Leana
Czuła się prawie jak we śnie.
Próbowała nadążyć za tym, co działo się wokół niej, ale to okazało się zbyt
trudne. Słuchała wyraźnie poruszonej, zatroskanej wampirzycy, coraz bardziej
skołowana troskliwymi słowami, które padały z jej ust.
Z czasem
zrozumiała, że musiała mieć przed sobą matkę Renesmee. To wyjaśniało, dlaczego
przy kobiecie poczuła się bezpieczna, w pewnym momencie mając ochotę
odwzajemnić uścisk, którym ta ją otaczała. Nie zrobiła tego, zachowując trochę
jak bezwładna, niezdolna do podjęcia jakiegokolwiek działania laleczka. Była w stanie
co najwyżej stać, a później siedzieć, kiedy wampirzyca posadziła ją na
łóżku, zajmując miejsce tuż obok i wciąż mówiąc coś, na czym Leana nie
potrafiła się skupić.
– Nessie?
Nessie, kochanie, czy wszystko w porządku?
Dopiero coś
w pobrzmiewającej w głosie kobiety panice sprawiło, że zdołała się
otrząsać. W roztargnieniu spojrzała na wampirzycę, z opóźnieniem
uprzytomniając sobie, że zdecydowanie zbyt długo trwała w ciszy, po prostu
bezmyślnie wpatrując się w przestrzeń.
– Ja… Tak –
wykrztusiła z trudem, zdecydowanie zbyt piskliwie, by zabrzmiało to
naturalnie. – Jestem tylko… zmęczona.
To nawet
nie było kłamstwem, a przynajmniej tak jej się wydawało. Czuła się
wystarczająco skołowana, by również znużenie zaczęło wchodzić w grę.
Mięśnie bolały od zbyt długiego napięcia, choć to i tak wydawało się
niczym w porównaniu do pulsowania w skroniach. Pustka w głowie
kolejny raz dawała jej się we znaki, mieszając się ze strachem i wrażeniem,
że chwila nieuwagi wystarczyła, by wydarzyło się coś niedobrego.
Czy to nie
tak, że niektórzy potrafili mieszać w głowach? Albo czytać w myślach?
Co, gdyby nagle okazało się, że siedząca przy niej kobieta, była w stanie
wykryć kłamstwo? Leana mogła tylko zgadywać, jak zachowałaby się wampirzyca,
uświadamiając sobie, że zdecydowanie nie tuliła do siebie córki – nie do końca,
nawet jeśli ciało jakimś cudem należało do Renesmee. Na samą myśl robiło jej
się słabo, choć to i tak było zaledwie jednym z wielu problemów,
które dostrzegała. Już samo to, gdzie i dlaczego się znalazła, nie dawało
jej spokoju, ale nie miała czasu, by to roztrząsać. Zszokowana czy nie, musiała
działać.
Zamarła w bezruchu,
czując na sobie przenikliwe spojrzenie złocistych oczu kobiety. Pamiętała, że
taki kolor tęczówek był lepszy, niż gdyby spoglądał na nią ktoś z czerwonymi,
ale wcale nie poczuła się spokojniejsza. Wzdrygnęła się, instynktownie próbując
odsunąć, kiedy chłodne palce musnęły jej policzki, próbując odgarnąć włosy z twarzy.
– Co się
dzieje? Wydajesz się przerażona… – Kobieta zamilkła, wyraźnie zmartwiona. Zaraz
po tym poderwała się na równe nogi, omal nie przyprawiając Leany o zawał
serca. – Tata niedługo powinien wrócić. Pewnie też powinnam zadzwonić po
Gabriela, ale na razie się o ciebie martwię. Wydaje mi się, że dobrze by
było, gdyby Carlisle na ciebie spojrzał, jednak do tego czasu… Przyniosę ci
trochę krwi, w porządku?
Sztywno
skinęła głową, chociaż w rzeczywistości była przerażona. Krwi…?, powtórzyła w myślach,
podczas gdy serce podeszło jej aż do gardła. Na samą myśl o posoce powinno
jej się robić niedobrze, a jednak to ciało wydawało się usatysfakcjonowane
takim obrotem spraw. Uwagę Leany znów zwróciło pieczenie w gardle, tym
razem dodatkowo wzbogacone o wspomnienie przyjemnego, słodkiego smaku. Drgnęła,
po czym machinalnie uniosła dłoń, muskając palcami szyję i rozpamiętując
to, co poczuła – kojący smak, który…
Nie.
A jednak
nie potrafiła zaprotestować aż tak stanowczo, jak mogłaby tego oczekiwać.
Kobieta
uśmiechnęła się niepewnie, wciąż podenerwowana. Zaraz po tym zostawiła wciąż
siedzącą jak na szpilkach Leanę, ostrożnie zamykając za sobą drzwi. Dziewczyna
natychmiast poderwała się na równe nogi, roztrzęsiona. Ledwo była w stanie
ustać w miejscu, nagle nabierając ochoty na to, by zacząć niespokojnie
krążyć – tam i z powrotem, znów i znów, byleby mieć poczucie
tego, że mogła coś zdziałać. Serce tłukło jej się w piersi, uderzając tak
szybko i mocno, że ledwo była w stanie złapać oddech. Spróbowała nad
sobą zapanować, zwłaszcza gdy przed nadmiar emocji obraz zaczął rozmazywać jej
się przed oczami, ale nie była w stanie.
Wyostrzone
zmysły wciąż podsuwały Leanie zbyt intensywne, często zbyt trudne do
zinterpretowania bodźce. Jakby tego było mało, ciało wydawało się bez trudu z nimi
radzić, co jedynie jeszcze bardziej ją dezorientowało. Jakby tego było mało,
jakaś jej cząstka wydawała się tęsknić – zarówno za wampirzycą, która wyszła,
jak i… za kimś jeszcze. Zwłaszcza imię Gabriel odbiło się w umyśle Leany
echem, będąc niczym obietnica czegoś, czego pragnęła – bezpiecznych ramio,
bliskości i poczucia, że wszystko wróciło na swoje miejsce.
Zawahała
się, próbując przypomnieć sobie jak najwięcej informacji, które słyszała między
tu a teraz. Te wszystkie imiona… Na pewno gdzieś je słyszała. Nie tylko
ciało je rozpoznawało, ale również sama Leana, choć dla niej nie znaczyły aż
tak wiele. Gdyby nie to, że zawsze ignorowała zachowanie Beatrycze, która z takim
uporem obserwowała to, co działo się z jej bliskimi, być może rozumiałaby
wszystko lepiej. Teraz jednak mogła co najwyżej błądzić, bezskutecznie starając
się odnaleźć w sytuacji.
Jej
spojrzenie znów powędrowało ku balkonowi. Co
mam robić? Uciekać?, pomyślała w panice, instynktownie oglądając się
za drzwi. Chwilę nasłuchiwała, ale dookoła panowała cisza. Miała wrażenie, że
powinna być w stanie usłyszeć kroki kobiety, zanim ta zdążyłaby wrócić. Z bijącym
sercem powiodła wzrokiem dookoła, ostatecznie na powrót spoglądając ku jedynemu
dostępnemu jej wyjściu. Miałaby wyjść tam tędy? Spróbować zejść na dół albo od
razu wyskoczyć i modlić o to, żeby się nie połamać? Nie wiedziała
skąd to wie, ale czuła, że gdyby próbowała zeskoczyć z takiej wysokości,
ciało dałoby sobie radę. Sęk w tym, że zdecydowanie nie miała ochoty
sprawdzać tego w praktyce.
Leana ze
świstem wypuściła powietrze. Zamrugała kilkukrotnie, próbując pozbyć się łez,
które zebrały się pod jej powiekami. To nie był najlepszy moment na mazanie
się, ale nic nie była w stanie poradzić na wymykające się spod kontroli
emocje. Tkwiła w miejscu, podrygując nerwowo i czując tak, jakby w każdej
chwili mogła wyjść siebie i stać obok. To wszystko wydawało się tak bardzo
nierzeczywiste, a jednak…
Musiała
zacząć działać – z tym, że wciąż nie miała pojęcia, co powinna zrobić.
„Cześć,
jestem Leana i chyba się zgubiłam… Bo to nie tak, że celowo przejęłam
ciało pani córki”. Właśnie coś takiego miałaby powiedzieć tej kobiecie, kiedy
ta znów się pojawi? Wampirzyca co prawda wydawała się ciepła i zatroskana,
ale – na litość Boską! – wciąż daleko jej było do człowieka. Jak zareagowałaby,
o ile w ogóle uwierzyła? Co by się stało, gdyby prawda wyszła na jaw?
Nie chciała
tego sprawdzać. Na samą myśl robił jej się słabo, nie tylko ze zdenerwowania,
ale przede wszystkim czystego przerażenia. Dobry Boże, nie. Nie ufała wampirom,
zwłaszcza po tym, co sobie przypomniała. Już raz zaufała komuś, komu nie
powinna i skończyło się to dla niej śmiercią. Później w taki sam
sposób zwiodła ją Ciemność, a to, że teraz wylądowała tutaj – w teorii
żywa – wręcz graniczyło z cudem. I choć Leana tego nie rozumiała, nie
zamierzała tak po prostu dać się zabić.
Wiedziała o tym,
a jednak wciąż jak ostatnia naiwna trwała na środku tej samej sypialni,
jakby czekając aż wydarzy się coś niedobrego. To miejsce mimo wszystko
kojarzyło jej się z bezpiecznym miejscem, być może dlatego, że Renesmee je
znała. Echo emocji, których doświadczyło ciało, wciąż wydawało się gdzieś
czaić, skutecznie mieszając Leanie w głowie. Już sama nie była pewna,
które pragnienia należały do niej, a to zdecydowanie nie wróżyło dobrze.
Pośpieszne
kroki wyrwały ją z zamyślenia. Natychmiast zesztywniała, po czym zwróciła
się ku drzwiom. W pierwszym odruchu zapragnęła rzucić się do ucieczki, ale
ciało zareagowało inaczej, wręcz wyczekując osoby, która zmierzała ku niej.
– Gabrielu,
czekaj! – doszedł ją jakby z oddali głos matki Renesmee. – Nessie jest…
Cokolwiek
miała do powiedzenia, odpuściła. Z drugiej strony, być może to Leana w emocjach
nie dosłyszała dalszych słów – to i tak nie miało znaczenia. Gwałtownie
zaczerpnęła powietrza, w ostatniej chwili odrzucając od siebie pomysł o ucieczce.
Zamarła w bezruchu, cierpliwie czekając; uważnie przypatrywała się
drzwiom, aż w końcu te się otworzyły, gdy do pokoju wtargnęła kolejna
osoba.
Kiedy
zobaczyła Gabriela, poczuła się trochę tak, jakby znała go całe życie. Poniekąd
tak właśnie było – jego rysy twarzy, ciemne włosy i nienaturalnie blada
sylwetka po prostu były czymś, co Leana przyjęła za absolutną oczywistość, choć
miała zaledwie ułamek sekundy, żeby przyjrzeć się mężczyźnie. Tak samo było z jego
ciemnymi, niemalże całkowicie czarnymi oczami, które nieznacznie rozszerzyły
się i zabłysły na jej widok. Przez krótką chwilę była świadoma wyłącznie
bijącej z jego spojrzenia ulgi, tak wyraźnej, jakby była materialna. Nikt
nigdy nie patrzył na nią w taki sposób, a jednak ciało wydawało się
być do tego przyzwyczajone. Zupełnie jakby to, że ktoś mógłby poświęcać mu aż
tyle uwagi, było oczywiste.
Wystarczył
zaledwie ułamek sekundy, by Gabriel zmaterializował się tuż obok. Nie próbowała
protestować, nie czując potrzeby, żeby uciekać, nawet gdy mężczyzna tak po
prostu wziął ją w ramiona. Rozluźniła się pod wpływem jego dotyku,
pozwalając, by stanowczo przygarnął ją do siebie. Całą sobą czerpała z bijącego
od pozornie obcego ciała ciepła, jakże różnego od chłodu, który towarzyszył
jej, gdy obejmowała ją tamta kobieta. On nie przypominał wampira, nawet jeśli
był równie blady i zbyt urodziny, by uznała go za zwykłego śmiertelnika.
– Dobra
bogini… – wyrwało mu się. – Dobra…
Spodziewała
się wielu rzeczy, ale nie tego, że nagle mógłby paść przed nią na kolana. Wciąż
ją o siebie tulił, jak gdyby nigdy
nic przyciskając twarz do jej brzucha. W pierwszym odruchu Leana
zesztywniała, by po chwili – samej sobie nie potrafiąc wytłumaczyć tego, co
robi – ostrożnie położyć dłonie na ramionach wyraźnie wytrąconego z równowagi
Gabriela. Ostrożnie wplotła palce w jego ciemne włosy, delikatnie je
przeczesując. Chciała go pocieszyć, ale nie miała pojęcia jak, więc po prostu
pozwalała na to, żeby się do niej przytulał, w napiciu czekając na rozwój
sytuacji.
Powinna
poczuć się jak intruz, ale nic podobnego nie miało miejsca. Wręcz przeciwnie –
jej ciało reagowało na bliskość Gabriela w taki sposób, że po prostu czuła
się dobrze. Zupełnie jakby wszystko nagle wróciło na swoje miejsce, choć
rozsądek podpowiadał Leanie, że to zdecydowanie nie działało w ten sposób.
A jednak wciąż stała tam, pozwalając, żeby ten obcy mężczyzna kajał się
przed nią, choć zdecydowanie nie była osobą, która na całą tę emocjonalność
zasłużyła.
Z tym, że
to nie miało znaczenia. Przez krótką chwilę miała wrażenie, że dla kogoś coś
znaczyła, a to okazało się dla niej o wiele ważniejsze, niż mogłaby
podejrzewać.
Czuła się
kochana, choć przecież dobrze wiedziała, że to zaledwie chwilowa iluzja, skoro
nie była Renesmee.
– Kochanie
moje…
Coś w sposobie,
w jaki wypowiedział te dwa słowa, niemalże przyprawiło ją o łzy. Kolejny
raz zareagowała instynktownie, nagle osuwając się na kolana, by móc spojrzeć mu
w twarz. Gestem tak naturalnym, jakby robiła to na co dzień, ułożyła dłonie
na jego policzkach, zachęcając o tego, żeby spojrzał jej w oczy. Tym
razem już nie czuła strachu ani krępacji – nie tak jak przy matce dziewczyny,
chociaż przez myśl Leanie przeszło, że nadmierna impulsywność równie dobrze
mogłaby kosztować ją życie.
Nie dbała o to.
Przez chwilę z uwagą przypatrywała się twarzy Gabriela, uśmiechając się
niepewnie, choć nie sądziła, że będzie do tego zdolna. Przełknęła z trudem,
znów czując pieczenie w gardle, ale tym razem to uczucie wydało jej się
dziwnie odległe i jakby nierzeczywiste. Taki sam okazał się impuls, który
sprawił, że – poruszając się przy tym trochę jak w transie –
bezceremonialnie skróciła dystans, który dzielił twarz jej i Gabriela.
Właściwie
sama nie była pewna, które z nich zadecydowało o pocałunku. Liczyło
się, że jego usta nagle wylądowały na wargach Leany, wpijając się w nie
tak gwałtownie, że aż zabrakło jej tchu. Chociaż nie miała żadnej wprawy w obcowaniu
z mężczyznami, ciało wydawało się doskonale wiedzieć, co powinna zrobić,
nie pozostawiając jej innego wyboru, jak tylko się podporządkować. Przesunęła
się jeszcze bliżej, a może to po prostu Gabriel przyciągnął ją do siebie –
nie obchodziło ją to, zwłaszcza gdy na pierwszy plan wysunęły się pragnienia, o które
zdecydowanie by się nie podejrzewała.
Oddychała
szybko i płytko, ale tym razem w grę zdecydowanie nie wchodził
strach. Nie przypominała sobie, by kiedykolwiek wcześniej doświadczyła czegoś
takiego – równie gwałtownego i przyjemnego zarazem. Jakby tego było mało,
chciała więcej, cokolwiek miałoby to oznaczać.
– Gabrielu…
– wychrypiała, starannie wypowiadając jego imię.
Smakowała
je na języku, jakby ucząc na pamięć. Jednocześnie przesunęła dłonie po jego
ciele, ostatecznie przenosząc na twarz, by i jej nauczyć się od podstaw. Ciału
to wszystko wydawało się oczywiste, ale również Leana pragnęła przyswoić sobie
tę wiedzę. Chciała zrozumieć, nade wszystko pragnąć, by wszystkie te emocje,
które wyzwalał w niej ten mężczyzna, były przeznaczone dla niej. Nade
wszystko chciała, żeby w tym wszystkim zaczęło chodzić o nią – by to
na nią patrzył, przed nią się kajał i…
Uważasz, że to w porządku?
Przez
moment poczuła się tak, jakby ktoś zdzielił ją w twarz. To na moment
wybiło Leanę z rytmu, sprawiając, że wyprostowała się niczym struna,
próbując złapać oddech. Gabriel pozwolił jej na to, choć spojrzał na nią z obawą.
Jego ciemne oczy błyszczały, wzrok zaś miał nieznacznie zamglony przez
towarzyszące im oboje emocje.
Coś
ścisnęło Leanę w gardle. Strach powrócił do niej z całą mocą,
wystarczająco intensywny, by sprowadzić ją na ziemię. Uświadomiła sobie, co
robi, w pełni pojmując jak bardzo niewłaściwe i głupie to było. Klęczała
na podłodze nieswojego pokoju, uwięziona w ciele, którego nie znała i obściskując
się z niczego nieświadomym mężczyzną, który przecież nawet jej nie znał, a tym
bardziej nie darzył żadnym ciepłym uczuciem. Gdyby wiedział, jakiekolwiek
pozytywne emocje również nie wchodziłyby w grę. Wręcz przeciwnie –
najpewniej wpadłby w szał.
Ta
świadomość bolała, może nawet bardziej niż rana na piersi, kiedy omal nie
zginęła przez Ciemność. Leana omal nie zakrztusiła się powietrzem, jednocześnie
podrywając na równe nogi tak gwałtownie, że aż pociemniało jej przed oczami. Oskoczyła
od Gabriela, materializując się w bezpiecznej odległości i przybierając
pozycję obronną. To wszystko działo się jakby poza nią, gwałtowne i całkowicie
pozbawione kontroli, dokładnie jak moment, w którym zdecydowała się
zbliżyć do tego mężczyzny.
Dostrzegła
szok, który pojawił się w jego ciemnych oczach. Przez twarz Gabriela przemknął
cień, jednak nieśmiertelny momentalnie nad sobą zapanował. Wciąż klęczał,
uważnie obserwując Leanę i wydając się nad czymś zastanawiać. Nieznacznie
skinął głową, jakby przyjmując do wiadomości to, że mogłaby odtrącić; jakby w tym,
że nagle uciekła, zachowując się niemalże jak potencjalny wróg, było dla niego
czymś zrozumiałym.
– W porządku
– powiedział tak cicho, że jego głos mógłby równie dobrze okazać się wytworem
jej wyobraźni. – Już jest w porządku, mi
amore – powtórzył o wiele łagodniej i zarazem stanowczo, a Leana
aż się skuliła.
Te słowa
nie były przeznaczone dla niej. To bolało, choć starała się o tym nie
myśleć, zwłaszcza że przecież doskonale wiedziała, jak prezentowała się
sytuacja. Nie rozumiała jej, ale mimo wszystko zdawała sobie sprawę z tego,
co kierowało Gabrielem. Przed oczami miał żonę albo przynajmniej partnerkę, o którą
się troszczył. Nie miała pojęcia, jakim cudem znalazła się w samym środku
całego tego zamieszania, ale wszystko w niej aż krzyczało, że nie
powinno.
Cofnęła się
o krok, nie zastanawiając nad tym, co robi. A potem jeszcze jeden,
zamierając dopiero w chwili, w której Gabriel nagle poderwał się na
równe nogi. Poczuła, że blednie, chociaż sama nie była pewna dlaczego, zwłaszcza
że jakaś jej cząstka wciąż wydawała się wyrywać ku mężczyźnie. To ciało go pragnęło,
przez co i dla Leany zaczął jawić się jako gwarancja tego, że była bezpieczna,
a jednak mimo wszystko…
– N-nie! –
wykrztusiła z trudem. – Odejdź!
Coś zmieniło
się w panującej w pokoju atmosferze. Miała wrażenie, że coś narasta –
i to nie tylko w sypialni, ale przede wszystkim w niej samej. To
dziwne uczucie na dłuższą chwilę wytrąciło ją z równowagi, sprawiając, że
spięła się jeszcze bardziej. Wyprostowała się niczym struna, nerwowo zaciskając
dłonie w pięści i próbując ignorować rozchodzące po całym ciele
ciepło. Wrażenie było takie, jakby gorąca woda nagle wypełniła jej żyły. Serce tłukło
się w piersi, a krew krążyła coraz szybciej i szybciej, rozprzestrzeniając
to dziwne gorąco po całym organizmie.
Gabriel
zamarł w bezruchu, spoglądając na nią z wyraźną obawą. Jego ręka drgnęła,
jakby chciał sięgnąć ku zastygłej na środku pokoju Leanie, ale ostatecznie się
na to nie zdecydował. Wyczuła jego dezorientację, powoli przeradzającą się w strach.
Z uwagą śledził każdy jej ruch, a po wyrazie twarzy poznała, że
naprawdę się o nią martwił.
– Nessie,
moje kochanie, co…? – zaczął, ale nie dała mu okazji, żeby dokończył.
Właściwie
sama nie była pewna, co wydarzyło się w chwili, w której spróbował do
niej podejść. Zanim zastanowiła się, co i dlaczego robi, instynktownie wyrzuciła
obie ręce przed siebie, zupełnie jakby w ten sposób mogła osłonić przed
niebezpieczeństwem.
Albo przed
Gabrielem, który naglę wylądował po drugiej stronie pokoju, kiedy jakimś cudem
odrzuciła go od siebie – i to bez potrzeby choćby dotknięcia go.
Gdzieś za
jej plecami okno eksplodowało z hukiem. Odłamki szkła posypały się na
podłogę, ale prawie nie zwróciła na to uwagi. Tkwiła w bezruchu, rozszerzonymi
oczyma spoglądając na próbującego dźwignąć się na nogi Gabriela. Drżące dłonie
przycisnęła do ust, by zdusić jęk. Wciąż się trzęsła, przerażona bardziej niż
do tej pory.
Z korytarza
doszły ją przyśpieszone kroki. Właśnie wtedy nerwy ostatecznie jej puściły, a Leana
po prostu odwróciła się na pięcie i rzuciła do ucieczki. Z wprawą
wyminęła zalegające na ziemi szkło, błyskawicznie dopadając do barierki. Nie
dała sobie czasu, by choćby próbować spojrzeć w dół, w zamian
zaciskając palce na balustradzie, a w następnej sekundzie po prostu
ją przeskakując. Ciało kolejny raz zadziałało szybciej niż umysł, dzięki czemu
Leana bez przeszkód przybrała pozycję, która pozwoliła na bezpieczne lądowanie
na lekko ugiętych nogach.
Zamrugała
nieco nieprzytomnie, wciąż skołowana. Gdzieś jakby z oddali usłyszała, że
ktoś ją wolał… Albo raczej Renesmee, choć to w tamtej chwili sprowadzało się
do jednego. Natychmiast poderwała się do dalszego biegu, obojętna na zalegającego
na ziemi śniegu i to, że chłód momentalnie zaatakował jej ciało. Na sobie wciąż
miała wyłącznie cieniutką koszulę nocną, ale skupiona na ucieczce, nie
potrafiła się tym przejąć. Przez moment liczył się wyłącznie bieg i to, że
dla własnego bezpieczeństwa musiała znaleźć się jak najdalej.
Nogi same
powiodły ją w stronę lasu. Zaraz po tym dom zniknął jej z oczu, a dookoła
były już tylko drzewa – mniejsze i większe, rosnące wystarczająco gęsto,
by ją osłonić. Wymijała je instynktownie, mimo obaw wcale nie czując się tak,
jakby w każdej chwili mogła zderzyć się z którymś z nich. Pędziła
przed siebie, na oślep podążając coraz dalej i dalej, póki nie nabrała
pewności, że nikt za nią nie podążał.
Dopiero
wtedy zwolniła i – uprzytomniwszy sobie, że na własne życzenie została
sama – ciężko osunęła się na kolana.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz