Elena
Nie miała pewności, jak długo
to trwało. Wszystko mogło sprowadzać się do zaledwie chwili albo długich godzin
– i tak nie zauważyłaby różnicy. Tak naprawdę wcale jej to nie interesowało.
Wystarczyło, że uwaga Eleny momentalnie skupiła się wyłącznie na wzajemnej bliskości
i słodyczy krwi, która jak na zawołanie zalała jej gardło.
Głód przybrał
na sile, jednak nie próbowała z nim walczyć. Piła łapczywie, korzystając z tego,
że Rafael nie próbował się przed nią bronić. W pewnym momencie co prawda
pomyślała, że może powinna nad sobą zapanować, by go nie skrzywdzić, ale ciche
prychnięcie, którym skwitował ten pomysł, sprawiło, że skutecznie wyzbyła się
jakichkolwiek skrupułów. W zamian skupiła się wyłącznie na krwi, zwłaszcza
że ta smakowała zupełnie inaczej niż posoka, która podsunął jej ojciec. Tym
razem nie czuła ani wątpliwości, ani tym bardziej niechęci, świadoma co najwyżej
tego, że pragnęła wypić jeszcze więcej.
Przesunęła
się na tyle, by móc usiąść na Rafie okrakiem. Tak było wygodniej, tym bardziej
że musiała dostać się do jego gardła. Przyciągnął ją do siebie, wciąż bawiąc
się jej włosami i tuląc do siebie tak kurczowo, że aż poczuła się nieswojo.
To wszystko było dziwne – demon, który poddawał się jej działaniom, wzajemna
bliskość i… krew.
W tamtej
chwili liczyło się dla niej przede wszystkim to ostatnie.
Jęknęła
cicho, zaskoczona intensywnością, z jaką na posokę reagowało jej ciało. Przyjemna
fala ciepła rozeszła się wzdłuż jej kręgosłupa, z wolna rozprzestrzeniając
dalej, co Elena przyjęła z ulgą. Różnica w działaniu krwi była
diametralna, a dziewczyna jakoś nie miała wątpliwości, że teraz jej
organizm nie miał mieć żadnych problemów z tym, by się uleczyć. Co prawda nie
śpieszyła się z wstawaniem i sprawdzeniem, czy byłaby w stanie utrzymać
się na nogach, ale…
To zadziwiające, rozbrzmiało w jej
umyśle. Jego mentalny głos na moment wytrącił ją z równowagi, pozwalając
skupić się na czymś więcej, aniżeli głodzie. Tylko ty jedna mogłaś bez szwanku wyjść z każdego naszego
treningu, a połamać się tylko dlatego, że Raven zabrał ci błyskotkę.
Won z moich myśli!, warknęła w odpowiedzi.
Przynajmniej
zakładała, że ją słyszał, skoro bez cienia krępacji nawiązywał do rzeczy, o których
nie zdążyła mu powiedzieć. Najpewniej doskonale bawił się, buszując po jej
umyśle – i to na dodatek bez pytania o przyzwolenie. Fakt, że w odpowiedzi
jedynie prychnął, bynajmniej nie sprawiając wrażenia kogoś, kto odczuwałby
wyrzuty sumienia, tylko bardziej Elenę rozdrażnił. Chwilami nie rozumiała jakim
cudem wciąż nad sobą panowała, zamiast od razu udusić demona gołymi rękami.
Oboje wiemy, że wtedy prędzej połamałabyś
sobie paznokcie…
Tym razem
warknęła, a przynajmniej taki miała plan, bo zarazem wciąż przyciskała
usta do jego szyi. Chciała się odsunąć, ale kiedy przyszło co do czego,
przekonała się, że przymuszenie ciała do współpracy, miało być co najmniej
problematyczne. Tak naprawdę nadal potrzebowała jego krwi, nie będąc w stanie
nasycić się na tyle, by dojść do wniosku, że już wszystko w porządku.
Rafael
nawet słowem nie skomentował takiego stanu rzeczy. Wciąż trzymał ją w ramionach,
jakby od niechcenia kołysząc i kurczowo tuląc do siebie. Nie pozostawiał jej
innego wyboru, jak tylko pić, aż do momentu, w którym sam delikatnym acz
stanowczym gestem dał Elenie do zrozumienia, że powinna przestać.
– Wystarczy
– stwierdził, ujmując ją pod brodę. Kciukiem zakreślił kształt jej warg, przy
okazji ścierając resztki krwi. – I tak oddałem ci więcej, niż powinienem,
zwłaszcza w tej sytuacji.
Potrzebowała
dłuższej chwili, by w pełni pojąć sens jego słów. Zamrugała nieprzytomnie,
zanim w końcu uprzytomniła sobie, że musiała się zapędzić. Natychmiast
wyprostowała się niczym struna, po czym z uwagą zmierzyła Rafaela wzrokiem.
Ślad po ugryzieniu zniknął niemalże natychmiast, gdy tylko przestała pić, ale i tak
zauważyła, że demon był bledszy niż do tej pory.
– O rany,
wybacz… – wymamrotała, przyciskając obie dłonie do ust. Utrata kontroli zdecydowanie
nie była czymś, co zdarzało jej się na co dzień. – Powinnam się opanować, ale…
Och, albo wiesz co? – jęknęła, nagle urywając i już tylko potrząsając z niedowierzaniem
głową. – Wal się! Zasłużyłeś sobie! – stwierdziła, jednak doczekała się wyłącznie
kolejnego nikłego uśmieszku, który zamajaczył na ustach obejmującego ją demona.
– Teraz na
dodatek masz humorki? – rzucił z powątpiewaniem i przez chwilę
wyglądał na chętnego, by dodać coś jeszcze, ale nie dała mu po temu okazji.
– Humorki?!
– powtórzyła, wzdrygając się mimowolnie.
Poderwała
się na równe nogi tak gwałtownie, że na moment aż pociemniało jej przed oczami.
Rafael westchnął, po czym jak gdyby nigdy nic rozsiadł się na jej łóżku,
obserwując jak miotała się na prawo i lewo, nie będąc w stanie ustać w miejscu.
Wydawał się nienaturalnie spokojny, co może i w jego przypadku nie było
niczym nowym, ale Elenę doprowadzało do szału. Samo to, że tak po prostu
przesiadywał sobie w jej sypialni, zajmując pojedyncze łóżko, w którym
zazwyczaj spała, wydawało się co najmniej dziwne. Sposób, w jaki na nią patrzył,
tym bardziej, choć to w tamtej chwili nie miało dla niej znaczenia. Nie
była nawet w stanie skupić się na tym, czy wciąż odczuwała ból w kostce,
czy może krew demona wystarczyła, by zdołała doprowadzić się do porządku. W grę
równie dobrze mogła wchodzić adrenalina, ale nie zamierzała się nad tym rozwodzić.
Gdzieś w tym
wszystkim nadal czaiło się wspomnienie snu, z którego dopiero co się
obudziła. Elena nagle zamarła, przyciskając obie dłonie do skroni. Zamknęła
oczy, mimowolnie krzywiąc się w odpowiedzi na pulsujący ból głowy. Serce
zabiło jej szybciej ze zdenerwowania, gdy przypomniała sobie, czego
doświadczyła chwilę wcześniej – siebie w czerwonej sukience, rozpaczliwą
ucieczkę i poczucie, że i tak nie będzie w stanie wyrwać się z tamtego
dziwnego miejsca. A do tego wszystkiego głos, którego może i nie
rozpoznawała, ale mógł należeć tylko do jednej istoty.
Wzięła kilka
głębszych wdechów, bynajmniej niezdolna do tego, by się uspokoić. Uprzytomniła
sobie, że drży, ale ostatecznie zmusiła się do tego, by to zignorować. Już i tak
nie była w stanie się na niczym skupić, wytrącona z równowagi
pojawieniem się Rafaela, uzależnieniem od jego krwi i… wszystkim innym.
– Znów mi
to zrobiłeś – wymamrotała, unikając spoglądania w jego stronę. – Odrzuca
mnie od zwykłej krwi. Rodzice mnie zabiją.
– Na razie
tego nie zrobili – zauważył przytomnie.
Coś w jego
tonie przyprawiło ją o dreszcze. Już nie brzmiał na rozbawionego czy nawet
obojętnego, chociaż nie miała pewności, co o tym sądzić. Poruszając się
trochę jak w transie, z wolna przeniosła wzrok na wciąż siedzącego na
łóżku demona, na moment zamierając, kiedy ich spojrzenia się spotkały. Serce znów
zabiło jej mocniej, trzepocąc się tak gwałtownie, jakby chciało wyrwać się na
zewnątrz. Dziwiła się, że przy zamieszaniu, którego narobiła, wciąż do tego nie
doszło, nie wspominając o tym, że nie pojawił się ktoś, kogo
zaniepokoiłyby dochodzące z jej sypialni wrzaski.
Rafael
westchnął, po czym z wolna podniósł się, by móc się z nią zrównać.
Nagle znalazł się tuż obok, dziwnie spięty i aż nadto poważny.
– Nikt nie
przyjdzie – oznajmił, tym samym potwierdzając przypuszczenia, które przewinęły
się przez jej umysł wcześniej. Jakoś nie wątpiła, że był w stanie zapewnić
im prywatność, nie pierwszy raz zresztą. – Swoją drogą, to kolejny dowód na to,
że powinienem być blisko. Wyostrzone zmysły niczego nie gwarantują.
– Łowca też
mógłby wszystkich zmanipulować – zauważyła przytomnie. Spojrzała na męża rozszerzonymi
do granic możliwości oczyma. – Skoro to takie proste, dlaczego ich nie ostrzegłeś?
Myślałam…
– Powiedziałem
wam przecież, co robić. Potrzebujecie telepatów – stwierdził nieznoszącym
sprzeciwu tonem. – W tej chwili nie wyczuwam ani jednego. Mentalnej tarczy
również, choć wiem, że macie taką w rodzinie.
– Bella skupia
się na Renesmee – przypomniała nieco cierpkim tonem. – W końcu to jej
matka.
– Tyle że
dziewczynie na razie nic bardziej nie zaszkodzi, skoro nie ma ciała. – Rafael
skrzyżował ramiona na piersi. – Miałaś rację, wiesz? Nie powinienem zbyt
pochopnie rzucać się na poszukiwania. Gdybym zabawił poza domem jeszcze kilka
godzin, pewnie nie miałbym ani gdzie, ani do nikogo wracać.
Otworzyła i zaraz
zamknęła usta, coraz bardziej rozdrażniona. Nie miała pojęcia czy Rafa robił to
świadomie, ale jakoś nie wątpiła, że właśnie podważał to, czy była bezpieczna
przy najbliższych. Jakby tego było mało, jego słowa brzmiały niepokojąco
prawdziwie i prawdopodobnie, choć naturalnie nie zamierzała mu tego
powiedzieć.
–
Przegrupujemy się. Po prostu potrzebujemy czasu – stwierdziła, siląc się na
cierpliwość.
– Łowca nie
będzie stał i czekać, jeśli postanowi zaatakować – przypomniał serafin. –
Pozostaje nam mieć nadzieję, że wciąż zbiera siły. W innym wypadku już
dawno mielibyśmy problem.
– Nie mów o tym
tylko mi, ale moim bliskim. Jako jedyny wiesz z czym mamy do czynienia –
zniecierpliwiła się. – To tak działa, Rafa. Rodzina. Rozmawiamy ze sobą, by
podjąć wspólne decyzje.
– Rozmowy…
Mam wrażenie, że aktualnie mogłabyś powiedzieć mi o nich dość sporo.
Zacisnęła
usta. Nie powiedział tego wprost, ale zrozumiała do czego pił. Uciekła wzrokiem
gdzieś w bok, nagle zawstydzona, choć sama nie była pewna dlaczego. Podświadomie
czekała na moment, w którym miał się zdenerwować, skoro wiedział jak wiele
powiedziała rodzicom, ale kolejne sekundy mijały, a nic podobnego nie
miało miejsca. Zauważyła, że w którymś momencie uśmiechnął się blado,
wręcz w kpiarski sposób, ale i tego zdecydowała się nie komentować. Oboje
milczeli, aż Elena doszła do wniosku, że to było najlepszym z możliwych
posunięć – udawać, że nic szczególnego się nie wydarzyło. Zwłaszcza Rafael
lubił stosować tę metodę do tych sytuacji, które były mu nie na rękę.
W porządku,
mogła na to przystać. Co prawda wciąż liczyła na to, że za którymś razem zdoła
wymóc na nim bardziej ludzkie zachowanie, ale zdecydowała się o tym nie
myśleć. To mimo wszystko brzmiało jak naiwne oczekiwanie cudu, zresztą
jakakolwiek forma akceptacji tego, że potrzebowała porozumienia z bliskimi,
już i tak wydawała się ze strony Rafy sporym ustępstwem – i to pomimo
tego, że najpewniej nie był zadowolony, skoro wspomniała komuś o jego
słabości.
– Skoro o rozmowach
mowa, to co z Mirą? – zapytała, w pośpiechu decydując się zmienić
temat.
Wyraźnie zauważyła,
że się skrzywił – tylko nieznacznie i tak błyskawicznie, że równie dobrze
mogłoby się to okazać wyłącznie jej wrażeniem. Cokolwiek to oznaczało, coś w jego
reakcji sprawiło, że jak na zawołanie spięła się, nagle jeszcze bardziej
zaniepokojona. Nie zrobił nic głupiego…
Oczywiście, że nie zrobił, prawda?, pomyślała w oszołomieniu, sama
niepewna, czy chciała poznać odpowiedź na to pytanie. Gdyby okazało się, że
jednak zdecydował się skrzywdzić siostrę, i to nawet w słusznej
sprawie…
– Jest po
naszej stronie – usłyszała i to wystarczyło, by kamień spadł jej z serca.
Ze świstem wypuściła powietrze, dopiero w tamtej chwili uprzytomniając
sobie, jak bardzo była spięta. – Odesłałem ją do apartamentowca.
– W porządku.
To brzmiało
jak wierutne kłamstwo, bo zdecydowanie nic nie było dobrze, ale przynajmniej w tej
jednej kwestii nie musiała się przejmować. To mimo wszystko wydało się Elenie
pocieszające, nawet jeśli nie rozwiązywało najważniejszego problemu.
– Na pewno?
– Rafael spojrzał na nią z powątpiewaniem. – Skoro tak, to w końcu
porozmawiajmy o twoim śnie. Masz mętlik w głowie.
– Mój sen…
Przez
moment poczuła się tak, jakby ktoś z całej siły uderzył ją w brzuch.
Momentalnie zrobiło jej się niedobrze, ale zdołała nad tym zapanować, nie chcąc
w taki sposób pozbywać się dopiero co wypitej krwi. Uprzytomniła sobie, że
wciąż drżała, wyprostowana niczym struna i niespokojna. Próbowała nie
myśleć o tym, czego dopiero co doświadczyła, błądząc tamtym dziwnym
korytarzem, ale w chwili, w której Rafael poruszył temat, dalsza
ucieczka okazała się bezsensowna. Wspomnienia wróciły, co prawda odległe i zamazane,
przez co trudno było jej uwierzyć, że dotyczyły czegoś tak świeżego jak koszmar,
ale wciąż wystarczająco intensywne, by nie była w stanie ich zignorować.
Jakby tego
było mało, aż za dobrze wiedziała, co oznaczał ten sen. Nie miała pojęcia,
dlaczego nie zorientowała się, gdy jeszcze trwała w letargu, ale to nie
było ważne. Teraz już rozumiała wszystko, począwszy od znaczenia tego snu, aż
po powód, dla którego ktokolwiek miałby ją nawoływać. Jakby tego było mało,
doskonale wiedziała, kto i dlaczego wciąż powtarzał jej imię.
– O bogini…
– wyrwało jej się.
Instynktownie
przycisnęła drżącą dłoń do ust, próbując stłumić kolejny niekontrolowany jęk.
Nieznacznie potrząsnęła głową, zupełnie jakby w ten sposób mogła odrzucić
od siebie niechciane myśli. Zauważyła, że Rafael pokonał dzielącą ich
odległość, stając tuż przed nią, ale nie zareagowała na jego bliskość aż do
momentu, w którym wyciągnął ku niej rękę.
– Chodź tu
do mnie – nakazał i choć zdaniem Eleny to zabrzmiało trochę jak rozkaz, a nie
prośba, machinalnie mu się podporządkowała.
Zamarła w bezruchu,
kiedy otoczył ją ramionami. Zrobił to tak po prostu, gestem zaskakująco
naturalnym jak na kogoś, kto wciąż miał problem ze zrozumieniem emocji. Bez
słowa wtuliła twarz w jego tors, próbując odzyskać utraconą równowagę i zapanować
nad zawrotami głowy. Musiała się uspokoić, by mieć szansę z nim
porozmawiać, ale to nie było nawet w połowie tak proste, jak Elena mogłaby
oczekiwać.
– Znowu… Już
kiedyś coś takiego śniłam – powiedziała cichym, zdławionym głosem. Wciąż wtulała
twarz w jego pierś. – To o tym mówiła Beatrycze?
– Najpewniej
– odparł lakonicznym, wypranym z jakichkolwiek emocji tonem.
Ta
obojętność wciąż ją niepokoiła, zwłaszcza że Elena aż za dobrze wiedziała, co
się za nią kryło. Gniew. Tak naprawdę Rafael był zły, a to nigdy nie
wróżyło dobrze. Próbował trzymać nerwy na wodzy, ale obawiała się, że w jego
przypadku to mogło co najwyżej pogorszyć sytuację. Demon w szale
zdecydowanie nie wróżył dobrze, nawet jeśli – przynajmniej tymczasowo – nie
istniał powód, dla którego Rafa miałby aż tak bardzo zapędzić się w negatywnych
emocjach.
No i bał
się. Wiedziała, że w życiu by się do tego nie przyznał, ale wyciągnięcie
tego wniosku przyszło jej równie naturalnie, co i jemu obejmowanie jej.
Mogła tylko zgadywać, co tak naprawdę chodziło mu po głowie, ale to również nie
było ważne. Liczyło się, że Ciemność w otwarty sposób zakomunikowała, że
to już ten moment. Nie chodziło tylko o wysłanie Łowcy, ale sam fakt tego,
że ojciec demonów mógłby pragnąć czegoś, co uważał za swoje.
Jeśli
dobrze zrozumiała, to wyglądało dokładnie w ten sposób. Koszmary nie tylko
były ostrzeżeniem, co zapowiedzią czegoś nieuniknionego. To tak, jakby Ciemność
drażniła się z nimi, przy okazji podkreślając to, jak daleko mogła się posunąć.
Bezczelnie mieszała jej w głowie, nie dając nawet szansy na obronę.
– W tym
problem – wycedził przez zaciśnięte zęby Rafael. – Ja też to teraz robię.
Mieszam ci w głowie.
– I dopiero
teraz to sobie uprzytomniłeś? Trochę za późno na wyrzuty sumienia, więc…
Chwycił ją
za ramiona, stanowczym ruchem odsuwając od siebie.
– Bądź
poważna, lilan – obruszył się, nie
kryjąc zniecierpliwienia. – Wciąż jesteś bezbronna. Musimy nad tym popracować,
zanim stanie ci się krzywda… Nad tym i Niebiańskim Ogniem.
Oho, świetnie – kolejne cudowne treningi u twojego
boku!, pomyślała w oszołomieniu, przez moment bliska tego, by
histerycznie się roześmiać. Nie zrobiła tego, tak jak i choćby słowem nie
skomentowała tego, co sugerował Rafael. To i tak nie miało sensu, zresztą w tamtej
chwili całą sobą czuła, że miał rację. Prawdziwy problem polegał na tym, że
wątpiła w siebie i to, czy miała okazać się wystarczająco silna.
Te
wątpliwości również nie umknęły uwadze demona, bo nagle bardziej stanowczo
chwycił ją za ramiona. Mimowolnie spięła się, gdy zdecydował się nią potrząsnąć.
– Nie wiem
jak to zrobię, ale przy mnie nauczysz się wszystkiego, co będzie konieczne –
oznajmił nieznoszącym sprzeciwu tonem. – Nawet nie próbuj protestować. Oboje
wiemy, że jestem skuteczny.
Jedynie na
niego spojrzała, niezdolna wykrztusić z siebie chociażby słowa.
Oczywiście, że był skuteczny. Wiedziała o tym aż za dobrze, nie potrafiąc
zliczyć jak wiele razy kazał jej biegać i zmuszał do powtarzania ćwiczeń,
które zdecydowanie nie przypadły jej do gustu. Co prawda opanowała szermierkę
na tyle dobrze, by przy odrobinie szczęścia pokonać Damiena, ale to jeszcze o niczym
nie świadczyło. Walka z Ciemnością jak nic nie miała polegać na wymachiwaniu
kijem, co zresztą było dla niej jasne od samego początku. Wszystko po raz
kolejny sprowadzało się do Niebiańskiego Ognia, ale to nie był temat, do
którego chciała wracać. Wystarczyło, że przez większość czasu Mira i Aldero
załamywali ręce, a ostatecznie zaniechała ćwiczeń.
Z drugiej
strony, mogła się tego spodziewać. Rafael już wcześniej planował do tego wrócić,
dla lepszego efektu zabierając ją na spotkanie z Andreasem. Może i spojrzenie
na Niebiański Ogień jako coś innego, aniżeli przypadkową broń, którą do siebie
przywołała, wiele ułatwiało, ale Elena wcale nie czuła się dzięki temu pewniejsza.
Nadal nie miała pojęcia, czego demon od niej oczekiwał, a jakby tego było
mało…
– Wszystko w swoim
czasie – stwierdził cicho Rafael. Jego głos nagle złagodniał, co zaskoczyło ją
nawet bardziej, niż gdyby jednak się zdenerwował. – Teraz jestem tutaj. Ty też i tego
się trzymajmy.
– A później?
Nie
odpowiedział. Pomyślała, że tak było lepiej, chociaż wciąż miała wątpliwości. W milczeniu
obserwowała Rafaela, gdy ten znów przygarnął ją do siebie, najwyraźniej nie mogąc
powstrzymać się przed ponownym zanurzeniem palców w jej włosach. Miała
wrażenie, że coś w jej bliskości podziałało na niego kojąco, choć nie
sądziła, że to w ogóle możliwe. Sam sposób, w jaki ją dotykał, niby to
przypadkowo muskając palcami jej plecy czy końcówki włosów, wydawał się co
najmniej zaskakujący. Kiedyś zdecydowanie by sobie na to nie pozwolił, tak jak i na
rozluźnienie w sytuacji, gdy czegokolwiek się obawiał.
Czuła, że
wciąż lustrował jej umysł, ale nie miała mu tego za złe. Również gniew za to,
że kolejny raz uzależnił ją od swojej krwi, zszedł gdzieś na dalszy plan. Nie potrafiła
się za to złościć, skoro rodzaj osoki tak naprawdę stanowił najmniejszy z dręczących
ją problemów. W tamtej chwili dręczyło ją coś zupełnie innego, a bliskość
Rafaela pomagała. Miała wrażenie, że coś w jego dotyku pozwalało jej nie
tylko nad sobą zapanować, ale przede wszystkim sprawiało, że uchodziło z niej
całe napięcie. Wspomnienie snu również zaczęło blaknąć, w krótkim czasie
stając się czymś, co bez żalu potrafiła zignorować.
– Rafa…
Nie miała
pewności, czego tak naprawdę oczekiwała. Nie musiała, bo w chwili, w której
wypowiedziała jego imię, zareagował w najzupełniej bezwiedny, a przy
tym w pełni naturalny sposób. Nie miała nic przeciwko temu, że ją
pocałował – w nieco zbyt gwałtownym, wręcz zaborczy odruchu. Natychmiast
odwzajemniła się, napierając na niego na tyle stanowczo, by przymusić do
wycofania z powrotem w stronę łóżka. W pierwszym odruchu drgnął,
jakby chcąc zaprotestować i przejąć kontrolę nad sytuacją, ale
zrezygnował, gdy tylko zrozumiał jej intencje.
To było gwałtowne
i pełne niezrozumiałej dla niej tęsknoty. Przecież go miała. Przyjęła go z powrotem
już jakiś czas temu, jeszcze na tamtym dachu, gdy rozmawiali, stopniowo
dochodząc do porozumienia po tym, co się wydarzyło. A teraz był tutaj,
wiec nie powinna tęsknić, ale…
Z tym, że
to przecież nie było tak. Obojgu chodziło o coś więcej.
Mimowolnie
zadrżała, kiedy ciepłe dłonie wylądowały na jej plecach – dokładnie między jej
łopatkami.
– Przywołaj
dla mnie skrzydła, aniele…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz