Elena
Nie miała pojęcia, jak do tego
doszło, ale pod jej nieobecność Raven jednak uwił sobie gniazdo. To było
pierwszym, co wrzuciło jej się w oczy, kiedy znalazła się z powrotem w pokoju.
Kruk jak gdyby nigdy nic spał sobie na szafie, wygodnie usadowiony na czymś, co
wyglądało jak kupka naprędce zrzuconych w jedno miejsce ubrań. Elena
wolała nie zastanawiać się, skąd je wziął i które z jej rzeczy
ostatecznie padły jego ofiarą. Wiedziała jedynie, że kruk powinien się cieszyć,
że tymczasowo była unieruchomiona i jednak nie mogła wyrzucić go z powrotem
na mróz.
Tata
zdecydował się zostawić ją samą, najwyraźniej dochodząc do wniosku, że ani
śpiący ptak, ani ona nie wyglądali, jakby przy pierwszej okazji mieli w planach
wzajemnie się pozabijać. Miała wrażenie, że sytuacja go bawiła, choć
ostatecznie nie skomentował tego nawet słowem, po prostu każąc jej odpoczywać.
Myślami nadal był gdzieś daleko, ale to jej nie zdziwiło, zwłaszcza że
powiedziała jemu i Esme dość, by poczuli się oszołomieni. Bardziej
zaskoczyli by ją, gdyby tak po prostu przeszli z tym do porządku
dziennego, zachowując tak, jakby nic szczególnego nie miało miejsca.
Dopiero
kiedy została sama, mogła pozwolić sobie na zastanowienie nad tym, co właśnie się
wydarzyło. Siedziała w bezruchu, przez chwilę obserwując nieruchomego
Ravena, zanim w końcu z jękiem opadła na materac. Ukryła twarz w dłoniach,
w nadziei, że dzięki temu zdoła łatwiej się uspokoić, ale to okazało się
niemożliwe. W głowie nadal miała mętlik, a sytuacja jedynie go potęgowała,
stopniowo doprowadzając Elenę do stanu, którego dziewczyna nawet nie potrafiła opisać
słowami. W pewnym sensie czuła ulgę, dopiero w tamtej chwili w pełni
świadoma, jak bardzo uciążliwe było unikanie szczerych rozmów z rodziną,
ale z drugiej strony…
Od samego
początku wiedziała, że to nie będzie takie proste. Sama obecność Rafaela taka
nie była, nie wspominając o małżeństwie z demonem. Nie oczekiwała, że
kiedy przyjdzie co do czego, wszyscy przyjmą go z otwartymi ramionami, a sam
zainteresowany zacznie się zachowywać jak ktoś, kto cieszy się z posiadania
rodziny. Byłaby naiwna, gdyby choćby wzięła to pod uwagę, choć nie ukrywała, że
taka perspektywa była kojąca.
O wiele gorsza
w tym wszystkim okazała się świadomość, że łączące ich relacje na dłuższą
metę nie miały znaczenia. Nie, skoro w każdej chwili mogło pojawić się
coś, co zamierzało ich wszystko pozabijać – a to wszystko dlatego, że była
na czarnej liście kogoś, komu tak naprawdę nie podpadła. Klątwa, Ciemność i te
wszystkie legendy – to wszystko brzmiało jak marny żart, w którym
zdecydowanie nie chciała brać udziału. Sęk w tym, że tak naprawdę nie
miała wyboru.
Nie miała
pojęcia, jak po tym wszystkim udało jej się zasnąć. To nie był spokojny sen,
ale w którym momencie jednak zdołała zamknąć oczy i rozluźnić się na
tyle, by popaść w swego rodzaju letarg. Gdzieś w tym wszystkim wciąż
była w stanie zamartwiać się o Rafaela, ale próbowała o tym nie
myśleć. Po prostu dryfowała, próbując uwierzyć, że przynajmniej na tyle mogła
sobie pozwolić. Sen był zbawienny i znajomy, nie wspominając o tym,
że kilka godzin zdecydowanie nie miało jej zbawić. Przynajmniej próbowała w to
uwierzyć, raz po raz powtarzając sobie, że to niemożliwe, by Łowca tak po
prostu wparował sobie do domu pełnego wampirów i urządził rzeź. Gdyby to
było takie proste, najpewniej dokonałby tego w chwili, w której w ogóle
go powołano, prawda?
Z jakiegoś
powodu nie do końca w to wierzyła.
No i był
jeszcze Rafa. Wolała nie zastanawiać się, czy faktycznie zamierzał jej usłuchać
i wrócić po tym, jak tylko porozmawia z Mirą. W gruncie rzeczy
nie chciała nawet wiedzieć, co tak naprawdę kryło się pod pojęciem wspomnianej „rozmowy”,
zwłaszcza że demon wyglądał na dość sceptycznie nastawionego do wierności siostry.
Elena może i nie miała aż takiego doświadczenia, by móc oceniać relacje
demonów (innymi słowy: nie rozumiała ich wcale), ale była gotowa przysiąc, że
Miriam nie była typem zdrajcy. Może i pozostawała najbardziej irytującą,
złośliwą cholerą, jaką dało się spotkać (i to nawet w zestawieniu z Lawrence’em),
ale to nie czyniło z niej wroga. To, że Elena aż za często miała ochotę
porządnie kobiecie przyłożyć, również nie oznaczało, że życzyła jej śmierci – i to
zwłaszcza z rąk Rafaela.
Kiedy w końcu
pochłonęła ją ciemność, przyjęła ten stan z ulgą. Tak przynajmniej było na
samym początku, gdy to jeszcze mogła cieszyć się cudowną nieświadomością.
Potrzebowała odpoczynku, nie tyle przez stan fizyczny, bo stłuczona kostka
zdecydowanie nie była powodem do zmartwień. W rzeczywistości była
wymęczona przede wszystkim psychicznie, wciąż zadręczając rzeczami na które nie
miała wpływu, choć być może powinna. Gdyby na każdym kroku ktoś nie próbował
wymordować jej i tych, na których jej zależało, wszystko stałoby się dużo
prostsze.
A później
wszystkie wątpliwości zniknęły, kiedy odkryła, że tkwi na samym środku pogrążonego
w mroku, ledwo widocznego korytarza. Już samo to, że pewnie stała na
nogach, bynajmniej nie czując przy tym bólu, dało jej do myślenia. Zaraz po tym
przekonała się, że mogła bez przeszkód ruszyć przed siebie. Nie miała pojęcia dlaczego,
ale zdecydowała się to zrobić, bez pośpiechu pogrążając wzdłuż obcego, wydającego
się w nieskończoność hallu.
Już tutaj byłam, przeszło jej przez
myśl, ale to wydawało się całkowicie pozbawione sensu. Podejrzliwie zmrużyła
oczy, wciąż niespokojnie wodząc wzrokiem na prawo i lewo. Szła przed
siebie, stukając wysokimi obcasami o gładką posadzkę. Kiedy spojrzała w dół,
próbując skupić się na sobie, przekonała się, że miała na sobie krwistoczerwoną,
idealnie przylegającą do jej smukłego ciała sukienkę. W ciemnościach ledwo
ją widziała, ale wyostrzone zmysły zrobiły swoje i zdołała dostrzec dość,
by dojść do wniosku, że kreacja zdecydowanie należała do tych odważniejszych.
Podobała jej się, poza tym aż nazbyt dobrze eksponowała wszystkie cechy figury,
których mogłaby pozazdrościć Elenie niejedna kobieta.
Och,
podobała jej się. Nie żeby w tamtej chwili to miało znaczenie, ale
dziewczyna i tak mimowolnie pomyślała, że to była jedna z tych
sukienek, które z dumą mogłaby nosić na co dzień.
Przyśpieszyła,
chcąc jak najszybciej wydostać się z tego dziwnego miejsca. Czuła się
dziwnie spięta i to właśnie ten narastający w jej wnętrzu strach wystarczył,
by przysłonić wszystkie inne emocje – w tym również zachwyt, który poczuła
w chwili, gdy przyjrzała się sukience. Coś było nie tak i Elena nie
miała co do tego wątpliwości. Wiedziała, że śni, ale z jakiegoś powodu
czuła, że otaczająca ją rzeczywistość wcale nie była aż taka niegroźna, jak na
pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać. Co więcej, prawie na pewno powinna o czymś
pamiętać, ale mimo wysiłku nie potrafiła przypomnieć sobie, dlaczego perspektywa
śnienia miałaby ją zaniepokoić.
Na chwilę
przystanęła, dopiero po chwili uprzytomniając sobie, że gdzieś w mroku
usłyszała kroki. Ucichły, ledwo tylko się zatrzymała, więc równie dobrze mogły
stanowić echo jej własnych, ale Elena nie potrafiła w to uwierzyć.
Poczucie bycia obserwowaną pojawiło się nagle i było tak silne, że na
moment aż zabrakło jej tchu. Gdziekolwiek się znajdowała, najwyraźniej nie była
sama, a to zdecydowanie nie wróżyło dobrze.
– Rafa? –
zaryzykowała.
Jej głos zabrzmiał
dziwnie, drżący i jakby przytłumiony. Nawet szept okazał się nienaturalny w panującej
ciszy, momentalnie przyprawiając Elenę o dreszcze. Objęła się ramionami, w tamtej
chwili żałując, że nie miała na sobie czegoś z długim rękawem. Sukienka
była zbyt wyzywająca, nie tylko odsłaniając jej ramiona i plecy, ale na
dodatek ze zbyt wielkim dekoltem. Co prawda nie miała powodów, by narzekać na
swoje piersi, ale nagle zwątpiła w to, czy chciała aż do tego stopnia się z nimi
obnosić. Co więcej, kiedy machinalnie przesunęła palcami po szyi, przekonała
się, że na szyi nie miała łańcuszka z kluczem i to ją zmartwiło, choć
nie miała pojęcia dlaczego. Skoro to był sen, brak prezentu od Andreasa o niczym
nie świadczył, ale dziewczyna i tak poczuła się dziwnie bezbronna.
Rafaelowi
by się to nie spodobało. Zwłaszcza to, jak wyglądała, skoro przeszkadzał mu
nawet strój cheerleaderki. Elena sądziła, że demon był zdecydowanie zbyt
przewrażliwiony i zbyt staroświecki, ale przecież nie o to chodziło w tamtej
chwili. Tym razem sama czuła, że prezentowała się w zbyt odważny sposób,
zwłaszcza że najpewniej obserwował ją ktoś obcy.
Obejrzała
się przez ramię, ale dookoła panowała wyłącznie ciemność. Mrok napierał ze
wszystkich stron, łagodnie pochłaniając ją całą. Miała wrażenie, że wszechobecna
czerń żyje, a przy tym łagodnie ociera się o jej ciało. Coś w tej
perspektywie sprawiło, że serce Eleny jak na zawołanie zabiło szybciej,
trzepocąc się w piersi tak gwałtownie, że ledwo mogła oddychać. Próbowała
to zignorować, ale to okazało się niemożliwe, w szczególności przy
panującej dookoła ciszy. Trwała w nicości, w całkowitym milczeniu,
przez co aż za dobrze słyszała swój przyśpieszony puls, urywany oddech i każdy
kolejny krok.
Coś
zdecydowanie musiało być nie tak. Co więcej, wszystko w niej krzyczało, że
powinna się z tego miejsca wynosić, ale…
Eleno.
Zesztywniała,
kiedy ktoś wypowiedział jej imię. Nie usłyszała go w normalny sposób, ale
to nie było ważne – nie, skoro i tak wiedziała, że ktoś ją wzywał. To
jedno słowo – jej własne imię – wydawało się równie materialne, co i ona
oraz napierający ze wszystkich stron mrok. Wydawało się łagodnie pulsować, a przy
tym wypełniać nie tylko jej umysł, ale również wszystko wokół. Na krótką chwilę
stało się wszystkim, co Elena była w stanie zauważyć; zupełnie jakby cały
świat skurczył się wyłącznie do tego jednego słowa i myśl o tym, że
ktoś oczekiwał jej pojawienia się.
Strach
przybrał na sile, skutecznie wytrącając dziewczynę z równowagi. Skrzywiła
się, przez ułamek sekundy mając ochotę chwycić się za głowę, opaść na kolana, a potem
skulić na posadzce. Cokolwiek to było, nie chciała usłuchać. Nie zamierzała pójść
do osoby, która ją wołała – nieważne kim była i jakie miała intencje. Nie,
skoro czuła, że gdyby tylko się na to zdecydowała, wydarzyłoby się coś co
najmniej niedobrego. Bała się i to wystarczyło, by skutecznie zadecydować o tym,
co ostatecznie zdecydowała się zrobić.
Decyzja o tym,
żeby rzucić się do biegu, przyszła najzupełniej naturalnie. Co prawda Elena
czuła, że w tamtej chwili zachowywała się jak desperatka, najpewniej usiłując
uciec przed czymś, co nawet nie było materialne. Wszystko wydawało się lepsze
od tkwienia w miejscu, poza tym…
Przecież i tak wszystkie będziecie moje,
usłyszała tuż przy uchu, jakby ktoś stał tuż za jej plecami, łagodnie szepcąc.
Niekontrolowany
wrzask, który nagle wyrwał się z jej gardła, obudziłby umarłego.
– Eleno!
Ocknęła się
tak gwałtownie, że z wrażenia omal nie spadła z łóżka. Wyprostowała
się niczym struna, oddychając szybko i płytko, i kurczowo zaciskając
palce na pościeli. Poczuła wilgoć na policzkach i to wystarczyło, by
uprzytomnić jej, że na domiar złego się popłakała, ale to działo się jakby poza
nią – odległe i pozbawione znaczenia. Przez dłuższą chwilę była świadoma wyłącznie
paraliżującego strachu, który wypełniał ją całą, a którego źródła nie
potrafiła zinterpretować.
Wciąż słyszała
głos, który nawiedził ją we śnie – trudny do opisania bezcielesny szept. I słowa,
które z jakiegoś powodu sprawiły, że poczuła się tak, jakby w każdej
chwili mogła dostać ataku paniki, choć sama nie wiedziała skąd brało się to
uczucie.
Drżącą
dłonią otarła policzki. W głowie miała mętlik, przez co dopiero po chwili
zdołała zapanować nad sobą, swoim ciałem i zacząć dostrzegać różnicę
miedzy jawą a snem. Zrozumienie pojawiło się nagle, a Elena aż zachłysnęła
się powietrzem, samej sobie nie będąc w stanie wytłumaczyć, jakim cudem w porę
nie zorientowała się, co tak naprawdę miało miejsca. Ten korytarz, potrzeba
ucieczki i słowa… Nawiedziła ją sama Ciemność, nie pierwszy raz zresztą. Już
raz śniła o lustrzanej sali, ciemnym korytarzu i kimś, kto składał
jej tak przerażające obietnice. Aż za dobrze pamiętała o tej, którą przekazała
jej Jocelyne w dniu nieszczęsnego balu w Volterze.
W dniu, w którym umarłam…
Omal nie
wyszła z siebie, kiedy czyjeś dłonie bezceremonialnie wylądowały na jej
ramionach. Gwałtownie zaczerpnęła powietrza do płuc, ale zamiast krzyknąć,
jedynie szarpnęła się bezradnie. Zaraz po tym w panice zamachnęła się, by z całej
siły uderzyć swojego zaskoczonego przeciwnika w twarz. Natychmiast puścił
ją, co wykorzystała, by spróbować zsunąć się z łóżka. Chciała rzucić się do
biegu, ale tym razem nie miała na co liczyć, o czym przekonała się w chwili,
w której obolała kostka kolejny raz dała o sobie znać. Wystarczył
ułamek sekundy, by Elena zachwiała się i wylądowała na podłodze, próbując
zignorować zarówno palący ból, jak i fakt, że ktoś wciąż powtarzał jej
imię.
– Lilan, na wrota piekielne! – usłyszała i to
wystarczyło, by sprowadzić ją na ziemię.
Dopiero te
słowa dały jej do myślenia. Poderwała głowę, rozszerzonymi oczami spoglądając na
górującą tuż nad nią postać. Rafael z westchnieniem złożył skrzydła, po
czym zwiesił ramiona, rezygnując z próby dotknięcia jej. W zamian pozwolił
na to, by z uwagą zmierzyła go wzrokiem, wciąż oszołomiona, drżąca i coraz
bardziej skołowana tym, co właśnie zrobiła.
– O bogini…
Ja… Znaczy… – Z niedowierzaniem potrząsnęła głową. – Cholera jasna… – wyrwało
jej się.
Gdzieś za plecami
usłyszała przeciągły skrzek, który dopiero po chwili skojarzyła z czymś,
co mógł wydać z siebie Raven. Wydało jej się, że ptak poderwał się do
lotu, ale nie próbowała tego sprawdzać, zbytnio przejęta tym, co działo się
wokół niej.
– W porządku.
Tym razem
spojrzała na Rafaela z niedowierzaniem. Żartował sobie? Zdołała jedynie
otworzyć i zaraz zamknąć usta, wciąż wytrącona z równowagi – i to
zarówno nadal żywym w jej umyśle snem, jak i sposobem, w jaki
zareagowała na własnego męża. Nerwowo zacisnęła dłonie w pieści, po czym z powątpiewaniem
przyjrzała się pobladłym palcom. Uderzyła go, co niekoniecznie miało przypaść
mu do gustu, ale z drugiej strony…
– Cholera –
powtórzyła raz jeszcze.
Rafael westchnął
przeciągle. Nawet nie drgnęła, kiedy błyskawicznie zmaterializował się tuż
przed nią, klękając, by ich twarze znalazły się na jednej wysokości.
– Uznajmy,
że teraz jesteśmy kwita – stwierdził łagodnie. Po jego tonie nie była w stanie
stwierdzić czy naprawdę tak myślał, czy może próbował się z niej
naigrywać.
– Jesteś
tutaj – wyrwało jej się.
Nie była
zaskoczona, że spojrzał na nią tak, jakby szczerze zaczynał wątpić w jej
zdrowie psychiczne. Czuła, że zachowywała się, jakby postradała zmysły – nie
tylko miotała, ale przede wszystkim mówiła w tak niespójny sposób, że samej
sobie nie potrafiła wyjaśnić, jakim cudem wciąż była w stanie zmusić się
do składania sensownych zdań.
– Zgodnie z twoim
rozkazem – stwierdził, jakby to była najoczywistsza rzeczy na świecie. Z jego
perspektywy może w istocie tak było. – Pozwolisz?
Nie od razu
pojęła, co takiego miał na myśli. Dopiero gdy bezceremonialnie wziął ją na
ręce, zorientowała się, że wciąż siedziała na podłodze, kuląc się i zachowując
co najmniej tak, jakby była uciekającą przed katem ofiarą. Własny krzyk wciąż
wydawał się wypełniać jej umysł, skutecznie przyprawiając Elenę o ból
głowy. Co prawda w chwili, gdy wokół niej owinęły się ciepłe ramiona
Rafaela, poczuła się lepiej, ale to było zaledwie chwilowe rozluźnienie,
zwłaszcza gdy dotarło do niej, że najpewniej zaalarmowała pół domu. Wolała nie
zastanawiać się nad tym, jakie wnioski mieli wyciągnąć jej bliscy, w szczególności
zastając u niej demona.
Z tym, że
kolejne sekundy mijały, a oni wciąż byli sami. Cokolwiek robisz, nie przestawaj, pomyślała w oszołomieniu,
gdy dotarło do niej, że spokój jak nic musiał wiązać się wyłącznie z obecnością
Rafy. To nie byłby pierwszy raz, gdy próbował zmanipulować rzeczywistość w taki
sposób, by zapewnić im chwilę spokoju. Co prawda nadal nie czuła się
rozluźniona, ale wszystko wydawało się lepsze od kolejnych nieporozumień i konfliktów,
tym bardziej po tym jak zdołała dojść do porozumienia z rodzicami.
W głowie wciąż
miała mętlik, kiedy Rafael ostrożnie ułożył ją na łóżku. Nie zaprotestowała,
kiedy chwycił ją za obie dłonie, w milczeniu obserwując ją, gdy próbowała
się uspokoić i złapać oddech. W tamtej chwili jego twarz nie wyrażała
żadnych emocji, przez co Elena tym bardziej nie potrafiła stwierdzić, co
takiego sobie myślał. Kiedy zachowywał się w ten sposób, sama nie była
pewna czy bardziej ją niepokoił, czy doprowadzał do szału.
Jakby tego
było mało, w chwili, w której w pełni zdołała się na nim
skoncentrować, wyraźnie poczuła słodki zapach jego krwi. Jej oczy rozszerzyły się
nieznacznie, gdy poczuła nieprzyjemne, aż nazbyt znajome palenie w gardle.
Choć wciąż przerażona, w ułamku sekundy odrzuciła od siebie wątpliwości i niechciane
myśli, w zamian w pełni koncentrując się wyłącznie na jednym:
pragnieniu, które nade wszystko pragnęła zaspokoić.
– Aż tak
mocno ci przyłożyłam? – wychrypiała, nie będąc w stanie zapanować nawet
nad brzmieniem własnego głosu. – Mogłabym przysiąc, że… pachniesz intensywniej
i…
– Och, to
coś innego – odparł lakonicznie. Nie zamierzała naciskać, w tamtej chwili
niezdolna skupić się na niczym innym prócz tego, że nagle nachylił się w jej
stronę, niemalże przyciskając ją do materaca. – Już dobrze, lilan – stwierdził, ale w odpowiedzi
na te słowa, Elena zdołała jedynie parsknąć pozbawionym wesołości śmiechem.
– Ani
trochę! – jęknęła, nie odrywając od niego wzroku.
Musiał
sobie z niej żartować. Inaczej nie mogła wytłumaczyć ani jego spokoju, ani
tego, co mówił. Gdyby cokolwiek było dobrze, zdecydowanie nie czułaby się tak,
jakby w każdej chwili mogła rozpaść się na kawałeczki. W jednej
chwili myślenie zaczęło jawić jej się jako prawdziwe wyzwanie, choć nie
potrafiła określić, co tak naprawdę stanowiło przyczynę tego stanu – jego
bliskość, sen czy może… właśnie krew.
– Nie
takiego powitania się spodziewałem – stwierdził Rafael. Wyciągnął rękę, po czym
w zamyśleniu pogładził ją po policzku. Jego oczy błyszczały w intensywny,
wręcz niezdrowy sposób, ale Elena i tak była w stanie się założyć, że
demon prezentował się o wiele lepiej od niej. – Ale to może zaczekać.
Potrzebujesz może czegoś? – zagadnął pozornie niewinnym tonem, ale jego
intencje były aż nazbyt jasne.
To, że
doskonale zdawał sobie sprawę z tego, czego pragnęła, również. Gniewnie
zacisnęła usta, z trudem powstrzymując się od warknięcia. W tym
wszystkim jednak wciąż była w stanie poczuć złość, choć uczucie to
niemalże całkowicie ginęło w mieszance strachu, oszołomienia i wciąż dającego
jej się we znaki głodu…
A już w szczególności
przez to ostatnie.
– Rafa… –
zaczęła, ale sama nie była pewna, co takiego chciała mu powiedzieć.
Najwyraźniej
nie oczekiwał niczego – w tym również wyjaśnień, choć Elena wiedziała, że
to zaledwie kwestia czasu. Zanim zdążyła się zastanowić, demon znów porwał ją
na ręce, tylko po to, by móc wziąć ją w ramiona. Poczuła się dziwnie,
kiedy tak po prostu posadził ją sobie na kolanach, układając w swoich
objęciach w taki sposób, by jej usta znalazły się niebezpiecznie blisko
jej szyi.
– Rozumiem
aż za dobrze – stwierdził takim tonem, jakby właśnie dyskutowali o pogodzie.
Palce wplótł w jej włosy, od niechcenia bawiąc się końcówkami. – Nie
krępuj się. Śmiem twierdzić, że za tym tęskniłem.
Ja ci dam tęskniłem…
To była
ostatnia świadoma myśl, jaką z siebie wykrzesała. W następnej
sekundzie instynkt ostatecznie przejął nad nią kontrolę, a potem wszystko
przysłoniła już tylko słodycz wypełniającej jej usta krwi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz