16 grudnia 2018

Sto osiemdziesiąt dwa

Miriam
Sekundy wydawały się ciągnąć w nieskończoność. Chwiała się na nogach, nieznacznie kuląc za sprawą pulsujących bólem żeber. Z uwagą wpatrywała się w Rafaela, zaskoczona goryczą, którą poczuła w odpowiedzi na widok obojętności na jego twarzy. Co prawda zauważyła, że w pewnym momencie drgnął, a w jego jasnych oczach pojawiło się coś, co od biedy mogłaby uznać za zrozumienie, ale to niczego nie zmieniało. Nie, skoro wciąż robił wszystko, byleby zapanować nad emocjami i jej nie uwierzyć.
Przecież to i tak nie ma znaczenia, pomyślała, przez chwilę mając ochotę wywrócić oczami. Dlaczego miałoby mieć? Zresztą trwali w tym od zawsze, tym bardziej że jej brat dopiero niedawno poznał ludzkie uczucia. Wciąż to do niej nie docierało, w szczególności w chwilach takich jak ta. To wciąż był ten sam Rafael – skupiony na celu i gotowy zabić ją, gdyby tylko doszedł do wniosku, że to konieczne. Była jeszcze Elena, ale uczucia do niej jedynie napędzały go do działania.
Z drugiej strony… To nie wyjaśniało, dlaczego w takim razie wciąż żyła. Nie przypominała sobie, kiedy ostatnim razem jej brat się zawahał, jeśli już coś sobie postanowił. Uciekła wzrokiem gdzieś w bok, obojętnie wpatrując w przestrzeń i wciąż czekając, choć sama nie była pewna na co. Może na uderzenie albo – choć to wydawało się mało prawdopodobne – wybuch śmiechu. Czekała aż brat jasno da jej do zrozumienia, że nie uwierzył w to, co mówiła, a nawet jeśli – to że jej słowa nie miały dla niego żadnej wartości. Na co była mu słaba siostra, która na domiar złego po całych wiekach przyznawała mu się do słabości?
Z tym, że tak było od zawsze. Czuła. Może nie tak intensywnie jak człowiek, ale potrafiła rozróżnić emocje w o wiele sprawniejszy sposób, niż większość jej rodzeństwa. Co więcej, ten mały mankament nigdy nie sprawiło, że zawiodła w wykonaniu jakiegokolwiek z powierzonych jej zadań. Nie żeby miała wybór, zwłaszcza że świat, do którego należała, był okrutny. Odkąd pamiętała, musiała walczyć o pozycję – i to o wiele bardziej zawzięcie od rodzeństwa, skoro w ich mniemaniu była przede wszystkim kobietą. Sami nauczyli ją tej obojętności i zawziętości, wręcz przymuszając do tego, by nauczyła się spychać uczucia na bok. To, że rozumiała emocje, było jedynie niechcianym skutkiem ubocznym, który z wprawą ignorowała. I było jej z tym dobrze.
W porządku, gdzieś w tym wszystkim była jeszcze wygoda. Nie mogła powiedzieć, że przy Rafaelu wszystko stawało się proste, ale jednak zawsze najlepiej czuła się, gdy pracowali razem. Nie drażnił jej tak jak Hunter, a tym bardziej nie traktował jak kogoś mniej wartościowego od reszty rodzeństwa. Nie oszczędzał jej, ale to też było Miriam na rękę, bo za którymś razem jak nic zabiłaby kogoś, kto znów wytknąłby jej płeć. Dla Rafy to nie miało znaczenia, bo liczyła się skuteczność i to czy była posłuszna. No i chyba na swój sposób ją lubił, choć do tej pory nie zdawał sobie z tego sprawy.
Z kolei jej w którymś momencie zaczęło zależeć. Po tych wszystkich wiekach mogła albo go znienawidzić, albo przywyknąć na tyle, by się nim przejmować. Padło na to drugie i nawet to, że przy swoim zapatrzeniu w ojca i rozkazy nie potrafił dostrzec jej zaangażowania, nie było w stanie jej zniechęcić. Przynajmmniej do tej pory, bo w chwili, w której brat zrozumiał, co oznacza czuć, gdzieś w Mirze zakiełkowała nadzieja – bardzo krucha, ale jednak obecna i wystarczająco trwała, by kobieta nie była w stanie się jej wyzbyć. Co prawda do głowy by jej nie przyszło, że sprawy zabrnął aż tak daleko, a tym bardziej że kiedykolwiek będzie musiała wprost powiedzieć co czuje albo odwrócić się ojca, ale trudno. I tak nigdy nie miała być na to gotowa, ale skoro już musiała wybierać…
W gruncie rzeczy zrobiła to już dawno temu. Wtedy, gdy została, kiedy znalazła Rafaela w świątyni albo później, uczestnicząc w ich ślubie. Godziła się na wszystko – od znoszenia obecności Eleny, aż po wykonywanie rozkazów osób, które aprobował Rafael. Nie zaprotestowała nawet wtedy, gdy brat kazał jej wspomóc Isabeau, choć kiedyś byłoby to nie do pomyślenia.
I na swój sposób wciąż wierzyła. Bo przecież żyła, prawda? Wciąż trzymał ją przy sobie, choć nie byłaby zaskoczona, gdyby w szale rozszarpał ją na kawałki za to, co stało się w Volterze. „Poprowadziłaś ją na śmierć”. Nie pierwszy raz jej to wypominał, ale nawet w tych słowach była w stanie doszukać się swego rodzaju wahania – czegoś, co sugerowało, że sam Rafa nie do końca w prawdziwość tych słów wierzył.
Jasne, że tak. Jasne, że to zrobiłam… Zrobiłam dla ciebie.
Zacisnęła usta. Gdyby wiedziała, że to potoczy się w ten sposób, spróbowałaby wymyślić coś innego, ale jaki tak naprawdę miała wybór. Elena w tamtej chwili wydawała się jej jedyną osobą, która mogła ochronić Rafaela. Co więcej, wcale tak bardzo się nie pomyliła, ale to teraz nie było istotne.
Wciąż dziwnie się czuła, gdy wspominała tę emocjonalność brata, gdy miotał się na wszystkie strony, rozpaczając po stracie tej dziewczyny. Pamiętała słowa, które padły między nim a Amelie, a które niegdyś nie przeszłyby mu przez usta. Oczywiście, że po pojawieniu się Łowcy znów robił wszystko, byleby skupić się na bezpieczeństwie żony. Niczego więcej nie mogła oczekiwać, ale i tak na swój sposób czuła się rozczarowana, zwłaszcza że to nie był sposób, w jaki chciała umierać.
Jakaś jej cząstka pragnęła choć spróbować rzucić się do ucieczki. Kiedy walczyła z Hunterem, dała radę mu się wymknąć i to pomimo tego, że demon zdołał ją zranić. Teraz też czuła się niewiele lepiej, choć naruszone żebra powoli zaczynały się zrastać – czuła to wyraźnie, aż nazbyt świadoma nieprzyjemnego mrowienia w najbardziej obolałych miejscach. Wciąż ciężko oddychała, ale to działo się jakby poza nią, odległe i pozbawione znaczenia. Pragnienie ucieczki również, zwłaszcza że istniała dość istotna różnica między Rafaelem a Hunterem. Nawet gdyby znów otrzymała pochwałę od ojca, nie zamierzała walczyć akurat z tym ze swoich braci.
Całkiem już oszalałam na starość, prychnęła w duchu. Przez moment prawie udało jej się uśmiechnąć, choć to jedynie potwierdzało, że coś było z nią nie tak. Z uporem tkwiła w miejscu, bezskutecznie próbując zapanować nad mętlikiem w głowie. Cisza dzwoniła jej w uszach, ale nawet to wydawało się lepsze od zastanawiania się nad tym, co dopiero miało się stać.
Tym bardziej zaniepokojona poczuła się, kiedy nagle wyczuła ruch.
Zesztywniała, w duchu klnąc na czym świat stoi, gdy serce zabiło jej szybciej ze zdenerwowania. Nie chciała okazywać strachu, choć na to najpewniej było za późno – w końcu Rafael wprost powiedział jej, że był w stanie go wyczuć. Na tym od zawsze polegał problem z demonami; może i nie rozumiały uczuć, ale te negatywne paradoksalnie stawały się dla nich aż nazbyt oczywistym, atrakcyjnym pokarmem.
– Miriam.
Nie była pewna, co poczuła, kiedy wypowiedział jej imię. Wciąż brzmiał obojętnie, wręcz przesadnie profesjonalnie, co w jego przypadku jednak nie było niczym nowym. „Zabiję cię, bo tak trzeba” – mógłby powiedzieć z równym powodzeniem. Co więcej, w jego przypadku byłoby to w pełni zrozumiałym posunięciem.
Nie uniosła głowy, choć miała na to ochotę. Wciąż trwała w bezruchu, kiedy nagle zmaterializował się tuż obok, tak blisko, że była w stanie wyczuć bijące od jego ciała ciepło. Demonica zesztywniała, próbując zmusić się do spokojnego stania w miejscu, co przy nadwrażliwym instynkcie okazało się wyjątkowo trudne. Cała rwała się do ucieczki, ale robiła wszystko, byleby zignorować ten odruch, zresztą jak i wszystkie inne, sugerujące to, by jednak spróbowała walczyć.
Nie zrobiła niczego, kiedy Rafael nagle dotknął jej twarzy.
– Pij.
Zamrugała nieprzytomnie, przez moment czując się tak, jakby jednak jej przyłożył – i to porządniej niż w chwili, w której przycisnął ją do drzewa. Że co, kurwa?, pomyślała w oszołomieniu, jednak decydując się unieść wzrok. W pierwszej chwili napotkała intensywne spojrzenie lśniących niebieskich oczu brata. Panował nad sobą wystarczająco dobrze, by nie była w stanie doszukać się w jego wzroku niczego konkretnego – ani wahania, ani tym bardziej emocji. Było wyłącznie zdecydowanie i – a jakże! – zniecierpliwienie, skoro już na wstępie nie spełniła jego polecenia.
Tyle że Mira nie była w stanie się ruszyć, zbyt oszołomiona sposobem, w jaki wyciągnął ku niej rękę. Podsunął jej przegub w wystarczająco jednoznacznym geście, by pojęła, czego oczekiwał, ale to po prostu nie miało dla niej sensu. Nie, skoro Rafael był ostatnią osobą, którą podejrzewałaby o taki gest, przynajmniej względem niej.
– Co…? – rzuciła z powątpiewaniem, tym razem powstrzymując się od przekleństwa.
Demon jedynie potrząsnął głową.
– Jesteś ranna z mojego powodu – zniecierpliwił się. – Przestań zadawać mi głupie pytania, tylko pij.
Otworzyła usta, ale tym razem nie próbowała niczego mówić. Mimo wszystko wciąż przez dłuższą chwilę tkwiła w miejscu, oszołomiona bardziej niż do tej pory. Ten gest zaskoczył ją o wiele bardziej niż sposób, w jaki brat zdecydował się wysłać ją, żeby odpoczęła, gdy znalazł ją na wpół przytomną w świątyni, przekopującą się przez stosy pism. Rafael nie pytał, kiedy zdecydował się posilić jej krwią, by dojść do siebie po walce z Hunterem, ale nigdy wcześniej nie zaoferował tej formy pomocy właśnie jej.
Drgnęła, kiedy druga dłoń demona zacisnęła się na jej ramieniu – nie na tyle mocno, by zrobić Mirze krzywdę, ale w wystarczająco zdecydowany sposób, by wyczuła, że brat zaczynał się niecierpliwić.
– Mira – powtórzył z uporem, kładąc wręcz przesadny nacisk na jej imię. – Nie mam całego wieczora, więc w końcu się zdecyduj.
– Dlaczego? – wyrywało jej się.
Przez twarz Rafaela przemknął cień.
– Chyba przed chwilą to wyjaśniłem, czyż nie?
 Niczego nie wyjaśnił, z czego najpewniej doskonale zdawał sobie sprawę, ale Mira zdecydowała się tego nie komentować. Rzuciła bratu jeszcze jedno wymowne spojrzenie, po czym – próbując zapanować nad wątpliwościami – w końcu pozwoliła sobie na to, by wgryźć się w jego nadgarstek. Nie dała sobie chwili na wahanie, próbując działać tak szybko, jak to tylko możliwe. Mimowolnie zesztywniała, kiedy słodka krew zalazła jej usta, ale zapanowała nad sobą równie szybko, co wcześniej pozwoliła sobie na rozluźnienie.
Było coś kojącego w możliwości posilenia się. Znów poczuła palenie w żebrach, ale nie zwróciła na to uwagi, dobrze wiedząc, co oznaczało. Co prawda nie poturbował jej aż tak, by miała problemy z dojściem do siebie, ale krew w znacznym stopniu przyśpieszała ten proces – i to w szczególności tak konkretna.
Nie pozwoliła sobie na to, by się zapędzić. W chwili, gdy doszła do wniosku, że już czuje się lepiej, bez słowa wycofała się, przyciskając dłoń do ust. Rafael rzucił jej przenikliwe spojrzenie, przez moment wyglądając na chętnego, by o coś zapytać, ale ostatecznie tego nie zrobił. Był spięty, na swój sposób zmieszany, ale to wydało się Mirze w pełni zrozumiałe, zwłaszcza że oboje nie przywykli do takich sytuacji.
– Co planujesz? – zapytała, chociaż wcale nie była pewna, czy chciała poznać odpowiedź.
Co prawda podejrzewała, że „dziękuję” byłoby bardziej adekwatną reakcją, ale szczerze wątpiła, by Rafael potrafił to docenić. Przeciwnie – zakładała raczej, że w ten sposób uczyniłaby wszystko jeszcze dziwniejszym, zwłaszcza po tym, co powiedziała mu wcześniej.
Jakby już i tak nie było niezręcznie…
Nie miała pojęcia, czego po nim oczekiwać. Zaskoczył ją, może nawet bardziej niż ona niego, ale nie potrafiła stwierdzić czy to dobrze, czy może wręcz przeciwnie. Milczenie wydawało się bezpieczniejszą opcją, z której skorzystali oboje. Po prostu udawali, że nic szczególnego nie miało miejsca. W zasadzie… Czemu nie? Jakby nie patrzeć, wciąż żyła, a to nie był pierwszy raz, kiedy Rafael w przypływie złości zdecydował się na zbyt gwałtowną reakcję.
Ale była tutaj. Nic się nie zmieniło.
– Na tę chwilę? Wracam do Eleny – odparł lakonicznie demon.
Uniosła brwi. Wciąż miała wrażenie, że stąpała po kruchym lodzie, w każdej chwili mogąc doprowadzić go do ostateczności, ale próbowała o tym nie myśleć. Zresztą zawsze miała problemy z tym, by trzymać język za zębami, gdy coś zbyt mocno ją intrygowało.
– Tak po prostu? – zapytała, nie kryjąc zaskoczenia. – Myślałam…
– Tak jakby wydała mi taki rozkaz – oznajmił, uśmiechając się w nieco wymuszony, ale przy tym zaskakująco szczery sposób.
Mira prychnęła, nagle bliska tego, by jednak wybuchnąć śmiechem. W zamian zamrugała nieco nieprzytomnie, spoglądając na brata tak, jakby widziała go po raz pierwszy. Cokolwiek powiedziała mu Elena, rozbawiło go.
– Żartujesz! – stwierdziła, wywracając oczami. – Serio? Teraz Elena ci rozkazuje? – rzuciła, próbując ignorować wrażenie, że posuwała się za daleko.
Jakby nic się nie wydarzyło.
Jakby wcale nie przyszedł do niej z informacją, że ojciec wysłał Łowcę, a potem nie próbował jej zabić…
– Sądziłem, że już dawno doszliśmy do wniosku, że ta kobieta jest bardziej bezczelna od ciebie – zauważył przytomnie, nie odrywając od niej wzroku. – Uznałem, że ten jeden raz mogę jej ulec. Być może zbyt pochopne działanie w istocie nie jest takim dobrym pomysłem.
Rafael mający wątpliwości co do sposobu, w jaki działał? To nie było do niego podobne, ale równie nietypowe byłoby działanie bez konkretnego planu. Z tego drugiego najpewniej sama Elena również zdawała sobie sprawę. Tak czy inaczej, Miriam również poczuła ulgę, gdy uprzytomniła sobie, że brat jednak zrezygnował z pomysłu rzucenia się za Łowcą na oślep, niezależnie od tego, jak wielkie zagrożenie ten mógłby stanowić. A może zwłaszcza w tej sytuacji.
– Jakie w tym miejsce dla mnie?
Obawiała się zadać to pytanie, ale też nie zamierzała dalej trwać w ciszy. Wciąż nie czuła się bezpieczna – i to bynajmniej nie dlatego, że na życzenie znalazła się na czarnej liście nie tylko ojca, ale przede wszystkim jego spragnionego śmierci bytu.
Rafa nie odpowiedział od razu. W pierwszej kolejności rzucił jej przenikliwe, bliżej nieokreślone spojrzenie. Nie mogła pozbyć się wrażenia, że w pewnym sensie nadal w nią wątpił – w to, czy obdarzenie jej choćby szczątkowym zaufaniem było słuszne. Nie miało znaczenia, że tak naprawdę wciąż nie zrobiła niczego, by mu podpaść. Wystarczyło, że chciał chronić Elenę, nie wspominając o tym, że dopiero co zrobił coś, po czym Mira mogłaby chcieć przed nim uciec.
– Muszę się nad tym zastanowić – powiedział w końcu, ostrożnie dobierając słowa. Znała ten ton i to ją uspokoiło, bo w tamtej chwili Rafael znów brzmiał jak w pełni rozsądny, skupiony na celu przywódca. – Jak wspomniałem, na razie wracam do Eleny. Zadbałem o to, by wróciła do domu rodzinnego. Zresztą Beatrycze i Lawrence też się tam przenieśli, więc jest nas dość sporo. Na początek wystarczy, by nie obawiać się natychmiastowego ataku.
Skinęła głowa. To brzmiało sensownie, choć zarazem nie wyobrażała sobie Rafaela, który z radością znosi obecność tych wszystkich istot. Dla niego liczyła się wyłącznie Elena.
– A co oni na to? – zapytała, nie kryjąc wątpliwości. Jakoś nie wątpiła, że ta niechęć działała w obie strony. – I skąd pewność, że ojciec… Cóż.
– Z pewnego źródła – odparł lakonicznie. Ach… Więc tak pogrywamy. W porządku, pomyślała, bynajmniej nie rozczarowana. To nie byłby pierwszy raz, kiedy odmawiał jej szczegółów. – Powiedzmy, że doszliśmy do porozumienia. Mamy wspólny cel i to na tę chwilę musi nam wystarczyć.
– Jak sobie życzysz. Skoro tak, to czy nadal mam robić to, co kazałeś mi ostatnim razem?
Spojrzał na nią dziwnie, kolejny raz sprawiając, że zapragnęła się wycofać. To wszystko nadal wydawało się co najmniej nienaturalne – fakt, że oczekiwała od Rafaela konkretnych poleceń po tym, co zrobił chwilę wcześniej. Nie miała pewności, czy w ogóle powinna poruszać temat, nadal obawiając się, że mógłby zmienić zdanie. To przypominało balansowanie na krawędzi w sytuacji, gdy z łatwością mogła powinąć jej się noga. Gdyby do tego doszło, mogłoby się wydarzyć dosłownie wszystko.
– W żadnym razie – usłyszała i to wystarczyło, żeby serce podeszło jej aż do gardła. Niby jak miała to rozumieć…? – Teraz wątpię, czym jest ta dziewczyna. Podążanie za nią bez zastanowienia, byłoby nierozsądne.
– Uważasz, że to Łowca?
Jedynie wzruszył ramionami.
– To może być cokolwiek – odparł, ostrożnie dobierając słowa. – Nie miałem okazji wcześniej zapytać, ale… Nie wyczułaś przypadkiem czegoś podejrzanego w powietrzu w ostatnim czasie?
– Coś jak energia? – zapytała wprost. – Pewnie wszyscy to czuliśmy. Obecność ojca też jest ostatnio wyraźniejsza niż wcześniej.
– I w tym problem. – Rafael zamilkł. Myślami wydawał się być gdzieś daleko. – Do tej pory sądziłem, że podążał wyłącznie za Beatrycze. To mógłbym znieść, chociaż Elena raczej nie dałaby mi pozostać obojętnym.
 Mira puściła jego słowa mimo uszu. Tak było bezpieczniej, zresztą w tamtej chwili interesowało ją tylko jedno.
– Więc co mam zrobić? Nie będę szukać dziewczyny, skoro uważasz, że to zły pomysł – zapewniła, krzyżując ramiona na piersi. – Chyba że nie masz pojęcia. Wtedy poczekam aż dasz mi znać, zresztą jak zwykle.
– Możesz zatrzymać się w apartamentowcu. I tak w najbliższym czasie będzie stał pusty – stwierdził jakby od niechcenia. Coś w jego tonie dało jej do zrozumienia, że zaczynał zazdrościć jej swobody, którą w tej sytuacji miała. – Twoja obecność w domu Eleny mogłaby być problematyczna.
– Jej matka mnie wykopała – zauważyła przytomnie.
Demon prychnął.
– W tym rzecz – oznajmił niemalże pogodnym tonem. – Moim zdaniem trzeba mieć wyjątkowy talent, by doprowadzić do takiego stanu akurat tę kobietę. Swoją drogą, gdyby Elena taka była, moja egzystencja stałaby się dużo prostsza.
Och, uważaj. Powiedz to przy Elenie, a pewnie znowu będę musiała was ze sobą godzić, prychnęła, chociaż wciąż nie było jej do śmiechu. Nadal czekała na moment, w którym coś miało jednak pójść nie tak.
– Tak czy siak, niech będzie. Wiesz, gdzie mnie szukać – powiedziała w zamian, próbując zachować powagę.
– I tak bym cię znalazł – przypomniał. Pobrzmiewająca w jego tonie groźba nie zrobiła na Mirze znaczenia. – Podejrzewam, że gdzieś w międzyczasie pojawi się Sage, ale to raczej nie problem. Bądź taka dobra i nie wpakuj się w kłopoty, jeśli nie będziesz musiała.
– Jeśli on też nie spróbuje mnie wygonić, to może jakoś się dogadamy.
– Masz taki charakter, że będę zaskoczony, jeśli ktoś kiedyś nie spróbuje cię wyrzucić – stwierdził chmurnie Rafa. – Będę naprawdę rad, jeśli się nie pozabijacie. Więcej szczegółów podam ci, kiedy będę wiedział, na czym stoimy.
– Mhm…
Nawet słowem nie skomentowała tego, że wspomniał o zabijaniu. Zabawne, skoro dopiero co sam do tego dążył. To, że nagle zaczął brzmieć niemalże tak, jakby się przejmował, wydało się Mirze co najmniej nienaturalne.
– Wracam do Eleny.
Dobra, dobra. Idźcie się miziać, gołąbeczki.
Gdyby wzrok zabijał, jednak tego wieczora miałby ją na sumieniu. Odprowadziła go spojrzeniem, kiedy bez słowa wzbił się w powietrze, chwilę później zostawiając ją samą. Wciąż stała miedzy drzewami, skołowana, drżąca i tak pełna wątpliwości, że to wydawało się wręcz nieprawdopodobne. Nie miała pojęcia, co ze sobą zrobić, a panująca dookoła cisza jedynie to pogarszała.
Nie chodziło tylko o to, że wciąż  nie miała pojęcia, jak zachować się względem Rafaela.
Najbardziej przerażająca okazała się świadomość, że tak czy inaczej ściągnęła na siebie śmierć. Nie jako jedyna zresztą.
Tak naprawdę wszyscy byli martwi od chwili, w której postanowili zawalczyć z Ciemnością.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa