23 sierpnia 2018

Osiemdziesiąt trzy

Leana
Wciąż trzęsła się na całym ciele, kiedy w końcu odważyła się powieść wzrokiem dookoła. Nie miała pewności czy to nadmiar emocji, czy może dająca się we znaki niska temperatura miała związek z raz po raz wstrząsającymi nią dreszczami, ale to na dłuższą metę nie było ważne. Leana zawahała się, po czym ostrożnie wsparła na rękach, próbując podnieść do pionu. Rozgrzebała zalegający na ziemi śnieg, prawie nieświadoma bijącego nań chłodu. Znów się wzdrygnęła, zanim w końcu udało jej się uchwycić pion, poza tym jednak nie ruszyła się nawet o milimetr.
Mętlik w głowie sprawiał, że miała ochotę zacząć krzyczeć. Uprzytomniła sobie, że na własne życzenie wylądowała w samym środku lasu, tak naprawdę samej sobie nie potrafiąc wytłumaczyć, co w następnej kolejności powinna zrobić. Serce wciąż tłukło jej się w piersi, uderzając tak szybko i mocno, że złapanie tchu zaczęło być dla Leany wręcz niewykonalne. Od nadmiaru emocji zaczęło jej się kręcić w głowie, ale nie czuła się tak, jakby mogła zemdleć, choć przez myśl przeszło jej, że może gdyby straciła kontakt z rzeczywistością, wszystko wróciłoby do normy.
Nie miała pojęcia, co było gorsze – to, czego doświadczyła ze strony Ciemności, czy że nagle wylądowała tutaj. Wplotła palce we włosy, nerwowo szarpiąc końcówki miedzianych loków. Dla pewności raz jeszcze sprawdziła kolor, ale nic się nie zmieniło. Wciąż tkwiła w nieswoim ciele, zagubiona i tak bardzo oszołomiona, że nagle zwątpiła w to, czy w ogóle wciąż jeszcze miała szansę na uporządkowanie tego, co się działo.
Nerwowo obejrzała się przez ramię, chcąc upewnić się, że wciąż była sama. Jedynie rozgrzebany śnieg pokazał jej, skąd przyszła, zwłaszcza że w obcym lesie łatwo było stracić orientację w terenie. Z drugiej strony, to ciało wydawało się żyć własnym życiem, reagując w sposób, który był dla Leany obcy. Wystarczyło pomyśleć o sposobie, w jaki potraktowała o tamtym mężczyźnie. Do tej pory na samo wspomnienie o Gabrielu robiło jej się gorąco, zaś gdy przypominała sobie, że tak po prostu go zaatakowała – cokolwiek miałoby to oznaczać – chciało jej się płakać. Wzdrygnęła się, niemalże siłą zmuszając do ustania w miejscu, zamiast zawrócić i spróbować sprawdzić, czy przypadkiem nie zrobiła mężczyźnie krzywdy.
Objęła się ramionami, pocierając pokryte gęsią skórką ramiona. Z wolna ruszyła przed siebie, czując się nieswoją z myślą o tym, że miałaby się zatrzymać. Było jej zimno, co powoli zaczynało do kobiety docierać, w miarę jak szok zaczął ustępować, ale nie odczuwała tego aż tak intensywnie, jak spodziewała się po wyostrzonych zmysłach. Jakby nie patrzeć, jakimś cudem wylądowała w ciele kogoś, kto mimo wszystko nie był człowiekiem – nie w pełni. Możliwe, że w takim wypadku Renesmee pozostawała dość odporna na temperaturę.
Z powątpiewaniem spojrzała na ślady stóp, które zostawiała na śniegu i które jak na dłoni wskazywały kierunek, w którym podążała. Powinna je zacierać? Nawet jeśli, nagle zwątpiła w to, czy miałoby to jakąkolwiek szansę ją ochronić. Uprzytomniła sobie, że sama największą uwagę poświęcała zapachom, jakby dzięki samym tylko woniom mogła rozpoznać, czy ktoś znajdował się w pobliżu. Możliwe, że właśnie tak było, choć nie miała okazji tego sprawdzać. Z drugiej strony, kierowanie się bodźcami, które podsuwały jej zmysły, wydawało się dość sensowne i – co ważniejsze – przychodziło Leanie dość naturalnie.
Jak zwierzęta.
Skrzywiła się na samą myśl. Trudno było jej jednoznacznie stwierdzić, co powinna sądzić o wampirach. Na samą myśl o tych istotach czuła narastające przerażenie, ale nie mogła zaprzeczyć, że tamta kobieta z domu zachowywała się nader ludzko. Jasne, sądziła, że miała przed sobą córkę, ale to w gruncie rzeczy niczego nie zmieniało. Przeciwnie, bo już samo to, że wampirzyca mogłaby darzyć kogokolwiek w pełni człowieczymi uczuciami, wydało się Leanie dość wymowne. Prawda była taka, że nie przypominała sobie, kiedy ostatnim razem Ariadna potraktowała ją aż tak czule, naprawdę się troszcząc, a to…
W pośpiechu odrzuciła od siebie tę myśl. Czego jak czego, ale tego tematu zdecydowanie nie chciała rozpamiętywać. To zmęczenie. Zdecydowanie tak, pomyślała z uporem, ale mimo usilnych starań nie była w stanie uwierzyć we własne kłamstwo. Tak naprawdę wszystko sprowadzało się do tego, że takie odkrycie bolało – spojrzenie na kogoś, kogo pragnęła mieć za potwora i dojście do wniosku, że mógłby być w pełni ludzki. Te złociste tęczówki też coś oznaczały, choć jak przez mgłę pamiętała co. Nie miała nawet pewności, czy Beatrycze zająknęła się choć słowo na ten temat.
Leana szła przed siebie, coraz bardziej znużona. Z opóźnieniem uprzytomniła sobie, że podświadomie czegoś szukała – nasłuchiwała i węszyła, choć w normalnym wypadku uznałaby takie zachowanie za co najmniej niedorzeczne. A jednak musiała pogodzić się z tym, że w grę mógłby chodzić instynkt. Chyba właśnie tak to się nazywało, choć i tego nie była aż tak pewna.
Westchnęła cicho. Chciała tego czy nie, musiała przyznać przed samą sobą, że zachowywała się trochę jak zwierzę. Skradła się, a przynajmniej próbowała, choć wszystko sprowadzało się do oddania pełnej kontroli ciału. Podszepty intuicji były tym, czego zdecydował się słuchać. Działała trochę jak automat, przesadnie skupiona na każdym kolejnym kroku czy choćby na najbardziej subtelnym ruchu. Tak było prościej, zwłaszcza że nie musiała myśleć. Po prostu działała, co ostatecznie pomogło się kobiecie rozluźnić.
Uprzytomniła sobie, że wcale nie czuła się przerażona tym, że mogłaby się zgubić w zupełnie obcym lesie. Wręcz przeciwnie – szła dość pewnie, gotowa przysiąc, że gdyby musiała, bez trudu wróciłaby po własnych śladach. Wystarczyło, żeby zdecydowała się zawrócić, ale zdecydowanie nie miała tego w planach. W jakimś stopniu wciąż uciekała, a przynajmniej w ten sposób myślała o palącej potrzebie, żeby znaleźć się jak najdalej.
Co robić? Czego tak naprawdę chcesz…?
Nie potrafiła znaleźć na to odpowiedzi. A jednak to jedno pytanie wracało raz po raz, prawie jak bumerang, przez co nie mogła się go pozbyć. Czuła, że powinna przynajmniej spróbować poszukać odpowiedzi, ale coś w tej konieczności ją przerażało. Wtedy musiałaby przyznać, że wylądowała w samym środku sytuacji, która ją przerastała, a na to za żadne skarby nie chciała sobie pozwolić.
Chciała być silna. Nade wszystko pragnęła poczuć się właśnie w ten sposób. Próbowała przekonać samą siebie, że nie ma powodów do obaw; w końcu miała szansę sobie poradzić, zwłaszcza z ciałem, które w niczym nie przypominało tego ludzkiego. Pamiętała, co zrobiła, kiedy ot tak odepchnęła od siebie Gabriela, nawet nie musząc go przy tym dotykać. I choć samo doświadczenie wydało jej się początkowo przerażające, kiedy emocje opadły, zaczęła doceniać poczucie kontroli, które przez moment poczuła.
Zupełnie jakby nie musiała się bać. Cokolwiek to było, mogło pomóc jej się obronić.
Mętlik w głowie wciąż był uciążliwy, ale nie aż tak bardzo jak wcześniej. Pomyślała, że najwyraźniej do tego również dało się przyzwyczaić, a może tak naprawdę wszystko sprowadzało się do świadomości, że już nie była aż taka krucha. A może do ciała, które najwyraźniej było silniejsze i bardziej wytrzymałe niż sama Leana. W jednej chwili zapragnęła garściami czerpać z tej siły i pewności siebie, których zawsze tak bardzo jej brakowało. W efekcie choć na moment wszystko stało się łatwiejsze, nawet jeśli w żaden sposób nie rozwiązywało dręczących ją problemów.
Potrzebowała planu, ale to wcale nie było takie proste. Nie miała pojęcia gdzie jest, ani tym bardziej w którą stronę powinna się udać. Mogła co najwyżej biec, zaskoczona tym, że mimo pozostawania w ruchu nie tylko utrzymywała stałe tempo, ale nie czuła aż tak wielkiego zmęczenia. Jedynym, co niezmiennie dawało się jej we znaki, nie ustępując nawet na moment, było wciąż odczuwane palenie w gardle, ale o tym próbowała nie myśleć. Chciała wierzyć, że to nic znaczącego – coś, o czym spokojnie mogłaby zapomnieć. Zresztą wszystko zdawało się lepsze od bólu, który sprawiła jej Ciemność.
A jednak to właśnie pieczenie w gardle mimo wszystko wysunęło się na pierwszy plan. Zanim Leana zdążyła się nad tym zastanowić, przebiegła spory kawałek, wcale nie podążając aż tak na oślep, jak początkowo jej się wydawało. To, że miała cel, dotarło o niej z opóźnieniem, dodatkowo na moment wytrącając z równowagi. Niewiele brakowało, by z wrażenia potknęła się o własne nogi, jednak prawie natychmiast uchwyciła pion.
Nieustające palenie. I kuszący słodki zapach, który…
Jęknęła cicho, nagle pragnąc zaprotestować. Spróbowała się zatrzymać, ale z jakiegoś powodu wciąż biegła dalej, z uporem podążając przed siebie. Kontrola, którą początkowo sama z siebie oddała ciału, zniknęła bezpowrotnie, nie dając Leanie szans na samodzielne podjęcie jakiejkolwiek decyzji. To nie ona zadecydowała o kierunku, w którym pod wpływem impulsu zdecydowała się zwrócić. Nie ona nade wszystko pragnęła dotrzeć do źródła zapachu, który momentalnie przysłonił wszystko inne, sprawiając, że już nie była w stanie skoncentrować się na niczym – a już zwłaszcza zdrowym rozsądku.
Nie ona…
Wszystko działo się bardzo szybko i z jej perspektywy przypominało sen. Nagle po prostu wiedziała, co robić, a może raczej właściwszym określeniem byłoby, że to ciało rozumiało, w jaki sposób powinno się zachować. Wciąż poruszając się z zawrotną prędkością, która w najmniejszym stopniu nie wiązała się ze zdolnościami jakiegokolwiek człowieka, błyskawicznie wypadła spomiędzy drzew. Zaraz po tym – bez choćby chwili wahania i zastanowienia nad tym, co w ogóle planowała zrobić – błyskawicznie rzuciła się przed siebie, z impetem wpadając na pokaźnych rozmiarów obce ciało.
Gdyby miała obserwować samą siebie z boku, w życiu nie uwierzyłaby, że ktoś tak drobny i pozornie kruchy zmógłby z taką łatwością powalić dorosłego, szykującego się do ucieczki łosia. A jednak wystarczyła zaledwie krótka chwila, by zwierzę wylądowało na zamarzniętej ziemi, rycząc, wierzgając i próbując ją z siebie zrzucić. Leana po raz kolejny zareagowała w całkowicie instynktowny sposób, doskonale wiedząc, w jaki sposób chwycić zwierzę za szyję, by bez większych przeszkód przetrącić mu kark. Usłyszała satysfakcjonujący trzask i w tej samej chwili ruchy ustały, a dookoła zapanowała jakże upragniona cisza. Zaraz po tym – wciąż nad sobą nie panując i działając jak automat – Leana bezceremonialnie wgryzła się w odsłoniętą szyję, za pierwszym razem wgryzając wprost w pulsującą pod skórą żyłę.
Słodycz zalała jej gardło, dosłownie eksplodując w ustach. Niecierpliwym ruchem odgarnęła loki, by nie wpadały do oczu, po czym mocnej przywarła do rany, nie chcąc uronić chociażby kropelki posoki. Piła łapczywie, bo choć smak był znajomy i nie robił na ciele szczególnego wrażenia, Leanę wręcz poraziła towarzysząca polowaniu mieszanka emocji. Podekscytowanie mieszało się z pragnieniami, których nie zaznaczała nigdy wcześniej i których zdecydowanie nie spodziewałaby się akurat w tej sytuacji.
Nie miała pewności jak długo to trwało. To mogły być minuty albo cała wieczność, zanim otrząsnęła się na tyle, by odzyskać nad sobą panowanie. Prawda uderzyła w Leanę z siłą rozpędzonego pociągu, wytrącając z równowagi bardziej niż cokolwiek innego. Aż zachłysnęła się powietrzem, jednocześnie ze wstrętem odrzucając od siebie truchło i w popłochu odsuwając na bezpieczną odległość. Rozszerzonymi oczyma spojrzała na czerwieniejące na ziemi plamy, tym wyraźniejsze na zalegającym dookoła śniegu. Objęła się ramionami, wzdrygając, gdy zauważyła, że również materiał koszuli nocnej, którą miała na sobie, był cały w posoce.
Zdławiony jęk wyrwał się z jej gardła. Żołądek jak na zawołanie zaczął jej się skręcać, ale nie była w stanie zwymiotować. Pochyliła się do przodu, wspierając obiema dłońmi o ziemię i niemalże czekając na moment, w którym mogłaby zwrócić dopiero co wypitą krew, ale nic podobnego nie miało miejsca. Prawda była taka, że – niezależnie od tego jak bardzo przerażona by nie była – zarówno zabicie zwierzęcia, jak i pożywienie się jego posoką, było dla niej czymś niemalże normalnym. Zrobiła to i w jakimś stopniu czuła się z tym dobrze, chociaż to zdecydowanie nie powinno mieć miejsca.
Panika chwyciła ją za gardło, intensywniejsza niż do tej pory. Poderwała się na równe nogi, próbując trzymać się jak najdalej od zwierzęcego truchła. Dłoń przycisnęła do ust, po chwili ocierając je i w oszołomieniu spoglądając na czerwone smugi na skórze. Jakby tego było mało, nagle poczuła, że ma ochotę je zlizać – cokolwiek, byleby poczuć znów smak krwi w ustach. Wciąż czuła nie tylko słodycz na języku, ale również krążące po całym ciele ciepło, niosące ze sobą zadziwiające pokłady energii. Czuła się lepiej, bardziej świadoma nie tylko wyostrzonych zmysłów, ale również możliwości ciała, które jakimś cudem przyszło jej pojąć.
Oddychała szybko i płytko, bezskutecznie próbując się uspokoić. O mój Boże. O mój…, zaczęła powtarzać w myślach niczym mantrę, choć tak naprawdę wątpiła w to, by ktokolwiek nad nią czuwał. Dlaczego miałby, zwłaszcza biorąc pod uwagę to, kim się stała? Już nie chodziło tylko o to, co powinna bądź nie, skoro przejęła cudze ciało. Mogła tylko zgadywać, co połączyło ją z Renesmee – przypadek czy może rodzaj kary, która z jakiegoś powodu na nią spadła. Liczyło się, że teraz własnoręcznie zabiła, co prawda tylko zwierzę, ale jednak czerpała z tego korzyści. Jakby tego było mało, wszystko w niej aż krzyczało, że następnym razem na miejscu łosia mogło znaleźć się coś innego…
Albo raczej ktoś inny.
Na samą myśl robiło jej się niedobrze. Cofnęła się o krok, jednocześnie nerwowo zaciskając powieki, jakby w ten sposób mogła powtrzymać cisnące się do oczu łzy. Wciąż napięte ciało pulsowało bólem, wręcz doprowadzając Leanę do szaleństwa. Tkwiła w miejscu, chociaż wszystko w niej aż rwało się do tego, by biec dalej. Powstrzymywała się, nie mogąc pozbyć wrażenia, że gdyby tylko spróbowała, znów zrobiłaby coś, czego nie chciała. Już nie rozróżniała własnych potrzeb od tych, którymi kierowało się ciało, co w coraz większym stopniu zaczynało doprowadzać kobietę do szału. Czuła się, jakby traciła zmysły, o ile już tego nie doszło.
Mdłości wróciły, choć dalej nic nie wskazywało na to, by mogła się im poddać. Wręcz przeciwnie – tak naprawdę chciała więcej, o czym świadczyło wciąż odczuwane pieczenie w gardle. Co prawda ból nie był aż tak intensywny jak wcześniej, ale jednak obecny i wystarczająco intensywny, żeby pojęła, że nie zaspokoiła głodu. Więc jeden łoś to za mało, zwłaszcza że mimo instynktownego działania, nie była w stanie działać na tyle wprawnie, by wypić całą krew. Część wylądowała na ziemi i na niej, a to zdecydowanie nie pomagało.
Potrząsnęła głową, coraz bardziej spanikowana. Dobry Boże, nie chciała więcej polować – niezależnie od tego, czego potrzebowało ciało. Nieważne czy w grę wchodziły zwierzęta, ludzie czy może coś innego, skoro…
Nie, pomyślała z uporem, ale protest zabrzmiał po prostu żałośnie, zwłaszcza że podświadomie wiedziała, że ciało i tak zrobi swoje. Już zdążyła się o tym przekonać, a dowód wciąż miała na wyciągnięcie ręki, dokładnie w miejscu, w którym porzuciła ciało.
Zastygła w bezruchu, nagle zdezorientowana. Czy powinna spróbować… pozbyć się tego ciała? Miała je przenieść albo zakopać w śniegu? Wzdrygnęła się, porażona kierunkiem, w którym nagle poszły jej myśli. Przerażenie wróciło, tak jak i poczucie dezorientacji, kiedy kolejny raz dotarło do niej, że tak naprawdę nie wiedziała, co robić.
Ten świat zaczynał ją przerażać. Może i żyła, ale zdecydowanie nie w sposób, którego mogłaby oczekiwać. Gdyby miała wyobrazić sobie piekło, mogłoby wyglądać chociażby tak – pełne strachu, braku kontroli i samotności, bo tak naprawdę nie miała nikogo, kto pomógłby jej się w tym wszystkim odnaleźć. Kolejny raz ją porzucono, dokładnie w ten sam sposób, jak zrobiła to wcześniej Beatrycze. Znów się bała, mając wrażenie, że w każdej chwili mogło wydarzyć się coś niedobrego, a jakby tego było mało, do tego wszystkiego została potworem.
Zniecierpliwionym ruchem otarła łzy z twarzy. Bestie czuły? Ona na pewno. Znów uderzyło ją to, jak bardzo ludzka się czuła. I tamta kobieta… Ona również zachowywała się jak człowiek. Nawet emocje, które wywoływał w niej Gabriel, były po prostu normalne. Gdyby nie to że pragnęła krwi, a teraz odkryła, jak łatwe mogło okazać się zabijanie, może uwierzyłaby, że kwestia wampiryzmu tak naprawdę nie ma znaczenia.
A ma…?
Nie potrafiła wprost tego stwierdzić.
– Renesmee…
Omal nie wyszła z siebie ze zdenerwowania. Podskoczyła i okręciła się na pięcie, natychmiast zwracając w stronę, z której dochodził głos. Nie miała pojęcia jakim cudem nie wychwyciła czyjegokolwiek nadejścia, zwłaszcza że wcześniej przyszło jej to w aż nazbyt naturalny sposób.
Tym bardziej zaskoczył ją widok obserwującego ją spomiędzy drzew, bladego jak papier Gabriela. Stał zalewie kilkanaście metrów od niej, dosłownie przenikając spojrzeniem skupionym, pozbawionym jakichkolwiek konkretnych emocji oczu. Leana zamarła, kolejny raz porażona tymi nienależącymi przecież do niej uczuciami – zwłaszcza tęsknotą, która sprawiła, że bezwiednie zrobiła krok naprzód.
Zamarła równie nagle, co wcześniej ruszyła się z miejsca. Na dłuższą chwilę zapanowała cisza, podczas której po prostu stali naprzeciwko siebie, wzajemnie mierząc się wzrokiem. Coraz bardziej spanikowana, zaczęła szukać w sobie tego dziwnego ciepła, którego już raz doświadczyła, kiedy poczuła się zagrożona. Próbowała zrozumieć, w jaki sposób funkcjonowała moc – czymkolwiek by nie była. Nie chciała być bezbronna – nie znowu – a jednak…
Oddech jeszcze bardziej jej przyśpieszył, płytki i urywany. Odwróciła głowę, jako pierwsza uciekając wzrokiem gdzieś w bok, kiedy doszła do wniosku, że nie będzie w stanie dłużej znosić spojrzenia jego oczu. Nie chodziło tylko o sposób, w jaki Gabriel wydawał się wpływać na to ciało, bo to jeszcze mogłaby znieść. Bardziej istotne było to, że nagle poczuła się zagrożona, chociaż nie była w stanie jednoznacznie stwierdzić, skąd brało się to odczucie.
Czy to możliwe, żeby ten mężczyzna był zły za to, co zrobiła? Za zabicie zwierzęcia, na dodatek w miejscu, gdzie nikt nie był w stanie jej zobaczyć? A może raczej chodziło to, że go zaatakowała i uciekła? To wydawało się najbardziej sensowne, ale Leana i tak nie mogła pozbyć się wrażenia, że chodził o coś więcej.
Kiedy się nad tym zastanowiła, uprzytomniła sobie, że Gabriel wyglądał na bardziej zmartwionego, a może wręcz przerażonego tym, co miało miejsce. Nie był zły, ale zagubiony, może nawet w tym samym stopniu, co i ona. Co więcej, próbował zrozumieć, chociaż nie był w stanie, zwłaszcza że nie mógł wiedzieć najważniejszego.
Czuła, że wodził wzrokiem po całej jej sylwetce. Wtedy dotarło do niej, że stała przed nim na wpół naga, z poplątanymi włosami i umazanym krwią ubraniem. Nie znała Renesmee, ale mogła się założyć, że tej dziewczynie nie zdarzało się to na co dzień. Kto jak kto, ale ten mężczyzna musiał dostrzegać różnicę, tym bardziej że musiał być dla niej kimś ważnym. Skoro ją znał, doszukanie się jakichkolwiek odstępstw od normy jak nic było dziecinnie proste, nawet jeśli początkowo oboje mogli udawać, że wszystko sprowadzał się do szoku i dezorientacji.
Leana skrzywiła się, czując nieprzyjemny ucisk w gardle. Do głowy przyszła jej irracjonalna myśl, że Gabriel wiedział, że tak naprawdę miał przed sobą kogoś obcego. Nie miała pewności czy to możliwe, ale…
– Proszę… – wyrwało jej się, zanim zdążyła się zastanowić.
Nie dodała niczego więcej, zbyt oszołomiona. Rozszerzonymi oczami wpatrywała się w tego mężczyznę, nie kryjąc przerażenia.
W chwili, w której Gabriel ruszył się z miejsca, zamarła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa