Leana
Wciąż trzęsła się na całym
ciele, kiedy w końcu odważyła się powieść wzrokiem dookoła. Nie miała
pewności czy to nadmiar emocji, czy może dająca się we znaki niska temperatura
miała związek z raz po raz wstrząsającymi nią dreszczami, ale to na
dłuższą metę nie było ważne. Leana zawahała się, po czym ostrożnie wsparła na
rękach, próbując podnieść do pionu. Rozgrzebała zalegający na ziemi śnieg,
prawie nieświadoma bijącego nań chłodu. Znów się wzdrygnęła, zanim w końcu
udało jej się uchwycić pion, poza tym jednak nie ruszyła się nawet o milimetr.
Mętlik w głowie
sprawiał, że miała ochotę zacząć krzyczeć. Uprzytomniła sobie, że na własne
życzenie wylądowała w samym środku lasu, tak naprawdę samej sobie nie
potrafiąc wytłumaczyć, co w następnej kolejności powinna zrobić. Serce
wciąż tłukło jej się w piersi, uderzając tak szybko i mocno, że
złapanie tchu zaczęło być dla Leany wręcz niewykonalne. Od nadmiaru emocji
zaczęło jej się kręcić w głowie, ale nie czuła się tak, jakby mogła
zemdleć, choć przez myśl przeszło jej, że może gdyby straciła kontakt z rzeczywistością,
wszystko wróciłoby do normy.
Nie miała
pojęcia, co było gorsze – to, czego doświadczyła ze strony Ciemności, czy że
nagle wylądowała tutaj. Wplotła palce we włosy, nerwowo szarpiąc końcówki
miedzianych loków. Dla pewności raz jeszcze sprawdziła kolor, ale nic się nie
zmieniło. Wciąż tkwiła w nieswoim ciele, zagubiona i tak bardzo
oszołomiona, że nagle zwątpiła w to, czy w ogóle wciąż jeszcze miała
szansę na uporządkowanie tego, co się działo.
Nerwowo obejrzała
się przez ramię, chcąc upewnić się, że wciąż była sama. Jedynie rozgrzebany
śnieg pokazał jej, skąd przyszła, zwłaszcza że w obcym lesie łatwo było
stracić orientację w terenie. Z drugiej strony, to ciało wydawało się
żyć własnym życiem, reagując w sposób, który był dla Leany obcy.
Wystarczyło pomyśleć o sposobie, w jaki potraktowała o tamtym
mężczyźnie. Do tej pory na samo wspomnienie o Gabrielu robiło jej się
gorąco, zaś gdy przypominała sobie, że tak po prostu go zaatakowała – cokolwiek
miałoby to oznaczać – chciało jej się płakać. Wzdrygnęła się, niemalże siłą
zmuszając do ustania w miejscu, zamiast zawrócić i spróbować
sprawdzić, czy przypadkiem nie zrobiła mężczyźnie krzywdy.
Objęła się
ramionami, pocierając pokryte gęsią skórką ramiona. Z wolna ruszyła przed
siebie, czując się nieswoją z myślą o tym, że miałaby się zatrzymać.
Było jej zimno, co powoli zaczynało do kobiety docierać, w miarę jak szok
zaczął ustępować, ale nie odczuwała tego aż tak intensywnie, jak spodziewała
się po wyostrzonych zmysłach. Jakby nie patrzeć, jakimś cudem wylądowała w ciele
kogoś, kto mimo wszystko nie był człowiekiem – nie w pełni. Możliwe, że w takim
wypadku Renesmee pozostawała dość odporna na temperaturę.
Z
powątpiewaniem spojrzała na ślady stóp, które zostawiała na śniegu i które
jak na dłoni wskazywały kierunek, w którym podążała. Powinna je zacierać?
Nawet jeśli, nagle zwątpiła w to, czy miałoby to jakąkolwiek szansę ją
ochronić. Uprzytomniła sobie, że sama największą uwagę poświęcała zapachom,
jakby dzięki samym tylko woniom mogła rozpoznać, czy ktoś znajdował się w pobliżu.
Możliwe, że właśnie tak było, choć nie miała okazji tego sprawdzać. Z drugiej
strony, kierowanie się bodźcami, które podsuwały jej zmysły, wydawało się dość
sensowne i – co ważniejsze – przychodziło Leanie dość naturalnie.
Jak zwierzęta.
Skrzywiła
się na samą myśl. Trudno było jej jednoznacznie stwierdzić, co powinna sądzić o wampirach.
Na samą myśl o tych istotach czuła narastające przerażenie, ale nie mogła
zaprzeczyć, że tamta kobieta z domu zachowywała się nader ludzko. Jasne,
sądziła, że miała przed sobą córkę, ale to w gruncie rzeczy niczego nie
zmieniało. Przeciwnie, bo już samo to, że wampirzyca mogłaby darzyć kogokolwiek
w pełni człowieczymi uczuciami, wydało się Leanie dość wymowne. Prawda
była taka, że nie przypominała sobie, kiedy ostatnim razem Ariadna potraktowała
ją aż tak czule, naprawdę się troszcząc, a to…
W pośpiechu
odrzuciła od siebie tę myśl. Czego jak czego, ale tego tematu zdecydowanie nie
chciała rozpamiętywać. To zmęczenie.
Zdecydowanie tak, pomyślała z uporem, ale mimo usilnych starań nie była
w stanie uwierzyć we własne kłamstwo. Tak naprawdę wszystko sprowadzało
się do tego, że takie odkrycie bolało – spojrzenie na kogoś, kogo pragnęła mieć
za potwora i dojście do wniosku, że mógłby być w pełni ludzki. Te
złociste tęczówki też coś oznaczały, choć jak przez mgłę pamiętała co. Nie
miała nawet pewności, czy Beatrycze zająknęła się choć słowo na ten temat.
Leana szła
przed siebie, coraz bardziej znużona. Z opóźnieniem uprzytomniła sobie, że
podświadomie czegoś szukała – nasłuchiwała i węszyła, choć w normalnym
wypadku uznałaby takie zachowanie za co najmniej niedorzeczne. A jednak
musiała pogodzić się z tym, że w grę mógłby chodzić instynkt. Chyba
właśnie tak to się nazywało, choć i tego nie była aż tak pewna.
Westchnęła
cicho. Chciała tego czy nie, musiała przyznać przed samą sobą, że zachowywała
się trochę jak zwierzę. Skradła się, a przynajmniej próbowała, choć
wszystko sprowadzało się do oddania pełnej kontroli ciału. Podszepty intuicji
były tym, czego zdecydował się słuchać. Działała trochę jak automat, przesadnie
skupiona na każdym kolejnym kroku czy choćby na najbardziej subtelnym ruchu. Tak
było prościej, zwłaszcza że nie musiała myśleć. Po prostu działała, co ostatecznie
pomogło się kobiecie rozluźnić.
Uprzytomniła
sobie, że wcale nie czuła się przerażona tym, że mogłaby się zgubić w zupełnie
obcym lesie. Wręcz przeciwnie – szła dość pewnie, gotowa przysiąc, że gdyby
musiała, bez trudu wróciłaby po własnych śladach. Wystarczyło, żeby zdecydowała
się zawrócić, ale zdecydowanie nie miała tego w planach. W jakimś
stopniu wciąż uciekała, a przynajmniej w ten sposób myślała o palącej
potrzebie, żeby znaleźć się jak najdalej.
Co robić? Czego tak naprawdę chcesz…?
Nie potrafiła
znaleźć na to odpowiedzi. A jednak to jedno pytanie wracało raz po raz,
prawie jak bumerang, przez co nie mogła się go pozbyć. Czuła, że powinna
przynajmniej spróbować poszukać odpowiedzi, ale coś w tej konieczności ją
przerażało. Wtedy musiałaby przyznać, że wylądowała w samym środku
sytuacji, która ją przerastała, a na to za żadne skarby nie chciała sobie
pozwolić.
Chciała być
silna. Nade wszystko pragnęła poczuć się właśnie w ten sposób. Próbowała
przekonać samą siebie, że nie ma powodów do obaw; w końcu miała szansę
sobie poradzić, zwłaszcza z ciałem, które w niczym nie przypominało
tego ludzkiego. Pamiętała, co zrobiła, kiedy ot tak odepchnęła od siebie
Gabriela, nawet nie musząc go przy tym dotykać. I choć samo doświadczenie
wydało jej się początkowo przerażające, kiedy emocje opadły, zaczęła doceniać
poczucie kontroli, które przez moment poczuła.
Zupełnie
jakby nie musiała się bać. Cokolwiek to było, mogło pomóc jej się obronić.
Mętlik w głowie
wciąż był uciążliwy, ale nie aż tak bardzo jak wcześniej. Pomyślała, że
najwyraźniej do tego również dało się przyzwyczaić, a może tak naprawdę
wszystko sprowadzało się do świadomości, że już nie była aż taka krucha. A może
do ciała, które najwyraźniej było silniejsze i bardziej wytrzymałe niż
sama Leana. W jednej chwili zapragnęła garściami czerpać z tej siły i pewności
siebie, których zawsze tak bardzo jej brakowało. W efekcie choć na moment
wszystko stało się łatwiejsze, nawet jeśli w żaden sposób nie rozwiązywało
dręczących ją problemów.
Potrzebowała
planu, ale to wcale nie było takie proste. Nie miała pojęcia gdzie jest, ani
tym bardziej w którą stronę powinna się udać. Mogła co najwyżej biec,
zaskoczona tym, że mimo pozostawania w ruchu nie tylko utrzymywała stałe
tempo, ale nie czuła aż tak wielkiego zmęczenia. Jedynym, co niezmiennie dawało
się jej we znaki, nie ustępując nawet na moment, było wciąż odczuwane palenie w gardle,
ale o tym próbowała nie myśleć. Chciała wierzyć, że to nic znaczącego –
coś, o czym spokojnie mogłaby zapomnieć. Zresztą wszystko zdawało się
lepsze od bólu, który sprawiła jej Ciemność.
A jednak to
właśnie pieczenie w gardle mimo wszystko wysunęło się na pierwszy plan.
Zanim Leana zdążyła się nad tym zastanowić, przebiegła spory kawałek, wcale nie
podążając aż tak na oślep, jak początkowo jej się wydawało. To, że miała cel,
dotarło o niej z opóźnieniem, dodatkowo na moment wytrącając z równowagi.
Niewiele brakowało, by z wrażenia potknęła się o własne nogi, jednak
prawie natychmiast uchwyciła pion.
Nieustające
palenie. I kuszący słodki zapach, który…
Jęknęła
cicho, nagle pragnąc zaprotestować. Spróbowała się zatrzymać, ale z jakiegoś
powodu wciąż biegła dalej, z uporem podążając przed siebie. Kontrola,
którą początkowo sama z siebie oddała ciału, zniknęła bezpowrotnie, nie
dając Leanie szans na samodzielne podjęcie jakiejkolwiek decyzji. To nie ona zadecydowała
o kierunku, w którym pod wpływem impulsu zdecydowała się zwrócić. Nie
ona nade wszystko pragnęła dotrzeć do źródła zapachu, który momentalnie
przysłonił wszystko inne, sprawiając, że już nie była w stanie
skoncentrować się na niczym – a już zwłaszcza zdrowym rozsądku.
Nie ona…
Wszystko
działo się bardzo szybko i z jej perspektywy przypominało sen. Nagle
po prostu wiedziała, co robić, a może raczej właściwszym określeniem byłoby,
że to ciało rozumiało, w jaki sposób powinno się zachować. Wciąż
poruszając się z zawrotną prędkością, która w najmniejszym stopniu
nie wiązała się ze zdolnościami jakiegokolwiek człowieka, błyskawicznie wypadła
spomiędzy drzew. Zaraz po tym – bez choćby chwili wahania i zastanowienia
nad tym, co w ogóle planowała zrobić – błyskawicznie rzuciła się przed
siebie, z impetem wpadając na pokaźnych rozmiarów obce ciało.
Gdyby miała
obserwować samą siebie z boku, w życiu nie uwierzyłaby, że ktoś tak
drobny i pozornie kruchy zmógłby z taką łatwością powalić dorosłego, szykującego
się do ucieczki łosia. A jednak wystarczyła zaledwie krótka chwila, by
zwierzę wylądowało na zamarzniętej ziemi, rycząc, wierzgając i próbując ją
z siebie zrzucić. Leana po raz kolejny zareagowała w całkowicie
instynktowny sposób, doskonale wiedząc, w jaki sposób chwycić zwierzę za
szyję, by bez większych przeszkód przetrącić mu kark. Usłyszała
satysfakcjonujący trzask i w tej samej chwili ruchy ustały, a dookoła
zapanowała jakże upragniona cisza. Zaraz po tym – wciąż nad sobą nie panując i działając
jak automat – Leana bezceremonialnie wgryzła się w odsłoniętą szyję, za
pierwszym razem wgryzając wprost w pulsującą pod skórą żyłę.
Słodycz
zalała jej gardło, dosłownie eksplodując w ustach. Niecierpliwym ruchem
odgarnęła loki, by nie wpadały do oczu, po czym mocnej przywarła do rany, nie
chcąc uronić chociażby kropelki posoki. Piła łapczywie, bo choć smak był
znajomy i nie robił na ciele szczególnego wrażenia, Leanę wręcz poraziła
towarzysząca polowaniu mieszanka emocji. Podekscytowanie mieszało się z pragnieniami,
których nie zaznaczała nigdy wcześniej i których zdecydowanie nie
spodziewałaby się akurat w tej sytuacji.
Nie miała
pewności jak długo to trwało. To mogły być minuty albo cała wieczność, zanim
otrząsnęła się na tyle, by odzyskać nad sobą panowanie. Prawda uderzyła w Leanę
z siłą rozpędzonego pociągu, wytrącając z równowagi bardziej niż
cokolwiek innego. Aż zachłysnęła się powietrzem, jednocześnie ze wstrętem
odrzucając od siebie truchło i w popłochu odsuwając na bezpieczną
odległość. Rozszerzonymi oczyma spojrzała na czerwieniejące na ziemi plamy, tym
wyraźniejsze na zalegającym dookoła śniegu. Objęła się ramionami, wzdrygając,
gdy zauważyła, że również materiał koszuli nocnej, którą miała na sobie, był
cały w posoce.
Zdławiony
jęk wyrwał się z jej gardła. Żołądek jak na zawołanie zaczął jej się
skręcać, ale nie była w stanie zwymiotować. Pochyliła się do przodu,
wspierając obiema dłońmi o ziemię i niemalże czekając na moment, w którym
mogłaby zwrócić dopiero co wypitą krew, ale nic podobnego nie miało miejsca.
Prawda była taka, że – niezależnie od tego jak bardzo przerażona by nie była –
zarówno zabicie zwierzęcia, jak i pożywienie się jego posoką, było dla
niej czymś niemalże normalnym. Zrobiła to i w jakimś stopniu czuła
się z tym dobrze, chociaż to zdecydowanie nie powinno mieć miejsca.
Panika
chwyciła ją za gardło, intensywniejsza niż do tej pory. Poderwała się na równe
nogi, próbując trzymać się jak najdalej od zwierzęcego truchła. Dłoń
przycisnęła do ust, po chwili ocierając je i w oszołomieniu
spoglądając na czerwone smugi na skórze. Jakby tego było mało, nagle poczuła,
że ma ochotę je zlizać – cokolwiek, byleby poczuć znów smak krwi w ustach.
Wciąż czuła nie tylko słodycz na języku, ale również krążące po całym ciele
ciepło, niosące ze sobą zadziwiające pokłady energii. Czuła się lepiej,
bardziej świadoma nie tylko wyostrzonych zmysłów, ale również możliwości ciała,
które jakimś cudem przyszło jej pojąć.
Oddychała
szybko i płytko, bezskutecznie próbując się uspokoić. O mój Boże. O mój…,
zaczęła powtarzać w myślach niczym mantrę, choć tak naprawdę wątpiła w to,
by ktokolwiek nad nią czuwał. Dlaczego miałby, zwłaszcza biorąc pod uwagę to,
kim się stała? Już nie chodziło tylko o to, co powinna bądź nie, skoro
przejęła cudze ciało. Mogła tylko zgadywać, co połączyło ją z Renesmee –
przypadek czy może rodzaj kary, która z jakiegoś powodu na nią spadła.
Liczyło się, że teraz własnoręcznie zabiła, co prawda tylko zwierzę, ale jednak
czerpała z tego korzyści. Jakby tego było mało, wszystko w niej aż
krzyczało, że następnym razem na miejscu łosia mogło znaleźć się coś innego…
Albo raczej
ktoś inny.
Na samą
myśl robiło jej się niedobrze. Cofnęła się o krok, jednocześnie nerwowo
zaciskając powieki, jakby w ten sposób mogła powtrzymać cisnące się do
oczu łzy. Wciąż napięte ciało pulsowało bólem, wręcz doprowadzając Leanę do
szaleństwa. Tkwiła w miejscu, chociaż wszystko w niej aż rwało się do
tego, by biec dalej. Powstrzymywała się, nie mogąc pozbyć wrażenia, że gdyby
tylko spróbowała, znów zrobiłaby coś, czego nie chciała. Już nie rozróżniała
własnych potrzeb od tych, którymi kierowało się ciało, co w coraz większym
stopniu zaczynało doprowadzać kobietę do szału. Czuła się, jakby traciła zmysły,
o ile już tego nie doszło.
Mdłości
wróciły, choć dalej nic nie wskazywało na to, by mogła się im poddać. Wręcz
przeciwnie – tak naprawdę chciała więcej, o czym świadczyło wciąż
odczuwane pieczenie w gardle. Co prawda ból nie był aż tak intensywny jak
wcześniej, ale jednak obecny i wystarczająco intensywny, żeby pojęła, że
nie zaspokoiła głodu. Więc jeden łoś to za mało, zwłaszcza że mimo
instynktownego działania, nie była w stanie działać na tyle wprawnie, by
wypić całą krew. Część wylądowała na ziemi i na niej, a to
zdecydowanie nie pomagało.
Potrząsnęła
głową, coraz bardziej spanikowana. Dobry Boże, nie chciała więcej polować –
niezależnie od tego, czego potrzebowało ciało. Nieważne czy w grę
wchodziły zwierzęta, ludzie czy może coś innego, skoro…
Nie, pomyślała z uporem, ale
protest zabrzmiał po prostu żałośnie, zwłaszcza że podświadomie wiedziała, że
ciało i tak zrobi swoje. Już zdążyła się o tym przekonać, a dowód
wciąż miała na wyciągnięcie ręki, dokładnie w miejscu, w którym
porzuciła ciało.
Zastygła w bezruchu,
nagle zdezorientowana. Czy powinna spróbować… pozbyć się tego ciała? Miała je
przenieść albo zakopać w śniegu? Wzdrygnęła się, porażona kierunkiem, w którym
nagle poszły jej myśli. Przerażenie wróciło, tak jak i poczucie
dezorientacji, kiedy kolejny raz dotarło do niej, że tak naprawdę nie
wiedziała, co robić.
Ten świat
zaczynał ją przerażać. Może i żyła, ale zdecydowanie nie w sposób, którego
mogłaby oczekiwać. Gdyby miała wyobrazić sobie piekło, mogłoby wyglądać
chociażby tak – pełne strachu, braku kontroli i samotności, bo tak
naprawdę nie miała nikogo, kto pomógłby jej się w tym wszystkim odnaleźć.
Kolejny raz ją porzucono, dokładnie w ten sam sposób, jak zrobiła to
wcześniej Beatrycze. Znów się bała, mając wrażenie, że w każdej chwili
mogło wydarzyć się coś niedobrego, a jakby tego było mało, do tego wszystkiego
została potworem.
Zniecierpliwionym
ruchem otarła łzy z twarzy. Bestie czuły? Ona na pewno. Znów uderzyło ją
to, jak bardzo ludzka się czuła. I tamta kobieta… Ona również zachowywała
się jak człowiek. Nawet emocje, które wywoływał w niej Gabriel, były po prostu
normalne. Gdyby nie to że pragnęła krwi, a teraz odkryła, jak łatwe mogło
okazać się zabijanie, może uwierzyłaby, że kwestia wampiryzmu tak naprawdę nie
ma znaczenia.
A ma…?
Nie potrafiła
wprost tego stwierdzić.
– Renesmee…
Omal nie
wyszła z siebie ze zdenerwowania. Podskoczyła i okręciła się na pięcie,
natychmiast zwracając w stronę, z której dochodził głos. Nie miała
pojęcia jakim cudem nie wychwyciła czyjegokolwiek nadejścia, zwłaszcza że wcześniej
przyszło jej to w aż nazbyt naturalny sposób.
Tym
bardziej zaskoczył ją widok obserwującego ją spomiędzy drzew, bladego jak
papier Gabriela. Stał zalewie kilkanaście metrów od niej, dosłownie przenikając
spojrzeniem skupionym, pozbawionym jakichkolwiek konkretnych emocji oczu. Leana
zamarła, kolejny raz porażona tymi nienależącymi przecież do niej uczuciami –
zwłaszcza tęsknotą, która sprawiła, że bezwiednie zrobiła krok naprzód.
Zamarła równie
nagle, co wcześniej ruszyła się z miejsca. Na dłuższą chwilę zapanowała
cisza, podczas której po prostu stali naprzeciwko siebie, wzajemnie mierząc się
wzrokiem. Coraz bardziej spanikowana, zaczęła szukać w sobie tego dziwnego
ciepła, którego już raz doświadczyła, kiedy poczuła się zagrożona. Próbowała
zrozumieć, w jaki sposób funkcjonowała moc – czymkolwiek by nie była. Nie
chciała być bezbronna – nie znowu – a jednak…
Oddech
jeszcze bardziej jej przyśpieszył, płytki i urywany. Odwróciła głowę, jako
pierwsza uciekając wzrokiem gdzieś w bok, kiedy doszła do wniosku, że nie
będzie w stanie dłużej znosić spojrzenia jego oczu. Nie chodziło tylko o sposób,
w jaki Gabriel wydawał się wpływać na to ciało, bo to jeszcze mogłaby znieść.
Bardziej istotne było to, że nagle poczuła się zagrożona, chociaż nie była w stanie
jednoznacznie stwierdzić, skąd brało się to odczucie.
Czy to
możliwe, żeby ten mężczyzna był zły za to, co zrobiła? Za zabicie zwierzęcia,
na dodatek w miejscu, gdzie nikt nie był w stanie jej zobaczyć? A może
raczej chodziło to, że go zaatakowała i uciekła? To wydawało się najbardziej
sensowne, ale Leana i tak nie mogła pozbyć się wrażenia, że chodził o coś
więcej.
Kiedy się
nad tym zastanowiła, uprzytomniła sobie, że Gabriel wyglądał na bardziej zmartwionego,
a może wręcz przerażonego tym, co miało miejsce. Nie był zły, ale zagubiony,
może nawet w tym samym stopniu, co i ona. Co więcej, próbował
zrozumieć, chociaż nie był w stanie, zwłaszcza że nie mógł wiedzieć najważniejszego.
Czuła, że
wodził wzrokiem po całej jej sylwetce. Wtedy dotarło do niej, że stała przed nim
na wpół naga, z poplątanymi włosami i umazanym krwią ubraniem. Nie
znała Renesmee, ale mogła się założyć, że tej dziewczynie nie zdarzało się to
na co dzień. Kto jak kto, ale ten mężczyzna musiał dostrzegać różnicę, tym
bardziej że musiał być dla niej kimś ważnym. Skoro ją znał, doszukanie się
jakichkolwiek odstępstw od normy jak nic było dziecinnie proste, nawet jeśli
początkowo oboje mogli udawać, że wszystko sprowadzał się do szoku i dezorientacji.
Leana skrzywiła
się, czując nieprzyjemny ucisk w gardle. Do głowy przyszła jej
irracjonalna myśl, że Gabriel wiedział, że tak naprawdę miał przed sobą kogoś
obcego. Nie miała pewności czy to możliwe, ale…
– Proszę… –
wyrwało jej się, zanim zdążyła się zastanowić.
Nie dodała
niczego więcej, zbyt oszołomiona. Rozszerzonymi oczami wpatrywała się w tego
mężczyznę, nie kryjąc przerażenia.
W chwili, w której
Gabriel ruszył się z miejsca, zamarła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz