22 sierpnia 2018

Osiemdziesiąt dwa

Leana
Czuła się prawie jak we śnie. Próbowała nadążyć za tym, co działo się wokół niej, ale to okazało się zbyt trudne. Słuchała wyraźnie poruszonej, zatroskanej wampirzycy, coraz bardziej skołowana troskliwymi słowami, które padały z jej ust.
Z czasem zrozumiała, że musiała mieć przed sobą matkę Renesmee. To wyjaśniało, dlaczego przy kobiecie poczuła się bezpieczna, w pewnym momencie mając ochotę odwzajemnić uścisk, którym ta ją otaczała. Nie zrobiła tego, zachowując trochę jak bezwładna, niezdolna do podjęcia jakiegokolwiek działania laleczka. Była w stanie co najwyżej stać, a później siedzieć, kiedy wampirzyca posadziła ją na łóżku, zajmując miejsce tuż obok i wciąż mówiąc coś, na czym Leana nie potrafiła się skupić.
– Nessie? Nessie, kochanie, czy wszystko w porządku?
Dopiero coś w pobrzmiewającej w głosie kobiety panice sprawiło, że zdołała się otrząsać. W roztargnieniu spojrzała na wampirzycę, z opóźnieniem uprzytomniając sobie, że zdecydowanie zbyt długo trwała w ciszy, po prostu bezmyślnie wpatrując się w przestrzeń.
– Ja… Tak – wykrztusiła z trudem, zdecydowanie zbyt piskliwie, by zabrzmiało to naturalnie. – Jestem tylko… zmęczona.
To nawet nie było kłamstwem, a przynajmniej tak jej się wydawało. Czuła się wystarczająco skołowana, by również znużenie zaczęło wchodzić w grę. Mięśnie bolały od zbyt długiego napięcia, choć to i tak wydawało się niczym w porównaniu do pulsowania w skroniach. Pustka w głowie kolejny raz dawała jej się we znaki, mieszając się ze strachem i wrażeniem, że chwila nieuwagi wystarczyła, by wydarzyło się coś niedobrego.
Czy to nie tak, że niektórzy potrafili mieszać w głowach? Albo czytać w myślach? Co, gdyby nagle okazało się, że siedząca przy niej kobieta, była w stanie wykryć kłamstwo? Leana mogła tylko zgadywać, jak zachowałaby się wampirzyca, uświadamiając sobie, że zdecydowanie nie tuliła do siebie córki – nie do końca, nawet jeśli ciało jakimś cudem należało do Renesmee. Na samą myśl robiło jej się słabo, choć to i tak było zaledwie jednym z wielu problemów, które dostrzegała. Już samo to, gdzie i dlaczego się znalazła, nie dawało jej spokoju, ale nie miała czasu, by to roztrząsać. Zszokowana czy nie, musiała działać.
Zamarła w bezruchu, czując na sobie przenikliwe spojrzenie złocistych oczu kobiety. Pamiętała, że taki kolor tęczówek był lepszy, niż gdyby spoglądał na nią ktoś z czerwonymi, ale wcale nie poczuła się spokojniejsza. Wzdrygnęła się, instynktownie próbując odsunąć, kiedy chłodne palce musnęły jej policzki, próbując odgarnąć włosy z twarzy.
– Co się dzieje? Wydajesz się przerażona… – Kobieta zamilkła, wyraźnie zmartwiona. Zaraz po tym poderwała się na równe nogi, omal nie przyprawiając Leany o zawał serca. – Tata niedługo powinien wrócić. Pewnie też powinnam zadzwonić po Gabriela, ale na razie się o ciebie martwię. Wydaje mi się, że dobrze by było, gdyby Carlisle na ciebie spojrzał, jednak do tego czasu… Przyniosę ci trochę krwi, w porządku?
Sztywno skinęła głową, chociaż w rzeczywistości była przerażona. Krwi…?, powtórzyła w myślach, podczas gdy serce podeszło jej aż do gardła. Na samą myśl o posoce powinno jej się robić niedobrze, a jednak to ciało wydawało się usatysfakcjonowane takim obrotem spraw. Uwagę Leany znów zwróciło pieczenie w gardle, tym razem dodatkowo wzbogacone o wspomnienie przyjemnego, słodkiego smaku. Drgnęła, po czym machinalnie uniosła dłoń, muskając palcami szyję i rozpamiętując to, co poczuła – kojący smak, który…
Nie.
A jednak nie potrafiła zaprotestować aż tak stanowczo, jak mogłaby tego oczekiwać.
Kobieta uśmiechnęła się niepewnie, wciąż podenerwowana. Zaraz po tym zostawiła wciąż siedzącą jak na szpilkach Leanę, ostrożnie zamykając za sobą drzwi. Dziewczyna natychmiast poderwała się na równe nogi, roztrzęsiona. Ledwo była w stanie ustać w miejscu, nagle nabierając ochoty na to, by zacząć niespokojnie krążyć – tam i z powrotem, znów i znów, byleby mieć poczucie tego, że mogła coś zdziałać. Serce tłukło jej się w piersi, uderzając tak szybko i mocno, że ledwo była w stanie złapać oddech. Spróbowała nad sobą zapanować, zwłaszcza gdy przed nadmiar emocji obraz zaczął rozmazywać jej się przed oczami, ale nie była w stanie.
Wyostrzone zmysły wciąż podsuwały Leanie zbyt intensywne, często zbyt trudne do zinterpretowania bodźce. Jakby tego było mało, ciało wydawało się bez trudu z nimi radzić, co jedynie jeszcze bardziej ją dezorientowało. Jakby tego było mało, jakaś jej cząstka wydawała się tęsknić – zarówno za wampirzycą, która wyszła, jak i… za kimś jeszcze. Zwłaszcza imię Gabriel odbiło się w umyśle Leany echem, będąc niczym obietnica czegoś, czego pragnęła – bezpiecznych ramio, bliskości i poczucia, że wszystko wróciło na swoje miejsce.
Zawahała się, próbując przypomnieć sobie jak najwięcej informacji, które słyszała między tu a teraz. Te wszystkie imiona… Na pewno gdzieś je słyszała. Nie tylko ciało je rozpoznawało, ale również sama Leana, choć dla niej nie znaczyły aż tak wiele. Gdyby nie to, że zawsze ignorowała zachowanie Beatrycze, która z takim uporem obserwowała to, co działo się z jej bliskimi, być może rozumiałaby wszystko lepiej. Teraz jednak mogła co najwyżej błądzić, bezskutecznie starając się odnaleźć w sytuacji.
Jej spojrzenie znów powędrowało ku balkonowi. Co mam robić? Uciekać?, pomyślała w panice, instynktownie oglądając się za drzwi. Chwilę nasłuchiwała, ale dookoła panowała cisza. Miała wrażenie, że powinna być w stanie usłyszeć kroki kobiety, zanim ta zdążyłaby wrócić. Z bijącym sercem powiodła wzrokiem dookoła, ostatecznie na powrót spoglądając ku jedynemu dostępnemu jej wyjściu. Miałaby wyjść tam tędy? Spróbować zejść na dół albo od razu wyskoczyć i modlić o to, żeby się nie połamać? Nie wiedziała skąd to wie, ale czuła, że gdyby próbowała zeskoczyć z takiej wysokości, ciało dałoby sobie radę. Sęk w tym, że zdecydowanie nie miała ochoty sprawdzać tego w praktyce.
Leana ze świstem wypuściła powietrze. Zamrugała kilkukrotnie, próbując pozbyć się łez, które zebrały się pod jej powiekami. To nie był najlepszy moment na mazanie się, ale nic nie była w stanie poradzić na wymykające się spod kontroli emocje. Tkwiła w miejscu, podrygując nerwowo i czując tak, jakby w każdej chwili mogła wyjść siebie i stać obok. To wszystko wydawało się tak bardzo nierzeczywiste, a jednak…
Musiała zacząć działać – z tym, że wciąż nie miała pojęcia, co powinna zrobić.
„Cześć, jestem Leana i chyba się zgubiłam… Bo to nie tak, że celowo przejęłam ciało pani córki”. Właśnie coś takiego miałaby powiedzieć tej kobiecie, kiedy ta znów się pojawi? Wampirzyca co prawda wydawała się ciepła i zatroskana, ale – na litość Boską! – wciąż daleko jej było do człowieka. Jak zareagowałaby, o ile w ogóle uwierzyła? Co by się stało, gdyby prawda wyszła na jaw?
Nie chciała tego sprawdzać. Na samą myśl robił jej się słabo, nie tylko ze zdenerwowania, ale przede wszystkim czystego przerażenia. Dobry Boże, nie. Nie ufała wampirom, zwłaszcza po tym, co sobie przypomniała. Już raz zaufała komuś, komu nie powinna i skończyło się to dla niej śmiercią. Później w taki sam sposób zwiodła ją Ciemność, a to, że teraz wylądowała tutaj – w teorii żywa – wręcz graniczyło z cudem. I choć Leana tego nie rozumiała, nie zamierzała tak po prostu dać się zabić.
Wiedziała o tym, a jednak wciąż jak ostatnia naiwna trwała na środku tej samej sypialni, jakby czekając aż wydarzy się coś niedobrego. To miejsce mimo wszystko kojarzyło jej się z bezpiecznym miejscem, być może dlatego, że Renesmee je znała. Echo emocji, których doświadczyło ciało, wciąż wydawało się gdzieś czaić, skutecznie mieszając Leanie w głowie. Już sama nie była pewna, które pragnienia należały do niej, a to zdecydowanie nie wróżyło dobrze.
Pośpieszne kroki wyrwały ją z zamyślenia. Natychmiast zesztywniała, po czym zwróciła się ku drzwiom. W pierwszym odruchu zapragnęła rzucić się do ucieczki, ale ciało zareagowało inaczej, wręcz wyczekując osoby, która zmierzała ku niej.
– Gabrielu, czekaj! – doszedł ją jakby z oddali głos matki Renesmee. – Nessie jest…
Cokolwiek miała do powiedzenia, odpuściła. Z drugiej strony, być może to Leana w emocjach nie dosłyszała dalszych słów – to i tak nie miało znaczenia. Gwałtownie zaczerpnęła powietrza, w ostatniej chwili odrzucając od siebie pomysł o ucieczce. Zamarła w bezruchu, cierpliwie czekając; uważnie przypatrywała się drzwiom, aż w końcu te się otworzyły, gdy do pokoju wtargnęła kolejna osoba.
Kiedy zobaczyła Gabriela, poczuła się trochę tak, jakby znała go całe życie. Poniekąd tak właśnie było – jego rysy twarzy, ciemne włosy i nienaturalnie blada sylwetka po prostu były czymś, co Leana przyjęła za absolutną oczywistość, choć miała zaledwie ułamek sekundy, żeby przyjrzeć się mężczyźnie. Tak samo było z jego ciemnymi, niemalże całkowicie czarnymi oczami, które nieznacznie rozszerzyły się i zabłysły na jej widok. Przez krótką chwilę była świadoma wyłącznie bijącej z jego spojrzenia ulgi, tak wyraźnej, jakby była materialna. Nikt nigdy nie patrzył na nią w taki sposób, a jednak ciało wydawało się być do tego przyzwyczajone. Zupełnie jakby to, że ktoś mógłby poświęcać mu aż tyle uwagi, było oczywiste.
Wystarczył zaledwie ułamek sekundy, by Gabriel zmaterializował się tuż obok. Nie próbowała protestować, nie czując potrzeby, żeby uciekać, nawet gdy mężczyzna tak po prostu wziął ją w ramiona. Rozluźniła się pod wpływem jego dotyku, pozwalając, by stanowczo przygarnął ją do siebie. Całą sobą czerpała z bijącego od pozornie obcego ciała ciepła, jakże różnego od chłodu, który towarzyszył jej, gdy obejmowała ją tamta kobieta. On nie przypominał wampira, nawet jeśli był równie blady i zbyt urodziny, by uznała go za zwykłego śmiertelnika.
– Dobra bogini… – wyrwało mu się. – Dobra…
Spodziewała się wielu rzeczy, ale nie tego, że nagle mógłby paść przed nią na kolana. Wciąż ją o siebie tulił, jak  gdyby nigdy nic przyciskając twarz do jej brzucha. W pierwszym odruchu Leana zesztywniała, by po chwili – samej sobie nie potrafiąc wytłumaczyć tego, co robi – ostrożnie położyć dłonie na ramionach wyraźnie wytrąconego z równowagi Gabriela. Ostrożnie wplotła palce w jego ciemne włosy, delikatnie je przeczesując. Chciała go pocieszyć, ale nie miała pojęcia jak, więc po prostu pozwalała na to, żeby się do niej przytulał, w napiciu czekając na rozwój sytuacji.
Powinna poczuć się jak intruz, ale nic podobnego nie miało miejsca. Wręcz przeciwnie – jej ciało reagowało na bliskość Gabriela w taki sposób, że po prostu czuła się dobrze. Zupełnie jakby wszystko nagle wróciło na swoje miejsce, choć rozsądek podpowiadał Leanie, że to zdecydowanie nie działało w ten sposób. A jednak wciąż stała tam, pozwalając, żeby ten obcy mężczyzna kajał się przed nią, choć zdecydowanie nie była osobą, która na całą tę emocjonalność zasłużyła.
Z tym, że to nie miało znaczenia. Przez krótką chwilę miała wrażenie, że dla kogoś coś znaczyła, a to okazało się dla niej o wiele ważniejsze, niż mogłaby podejrzewać.
Czuła się kochana, choć przecież dobrze wiedziała, że to zaledwie chwilowa iluzja, skoro nie była Renesmee.
– Kochanie moje…
Coś w sposobie, w jaki wypowiedział te dwa słowa, niemalże przyprawiło ją o łzy. Kolejny raz zareagowała instynktownie, nagle osuwając się na kolana, by móc spojrzeć mu w twarz. Gestem tak naturalnym, jakby robiła to na co dzień, ułożyła dłonie na jego policzkach, zachęcając o tego, żeby spojrzał jej w oczy. Tym razem już nie czuła strachu ani krępacji – nie tak jak przy matce dziewczyny, chociaż przez myśl Leanie przeszło, że nadmierna impulsywność równie dobrze mogłaby kosztować ją życie.
Nie dbała o to. Przez chwilę z uwagą przypatrywała się twarzy Gabriela, uśmiechając się niepewnie, choć nie sądziła, że będzie do tego zdolna. Przełknęła z trudem, znów czując pieczenie w gardle, ale tym razem to uczucie wydało jej się dziwnie odległe i jakby nierzeczywiste. Taki sam okazał się impuls, który sprawił, że – poruszając się przy tym trochę jak w transie – bezceremonialnie skróciła dystans, który dzielił twarz jej i Gabriela.
Właściwie sama nie była pewna, które z nich zadecydowało o pocałunku. Liczyło się, że jego usta nagle wylądowały na wargach Leany, wpijając się w nie tak gwałtownie, że aż zabrakło jej tchu. Chociaż nie miała żadnej wprawy w obcowaniu z mężczyznami, ciało wydawało się doskonale wiedzieć, co powinna zrobić, nie pozostawiając jej innego wyboru, jak tylko się podporządkować. Przesunęła się jeszcze bliżej, a może to po prostu Gabriel przyciągnął ją do siebie – nie obchodziło ją to, zwłaszcza gdy na pierwszy plan wysunęły się pragnienia, o które zdecydowanie by się nie podejrzewała.
Oddychała szybko i płytko, ale tym razem w grę zdecydowanie nie wchodził strach. Nie przypominała sobie, by kiedykolwiek wcześniej doświadczyła czegoś takiego – równie gwałtownego i przyjemnego zarazem. Jakby tego było mało, chciała więcej, cokolwiek miałoby to oznaczać.
– Gabrielu… – wychrypiała, starannie wypowiadając jego imię.
Smakowała je na języku, jakby ucząc na pamięć. Jednocześnie przesunęła dłonie po jego ciele, ostatecznie przenosząc na twarz, by i jej nauczyć się od podstaw. Ciału to wszystko wydawało się oczywiste, ale również Leana pragnęła przyswoić sobie tę wiedzę. Chciała zrozumieć, nade wszystko pragnąć, by wszystkie te emocje, które wyzwalał w niej ten mężczyzna, były przeznaczone dla niej. Nade wszystko chciała, żeby w tym wszystkim zaczęło chodzić o nią – by to na nią patrzył, przed nią się kajał i…
Uważasz, że to w porządku?
Przez moment poczuła się tak, jakby ktoś zdzielił ją w twarz. To na moment wybiło Leanę z rytmu, sprawiając, że wyprostowała się niczym struna, próbując złapać oddech. Gabriel pozwolił jej na to, choć spojrzał na nią z obawą. Jego ciemne oczy błyszczały, wzrok zaś miał nieznacznie zamglony przez towarzyszące im oboje emocje.
Coś ścisnęło Leanę w gardle. Strach powrócił do niej z całą mocą, wystarczająco intensywny, by sprowadzić ją na ziemię. Uświadomiła sobie, co robi, w pełni pojmując jak bardzo niewłaściwe i głupie to było. Klęczała na podłodze nieswojego pokoju, uwięziona w ciele, którego nie znała i obściskując się z niczego nieświadomym mężczyzną, który przecież nawet jej nie znał, a tym bardziej nie darzył żadnym ciepłym uczuciem. Gdyby wiedział, jakiekolwiek pozytywne emocje również nie wchodziłyby w grę. Wręcz przeciwnie – najpewniej wpadłby w szał.
Ta świadomość bolała, może nawet bardziej niż rana na piersi, kiedy omal nie zginęła przez Ciemność. Leana omal nie zakrztusiła się powietrzem, jednocześnie podrywając na równe nogi tak gwałtownie, że aż pociemniało jej przed oczami. Oskoczyła od Gabriela, materializując się w bezpiecznej odległości i przybierając pozycję obronną. To wszystko działo się jakby poza nią, gwałtowne i całkowicie pozbawione kontroli, dokładnie jak moment, w którym zdecydowała się zbliżyć do tego mężczyzny.
Dostrzegła szok, który pojawił się w jego ciemnych oczach. Przez twarz Gabriela przemknął cień, jednak nieśmiertelny momentalnie nad sobą zapanował. Wciąż klęczał, uważnie obserwując Leanę i wydając się nad czymś zastanawiać. Nieznacznie skinął głową, jakby przyjmując do wiadomości to, że mogłaby odtrącić; jakby w tym, że nagle uciekła, zachowując się niemalże jak potencjalny wróg, było dla niego czymś zrozumiałym.
– W porządku – powiedział tak cicho, że jego głos mógłby równie dobrze okazać się wytworem jej wyobraźni. – Już jest w porządku, mi amore – powtórzył o wiele łagodniej i zarazem stanowczo, a Leana aż się skuliła.
Te słowa nie były przeznaczone dla niej. To bolało, choć starała się o tym nie myśleć, zwłaszcza że przecież doskonale wiedziała, jak prezentowała się sytuacja. Nie rozumiała jej, ale mimo wszystko zdawała sobie sprawę z tego, co kierowało Gabrielem. Przed oczami miał żonę albo przynajmniej partnerkę, o którą się troszczył. Nie miała pojęcia, jakim cudem znalazła się w samym środku całego tego zamieszania, ale wszystko w  niej aż krzyczało, że nie powinno.
Cofnęła się o krok, nie zastanawiając nad tym, co robi. A potem jeszcze jeden, zamierając dopiero w chwili, w której Gabriel nagle poderwał się na równe nogi. Poczuła, że blednie, chociaż sama nie była pewna dlaczego, zwłaszcza że jakaś jej cząstka wciąż wydawała się wyrywać ku mężczyźnie. To ciało go pragnęło, przez co i dla Leany zaczął jawić się jako gwarancja tego, że była bezpieczna, a jednak mimo wszystko…
– N-nie! – wykrztusiła z trudem. – Odejdź!
Coś zmieniło się w panującej w pokoju atmosferze. Miała wrażenie, że coś narasta – i to nie tylko w sypialni, ale przede wszystkim w niej samej. To dziwne uczucie na dłuższą chwilę wytrąciło ją z równowagi, sprawiając, że spięła się jeszcze bardziej. Wyprostowała się niczym struna, nerwowo zaciskając dłonie w pięści i próbując ignorować rozchodzące po całym ciele ciepło. Wrażenie było takie, jakby gorąca woda nagle wypełniła jej żyły. Serce tłukło się w piersi, a krew krążyła coraz szybciej i szybciej, rozprzestrzeniając to dziwne gorąco po całym organizmie.
Gabriel zamarł w bezruchu, spoglądając na nią z wyraźną obawą. Jego ręka drgnęła, jakby chciał sięgnąć ku zastygłej na środku pokoju Leanie, ale ostatecznie się na to nie zdecydował. Wyczuła jego dezorientację, powoli przeradzającą się w strach. Z uwagą śledził każdy jej ruch, a po wyrazie twarzy poznała, że naprawdę się o nią martwił.
– Nessie, moje kochanie, co…? – zaczął, ale nie dała mu okazji, żeby dokończył.
Właściwie sama nie była pewna, co wydarzyło się w chwili, w której spróbował do niej podejść. Zanim zastanowiła się, co i dlaczego robi, instynktownie wyrzuciła obie ręce przed siebie, zupełnie jakby w ten sposób mogła osłonić przed niebezpieczeństwem.
Albo przed Gabrielem, który naglę wylądował po drugiej stronie pokoju, kiedy jakimś cudem odrzuciła go od siebie – i to bez potrzeby choćby dotknięcia go.
Gdzieś za jej plecami okno eksplodowało z hukiem. Odłamki szkła posypały się na podłogę, ale prawie nie zwróciła na to uwagi. Tkwiła w bezruchu, rozszerzonymi oczyma spoglądając na próbującego dźwignąć się na nogi Gabriela. Drżące dłonie przycisnęła do ust, by zdusić jęk. Wciąż się trzęsła, przerażona bardziej niż do tej pory.
Z korytarza doszły ją przyśpieszone kroki. Właśnie wtedy nerwy ostatecznie jej puściły, a Leana po prostu odwróciła się na pięcie i rzuciła do ucieczki. Z wprawą wyminęła zalegające na ziemi szkło, błyskawicznie dopadając do barierki. Nie dała sobie czasu, by choćby próbować spojrzeć w dół, w zamian zaciskając palce na balustradzie, a w następnej sekundzie po prostu ją przeskakując. Ciało kolejny raz zadziałało szybciej niż umysł, dzięki czemu Leana bez przeszkód przybrała pozycję, która pozwoliła na bezpieczne lądowanie na lekko ugiętych nogach.
Zamrugała nieco nieprzytomnie, wciąż skołowana. Gdzieś jakby z oddali usłyszała, że ktoś ją wolał… Albo raczej Renesmee, choć to w tamtej chwili sprowadzało się do jednego. Natychmiast poderwała się do dalszego biegu, obojętna na zalegającego na ziemi śniegu i to, że chłód momentalnie zaatakował jej ciało. Na sobie wciąż miała wyłącznie cieniutką koszulę nocną, ale skupiona na ucieczce, nie potrafiła się tym przejąć. Przez moment liczył się wyłącznie bieg i to, że dla własnego bezpieczeństwa musiała znaleźć się jak najdalej.
Nogi same powiodły ją w stronę lasu. Zaraz po tym dom zniknął jej z oczu, a dookoła były już tylko drzewa – mniejsze i większe, rosnące wystarczająco gęsto, by ją osłonić. Wymijała je instynktownie, mimo obaw wcale nie czując się tak, jakby w każdej chwili mogła zderzyć się z którymś z nich. Pędziła przed siebie, na oślep podążając coraz dalej i dalej, póki nie nabrała pewności, że nikt za nią nie podążał.
Dopiero wtedy zwolniła i – uprzytomniwszy sobie, że na własne życzenie została sama – ciężko osunęła się na kolana.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa