15 grudnia 2018

Sto osiemdziesiąt jeden

Rafael
Mira otworzyła i zaraz zamknęła usta. Jej oczy rozszerzyły się nieznacznie, a w spojrzeniu przez ułamek sekundy nawet udało mu się doszukać zrozumienia, jednak nawet wtedy demonica nie zdecydowała się na to, by cokolwiek powiedzieć. Milczała, w zamian po prostu się w niego wpatrując i sprawiając wrażenie kogoś, kto obawia się poruszyć temat.
Rafael z uwagą zmierzył ją wzrokiem. Wciąż szukał jakichkolwiek oznak tego, że już widziała się z ojcem albo podjęła decyzję, jednak wszystko wskazywało na to, że kobieta pozostawała nieświadoma. Być może podejrzewała z czym do niej przyszedł, ale nic nie wskazywało na to, by wiedziała o Łowcy. Na swój sposób wydało mu się to kojące, ale nadal nie rozwiązywało najważniejszego problemu.
– Czy ojciec…?
Jej głos wyrwał go z zamyślenia. Uniósł brwi, wciąż z uwagą mierząc siostrę wzrokiem. Mimowolnie napiął mięśnie i nachylił się do przodu, nie będąc w stanie powstrzymać się przed zdwojeniem czujności. Czekał, choć nie miał pewności na co. Co więcej, właśnie ta niepewność najbardziej go w tym wszystkim frustrowała.
– Tak? – ponaglił, bez pośpiechu robiąc krok naprzód. – Co z ojcem? – zapytał wprost, starannie dobierając słowa.
Przez twarz Miriam przemknął cień. Wydało mu się, że pobladła, choć po wyrazie jej twarzy trudno było jednoznacznie określić, z jakiego powodu była zaniepokojona.
– Ty mi powiedz – powiedziała w końcu. Drgnęła, ale nie odsunęła się, posłusznie stojąc w miejscu, gdy jeszcze bardziej skrócił dzielącą ich odległość. – Domyślasz się z czym do ciebie przyszedłem?
– Nie mam pojęcia. – Mira rzuciła mu niespokojne spojrzenie. – Ale domyślam się, chociaż ty nadal… No i sam pytasz o ojca, prawda?
Zacisnął usta. Wciąż nie był pewien, czego tak naprawdę od niej oczekiwał, ale przynajmniej tymczasowo czuł się rozczarowany. Miał wrażenie, że gdyby wprost dała mu do zrozumienia, że nie powinien na nią liczyć, wszystko stałoby się o wiele prostsze. Lubił jasne sytuacje, ale w przypadku siostry to już od jakiegoś czasu takie nie było, zwłaszcza że sam również nie potrafił jednoznacznie określić emocji, które w nim wzbudzała. Elena była pierwszą osobą, do której się przywiązał, a przynajmniej tak sądził do tej pory, póki…
– Rafa?
Drgnął, kiedy wypowiedziała jego imię. Machinalnie zacisnął dłonie w pięści, próbując zrozumieć, dlaczego to, że zdecydowała się wykorzystać ten skrót, na moment wytrąciło go z równowagi. Przecież nie był na nią zły, a przynajmniej nie miał powodów, by odczuwać gniew. Już nie, choć początkowo i on, i Elena mieli dość powodów, by chcieć ją rozszarpać. Z drugiej strony, to dzięki niej w jakiś pokrętny sposób zaczęło się układać, a to o czymś świadczyło – choćby tyle, że chcąc nie chcąc byli jej coś wdzięczni.
Nie żeby Rafael zamierzał wprost to przyznać.
– Powiedzmy, że jestem tutaj na życzenie Eleny – powiedział, chcąc zyskać na czasie. Próbował zabrzmieć jak najbardziej naturalnie, wciąż całą energię wkładając w to, żeby trzymać nerwy na wodzy. – Jest coś, o czym powinnaś wiedzieć. Uznajmy, że w tym jednym przyznaje jej rację.
– A to ciekawe – stwierdziła z rezerwą demonica. Z wolna uniosła brwi, przypatrując się bratu w równie intensywny sposób, co i on jej. – Swoją drogą, dobrze słyszeć, że najwyraźniej nadal ze sobą gadacie.
– Co ty mi sugerujesz? – obruszył się.
Wzruszyła ramionami. Na jej ustach na ułamek sekundy pojawił się blady uśmiech, ten jednak zniknął równie nagle, co się pojawił.
– Czy ja wiem? Jak was znam, to zaraz znów będziecie rzucać się sobie do gardeł… Złamie przez ciebie paznokieć czy coś, a potem znowu będę musiała za nią biegać.
W innym wypadku może nawet poczułby się rozbawiony. Nie jakoś szczególnie, ale to faktycznie brzmiało jak on i Elena. Co prawda to nie tak, że utożsamiał uderzenie Eleny ze złamanym paznokciem, ale…
Z tym, że to nie była pora na żarty. Doskonale zdawał sobie z tego sprawę, dlatego nawet nie drgnął, wciąż w beznamiętny sposób przypatrując się siostrze.
– Ojciec wypuścił Łowcę – oznajmił wypranym z jakichkolwiek emocji tonem.
– CO?!
Skrzywił się, zaskoczony tym, jak piskliwie nagle zabrzmiał jej głos. Zauważył, że gwałtownie pobladła i zachwiała się, nagle mając problem z tym, żeby utrzymać równowagę. W powietrzu jak na zawołanie wyczuł gorycz – coś jak metaliczny posmak na języku, który mógł oznaczać tylko jedno. Przerażenie Miriam było aż nadto wyczuwalne, choć nie sądził, że akurat ona pozwoli sobie na okazywanie słabości. W tamtej chwili już nie miał złudzeń co do decyzji, którą miała poznać, choć ta świadomość ciążyła mu o wiele bardziej niż mógłby podejrzewać.
W tamtej chwili nie zastanawiał się nad tym, co robi. Bezceremonialnie pokonał odległość, która dzieliła go od siostry, w następnej sekundzie zdecydowanym ruchem przyciskając ją do drzewa. Usłyszał trzask, ale nie potrafił stwierdzić, czy to kora popękała pod wpływem uderzenia, czy może przez nadmiar siły pogruchotał Mirze kości. Co prawda jęknęła w odpowiedzi i spojrzała na niego z niedowierzeniem, ale to nadal niczego nie wyjaśniało.
Bracie…?, rozległo się w jego głowie. Nie odezwała się na głos, walcząc o to, by być w stanie złapać oddech.
– Czuję twój strach – oznajmił ze spokojem. Ich spojrzenia na ułamek sekundy się spotkały, zwłaszcza że nagle znalazł się na tyle blisko, że był w stanie poczuć na twarzy przyśpieszony oddech kobiety. Znieruchomiała, nawet nie próbując się z nim szarpać, a tym bardziej walczyć. Nie zdziwiło go to, zwłaszcza że od zawsze wiedzieli, że bez trudu zdołałby ją pokonać. – Tak bardzo chcesz żyć… Zawsze chciałaś.
I to naprawdę byłoby takie dziwne?, pomyślał mimochodem, ale prawie natychmiast odrzucił od siebie wątpliwości. Oczywiście, że nie. I właśnie z tego powodu od samego początku zakładał, że Miriam nie będzie chciała aż tak ryzykować.
A jednak zawahał się, nagle zamierając i już tylko biernie obserwując siostrę. Jej oczy wydały mu się nienaturalnie duże i przerażone, choć nie potrafił stwierdzić, czym niepokoiła się bardziej – jego słowami czy tym, że gdyby tylko zechciał, mógłby jednym ruchem przetrącić jej kark. Wyglądała na poruszoną bardziej niż wtedy, gdy ostatnim razem wykorzystał ją do tego, by się posilić, ale tego też nie uznał za zaskakujące. Mira nie była głupia, a już na pewno rozumiała, które zagrożenie było dla niej bardziej realne.
Kiedyś by się nie zawahał. Zrobiłby to, co uważał za słuszne, zwłaszcza gdyby miał jakiekolwiek przesłanki, żeby zareagować w taki a nie inny sposób. W przypadku Miriam tak było – w jakimś stopniu w nią wątpił, bezskutecznie próbując doszukać się sensu zarówno w wyjaśnieniach siostry, jak i słowach nakłaniającej go do odrobiny zaufania Eleny. Z perspektywy Rafy to po prostu było niedorzeczne, zwłaszcza że na temat swoich pobratymców wiedział dość. Co więcej, przez minione wieki doświadczył wystarczająco wiele, by zorientować się, czego tak naprawdę oczekiwać po demonach.
Tak przynajmniej sądził, bo kiedy przyszło co do czego, nieoczekiwanie zamarł, nie będąc w stanie zdobyć się do podjęcia decyzji. „Nie chce, żebym go widziała, gdyby musiał zamordować własną siostrę” – przypomniał sobie myśl, którą udało mu się wychwycić z umysłu Eleny. Podobnie jak wtedy, również w tamtej chwili wydawała się go prześladować, mając w sobie więcej mocy, aniżeli Rafael mógłby sobie życzyć.
– Rafa… – usłyszał i to wystarczyło, by wyrwać go z zamyślenia. W roztargnieniu spojrzał na Mirę, zwłaszcza że ta wciąż znajdowała się tuż przed nim, z trudem chwytając oddech. – Rafaelu, co ty robisz? Ja…
Nie dokończyła, ale to nie miało znaczenia. Gniewnie zmrużył oczy, po czym – próbując wyjaśnić samemu sobie, co go do tego podkusiło – odsunął się na tyle, by pozwolić jej zaczerpnąć powietrza. Wciąż przyciskał ją do drzewa, ale nie w aż tak stanowczy i bolesny sposób.
– Widziałaś się z ojcem? – wycedził przez zaciśnięte zęby.
– Skądże! – zaoponowała natychmiast. – Dlaczego miałaby…? Nie rozmawiałam z nim od dłuższego czasu.
Rzucił jej pełne rezerwy, podejrzliwe spojrzenie.
– Co to oznacza? – nie dawał za wygraną. – Kiedy w takim razie rozmawialiśmy? Jeśli jest coś, czego mi nie powiedziałaś… – zaczął, ale tym razem siostra zdecydowała mu się przerwać.
– Dałeś mi wolną rękę – przypomniała, spoglądając na niego rozszerzonymi oczyma. – Sam to powiedziałeś. Wykonywałam twoje rozkazy, bo chciałam. Nie powiedziałeś, że nie mogę być posłuszna ojcu, a jego polecenia nie były sprzeczne z tym, co mówiłeś, więc…
– A co ci kazał?
Miriam uciekła wzrokiem gdzieś w bok. Nie naciskał na nią, choć miał ochotę, zwłaszcza gdy uprzytomnił sobie, że mogłaby być w stanie go okłamać. Wyczułby to, ale gdyby tylko spróbowała…
– Jego decyzje wiązały się przede wszystkim z Beatrycze. Miałam nakłonić ją do działania, więc to zrobiłam. Nic więcej – wyrzuciła z siebie na wydechu demonica. – Zdenerwowałam cię czymś? Rafa, na wrota piekielne, najpierw mówisz mi o Łowcy, a później…
Nie miał pewności, czy dodała cokolwiek więcej. Bez słowa odsunął się, pozwalając, by Mira osunęła się na kolana. Wciąż obserwował ją w pełen wątpliwości, obojętny sposób, kiedy przycisnęła obie dłonie do piersi i pochyliła głowę. Ciemne włosy częściowo przysłoniły jej twarz, ale wciąż był w stanie dostrzec zarówno to, jaka była blada, jak i czające się w oczach kobiety przerażenie.
Na dłuższą chwilę zapanowała wymowna, przeciągła cisza. Oboje milczeli, ale to nie miało dla niego znaczenia, przynajmniej w tamtej chwili. Czekał, choć sam nie był pewien na co, w zamian bezskutecznie próbując zapanować nad mętlikiem w głowie. Miriam ze swoim ciężkim oddechem, zdecydowanie mu tego nie ułatwiała, raz po raz wzbudzając w Rafaelu coraz to więcej wątpliwości.
Dlaczego tak po prostu nie potrafił jej zabić? Była mu przydatna, ale pozbycie się jej wydawało się najrozsądniejszym posunięciem, zwłaszcza w obecnej sytuacji. Stała zbyt blisko niego; widziała i słyszała dość, by okazać się jego zgubą. Nigdy tak naprawdę nie byłby w stanie pozwolić jej odejść, bo to wiązało się ze zbyt wielkim ryzykiem, a jednak…
Naprawdę wciąż uważasz, że upadłabym aż tak nisko?
Jej mentalny głos go zaskoczył – i to nie tylko przez wzgląd na pytanie, które zdecydowała mu się zadać, ale przede wszystkim fakt, że zdecydowała się wniknąć do jego umysłu. Nawet nie ukrywała swojej obecności, wręcz afiszując się z nią i aż nazbyt wyraźnie dając mu do zrozumienia, że lustrowała każdą kolejną myśl. Wiedziała, że się miotał i otwarcie to komentowała, już nie obawiając się, że mógłby wpaść z tego powodu gniew.
Kiedy na nią spojrzał, przekonał się, że nadal klęczała na ziemi. Nie podniosła się, jak gdyby nigdy nic nieruchomiejąc. Obie dłonie ułożyła na udach, po czym spuściła wzrok, wbijając go w zamarznięte podłoże. Milczała, być może czekając na odpowiedź, ale bardzo szybko stało się jasne, że Rafael w żaden sposób nie zamierzał do jej pytania nawiązać.
– No cóż… – Demonica odezwała się ponownie, tym razem na głos. – Jak na kogoś, komu pokazano, co oznacza czuć, wciąż jesteś zadziwiająco ślepy.
Tym razem spojrzał na nią z niedowierzaniem, zaskoczony bezpośredniością, z jaką się do niego zwracała. Przerażona czy nie, wciąż miała w sobie dość siły, by próbować go prowokować. Nie miał tylko pewności czy to oznaczało, że była głupia, czy może dopadła ją obojętność, ale nie miał czasu, by się nad tym zastanawiać.
– Żartujesz sobie ze mnie? – obruszył się. – Zresztą słyszałaś, co powiedziałem. Łowca…
– Ojciec wypuścił Łowcę – przerwała mu, kolejny raz zachowując się bezczelnie. Wciąż unikała spoglądania w jego stronę. – Najpewniej po to, żeby dorwał Elenę i Beatrycze, prawda? Nawet nie muszę sprawdzać tego w twoich myślach. W końcu czego innego mógłby chcieć?
– To prawda.
Z wolna skinęła głową. Nie wydawała się zaskoczona.
– A ty oczywiście nie odpuścisz. Zrzekłeś się ojca już w chwili, gdy wróciła Elena… Albo wcześniej. – Mira wzruszyła ramionami. – Nie jestem głupia. Wiem, że już od dawna nie byłbyś w stanie jej zabić, nawet jeśli takie byłoby życzenie ojca.
– Rozmawialiśmy o tym – przypomniał cierpko. – Prędzej czy później musiało do tego dojść – dodał, a Miriam w końcu uniosła głowę.
– Tak. I wtedy dałeś mi wolną wolę – przypomniała z uporem. – Postawiłeś sprawę aż za jasno, chociaż nie spodziewałam się niczego innego. Dalej w to nie wierze, ale przecież od początku wiedziałam i… – Nagle roześmiała się w całkowicie pozbawiony wesołości, nieco histeryczny sposób. Co prawda w pewnym momencie skrzywiła się nieznacznie i chwyciła za żebra, ale zapanowała nad sobą równie szybko, co i wcześniej okazała słabość. – Cholera, jestem przerażona, jasne? Uważam, że postradałeś zmysły… I to od dawna, ale nie o to chodzi.
Bredziła od rzeczy, przynajmniej z jego perspektywy. Gniewnie zmrużył oczy, po czym przesunął się bliżej. Drgnęła i spięła się, jakby w obawie, że ponownie mógłby ją zaatakować.
– Do rzeczy – powiedział w zamian, siląc się na cierpliwość. – Tak, sprzeciwiłem się ojcu. Przecież oboje wiemy, co w tej sytuacji zrobisz, zwłaszcza że Łowca…
– Co zrobię? – przerwała mu niemalże łagodnie.
Otworzył i zaraz zamknął usta. Cholera, jednak musiała sobie z niego kpić, skoro to od niego wymagała odpowiedzi! Nie był naiwny, zwłaszcza po tylu latach życia. Dobrze wiedział, co oznaczał instynkt przetrwania, w szczególności w przypadku takich jak on. Miriam zdecydowanie miała podjąć decyzję dla niej najwygodniejszą, co do tego nie miał wątpliwości.
A może miał? Nagle zwątpił, kolejny raz zresztą, chociaż taki stan doprowadzał go do szaleństwa. W ułamku sekundy zapragnął roznieść coś na kawałeczki, z trudem przymuszając się do dalszego trwania w miejscu. Na wrota piekielne, wszystko było nie tak! Nie rozumiał tego, ale doskonale wiedział, że coś się zmieniło – czy to w niej, czy to w samej Miriam.
Z drugiej strony, to przecież nie było tak. To on przede wszystkim stał się inny, nagle dostrzegając rzeczy, które wcześniej nie miały dla niego znaczenia. Analizował w sposób, który dotychczas był mu obcy i to wszystko komplikowało. Kiedy potrafił się zdystansować, sprawy stawały się prostsze, jednak teraz…
Tymczasem Mira wciąż lustrowała jego umysł, wręcz chłonąc każda kolejną myśl.
– Niech to szlag – westchnęła i w tamtej chwili wydała mu się przede wszystkim zmęczona. – Naprawdę dalej wierzysz, że męczę się z tobą i Eleną, bo chodzi mi o pozycję? Serio, Rafa?
Zacisnął usta. Tylko ona nawet w tej sytuacji mogła wystawiać jego nerwy na próbę, zwracając się do niego w całkowicie pozbawiony szacunku sposób. Co prawda przywykł już do skracania jego imienia, ale swoboda, z jaką przychodziło to Miriam nawet w sytuacji, w której miał ochotę pozbawić ją życia, po prostu go zadziwiała. Zdecydowanie nie patrzyła na kogoś jak na osobę, która nadawała się wyłącznie do wydawania jej poleceń.
Usłyszał cichy jęk, który wyrwał się Mirze w chwili, w której spróbowała dźwignąć się na nogi. Potrzebowała dłuższej chwili, by zdołać się wyprostować i na niego spojrzeć.
– Dla wygody jestem na każde twoje skinienie nawet po tym, jak zwolniłeś mnie z obowiązków? Czy może na rękę było mi to, by znosić Elenę i próbować zmusić was do jakiegoś porozumienia? – Z niedowierzaniem potrząsnęła głową. – A może miałam interes w tym, by siedzieć w tej pierdolonej bibliotece w świątyni i szukać sposobu, żeby ściągnąć twoją pannę z powrotem? Albo odstawiać szopkę ze ślubem, byście mogli…?
– Sama poprowadziłaś Elenę na śmierć.
Mira momentalnie zamilkła. Z wolna skinęła głową, gorączkowo się nad czymś zastanawiając.
– To prawda – przyznała z zadziwiającą wręcz szczerością. – Ale nie dlatego, że jej tego życzę. Przeprosiłam cię już za to. – Nerwowo zacisnęła usta. – Poznałeś ludzkie uczucia. Naprawdę jeszcze mnie nie zrozumiałeś?
– Niby co mam zrozumieć? – obruszył się.
Miał ochotę na nią warknąć i zakończyć tę rozmowę, ale nie potrafił się na to zdobyć. Z jakiegoś powodu naprawdę chciał słuchać, wręcz gotowy przysiąc, że każde kolejne słowo, które padało z ust Miriam, było jak najbardziej szczere.
– Jestem na twoje życzenie od tylu wieków. Od zawsze i… Naprawdę uważasz, że nie poradziłabym sobie w pojedynkę? – drążyła, coraz bardziej niespokojna. – Jestem tu, bo chcę. I tak, owszem, jest w tym trochę egoizmu. Jesteś jedyną osobą, która w jakimś stopniu mnie ceni… A przynajmniej tak sądziłam, bo to, co robisz, jest okrutniejsze niż gdybyś doszedł do wniosku, że jednak jestem „tylko kobietą”.
Zaskoczyła go pobrzmiewająca w jego głosie gorycz. Nie miał pojęcia, jak do tego doszło, ale w tamtej chwili tona wydawał się go oskarżać. Zdecydowanie nie brał pod uwagę, że mogłoby do tego dojść.
Mira uśmiechnęła się w blady, pozbawiony wesołości sposób.
– Gdybym chciała, uciekłabym, gdy stwierdziłeś, że już niczego ode mnie nie wymagasz. Wiem, co oznacza być twoim wrogiem, pamiętasz? Przez lata mogłam to obserwować i ja nigdy… – Zamilkła, po czym wzruszyła ramionami. – Ale przecież tak dobrze wiesz, co zrobię. W końcu tak dobrze mnie znasz, prawda?
Nie odpowiedział. Po prostu ją obserwował, zdolny co najwyżej patrzeć i wciąż milczeć, zwłaszcza że jej słowa coraz bardziej wytrącały go z równowagi.
Ale Mira mówiła dalej, już nawet nie próbując się powstrzymywać.
– Z ludzkimi uczuciami wcale nie jest tak prosto… A ja może i nie poznałam ich w taki sposób jak ty, ale je rozumiem – oznajmiła, bez jakiegokolwiek ostrzeżenia spoglądając mu w oczy. – Zawsze rozumiałam. I nie, to wcale nie znaczy, że jestem ludzka. – Energicznie potrząsnęła głową. Brzmiała trochę tak, jakby chciała przekonać samą siebie. – Ale przecież jestem kobietą. Gdybym nie nauczyła się tego kontrolować, już dawno byście mnie roznieśli.
Jeśli do tej pory wprawiała go w konsternację, jej kolejne słowa jedynie to pogorszyły. Spojrzał na nią z niedowierzaniem, co najmniej oszołomiony myślą, która nagle przyszła mu do głowy.
– Co ty mi insynuujesz, Miriam? – zapytał wprost.
W pierwszej kolejności znów doczekał się wyłącznie jej śmiechu – obojętnego i na swój sposób zdesperowanego.
– Serio nie łapiesz? Potrafię czuć – oznajmiła z naciskiem. – Ale pomimo tego wciąż jestem taka jak wy… Tyle że ty nadal tego nie pojmujesz. Mimo wszystko miałam nadzieję, że kiedy ty i Elena… – Westchnęła przeciągle. – I tak chcesz mnie zabić, więc powiem ci to prosto z mostu: jesteś moim bratem, Rafael. I zależy mi na tobie, chociaż absolutnie na to nie zasłużyłeś. Jestem ostatnią osobą, która świadomie by się od ciebie odwróciła. Może dla ciebie to nic nie znaczy, ale dla mnie te uczucia to wszystko, co mam… I tak, do cholery, rozumiem, co oznacza pojawienie się Łowcy – dodała, a głos nieznacznie jej zadrżał przy ostatnich słowach. – Jeśli moim jedynym wyborem jest zginąć jako ktoś, kto cię zdradził albo za sprawą ojca, to wybór jest oczywisty. Na co mi to wszystko, skoro zabić chcesz mnie właśnie ty?
To brzmiało jak marny żart – każde kolejne słowo, a już zwłaszcza pobrzmiewające w głosie Miriam emocje. Sposób, w jaki na niego patrzyła i to, jak zdecydowana się przy tym wydawała… To wszystko nie miało sensu, a może to on nie chciał, by nabrało go w choć niewielkim stopniu. Wpatrywał się w siostrę i nie dowierzał, raz po raz powtarzając sobie, że musiała kłamać jak z nut. Chciała przeżyć i to wystarczyło, by skłonić ją do opowiadania bajek.
Ale przecież wiedział. Czuł to całym sobą, dostrzegając już wcześniej, choć dopiero w tamtej chwili doszedł do wniosku, że to ma sens – i to w o wiele większym stopniu niż mógłby sobie tego życzyć.
Chciał tego czy nie, Mira mówiła prawdę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa