Leana
Spadała. Uczucie było dziwne i jakby
nierzeczywiste, ale na dłuższą metę przyjemne. Przez krótką chwilę czuła się z tym
dobrze, już nie zwracając uwagi na ból i to, co dział się wokół niej.
Zapadała się w ciemność, całkowicie pozbawiona kontroli nad własnym
ciałem, ale z jakiegoś powodu ten stan wcale jej nie niepokoił. W zasadzie
Leana przyjęła go z ulga, przez krótką chwilę świadoma wyłącznie jakże
upragnionego spokoju.
Być może
właśnie tak wyglądało umieranie. Możliwe, że powinna to wiedzieć, zwłaszcza że
już raz pozbawiono ją życia. Pamiętała to jak przez mgłę, odpychając od siebie
to wspomnienie z równym uporem, co i wszystkie inne, które dotyczyły
życia sprzed trafienia między tu a teraz. Nie chciała do tego wracać, już i tak
wytrącona z równowagi obrazami, które majaczyły w jej umyśle, kiedy
wykrwawiała się w lesie.
Beatrycze
ją zostawiła. Beatrycze… ją… zostawiła…
Teraz
również tkwiła w tym wszystkim sama, przerażona i obolała, a wszystko
z winy siostry. Przez myśl przeszło jej, że takie myślenie nie było
sprawiedliwe, ale nie dbała o to. Nie była w stanie panować nad tym,
co działo się w jej głowie, zbyt wymęczona, by szukać jakiegokolwiek sensu
we własnych, mieszających się ze sobą emocjach.
Już nie
chciała walczyć. W którymś momencie poddała się, dochodząc do wniosku, że tak
naprawdę nie miało znaczenia, czy dałaby radę dotrzeć do domu. I tak nikt
na nią nie czekał. Co prawda zakładała, że przejęłyby się nią, zwłaszcza że
żadna z nich nigdy nie wróciła w takim stanie, ale co ponadto? Nikt
nigdy nie sprzeciwiał się Ciemności. Kto wie, może nawet powinna być dumna, że
wybór padł właśnie na nią, ale nie potrafiła.
Niczego nie
była już pewna.
Trwając w mroku,
miała ochotę ostatecznie się w nim zatopić i o wszystkim
zapomnieć. Niepamięć wydawała się najlepszym, co mogłoby ją spotkać. Śmierć
także, zwłaszcza że ta wydawała się spokojna. Leana pamiętała jezioro, ale nie
potrafiła stwierdzić czy tylko zemdlała nad brzegiem, czy może wylądowała w wodzie.
Liczyła się wyłącznie ta cisza i to, że powoli opadała, już nie przejmując
się niczym. Ból również zniknął, dzięki czemu w końcu rozjaśniło jej się w głowie.
To wydawało się dobre, zwłaszcza w obecnej sytuacji.
A jednak
jakaś jej cząstka pragnęła przynajmniej spróbować zawalczyć. Ta sprzeczność ją
zaskoczyła, na moment wytrącając z równowagi. Wciąż się miotała, choć nie
powinna, zwłaszcza że rozwiązanie wszystkich dotychczasowych problemów wydawało
się bardzo proste. Opadanie takie było, tym bardziej że w tamtej chwili
nie towarzyszyło jej żadne z nieprzyjemnych odczuć. Była tylko ona,
wszechogarniający mrok i… spokój.
Z tym, że
to wciąż nie było takie proste. Musiałaby okazać się naprawdę naiwna, żeby
uderzyć, że mogłoby być inaczej. Kiedy umierała po raz pierwszy, również
chciała zaprotestować – choćby nieudolnie, ale jednak. Zwłaszcza że nagle
dotarło do niej, że tak naprawdę niczego nie osiągnęła. I za życia, i w tym
miejscu tkwiła w dokładnie tym samym punkcie. Nie rozumiała tak wielu
rzeczy, bo i nigdy nie miała okazji ich zaznać. Pozwalała, by Ciemność
owinęła ją sobie wokół palca, zresztą jak i każdą inną kobietę. Wierzyła w iluzję,
nawet nie próbując zwracać uwagi na wszelakie sygnały, które świadczyły, że
cokolwiek mogłoby być nie tak. Po prostu przyjmowała to, bo tak było prościej i tego
oczekiwali wszyscy wokół, ale…
Właśnie
tego przez cały czas zazdrościła Beatrycze – tej pewności siebie i życia.
Zwłaszcza tego. Chciała żyć, nie zaś egzystować. Pragnęła zawalczyć, ale nie o to,
żeby otworzyć oczy i dalej egzystować między to a teraz. Nie chodziło
o strach przed śmiercią, choć ten okazałby się jak najbardziej zrozumiały i ludzki.
W gruncie rzeczy miała dość powodów, żeby się bać, a jednak w tamtej
chwili towarzyszyła jej wyłącznie narastająca z każdą kolejną sekundą
gorycz, nad którą nawet nie próbowała zapanować.
Gdyby
przynajmniej miała szansę doświadczyć czegoś więcej, może wszystko stałoby się
prostsze. Co prawda po Beatrycze wiedziała, że niekoniecznie, zwłaszcza że ta
nawet po śmierci tęskniła za utraconym życiem, ale to wydawało się tego warte.
Ten cel i poczucie, że istniał ktoś, do kogo chciało się wracać… Leana
nigdy tego nie doświadczyła, chociaż chciała. Przez lata całkiem wprawnie
wychodziło jej wmawianie sobie, że tak naprawdę Ariadna miała rację, a pogoń
za miłością mogła co najwyżej przysporzyć więcej bólu niż pożytku, a jednak…
to przecież nie było tak. A raczej coraz częściej myślała, że to wszystko
było warte nawet najgorszego cierpienia.
Coraz
bardziej gubiła się we własnych myślach. Miotała się, próbując uporządkować to,
co działo się w jej głowie, ale wątpliwości raz po raz wymykały się Leanie
spod kontroli. Już nie czuła się spokojna, nagle wręcz porażona całkowitym
brakiem kontroli nad własnym ciałem. Miała wrażenie, że tak było właściwie od
samego początku, odkąd tylko sięgała pamięcią – i za życia, i między
tu a teraz. Nigdy nie miała kontroli na tym, co działo się wokół niej. Zawsze
ktoś decydował: czy to Ariadna, czy znów Ciemność. Za każdym razem stawiano ją
przed faktem dokonanym, nie pozostawiając innego wyboru, jak tylko zaakceptować
to, co się działo. Nawet Cassandrze udało się w jakimś stopniu z tego
wyłamać, podczas gdy ona…
Była taka
głupia. Teraz za to płacił, ale nie potrafiła się tym pogodzić. Ta świadomość
bolała nawet bardziej niż rana na piersi w chwili, w której ramię Ciemności
znalazło się w jej wnętrzu. Chodziło o zupełnie inny, bardziej palący
i w najmniejszym stopniu niezwiązany z fizycznym staniem rodzaj
cierpienia, nad którym w żaden sposób nie potrafiła zapanować.
Przez
krótką chwilę miała ochotę krzyczeć z frustracji. Gniew przybrał na sile,
tak intensywny, że aż pozbawił Leanę tchu. Chociaż pragnęła miotać się i walczyć,
wciąż mogła co najwyżej tkwić w bezruchu, całkowicie pozbawiona kontroli. Dookoła
królowała wyłącznie ciemność, pozornie spokojna i niepokojąca, przez co
kobieta tym bardziej nie potrafiła jej zdzierżyć. Nie chciała, prażona
poczuciem bezradności – i to akurat teraz, gdy bardziej niż kiedykolwiek
wcześniej pragnęła walczyć. To, że mogłoby być za późno, nie wchodziło w grę.
Nie chciała tego przyjąć do świadomości, tak jak i nie była w stanie
uwierzyć, że zrozumienie własnych pragnień, mogłoby zająć jej aż tyle czasu.
To, że mogłaby przejrzeć na oczy akurat teraz, gdy już nie czekało ją nic…
Chciała
żyć. Tylko tyle i aż tyle, zważywszy na okoliczności.
Chciała…
Przez
krótką chwilę miała wrażenie, że się dusi. Tonęła w ciemnościach, a może
po prostu toni jeziora – nie miała pojęcia. Chciała się obudzić, ale nie miała
pojęcia w taki sposób miałaby tego dokonać. Niczego już nie rozumiała, niepewna
nawet tego, gdzie znajdowała się góra, a gdzie w dół. Tylko ciemność;
nieprzenikniona, wszechobecna i… całkowicie pusta, a przynajmniej Leana
nie była w stanie ostrzec niczego, co świadczyłoby o czyjejkolwiek
obecności.
Być może
krzyknęła, ale nawet nie słyszała własnego głosu. Zupełnie jakby pustka dookoła
pochłaniała każdy, choćby najcichszy dźwięk. Ta ciemność ją przenikała,
pozbawiając sił i sprawiając, że Leana czuła się jeszcze bardziej rozbita i pozbawiona
sił. Mogła próbować walczyć, a jednak…
A przecież chciała
tylko żyć.
Choćby
przez chwilę, ale…
Ucisk w piersi
zniknął nagle, zupełnie jakby nigdy nie istniał. Zmiana nadeszła tak
niespodziewanie, że Leana początkowo ledwo była w stanie ją zauważyć.
Gwałtownie zaczerpnęła powietrza do płuc, omal się przy tym nie krztusząc.
Wyprostowała się niczym struna, po czym otworzyła oczy, wciąż spodziewając się
zobaczyć co najwyżej wszechogarniający mrok.
Z tym, że
nic podobnego nie miało miejsca.
Obudziła
się nagle, roztrzęsiona tak bardzo,, że ledwo mogła utrzymać się w pionie.
Na moment poraziły ją kolory, co prawda stonowane, ale wciąż zbyt intensywne –
zwłaszcza po długim trwaniu w całkowitej pustce. Drżąc na całym ciele,
nerwowo zacisnęła i zaraz rozprostowała palce. Z opóźnieniem dotarło
do niej, że siedziała na łóżku, wciąż częściowo przykryta kołdrą i absolutnie
bezpieczna. Już nie czuła bólu w piersi, świadoma co najwyżej wspomnienia
tego, co wydarzyło się w lesie – dziwnie odległego i przypominającego
sen.
Przycisnęła
drżącą dłoń do ust, by stłumić jęk. W oszołomieniu powiodła wzrokiem
dookoła, niespokojnie błądząc wzrokiem po okazałej, całkowicie obcej jej
sypialni. Łóżko, na którym leżała, bez wątpienia było przeznaczone dla dwóch
osób. Meble niczym nie przypominały tych, które widywała chociażby w swoim
pokoju. Wiedziała, że nigdy wcześniej nie miała okazji widzieć tego
pomieszczenia, a jednak czuła się tu dziwnie bezpieczna, mimowolnie
zaczynając się rozluźniać.
Serce wciąż
tłukło jej się w piersi, kiedy spróbowała się poruszyć. Skrzywiła się
nieznacznie, mrugając nieco zbyt gwałtownie i szybko, by było to
naturalne. Miała wrażenie, że wszystko wokół jest aż zbyt wyraźne i intensywne,
ale zrzuciła to na szok. Dobry Boże, to musiało być to – jakże zrozumiałe
oszołomienie, do którego przecież miała prawo, skoro chwilę wcześniej niemalże
umarła. Co prawda to nadal przypominało zły sen, ale Leana nie potrafiła tak po
prostu uwierzyć, że spotkanie z Ciemnością w tamtym lesie faktycznie
było jedynie wytworem jej wyobraźni.
Ze świstem
wypuściła powietrze, usiłując się uspokoić. W chwili, w której
ponownie zaczerpnęła tchu, do jej świadomości jednak wdarł się palący ból, choć
ten w niczym nie przypominał tego, który odczuwała z winy rany.
Zamiast za pierś chwyciła się za gardło, wytrącona z równowagi
nieprzyjemnym, trudnym do zignorowania paleniem. Przełknęła z trudem,
mając przy tym wrażenie, że próbowała dokonać niemożliwego i połknąć
papier ścierny.
Wciąż się
krzywiąc, zacisnęła powieki, próbując łatwiej nad sobą zapanować. Palce
zacisnęła na pościeli, lekko rozgrzebując przysłaniający łóżko materiał. Palenie
wciąż dawało jej się we znaki, Leana zaś po chwili zastanowienia doszła do
wniosku, że przypominało to trochę ogień. Zupełnie jakby jej gardło od środka
trawiły płomienie, jakkolwiek irracjonalnym pomysłem by się to nie wydawało.
Czyżby
jednak wpadła do jeziora? Tonęła i cudem ją odratowano, przez co teraz
czuła się w taki sposób? Jej myśli pędziły przed siebie, wciąż się
plątając i nie pozwalając Leanie dojść do żadnych sensownych wniosków. Ból
również nie pomagał, tak jak i poczucie, że powinna poderwać się na równe
nogi i wyjść, by na zewnątrz poszukać czegoś, co byłoby w stanie
sprawić, żeby poczuła się choć odrobinę lepiej.
Nie
zarejestrowała momentu, w którym zdecydowała się podnieść. Lekko zachwiała
się, ale prawie natychmiast odzyskała równowagę – tak po prostu i bez
większych wysiłków, już nie czując potrzeby, by przytrzymywać się wszystkiego,
co tylko znalazłoby się na jej drodze. Pomijając palenie w gardle i wciąż
dającą się we znaki dezorientację, czuła się zadziwiająco dobrze. Zdecydowanie
nie jak ktoś, kto mógłby się podtopić, a tym bardziej niemalże wykrwawić
się w samym środku lasu.
Jednak
przycisnęła dłonie do piersi, niemalże spodziewając wyzuć pod palcami albo
ziejąca ranę, albo opatrunek. Miała ochotę kogoś zawołać, by upewnić się, co
tak naprawdę się wydarzyło. To, że wcześniej nie widziała tego pokoju, wciąż o niczym
nie świadczyło, zwłaszcza że nie wszystkimi kobietami była blisko. Możliwe, że
pomogła jej jedna z tych krewnych, na które zwykle nie zwracała uwagi
albo…
Potrząsnęła
głową. Nie była w stanie się skupić, a ból w gardle nie pomagał,
wręcz wszystko dodatkowo komplikując. Wciąż była roztrzęsiona, chwiejąc się na
nogach i czując tak, jakby nie była prawdziwa. Co prawda w tym
wszystkim pozostawała jak najbardziej żywa, co uświadamiało jej przede
wszystkim palenie w przełyku, a jednak… coś zdecydowanie było nie
tak.
Cichy
szelest wyrwał ją z zamyślenia. Wzdrygnęła się i okręciła tak
gwałtownie, że wszystko wokół jak nic powinno zamienić się w niespójną
plamę niezwiązanych ze sobą barw, a jednak nic podobnego nie miało
miejsca. Wystarczyły zaledwie ułamki sekund, by zwróciła się ku zamkniętym
drzwiom balkonowym, przez dłuższą chwilę tkwiąc w bezruchu i bezmyślnie
wpatrując w pozasuwane zasłony. Z opóźnieniem uprzytomniła sobie, że
dźwięk dochodził gdzieś z zewnątrz i tak naprawdę nic nie znaczył,
będąc najpewniej albo szelestem poruszanych przez wiatr liści, albo czymś
równie mało istotnym. Nie zmieniało to jednak faktu, że okazał się zadziwiająco
głośny, Leana zaś czuła się do tego stopnia roztrzęsiona, by zignorowanie go
okazało się niemożliwe.
Uspokój się. Wpadasz w paranoję…,
pomyślała, ale to wciąż nie było takie proste. Czuła się skołowana, a to
zdecydowanie nie pomagało przy próbach zapanowania nad sobą i ciałem,
które coraz bardziej wymykało jej się spod kontroli.
Nie była
pewna, co podkusiło ją, by podejść do przysłoniętych drzwi. Wiedziała, że
prowadziły na balkon, chociaż sama nie była pewna skąd. Czuła się dziwnie, nie
mogąc pozbyć się wrażenia że choć pokój stanowił całkowicie obce dla niej
miejsce, jednocześnie je znała. Albo raczej jej ciało reagowało tak, jakby
znajdowała się gdzieś, gdzie powinna czuć się bezpieczna. Ta sprzeczność
własnych odczuć i myśli doprowadzała ją do szału, pozostając przy tym
czymś zbyt prawdziwym, by Leana mogła uznać to za wytwór jej wyobraźni.
Zdecydowanym
ruchem odsunęła zasłonę, by móc wyjrzeć a zewnątrz. Instynktownie zmrużyła
oczy, licząc się z tym, że mogłaby wpuścić do pokoju oślepiające światło dnia,
jednak szybko przekonała się, że jej obawy były bezpodstawne. Z cichym
westchnieniem zwiesiła ramiona, po czym wyjrzała na zewnątrz, przez krótką
chwilę obserwując atramentowe niebo. Nawet w ciemnościach była w stanie
dostrzec rosnące kilkanaście metrów dalej drzewa. Uniosła brwi, nie tyle
zaskoczona tym, że na zewnątrz wciąż królowała noc, zwłaszcza że tak naprawdę
nie miała pewności, jak długo trwała w tym dziwnym stanie, pozbawiona
przytomności. Bardziej zaskoczył ją zalegający na ziemi śnieg, zwłaszcza że już
nie pamiętała, kiedy ostatnim razem widziała coś podobnego. W między tu a teraz
nigdy nie było zimy, a jedynie wieczne lato – przyjemne, choć monotonne,
choć żadna z nich nigdy nie próbowała na pogodę narzekać.
Leana
mimowolnie zadrżała, jednocześnie cofając się o krok. Znów zacisnęła
dłonie w pięści, wcześniej pozwalając, by materiał zasłony wyślizgnął jej
się z palców. Wciąż wpatrywała się w krajobraz za oknem, ale tak
naprawdę nie widziała niczego, skołowana
tak bardzo, że nawet oddychanie zaczęło jawić jej się jako prawdziwe wyzwanie.
Nie żeby już nim nie było, biorąc pod uwagę wciąż przybierające na sile
palenie.
A potem
uwagę kobiety przykuło coś jeszcze i tym razem prawie krzyknęła ze
strachu.
Wciąż
wpatrywała się w drzwi balkonowe, ale już nie zwracała uwagi na to, co
działo się na zewnątrz. W zamian rozszerzonymi o granic możliwości
oczyma spoglądała na własne odbicie w szybie, ledwo widoczne, ale jednak
obecne.
Albo raczej
odbicie kogoś, kogo już widziała, chociaż ta osoba zdecydowanie nie była nią.
Leana
instynktownie uniosła dłoń, wplatając palce we włosy. Odbicie zrobiło dokładnie
to samo, sprawiając, że kobieta przez moment poczuła się tak, jakby ktoś ją
przedrzeźniał, złośliwie powtarzając każdy jej ruch. Gdyby nie to, że postać, którą
widziała w szybie, była zdecydowanie zbyt niewyraźna, by okazać się
prawdziwa, może nawet uwierzyłaby, że w rzeczywistości patrzyła na kogoś,
kto znajdował się na balkonie. Jak inaczej miałaby wyjaśnić to, że przed sobą
miała drobną, rudowłosa dziewczynę, na którą już raz napatoczyła się podczas
spaceru.
Renesmee.
Chyba miała na imię Renesmee, ale…
Niemożliwe.
Znów
przeczesała włosy palcami, tym razem po to, by nawinąć sobie jedno z pasemek
wokół palca i jakkolwiek móc mu się przyjrzeć. Omal nie zakrztusiła się
powietrzem, gdy przekonała się, że dotykała miedzianych loków – jakże różnych
od jej własnych, charakterystycznych dla przebywających w świecie
Ciemności blond włosów. Potrząsnęła głową, gorączkowo szukając w głowie
jakiegoś wyjaśnienia, ale nic sensownego nie przychodziło jej do głowy. Nagle
poczuła się jeszcze bardziej skołowana, przez krótką chwilę próbując przekonać
samą siebie, że w rzeczywistości po prostu śniła.
Tak, to
musiał być sen. Co innego, jeśli nie to…?
Z tym, że
niezależnie od tego jak wiele razy powtórzyłaby w myślach te słowa, wciąż
nie potrafiła w nie uwierzyć.
Obraz
zaczął rozmazywać jej się przed oczami, więc zamrugała, czekając aż nabierze
ostrości. Odbicie nie zmieniło się, pomijając to, że wyglądało na równie
przerażone, co i Leana się czuła. Znów cofnęła się o krok, dokładnie
jak odwzorowana w szybie postać. Niewiele brakowało, by z tego
wszystkiego potknęła się o własne nogi, jednak w porę udało jej się
odzyskać równowagę. A może raczej ciało samo tego dokonało, w porę
przybierając pozycję, która okazała się wystarczając stabilna, by Leanie udało
się ustać w pionie.
Serce
mocniej zabiło jej w piersi, trzepocąc się coraz szybciej i bardziej
gwałtownie. Oddychała szybko i płytko, z trudem powstrzymując cisnące
się do uczy łzy. Z odbicia w szybie spoglądała na niej znajoma już
rudowłosa dziewczyna, spoglądając na Leanę rozszerzonymi ze strachu,
czekoladowymi oczami. Była blada, co dodatkowo podkreślała koszula nocna, która
miała na sobie – biała i zwiewna…
Dokładnie
taka sama, jaką Leana odkryła na sobie, kiedy w końcu odważyła się
spojrzeć w dół. Dla pewności nawet przesunęła dłońmi wzdłuż bioder,
starając się ignorować fakt, że odbicie wykonało ten sam gest.
Mniej
więcej w tamtej chwili stwierdziła, że ma dość. Cokolwiek się wydarzyło,
nie było normalne. Nie miała pojęcia gdzie była i co się zmieniło, ale to
nie miało znaczenia. Mętlik w głowie doprowadzał ją do szału, sprawiając,
że miała ochotę opaść na kolana i zacząć krzyczeć albo najzwyczajniej w świecie
się popłakać. Emocje wymykały jej się spod kontroli, z każdą sekundą
bardziej, przez co już nawet nie próbowała nad nimi panować. Chciała kimś
porządnie potrząsnąć i zażądać wyjaśnień, jednak nie potrafiła choćby
zmusić się do tego, by ruszyć się z miejsca, czy przynajmniej wykrztusić z siebie
chociażby słowo.
Śniła.
Musiała śnić, ale…
Dźwięk
otwieranych drzwi wytrącił ją z równowagi. Nagle wyprostowała się niczym
struna, kolejny raz błyskawicznie okręcając w stronę, z której
doszedł ją niepokojący hałas. Rozszerzonymi oczami spojrzała wprost na stojącą w progu
sypialni, ciemnowłosą kobietę. Zdążyła zauważyć jedynie to, że tkwiąca w wejściu
postać była bardzo blada i miała złociste, na swój sposób dziwnie znajome
oczy.
– Nessie…
Zanim
zdążyła choćby się zastanowić, nieznajoma błyskawicznie przemieściła się,
dosłownie materializując tuż obok Leany. Żaden człowiek nie byłby w stanie
poruszać się tak szybko, jednak to wydawało się najmniej istotne. O wiele
bardziej szokujące okazało się, że przybyszka jak gdyby nigdy nic wzięła ją w ramiona,
zamykając w zdecydowanym, choć niezwykle delikatnym uścisku – tak po
prostu, zupełnie jakby znały się od lat.
Leana
zesztywniała niczym rażona prądem. Gwałtownie zaczerpnęła powietrza do płuc, w pierwszym
odruchu gotowa krzyknąć, ale ostatecznie tego nie zrobiła. Tkwiła w bezruchu,
pozwalając, by ta obca kobieta tuliła ją do siebie, szepcąc przy tym jakieś
bliżej nieokreślone, choć przyjemnie brzmiące słowa. Przez moment poczuła się
bezpiecznie, instynktownie przesuwając się bliżej i marząc o tym, by
tkwić w otaczających ją objęciach choćby i przez resztę wieczności.
W taki
sposób nie czuła się nawet jako dziecko, gdy czasami szukała bezpieczeństwa w objęciach
Ariadny, a jednak teraz…
Jęknęła, w pośpiechu
oswobadzając się z uścisku nieznajomej. Musiała ją zaskoczyć, bo ta
natychmiast ją puściła, odsuwając się i rzucając Leanie zaniepokojone spojrzenie.
– Cii… Co
się dzieje? – zapytała natychmiast. Zawahała się, wyglądając na chętną, by znów
podejść bliżej, jednak ostatecznie tego nie zrobiła. – Tak się bałam…
Leana nie
potrafiła jej odpowiedzieć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz