Miriam
Sekundy wydawały się ciągnąć w nieskończoność.
Chwiała się na nogach, nieznacznie kuląc za sprawą pulsujących bólem żeber. Z uwagą
wpatrywała się w Rafaela, zaskoczona goryczą, którą poczuła w odpowiedzi
na widok obojętności na jego twarzy. Co prawda zauważyła, że w pewnym
momencie drgnął, a w jego jasnych oczach pojawiło się coś, co od biedy
mogłaby uznać za zrozumienie, ale to niczego nie zmieniało. Nie, skoro wciąż
robił wszystko, byleby zapanować nad emocjami i jej nie uwierzyć.
Przecież to i tak nie ma znaczenia,
pomyślała, przez chwilę mając ochotę wywrócić oczami. Dlaczego miałoby mieć?
Zresztą trwali w tym od zawsze, tym bardziej że jej brat dopiero niedawno
poznał ludzkie uczucia. Wciąż to do niej nie docierało, w szczególności w chwilach
takich jak ta. To wciąż był ten sam Rafael – skupiony na celu i gotowy
zabić ją, gdyby tylko doszedł do wniosku, że to konieczne. Była jeszcze Elena,
ale uczucia do niej jedynie napędzały go do działania.
Z drugiej
strony… To nie wyjaśniało, dlaczego w takim razie wciąż żyła. Nie przypominała
sobie, kiedy ostatnim razem jej brat się zawahał, jeśli już coś sobie
postanowił. Uciekła wzrokiem gdzieś w bok, obojętnie wpatrując w przestrzeń
i wciąż czekając, choć sama nie była pewna na co. Może na uderzenie albo –
choć to wydawało się mało prawdopodobne – wybuch śmiechu. Czekała aż brat jasno
da jej do zrozumienia, że nie uwierzył w to, co mówiła, a nawet jeśli
– to że jej słowa nie miały dla niego żadnej wartości. Na co była mu słaba
siostra, która na domiar złego po całych wiekach przyznawała mu się do słabości?
Z tym, że
tak było od zawsze. Czuła. Może nie tak intensywnie jak człowiek, ale potrafiła
rozróżnić emocje w o wiele sprawniejszy sposób, niż większość jej
rodzeństwa. Co więcej, ten mały mankament nigdy nie sprawiło, że zawiodła w wykonaniu
jakiegokolwiek z powierzonych jej zadań. Nie żeby miała wybór, zwłaszcza
że świat, do którego należała, był okrutny. Odkąd pamiętała, musiała walczyć o pozycję
– i to o wiele bardziej zawzięcie od rodzeństwa, skoro w ich mniemaniu
była przede wszystkim kobietą. Sami nauczyli ją tej obojętności i zawziętości,
wręcz przymuszając do tego, by nauczyła się spychać uczucia na bok. To, że
rozumiała emocje, było jedynie niechcianym skutkiem ubocznym, który z wprawą
ignorowała. I było jej z tym dobrze.
W porządku,
gdzieś w tym wszystkim była jeszcze wygoda. Nie mogła powiedzieć, że przy
Rafaelu wszystko stawało się proste, ale jednak zawsze najlepiej czuła się, gdy
pracowali razem. Nie drażnił jej tak jak Hunter, a tym bardziej nie
traktował jak kogoś mniej wartościowego od reszty rodzeństwa. Nie oszczędzał
jej, ale to też było Miriam na rękę, bo za którymś razem jak nic zabiłaby kogoś,
kto znów wytknąłby jej płeć. Dla Rafy to nie miało znaczenia, bo liczyła się
skuteczność i to czy była posłuszna. No i chyba na swój sposób ją
lubił, choć do tej pory nie zdawał sobie z tego sprawy.
Z kolei jej
w którymś momencie zaczęło zależeć. Po tych wszystkich wiekach mogła albo
go znienawidzić, albo przywyknąć na tyle, by się nim przejmować. Padło na to
drugie i nawet to, że przy swoim zapatrzeniu w ojca i rozkazy
nie potrafił dostrzec jej zaangażowania, nie było w stanie jej zniechęcić.
Przynajmmniej do tej pory, bo w chwili, w której brat zrozumiał, co
oznacza czuć, gdzieś w Mirze zakiełkowała nadzieja – bardzo krucha, ale
jednak obecna i wystarczająco trwała, by kobieta nie była w stanie
się jej wyzbyć. Co prawda do głowy by jej nie przyszło, że sprawy zabrnął aż
tak daleko, a tym bardziej że kiedykolwiek będzie musiała wprost
powiedzieć co czuje albo odwrócić się ojca, ale trudno. I tak nigdy nie
miała być na to gotowa, ale skoro już musiała wybierać…
W gruncie
rzeczy zrobiła to już dawno temu. Wtedy, gdy została, kiedy znalazła Rafaela w świątyni
albo później, uczestnicząc w ich ślubie. Godziła się na wszystko – od
znoszenia obecności Eleny, aż po wykonywanie rozkazów osób, które aprobował
Rafael. Nie zaprotestowała nawet wtedy, gdy brat kazał jej wspomóc Isabeau,
choć kiedyś byłoby to nie do pomyślenia.
I na swój
sposób wciąż wierzyła. Bo przecież żyła, prawda? Wciąż trzymał ją przy sobie,
choć nie byłaby zaskoczona, gdyby w szale rozszarpał ją na kawałki za to,
co stało się w Volterze. „Poprowadziłaś ją na śmierć”. Nie pierwszy raz
jej to wypominał, ale nawet w tych słowach była w stanie doszukać się
swego rodzaju wahania – czegoś, co sugerowało, że sam Rafa nie do końca w prawdziwość
tych słów wierzył.
Jasne, że tak. Jasne, że to zrobiłam…
Zrobiłam dla ciebie.
Zacisnęła
usta. Gdyby wiedziała, że to potoczy się w ten sposób, spróbowałaby
wymyślić coś innego, ale jaki tak naprawdę miała wybór. Elena w tamtej chwili
wydawała się jej jedyną osobą, która mogła ochronić Rafaela. Co więcej, wcale
tak bardzo się nie pomyliła, ale to teraz nie było istotne.
Wciąż
dziwnie się czuła, gdy wspominała tę emocjonalność brata, gdy miotał się na
wszystkie strony, rozpaczając po stracie tej dziewczyny. Pamiętała słowa, które
padły między nim a Amelie, a które niegdyś nie przeszłyby mu przez
usta. Oczywiście, że po pojawieniu się Łowcy znów robił wszystko, byleby skupić
się na bezpieczeństwie żony. Niczego więcej nie mogła oczekiwać, ale i tak
na swój sposób czuła się rozczarowana, zwłaszcza że to nie był sposób, w jaki
chciała umierać.
Jakaś jej
cząstka pragnęła choć spróbować rzucić się do ucieczki. Kiedy walczyła z Hunterem,
dała radę mu się wymknąć i to pomimo tego, że demon zdołał ją zranić.
Teraz też czuła się niewiele lepiej, choć naruszone żebra powoli zaczynały się
zrastać – czuła to wyraźnie, aż nazbyt świadoma nieprzyjemnego mrowienia w najbardziej
obolałych miejscach. Wciąż ciężko oddychała, ale to działo się jakby poza nią,
odległe i pozbawione znaczenia. Pragnienie ucieczki również, zwłaszcza że
istniała dość istotna różnica między Rafaelem a Hunterem. Nawet gdyby znów
otrzymała pochwałę od ojca, nie zamierzała walczyć akurat z tym ze swoich
braci.
Całkiem już oszalałam na starość,
prychnęła w duchu. Przez moment prawie udało jej się uśmiechnąć, choć to
jedynie potwierdzało, że coś było z nią nie tak. Z uporem tkwiła w miejscu,
bezskutecznie próbując zapanować nad mętlikiem w głowie. Cisza dzwoniła
jej w uszach, ale nawet to wydawało się lepsze od zastanawiania się nad
tym, co dopiero miało się stać.
Tym
bardziej zaniepokojona poczuła się, kiedy nagle wyczuła ruch.
Zesztywniała,
w duchu klnąc na czym świat stoi, gdy serce zabiło jej szybciej ze
zdenerwowania. Nie chciała okazywać strachu, choć na to najpewniej było za
późno – w końcu Rafael wprost powiedział jej, że był w stanie go
wyczuć. Na tym od zawsze polegał problem z demonami; może i nie
rozumiały uczuć, ale te negatywne paradoksalnie stawały się dla nich aż nazbyt
oczywistym, atrakcyjnym pokarmem.
– Miriam.
Nie była pewna,
co poczuła, kiedy wypowiedział jej imię. Wciąż brzmiał obojętnie, wręcz
przesadnie profesjonalnie, co w jego przypadku jednak nie było niczym nowym.
„Zabiję cię, bo tak trzeba” – mógłby powiedzieć z równym powodzeniem. Co
więcej, w jego przypadku byłoby to w pełni zrozumiałym posunięciem.
Nie uniosła
głowy, choć miała na to ochotę. Wciąż trwała w bezruchu, kiedy nagle
zmaterializował się tuż obok, tak blisko, że była w stanie wyczuć bijące
od jego ciała ciepło. Demonica zesztywniała, próbując zmusić się do spokojnego
stania w miejscu, co przy nadwrażliwym instynkcie okazało się wyjątkowo
trudne. Cała rwała się do ucieczki, ale robiła wszystko, byleby zignorować ten
odruch, zresztą jak i wszystkie inne, sugerujące to, by jednak spróbowała
walczyć.
Nie zrobiła
niczego, kiedy Rafael nagle dotknął jej twarzy.
– Pij.
Zamrugała nieprzytomnie,
przez moment czując się tak, jakby jednak jej przyłożył – i to porządniej niż
w chwili, w której przycisnął ją do drzewa. Że co, kurwa?, pomyślała w oszołomieniu, jednak decydując się unieść
wzrok. W pierwszej chwili napotkała intensywne spojrzenie lśniących
niebieskich oczu brata. Panował nad sobą wystarczająco dobrze, by nie była w stanie
doszukać się w jego wzroku niczego konkretnego – ani wahania, ani tym
bardziej emocji. Było wyłącznie zdecydowanie i – a jakże! –
zniecierpliwienie, skoro już na wstępie nie spełniła jego polecenia.
Tyle że
Mira nie była w stanie się ruszyć, zbyt oszołomiona sposobem, w jaki
wyciągnął ku niej rękę. Podsunął jej przegub w wystarczająco jednoznacznym
geście, by pojęła, czego oczekiwał, ale to po prostu nie miało dla niej sensu. Nie,
skoro Rafael był ostatnią osobą, którą podejrzewałaby o taki gest,
przynajmniej względem niej.
– Co…? –
rzuciła z powątpiewaniem, tym razem powstrzymując się od przekleństwa.
Demon
jedynie potrząsnął głową.
– Jesteś
ranna z mojego powodu – zniecierpliwił się. – Przestań zadawać mi głupie
pytania, tylko pij.
Otworzyła
usta, ale tym razem nie próbowała niczego mówić. Mimo wszystko wciąż przez
dłuższą chwilę tkwiła w miejscu, oszołomiona bardziej niż do tej pory. Ten
gest zaskoczył ją o wiele bardziej niż sposób, w jaki brat zdecydował
się wysłać ją, żeby odpoczęła, gdy znalazł ją na wpół przytomną w świątyni,
przekopującą się przez stosy pism. Rafael nie pytał, kiedy zdecydował się
posilić jej krwią, by dojść do siebie po walce z Hunterem, ale nigdy
wcześniej nie zaoferował tej formy pomocy właśnie jej.
Drgnęła,
kiedy druga dłoń demona zacisnęła się na jej ramieniu – nie na tyle mocno, by
zrobić Mirze krzywdę, ale w wystarczająco zdecydowany sposób, by wyczuła,
że brat zaczynał się niecierpliwić.
– Mira –
powtórzył z uporem, kładąc wręcz przesadny nacisk na jej imię. – Nie mam
całego wieczora, więc w końcu się zdecyduj.
– Dlaczego?
– wyrywało jej się.
Przez twarz
Rafaela przemknął cień.
– Chyba przed
chwilą to wyjaśniłem, czyż nie?
Niczego nie wyjaśnił, z czego najpewniej
doskonale zdawał sobie sprawę, ale Mira zdecydowała się tego nie komentować. Rzuciła bratu jeszcze jedno wymowne
spojrzenie, po czym – próbując zapanować nad wątpliwościami – w końcu
pozwoliła sobie na to, by wgryźć się w jego nadgarstek. Nie dała sobie
chwili na wahanie, próbując działać tak szybko, jak to tylko możliwe. Mimowolnie
zesztywniała, kiedy słodka krew zalazła jej usta, ale zapanowała nad sobą
równie szybko, co wcześniej pozwoliła sobie na rozluźnienie.
Było coś
kojącego w możliwości posilenia się. Znów poczuła palenie w żebrach,
ale nie zwróciła na to uwagi, dobrze wiedząc, co oznaczało. Co prawda nie
poturbował jej aż tak, by miała problemy z dojściem do siebie, ale krew w znacznym
stopniu przyśpieszała ten proces – i to w szczególności tak
konkretna.
Nie
pozwoliła sobie na to, by się zapędzić. W chwili, gdy doszła do wniosku,
że już czuje się lepiej, bez słowa wycofała się, przyciskając dłoń do ust.
Rafael rzucił jej przenikliwe spojrzenie, przez moment wyglądając na chętnego,
by o coś zapytać, ale ostatecznie tego nie zrobił. Był spięty, na swój
sposób zmieszany, ale to wydało się Mirze w pełni zrozumiałe, zwłaszcza że
oboje nie przywykli do takich sytuacji.
– Co
planujesz? – zapytała, chociaż wcale nie była pewna, czy chciała poznać odpowiedź.
Co prawda
podejrzewała, że „dziękuję” byłoby bardziej adekwatną reakcją, ale szczerze
wątpiła, by Rafael potrafił to docenić. Przeciwnie – zakładała raczej, że w ten
sposób uczyniłaby wszystko jeszcze dziwniejszym, zwłaszcza po tym, co powiedziała
mu wcześniej.
Jakby już i tak nie było niezręcznie…
Nie miała
pojęcia, czego po nim oczekiwać. Zaskoczył ją, może nawet bardziej niż ona
niego, ale nie potrafiła stwierdzić czy to dobrze, czy może wręcz przeciwnie.
Milczenie wydawało się bezpieczniejszą opcją, z której skorzystali oboje. Po
prostu udawali, że nic szczególnego nie miało miejsca. W zasadzie… Czemu
nie? Jakby nie patrzeć, wciąż żyła, a to nie był pierwszy raz, kiedy
Rafael w przypływie złości zdecydował się na zbyt gwałtowną reakcję.
Ale była
tutaj. Nic się nie zmieniło.
– Na tę
chwilę? Wracam do Eleny – odparł lakonicznie demon.
Uniosła
brwi. Wciąż miała wrażenie, że stąpała po kruchym lodzie, w każdej chwili
mogąc doprowadzić go do ostateczności, ale próbowała o tym nie myśleć.
Zresztą zawsze miała problemy z tym, by trzymać język za zębami, gdy coś
zbyt mocno ją intrygowało.
– Tak po prostu?
– zapytała, nie kryjąc zaskoczenia. – Myślałam…
– Tak jakby
wydała mi taki rozkaz – oznajmił, uśmiechając się w nieco wymuszony, ale
przy tym zaskakująco szczery sposób.
Mira
prychnęła, nagle bliska tego, by jednak wybuchnąć śmiechem. W zamian
zamrugała nieco nieprzytomnie, spoglądając na brata tak, jakby widziała go po
raz pierwszy. Cokolwiek powiedziała mu Elena, rozbawiło go.
– Żartujesz!
– stwierdziła, wywracając oczami. – Serio? Teraz Elena ci rozkazuje? – rzuciła,
próbując ignorować wrażenie, że posuwała się za daleko.
Jakby nic
się nie wydarzyło.
Jakby wcale
nie przyszedł do niej z informacją, że ojciec wysłał Łowcę, a potem
nie próbował jej zabić…
– Sądziłem,
że już dawno doszliśmy do wniosku, że ta kobieta jest bardziej bezczelna od ciebie
– zauważył przytomnie, nie odrywając od niej wzroku. – Uznałem, że ten jeden
raz mogę jej ulec. Być może zbyt pochopne działanie w istocie nie jest
takim dobrym pomysłem.
Rafael
mający wątpliwości co do sposobu, w jaki działał? To nie było do niego
podobne, ale równie nietypowe byłoby działanie bez konkretnego planu. Z tego
drugiego najpewniej sama Elena również zdawała sobie sprawę. Tak czy inaczej,
Miriam również poczuła ulgę, gdy uprzytomniła sobie, że brat jednak zrezygnował
z pomysłu rzucenia się za Łowcą na oślep, niezależnie od tego, jak wielkie
zagrożenie ten mógłby stanowić. A może zwłaszcza w tej sytuacji.
– Jakie w tym
miejsce dla mnie?
Obawiała
się zadać to pytanie, ale też nie zamierzała dalej trwać w ciszy. Wciąż nie
czuła się bezpieczna – i to bynajmniej nie dlatego, że na życzenie
znalazła się na czarnej liście nie tylko ojca, ale przede wszystkim jego
spragnionego śmierci bytu.
Rafa nie
odpowiedział od razu. W pierwszej kolejności rzucił jej przenikliwe,
bliżej nieokreślone spojrzenie. Nie mogła pozbyć się wrażenia, że w pewnym
sensie nadal w nią wątpił – w to, czy obdarzenie jej choćby
szczątkowym zaufaniem było słuszne. Nie miało znaczenia, że tak naprawdę wciąż nie
zrobiła niczego, by mu podpaść. Wystarczyło, że chciał chronić Elenę, nie
wspominając o tym, że dopiero co zrobił coś, po czym Mira mogłaby chcieć
przed nim uciec.
– Muszę się
nad tym zastanowić – powiedział w końcu, ostrożnie dobierając słowa. Znała
ten ton i to ją uspokoiło, bo w tamtej chwili Rafael znów brzmiał jak
w pełni rozsądny, skupiony na celu przywódca. – Jak wspomniałem, na razie
wracam do Eleny. Zadbałem o to, by wróciła do domu rodzinnego. Zresztą
Beatrycze i Lawrence też się tam przenieśli, więc jest nas dość sporo. Na
początek wystarczy, by nie obawiać się natychmiastowego ataku.
Skinęła
głowa. To brzmiało sensownie, choć zarazem nie wyobrażała sobie Rafaela, który z radością
znosi obecność tych wszystkich istot. Dla niego liczyła się wyłącznie Elena.
– A co
oni na to? – zapytała, nie kryjąc wątpliwości. Jakoś nie wątpiła, że ta niechęć
działała w obie strony. – I skąd pewność, że ojciec… Cóż.
– Z pewnego
źródła – odparł lakonicznie. Ach… Więc
tak pogrywamy. W porządku, pomyślała, bynajmniej nie rozczarowana. To
nie byłby pierwszy raz, kiedy odmawiał jej szczegółów. – Powiedzmy, że
doszliśmy do porozumienia. Mamy wspólny cel i to na tę chwilę musi nam wystarczyć.
– Jak sobie
życzysz. Skoro tak, to czy nadal mam robić to, co kazałeś mi ostatnim razem?
Spojrzał na
nią dziwnie, kolejny raz sprawiając, że zapragnęła się wycofać. To wszystko
nadal wydawało się co najmniej nienaturalne – fakt, że oczekiwała od Rafaela konkretnych
poleceń po tym, co zrobił chwilę wcześniej. Nie miała pewności, czy w ogóle
powinna poruszać temat, nadal obawiając się, że mógłby zmienić zdanie. To
przypominało balansowanie na krawędzi w sytuacji, gdy z łatwością
mogła powinąć jej się noga. Gdyby do tego doszło, mogłoby się wydarzyć
dosłownie wszystko.
– W żadnym
razie – usłyszała i to wystarczyło, żeby serce podeszło jej aż do gardła.
Niby jak miała to rozumieć…? – Teraz wątpię, czym jest ta dziewczyna. Podążanie
za nią bez zastanowienia, byłoby nierozsądne.
– Uważasz,
że to Łowca?
Jedynie
wzruszył ramionami.
– To może
być cokolwiek – odparł, ostrożnie dobierając słowa. – Nie miałem okazji wcześniej
zapytać, ale… Nie wyczułaś przypadkiem czegoś podejrzanego w powietrzu w ostatnim
czasie?
– Coś jak
energia? – zapytała wprost. – Pewnie wszyscy to czuliśmy. Obecność ojca też
jest ostatnio wyraźniejsza niż wcześniej.
– I w
tym problem. – Rafael zamilkł. Myślami wydawał się być gdzieś daleko. – Do tej
pory sądziłem, że podążał wyłącznie za Beatrycze. To mógłbym znieść, chociaż
Elena raczej nie dałaby mi pozostać obojętnym.
Mira puściła jego słowa mimo uszu. Tak było
bezpieczniej, zresztą w tamtej chwili interesowało ją tylko jedno.
– Więc co
mam zrobić? Nie będę szukać dziewczyny, skoro uważasz, że to zły pomysł – zapewniła,
krzyżując ramiona na piersi. – Chyba że nie masz pojęcia. Wtedy poczekam aż
dasz mi znać, zresztą jak zwykle.
– Możesz
zatrzymać się w apartamentowcu. I tak w najbliższym czasie
będzie stał pusty – stwierdził jakby od niechcenia. Coś w jego tonie dało
jej do zrozumienia, że zaczynał zazdrościć jej swobody, którą w tej sytuacji
miała. – Twoja obecność w domu Eleny mogłaby być problematyczna.
– Jej matka
mnie wykopała – zauważyła przytomnie.
Demon prychnął.
– W tym
rzecz – oznajmił niemalże pogodnym tonem. – Moim zdaniem trzeba mieć wyjątkowy
talent, by doprowadzić do takiego stanu akurat tę kobietę. Swoją drogą, gdyby
Elena taka była, moja egzystencja stałaby się dużo prostsza.
Och, uważaj. Powiedz to przy Elenie, a pewnie
znowu będę musiała was ze sobą godzić, prychnęła, chociaż wciąż nie było
jej do śmiechu. Nadal czekała na moment, w którym coś miało jednak pójść nie
tak.
– Tak czy
siak, niech będzie. Wiesz, gdzie mnie szukać – powiedziała w zamian,
próbując zachować powagę.
– I tak
bym cię znalazł – przypomniał. Pobrzmiewająca w jego tonie groźba nie
zrobiła na Mirze znaczenia. – Podejrzewam, że gdzieś w międzyczasie pojawi
się Sage, ale to raczej nie problem. Bądź taka dobra i nie wpakuj się w kłopoty,
jeśli nie będziesz musiała.
– Jeśli on
też nie spróbuje mnie wygonić, to może jakoś się dogadamy.
– Masz taki
charakter, że będę zaskoczony, jeśli ktoś kiedyś nie spróbuje cię wyrzucić – stwierdził
chmurnie Rafa. – Będę naprawdę rad, jeśli się nie pozabijacie. Więcej
szczegółów podam ci, kiedy będę wiedział, na czym stoimy.
– Mhm…
Nawet
słowem nie skomentowała tego, że wspomniał o zabijaniu. Zabawne, skoro
dopiero co sam do tego dążył. To, że nagle zaczął brzmieć niemalże tak, jakby
się przejmował, wydało się Mirze co najmniej nienaturalne.
– Wracam do
Eleny.
Dobra, dobra. Idźcie się miziać, gołąbeczki.
Gdyby wzrok
zabijał, jednak tego wieczora miałby ją na sumieniu. Odprowadziła go spojrzeniem,
kiedy bez słowa wzbił się w powietrze, chwilę później zostawiając ją samą.
Wciąż stała miedzy drzewami, skołowana, drżąca i tak pełna wątpliwości, że
to wydawało się wręcz nieprawdopodobne. Nie miała pojęcia, co ze sobą zrobić, a panująca
dookoła cisza jedynie to pogarszała.
Nie
chodziło tylko o to, że wciąż nie
miała pojęcia, jak zachować się względem Rafaela.
Najbardziej
przerażająca okazała się świadomość, że tak czy inaczej ściągnęła na siebie
śmierć. Nie jako jedyna zresztą.
Tak
naprawdę wszyscy byli martwi od chwili, w której postanowili zawalczyć z Ciemnością.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz