby szczerze zaczynał wątpić w jej zdrowie psychiczne. Czuła, że zachowywała się, jakby postradała zmysły – nie tylko miotała, ale przede wszystkim mówiła w tak niespójny sposób, że samej sobie nie potrafiła wyjaśnić, jakim cudem wciąż była w stanie zmusić się do składania sensownych zdań.
– Zgodnie z twoim rozkazem – stwierdził, jakby to była najoczywistsza rzeczy na świecie. Z jego perspektywy może w istocie tak było. – Pozwolisz?
Nie od razu pojęła, co takiego miał na myśli. Dopiero gdy bezceremonialnie wziął ją na ręce, zorientowała się, że wciąż siedziała na podłodze, kuląc się i zachowując co najmniej tak, jakby była uciekającą przed katem ofiarą. Własny krzyk wciąż wydawał się wypełniać jej umysł, skutecznie przyprawiając Elenę o ból głowy. Co prawda w chwili, gdy wokół niej owinęły się ciepłe ramiona Rafaela, poczuła się lepiej, ale to było zaledwie chwilowe rozluźnienie, zwłaszcza gdy dotarło do niej, że najpewniej zaalarmowała pół domu. Wolała nie zastanawiać się nad tym, jakie wnioski mieli wyciągnąć jej bliscy, w szczególności zastając u niej demona.
Z tym, że kolejne sekundy mijały, a oni wciąż byli sami. Cokolwiek robisz, nie przestawaj, pomyślała w oszołomieniu, gdy dotarło do niej, że spokój jak nic musiał wiązać się wyłącznie z obecnością Rafy. To nie byłby pierwszy raz, gdy próbował zmanipulować rzeczywistość w taki sposób, by zapewnić im chwilę spokoju. Co prawda nadal nie czuła się rozluźniona, ale wszystko wydawało się lepsze od kolejnych nieporozumień i konfliktów, tym bardziej po tym jak zdołała dojść do porozumienia z rodzicami.
W głowie wciąż miała mętlik, kiedy Rafael ostrożnie ułożył ją na łóżku. Nie zaprotestowała, kiedy chwycił ją za obie dłonie, w milczeniu obserwując ją, gdy próbowała się uspokoić i złapać oddech. W tamtej chwili jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, przez co Elena tym bardziej nie potrafiła stwierdzić, co takiego sobie myślał. Kiedy zachowywał się w ten sposób, sama nie była pewna czy bardziej ją niepokoił, czy doprowadzał do szału.
Jakby tego było mało, w chwili, w której w pełni zdołała się na nim skoncentrować, wyraźnie poczuła słodki zapach jego krwi. Jej oczy rozszerzyły się nieznacznie, gdy poczuła nieprzyjemne, aż nazbyt znajome palenie w gardle. Choć wciąż przerażona, w ułamku sekundy odrzuciła od siebie wątpliwości i niechciane myśli, w zamian w pełni koncentrując się wyłącznie na jednym: pragnieniu, które nade wszystko pragnęła zaspokoić.
– Aż tak mocno ci przyłożyłam? – wychrypiała, nie będąc w stanie zapanować nawet nad brzmieniem własnego głosu. – Mogłabym przysiąc, że… pachniesz intensywniej i…
– Och, to coś innego – odparł lakonicznie. Nie zamierzała naciskać, w tamtej chwili niezdolna skupić się na niczym innym prócz tego, że nagle nachylił się w jej stronę, niemalże przyciskając ją do materaca. – Już dobrze, lilan – stwierdził, ale w odpowiedzi na te słowa, Elena zdołała jedynie parsknąć pozbawionym wesołości śmiechem.
– Ani trochę! – jęknęła, nie odrywając od niego wzroku.
Musiał sobie z niej żartować. Inaczej nie mogła wytłumaczyć ani jego spokoju, ani tego, co mówił. Gdyby cokolwiek było dobrze, zdecydowanie nie czułaby się tak, jakby w każdej chwili mogła rozpaść się na kawałeczki. W jednej chwili myślenie zaczęło jawić jej się jako prawdziwe wyzwanie, choć nie potrafiła określić, co tak naprawdę stanowiło przyczynę tego stanu – jego bliskość, sen czy może… właśnie krew.
– Nie takiego powitania się spodziewałem – stwierdził Rafael. Wyciągnął rękę, po czym w zamyśleniu pogładził ją po policzku. Jego oczy błyszczały w intensywny, wręcz niezdrowy sposób, ale Elena i tak była w stanie się założyć, że demon prezentował się o wiele lepiej od niej. – Ale to może zaczekać. Potrzebujesz może czegoś? – zagadnął pozornie niewinnym tonem, ale jego intencje były aż nazbyt jasne.
To, że doskonale zdawał sobie sprawę z tego, czego pragnęła, również. Gniewnie zacisnęła usta, z trudem powstrzymując się od warknięcia. W tym wszystkim jednak wciąż była w stanie poczuć złość, choć uczucie to niemalże całkowicie ginęło w mieszance strachu, oszołomienia i wciąż dającego jej się we znaki głodu…
A już w szczególności przez to ostatnie.
– Rafa… – zaczęła, ale sama nie była pewna, co takiego chciała mu powiedzieć.
Najwyraźniej nie oczekiwał niczego – w tym również wyjaśnień, choć Elena wiedziała, że to zaledwie kwestia czasu. Zanim zdążyła się zastanowić, demon znów porwał ją na ręce, tylko po to, by móc wziąć ją w ramiona. Poczuła się dziwnie, kiedy tak po prostu posadził ją sobie na kolanach, układając w swoich objęciach w taki sposób, by jej usta znalazły się niebezpiecznie blisko jej szyi.
– Rozumiem aż za dobrze – stwierdził takim tonem, jakby właśnie dyskutowali o pogodzie. Palce wplótł w jej włosy, od niechcenia bawiąc się końcówkami. – Nie krępuj się. Śmiem twierdzić, że za tym tęskniłem.
Ja ci dam tęskniłem…
To była ostatnia świadoma myśl, jaką z siebie wykrzesała. W następnej sekundzie instynkt ostatecznie przejął nad nią kontrolę, a potem wszystko przysłoniła już tylko słodycz wypełniającej jej usta krwi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa