7 lipca 2018

Trzydzieści sześć

Claire

Wiedziała, że to nie będzie proste. Przez całą drogę siedziała jak na szpilkach, usiłując nie myśleć. Bezmyślnie wpatrywał się w przemykające za oknem drzewa, próbując skupić się na umykającym krajobrazie. Pragnęła zamknąć oczy i spróbować zasnąć, ale była zbyt podenerwowana, żeby sobie na to pozwolić. Zresztą jakaś jej cząstka zbyt mocno obawiała się tego, co mogłoby się wydarzyć, gdyby jednak odpłynęła.
Nie chciała myśleć o słowach odbicia i… Cóż, w zasadzie wszystkim. Wolała nie zastanawiać się nad tym, co czekało ją podczas nadchodzącej rozmowy, chociaż zarazem nie wyobrażała sobie, że miałaby się wycofać. Była coś winna Sethowi i jego rodzinie, i tego zamierzała się czekać.
Bella i Edward milczeli, ale to było jej na rękę. Jeśli już rozmawiali, to między sobą, najzwyczajniej w świecie ją ignorując. Przynajmniej chciała, żeby tak było, kuląc się na tylnym siedzeniu i próbując udawać, że nie istniej.
– Tylko co powiedzieć Charliemu? – doszedł ją niepewny głos Belli i to wystarczyło, by chcąc nie chcąc skupiła się na słowie wampirzycy. – Sue mogę cokolwiek wytłumaczyć, ale mój ojciec…
– Powiemy, że to jedna z tych rzeczy, których nie powinien wiedzieć – zasugerował Edward, ale nie brzmiał na przekonanego.
Jego żona również, bo w odpowiedzi z niedowierzaniem potrząsnęła głową.
– Nie sądzę, żeby tym razem to zadziałało – przyznała, wyraźnie zmartwiona. – Mieli się pobrać. To… poniekąd tak, jakby stracił syna.
W tamtej chwili Claire zapragnęła zakryć uszy dłońmi, byleby nie musieć ich dalej słuchać. Coś nieprzyjemnie ścisnęło ją w gardle, więc przełknęła z trudem, próbując nad tym zapanować. Ciaśniej objęła się ramionami, kuląc się na swoim miejscu nie tyle z zimna, co przez nadmiar niechcianych emocji.
Zamknęła oczy. To nie moja wina, prawda? Seth by tego nie chciał…, pomyślała, mimowolnie nawiązując do słów  odbicia, jednak z jakiegoś powodu nie potrafiła ot tak w nie uwierzyć.
To wszystko było zbyt skomplikowane.
Musiała jednak przysnąć, a przynajmniej tak jej się wydawało. Fakt faktem, że nie zapamiętałą niczego więcej z drogi do rezerwatu. Wszystko wlało się w jedno – ciche rozmowy, hałas pracującego silnika i wrażenie, że w każdej chwili jednak mogłaby wpaść w panikę. Przynajmniej nie myślała, choć być może powinna, zwłaszcza że nie jechała tam tylko po to, żeby milczeć. Wiedziała, że powinna coś powiedzieć, a jednak nie potrafiła sobie wyobrazić nawet tego, że miałaby spojrzeć Sue w twarz.
Ile tak naprawdę powinna powiedzieć? Bella martwiła się ojcem, co zresztą nie wydało się dziewczynie dziwne. Wiedziała, że Cullenowie zawarli z Charliem dość dziwny, ryzykowny układ. Przez lata mówili mu tyle, ile potrzebował, nigdy nie wchodząc w szczegóły. Od Setha wiedziała, że wiedział o zmiennokształtnych i tym, że świat wcale nie był taki prosty, jak mogłoby się wydawać. Że w mroku czaiło się coś więcej i że to miało związek również z jego rodziną. Co więcej, akceptował to, byleby tylko zatrzymać przy sobie tych, którzy mieli dla niego znaczenie.
Nie wyobrażała sobie, jak trudne musiało być to dla kogoś, kto wiedział tak niewiele. Skoro w pełni świadoma tego, co miało miejsce, wciąż szukała odpowiedzi na pytanie „dlaczego”, co dopiero miałby powiedzieć Charlie? O Sue i Lei nie wspominając. Ona sama niewiele lepiej czuła się po rozmowie z Claudia. Chociaż teraz przynajmniej pojmowała działanie wampirzycy, nie mogła z nimi się z tym powierzyć. W zasadzie szczerze wątpiła, by ktokolwiek poczuł się lepiej z informacją, że śmierć Setha była jednym wielkim nieporozumieniem – i że wszystko w istocie sprowadzało się do niej. Claudia nie powiedziała tego wprost, ale tamtego wieczoru chciała chronić nie tylko siebie.
– Claire?
Wzdrygnęła się, skutecznie wyrwana z letargu. Z opóźnieniem spojrzała na rodziców Renesmee, przy okazji uświadamiając sobie, że samochód stanął. Nie słyszała pracującego silnika i to wystarczyło, żeby uprzytomniła sobie, że to nie był chwilowy postój.
Jeden rzut oka na dom, przed którym zaparkowano auto, rozwiał jakiekolwiek wątpliwości, przy okazji sprawiając, że serce Claire prawie że stanęło.
– Na pewno chcesz iść? – zapytała z wahaniem Bella.
Dziewczyna zdołała jedynie skinąć głową. Zaraz po tym w pośpiechu spróbowała otworzyć drzwiczki po swojej stronie, by móc wysiąść. Działała jak automat, prawie nieświadoma tego, że się trzęsła i że już na wstępie uderzyło w nią chłodne, zimowe powietrze. Bez słowa ruszyła w stronę domu, nerwowo zaciskając dłonie w pieści i zastanawiając się czy właściwym było, by to właśnie ona zapukała.
Głośne ujadanie wdarło się w panującą ciszę. Drzwi otworzyły się samoistnie, zanim zdążyłaby ich dotknąć, co wytrąciło Claire z równowagi. Cofnęła się gwałtownie, instynktownie odskakując, kiedy tuż przed nią dosłownie wyrosła Star. Pies rzucił się w jej stronę, ale mniej energicznie niż zazwyczaj, być może pamiętając, jak bardzo stresowała się za każdym razem, gdy pokaźnych rozmiarów stworzenie zaczynało skakać.
Zamarła w bezruchu, z uwagą obserwując Star. Teraz nie było nikogo, kto mógłby ją powstrzymać, gdyby zdecydowała się zaatakować. Poniekąd Claire spodziewała się, że suka nagle skoczy w jej stronę, gotowa rzucić się do gardła komuś, kto odpowiadał za śmierć Setha. Podejrzewanie, że akurat pies mógłby wiedzieć, co się wydarzyło, brzmiało jak czyste szaleństwo, a jednak…
A potem poczuła, jak ciepłe ciało raz po raz ociera się o jej bok i poczuła się tak, jakby ktoś uderzył ją w twarz.
Star nie atakowała. Nie wyglądała nawet tak, jakby zamierzała dopominać się o wspólną zabawę albo to, by zacząć ją głaskać. W zamian zaczęła żałośnie popiskiwać, ostatecznie układając się u stóp Claire. Ułożyła pysk na łapach i nieznacznie poruszyła ogonem, jakby nie miała siły na żadna sensowniejszą reakcję. Wyglądała na smutną i to wystarczyło, by dziewczyna z miejsca zapragnęła ją pocieszyć.
Nie zastanawiała się nad tym, co robi, kiedy ostrożnie uklękła tuż obok. Chociaż jeszcze kilka tygodni temu w życiu nie zdobyłaby się na coś podobnego, w tamtej chwili bez choćby chwili wahania wyciągnęła rękę, ostrożnie wsuwając palce w miękką sierść. Ostrożnie pogłaskała Star, wciąż obawiając się tego, że ta nagle mogłaby zacząć powarkiwać i się wzbraniać, jednak nic podobnego nie miało miejsca. W zasadzie nie minęło kilka sekund, a pies poderwał się na równe nogi, by móc przesunąć się bliżej, ostatecznie układając na jej kolanach.
Claire zastygła, co najmniej zaskoczona tym, w jaki sposób nagle się poczuła. Raz po raz przeczesywała palcami miękkie futro, coraz pewniej i pewniej, zupełnie jakby w ten sposób miała być w stanie pocieszyć ocierające się o nią stworzenie. Co więcej, jakby tego było mało, przez moment miała wręcz ochotę przysiąc, że Star z równie wielkim zapałem próbowała pocieszyć ją, zupełnie jakby wiedziała, że wydarzyło się coś złego. Co prawda nieraz słyszała, że zwierzęta wyczuwały emocje – w końcu Allegra nie bez powodu sprezentowała Jocelyne kota – a jednak dopiero w tamtej chwili dotarło do niej, jak wiele musiało być w tym prawdy.
– Hej… – wychrypiała, ostrożnie obejmując Star za szyję.
W tamtej chwili nie czuła strachu. Nie przeszkadzało jej to, że suczka była duża i ciężka. Wręcz przeciwnie – Claire nagle doszła do wniosku, że to korzystne. Mocniej przygarnęła do siebie pokaźnych rozmiarów ciało, wtulając twarz w miękką sierść i wdychając znajomy zapach. Pod powiekami jak na zawołanie poczuła pieczenie, ale nie zwróciła na to większej uwagi, w zamian po prostu pozwalając łzom płynąć.
Przez krótką chwilę czuła się spokojna. Ciepło Star miało w sobie coś kojącego, zresztą jak i świadomość, że jednak był ktoś, kto cierpiał równie mocno, co i ona. Pies jej nie obwiniał, trwając obok i starając się ją pocieszyć, a to…
– Wynoś się stąd! Wynoś się…!
Krzyk Lei brutalnie wdarł się w panującą ciszę. Claire gwałtownie zaczerpnęła powietrza do płuc, podrywając głowę akurat w momencie, w którym zapłakana dziewczyna pojawiła się w zasięgu jej wzroku. Chociaż miała na sobie wyłącznie cienką, prostą sukienkę, wypadła przed dom, obojętna na panujący na zewnątrz chłód. Drżała i to było widać nawet z odległości, kiedy zaś szybkim krokiem ruszyła w stronę Claire, pół-wampirzyca machinalnie napięła mięśnie, przez dłuższą chwilę świadoma wyłącznie podsuwanego jej przez zdrowy rozsądek zagrożenia.
Serce momentalnie podeszło Claire dziewczynie do gardła. Wyprostowała się, wciąż mocno tuląc do siebie Star, zupełnie jakby pies był tarczą, którą w każdej chwili mogła się osłonić. Instynkt zrobił swoje, przez co chcąc nie chcąc spojrzała na Leę jak na kogoś, kto byłby w stanie ją skrzywdzić. Miała przed sobą zagniewaną wilczycę, na dodatek bliską przemiany, a to zdecydowanie nie wróżyło dobrze.
– Leah… – zaczęła niepewnie, ale w ten sposób tylko bardziej rozwścieczyła stojącą przed nią Indiankę.
– WON! – huknęła Leah.
– Leah, przestań!
Nie miała pojęcia, co bardziej ją zaskoczyło – glos Camerona czy może to, że w odpowiedzi na jego słowa kobieta nagle zastygła w bezruchu, zupełnie jakby nagle zderzyła się z niewidzialną ścianą. Gwałtownie odwróciła się w stronę drzwi wejściowych, załzawionymi oczami spoglądając na stojącego w progu wampira. Znów zadrżała, wyglądając przy tym trochę tak, jakby wahała się, komu pierwszemu powinna skoczyć do gardła – wpojeniu brata czy może jednak osobie, która mała czelność ją powstrzymywać.
Gdzieś w głębi domu mignęła drobna sylwetka Sue, ale Claire nie była w stanie się na niej skoncentrować. Albo raczej nie miała odwagi. Drżąc, bardziej stanowczo przytuliła do siebie Star, przez moment mając wrażenie, że wyłącznie bliskość psa pozwalała jej powstrzymać się przed zrobieniem czegoś wyjątkowo głupiego.
Nie miała pojęcia, co myśleć o obecności kuzyna w tym miejscu. Uświadomiła sobie, że w istocie nie widziała, by wrócił wraz z Laylą i Rufusem, ale wtedy uznała, że musiał pojechać do domu Cullenów. Mogła tylko zgadywać, co tutaj robił, przez co tym bardziej zszokował ją moment, w którym wampir bez wahania doskoczył do roztrzęsionej Lei, bezceremonialnie ujmując twarz dziewczyny w obie dłonie i zmuszając do spojrzenia sobie w oczy.
– Hej… Hej, już dobrze – wyrzucił w pośpiechu. – Leah, proszę. Już dobrze…
– Co jest dobrze?! – przerwała mu. Zaraz po tym dosłownie rzuciła się na niego z pięściami, choć to i tak było lepsze, niż gdyby nagle przemieniła się w wilka. – Nie pierdol mi tutaj!
Z siłą uderzyła go w tors. Spróbowała go odepchnąć i nawet udało jej się sprawić, że wampir cofnął się o krok, by utrzymać równowagę, ale nic nie wskazywało na to, by faktycznie zamierzał odejść. Gdy Leah po raz kolejny rzuciła się na niego z pięściami, w pośpiechu chwycił ją za nadgarstki, stanowczo unieruchamiając jej ręce. W żaden sposób nie zareagował na to, że zaczęła mu się wyrywać, klnąc przy tym na czym świat stoi.
Cameron westchnął cicho, po czym wymownie spojrzał na zszokowane towarzystwo.
– Zły moment – rzucił bezgłośnie, jednak również to nie umknęło uwadze zagniewanej zmiennokształtnej.
Nie czekała, aż ktokolwiek zdąży zareagować. Szarpnęła się raz jeszcze, tym razem będąc w stanie oswobodzić ręce. Dysząc ciężko, zastygła w bezruchu, rozszerzonymi do granic możliwości oczami wpatrując w Cammy’ego. Oddychała szybko i płytko, próbując hamować łzy, ale przychodziło jej to – najdelikatniej rzecz ujmując – marnie.
– Ty… Ty znów mieszasz mi w głowie! – zarzuciła mu. – Ty znów…
– Ani trochę – zapewnił pośpiesznie Cameron. – Ale musisz się…
– Nic nie muszę!
Odskoczyła na bezpieczną odległość, zupełnie jakby sądziła, że stanie zbyt blisko Cammy’ego mogłoby wyrządzić jej krzywdę. Czujnie powiodła wzrokiem dookoła, jakby szukając wsparcia. Jej spojrzenie po raz kolejny powędrowało ku Claire, a grymas jak na zawołanie wykrzywił już i tak nienaturalnie bladą twarz.
Nagła cisza miała w sobie coś przytłaczającego. Przez dłuższą chwilę było słychać wyłącznie przyśpieszony oddech Lei i ciche dyszenie wciąż leżącej na kolanach Claire Star. Dziewczyna nabrała nawet nadziei na to, że burza ustąpiła, przynajmniej częściowo, nim jednak zdążyła zastanowić się nad tym, co powiedzieć, siostra Setha odezwała się ponownie.
– Jesteś zadowolona? – zapytała tak cicho, że gdyby nie wyostrzone zmysły, nikt nie byłby w stanie jej zrozumieć. – Tego chciałaś?
– Leah…
– Tego chciałaś?! – powtórzyła, momentalnie podnosząc głos. Wbiła spojrzenie w klęczącą na ziemi Claire, ale wydawała się jej nie widzieć. – Wszystko z twojego powodu, prawda? Latał za tobą jak ten debil, a teraz…
Urwała, wyraźnie mając problem z tym, żeby złapać oddech. Gniewnym ruchem otarła twarz, próbując zapanować nad łzami, ale prawie natychmiast pojawiły się nowe. Stała i płakała, trzęsąc się przy tym tak bardzo, jakby w każdej chwili mogła rozpaść się na kawałeczki, co zwłaszcza w przypadku istoty zmiennokształtnej wydawało się czymś prawdopodobnym.
– Wejdźmy do środka – odezwał się pojednawczym tonem Edward. – Chcieliśmy porozmawiać i…
– Teraz?! – Leah błyskawicznie zwróciła się w stronę wampira. – To ma być jakiś żart?! Gdzie byliście, kiedy on…?
– Leah.
Dziewczyna zamilkła, kiedy do rozmowy włączył się nowy głos. Przez jej twarz jak na zawołanie przemknął cień, a oczy rozszerzyły nieznacznie w geście niedowierzania. Z wolna odwróciła się w stronę domu, by móc spojrzeć na matkę.
Sue wyglądała co najmniej marnie. Przystanęła w progu, palce nerwowo zaciskając na framudze, zupełnie jakby tylko ta pozwalała jej utrzymać się w pionie. Mimo wszystko ton i spojrzenie kobiety okazały się zadziwiająco pewne, zupełnie nie pasując do napuchniętych od płaczu oczu. Sue Clearwater była silna; może nawet silniejsza niż jakakolwiek inna kobieta, którą spotkała Claire.
– Mamo… – zaczęła buntowniczym tonem Leah, spoglądając na kobietę co najmniej tak, jakby ta ją zdradziła.
– W ten sposób donikąd nie zajdziemy – przypomniała łagodnie Sue. – Seth nigdy by nie… – Zamilkła, po czym nieznacznie potrząsnęła głową. – Zresztą wierzę w to, co powiedział Cammy. To nie była niczyja wina. Zwłaszcza Claire.
Skuliła się w odpowiedzi na te słowa, zwłaszcza że nie sądziła, by były prawdziwe – nie, skoro przez cały te czas poczucie winy dosłownie ją paliło, niezmiennie dając się jej we znaki. Leah również, przez moment wyglądając na bliską tego, by jednak się przemienić. Claire zauważyła, że Cameron nieznacznie się przesunął, stając pomiędzy nią a rozjuszoną zmiennokształtną. Chciał ją chronić i to zaskoczyło ją równie mocno, co i ciche powarkiwanie ułożonej na jej kolanach Star.
– Ach… – Leah niemalże z rozżaleniem spojrzała na stojącego przed nią wampira. – Więc to tak? Tyle, jeśli chodzi o mnie?
– O czym mówisz? – zapytał natychmiast Cammy.
– Dobrze wiesz – obruszyła się dziewczyna. Ponad ramieniem wampira spojrzała wprost na Claire. – Wybierasz ją? – zapytała wprost.
Po jej słowach zapadła wymowna, pełna napięcia cisza. Cammy poruszył się niespokojnie, wyraźnie zdezorientowany. Mimo wszystko nie ruszył się z miejsca, po chwili wahania ostrożnie wyciągając ręce ku Lei.
– Nikogo nie wybieram – oznajmił z przekonaniem. – Wystarczy, że obie cierpicie równie mocno. Nie chcę, żeby którakolwiek z was…
– Ani mi się waż porównywać mnie do niej! – weszła mu w słowo Leah. – Sam mi to powiedziałeś… Pamiętasz? „Claire nie mogła nic zrobić” – wyrecytowała, wyraźnie go przedrzeźniając. Zaraz po tym roześmiała się w całkowicie pozbawiony wesołości sposób. – Oczywiście, że Claire tam była. Kto inny, jeśli nie pijawka, sprowadziłby na mojego brata kłopoty?
– Przesadzasz – rzucił ostrzegawczym tonem Edward, ale wilczyca właściwie nie zwróciła na to uwagi. – Zresztą Seth był dorosły. A wpojenie…
– Ty chcesz mówić mi o wpojeniu? Gdybyście pilnowali swojego cholernego bękarta, nic by się nie stało, bo jej – skinęła głową ku Claire – nigdy by tutaj nie było.
– Leah!
Tym razem Claire nie była w stanie stwierdzić, kto wypowiedział imię wilczycy, próbując ją upominać. Zastygła w bezruchu, świadoma co najwyżej tego, że płakała. Nie mogła pozbyć się wrażenia, że Leah trafiła w sedno – nie tyle z Renesmee, co kwestii śmierci Setha. W gruncie rzeczy obie wiedziały to samo: że gdyby nie ona i wpojenie, chłopakowi nigdy nie stałoby się nic złego.
Spuściła wzrok. Gdzieś w pamięci zamajaczyły jej słowa odbicia, ale nie była w stanie się na nich skoncentrować. Jak mogłaby, skoro tak naprawdę nie potrafiła w nie uwierzyć…?
Leah zrobiła gwałtowny krok w jej stronę. Cammy momentalnie przemieścił się, teraz już otwarcie stając tuż przed nią, gotowy powstrzymać ewentualny atak. Wilczyca spojrzała na niego z żalem, w zamyśleniu kiwając głową, zupełnie jakby godziła się z czymś, co podejrzewała od samego początku.
– W porządku… Tak, rozumiem. – Uśmiechnęła się w pozbawiony wesołości sposób. – Skoro tak wolisz…
– To ty zmuszasz mnie do jakiegokolwiek wyboru – przypomniał – przypomniał jej wampir.
Puściła jego słowa mimo uszu.
– Star – powiedziała w zamian, nagląco spoglądając na psa. – Chodź tutaj!
Stworzenie poderwało się na równe nogi, ale bynajmniej nie po to, żeby spełnić polecenie. W zamian Star jak na zawołanie zaczęła ostrzegawczo powarkiwać, z uporem tkwiąc u boku Claire.
Leah jęknęła cicho, krzywiąc się co najmniej tak, jakby ktoś ją uderzył.
– Świetnie – wycedziła przez zaciśnięte zęby. Nawet nie próbowała kryć rozgoryczenia. – A bierz ją sobie! Durny pies.
Nie dodała niczego więcej. Nie minęła sekunda, zanim zdecydowała się szybkim krokiem ruszyć w stronę linii drzew. Nim ktokolwiek zdążył ją powstrzymać, zniknęła w gęstwinie, a po dźwięku rozrywanego materiału Claire zrozumiała, że Leah w końcu dała upust swoim emocjom, najzwyczajniej w świecie decydując się przemienić.
Dookoła zapanowała martwa cisza. Star rozluźniła się i zaskomlała cicho, na powrót układając się a kolanach swojej nowej pani. Przestała popiskiwać dopiero w chwili, w której Claire znów wsunęła palce w jej futro, wracając do dalszego głaskania. Czuła się tak, jakby ktoś z całej siły zdzielił ją czymś ciężkim po głowie, sama niepewna, co się wydarzyło. Nie docierało to do niej – ani słowa Lei, ani Camerona, ani nic innego. W tamtej chwili równie dobrze mogłaby śnić koszmar, nawet nie próbując szukać sensu w czymś, co przecież nie miało racji bytu.
Z tym, że przecież było prawdziwe.
Wzdrygnęła się, kiedy kuzyn nagle przemieścił się, bezceremonialnie materializując tuż obok niej. Uśmiechnął się blado, ale gest nie objął jego oczu. Wyglądał na zmęczonego i to nie tylko przez wzgląd na porę, która zdecydowanie nie sprzyjała wampirom takim jak on.
– Cóż… Próbowałem – mruknął bardziej do siebie niż do niej. – Wszystko w porządku?
Nie była w stanie odpowiedzieć. Zdołała jedynie przesunąć się na tyle, by mimo obecności Star wpaść kuzynowi w ramiona. Przygarnął ją o siebie, wyraźnie niepewny, w jaki sposób powinien się zachować.
– Cammy… Przepraszam – wykrztusiła. – Ja nie…
– Nie zrobiłaś nic złego – przerwał natychmiast. – Leah jest… trudna. No i wybór – dodał z nutką goryczy – był dość oczywisty.
Zacisnęła usta. Wcześniej nie zwróciła uwagi na to, by relacje tej dwójki były jakkolwiek zżyte, ale to nie miało znaczenia. I tak poczuła się okropnie, mimo wszystko pragnąć oswobodzić się z objęć kuzyna i zacząć go przepraszać. Słodka bogini, przecież to nie w ten sposób miało wyglądać… Zdecydowanie nie tak!
Zamknęła oczy, próbując się uspokoić. Przez chwilę trwała w ciszy, mocno tuląc się do obejmującego ją wampira. Jedną ręką wciąż przeczesywała futro Star, czerpiąc z jej bliskości i próbując zignorować narastające poczucie winy. Gdyby przynajmniej wiedziała, w jaki sposób mogłaby dotrzeć do Lei…
Ostrożnie odsunęła się, dając Cameronowi do zrozumienia, że ma ją puścić.
– Ja… muszę się przejść – powiedziała cicho, próbując się podnieść. Uspokajająco pogłaskała Star, kiedy ta znów zaczęła skomleć. – Po prostu… muszę – powtórzyła drżącym głosem.
Z ulgą przyjęła fakt, że nikt nie zaprotestował, zwłaszcza że dla pewności ruszyła w stronę przeciwną do tej, w którą poszła Leah.
Wcale nie zaskoczyło jej to, że Star podreptała za nią.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa