18 grudnia 2018

Sto osiemdziesiąt cztery

Elena
Nie miała pewności, jak długo to trwało. Wszystko mogło sprowadzać się do zaledwie chwili albo długich godzin – i tak nie zauważyłaby różnicy. Tak naprawdę wcale jej to nie interesowało. Wystarczyło, że uwaga Eleny momentalnie skupiła się wyłącznie na wzajemnej bliskości i słodyczy krwi, która jak na zawołanie zalała jej gardło.
Głód przybrał na sile, jednak nie próbowała z nim walczyć. Piła łapczywie, korzystając z tego, że Rafael nie próbował się przed nią bronić. W pewnym momencie co prawda pomyślała, że może powinna nad sobą zapanować, by go nie skrzywdzić, ale ciche prychnięcie, którym skwitował ten pomysł, sprawiło, że skutecznie wyzbyła się jakichkolwiek skrupułów. W zamian skupiła się wyłącznie na krwi, zwłaszcza że ta smakowała zupełnie inaczej niż posoka, która podsunął jej ojciec. Tym razem nie czuła ani wątpliwości, ani tym bardziej niechęci, świadoma co najwyżej tego, że pragnęła wypić jeszcze więcej.
Przesunęła się na tyle, by móc usiąść na Rafie okrakiem. Tak było wygodniej, tym bardziej że musiała dostać się do jego gardła. Przyciągnął ją do siebie, wciąż bawiąc się jej włosami i tuląc do siebie tak kurczowo, że aż poczuła się nieswojo. To wszystko było dziwne – demon, który poddawał się jej działaniom, wzajemna bliskość i… krew.
W tamtej chwili liczyło się dla niej przede wszystkim to ostatnie.
Jęknęła cicho, zaskoczona intensywnością, z jaką na posokę reagowało jej ciało. Przyjemna fala ciepła rozeszła się wzdłuż jej kręgosłupa, z wolna rozprzestrzeniając dalej, co Elena przyjęła z ulgą. Różnica w działaniu krwi była diametralna, a dziewczyna jakoś nie miała wątpliwości, że teraz jej organizm nie miał mieć żadnych problemów z tym, by się uleczyć. Co prawda nie śpieszyła się z wstawaniem i sprawdzeniem, czy byłaby w stanie utrzymać się na nogach, ale…
To zadziwiające, rozbrzmiało w jej umyśle. Jego mentalny głos na moment wytrącił ją z równowagi, pozwalając skupić się na czymś więcej, aniżeli głodzie. Tylko ty jedna mogłaś bez szwanku wyjść z każdego naszego treningu, a połamać się tylko dlatego, że Raven zabrał ci błyskotkę.
Won z moich myśli!, warknęła w odpowiedzi.
Przynajmniej zakładała, że ją słyszał, skoro bez cienia krępacji nawiązywał do rzeczy, o których nie zdążyła mu powiedzieć. Najpewniej doskonale bawił się, buszując po jej umyśle – i to na dodatek bez pytania o przyzwolenie. Fakt, że w odpowiedzi jedynie prychnął, bynajmniej nie sprawiając wrażenia kogoś, kto odczuwałby wyrzuty sumienia, tylko bardziej Elenę rozdrażnił. Chwilami nie rozumiała jakim cudem wciąż nad sobą panowała, zamiast od razu udusić demona gołymi rękami.
Oboje wiemy, że wtedy prędzej połamałabyś sobie paznokcie…
Tym razem warknęła, a przynajmniej taki miała plan, bo zarazem wciąż przyciskała usta do jego szyi. Chciała się odsunąć, ale kiedy przyszło co do czego, przekonała się, że przymuszenie ciała do współpracy, miało być co najmniej problematyczne. Tak naprawdę nadal potrzebowała jego krwi, nie będąc w stanie nasycić się na tyle, by dojść do wniosku, że już wszystko w porządku.
Rafael nawet słowem nie skomentował takiego stanu rzeczy. Wciąż trzymał ją w ramionach, jakby od niechcenia kołysząc i kurczowo tuląc do siebie. Nie pozostawiał jej innego wyboru, jak tylko pić, aż do momentu, w którym sam delikatnym acz stanowczym gestem dał Elenie do zrozumienia, że powinna przestać.
– Wystarczy – stwierdził, ujmując ją pod brodę. Kciukiem zakreślił kształt jej warg, przy okazji ścierając resztki krwi. – I tak oddałem ci więcej, niż powinienem, zwłaszcza w tej sytuacji.
Potrzebowała dłuższej chwili, by w pełni pojąć sens jego słów. Zamrugała nieprzytomnie, zanim w końcu uprzytomniła sobie, że musiała się zapędzić. Natychmiast wyprostowała się niczym struna, po czym z uwagą zmierzyła Rafaela wzrokiem. Ślad po ugryzieniu zniknął niemalże natychmiast, gdy tylko przestała pić, ale i tak zauważyła, że demon był bledszy niż do tej pory.
– O rany, wybacz… – wymamrotała, przyciskając obie dłonie do ust. Utrata kontroli zdecydowanie nie była czymś, co zdarzało jej się na co dzień. – Powinnam się opanować, ale… Och, albo wiesz co? – jęknęła, nagle urywając i już tylko potrząsając z niedowierzaniem głową. – Wal się! Zasłużyłeś sobie! – stwierdziła, jednak doczekała się wyłącznie kolejnego nikłego uśmieszku, który zamajaczył na ustach obejmującego ją demona.
– Teraz na dodatek masz humorki? – rzucił z powątpiewaniem i przez chwilę wyglądał na chętnego, by dodać coś jeszcze, ale nie dała mu po temu okazji.
– Humorki?! – powtórzyła, wzdrygając się mimowolnie.
Poderwała się na równe nogi tak gwałtownie, że na moment aż pociemniało jej przed oczami. Rafael westchnął, po czym jak gdyby nigdy nic rozsiadł się na jej łóżku, obserwując jak miotała się na prawo i lewo, nie będąc w stanie ustać w miejscu. Wydawał się nienaturalnie spokojny, co może i w jego przypadku nie było niczym nowym, ale Elenę doprowadzało do szału. Samo to, że tak po prostu przesiadywał sobie w jej sypialni, zajmując pojedyncze łóżko, w którym zazwyczaj spała, wydawało się co najmniej dziwne. Sposób, w jaki na nią patrzył, tym bardziej, choć to w tamtej chwili nie miało dla niej znaczenia. Nie była nawet w stanie skupić się na tym, czy wciąż odczuwała ból w kostce, czy może krew demona wystarczyła, by zdołała doprowadzić się do porządku. W grę równie dobrze mogła wchodzić adrenalina, ale nie zamierzała się nad tym rozwodzić.
Gdzieś w tym wszystkim nadal czaiło się wspomnienie snu, z którego dopiero co się obudziła. Elena nagle zamarła, przyciskając obie dłonie do skroni. Zamknęła oczy, mimowolnie krzywiąc się w odpowiedzi na pulsujący ból głowy. Serce zabiło jej szybciej ze zdenerwowania, gdy przypomniała sobie, czego doświadczyła chwilę wcześniej – siebie w czerwonej sukience, rozpaczliwą ucieczkę i poczucie, że i tak nie będzie w stanie wyrwać się z tamtego dziwnego miejsca. A do tego wszystkiego głos, którego może i nie rozpoznawała, ale mógł należeć tylko do jednej istoty.
Wzięła kilka głębszych wdechów, bynajmniej niezdolna do tego, by się uspokoić. Uprzytomniła sobie, że drży, ale ostatecznie zmusiła się do tego, by to zignorować. Już i tak nie była w stanie się na niczym skupić, wytrącona z równowagi pojawieniem się Rafaela, uzależnieniem od jego krwi i… wszystkim innym.
– Znów mi to zrobiłeś – wymamrotała, unikając spoglądania w jego stronę. – Odrzuca mnie od zwykłej krwi. Rodzice mnie zabiją.
– Na razie tego nie zrobili – zauważył przytomnie.
Coś w jego tonie przyprawiło ją o dreszcze. Już nie brzmiał na rozbawionego czy nawet obojętnego, chociaż nie miała pewności, co o tym sądzić. Poruszając się trochę jak w transie, z wolna przeniosła wzrok na wciąż siedzącego na łóżku demona, na moment zamierając, kiedy ich spojrzenia się spotkały. Serce znów zabiło jej mocniej, trzepocąc się tak gwałtownie, jakby chciało wyrwać się na zewnątrz. Dziwiła się, że przy zamieszaniu, którego narobiła, wciąż do tego nie doszło, nie wspominając o tym, że nie pojawił się ktoś, kogo zaniepokoiłyby dochodzące z jej sypialni wrzaski.
Rafael westchnął, po czym z wolna podniósł się, by móc się z nią zrównać. Nagle znalazł się tuż obok, dziwnie spięty i aż nadto poważny.
– Nikt nie przyjdzie – oznajmił, tym samym potwierdzając przypuszczenia, które przewinęły się przez jej umysł wcześniej. Jakoś nie wątpiła, że był w stanie zapewnić im prywatność, nie pierwszy raz zresztą. – Swoją drogą, to kolejny dowód na to, że powinienem być blisko. Wyostrzone zmysły niczego nie gwarantują.
– Łowca też mógłby wszystkich zmanipulować – zauważyła przytomnie. Spojrzała na męża rozszerzonymi do granic możliwości oczyma. – Skoro to takie proste, dlaczego ich nie ostrzegłeś? Myślałam…
– Powiedziałem wam przecież, co robić. Potrzebujecie telepatów – stwierdził nieznoszącym sprzeciwu tonem. – W tej chwili nie wyczuwam ani jednego. Mentalnej tarczy również, choć wiem, że macie taką w rodzinie.
– Bella skupia się na Renesmee – przypomniała nieco cierpkim tonem. – W końcu to jej matka.
– Tyle że dziewczynie na razie nic bardziej nie zaszkodzi, skoro nie ma ciała. – Rafael skrzyżował ramiona na piersi. – Miałaś rację, wiesz? Nie powinienem zbyt pochopnie rzucać się na poszukiwania. Gdybym zabawił poza domem jeszcze kilka godzin, pewnie nie miałbym ani gdzie, ani do nikogo wracać.
Otworzyła i zaraz zamknęła usta, coraz bardziej rozdrażniona. Nie miała pojęcia czy Rafa robił to świadomie, ale jakoś nie wątpiła, że właśnie podważał to, czy była bezpieczna przy najbliższych. Jakby tego było mało, jego słowa brzmiały niepokojąco prawdziwie i prawdopodobnie, choć naturalnie nie zamierzała mu tego powiedzieć.
– Przegrupujemy się. Po prostu potrzebujemy czasu – stwierdziła, siląc się na cierpliwość.
– Łowca nie będzie stał i czekać, jeśli postanowi zaatakować – przypomniał serafin. – Pozostaje nam mieć nadzieję, że wciąż zbiera siły. W innym wypadku już dawno mielibyśmy problem.
– Nie mów o tym tylko mi, ale moim bliskim. Jako jedyny wiesz z czym mamy do czynienia – zniecierpliwiła się. – To tak działa, Rafa. Rodzina. Rozmawiamy ze sobą, by podjąć wspólne decyzje.
– Rozmowy… Mam wrażenie, że aktualnie mogłabyś powiedzieć mi o nich dość sporo.
Zacisnęła usta. Nie powiedział tego wprost, ale zrozumiała do czego pił. Uciekła wzrokiem gdzieś w bok, nagle zawstydzona, choć sama nie była pewna dlaczego. Podświadomie czekała na moment, w którym miał się zdenerwować, skoro wiedział jak wiele powiedziała rodzicom, ale kolejne sekundy mijały, a nic podobnego nie miało miejsca. Zauważyła, że w którymś momencie uśmiechnął się blado, wręcz w kpiarski sposób, ale i tego zdecydowała się nie komentować. Oboje milczeli, aż Elena doszła do wniosku, że to było najlepszym z możliwych posunięć – udawać, że nic szczególnego się nie wydarzyło. Zwłaszcza Rafael lubił stosować tę metodę do tych sytuacji, które były mu nie na rękę.
W porządku, mogła na to przystać. Co prawda wciąż liczyła na to, że za którymś razem zdoła wymóc na nim bardziej ludzkie zachowanie, ale zdecydowała się o tym nie myśleć. To mimo wszystko brzmiało jak naiwne oczekiwanie cudu, zresztą jakakolwiek forma akceptacji tego, że potrzebowała porozumienia z bliskimi, już i tak wydawała się ze strony Rafy sporym ustępstwem – i to pomimo tego, że najpewniej nie był zadowolony, skoro wspomniała komuś o jego słabości.
– Skoro o rozmowach mowa, to co z Mirą? – zapytała, w pośpiechu decydując się zmienić temat.
Wyraźnie zauważyła, że się skrzywił – tylko nieznacznie i tak błyskawicznie, że równie dobrze mogłoby się to okazać wyłącznie jej wrażeniem. Cokolwiek to oznaczało, coś w jego reakcji sprawiło, że jak na zawołanie spięła się, nagle jeszcze bardziej zaniepokojona. Nie zrobił nic głupiego… Oczywiście, że nie zrobił, prawda?, pomyślała w oszołomieniu, sama niepewna, czy chciała poznać odpowiedź na to pytanie. Gdyby okazało się, że jednak zdecydował się skrzywdzić siostrę, i to nawet w słusznej sprawie…
– Jest po naszej stronie – usłyszała i to wystarczyło, by kamień spadł jej z serca. Ze świstem wypuściła powietrze, dopiero w tamtej chwili uprzytomniając sobie, jak bardzo była spięta. – Odesłałem ją do apartamentowca.
– W porządku.
To brzmiało jak wierutne kłamstwo, bo zdecydowanie nic nie było dobrze, ale przynajmniej w tej jednej kwestii nie musiała się przejmować. To mimo wszystko wydało się Elenie pocieszające, nawet jeśli nie rozwiązywało najważniejszego problemu.
– Na pewno? – Rafael spojrzał na nią z powątpiewaniem. – Skoro tak, to w końcu porozmawiajmy o twoim śnie. Masz mętlik w głowie.
– Mój sen…
Przez moment poczuła się tak, jakby ktoś z całej siły uderzył ją w brzuch. Momentalnie zrobiło jej się niedobrze, ale zdołała nad tym zapanować, nie chcąc w taki sposób pozbywać się dopiero co wypitej krwi. Uprzytomniła sobie, że wciąż drżała, wyprostowana niczym struna i niespokojna. Próbowała nie myśleć o tym, czego dopiero co doświadczyła, błądząc tamtym dziwnym korytarzem, ale w chwili, w której Rafael poruszył temat, dalsza ucieczka okazała się bezsensowna. Wspomnienia wróciły, co prawda odległe i zamazane, przez co trudno było jej uwierzyć, że dotyczyły czegoś tak świeżego jak koszmar, ale wciąż wystarczająco intensywne, by nie była w stanie ich zignorować.
Jakby tego było mało, aż za dobrze wiedziała, co oznaczał ten sen. Nie miała pojęcia, dlaczego nie zorientowała się, gdy jeszcze trwała w letargu, ale to nie było ważne. Teraz już rozumiała wszystko, począwszy od znaczenia tego snu, aż po powód, dla którego ktokolwiek miałby ją nawoływać. Jakby tego było mało, doskonale wiedziała, kto i dlaczego wciąż powtarzał jej imię.
– O bogini… – wyrwało jej się.
Instynktownie przycisnęła drżącą dłoń do ust, próbując stłumić kolejny niekontrolowany jęk. Nieznacznie potrząsnęła głową, zupełnie jakby w ten sposób mogła odrzucić od siebie niechciane myśli. Zauważyła, że Rafael pokonał dzielącą ich odległość, stając tuż przed nią, ale nie zareagowała na jego bliskość aż do momentu, w którym wyciągnął ku niej rękę.
– Chodź tu do mnie – nakazał i choć zdaniem Eleny to zabrzmiało trochę jak rozkaz, a nie prośba, machinalnie mu się podporządkowała.
Zamarła w bezruchu, kiedy otoczył ją ramionami. Zrobił to tak po prostu, gestem zaskakująco naturalnym jak na kogoś, kto wciąż miał problem ze zrozumieniem emocji. Bez słowa wtuliła twarz w jego tors, próbując odzyskać utraconą równowagę i zapanować nad zawrotami głowy. Musiała się uspokoić, by mieć szansę z nim porozmawiać, ale to nie było nawet w połowie tak proste, jak Elena mogłaby oczekiwać.
– Znowu… Już kiedyś coś takiego śniłam – powiedziała cichym, zdławionym głosem. Wciąż wtulała twarz w jego pierś. – To o tym mówiła Beatrycze?
– Najpewniej – odparł lakonicznym, wypranym z jakichkolwiek emocji tonem.
Ta obojętność wciąż ją niepokoiła, zwłaszcza że Elena aż za dobrze wiedziała, co się za nią kryło. Gniew. Tak naprawdę Rafael był zły, a to nigdy nie wróżyło dobrze. Próbował trzymać nerwy na wodzy, ale obawiała się, że w jego przypadku to mogło co najwyżej pogorszyć sytuację. Demon w szale zdecydowanie nie wróżył dobrze, nawet jeśli – przynajmniej tymczasowo – nie istniał powód, dla którego Rafa miałby aż tak bardzo zapędzić się w negatywnych emocjach.
No i bał się. Wiedziała, że w życiu by się do tego nie przyznał, ale wyciągnięcie tego wniosku przyszło jej równie naturalnie, co i jemu obejmowanie jej. Mogła tylko zgadywać, co tak naprawdę chodziło mu po głowie, ale to również nie było ważne. Liczyło się, że Ciemność w otwarty sposób zakomunikowała, że to już ten moment. Nie chodziło tylko o wysłanie Łowcy, ale sam fakt tego, że ojciec demonów mógłby pragnąć czegoś, co uważał za swoje.
Jeśli dobrze zrozumiała, to wyglądało dokładnie w ten sposób. Koszmary nie tylko były ostrzeżeniem, co zapowiedzią czegoś nieuniknionego. To tak, jakby Ciemność drażniła się z nimi, przy okazji podkreślając to, jak daleko mogła się posunąć. Bezczelnie mieszała jej w głowie, nie dając nawet szansy na obronę.
– W tym problem – wycedził przez zaciśnięte zęby Rafael. – Ja też to teraz robię. Mieszam ci w głowie.
– I dopiero teraz to sobie uprzytomniłeś? Trochę za późno na wyrzuty sumienia, więc…
Chwycił ją za ramiona, stanowczym ruchem odsuwając od siebie.
– Bądź poważna, lilan – obruszył się, nie kryjąc zniecierpliwienia. – Wciąż jesteś bezbronna. Musimy nad tym popracować, zanim stanie ci się krzywda… Nad tym i Niebiańskim Ogniem.
Oho, świetnie – kolejne cudowne treningi u twojego boku!, pomyślała w oszołomieniu, przez moment bliska tego, by histerycznie się roześmiać. Nie zrobiła tego, tak jak i choćby słowem nie skomentowała tego, co sugerował Rafael. To i tak nie miało sensu, zresztą w tamtej chwili całą sobą czuła, że miał rację. Prawdziwy problem polegał na tym, że wątpiła w siebie i to, czy miała okazać się wystarczająco silna.
Te wątpliwości również nie umknęły uwadze demona, bo nagle bardziej stanowczo chwycił ją za ramiona. Mimowolnie spięła się, gdy zdecydował się nią potrząsnąć.
– Nie wiem jak to zrobię, ale przy mnie nauczysz się wszystkiego, co będzie konieczne – oznajmił nieznoszącym sprzeciwu tonem. – Nawet nie próbuj protestować. Oboje wiemy, że jestem skuteczny.
Jedynie na niego spojrzała, niezdolna wykrztusić z siebie chociażby słowa. Oczywiście, że był skuteczny. Wiedziała o tym aż za dobrze, nie potrafiąc zliczyć jak wiele razy kazał jej biegać i zmuszał do powtarzania ćwiczeń, które zdecydowanie nie przypadły jej do gustu. Co prawda opanowała szermierkę na tyle dobrze, by przy odrobinie szczęścia pokonać Damiena, ale to jeszcze o niczym nie świadczyło. Walka z Ciemnością jak nic nie miała polegać na wymachiwaniu kijem, co zresztą było dla niej jasne od samego początku. Wszystko po raz kolejny sprowadzało się do Niebiańskiego Ognia, ale to nie był temat, do którego chciała wracać. Wystarczyło, że przez większość czasu Mira i Aldero załamywali ręce, a ostatecznie zaniechała ćwiczeń.
Z drugiej strony, mogła się tego spodziewać. Rafael już wcześniej planował do tego wrócić, dla lepszego efektu zabierając ją na spotkanie z Andreasem. Może i spojrzenie na Niebiański Ogień jako coś innego, aniżeli przypadkową broń, którą do siebie przywołała, wiele ułatwiało, ale Elena wcale nie czuła się dzięki temu pewniejsza. Nadal nie miała pojęcia, czego demon od niej oczekiwał, a jakby tego było mało…
– Wszystko w swoim czasie – stwierdził cicho Rafael. Jego głos nagle złagodniał, co zaskoczyło ją nawet bardziej, niż gdyby jednak się zdenerwował. – Teraz jestem tutaj. Ty też i tego się trzymajmy.
– A później?
Nie odpowiedział. Pomyślała, że tak było lepiej, chociaż wciąż miała wątpliwości. W milczeniu obserwowała Rafaela, gdy ten znów przygarnął ją do siebie, najwyraźniej nie mogąc powstrzymać się przed ponownym zanurzeniem palców w jej włosach. Miała wrażenie, że coś w jej bliskości podziałało na niego kojąco, choć nie sądziła, że to w ogóle możliwe. Sam sposób, w jaki ją dotykał, niby to przypadkowo muskając palcami jej plecy czy końcówki włosów, wydawał się co najmniej zaskakujący. Kiedyś zdecydowanie by sobie na to nie pozwolił, tak jak i na rozluźnienie w sytuacji, gdy czegokolwiek się obawiał.
Czuła, że wciąż lustrował jej umysł, ale nie miała mu tego za złe. Również gniew za to, że kolejny raz uzależnił ją od swojej krwi, zszedł gdzieś na dalszy plan. Nie potrafiła się za to złościć, skoro rodzaj osoki tak naprawdę stanowił najmniejszy z dręczących ją problemów. W tamtej chwili dręczyło ją coś zupełnie innego, a bliskość Rafaela pomagała. Miała wrażenie, że coś w jego dotyku pozwalało jej nie tylko nad sobą zapanować, ale przede wszystkim sprawiało, że uchodziło z niej całe napięcie. Wspomnienie snu również zaczęło blaknąć, w krótkim czasie stając się czymś, co bez żalu potrafiła zignorować.
– Rafa…
Nie miała pewności, czego tak naprawdę oczekiwała. Nie musiała, bo w chwili, w której wypowiedziała jego imię, zareagował w najzupełniej bezwiedny, a przy tym w pełni naturalny sposób. Nie miała nic przeciwko temu, że ją pocałował – w nieco zbyt gwałtownym, wręcz zaborczy odruchu. Natychmiast odwzajemniła się, napierając na niego na tyle stanowczo, by przymusić do wycofania z powrotem w stronę łóżka. W pierwszym odruchu drgnął, jakby chcąc zaprotestować i przejąć kontrolę nad sytuacją, ale zrezygnował, gdy tylko zrozumiał jej intencje.
To było gwałtowne i pełne niezrozumiałej dla niej tęsknoty. Przecież go miała. Przyjęła go z powrotem już jakiś czas temu, jeszcze na tamtym dachu, gdy rozmawiali, stopniowo dochodząc do porozumienia po tym, co się wydarzyło. A teraz był tutaj, wiec nie powinna tęsknić, ale…
Z tym, że to przecież nie było tak. Obojgu chodziło o coś więcej.
Mimowolnie zadrżała, kiedy ciepłe dłonie wylądowały na jej plecach – dokładnie między jej łopatkami.
– Przywołaj dla mnie skrzydła, aniele…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa