Claire
Wiedziała, że to nie będzie
proste. Przez całą drogę siedziała jak na szpilkach, usiłując nie myśleć. Bezmyślnie
wpatrywał się w przemykające za oknem drzewa, próbując skupić się na
umykającym krajobrazie. Pragnęła zamknąć oczy i spróbować zasnąć, ale była
zbyt podenerwowana, żeby sobie na to pozwolić. Zresztą jakaś jej cząstka zbyt
mocno obawiała się tego, co mogłoby się wydarzyć, gdyby jednak odpłynęła.
Nie chciała
myśleć o słowach odbicia i… Cóż, w zasadzie wszystkim. Wolała nie
zastanawiać się nad tym, co czekało ją podczas nadchodzącej rozmowy, chociaż
zarazem nie wyobrażała sobie, że miałaby się wycofać. Była coś winna Sethowi i jego
rodzinie, i tego zamierzała się czekać.
Bella i Edward
milczeli, ale to było jej na rękę. Jeśli już rozmawiali, to między sobą,
najzwyczajniej w świecie ją ignorując. Przynajmniej chciała, żeby tak
było, kuląc się na tylnym siedzeniu i próbując udawać, że nie istniej.
– Tylko co
powiedzieć Charliemu? – doszedł ją niepewny głos Belli i to wystarczyło,
by chcąc nie chcąc skupiła się na słowie wampirzycy. – Sue mogę cokolwiek
wytłumaczyć, ale mój ojciec…
– Powiemy,
że to jedna z tych rzeczy, których nie powinien wiedzieć – zasugerował
Edward, ale nie brzmiał na przekonanego.
Jego żona
również, bo w odpowiedzi z niedowierzaniem potrząsnęła głową.
– Nie
sądzę, żeby tym razem to zadziałało – przyznała, wyraźnie zmartwiona. – Mieli
się pobrać. To… poniekąd tak, jakby stracił syna.
W tamtej
chwili Claire zapragnęła zakryć uszy dłońmi, byleby nie musieć ich dalej
słuchać. Coś nieprzyjemnie ścisnęło ją w gardle, więc przełknęła z trudem,
próbując nad tym zapanować. Ciaśniej objęła się ramionami, kuląc się na swoim
miejscu nie tyle z zimna, co przez nadmiar niechcianych emocji.
Zamknęła
oczy. To nie moja wina, prawda? Seth by tego
nie chciał…, pomyślała, mimowolnie nawiązując do słów odbicia, jednak z jakiegoś powodu nie
potrafiła ot tak w nie uwierzyć.
To wszystko
było zbyt skomplikowane.
Musiała
jednak przysnąć, a przynajmniej tak jej się wydawało. Fakt faktem, że nie
zapamiętałą niczego więcej z drogi do rezerwatu. Wszystko wlało się w jedno
– ciche rozmowy, hałas pracującego silnika i wrażenie, że w każdej
chwili jednak mogłaby wpaść w panikę. Przynajmniej nie myślała, choć być
może powinna, zwłaszcza że nie jechała tam tylko po to, żeby milczeć.
Wiedziała, że powinna coś powiedzieć, a jednak nie potrafiła sobie
wyobrazić nawet tego, że miałaby spojrzeć Sue w twarz.
Ile tak
naprawdę powinna powiedzieć? Bella martwiła się ojcem, co zresztą nie wydało
się dziewczynie dziwne. Wiedziała, że Cullenowie zawarli z Charliem dość
dziwny, ryzykowny układ. Przez lata mówili mu tyle, ile potrzebował, nigdy nie
wchodząc w szczegóły. Od Setha wiedziała, że wiedział o zmiennokształtnych
i tym, że świat wcale nie był taki prosty, jak mogłoby się wydawać. Że w mroku
czaiło się coś więcej i że to miało związek również z jego rodziną.
Co więcej, akceptował to, byleby tylko zatrzymać przy sobie tych, którzy mieli
dla niego znaczenie.
Nie
wyobrażała sobie, jak trudne musiało być to dla kogoś, kto wiedział tak
niewiele. Skoro w pełni świadoma tego, co miało miejsce, wciąż szukała
odpowiedzi na pytanie „dlaczego”, co dopiero miałby powiedzieć Charlie? O Sue
i Lei nie wspominając. Ona sama niewiele lepiej czuła się po rozmowie z Claudia.
Chociaż teraz przynajmniej pojmowała działanie wampirzycy, nie mogła z nimi
się z tym powierzyć. W zasadzie szczerze wątpiła, by ktokolwiek
poczuł się lepiej z informacją, że śmierć Setha była jednym wielkim
nieporozumieniem – i że wszystko w istocie sprowadzało się do niej.
Claudia nie powiedziała tego wprost, ale tamtego wieczoru chciała chronić nie
tylko siebie.
– Claire?
Wzdrygnęła
się, skutecznie wyrwana z letargu. Z opóźnieniem spojrzała na
rodziców Renesmee, przy okazji uświadamiając sobie, że samochód stanął. Nie
słyszała pracującego silnika i to wystarczyło, żeby uprzytomniła sobie, że
to nie był chwilowy postój.
Jeden rzut
oka na dom, przed którym zaparkowano auto, rozwiał jakiekolwiek wątpliwości,
przy okazji sprawiając, że serce Claire prawie że stanęło.
– Na pewno
chcesz iść? – zapytała z wahaniem Bella.
Dziewczyna
zdołała jedynie skinąć głową. Zaraz po tym w pośpiechu spróbowała otworzyć
drzwiczki po swojej stronie, by móc wysiąść. Działała jak automat, prawie
nieświadoma tego, że się trzęsła i że już na wstępie uderzyło w nią
chłodne, zimowe powietrze. Bez słowa ruszyła w stronę domu, nerwowo
zaciskając dłonie w pieści i zastanawiając się czy właściwym było, by
to właśnie ona zapukała.
Głośne
ujadanie wdarło się w panującą ciszę. Drzwi otworzyły się samoistnie,
zanim zdążyłaby ich dotknąć, co wytrąciło Claire z równowagi. Cofnęła się
gwałtownie, instynktownie odskakując, kiedy tuż przed nią dosłownie wyrosła
Star. Pies rzucił się w jej stronę, ale mniej energicznie niż zazwyczaj,
być może pamiętając, jak bardzo stresowała się za każdym razem, gdy pokaźnych
rozmiarów stworzenie zaczynało skakać.
Zamarła w bezruchu,
z uwagą obserwując Star. Teraz nie było nikogo, kto mógłby ją powstrzymać,
gdyby zdecydowała się zaatakować. Poniekąd Claire spodziewała się, że suka
nagle skoczy w jej stronę, gotowa rzucić się do gardła komuś, kto
odpowiadał za śmierć Setha. Podejrzewanie, że akurat pies mógłby wiedzieć, co
się wydarzyło, brzmiało jak czyste szaleństwo, a jednak…
A potem
poczuła, jak ciepłe ciało raz po raz ociera się o jej bok i poczuła
się tak, jakby ktoś uderzył ją w twarz.
Star nie
atakowała. Nie wyglądała nawet tak, jakby zamierzała dopominać się o wspólną
zabawę albo to, by zacząć ją głaskać. W zamian zaczęła żałośnie
popiskiwać, ostatecznie układając się u stóp Claire. Ułożyła pysk na
łapach i nieznacznie poruszyła ogonem, jakby nie miała siły na żadna
sensowniejszą reakcję. Wyglądała na smutną i to wystarczyło, by dziewczyna
z miejsca zapragnęła ją pocieszyć.
Nie
zastanawiała się nad tym, co robi, kiedy ostrożnie uklękła tuż obok. Chociaż
jeszcze kilka tygodni temu w życiu nie zdobyłaby się na coś podobnego, w tamtej
chwili bez choćby chwili wahania wyciągnęła rękę, ostrożnie wsuwając palce w miękką
sierść. Ostrożnie pogłaskała Star, wciąż obawiając się tego, że ta nagle mogłaby
zacząć powarkiwać i się wzbraniać, jednak nic podobnego nie miało miejsca.
W zasadzie nie minęło kilka sekund, a pies poderwał się na równe
nogi, by móc przesunąć się bliżej, ostatecznie układając na jej kolanach.
Claire
zastygła, co najmniej zaskoczona tym, w jaki sposób nagle się poczuła. Raz
po raz przeczesywała palcami miękkie futro, coraz pewniej i pewniej,
zupełnie jakby w ten sposób miała być w stanie pocieszyć ocierające
się o nią stworzenie. Co więcej, jakby tego było mało, przez moment miała
wręcz ochotę przysiąc, że Star z równie wielkim zapałem próbowała
pocieszyć ją, zupełnie jakby wiedziała, że wydarzyło się coś złego. Co prawda
nieraz słyszała, że zwierzęta wyczuwały emocje – w końcu Allegra nie bez
powodu sprezentowała Jocelyne kota – a jednak dopiero w tamtej chwili
dotarło do niej, jak wiele musiało być w tym prawdy.
– Hej… –
wychrypiała, ostrożnie obejmując Star za szyję.
W tamtej
chwili nie czuła strachu. Nie przeszkadzało jej to, że suczka była duża i ciężka.
Wręcz przeciwnie – Claire nagle doszła do wniosku, że to korzystne. Mocniej
przygarnęła do siebie pokaźnych rozmiarów ciało, wtulając twarz w miękką
sierść i wdychając znajomy zapach. Pod powiekami jak na zawołanie poczuła
pieczenie, ale nie zwróciła na to większej uwagi, w zamian po prostu
pozwalając łzom płynąć.
Przez
krótką chwilę czuła się spokojna. Ciepło Star miało w sobie coś kojącego,
zresztą jak i świadomość, że jednak był ktoś, kto cierpiał równie mocno,
co i ona. Pies jej nie obwiniał, trwając obok i starając się ją pocieszyć,
a to…
– Wynoś się
stąd! Wynoś się…!
Krzyk Lei
brutalnie wdarł się w panującą ciszę. Claire gwałtownie zaczerpnęła
powietrza do płuc, podrywając głowę akurat w momencie, w którym
zapłakana dziewczyna pojawiła się w zasięgu jej wzroku. Chociaż miała na
sobie wyłącznie cienką, prostą sukienkę, wypadła przed dom, obojętna na
panujący na zewnątrz chłód. Drżała i to było widać nawet z odległości,
kiedy zaś szybkim krokiem ruszyła w stronę Claire, pół-wampirzyca
machinalnie napięła mięśnie, przez dłuższą chwilę świadoma wyłącznie
podsuwanego jej przez zdrowy rozsądek zagrożenia.
Serce
momentalnie podeszło Claire dziewczynie do gardła. Wyprostowała się, wciąż
mocno tuląc do siebie Star, zupełnie jakby pies był tarczą, którą w każdej
chwili mogła się osłonić. Instynkt zrobił swoje, przez co chcąc nie chcąc
spojrzała na Leę jak na kogoś, kto byłby w stanie ją skrzywdzić. Miała
przed sobą zagniewaną wilczycę, na dodatek bliską przemiany, a to
zdecydowanie nie wróżyło dobrze.
– Leah… –
zaczęła niepewnie, ale w ten sposób tylko bardziej rozwścieczyła stojącą
przed nią Indiankę.
– WON! –
huknęła Leah.
– Leah,
przestań!
Nie miała
pojęcia, co bardziej ją zaskoczyło – glos Camerona czy może to, że w odpowiedzi
na jego słowa kobieta nagle zastygła w bezruchu, zupełnie jakby nagle
zderzyła się z niewidzialną ścianą. Gwałtownie odwróciła się w stronę
drzwi wejściowych, załzawionymi oczami spoglądając na stojącego w progu
wampira. Znów zadrżała, wyglądając przy tym trochę tak, jakby wahała się, komu
pierwszemu powinna skoczyć do gardła – wpojeniu brata czy może jednak osobie,
która mała czelność ją powstrzymywać.
Gdzieś w głębi
domu mignęła drobna sylwetka Sue, ale Claire nie była w stanie się na niej
skoncentrować. Albo raczej nie miała odwagi. Drżąc, bardziej stanowczo
przytuliła do siebie Star, przez moment mając wrażenie, że wyłącznie bliskość
psa pozwalała jej powstrzymać się przed zrobieniem czegoś wyjątkowo głupiego.
Nie miała
pojęcia, co myśleć o obecności kuzyna w tym miejscu. Uświadomiła
sobie, że w istocie nie widziała, by wrócił wraz z Laylą i Rufusem,
ale wtedy uznała, że musiał pojechać do domu Cullenów. Mogła tylko zgadywać, co
tutaj robił, przez co tym bardziej zszokował ją moment, w którym wampir
bez wahania doskoczył do roztrzęsionej Lei, bezceremonialnie ujmując twarz
dziewczyny w obie dłonie i zmuszając do spojrzenia sobie w oczy.
– Hej… Hej,
już dobrze – wyrzucił w pośpiechu. – Leah, proszę. Już dobrze…
– Co jest
dobrze?! – przerwała mu. Zaraz po tym dosłownie rzuciła się na niego z pięściami,
choć to i tak było lepsze, niż gdyby nagle przemieniła się w wilka. –
Nie pierdol mi tutaj!
Z siłą
uderzyła go w tors. Spróbowała go odepchnąć i nawet udało jej się
sprawić, że wampir cofnął się o krok, by utrzymać równowagę, ale nic nie
wskazywało na to, by faktycznie zamierzał odejść. Gdy Leah po raz kolejny
rzuciła się na niego z pięściami, w pośpiechu chwycił ją za
nadgarstki, stanowczo unieruchamiając jej ręce. W żaden sposób nie
zareagował na to, że zaczęła mu się wyrywać, klnąc przy tym na czym świat stoi.
Cameron
westchnął cicho, po czym wymownie spojrzał na zszokowane towarzystwo.
– Zły
moment – rzucił bezgłośnie, jednak również to nie umknęło uwadze zagniewanej
zmiennokształtnej.
Nie
czekała, aż ktokolwiek zdąży zareagować. Szarpnęła się raz jeszcze, tym razem
będąc w stanie oswobodzić ręce. Dysząc ciężko, zastygła w bezruchu,
rozszerzonymi do granic możliwości oczami wpatrując w Cammy’ego. Oddychała
szybko i płytko, próbując hamować łzy, ale przychodziło jej to –
najdelikatniej rzecz ujmując – marnie.
– Ty… Ty
znów mieszasz mi w głowie! – zarzuciła mu. – Ty znów…
– Ani
trochę – zapewnił pośpiesznie Cameron. – Ale musisz się…
– Nic nie
muszę!
Odskoczyła
na bezpieczną odległość, zupełnie jakby sądziła, że stanie zbyt blisko
Cammy’ego mogłoby wyrządzić jej krzywdę. Czujnie powiodła wzrokiem dookoła,
jakby szukając wsparcia. Jej spojrzenie po raz kolejny powędrowało ku Claire, a grymas
jak na zawołanie wykrzywił już i tak nienaturalnie bladą twarz.
Nagła cisza
miała w sobie coś przytłaczającego. Przez dłuższą chwilę było słychać
wyłącznie przyśpieszony oddech Lei i ciche dyszenie wciąż leżącej na
kolanach Claire Star. Dziewczyna nabrała nawet nadziei na to, że burza
ustąpiła, przynajmniej częściowo, nim jednak zdążyła zastanowić się nad tym, co
powiedzieć, siostra Setha odezwała się ponownie.
– Jesteś
zadowolona? – zapytała tak cicho, że gdyby nie wyostrzone zmysły, nikt nie
byłby w stanie jej zrozumieć. – Tego chciałaś?
– Leah…
– Tego
chciałaś?! – powtórzyła, momentalnie podnosząc głos. Wbiła spojrzenie w klęczącą
na ziemi Claire, ale wydawała się jej nie widzieć. – Wszystko z twojego
powodu, prawda? Latał za tobą jak ten debil, a teraz…
Urwała,
wyraźnie mając problem z tym, żeby złapać oddech. Gniewnym ruchem otarła
twarz, próbując zapanować nad łzami, ale prawie natychmiast pojawiły się nowe. Stała
i płakała, trzęsąc się przy tym tak bardzo, jakby w każdej chwili
mogła rozpaść się na kawałeczki, co zwłaszcza w przypadku istoty
zmiennokształtnej wydawało się czymś prawdopodobnym.
– Wejdźmy
do środka – odezwał się pojednawczym tonem Edward. – Chcieliśmy porozmawiać i…
– Teraz?! –
Leah błyskawicznie zwróciła się w stronę wampira. – To ma być jakiś żart?!
Gdzie byliście, kiedy on…?
– Leah.
Dziewczyna
zamilkła, kiedy do rozmowy włączył się nowy głos. Przez jej twarz jak na
zawołanie przemknął cień, a oczy rozszerzyły nieznacznie w geście
niedowierzania. Z wolna odwróciła się w stronę domu, by móc spojrzeć
na matkę.
Sue
wyglądała co najmniej marnie. Przystanęła w progu, palce nerwowo
zaciskając na framudze, zupełnie jakby tylko ta pozwalała jej utrzymać się w pionie.
Mimo wszystko ton i spojrzenie kobiety okazały się zadziwiająco pewne,
zupełnie nie pasując do napuchniętych od płaczu oczu. Sue Clearwater była
silna; może nawet silniejsza niż jakakolwiek inna kobieta, którą spotkała
Claire.
– Mamo… –
zaczęła buntowniczym tonem Leah, spoglądając na kobietę co najmniej tak, jakby
ta ją zdradziła.
– W ten
sposób donikąd nie zajdziemy – przypomniała łagodnie Sue. – Seth nigdy by nie…
– Zamilkła, po czym nieznacznie potrząsnęła głową. – Zresztą wierzę w to,
co powiedział Cammy. To nie była niczyja wina. Zwłaszcza Claire.
Skuliła się
w odpowiedzi na te słowa, zwłaszcza że nie sądziła, by były prawdziwe –
nie, skoro przez cały te czas poczucie winy dosłownie ją paliło, niezmiennie
dając się jej we znaki. Leah również, przez moment wyglądając na bliską tego,
by jednak się przemienić. Claire zauważyła, że Cameron nieznacznie się
przesunął, stając pomiędzy nią a rozjuszoną zmiennokształtną. Chciał ją
chronić i to zaskoczyło ją równie mocno, co i ciche powarkiwanie ułożonej
na jej kolanach Star.
– Ach… –
Leah niemalże z rozżaleniem spojrzała na stojącego przed nią wampira. –
Więc to tak? Tyle, jeśli chodzi o mnie?
– O czym
mówisz? – zapytał natychmiast Cammy.
– Dobrze
wiesz – obruszyła się dziewczyna. Ponad ramieniem wampira spojrzała wprost na
Claire. – Wybierasz ją? – zapytała wprost.
Po jej
słowach zapadła wymowna, pełna napięcia cisza. Cammy poruszył się niespokojnie,
wyraźnie zdezorientowany. Mimo wszystko nie ruszył się z miejsca, po
chwili wahania ostrożnie wyciągając ręce ku Lei.
– Nikogo
nie wybieram – oznajmił z przekonaniem. – Wystarczy, że obie cierpicie
równie mocno. Nie chcę, żeby którakolwiek z was…
– Ani mi
się waż porównywać mnie do niej! – weszła mu w słowo Leah. – Sam mi to
powiedziałeś… Pamiętasz? „Claire nie mogła nic zrobić” – wyrecytowała, wyraźnie
go przedrzeźniając. Zaraz po tym roześmiała się w całkowicie pozbawiony
wesołości sposób. – Oczywiście, że Claire tam była. Kto inny, jeśli nie
pijawka, sprowadziłby na mojego brata kłopoty?
–
Przesadzasz – rzucił ostrzegawczym tonem Edward, ale wilczyca właściwie nie
zwróciła na to uwagi. – Zresztą Seth był dorosły. A wpojenie…
– Ty chcesz
mówić mi o wpojeniu? Gdybyście pilnowali swojego cholernego bękarta, nic
by się nie stało, bo jej – skinęła głową ku Claire – nigdy by tutaj nie było.
– Leah!
Tym razem
Claire nie była w stanie stwierdzić, kto wypowiedział imię wilczycy, próbując
ją upominać. Zastygła w bezruchu, świadoma co najwyżej tego, że płakała.
Nie mogła pozbyć się wrażenia, że Leah trafiła w sedno – nie tyle z Renesmee,
co kwestii śmierci Setha. W gruncie rzeczy obie wiedziały to samo: że
gdyby nie ona i wpojenie, chłopakowi nigdy nie stałoby się nic złego.
Spuściła
wzrok. Gdzieś w pamięci zamajaczyły jej słowa odbicia, ale nie była w stanie
się na nich skoncentrować. Jak mogłaby, skoro tak naprawdę nie potrafiła w nie
uwierzyć…?
Leah zrobiła
gwałtowny krok w jej stronę. Cammy momentalnie przemieścił się, teraz już
otwarcie stając tuż przed nią, gotowy powstrzymać ewentualny atak. Wilczyca
spojrzała na niego z żalem, w zamyśleniu kiwając głową, zupełnie
jakby godziła się z czymś, co podejrzewała od samego początku.
– W porządku…
Tak, rozumiem. – Uśmiechnęła się w pozbawiony wesołości sposób. – Skoro tak
wolisz…
– To ty
zmuszasz mnie do jakiegokolwiek wyboru – przypomniał – przypomniał jej wampir.
Puściła
jego słowa mimo uszu.
– Star – powiedziała
w zamian, nagląco spoglądając na psa. – Chodź tutaj!
Stworzenie
poderwało się na równe nogi, ale bynajmniej nie po to, żeby spełnić polecenie. W zamian
Star jak na zawołanie zaczęła ostrzegawczo powarkiwać, z uporem tkwiąc u boku
Claire.
Leah jęknęła
cicho, krzywiąc się co najmniej tak, jakby ktoś ją uderzył.
– Świetnie –
wycedziła przez zaciśnięte zęby. Nawet nie próbowała kryć rozgoryczenia. – A bierz
ją sobie! Durny pies.
Nie dodała
niczego więcej. Nie minęła sekunda, zanim zdecydowała się szybkim krokiem
ruszyć w stronę linii drzew. Nim ktokolwiek zdążył ją powstrzymać,
zniknęła w gęstwinie, a po dźwięku rozrywanego materiału Claire zrozumiała,
że Leah w końcu dała upust swoim emocjom, najzwyczajniej w świecie
decydując się przemienić.
Dookoła
zapanowała martwa cisza. Star rozluźniła się i zaskomlała cicho, na powrót
układając się a kolanach swojej nowej pani. Przestała popiskiwać dopiero w chwili,
w której Claire znów wsunęła palce w jej futro, wracając do dalszego
głaskania. Czuła się tak, jakby ktoś z całej siły zdzielił ją czymś
ciężkim po głowie, sama niepewna, co się wydarzyło. Nie docierało to do niej –
ani słowa Lei, ani Camerona, ani nic innego. W tamtej chwili równie dobrze
mogłaby śnić koszmar, nawet nie próbując szukać sensu w czymś, co przecież
nie miało racji bytu.
Z tym, że
przecież było prawdziwe.
Wzdrygnęła
się, kiedy kuzyn nagle przemieścił się, bezceremonialnie materializując tuż
obok niej. Uśmiechnął się blado, ale gest nie objął jego oczu. Wyglądał na
zmęczonego i to nie tylko przez wzgląd na porę, która zdecydowanie nie
sprzyjała wampirom takim jak on.
– Cóż…
Próbowałem – mruknął bardziej do siebie niż do niej. – Wszystko w porządku?
Nie była w stanie
odpowiedzieć. Zdołała jedynie przesunąć się na tyle, by mimo obecności Star
wpaść kuzynowi w ramiona. Przygarnął ją o siebie, wyraźnie niepewny, w jaki
sposób powinien się zachować.
– Cammy…
Przepraszam – wykrztusiła. – Ja nie…
– Nie zrobiłaś
nic złego – przerwał natychmiast. – Leah jest… trudna. No i wybór – dodał z nutką
goryczy – był dość oczywisty.
Zacisnęła
usta. Wcześniej nie zwróciła uwagi na to, by relacje tej dwójki były jakkolwiek
zżyte, ale to nie miało znaczenia. I tak poczuła się okropnie, mimo
wszystko pragnąć oswobodzić się z objęć kuzyna i zacząć go przepraszać.
Słodka bogini, przecież to nie w ten sposób miało wyglądać… Zdecydowanie
nie tak!
Zamknęła oczy,
próbując się uspokoić. Przez chwilę trwała w ciszy, mocno tuląc się do obejmującego
ją wampira. Jedną ręką wciąż przeczesywała futro Star, czerpiąc z jej
bliskości i próbując zignorować narastające poczucie winy. Gdyby przynajmniej
wiedziała, w jaki sposób mogłaby dotrzeć do Lei…
Ostrożnie
odsunęła się, dając Cameronowi do zrozumienia, że ma ją puścić.
– Ja… muszę
się przejść – powiedziała cicho, próbując się podnieść. Uspokajająco pogłaskała
Star, kiedy ta znów zaczęła skomleć. – Po prostu… muszę – powtórzyła drżącym
głosem.
Z ulgą przyjęła
fakt, że nikt nie zaprotestował, zwłaszcza że dla pewności ruszyła w stronę
przeciwną do tej, w którą poszła Leah.
Wcale nie zaskoczyło
jej to, że Star podreptała za nią.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz