16 sierpnia 2018

Siedemdziesiąt sześć

Leana
Spadała. Uczucie było dziwne i jakby nierzeczywiste, ale na dłuższą metę przyjemne. Przez krótką chwilę czuła się z tym dobrze, już nie zwracając uwagi na ból i to, co dział się wokół niej. Zapadała się w ciemność, całkowicie pozbawiona kontroli nad własnym ciałem, ale z jakiegoś powodu ten stan wcale jej nie niepokoił. W zasadzie Leana przyjęła go z ulga, przez krótką chwilę świadoma wyłącznie jakże upragnionego spokoju.
Być może właśnie tak wyglądało umieranie. Możliwe, że powinna to wiedzieć, zwłaszcza że już raz pozbawiono ją życia. Pamiętała to jak przez mgłę, odpychając od siebie to wspomnienie z równym uporem, co i wszystkie inne, które dotyczyły życia sprzed trafienia między tu a teraz. Nie chciała do tego wracać, już i tak wytrącona z równowagi obrazami, które majaczyły w jej umyśle, kiedy wykrwawiała się w lesie.
Beatrycze ją zostawiła. Beatrycze… ją… zostawiła…
Teraz również tkwiła w tym wszystkim sama, przerażona i obolała, a wszystko z winy siostry. Przez myśl przeszło jej, że takie myślenie nie było sprawiedliwe, ale nie dbała o to. Nie była w stanie panować nad tym, co działo się w jej głowie, zbyt wymęczona, by szukać jakiegokolwiek sensu we własnych, mieszających się ze sobą emocjach.
Już nie chciała walczyć. W którymś momencie poddała się, dochodząc do wniosku, że tak naprawdę nie miało znaczenia, czy dałaby radę dotrzeć do domu. I tak nikt na nią nie czekał. Co prawda zakładała, że przejęłyby się nią, zwłaszcza że żadna z nich nigdy nie wróciła w takim stanie, ale co ponadto? Nikt nigdy nie sprzeciwiał się Ciemności. Kto wie, może nawet powinna być dumna, że wybór padł właśnie na nią, ale nie potrafiła.
Niczego nie była już pewna.
Trwając w mroku, miała ochotę ostatecznie się w nim zatopić i o wszystkim zapomnieć. Niepamięć wydawała się najlepszym, co mogłoby ją spotkać. Śmierć także, zwłaszcza że ta wydawała się spokojna. Leana pamiętała jezioro, ale nie potrafiła stwierdzić czy tylko zemdlała nad brzegiem, czy może wylądowała w wodzie. Liczyła się wyłącznie ta cisza i to, że powoli opadała, już nie przejmując się niczym. Ból również zniknął, dzięki czemu w końcu rozjaśniło jej się w głowie. To wydawało się dobre, zwłaszcza w obecnej sytuacji.
A jednak jakaś jej cząstka pragnęła przynajmniej spróbować zawalczyć. Ta sprzeczność ją zaskoczyła, na moment wytrącając z równowagi. Wciąż się miotała, choć nie powinna, zwłaszcza że rozwiązanie wszystkich dotychczasowych problemów wydawało się bardzo proste. Opadanie takie było, tym bardziej że w tamtej chwili nie towarzyszyło jej żadne z nieprzyjemnych odczuć. Była tylko ona, wszechogarniający mrok i… spokój.
Z tym, że to wciąż nie było takie proste. Musiałaby okazać się naprawdę naiwna, żeby uderzyć, że mogłoby być inaczej. Kiedy umierała po raz pierwszy, również chciała zaprotestować – choćby nieudolnie, ale jednak. Zwłaszcza że nagle dotarło do niej, że tak naprawdę niczego nie osiągnęła. I za życia, i w tym miejscu tkwiła w dokładnie tym samym punkcie. Nie rozumiała tak wielu rzeczy, bo i nigdy nie miała okazji ich zaznać. Pozwalała, by Ciemność owinęła ją sobie wokół palca, zresztą jak i każdą inną kobietę. Wierzyła w iluzję, nawet nie próbując zwracać uwagi na wszelakie sygnały, które świadczyły, że cokolwiek mogłoby być nie tak. Po prostu przyjmowała to, bo tak było prościej i tego oczekiwali wszyscy wokół, ale…
Właśnie tego przez cały czas zazdrościła Beatrycze – tej pewności siebie i życia. Zwłaszcza tego. Chciała żyć, nie zaś egzystować. Pragnęła zawalczyć, ale nie o to, żeby otworzyć oczy i dalej egzystować między to a teraz. Nie chodziło o strach przed śmiercią, choć ten okazałby się jak najbardziej zrozumiały i ludzki. W gruncie rzeczy miała dość powodów, żeby się bać, a jednak w tamtej chwili towarzyszyła jej wyłącznie narastająca z każdą kolejną sekundą gorycz, nad którą nawet nie próbowała zapanować.
Gdyby przynajmniej miała szansę doświadczyć czegoś więcej, może wszystko stałoby się prostsze. Co prawda po Beatrycze wiedziała, że niekoniecznie, zwłaszcza że ta nawet po śmierci tęskniła za utraconym życiem, ale to wydawało się tego warte. Ten cel i poczucie, że istniał ktoś, do kogo chciało się wracać… Leana nigdy tego nie doświadczyła, chociaż chciała. Przez lata całkiem wprawnie wychodziło jej wmawianie sobie, że tak naprawdę Ariadna miała rację, a pogoń za miłością mogła co najwyżej przysporzyć więcej bólu niż pożytku, a jednak… to przecież nie było tak. A raczej coraz częściej myślała, że to wszystko było warte nawet najgorszego cierpienia.
Coraz bardziej gubiła się we własnych myślach. Miotała się, próbując uporządkować to, co działo się w jej głowie, ale wątpliwości raz po raz wymykały się Leanie spod kontroli. Już nie czuła się spokojna, nagle wręcz porażona całkowitym brakiem kontroli nad własnym ciałem. Miała wrażenie, że tak było właściwie od samego początku, odkąd tylko sięgała pamięcią – i za życia, i między tu a teraz. Nigdy nie miała kontroli na tym, co działo się wokół niej. Zawsze ktoś decydował: czy to Ariadna, czy znów Ciemność. Za każdym razem stawiano ją przed faktem dokonanym, nie pozostawiając innego wyboru, jak tylko zaakceptować to, co się działo. Nawet Cassandrze udało się w jakimś stopniu z tego wyłamać, podczas gdy ona…
Była taka głupia. Teraz za to płacił, ale nie potrafiła się tym pogodzić. Ta świadomość bolała nawet bardziej niż rana na piersi w chwili, w której ramię Ciemności znalazło się w jej wnętrzu. Chodziło o zupełnie inny, bardziej palący i w najmniejszym stopniu niezwiązany z fizycznym staniem rodzaj cierpienia, nad którym w żaden sposób nie potrafiła zapanować.
Przez krótką chwilę miała ochotę krzyczeć z frustracji. Gniew przybrał na sile, tak intensywny, że aż pozbawił Leanę tchu. Chociaż pragnęła miotać się i walczyć, wciąż mogła co najwyżej tkwić w bezruchu, całkowicie pozbawiona kontroli. Dookoła królowała wyłącznie ciemność, pozornie spokojna i niepokojąca, przez co kobieta tym bardziej nie potrafiła jej zdzierżyć. Nie chciała, prażona poczuciem bezradności – i to akurat teraz, gdy bardziej niż kiedykolwiek wcześniej pragnęła walczyć. To, że mogłoby być za późno, nie wchodziło w grę. Nie chciała tego przyjąć do świadomości, tak jak i nie była w stanie uwierzyć, że zrozumienie własnych pragnień, mogłoby zająć jej aż tyle czasu. To, że mogłaby przejrzeć na oczy akurat teraz, gdy już nie czekało ją nic…
Chciała żyć. Tylko tyle i aż tyle, zważywszy na okoliczności.
Chciała…
Przez krótką chwilę miała wrażenie, że się dusi. Tonęła w ciemnościach, a może po prostu toni jeziora – nie miała pojęcia. Chciała się obudzić, ale nie miała pojęcia w taki sposób miałaby tego dokonać. Niczego już nie rozumiała, niepewna nawet tego, gdzie znajdowała się góra, a gdzie w dół. Tylko ciemność; nieprzenikniona, wszechobecna i… całkowicie pusta, a przynajmniej Leana nie była w stanie ostrzec niczego, co świadczyłoby o czyjejkolwiek obecności.
Być może krzyknęła, ale nawet nie słyszała własnego głosu. Zupełnie jakby pustka dookoła pochłaniała każdy, choćby najcichszy dźwięk. Ta ciemność ją przenikała, pozbawiając sił i sprawiając, że Leana czuła się jeszcze bardziej rozbita i pozbawiona sił. Mogła próbować walczyć, a jednak…
A przecież chciała tylko żyć.
Choćby przez chwilę, ale…
Ucisk w piersi zniknął nagle, zupełnie jakby nigdy nie istniał. Zmiana nadeszła tak niespodziewanie, że Leana początkowo ledwo była w stanie ją zauważyć. Gwałtownie zaczerpnęła powietrza do płuc, omal się przy tym nie krztusząc. Wyprostowała się niczym struna, po czym otworzyła oczy, wciąż spodziewając się zobaczyć co najwyżej wszechogarniający mrok.
Z tym, że nic podobnego nie miało miejsca.
Obudziła się nagle, roztrzęsiona tak bardzo,, że ledwo mogła utrzymać się w pionie. Na moment poraziły ją kolory, co prawda stonowane, ale wciąż zbyt intensywne – zwłaszcza po długim trwaniu w całkowitej pustce. Drżąc na całym ciele, nerwowo zacisnęła i zaraz rozprostowała palce. Z opóźnieniem dotarło do niej, że siedziała na łóżku, wciąż częściowo przykryta kołdrą i absolutnie bezpieczna. Już nie czuła bólu w piersi, świadoma co najwyżej wspomnienia tego, co wydarzyło się w lesie – dziwnie odległego i przypominającego sen.
Przycisnęła drżącą dłoń do ust, by stłumić jęk. W oszołomieniu powiodła wzrokiem dookoła, niespokojnie błądząc wzrokiem po okazałej, całkowicie obcej jej sypialni. Łóżko, na którym leżała, bez wątpienia było przeznaczone dla dwóch osób. Meble niczym nie przypominały tych, które widywała chociażby w swoim pokoju. Wiedziała, że nigdy wcześniej nie miała okazji widzieć tego pomieszczenia, a jednak czuła się tu dziwnie bezpieczna, mimowolnie zaczynając się rozluźniać.
Serce wciąż tłukło jej się w piersi, kiedy spróbowała się poruszyć. Skrzywiła się nieznacznie, mrugając nieco zbyt gwałtownie i szybko, by było to naturalne. Miała wrażenie, że wszystko wokół jest aż zbyt wyraźne i intensywne, ale zrzuciła to na szok. Dobry Boże, to musiało być to – jakże zrozumiałe oszołomienie, do którego przecież miała prawo, skoro chwilę wcześniej niemalże umarła. Co prawda to nadal przypominało zły sen, ale Leana nie potrafiła tak po prostu uwierzyć, że spotkanie z Ciemnością w tamtym lesie faktycznie było jedynie wytworem jej wyobraźni.
Ze świstem wypuściła powietrze, usiłując się uspokoić. W chwili, w której ponownie zaczerpnęła tchu, do jej świadomości jednak wdarł się palący ból, choć ten w niczym nie przypominał tego, który odczuwała z winy rany. Zamiast za pierś chwyciła się za gardło, wytrącona z równowagi nieprzyjemnym, trudnym do zignorowania paleniem. Przełknęła z trudem, mając przy tym wrażenie, że próbowała dokonać niemożliwego i połknąć papier ścierny.
Wciąż się krzywiąc, zacisnęła powieki, próbując łatwiej nad sobą zapanować. Palce zacisnęła na pościeli, lekko rozgrzebując przysłaniający łóżko materiał. Palenie wciąż dawało jej się we znaki, Leana zaś po chwili zastanowienia doszła do wniosku, że przypominało to trochę ogień. Zupełnie jakby jej gardło od środka trawiły płomienie, jakkolwiek irracjonalnym pomysłem by się to nie wydawało.
Czyżby jednak wpadła do jeziora? Tonęła i cudem ją odratowano, przez co teraz czuła się w taki sposób? Jej myśli pędziły przed siebie, wciąż się plątając i nie pozwalając Leanie dojść do żadnych sensownych wniosków. Ból również nie pomagał, tak jak i poczucie, że powinna poderwać się na równe nogi i wyjść, by na zewnątrz poszukać czegoś, co byłoby w stanie sprawić, żeby poczuła się choć odrobinę lepiej.
Nie zarejestrowała momentu, w którym zdecydowała się podnieść. Lekko zachwiała się, ale prawie natychmiast odzyskała równowagę – tak po prostu i bez większych wysiłków, już nie czując potrzeby, by przytrzymywać się wszystkiego, co tylko znalazłoby się na jej drodze. Pomijając palenie w gardle i wciąż dającą się we znaki dezorientację, czuła się zadziwiająco dobrze. Zdecydowanie nie jak ktoś, kto mógłby się podtopić, a tym bardziej niemalże wykrwawić się w samym środku lasu.
Jednak przycisnęła dłonie do piersi, niemalże spodziewając wyzuć pod palcami albo ziejąca ranę, albo opatrunek. Miała ochotę kogoś zawołać, by upewnić się, co tak naprawdę się wydarzyło. To, że wcześniej nie widziała tego pokoju, wciąż o niczym nie świadczyło, zwłaszcza że nie wszystkimi kobietami była blisko. Możliwe, że pomogła jej jedna z tych krewnych, na które zwykle nie zwracała uwagi albo…
Potrząsnęła głową. Nie była w stanie się skupić, a ból w gardle nie pomagał, wręcz wszystko dodatkowo komplikując. Wciąż była roztrzęsiona, chwiejąc się na nogach i czując tak, jakby nie była prawdziwa. Co prawda w tym wszystkim pozostawała jak najbardziej żywa, co uświadamiało jej przede wszystkim palenie w przełyku, a jednak… coś zdecydowanie było nie tak.
Cichy szelest wyrwał ją z zamyślenia. Wzdrygnęła się i okręciła tak gwałtownie, że wszystko wokół jak nic powinno zamienić się w niespójną plamę niezwiązanych ze sobą barw, a jednak nic podobnego nie miało miejsca. Wystarczyły zaledwie ułamki sekund, by zwróciła się ku zamkniętym drzwiom balkonowym, przez dłuższą chwilę tkwiąc w bezruchu i bezmyślnie wpatrując w pozasuwane zasłony. Z opóźnieniem uprzytomniła sobie, że dźwięk dochodził gdzieś z zewnątrz i tak naprawdę nic nie znaczył, będąc najpewniej albo szelestem poruszanych przez wiatr liści, albo czymś równie mało istotnym. Nie zmieniało to jednak faktu, że okazał się zadziwiająco głośny, Leana zaś czuła się do tego stopnia roztrzęsiona, by zignorowanie go okazało się niemożliwe.
Uspokój się. Wpadasz w paranoję…, pomyślała, ale to wciąż nie było takie proste. Czuła się skołowana, a to zdecydowanie nie pomagało przy próbach zapanowania nad sobą i ciałem, które coraz bardziej wymykało jej się spod kontroli.
Nie była pewna, co podkusiło ją, by podejść do przysłoniętych drzwi. Wiedziała, że prowadziły na balkon, chociaż sama nie była pewna skąd. Czuła się dziwnie, nie mogąc pozbyć się wrażenia że choć pokój stanowił całkowicie obce dla niej miejsce, jednocześnie je znała. Albo raczej jej ciało reagowało tak, jakby znajdowała się gdzieś, gdzie powinna czuć się bezpieczna. Ta sprzeczność własnych odczuć i myśli doprowadzała ją do szału, pozostając przy tym czymś zbyt prawdziwym, by Leana mogła uznać to za wytwór jej wyobraźni.
Zdecydowanym ruchem odsunęła zasłonę, by móc wyjrzeć a zewnątrz. Instynktownie zmrużyła oczy, licząc się z tym, że mogłaby wpuścić do pokoju oślepiające światło dnia, jednak szybko przekonała się, że jej obawy były bezpodstawne. Z cichym westchnieniem zwiesiła ramiona, po czym wyjrzała na zewnątrz, przez krótką chwilę obserwując atramentowe niebo. Nawet w ciemnościach była w stanie dostrzec rosnące kilkanaście metrów dalej drzewa. Uniosła brwi, nie tyle zaskoczona tym, że na zewnątrz wciąż królowała noc, zwłaszcza że tak naprawdę nie miała pewności, jak długo trwała w tym dziwnym stanie, pozbawiona przytomności. Bardziej zaskoczył ją zalegający na ziemi śnieg, zwłaszcza że już nie pamiętała, kiedy ostatnim razem widziała coś podobnego. W między tu a teraz nigdy nie było zimy, a jedynie wieczne lato – przyjemne, choć monotonne, choć żadna z nich nigdy nie próbowała na pogodę narzekać.
Leana mimowolnie zadrżała, jednocześnie cofając się o krok. Znów zacisnęła dłonie w pięści, wcześniej pozwalając, by materiał zasłony wyślizgnął jej się z palców. Wciąż wpatrywała się w krajobraz za oknem, ale tak naprawdę  nie widziała niczego, skołowana tak bardzo, że nawet oddychanie zaczęło jawić jej się jako prawdziwe wyzwanie. Nie żeby już nim nie było, biorąc pod uwagę wciąż przybierające na sile palenie.
A potem uwagę kobiety przykuło coś jeszcze i tym razem prawie krzyknęła ze strachu.
Wciąż wpatrywała się w drzwi balkonowe, ale już nie zwracała uwagi na to, co działo się na zewnątrz. W zamian rozszerzonymi o granic możliwości oczyma spoglądała na własne odbicie w szybie, ledwo widoczne, ale jednak obecne.
Albo raczej odbicie kogoś, kogo już widziała, chociaż ta osoba zdecydowanie nie była nią.
Leana instynktownie uniosła dłoń, wplatając palce we włosy. Odbicie zrobiło dokładnie to samo, sprawiając, że kobieta przez moment poczuła się tak, jakby ktoś ją przedrzeźniał, złośliwie powtarzając każdy jej ruch. Gdyby nie to, że postać, którą widziała w szybie, była zdecydowanie zbyt niewyraźna, by okazać się prawdziwa, może nawet uwierzyłaby, że w rzeczywistości patrzyła na kogoś, kto znajdował się na balkonie. Jak inaczej miałaby wyjaśnić to, że przed sobą miała drobną, rudowłosa dziewczynę, na którą już raz napatoczyła się podczas spaceru.
Renesmee. Chyba miała na imię Renesmee, ale…
Niemożliwe.
Znów przeczesała włosy palcami, tym razem po to, by nawinąć sobie jedno z pasemek wokół palca i jakkolwiek móc mu się przyjrzeć. Omal nie zakrztusiła się powietrzem, gdy przekonała się, że dotykała miedzianych loków – jakże różnych od jej własnych, charakterystycznych dla przebywających w świecie Ciemności blond włosów. Potrząsnęła głową, gorączkowo szukając w głowie jakiegoś wyjaśnienia, ale nic sensownego nie przychodziło jej do głowy. Nagle poczuła się jeszcze bardziej skołowana, przez krótką chwilę próbując przekonać samą siebie, że w rzeczywistości po prostu śniła.
Tak, to musiał być sen. Co innego, jeśli nie to…?
Z tym, że niezależnie od tego jak wiele razy powtórzyłaby w myślach te słowa, wciąż nie potrafiła w nie uwierzyć.
Obraz zaczął rozmazywać jej się przed oczami, więc zamrugała, czekając aż nabierze ostrości. Odbicie nie zmieniło się, pomijając to, że wyglądało na równie przerażone, co i Leana się czuła. Znów cofnęła się o krok, dokładnie jak odwzorowana w szybie postać. Niewiele brakowało, by z tego wszystkiego potknęła się o własne nogi, jednak w porę udało jej się odzyskać równowagę. A może raczej ciało samo tego dokonało, w porę przybierając pozycję, która okazała się wystarczając stabilna, by Leanie udało się ustać w pionie.
Serce mocniej zabiło jej w piersi, trzepocąc się coraz szybciej i bardziej gwałtownie. Oddychała szybko i płytko, z trudem powstrzymując cisnące się do uczy łzy. Z odbicia w szybie spoglądała na niej znajoma już rudowłosa dziewczyna, spoglądając na Leanę rozszerzonymi ze strachu, czekoladowymi oczami. Była blada, co dodatkowo podkreślała koszula nocna, która miała na sobie – biała i zwiewna…
Dokładnie taka sama, jaką Leana odkryła na sobie, kiedy w końcu odważyła się spojrzeć w dół. Dla pewności nawet przesunęła dłońmi wzdłuż bioder, starając się ignorować fakt, że odbicie wykonało ten sam gest.
Mniej więcej w tamtej chwili stwierdziła, że ma dość. Cokolwiek się wydarzyło, nie było normalne. Nie miała pojęcia gdzie była i co się zmieniło, ale to nie miało znaczenia. Mętlik w głowie doprowadzał ją do szału, sprawiając, że miała ochotę opaść na kolana i zacząć krzyczeć albo najzwyczajniej w świecie się popłakać. Emocje wymykały jej się spod kontroli, z każdą sekundą bardziej, przez co już nawet nie próbowała nad nimi panować. Chciała kimś porządnie potrząsnąć i zażądać wyjaśnień, jednak nie potrafiła choćby zmusić się do tego, by ruszyć się z miejsca, czy przynajmniej wykrztusić z siebie chociażby słowo.
Śniła. Musiała śnić, ale…
Dźwięk otwieranych drzwi wytrącił ją z równowagi. Nagle wyprostowała się niczym struna, kolejny raz błyskawicznie okręcając w stronę, z której doszedł ją niepokojący hałas. Rozszerzonymi oczami spojrzała wprost na stojącą w progu sypialni, ciemnowłosą kobietę. Zdążyła zauważyć jedynie to, że tkwiąca w wejściu postać była bardzo blada i miała złociste, na swój sposób dziwnie znajome oczy.
– Nessie…
Zanim zdążyła choćby się zastanowić, nieznajoma błyskawicznie przemieściła się, dosłownie materializując tuż obok Leany. Żaden człowiek nie byłby w stanie poruszać się tak szybko, jednak to wydawało się najmniej istotne. O wiele bardziej szokujące okazało się, że przybyszka jak gdyby nigdy nic wzięła ją w ramiona, zamykając w zdecydowanym, choć niezwykle delikatnym uścisku – tak po prostu, zupełnie jakby znały się od lat.
Leana zesztywniała niczym rażona prądem. Gwałtownie zaczerpnęła powietrza do płuc, w pierwszym odruchu gotowa krzyknąć, ale ostatecznie tego nie zrobiła. Tkwiła w bezruchu, pozwalając, by ta obca kobieta tuliła ją do siebie, szepcąc przy tym jakieś bliżej nieokreślone, choć przyjemnie brzmiące słowa. Przez moment poczuła się bezpiecznie, instynktownie przesuwając się bliżej i marząc o tym, by tkwić w otaczających ją objęciach choćby i przez resztę wieczności.
W taki sposób nie czuła się nawet jako dziecko, gdy czasami szukała bezpieczeństwa w objęciach Ariadny, a jednak teraz…
Jęknęła, w pośpiechu oswobadzając się z uścisku nieznajomej. Musiała ją zaskoczyć, bo ta natychmiast ją puściła, odsuwając się i rzucając Leanie zaniepokojone spojrzenie.
– Cii… Co się dzieje? – zapytała natychmiast. Zawahała się, wyglądając na chętną, by znów podejść bliżej, jednak ostatecznie tego nie zrobiła. – Tak się bałam…
Leana nie potrafiła jej odpowiedzieć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa