Zadrżała w odpowiedzi na
jego słowa. Wstrząsnął nią gwałtowny dreszcz, chociaż to nie chłód, ale fala gorąca
rozprzestrzeniły się po całym jej ciele, swoje źródło mając gdzieś u podstawy
kręgosłupa. Elena zamknęła oczy, po czym mocniej wtuliła się w obejmującego
ją demona, świadoma wyłącznie tego, że ten raz po raz przesuwał dłońmi po jej
plecach. Co więcej, coś w sposobie, w jaki ją dotykał, skutecznie
wytrącało dziewczynę z równowagi, zresztą jak i muśnięcia czarnych
piór, składających się na parę lśniących, aksamitnie czarnych skrzydeł. Nie pierwszy
raz miała wrażenie, że za każdym razem, gdy te ocierały się o jej ciało,
wrażenie było takie, jakby w skórę wbijały jej się drobniutkie kryształki
lodu.
Wszelakie
myśli uleciały z jej głowy w chwili, w której usłyszała szept
Rafaela. Zwłaszcza sposób, w jaki się do niej zwrócił – łagodny na swój
sposób pieszczotliwy – uprzytomnił Elenie jak nowe było to, co działo się
między nimi. Co prawda mimowolnie wzdrygnęła się, wręcz porażona tym, że znów
wracał do tematu aniołów, ale zdecydowała się odrzucić od siebie tę myśl. Była
jego lilan, więc jeśli życzył sobie
zwracać się do niej również w ten sposób, nie zamierzała protestować.
Mimo wszystko
nie od razu zdołała spełnić jego prośbę. Potrzebowała dłuższej chwili, by się
na niej skupić, a co dopiero spróbować zrobić to, czego oczekiwał od niej
demon. To, że ten raz po raz przeczesywał jej włosy palcami albo jakby od
niechcenia zarysowywał kształt kręgosłupa, zdecydowanie tego nie ułatwiały.
Elena była gotowa przysiąc, że z premedytacją z nią igrał, mieszając w głowie
nawet bardziej niż do tej pory.
Nie miała
pewności, jakim cudem udało jej się zapanować nad sobą na tyle, by zrobić
cokolwiek. Przywołanie skrzydeł również okazało się wręcz dziecinnie proste,
choć nie sądziła, że w obecnej sytuacji będzie to możliwe. Pojawiły się
same, w pełni posłuszne decyzji, którą podjęła. Poczuła to wyraźnie, choć –
wciąż skupiona na Rafaelu i tkwiąca w jego ramionach – nie była w stanie
nawet tego sprawdzić.
A jednak
były na swoim miejscu, równie obecne co i wtedy, gdy wraz z Rafą
znajdowała się w Przedsionku. Przez moment poczuła się tak jak w chwili,
w której demon zmanipulował rzeczywistość, sprawiając, że świat skurczył
się do nich dwoje i małej przestrzeni na dachu apartamentowca. Znów tkwili
w swoich objęciach, każde wyjątkowe na swój sposób, a kontrastujące
ze sobą pióra, mieszały się ze sobą, w jakiś pokrętny sposób wydając się
uzupełniać.
Kontrasty… Wszędzie kontrasty, pomyślała
mimochodem, ale to nie wydało jej się złe. Trudno, by miała powody do
narzekania, tym bardziej gdy Rafael jak gdyby nigdy nic nachylił się w jej
stronę, muskając wargami jej usta. Odwzajemniła pocałunek, nie kryjąc
zniecierpliwienia; w rzeczywistości oczekiwała czegoś więcej, zresztą nie
jako jedyna. Jakoś nie miała wątpliwości, że on też to czuł – pragnął jej w sposób,
nad którym nie potrafił zapanować. Czuła te emocje równie wyraźnie, jakby
należały do niej – intensywniej niż zazwyczaj, choć samej sobie nie potrafiła
wyjaśnić, na czym tak naprawdę polegała różnica.
Coś w sposobie,
w jaki całował ją Rafael, uległo zmianie. Jego ruchy stały się bardziej
gwałtowne, wręcz zaborcze, ale nie uznała tego za niewłaściwe. Wręcz przeciwnie
– momentalnie podporządkowała się do narzuconego przez demona tempa, w pewnej
chwili sama niepewna, które z nich kontrolowało sytuację. Ostatecznie
doszła do wniosku, że żadne, ale i to wydawało się w porządku.
Całowali się, a kolejne gesty powoli przeradzały się w nagły wybuch
namiętności bardziej intensywnej niż ta, którą Elena pamiętała z tamtej
nocy w lesie.
Tym razem
nawet nie musiała na niego naciskać. Wiedziała, czego chciała i zamierzała
to dostać, obojętna na to, czy czas i miejsce były właściwe. Przez myśl przeszło
jej, że Rafael z łatwością mógł stracić kontrolę, tym samym pozwalając zniknąć
bezpiecznej otoczce, która odcinała ich od reszty domowników, ale prawie
natychmiast ta obawa zeszła gdzieś na dalszy plan. Nawet jeśli ktoś by ich
przyłapał, czy byłoby w tym coś złego? Na litość bogini, pragnęła oddać
się mężowi – zresztą po raz kolejny!
Och, Eleno…
Coś w sposobie,
w jaki rozbrzmiało jej imię, skutecznie przyprawiło dziewczynę o dreszcze.
To wszystko niezmiennie wytrącało ją z równowagi – zachowanie Rafaela,
jego spojrzenie i pobrzmiewające w jego głosie emocje. Co więcej, te
ostatnie czuła również w mentalnym szepcie demona, a to o czymś świadczyło.
Normalną wypowiedź mógł próbować zmanipulować, zwłaszcza że miał w tym
wprawę, ale z myślami było inaczej. Skoro na dodatek dopuścił ją do swojego
umysłu, to bez wątpienia świadczyło o jednym: że czuł się zdecydowanie
zbyt poruszony, by próbować się bronić. Co więcej, wszystko to, co czuła,
musiało być szczere.
Ciepłe
wargi musnęły kącik jest ust, po czym przesunęły się niżej. Już nie muskał jej
warg, w zamian obsypując kolejnymi pocałunkami całą twarz – i powoli
zmierzając ku szyi. Elena instynktownie odchyliła głowę, by odsłonić gardło,
ale prócz kolejnych rozpalających skórę muśnięć, nie poczuła niczego, co
świadczyłoby o tym, że Rafael zamierzał się posilić. Coś ścisnęło ją w gardle,
nim jednak zdążyła choćby słowem skomentować jego obojętność, kolejny raz usłyszała
w głowie znajomy głos.
Nie potrzebuję twojej krwi. Jest zbyt cenna,
stwierdził z przekonaniem Rafael. Mimo wszystko ledwo była w stanie
rozpoznać jego głos, dla odmiany drżący i pełen emocji. Zwykle się przed
nimi bronić, ale w tamtej chwili wszelakie hamulce zniknęły, a on w końcu
pozwolił sobie na chwilę zatracenia.
Nie potrzebujesz, powtórzyła, nie kryjąc
rezerwy, czy może nie chcesz się od mnie
uzależnić?
Nie miała
pojęcia, czy ta dziwna zależność mogła zadziałać również w drugą stronę,
ale i tak nie mogła powstrzymać się przed zadaniem tego pytania. Chciała
być na niego zła za to, co zrobił, ale nie potrafiła. W zasadzie bardziej
intrygowało ją, czy skoro faktycznie byli aż tak do siebie podobni, również ona
mogła doprowadzić do sytuacji, w której tolerowałby wyłącznie krążącą w jej
żyłach posokę. Z demonami i krwią było inaczej – nie potrzebowały jej
aż tak bardzo jak wampiry czy hybrydy – ale mimo wszystko…
Przez chwilę
była pewna, że usłyszała jego śmiech. Wypełniał jej umysł, na swój sposób
eteryczny i bardzo melodyjny. Mimo wszystko Elena z trudem
powstrzymała jęk, kiedy dotarło do niej, że właśnie bezczelnie się z niej
naśmiewał – i to na dodatek w takiej sytuacji.
Nawet nie
miała okazji, by się na to zirytować. Ledwo spróbowała się odsunąć, palce
Rafaela bardziej stanowczo zacisnęły się na jej ramionach. Nim zdążyła się
choćby zastanowić, demon bezceremonialnie okręcił ją w taki sposób, by bez
przeszkód móc popchnąć ją na łóżko. Wylądowali na nim oboje, on górując nad nią
i dociskając zaskoczoną Elenę do materaca. Jego błękitne oczy zalśniły
dziko, gdy z uwagą zlustrował wzrokiem jej twarz.
– Jeśli chcesz
pomówić o uzależnieniach, to spójrz, co właśnie ze mną robisz – oznajmił
cicho, dosłownie przeszywając ją spojrzeniem.
Coś w tych
słowach i jego zachowaniu sprawiło, że serce zabiło jej mocniej. Boleśnie
tłukło się w piersi, jakby chcąc wyrwać się na zewnątrz. Wszelakie myśli
jak na zawołanie uleciały z jej głowy, łącznie z odczuwaną frustracją.
Już nie myślała o krwi – ani swojej, ani jego, choć to drugie do pewnego
stopnia okazało się problematyczne. W zamian – poruszając się trochę jak w transie
– wyciągnęła ręce przed siebie, by móc ująć jego twarz w obie dłonie.
Poczuła
słodki, ciepły oddech. Nachylał się nad nią, tak blisko, że nie miała żadnych
przeszkód z tym, żeby go dotykać. Chwilę po prostu na niego patrzyła, raz
po raz przesuwając palcami po jego twarzy, zupełnie jakby chcąc nauczyć się jej
od nowa. Chłonęła każdy najdrobniejszy szczegół, niedowierzając, choć dopiero
po chwili dotarło do niej, skąd brało się to oszołomienie. Zwłaszcza po
rozmowie o Łowcy jakiekolwiek oznaki ludzkich uczuć, które tak wyraźnie
widziała na twarzy i w spojrzeniu Rafaela, wydawały się czymś co najmniej
nieprawdopodobnym. Nie tyle nie docierało do niej, że mógłby czuć, bo o tym
wiedziała od dłuższego czasu. Prawdziwym zaskoczeniem okazał się fakt, że coraz
częściej pozwalał sobie na to, by te dotychczas obce mu odruchy, przejęły
kontrolę.
Na ustach
demona pojawił się blady, nieco złośliwy uśmiech. Serio się ze mnie nabijasz, prychnęła w duchu, ale również to
nawet w połowie nie zabrzmiało w aż tak stanowczy, poirytowany sposób,
jak mogłaby tego oczekiwać. Trudno było boczyć się na kogoś, kogo zarazem pragnęła
całą sobą – i to bardziej niż wtedy, gdy pierwszy raz próbowała nakłonić
go do tego, by jej uległ.
Kciukiem
przesunęła po jego wargach. Rozchylił usta, po czym odsunął się na tyle, by
strząsnąć jej dłoń. Zawahała się, nim jednak doszła do wniosku, czy zrobiła coś
nie tak, usta Rafaela znów wylądowały na jej skórze. Całował ją z czułością,
bez pośpiechu błądząc po ciele – po policzkach i szyi, póki nie dotarł do
jej piersi. Dopiero wtedy przestał, w końcu zwracając uwagę na utrudnienie,
jakie stanowiły ubrania.
– I dopiero
teraz możesz mnie rozebrać – oznajmiła ze spokojem.
Spojrzał na
nią z błyskiem w oczach. Sądziła, że jakkolwiek zareaguje na
pobrzmiewające w jej głosie pretensje, ale nic podobnego nie miało
miejsca. Wręcz przeciwnie – po prostu się dostosował, bez chwili wahania
wsuwając dłonie pod jej bluzkę. Skrzydła były problemem, a przynajmniej
tak pomyślała, póki nie uprzytomniła sobie, że w chwili, w której je
przywołała, pozwoliła na to, by rozerwały materiał. Nie miała pojęcia, jakim
cudem tego nie zauważyła, ale to okazało się dla niej najmniej istotne. W tamtej
chwili liczyły się wyłącznie kolejne pocałunki, bliskość i to, że nagle po
prostu leżała przed Rafaelem na wpół naga, podczas gdy on z uwagą wodził
wzrokiem po całym jej ciele.
– Mam
wrażenie, że powinienem w końcu przyznać, że cię okłamałem. Nieświadomie,
ale jednak – stwierdził w zamyśleniu demon, nachylając się na tyle, by bez
przeszkód móc szeptać jej wprost do ucha.
– Czyżby?
Puls momentalnie
jej przyśpieszył. Nie chodziło już tylko o wzajemną bliskość, ale o obawy,
które powróciły po jego słowach. Może i mogła spodziewać się po im kłamstwa,
ale i tak nie czuła się dobrze z myślą, że miałby ją oszukać. Co
więcej, nie miała pojęcia, czego tak naprawdę dotyczyły jego słowa. Jeśli
chodziło o Miriam albo to, czy zamierzał zaangażować się w pomoc
również Beatrycze…
– Mhm… –
usłyszała i mimowolnie zadrżała, gdy oddech nieśmiertelnego musnął jej
policzek. – Powiedziałem ci, że jesteś piękna, ale twoje ciało to jedyny atut i tak
naprawdę nie robi na mnie wrażenia… To nieprawda.
Otworzyła
usta, jednak nie była w stanie wykrztusić z siebie chociażby słowa. W zamian
po prostu spoglądała na niego z niedowierzaniem, próbując zrozumieć,
dlaczego obraz nagle rozmazał jej się przed oczami. Zamrugała kilkukrotnie, usiłując
w ten sposób doprowadzić się do porządku i ukryć to, że mogłaby
płakać, ale to i tak okazało się stratą czasu.
To, że
Rafael drgnął, po czym w pośpiechu odsunął się, nagle zaniepokojony,
jedynie utwierdziło ją w przekonaniu, że zauważył.
– Na wrota
piekielne, lilan… Co znów zrobiłem
nie tak? – westchnął, ale w odpowiedzi tylko pokręciła głową.
–
Absolutnie nic. Ja tylko… – Urwała, po czym w pośpiechu otarła policzki. –
To po prostu do ciebie niepodobne, wiesz?
– Niby co?
– Prawienie
mi komplementów – oznajmiła z przekonaniem. – Zwłaszcza tych prawdziwych.
Rafael wciąż
ją obserwował, spoglądając nań tak, jakby widzieli się po raz pierwszy. Coś w wyrazie
jego twarzy jasno dało jej do zrozumienia, że – ot tak dla odmiany – najpewniej
zastanawiał się nad tym, co było z nią nie tak. Mogła tylko zgadywać, co
takiego sobie myślał. Już się nie uśmiechał, nagle znów poważny i zamyślony,
w miarę jak próbował zrozumieć coś, co nie dawało mu spokoju.
– Skoro to
komplement, to nie powinnaś płakać… Znów mi to robisz – stwierdził, wzdychając
przeciągle. – Gdzie miejsce na łzy, skoro najwyraźniej nie sprawiłem ci przykrości?
W pierwszym
odruchu miała ochotę mu to wytłumaczyć, ale ostatecznie ograniczyła się do nieznacznego
potrząśnięcia głową. Nie sądziła, by zrozumiał, gdyby zaczęła rozwodzić się nad
rodzajami płaczu, a zwłaszcza tymi, które w rzeczywistości
zwiastowały radość. Wystarczyło, że już i tak spoglądał na nią tak, jakby
wątpił w to, czy była normalna. Z drugiej strony, Elena była gotowa
przysiąc, że nigdy jej za taką nie uważał.
– Pocałuj
mnie jeszcze – poprosiła, jak gdyby nigdy nic zmieniając temat.
Uniósł
brwi, ale nawet jeśli miał jakieś obiekcje, zachował je dla siebie. Poczuła się
pewniej, kiedy jego usta na powrót odnalazły drogę do jej warg. Na początku
pocałunek był łagodniejszy niż dotychczas, bardziej niepewny i czuły,
jakby demon chciał upewnić się, że jednak nie zamierzała całkowicie się
rozkleić. To sprawiło, że przymusiła się, by siedzieć spokojnie, całą energię
wkładając zachowanie zdrowego rozsądku. Wciąż zbierało jej się na płacz, ale to
mogło poczekać. W tamtej chwili najważniejszy tak czy inaczej był Rafael.
Oboje
potrzebowali zaledwie chwili, by odnaleźć wcześniej utracony rytm. Elena
usiadła, prostując się w jego ramionach niczym struna i skupiając
przede wszystkim na coraz to odważniejszych pieszczotach. Jego dłonie po raz
kolejny wylądowały na jej plecach, tym razem bezpośrednio między skrzydłami. Kolejna
fala ciepła rozeszła się po całym jej ciele, niosąc ze sobą ukojenie i jeszcze
więcej sprzecznych emocji, którym dziewczyna ostatecznie postanowiła się poddać.
Zamarła
dopiero w chwili, w której palce Rafy zatrzymały się na jej łopatce –
dokładnie w miejscu, w którym znajdowało się nieszczęsne znamię w kształcie
róży.
Rafa?, pomyślała z powątpiewaniem,
ale odpowiedziała jej cisza.
Obserwowała
go w milczeniu, gdy przygarnął ją do siebie. Przesunął się na tyle, by móc
obejrzeć jej plecy, jakby zbyt mało poświęcił temu wcześniej, gdy w panice
zawołała go do łazienki. Skóra w tamtym miejscu znów wydawała się płonąć,
chociaż Elena nie była w stanie stwierdzić, co było tego przyczyną – jego
przenikliwe spojrzenie czy może… coś innego. Wiedziała jedynie, że nagle
poczuła się jeszcze bardziej nieswojo, zwłaszcza zmuszona trwać w wymownej,
przesadnie wręcz przenikliwej ciszy.
Nie miała
pewności, czego oczekiwała. Na ułamek sekundy do głosu na powrót doszedł
strach, a później…
– To
dziwne, ale nie jestem w stanie doszukać się tu ingerencji ojca –
usłyszała i to wystarczyło, by jeszcze bardziej wytrącić ją z równowagi.
Zamrugała nieco nieprzytomnie, ostatecznie pytająco spoglądając na męża. Przez
chwilę milczał, wciąż intensywnie nad czymś myśląc. – Poczułem jego obecność,
kiedy miałaś koszmar. Ale to…
Urwał, po
czym jak gdyby nigdy nic nachylił się, by musnąć wargami znak na jej skórze.
Palenie przybrało na sile, ale tym razem jego przyczyna była oczywista. Jego
dotyk niósł ze sobą wyłącznie ciepło – tak, jakby za każdym razem, gdy dłonie
Rafaela ocierały się o jej skórę, gdzieś w jej wnętrzu wybuchał
pożar. Elena czuła się trochę tak, jakby płonęła, ale i tym nie potrafiła
się przejąć. W gruncie rzeczy chciała więcej.
Chciała
jego.
I Rafael
doskonale o tym wiedział. Targające nim emocje były równie oczywiste, co i te,
które odczuwała ona. Niezależnie od tego, jak bardzo się różnili, w tamtej
chwili oboje doświadczali dokładnie tego samego – pragnienia, które z taką
łatwością mogli zaspokoić. Elena wciąż podświadomie wyczekiwała protestów i kolejnych
argumentów, mówiących o tym, dlaczego nie powinni się zapędzać, jednak nic
podobnego nie miało miejsca.
– Teraz to
już bez znaczenia. – Rafa uśmiechnął się w nieco gorzki sposób. –
Odebrałem ci niewinność. Nie ma niczego, czego mógłbym ci jeszcze odmówić.
Nie
odpowiedziała, po prostu spoglądając na niego wyczekująco. Przez myśl przeszło
jej, że powinna się jego słowami przejąć, zwłaszcza przez konsekwencje, które
ze sobą niosły, ale nie potrafiła. Może i powinna się bać, ale strach
również zszedł gdzieś na dalszy plan, pozbawiony jakiegokolwiek znaczenia.
Wiedziała,
na co zdecydowali się wtedy w lesie. Ochroniła ją niewinność i tylko to
oraz upór Rafaela doprowadziły do tego, że wciąż była żywa, ale teraz nie było
już niczego, co zapewniłoby jej nietykalność. Co prawda Elena wątpiła, by
jakiekolwiek stare wierzenia czy zasady powstrzymały Ciemność, skoro ta
zdecydowała się o nią upomnieć, jednak to nie było ważne. Liczyło się, że
teraz tym bardziej była bezbronna.
Jakie to ma znaczenie?, pomyślała, nie
mogąc się powstrzymać. Przecież tak
naprawdę jest tylko jedna osoba, która może mnie mieć…
Należała do
Rafaela.
I on
doskonale o tym wiedział. Wyczuła to aż nazbyt wyraźnie w chwili, w której
ich spojrzenia się spotkały. Patrzył na nią w tak zdecydowany, zaborczy
sposób, że nawet gdyby chciała, nie potrafiłaby mieć wątpliwości. Już nie
chodziło tylko o to, że potrzebowała jego krwi do tego, by normalnie
funkcjonować. Pragnęła dać mu dużo więcej, w gruncie rzeczy oczekując
dokładnie tego samego w zamian.
– Jestem tu
dla ciebie – oznajmił z mocą. Brzmienie jego tonu sprawiło, że mimowolnie
skuliła się, co najmniej zaskoczona gniewną nutą, która wkradła się do kolejno
wypowiadanych słów, wydając się dodatkowo je podkreślać. – Jestem i będę,
choćbym musiał ukrócić istnienie kilku kolejnych osób, by przy tobie trwać.
– Rafa… – zaczęła,
ale nie pozwolił jej przerwać.
– Nie wiem
jak to zrobię, ale będziesz bezpieczna. I ty, i twoja rodzina, skoro tyle
dla ciebie znaczy – podjął, starannie wypowiadając kolejne słowa. – Możesz uznać to za wiążącą przysięgę.
– Nie chcę
żadnej przysięgi – obruszyła się. – Po prostu nie dajcie się pozabijać, a wtedy
będzie fantastycznie… Mówię poważnie!
Nie
doczekała się odpowiedzi. Ta w gruncie rzeczy była zbędna, skoro wszystko w zachowaniu
demona sugerowało, że już podjął decyzję. Obiecał jej coś i teraz
zamierzał uczynić to prawdą, choć Elena szczerze wątpiła, by to okazało się
takie proste. Zbyt wiele rzeczy mogło pójść nie tak, zresztą jak znała Rafaela,
jego rozumienie rodziny i tego, co w tym wypadku oznaczało „bezpieczeństwo”,
również miało pozostawić wiele do życzenia.
Zadrżała,
kiedy dłonie demona z wolna przesunęły się wzdłuż jej talii, ostatecznie
lądując na biodrach. Znów znalazł się nad nią, milczący i zdecydowany w sposób,
który w równym stopniu ją fascynował, co i przerażał. Czuła się przy
nim bezpieczna, nie mogąc wyobrazić sobie, że w okolicy mogłaby znajdować
się bardziej niebezpieczna istota. Nie miała okazji poznać Łowcy, ale przez
krótką chwilę naprawdę wierzyła, że Rafael był osobą, która w razie
potrzeby byłaby w stanie zetrzeć ten tajemniczy byt z powierzchni
ziemi.
Coś w wyrazie
twarzy nieśmiertelnego złagodniało, gdy zdecydował się ją pocałować. Elena
machinalnie odwzajemniła pieszczotę, myślami będąc gdzieś daleko. W tamtej
chwili sama nie była pewna, czego tak naprawdę chciała. Na pewno wiązało się to
z Rafaelem, ale…
Jestem tu dla ciebie.
Zamknęła
oczy. Przez chwilę jak gdyby nigdy nic trwała w bezruchu, pozwalając, by demon
obsypywał ją pocałunkami. Każdy kolejny gest coraz to bardziej wytrącał ją z równowagi,
będąc obietnicą czegoś, czego nade wszystko pragnęła – i czego ostatecznie
się doczekała, choć takie zakończenie dnia było ostatnim, jakiego śmiała się
spodziewać.
Tym razem
nie w lesie, ale w rodzinnym domu i w warunkach, które o wiele
bardziej sprzyjały zatraceniu się w sobie. Jakby tego było mało, wciąż
czuła bijącą od kolejnych gestów Rafaela tęsknotę, jakby do demona wciąż nie
docierało, że po tym wszystkim byli razem.
A potem w końcu
stali się jednością i już nic więcej nie miało prawa się liczyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz