19 grudnia 2018

Sto osiemdziesiąt pięć

Zadrżała w odpowiedzi na jego słowa. Wstrząsnął nią gwałtowny dreszcz, chociaż to nie chłód, ale fala gorąca rozprzestrzeniły się po całym jej ciele, swoje źródło mając gdzieś u podstawy kręgosłupa. Elena zamknęła oczy, po czym mocniej wtuliła się w obejmującego ją demona, świadoma wyłącznie tego, że ten raz po raz przesuwał dłońmi po jej plecach. Co więcej, coś w sposobie, w jaki ją dotykał, skutecznie wytrącało dziewczynę z równowagi, zresztą jak i muśnięcia czarnych piór, składających się na parę lśniących, aksamitnie czarnych skrzydeł. Nie pierwszy raz miała wrażenie, że za każdym razem, gdy te ocierały się o jej ciało, wrażenie było takie, jakby w skórę wbijały jej się drobniutkie kryształki lodu.
Wszelakie myśli uleciały z jej głowy w chwili, w której usłyszała szept Rafaela. Zwłaszcza sposób, w jaki się do niej zwrócił – łagodny na swój sposób pieszczotliwy – uprzytomnił Elenie jak nowe było to, co działo się między nimi. Co prawda mimowolnie wzdrygnęła się, wręcz porażona tym, że znów wracał do tematu aniołów, ale zdecydowała się odrzucić od siebie tę myśl. Była jego lilan, więc jeśli życzył sobie zwracać się do niej również w ten sposób, nie zamierzała protestować.
Mimo wszystko nie od razu zdołała spełnić jego prośbę. Potrzebowała dłuższej chwili, by się na niej skupić, a co dopiero spróbować zrobić to, czego oczekiwał od niej demon. To, że ten raz po raz przeczesywał jej włosy palcami albo jakby od niechcenia zarysowywał kształt kręgosłupa, zdecydowanie tego nie ułatwiały. Elena była gotowa przysiąc, że z premedytacją z nią igrał, mieszając w głowie nawet bardziej niż do tej pory.
Nie miała pewności, jakim cudem udało jej się zapanować nad sobą na tyle, by zrobić cokolwiek. Przywołanie skrzydeł również okazało się wręcz dziecinnie proste, choć nie sądziła, że w obecnej sytuacji będzie to możliwe. Pojawiły się same, w pełni posłuszne decyzji, którą podjęła. Poczuła to wyraźnie, choć – wciąż skupiona na Rafaelu i tkwiąca w jego ramionach – nie była w stanie nawet tego sprawdzić.
A jednak były na swoim miejscu, równie obecne co i wtedy, gdy wraz z Rafą znajdowała się w Przedsionku. Przez moment poczuła się tak jak w chwili, w której demon zmanipulował rzeczywistość, sprawiając, że świat skurczył się do nich dwoje i małej przestrzeni na dachu apartamentowca. Znów tkwili w swoich objęciach, każde wyjątkowe na swój sposób, a kontrastujące ze sobą pióra, mieszały się ze sobą, w jakiś pokrętny sposób wydając się uzupełniać.
Kontrasty… Wszędzie kontrasty, pomyślała mimochodem, ale to nie wydało jej się złe. Trudno, by miała powody do narzekania, tym bardziej gdy Rafael jak gdyby nigdy nic nachylił się w jej stronę, muskając wargami jej usta. Odwzajemniła pocałunek, nie kryjąc zniecierpliwienia; w rzeczywistości oczekiwała czegoś więcej, zresztą nie jako jedyna. Jakoś nie miała wątpliwości, że on też to czuł – pragnął jej w sposób, nad którym nie potrafił zapanować. Czuła te emocje równie wyraźnie, jakby należały do niej – intensywniej niż zazwyczaj, choć samej sobie nie potrafiła wyjaśnić, na czym tak naprawdę polegała różnica.
Coś w sposobie, w jaki całował ją Rafael, uległo zmianie. Jego ruchy stały się bardziej gwałtowne, wręcz zaborcze, ale nie uznała tego za niewłaściwe. Wręcz przeciwnie – momentalnie podporządkowała się do narzuconego przez demona tempa, w pewnej chwili sama niepewna, które z nich kontrolowało sytuację. Ostatecznie doszła do wniosku, że żadne, ale i to wydawało się w porządku. Całowali się, a kolejne gesty powoli przeradzały się w nagły wybuch namiętności bardziej intensywnej niż ta, którą Elena pamiętała z tamtej nocy w lesie.
Tym razem nawet nie musiała na niego naciskać. Wiedziała, czego chciała i zamierzała to dostać, obojętna na to, czy czas i miejsce były właściwe. Przez myśl przeszło jej, że Rafael z łatwością mógł stracić kontrolę, tym samym pozwalając zniknąć bezpiecznej otoczce, która odcinała ich od reszty domowników, ale prawie natychmiast ta obawa zeszła gdzieś na dalszy plan. Nawet jeśli ktoś by ich przyłapał, czy byłoby w tym coś złego? Na litość bogini, pragnęła oddać się mężowi – zresztą po raz kolejny!
Och, Eleno…
Coś w sposobie, w jaki rozbrzmiało jej imię, skutecznie przyprawiło dziewczynę o dreszcze. To wszystko niezmiennie wytrącało ją z równowagi – zachowanie Rafaela, jego spojrzenie i pobrzmiewające w jego głosie emocje. Co więcej, te ostatnie czuła również w mentalnym szepcie demona, a to o czymś świadczyło. Normalną wypowiedź mógł próbować zmanipulować, zwłaszcza że miał w tym wprawę, ale z myślami było inaczej. Skoro na dodatek dopuścił ją do swojego umysłu, to bez wątpienia świadczyło o jednym: że czuł się zdecydowanie zbyt poruszony, by próbować się bronić. Co więcej, wszystko to, co czuła, musiało być szczere.
Ciepłe wargi musnęły kącik jest ust, po czym przesunęły się niżej. Już nie muskał jej warg, w zamian obsypując kolejnymi pocałunkami całą twarz – i powoli zmierzając ku szyi. Elena instynktownie odchyliła głowę, by odsłonić gardło, ale prócz kolejnych rozpalających skórę muśnięć, nie poczuła niczego, co świadczyłoby o tym, że Rafael zamierzał się posilić. Coś ścisnęło ją w gardle, nim jednak zdążyła choćby słowem skomentować jego obojętność, kolejny raz usłyszała w głowie znajomy głos.
Nie potrzebuję twojej krwi. Jest zbyt cenna, stwierdził z przekonaniem Rafael. Mimo wszystko ledwo była w stanie rozpoznać jego głos, dla odmiany drżący i pełen emocji. Zwykle się przed nimi bronić, ale w tamtej chwili wszelakie hamulce zniknęły, a on w końcu pozwolił sobie na chwilę zatracenia.
Nie potrzebujesz, powtórzyła, nie kryjąc rezerwy, czy może nie chcesz się od mnie uzależnić?
Nie miała pojęcia, czy ta dziwna zależność mogła zadziałać również w drugą stronę, ale i tak nie mogła powstrzymać się przed zadaniem tego pytania. Chciała być na niego zła za to, co zrobił, ale nie potrafiła. W zasadzie bardziej intrygowało ją, czy skoro faktycznie byli aż tak do siebie podobni, również ona mogła doprowadzić do sytuacji, w której tolerowałby wyłącznie krążącą w jej żyłach posokę. Z demonami i krwią było inaczej – nie potrzebowały jej aż tak bardzo jak wampiry czy hybrydy – ale mimo wszystko…
Przez chwilę była pewna, że usłyszała jego śmiech. Wypełniał jej umysł, na swój sposób eteryczny i bardzo melodyjny. Mimo wszystko Elena z trudem powstrzymała jęk, kiedy dotarło do niej, że właśnie bezczelnie się z niej naśmiewał – i to na dodatek w takiej sytuacji.
Nawet nie miała okazji, by się na to zirytować. Ledwo spróbowała się odsunąć, palce Rafaela bardziej stanowczo zacisnęły się na jej ramionach. Nim zdążyła się choćby zastanowić, demon bezceremonialnie okręcił ją w taki sposób, by bez przeszkód móc popchnąć ją na łóżko. Wylądowali na nim oboje, on górując nad nią i dociskając zaskoczoną Elenę do materaca. Jego błękitne oczy zalśniły dziko, gdy z uwagą zlustrował wzrokiem jej twarz.
– Jeśli chcesz pomówić o uzależnieniach, to spójrz, co właśnie ze mną robisz – oznajmił cicho, dosłownie przeszywając ją spojrzeniem.
Coś w tych słowach i jego zachowaniu sprawiło, że serce zabiło jej mocniej. Boleśnie tłukło się w piersi, jakby chcąc wyrwać się na zewnątrz. Wszelakie myśli jak na zawołanie uleciały z jej głowy, łącznie z odczuwaną frustracją. Już nie myślała o krwi – ani swojej, ani jego, choć to drugie do pewnego stopnia okazało się problematyczne. W zamian – poruszając się trochę jak w transie – wyciągnęła ręce przed siebie, by móc ująć jego twarz w obie dłonie.
Poczuła słodki, ciepły oddech. Nachylał się nad nią, tak blisko, że nie miała żadnych przeszkód z tym, żeby go dotykać. Chwilę po prostu na niego patrzyła, raz po raz przesuwając palcami po jego twarzy, zupełnie jakby chcąc nauczyć się jej od nowa. Chłonęła każdy najdrobniejszy szczegół, niedowierzając, choć dopiero po chwili dotarło do niej, skąd brało się to oszołomienie. Zwłaszcza po rozmowie o Łowcy jakiekolwiek oznaki ludzkich uczuć, które tak wyraźnie widziała na twarzy i w spojrzeniu Rafaela, wydawały się czymś co najmniej nieprawdopodobnym. Nie tyle nie docierało do niej, że mógłby czuć, bo o tym wiedziała od dłuższego czasu. Prawdziwym zaskoczeniem okazał się fakt, że coraz częściej pozwalał sobie na to, by te dotychczas obce mu odruchy, przejęły kontrolę.
Na ustach demona pojawił się blady, nieco złośliwy uśmiech. Serio się ze mnie nabijasz, prychnęła w duchu, ale również to nawet w połowie nie zabrzmiało w aż tak stanowczy, poirytowany sposób, jak mogłaby tego oczekiwać. Trudno było boczyć się na kogoś, kogo zarazem pragnęła całą sobą – i to bardziej niż wtedy, gdy pierwszy raz próbowała nakłonić go do tego, by jej uległ.
Kciukiem przesunęła po jego wargach. Rozchylił usta, po czym odsunął się na tyle, by strząsnąć jej dłoń. Zawahała się, nim jednak doszła do wniosku, czy zrobiła coś nie tak, usta Rafaela znów wylądowały na jej skórze. Całował ją z czułością, bez pośpiechu błądząc po ciele – po policzkach i szyi, póki nie dotarł do jej piersi. Dopiero wtedy przestał, w końcu zwracając uwagę na utrudnienie, jakie stanowiły ubrania.
– I dopiero teraz możesz mnie rozebrać – oznajmiła ze spokojem.
Spojrzał na nią z błyskiem w oczach. Sądziła, że jakkolwiek zareaguje na pobrzmiewające w jej głosie pretensje, ale nic podobnego nie miało miejsca. Wręcz przeciwnie – po prostu się dostosował, bez chwili wahania wsuwając dłonie pod jej bluzkę. Skrzydła były problemem, a przynajmniej tak pomyślała, póki nie uprzytomniła sobie, że w chwili, w której je przywołała, pozwoliła na to, by rozerwały materiał. Nie miała pojęcia, jakim cudem tego nie zauważyła, ale to okazało się dla niej najmniej istotne. W tamtej chwili liczyły się wyłącznie kolejne pocałunki, bliskość i to, że nagle po prostu leżała przed Rafaelem na wpół naga, podczas gdy on z uwagą wodził wzrokiem po całym jej ciele.
– Mam wrażenie, że powinienem w końcu przyznać, że cię okłamałem. Nieświadomie, ale jednak – stwierdził w zamyśleniu demon, nachylając się na tyle, by bez przeszkód móc szeptać jej wprost do ucha.
– Czyżby?
Puls momentalnie jej przyśpieszył. Nie chodziło już tylko o wzajemną bliskość, ale o obawy, które powróciły po jego słowach. Może i mogła spodziewać się po im kłamstwa, ale i tak nie czuła się dobrze z myślą, że miałby ją oszukać. Co więcej, nie miała pojęcia, czego tak naprawdę dotyczyły jego słowa. Jeśli chodziło o Miriam albo to, czy zamierzał zaangażować się w pomoc również Beatrycze…
– Mhm… – usłyszała i mimowolnie zadrżała, gdy oddech nieśmiertelnego musnął jej policzek. – Powiedziałem ci, że jesteś piękna, ale twoje ciało to jedyny atut i tak naprawdę nie robi na mnie wrażenia… To nieprawda.
Otworzyła usta, jednak nie była w stanie wykrztusić z siebie chociażby słowa. W zamian po prostu spoglądała na niego z niedowierzaniem, próbując zrozumieć, dlaczego obraz nagle rozmazał jej się przed oczami. Zamrugała kilkukrotnie, usiłując w ten sposób doprowadzić się do porządku i ukryć to, że mogłaby płakać, ale to i tak okazało się stratą czasu.
To, że Rafael drgnął, po czym w pośpiechu odsunął się, nagle zaniepokojony, jedynie utwierdziło ją w przekonaniu, że zauważył.
– Na wrota piekielne, lilan… Co znów zrobiłem nie tak? – westchnął, ale w odpowiedzi tylko pokręciła głową.
– Absolutnie nic. Ja tylko… – Urwała, po czym w pośpiechu otarła policzki. – To po prostu do ciebie niepodobne, wiesz?
– Niby co?
– Prawienie mi komplementów – oznajmiła z przekonaniem. – Zwłaszcza tych prawdziwych.
Rafael wciąż ją obserwował, spoglądając nań tak, jakby widzieli się po raz pierwszy. Coś w wyrazie jego twarzy jasno dało jej do zrozumienia, że – ot tak dla odmiany – najpewniej zastanawiał się nad tym, co było z nią nie tak. Mogła tylko zgadywać, co takiego sobie myślał. Już się nie uśmiechał, nagle znów poważny i zamyślony, w miarę jak próbował zrozumieć coś, co nie dawało mu spokoju.
– Skoro to komplement, to nie powinnaś płakać… Znów mi to robisz – stwierdził, wzdychając przeciągle. – Gdzie miejsce na łzy, skoro najwyraźniej nie sprawiłem ci przykrości?
W pierwszym odruchu miała ochotę mu to wytłumaczyć, ale ostatecznie ograniczyła się do nieznacznego potrząśnięcia głową. Nie sądziła, by zrozumiał, gdyby zaczęła rozwodzić się nad rodzajami płaczu, a zwłaszcza tymi, które w rzeczywistości zwiastowały radość. Wystarczyło, że już i tak spoglądał na nią tak, jakby wątpił w to, czy była normalna. Z drugiej strony, Elena była gotowa przysiąc, że nigdy jej za taką nie uważał.
– Pocałuj mnie jeszcze – poprosiła, jak gdyby nigdy nic zmieniając temat.
Uniósł brwi, ale nawet jeśli miał jakieś obiekcje, zachował je dla siebie. Poczuła się pewniej, kiedy jego usta na powrót odnalazły drogę do jej warg. Na początku pocałunek był łagodniejszy niż dotychczas, bardziej niepewny i czuły, jakby demon chciał upewnić się, że jednak nie zamierzała całkowicie się rozkleić. To sprawiło, że przymusiła się, by siedzieć spokojnie, całą energię wkładając zachowanie zdrowego rozsądku. Wciąż zbierało jej się na płacz, ale to mogło poczekać. W tamtej chwili najważniejszy tak czy inaczej był Rafael.
Oboje potrzebowali zaledwie chwili, by odnaleźć wcześniej utracony rytm. Elena usiadła, prostując się w  jego ramionach niczym struna i skupiając przede wszystkim na coraz to odważniejszych pieszczotach. Jego dłonie po raz kolejny wylądowały na jej plecach, tym razem bezpośrednio między skrzydłami. Kolejna fala ciepła rozeszła się po całym jej ciele, niosąc ze sobą ukojenie i jeszcze więcej sprzecznych emocji, którym dziewczyna ostatecznie postanowiła się poddać.
Zamarła dopiero w chwili, w której palce Rafy zatrzymały się na jej łopatce – dokładnie w miejscu, w którym znajdowało się nieszczęsne znamię w kształcie róży.
Rafa?, pomyślała z powątpiewaniem, ale odpowiedziała jej cisza.
Obserwowała go w milczeniu, gdy przygarnął ją do siebie. Przesunął się na tyle, by móc obejrzeć jej plecy, jakby zbyt mało poświęcił temu wcześniej, gdy w panice zawołała go do łazienki. Skóra w tamtym miejscu znów wydawała się płonąć, chociaż Elena nie była w stanie stwierdzić, co było tego przyczyną – jego przenikliwe spojrzenie czy może… coś innego. Wiedziała jedynie, że nagle poczuła się jeszcze bardziej nieswojo, zwłaszcza zmuszona trwać w wymownej, przesadnie wręcz przenikliwej ciszy.
Nie miała pewności, czego oczekiwała. Na ułamek sekundy do głosu na powrót doszedł strach, a później…
– To dziwne, ale nie jestem w stanie doszukać się tu ingerencji ojca – usłyszała i to wystarczyło, by jeszcze bardziej wytrącić ją z równowagi. Zamrugała nieco nieprzytomnie, ostatecznie pytająco spoglądając na męża. Przez chwilę milczał, wciąż intensywnie nad czymś myśląc. – Poczułem jego obecność, kiedy miałaś koszmar. Ale to…
Urwał, po czym jak gdyby nigdy nic nachylił się, by musnąć wargami znak na jej skórze. Palenie przybrało na sile, ale tym razem jego przyczyna była oczywista. Jego dotyk niósł ze sobą wyłącznie ciepło – tak, jakby za każdym razem, gdy dłonie Rafaela ocierały się o jej skórę, gdzieś w jej wnętrzu wybuchał pożar. Elena czuła się trochę tak, jakby płonęła, ale i tym nie potrafiła się przejąć. W gruncie rzeczy chciała więcej.
Chciała jego.
I Rafael doskonale o tym wiedział. Targające nim emocje były równie oczywiste, co i te, które odczuwała ona. Niezależnie od tego, jak bardzo się różnili, w tamtej chwili oboje doświadczali dokładnie tego samego – pragnienia, które z taką łatwością mogli zaspokoić. Elena wciąż podświadomie wyczekiwała protestów i kolejnych argumentów, mówiących o tym, dlaczego nie powinni się zapędzać, jednak nic podobnego nie miało miejsca.
– Teraz to już bez znaczenia. – Rafa uśmiechnął się w nieco gorzki sposób. – Odebrałem ci niewinność. Nie ma niczego, czego mógłbym ci jeszcze odmówić.
Nie odpowiedziała, po prostu spoglądając na niego wyczekująco. Przez myśl przeszło jej, że powinna się jego słowami przejąć, zwłaszcza przez konsekwencje, które ze sobą niosły, ale nie potrafiła. Może i powinna się bać, ale strach również zszedł gdzieś na dalszy plan, pozbawiony jakiegokolwiek znaczenia.
Wiedziała, na co zdecydowali się wtedy w lesie. Ochroniła ją niewinność i tylko to oraz upór Rafaela doprowadziły do tego, że wciąż była żywa, ale teraz nie było już niczego, co zapewniłoby jej nietykalność. Co prawda Elena wątpiła, by jakiekolwiek stare wierzenia czy zasady powstrzymały Ciemność, skoro ta zdecydowała się o nią upomnieć, jednak to nie było ważne. Liczyło się, że teraz tym bardziej była bezbronna.
Jakie to ma znaczenie?, pomyślała, nie mogąc się powstrzymać. Przecież tak naprawdę jest tylko jedna osoba, która może mnie mieć…
Należała do Rafaela.
I on doskonale o tym wiedział. Wyczuła to aż nazbyt wyraźnie w chwili, w której ich spojrzenia się spotkały. Patrzył na nią w tak zdecydowany, zaborczy sposób, że nawet gdyby chciała, nie potrafiłaby mieć wątpliwości. Już nie chodziło tylko o to, że potrzebowała jego krwi do tego, by normalnie funkcjonować. Pragnęła dać mu dużo więcej, w gruncie rzeczy oczekując dokładnie tego samego w zamian.
– Jestem tu dla ciebie – oznajmił z mocą. Brzmienie jego tonu sprawiło, że mimowolnie skuliła się, co najmniej zaskoczona gniewną nutą, która wkradła się do kolejno wypowiadanych słów, wydając się dodatkowo je podkreślać. – Jestem i będę, choćbym musiał ukrócić istnienie kilku kolejnych osób, by przy tobie trwać.
– Rafa… – zaczęła, ale nie pozwolił jej przerwać.
– Nie wiem jak to zrobię, ale będziesz bezpieczna. I ty, i twoja rodzina, skoro tyle dla ciebie znaczy – podjął, starannie wypowiadając kolejne słowa. –  Możesz uznać to za wiążącą przysięgę.
– Nie chcę żadnej przysięgi – obruszyła się. – Po prostu nie dajcie się pozabijać, a wtedy będzie fantastycznie… Mówię poważnie!
Nie doczekała się odpowiedzi. Ta w gruncie rzeczy była zbędna, skoro wszystko w zachowaniu demona sugerowało, że już podjął decyzję. Obiecał jej coś i teraz zamierzał uczynić to prawdą, choć Elena szczerze wątpiła, by to okazało się takie proste. Zbyt wiele rzeczy mogło pójść nie tak, zresztą jak znała Rafaela, jego rozumienie rodziny i tego, co w tym wypadku oznaczało „bezpieczeństwo”, również miało pozostawić wiele do życzenia.
Zadrżała, kiedy dłonie demona z wolna przesunęły się wzdłuż jej talii, ostatecznie lądując na biodrach. Znów znalazł się nad nią, milczący i zdecydowany w sposób, który w równym stopniu ją fascynował, co i przerażał. Czuła się przy nim bezpieczna, nie mogąc wyobrazić sobie, że w okolicy mogłaby znajdować się bardziej niebezpieczna istota. Nie miała okazji poznać Łowcy, ale przez krótką chwilę naprawdę wierzyła, że Rafael był osobą, która w razie potrzeby byłaby w stanie zetrzeć ten tajemniczy byt z powierzchni ziemi.
Coś w wyrazie twarzy nieśmiertelnego złagodniało, gdy zdecydował się ją pocałować. Elena machinalnie odwzajemniła pieszczotę, myślami będąc gdzieś daleko. W tamtej chwili sama nie była pewna, czego tak naprawdę chciała. Na pewno wiązało się to z Rafaelem, ale…
Jestem tu dla ciebie.
Zamknęła oczy. Przez chwilę jak gdyby nigdy nic trwała w bezruchu, pozwalając, by demon obsypywał ją pocałunkami. Każdy kolejny gest coraz to bardziej wytrącał ją z równowagi, będąc obietnicą czegoś, czego nade wszystko pragnęła – i czego ostatecznie się doczekała, choć takie zakończenie dnia było ostatnim, jakiego śmiała się spodziewać.
Tym razem nie w lesie, ale w rodzinnym domu i w warunkach, które o wiele bardziej sprzyjały zatraceniu się w sobie. Jakby tego było mało, wciąż czuła bijącą od kolejnych gestów Rafaela tęsknotę, jakby do demona wciąż nie docierało, że po tym wszystkim byli razem.
A potem w końcu stali się jednością i już nic więcej nie miało prawa się liczyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa