Rafael
Mira otworzyła i zaraz
zamknęła usta. Jej oczy rozszerzyły się nieznacznie, a w spojrzeniu przez
ułamek sekundy nawet udało mu się doszukać zrozumienia, jednak nawet wtedy
demonica nie zdecydowała się na to, by cokolwiek powiedzieć. Milczała, w zamian
po prostu się w niego wpatrując i sprawiając wrażenie kogoś, kto
obawia się poruszyć temat.
Rafael z uwagą
zmierzył ją wzrokiem. Wciąż szukał jakichkolwiek oznak tego, że już widziała
się z ojcem albo podjęła decyzję, jednak wszystko wskazywało na to, że
kobieta pozostawała nieświadoma. Być może podejrzewała z czym do niej
przyszedł, ale nic nie wskazywało na to, by wiedziała o Łowcy. Na swój
sposób wydało mu się to kojące, ale nadal nie rozwiązywało najważniejszego
problemu.
– Czy
ojciec…?
Jej głos wyrwał
go z zamyślenia. Uniósł brwi, wciąż z uwagą mierząc siostrę wzrokiem.
Mimowolnie napiął mięśnie i nachylił się do przodu, nie będąc w stanie
powstrzymać się przed zdwojeniem czujności. Czekał, choć nie miał pewności na
co. Co więcej, właśnie ta niepewność najbardziej go w tym wszystkim
frustrowała.
– Tak? –
ponaglił, bez pośpiechu robiąc krok naprzód. – Co z ojcem? – zapytał
wprost, starannie dobierając słowa.
Przez twarz
Miriam przemknął cień. Wydało mu się, że pobladła, choć po wyrazie jej twarzy trudno
było jednoznacznie określić, z jakiego powodu była zaniepokojona.
– Ty mi
powiedz – powiedziała w końcu. Drgnęła, ale nie odsunęła się, posłusznie
stojąc w miejscu, gdy jeszcze bardziej skrócił dzielącą ich odległość. –
Domyślasz się z czym do ciebie przyszedłem?
– Nie mam
pojęcia. – Mira rzuciła mu niespokojne spojrzenie. – Ale domyślam się, chociaż
ty nadal… No i sam pytasz o ojca, prawda?
Zacisnął
usta. Wciąż nie był pewien, czego tak naprawdę od niej oczekiwał, ale przynajmniej
tymczasowo czuł się rozczarowany. Miał wrażenie, że gdyby wprost dała mu do zrozumienia,
że nie powinien na nią liczyć, wszystko stałoby się o wiele prostsze.
Lubił jasne sytuacje, ale w przypadku siostry to już od jakiegoś czasu
takie nie było, zwłaszcza że sam również nie potrafił jednoznacznie określić
emocji, które w nim wzbudzała. Elena była pierwszą osobą, do której się
przywiązał, a przynajmniej tak sądził do tej pory, póki…
– Rafa?
Drgnął,
kiedy wypowiedziała jego imię. Machinalnie zacisnął dłonie w pięści,
próbując zrozumieć, dlaczego to, że zdecydowała się wykorzystać ten skrót, na
moment wytrąciło go z równowagi. Przecież nie był na nią zły, a przynajmniej
nie miał powodów, by odczuwać gniew. Już nie, choć początkowo i on, i Elena
mieli dość powodów, by chcieć ją rozszarpać. Z drugiej strony, to dzięki
niej w jakiś pokrętny sposób zaczęło się układać, a to o czymś
świadczyło – choćby tyle, że chcąc nie chcąc byli jej coś wdzięczni.
Nie żeby
Rafael zamierzał wprost to przyznać.
–
Powiedzmy, że jestem tutaj na życzenie Eleny – powiedział, chcąc zyskać na czasie.
Próbował zabrzmieć jak najbardziej naturalnie, wciąż całą energię wkładając w to,
żeby trzymać nerwy na wodzy. – Jest coś, o czym powinnaś wiedzieć. Uznajmy,
że w tym jednym przyznaje jej rację.
– A to
ciekawe – stwierdziła z rezerwą demonica. Z wolna uniosła brwi,
przypatrując się bratu w równie intensywny sposób, co i on jej. –
Swoją drogą, dobrze słyszeć, że najwyraźniej nadal ze sobą gadacie.
– Co ty mi
sugerujesz? – obruszył się.
Wzruszyła
ramionami. Na jej ustach na ułamek sekundy pojawił się blady uśmiech, ten
jednak zniknął równie nagle, co się pojawił.
– Czy ja
wiem? Jak was znam, to zaraz znów będziecie rzucać się sobie do gardeł… Złamie
przez ciebie paznokieć czy coś, a potem znowu będę musiała za nią biegać.
W innym wypadku
może nawet poczułby się rozbawiony. Nie jakoś szczególnie, ale to faktycznie brzmiało
jak on i Elena. Co prawda to nie tak, że utożsamiał uderzenie Eleny ze
złamanym paznokciem, ale…
Z tym, że
to nie była pora na żarty. Doskonale zdawał sobie z tego sprawę, dlatego
nawet nie drgnął, wciąż w beznamiętny sposób przypatrując się siostrze.
– Ojciec
wypuścił Łowcę – oznajmił wypranym z jakichkolwiek emocji tonem.
– CO?!
Skrzywił
się, zaskoczony tym, jak piskliwie nagle zabrzmiał jej głos. Zauważył, że
gwałtownie pobladła i zachwiała się, nagle mając problem z tym, żeby utrzymać
równowagę. W powietrzu jak na zawołanie wyczuł gorycz – coś jak metaliczny
posmak na języku, który mógł oznaczać tylko jedno. Przerażenie Miriam było aż
nadto wyczuwalne, choć nie sądził, że akurat ona pozwoli sobie na okazywanie
słabości. W tamtej chwili już nie miał złudzeń co do decyzji, którą miała
poznać, choć ta świadomość ciążyła mu o wiele bardziej niż mógłby
podejrzewać.
W tamtej
chwili nie zastanawiał się nad tym, co robi. Bezceremonialnie pokonał odległość,
która dzieliła go od siostry, w następnej sekundzie zdecydowanym ruchem
przyciskając ją do drzewa. Usłyszał trzask, ale nie potrafił stwierdzić, czy to
kora popękała pod wpływem uderzenia, czy może przez nadmiar siły pogruchotał
Mirze kości. Co prawda jęknęła w odpowiedzi i spojrzała na niego z niedowierzeniem,
ale to nadal niczego nie wyjaśniało.
Bracie…?, rozległo się w jego głowie.
Nie odezwała się na głos, walcząc o to, by być w stanie złapać
oddech.
– Czuję
twój strach – oznajmił ze spokojem. Ich spojrzenia na ułamek sekundy się
spotkały, zwłaszcza że nagle znalazł się na tyle blisko, że był w stanie
poczuć na twarzy przyśpieszony oddech kobiety. Znieruchomiała, nawet nie próbując
się z nim szarpać, a tym bardziej walczyć. Nie zdziwiło go to,
zwłaszcza że od zawsze wiedzieli, że bez trudu zdołałby ją pokonać. – Tak
bardzo chcesz żyć… Zawsze chciałaś.
I to naprawdę byłoby takie dziwne?,
pomyślał mimochodem, ale prawie natychmiast odrzucił od siebie wątpliwości.
Oczywiście, że nie. I właśnie z tego powodu od samego początku zakładał,
że Miriam nie będzie chciała aż tak ryzykować.
A jednak
zawahał się, nagle zamierając i już tylko biernie obserwując siostrę. Jej
oczy wydały mu się nienaturalnie duże i przerażone, choć nie potrafił
stwierdzić, czym niepokoiła się bardziej – jego słowami czy tym, że gdyby tylko
zechciał, mógłby jednym ruchem przetrącić jej kark. Wyglądała na poruszoną
bardziej niż wtedy, gdy ostatnim razem wykorzystał ją do tego, by się posilić,
ale tego też nie uznał za zaskakujące. Mira nie była głupia, a już na
pewno rozumiała, które zagrożenie było dla niej bardziej realne.
Kiedyś by
się nie zawahał. Zrobiłby to, co uważał za słuszne, zwłaszcza gdyby miał
jakiekolwiek przesłanki, żeby zareagować w taki a nie inny sposób. W przypadku
Miriam tak było – w jakimś stopniu w nią wątpił, bezskutecznie próbując
doszukać się sensu zarówno w wyjaśnieniach siostry, jak i słowach nakłaniającej
go do odrobiny zaufania Eleny. Z perspektywy Rafy to po prostu było niedorzeczne,
zwłaszcza że na temat swoich pobratymców wiedział dość. Co więcej, przez
minione wieki doświadczył wystarczająco wiele, by zorientować się, czego tak
naprawdę oczekiwać po demonach.
Tak
przynajmniej sądził, bo kiedy przyszło co do czego, nieoczekiwanie zamarł, nie będąc
w stanie zdobyć się do podjęcia decyzji. „Nie chce, żebym go widziała,
gdyby musiał zamordować własną siostrę” – przypomniał sobie myśl, którą udało
mu się wychwycić z umysłu Eleny. Podobnie jak wtedy, również w tamtej
chwili wydawała się go prześladować, mając w sobie więcej mocy, aniżeli
Rafael mógłby sobie życzyć.
– Rafa… –
usłyszał i to wystarczyło, by wyrwać go z zamyślenia. W roztargnieniu
spojrzał na Mirę, zwłaszcza że ta wciąż znajdowała się tuż przed nim, z trudem
chwytając oddech. – Rafaelu, co ty robisz? Ja…
Nie
dokończyła, ale to nie miało znaczenia. Gniewnie zmrużył oczy, po czym –
próbując wyjaśnić samemu sobie, co go do tego podkusiło – odsunął się na tyle,
by pozwolić jej zaczerpnąć powietrza. Wciąż przyciskał ją do drzewa, ale nie w aż
tak stanowczy i bolesny sposób.
– Widziałaś
się z ojcem? – wycedził przez zaciśnięte zęby.
– Skądże! –
zaoponowała natychmiast. – Dlaczego miałaby…? Nie rozmawiałam z nim od
dłuższego czasu.
Rzucił jej pełne
rezerwy, podejrzliwe spojrzenie.
– Co to
oznacza? – nie dawał za wygraną. – Kiedy w takim razie rozmawialiśmy?
Jeśli jest coś, czego mi nie powiedziałaś… – zaczął, ale tym razem siostra
zdecydowała mu się przerwać.
– Dałeś mi
wolną rękę – przypomniała, spoglądając na niego rozszerzonymi oczyma. – Sam to
powiedziałeś. Wykonywałam twoje rozkazy, bo chciałam. Nie powiedziałeś, że nie
mogę być posłuszna ojcu, a jego polecenia nie były sprzeczne z tym,
co mówiłeś, więc…
– A co
ci kazał?
Miriam
uciekła wzrokiem gdzieś w bok. Nie naciskał na nią, choć miał ochotę,
zwłaszcza gdy uprzytomnił sobie, że mogłaby być w stanie go okłamać.
Wyczułby to, ale gdyby tylko spróbowała…
– Jego
decyzje wiązały się przede wszystkim z Beatrycze. Miałam nakłonić ją do
działania, więc to zrobiłam. Nic więcej – wyrzuciła z siebie na wydechu
demonica. – Zdenerwowałam cię czymś? Rafa, na wrota piekielne, najpierw mówisz
mi o Łowcy, a później…
Nie miał
pewności, czy dodała cokolwiek więcej. Bez słowa odsunął się, pozwalając, by
Mira osunęła się na kolana. Wciąż obserwował ją w pełen wątpliwości,
obojętny sposób, kiedy przycisnęła obie dłonie do piersi i pochyliła głowę.
Ciemne włosy częściowo przysłoniły jej twarz, ale wciąż był w stanie dostrzec
zarówno to, jaka była blada, jak i czające się w oczach kobiety
przerażenie.
Na dłuższą
chwilę zapanowała wymowna, przeciągła cisza. Oboje milczeli, ale to nie miało
dla niego znaczenia, przynajmniej w tamtej chwili. Czekał, choć sam nie
był pewien na co, w zamian bezskutecznie próbując zapanować nad mętlikiem w głowie.
Miriam ze swoim ciężkim oddechem, zdecydowanie mu tego nie ułatwiała, raz po
raz wzbudzając w Rafaelu coraz to więcej wątpliwości.
Dlaczego
tak po prostu nie potrafił jej zabić? Była mu przydatna, ale pozbycie się jej
wydawało się najrozsądniejszym posunięciem, zwłaszcza w obecnej sytuacji. Stała
zbyt blisko niego; widziała i słyszała dość, by okazać się jego zgubą. Nigdy
tak naprawdę nie byłby w stanie pozwolić jej odejść, bo to wiązało się ze
zbyt wielkim ryzykiem, a jednak…
Naprawdę wciąż uważasz, że upadłabym aż tak
nisko?
Jej
mentalny głos go zaskoczył – i to nie tylko przez wzgląd na pytanie, które
zdecydowała mu się zadać, ale przede wszystkim fakt, że zdecydowała się wniknąć
do jego umysłu. Nawet nie ukrywała swojej obecności, wręcz afiszując się z nią
i aż nazbyt wyraźnie dając mu do zrozumienia, że lustrowała każdą kolejną
myśl. Wiedziała, że się miotał i otwarcie to komentowała, już nie
obawiając się, że mógłby wpaść z tego powodu gniew.
Kiedy na nią
spojrzał, przekonał się, że nadal klęczała na ziemi. Nie podniosła się, jak
gdyby nigdy nic nieruchomiejąc. Obie dłonie ułożyła na udach, po czym spuściła
wzrok, wbijając go w zamarznięte podłoże. Milczała, być może czekając na
odpowiedź, ale bardzo szybko stało się jasne, że Rafael w żaden sposób nie
zamierzał do jej pytania nawiązać.
– No cóż… –
Demonica odezwała się ponownie, tym razem na głos. – Jak na kogoś, komu
pokazano, co oznacza czuć, wciąż jesteś zadziwiająco ślepy.
Tym razem
spojrzał na nią z niedowierzaniem, zaskoczony bezpośredniością, z jaką
się do niego zwracała. Przerażona czy nie, wciąż miała w sobie dość siły,
by próbować go prowokować. Nie miał tylko pewności czy to oznaczało, że była
głupia, czy może dopadła ją obojętność, ale nie miał czasu, by się nad tym
zastanawiać.
– Żartujesz
sobie ze mnie? – obruszył się. – Zresztą słyszałaś, co powiedziałem. Łowca…
– Ojciec
wypuścił Łowcę – przerwała mu, kolejny raz zachowując się bezczelnie. Wciąż
unikała spoglądania w jego stronę. – Najpewniej po to, żeby dorwał Elenę i Beatrycze,
prawda? Nawet nie muszę sprawdzać tego w twoich myślach. W końcu
czego innego mógłby chcieć?
– To
prawda.
Z wolna
skinęła głową. Nie wydawała się zaskoczona.
– A ty
oczywiście nie odpuścisz. Zrzekłeś się ojca już w chwili, gdy wróciła Elena…
Albo wcześniej. – Mira wzruszyła ramionami. – Nie jestem głupia. Wiem, że już
od dawna nie byłbyś w stanie jej zabić, nawet jeśli takie byłoby życzenie
ojca.
–
Rozmawialiśmy o tym – przypomniał cierpko. – Prędzej czy później musiało
do tego dojść – dodał, a Miriam w końcu uniosła głowę.
– Tak. I wtedy
dałeś mi wolną wolę – przypomniała z uporem. – Postawiłeś sprawę aż za
jasno, chociaż nie spodziewałam się niczego innego. Dalej w to nie wierze,
ale przecież od początku wiedziałam i… – Nagle roześmiała się w całkowicie
pozbawiony wesołości, nieco histeryczny sposób. Co prawda w pewnym
momencie skrzywiła się nieznacznie i chwyciła za żebra, ale zapanowała nad
sobą równie szybko, co i wcześniej okazała słabość. – Cholera, jestem
przerażona, jasne? Uważam, że postradałeś zmysły… I to od dawna, ale nie o to
chodzi.
Bredziła od
rzeczy, przynajmniej z jego perspektywy. Gniewnie zmrużył oczy, po czym
przesunął się bliżej. Drgnęła i spięła się, jakby w obawie, że
ponownie mógłby ją zaatakować.
– Do rzeczy
– powiedział w zamian, siląc się na cierpliwość. – Tak, sprzeciwiłem się
ojcu. Przecież oboje wiemy, co w tej sytuacji zrobisz, zwłaszcza że Łowca…
– Co
zrobię? – przerwała mu niemalże łagodnie.
Otworzył i zaraz
zamknął usta. Cholera, jednak musiała sobie z niego kpić, skoro to od
niego wymagała odpowiedzi! Nie był naiwny, zwłaszcza po tylu latach życia.
Dobrze wiedział, co oznaczał instynkt przetrwania, w szczególności w przypadku
takich jak on. Miriam zdecydowanie miała podjąć decyzję dla niej najwygodniejszą,
co do tego nie miał wątpliwości.
A może miał?
Nagle zwątpił, kolejny raz zresztą, chociaż taki stan doprowadzał go do
szaleństwa. W ułamku sekundy zapragnął roznieść coś na kawałeczki, z trudem
przymuszając się do dalszego trwania w miejscu. Na wrota piekielne,
wszystko było nie tak! Nie rozumiał tego, ale doskonale wiedział, że coś się
zmieniło – czy to w niej, czy to w samej Miriam.
Z drugiej
strony, to przecież nie było tak. To on przede wszystkim stał się inny, nagle dostrzegając
rzeczy, które wcześniej nie miały dla niego znaczenia. Analizował w sposób,
który dotychczas był mu obcy i to wszystko komplikowało. Kiedy potrafił
się zdystansować, sprawy stawały się prostsze, jednak teraz…
Tymczasem
Mira wciąż lustrowała jego umysł, wręcz chłonąc każda kolejną myśl.
– Niech to
szlag – westchnęła i w tamtej chwili wydała mu się przede wszystkim
zmęczona. – Naprawdę dalej wierzysz, że męczę się z tobą i Eleną, bo
chodzi mi o pozycję? Serio, Rafa?
Zacisnął
usta. Tylko ona nawet w tej sytuacji mogła wystawiać jego nerwy na próbę, zwracając
się do niego w całkowicie pozbawiony szacunku sposób. Co prawda przywykł
już do skracania jego imienia, ale swoboda, z jaką przychodziło to Miriam
nawet w sytuacji, w której miał ochotę pozbawić ją życia, po prostu
go zadziwiała. Zdecydowanie nie patrzyła na kogoś jak na osobę, która nadawała
się wyłącznie do wydawania jej poleceń.
Usłyszał
cichy jęk, który wyrwał się Mirze w chwili, w której spróbowała dźwignąć
się na nogi. Potrzebowała dłuższej chwili, by zdołać się wyprostować i na
niego spojrzeć.
– Dla wygody
jestem na każde twoje skinienie nawet po tym, jak zwolniłeś mnie z obowiązków?
Czy może na rękę było mi to, by znosić Elenę i próbować zmusić was do jakiegoś
porozumienia? – Z niedowierzaniem potrząsnęła głową. – A może miałam
interes w tym, by siedzieć w tej pierdolonej bibliotece w świątyni
i szukać sposobu, żeby ściągnąć twoją pannę z powrotem? Albo odstawiać
szopkę ze ślubem, byście mogli…?
– Sama
poprowadziłaś Elenę na śmierć.
Mira
momentalnie zamilkła. Z wolna skinęła głową, gorączkowo się nad czymś
zastanawiając.
– To prawda
– przyznała z zadziwiającą wręcz szczerością. – Ale nie dlatego, że jej
tego życzę. Przeprosiłam cię już za to. – Nerwowo zacisnęła usta. – Poznałeś
ludzkie uczucia. Naprawdę jeszcze mnie nie zrozumiałeś?
– Niby co
mam zrozumieć? – obruszył się.
Miał ochotę na nią warknąć i zakończyć tę rozmowę, ale nie
potrafił się na to zdobyć. Z jakiegoś powodu naprawdę chciał słuchać,
wręcz gotowy przysiąc, że każde kolejne słowo, które padało z ust Miriam,
było jak najbardziej szczere.
– Jestem na twoje życzenie od tylu wieków. Od zawsze i… Naprawdę
uważasz, że nie poradziłabym sobie w pojedynkę? – drążyła, coraz bardziej
niespokojna. – Jestem tu, bo chcę. I tak, owszem, jest w tym trochę
egoizmu. Jesteś jedyną osobą, która w jakimś stopniu mnie ceni… A przynajmniej
tak sądziłam, bo to, co robisz, jest okrutniejsze niż gdybyś doszedł do
wniosku, że jednak jestem „tylko kobietą”.
Zaskoczyła go pobrzmiewająca w jego głosie gorycz. Nie miał
pojęcia, jak do tego doszło, ale w tamtej chwili tona wydawał się go oskarżać.
Zdecydowanie nie brał pod uwagę, że mogłoby do tego dojść.
Mira uśmiechnęła się w blady, pozbawiony wesołości sposób.
– Gdybym chciała, uciekłabym, gdy stwierdziłeś, że już niczego ode mnie
nie wymagasz. Wiem, co oznacza być twoim wrogiem, pamiętasz? Przez lata mogłam
to obserwować i ja nigdy… – Zamilkła, po czym wzruszyła ramionami. – Ale przecież
tak dobrze wiesz, co zrobię. W końcu tak dobrze mnie znasz, prawda?
Nie odpowiedział. Po prostu ją obserwował, zdolny co najwyżej patrzeć i wciąż
milczeć, zwłaszcza że jej słowa coraz bardziej wytrącały go z równowagi.
Ale Mira mówiła dalej, już nawet nie próbując się powstrzymywać.
– Z ludzkimi uczuciami wcale nie jest tak prosto… A ja może i nie
poznałam ich w taki sposób jak ty, ale je rozumiem – oznajmiła, bez
jakiegokolwiek ostrzeżenia spoglądając mu w oczy. – Zawsze rozumiałam. I nie,
to wcale nie znaczy, że jestem ludzka. – Energicznie potrząsnęła głową.
Brzmiała trochę tak, jakby chciała przekonać samą siebie. – Ale przecież jestem
kobietą. Gdybym nie nauczyła się tego kontrolować, już dawno byście mnie
roznieśli.
Jeśli do tej pory wprawiała go w konsternację, jej kolejne słowa jedynie
to pogorszyły. Spojrzał na nią z niedowierzaniem, co najmniej oszołomiony
myślą, która nagle przyszła mu do głowy.
– Co ty mi insynuujesz, Miriam? – zapytał wprost.
W pierwszej kolejności znów doczekał się wyłącznie jej śmiechu –
obojętnego i na swój sposób zdesperowanego.
– Serio nie łapiesz? Potrafię czuć
– oznajmiła z naciskiem. – Ale pomimo tego wciąż jestem taka jak wy… Tyle
że ty nadal tego nie pojmujesz. Mimo wszystko miałam nadzieję, że kiedy ty i Elena…
– Westchnęła przeciągle. – I tak chcesz mnie zabić, więc powiem ci to
prosto z mostu: jesteś moim bratem, Rafael. I zależy mi na tobie,
chociaż absolutnie na to nie zasłużyłeś. Jestem ostatnią osobą, która świadomie
by się od ciebie odwróciła. Może dla ciebie to nic nie znaczy, ale dla mnie te
uczucia to wszystko, co mam… I tak, do cholery, rozumiem, co oznacza
pojawienie się Łowcy – dodała, a głos nieznacznie jej zadrżał przy
ostatnich słowach. – Jeśli moim jedynym wyborem jest zginąć jako ktoś, kto cię
zdradził albo za sprawą ojca, to wybór jest oczywisty. Na co mi to wszystko,
skoro zabić chcesz mnie właśnie ty?
To brzmiało jak marny żart – każde kolejne słowo, a już zwłaszcza
pobrzmiewające w głosie Miriam emocje. Sposób, w jaki na niego
patrzyła i to, jak zdecydowana się przy tym wydawała… To wszystko nie
miało sensu, a może to on nie chciał, by nabrało go w choć niewielkim
stopniu. Wpatrywał się w siostrę i nie dowierzał, raz po raz
powtarzając sobie, że musiała kłamać jak z nut. Chciała przeżyć i to
wystarczyło, by skłonić ją do opowiadania bajek.
Ale przecież wiedział. Czuł to całym sobą, dostrzegając już wcześniej,
choć dopiero w tamtej chwili doszedł do wniosku, że to ma sens – i to
w o wiele większym stopniu niż mógłby sobie tego życzyć.
Chciał tego czy nie, Mira mówiła prawdę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz