Claire
Czuła, że śni. Wiedziała o tym już w chwili, w której
pod plecami poczuła chłodną, gładką powierzchnię. Lustro. Znów była tutaj, z uporem
wracając w to jedno miejsce.
Co więcej, Claire nie miała wątpliwości, że
ktoś na nią czeka, podświadomie wyczekując znajomego głosu już chwilę przed
tym, jak jej drugie „ja” postanowiło się odezwać.
– Zaczyna się – stwierdziła postać z lustra.
Nie dodała niczego więcej. Te dwa słowa
zresztą wystarczyły, by Claire zesztywniając, czując jak wzdłuż jej kręgosłupa
przebiegają dreszcze. Otworzyła oczy, po czym ostrożnie odwróciła się, by móc
spojrzeć na swoje odbicie – w przeciwieństwie do niej w pełni
spokojne i uśmiechnięte.
– Nie rozumiem…
Doczekała się wyłącznie kolejnego
olśniewającego uśmiechu. „Nie pierwszy raz, prawda?” – wydawała się sugerować
druga Claire, chociaż nie wypowiedziała tego słowa na głos.
– Domyślam się – powiedziała w zamian. –
Ale to kwestia czasu. Tak przynajmniej sądzę.
– O co ci tak naprawdę chodzi? – nie
dawała za wygraną Claire.
Zero odpowiedzi. Jedynie kolejny uśmiech i cisza,
która powoli zaczynała doprowadzać ją do szału. Z niejaką obawą
obserwowała lustro, dla pewności odsuwając się na bezpieczną odległość. Niepokoiło
ją, tym bardziej że wydawało się tak bardzo kruche. Jej uwagę niezmiennie przyciągały
liczne pęknięcia na powierzchni i świadomość, że lustro w każdej
chwili mogło rozpaść się na kawałeczki.
Tylko co wtedy stałoby się wtedy? Ten świat,
sny i zachowanie odbicia… Nic z tego nie wydawało się czymś, co
podlegałoby regułom znanego jej świata. Claire już dawno zwątpiła w to,
czy dało się jakkolwiek sensownie wytłumaczyć wszystko to, czego doświadczała. Z uporem
szukała odpowiedzi, ale te nie nadchodziły, zresztą jakaś jej cząstka stanowczo
protestowała przed poznaniem ich.
Najzwyczajniej w świecie bała się tego,
co mogłaby wtedy odkryć.
– Już wszystko w porządku, czyż nie? –
zapytało nagle odbicie. – Mama jest cała.
– Dlaczego mam odpowiadać na twoje spytania,
skoro ty ignorujesz moje?
Dziewczyna w lustrze spojrzała na nią z rozbawieniem.
– Ja nie pytam – stwierdziła niemalże
pogodnym tonem. Po jej spojrzeniu trudno było powiedzieć, czy było bardziej
łagodne, czy może na swój sposób pobłażliwe. W taki sposób mógłby
popatrzeć na nią Rufus, gdyby powiedziała coś wyjątkowo nierozsądnego. – Raczej
próbuję cię pocieszyć, ale to nie działa.
Nie odpowiedziała, przez dłuższą chwilę
świadoma wyłącznie trzepocącego się w piersi serca. Spoglądała na swoje
odbicie tak długo, aż obraz zaczął zamazywać jej si przed oczami. Dopiero wtedy
zdecydowała się uciec wzrokiem gdzieś w bok, energicznie przy tym
mrugając, by doprowadzić się do porządku.
Nie miała pojęcia, co o tym wszystkim
sądzić. Z jakiegoś powodu raz po raz lądowała w tym miejscu, tocząc
bezsensowne rozmowy z samą sobą. Czymkolwiek było to odbicie, najwyraźniej
doskonale bawiło się jej kosztem. Innego rozwiązania nie widziała, zwłaszcza że
słowa Claire z lustra zdecydowanie nie brzmiały jak praktyczne informacje,
które mogłaby wykorzystać.
– Chcę się obudzić – oznajmiła, podrywając
się na równe nogi.
Stanęła plecami do lustra, z powątpiewaniem
spoglądając na napierającą ze wszystkich stron ciemność. Poczuła się nieswojo
ze świadomością, że na własne życzenie przestałą kontrolować to, co działo się w lustrze,
ale próbowała o tym nie myśleć. To nic, że odbicie ją przerażało. Bez
znaczenia było nawet to, że kiedy zobaczyła je po raz pierwszy, postać
wyglądała, jakby wyszła zwycięsko z jakiejś krwawej jatki. Claire nie
mogła pozbyć się wrażenia, że gdyby zbyt długo i uważnie wpatrywała się w lustro,
dostrzegłaby coś, czego wcale nie chciała i to skutecznie powstrzymywało
ją przed jakimikolwiek nieprzemyślanymi działaniami.
Co stałoby się, gdyby lustro jednak pękło…?
– Więc co tutaj dalej robisz? – usłyszała i aż
wzdrygnęła się w odpowiedzi.
Nie chciała okazywać lęku. W zasadzie
nie miała po temu powodu, zwłaszcza że przecież doskonale wiedziała, że odbicie
wciąż ją obserwuje. Oczywiście, że prędzej czy później musiało się odezwać.
Była na to przygotowana, a jednak…
Dawno nie czuła się tak zmęczona. Czuła
ulgę, bo mamie nic się nie stało, ale to nie zmieniało faktu, że w siedzibie
łowców wydarzyło dość, by wciąż się martwiła. Allegra była martwa, co
przewidziała. Damien stracił moc, co również zdążyła wcześniej zapowiedzieć. Poniekąd
zastanawiała się, czy również w przypadku Renesmee mogła wiedzieć o czymś,
co wcześniej jej umykało, ale przynajmniej tymczasowo żadne haiku nie pasowało
do tej sytuacji. Chyba. Nawet jeśli, wcale nie czuła się lepiej, skoro mimo
dostępnej wiedzy nie potrafiła niczego zdziałać.
To w tym świecie przewidziała śmierć
Setha… A może raczej jej odbicie zdecydowało się ją uświadomić.
Ucisk w gardle stał się trudny do
ignorowania. Przełknęła z trudem, znów zaczynając energicznie mrugać,
kiedy pod powiekami poczuła pieczenie. Nie, nie zamierzała płakać. Nie mogła
sobie na to pozwolić, bo to prowadziło donikąd. Już i tak dość wypłakała –
i to nie tylko z powodu Setha, chociaż to on dręczył ją najbardziej.
Z uporem odsunęła od siebie niechciane
myśli. Przynajmniej próbowała, usiłując skupić się na tym, co najważniejsze.
Ach, tak… Chciała się obudzić. Powinna być w stanie, skoro wiedziała, że
to sen. Może nie w pełni normalny, co zwłaszcza przy telepatach nie
powinno jej dziwić, niemniej wszystko działo się ni mniej, ni więcej, ale w umyśle.
Jej umyśle. Skoro tak, musiała wziąć się w garść i odzyskać kontrolę.
Sęk w tym, że nie potrafiła.
Zadrżała, nagle zaniepokojona perspektywą
dalszego patrzenia w ciemność. Chcąc nie chcąc odwróciła się do swojego
odbicia, z braku lepszych pomysłów decydując się zrobić to, co Claire po
drugiej stronie – po prostu ignorować jakiekolwiek pytania. W końcu miała
do tego prawo, czyż nie?
– Allegra nie żyje – oznajmiła wprost, choć
te słowa z trudem przeszły jej przez usta. Skrzywiła się, na ułamek
sekundy przymykając oczy, by łatwiej nad sobą zapanować. Właściwie nie
zarejestrowała momentu, w którym jednak zdecydowała się podejść na tyle
blisko lustra, by bez przeszkód musnąć palcami jego gładką powierzchnię. Szkło
wydawało się wręcz nienaturalnie chłodne. – Niewiele brakowało, żebyśmy wszyscy
byli martwi. W zasadzie nadal może do tego dojść… Więc nie mów mi, że
cokolwiek jest dobrze.
Samą siebie zaskoczyła gniewną nutą, która
wkradła się do jej głosu. Wciąż drżała, ale nie tyle ze strachu, co stopniowo
przybierającej na sile frustracji. Zacisnęła dłonie w pięści, ale prawie
natychmiast poluzowała uścisk. Nie ufała sobie, własnym myślom, a tym
bardziej odbiciu, które jak gdyby nigdy nic ją obserwowało. Zupełnie jakby
wiedziało, czego się spodziewać…
Jakby już to przeżyło.
Coś w tej myśli skutecznie wytrąciło ją
z równowagi. Claire energicznie pokręciła głową, próbując odsunąć od
siebie niechciane, niespójne myśli. Przez krótką chwilę – zaledwie ułamek
sekundy – była gotowa przysiąc, że rozumie, nim jednak zdążyła skupić się na
tym przebłysku świadomości, ten zniknął równie nagle, co wcześniej się pojawił.
Znów poczuła się zagubiona i absolutnie niepewna, mogąc co najwyżej
zgadywać, czego powinna się spodziewać.
– Gdybym tylko mogła… Ale to w ten
sposób nie działa. – Odbicie westchnęło przeciągle. – Kiedyś zrozumiesz.
– Kiedy?! – wyrwało jej się.
Nie otrzymała odpowiedzi.
Przez dłuższą chwilę obie trwały w bezruchu,
a gdyby nie to, że postać w lustrze miała całkowicie obcą Claire
sukienkę, pomyślałaby, że nagle wszystko wróciło do normy. W teorii, bo
temu miejscu daleko było, by mogła uznać je za coś choćby po części właściwego.
To i wątpliwości, które niezmiennie jej towarzyszyły, skutecznie
doprowadzały dziewczynę do szału.
Odbicie poruszyło się nagle, jakby od niechcenia
muskając palcami dzielącą je od Claire powierzchnię.
– Prędzej czy później – stwierdziło
wymijająco. – Wolałabym, żeby nie doszło do tego wcale.
Claire zacisnęła usta. Tym razem nie
zapytała o nic, chociaż miała na to ochotę. Na usta cisnęły jej się
dziesiątki pytań, wiedziała jednak, że ilekroć by ich nie zadała, tak czy siak
nie otrzymałaby odpowiedzi. Odniosła zresztą wrażenie, że dziewczyna w lustrze
rozluźniła się nieznacznie, usatysfakcjonowana milczeniem.
Więc tak to miało działać? Spotykały się
tylko po to, żeby milczeć albo żeby musiała słuchać wymijających, nic
niewnoszących uwag, które…?
– Mnie też jest przykro. Ale rozpaczanie za
zmarłymi prowadzi donikąd – oznajmiła cicho druga Claire. Zaraz po tym uciekła
wzrokiem gdzieś w bok, zupełnie jakby powiedziała za dużo. – Ważne, żeby o nich
pamiętać… Również o tym, że chcieliby dla nas szczęścia. Każde poświęcenie
ma wielką wartość.
„Dlaczego to brzmi tak, jakbyś coś o tym
wiedziała?” – zapragnęła zapytać, ale ucisk w gardle skutecznie ją przed tym
powstrzymał. W efekcie była w stanie co najwyżej bezradnie
obserwować, zagubiona i coraz bardziej rozgoryczona. Nie miała pojęcia czy
słowa odbicia odnosiły się do Setha, Allegry czy jeszcze kogoś innego.
Postać w lustrze poruszyła się. Claire
machinalnie skupiła na niej wzrok, próbując ignorować niepokojące wrażenie, że
coś poruszyło się w ciemności za plecami odbicia. Gdzieś w pamięci
zamajaczyło jej wspomnienie zakrwawionych dłoni, które widziała jakiś czas
temu. Przez moment niemalże czuła posokę na własnych palcach, jednak gdy dla
pewności przyjrzała się dłoniom, nie dostrzegła choćby śladu czerwieni.
– Nie daj się żałobie, co? Pewne sprawy
trzeba uporządkowywać na bieżąco. – Odbicie wysiliło się na blady uśmiech. –
Cokolwiek usłyszysz, pamiętaj, że on nie chciałby, żebyś się o cokolwiek
obwiniała.
– Nie wiesz, co tam się wydarzyło –
zaoponowała machinalnie.
Sęk w tym, że przez myśl przeszło jej
coś zupełnie innego. Nie mogła pozbyć się wrażenia, że dziewczyna w lustrze
widziała i rozumiała o wiele więcej, niż Claire mogłaby sobie tego
życzyć.
– Możliwe – usłyszała w odpowiedzi.
Wzdrygnęła się, przez krótką chwilę niemalże pewna, że odbicie zareagowało na
jej myśli. – A może to ty z czasem spojrzysz na świat zupełnie
inaczej. Tego nigdy się nie wie.
– Czyżby?
Kolejny raz zamiast odpowiedzi doczekała się
tego na wpół troskliwego, na wpół pobłażliwego uśmiechu.
– Zobaczymy – oznajmiła z przekonaniem.
– A tak swoją drogą… Oliver ma trochę racji. Tak tylko mówię.
– A co to niby…?
Zanim zdążyła sformułować pytanie do końca,
po prostu się obudziła.
Gwałtownie usiadła na łóżku.
Serce tłukło jej się w piersi, ale tak naprawdę nie czuła się przerażona. W gruncie
rzeczy była przede wszystkim sfrustrowana i bardzo, ale to bardzo zdezorientowana.
Nerwowym
ruchem odgarnęła włosy z czoła. Spojrzała na telefon, by sprawdzić
godzinę, po czym nieznacznie skrzywiła się, z zaskoczeniem przyjmując
fakt, że było przed południem. Nie przypominała sobie, kiedy ostatnim razem
spała tak długo. Z drugiej strony, ostatniej nocy czuwała dość długo,
korzystając z powrotu rodziców. Mimo wszystko w Seattle zdążyła
odzwyczaić się od funkcjonowania po zmroku, mimowolnie dostosowując się do sposobu,
w jaki funkcjonowali ludzie.
Z wolna
podniosła się, energicznie pocierając skronie. Bolała ją głowa, ale próbowała
nie zwracać na to uwagi, bardziej skupiona na resztkach majaczącego w jej
pamięci snu. Znów to samo. Kolejny raz jak gdyby nigdy nic gawędziła sobie z własnym
odbiciem, nie mogąc pozbyć się wrażenia, że Claire z lustra zachowywała
się niemniej irytująco, co i Rufus. Jasne, zwłaszcza Aldero dał jej
kilkukrotnie do zrozumienia, że była podobna do ojca, ale nie sądziła, żeby to
zaszło aż tak daleko.
Przez
krótką chwilę miała ochotę roześmiać się w nieco nerwowy, histeryczny
sposób. Abstrahując od dziwnego zachowania odbicia, sama czuła się tak, jakby
powoli zaczynała tracić zmysły. W głowie miała pustkę, nawet nie próbując
szukać sensu w tym, co usłyszała podczas rozmowy. W zasadzie nigdy
nie wyciągała z tych rozmów niczego sensownego, może pomijając nietypową
dla niej frustrację. Najwyraźniej jedyną osobą, która miała szanse ot tak
wytrącić ją z równowagi, była ona sama.
Westchnęła
cicho. Bez pośpiechu krążyła po pokoju, z przesadną wręcz dokładnością
przeglądając upchnięte w torbie pod łóżkiem rzeczy. Poniekąd siedziała na
walizkach. Co prawda pobyt w Seattle przedłużył się o wiele bardziej,
niż zakładała, ale zwłaszcza teraz brała pod uwagę rychły wyjazd. Po pierwsze, w grę
wchodził pogrzeb Allegry, a po drugie – już nic nie trzymało jej w tym
mieście. Taty tym bardziej, więc decyzja o powrocie do Miasta Nocy
wydawała się kwestią czasu.
Jeśli miała
być ze sobą szczera, dokładnie na to liczyła.
Zawahała
się, w milczeniu przypatrując trzymanej w rękach bluzce. Właściwie nie
zwracała uwagi na ubrania, myślami wciąż przy śnie i rozmowie z odbiciem.
Chciała tego czy nie, wciąż analizowała każde ze słów, które padło… cóż,
poniekąd w obu przypadkach z jej ust. Tematy, które poruszyło
odbicie, były znajome, co niejako mogłaby uznać za potwierdzenie, że wszystko
jednak sprowadzało się do zwykłego snu. Może w ten sposób próbowała
odreagować i uporządkować wszystko to, co ją dręczyło, ale…
Och,
przecież sama w to nie wierzyła.
Wiedziała
za to, że najzwyczajniej w świecie pragnęła uciec. Odbicie jej tego nie
zarzuciło, ale nie musiało. Wystarczyło, że sama wzmianka o Secie
wystarczyła, by rozbudzić w Claire poczucie winy. Już nie chodziło tylko o to
czy mogła coś zdziałać, czy może wręcz przeciwnie. Chodziło przede wszystkim o to,
że z uporem unikała tematu – uciekała przed konsekwencjami, które tak czy
siak miały ją dopaść.
Była coś
winna Sethowi i jego rodzinie. Już i tak zwlekała zdecydowanie zbyt
długo, licząc na Renesmee. Z tym, że to przecież nie powinno wyglądać w ten
sposób.
Teraz na
dodatek Leah poznała prawdę. Zdaniem mamy, nie przyjęła tego dobrze, co zresztą
było do przewidzenia. Claire mogła tylko zgadywać, w jaki sposób to
wszystko przybiegło i jak na chwilę obecną czuła się Leah. Skoro wróciła
do domu, pozostali również musieli być świadomi, a jednak…
Poderwała
się na równe nogi, zanim zdążyła zastanowić się nad tym, co robi. Dom wydawał
się nienaturalnie cichy, ale zdążyła przywyknąć do takiego stanu rzeczy,
zwłaszcza w ostatnim czasie. Bez słowa wyszła na korytarz, ruszając prosto
do sypialni Gabriela i Renesmee. Zastygła w bezruchu, nasłuchując i wahając
się nad tym, czy powinna zapukać.
– Bella
jest na dole – usłyszała tuż za plecami.
Odwróciła
się tak gwałtownie, że omal się nie wywróciła. Edward stał tuż za nią, chociaż
nie wychwyciła momentu, w którym w ogóle znalazł się przy niej.
Machinalnie uniosła dłoń do serca, jednocześnie spoglądając na wampira z niedowierzaniem.
– Ja…
– Wybacz,
proszę – zreflektował się pośpiesznie. – Sądziłem, że mnie słyszysz… No i wychwyciłem,
że szukasz Belli – wyjaśnił, uśmiechając się przepraszająco. – Naprawdę staram
się nie śledzić waszych myśli.
Ze świstem
wypuściła powietrze. Zdołała skinąć głową, dopiero po chwili otrząsając się na
tyle, by być w stanie się odezwać.
– Dziękuję.
– Głos nieznacznie jej zadrżał, więc odchrząknęła, próbując oczyścić gardło. –
Czy wszystko w porządku? Podejrzewam, że nic się nie zmieniło, ale i tak…
– Zamilkła, zdobywając się wyłącznie na wzruszenie ramionami.
– Nic a nic
– przyznał niechętnie Edward. – Gabriel przy niej zasnął, więc zostaliśmy z Bellą
na dole. Skoro wszyscy wrócili, może w końcu uda nam się zajrzeć do domu –
wyjaśnił pokrótce. – Jak wspomniałem, Bella jest na dole.
Nie dodał
niczego więcej i była mu za to wdzięczna, zwłaszcza że mogła wręcz
przysiąc, że doskonale zdawał sobie sprawę z powodu, dla którego szukała
jego żony. Claire wyminęła go, w pośpiechu dopadając do schodów i zbiegając
na dół. W tamtej chwili żałowała, że nigdzie w pobliżu nie czuła
Lucasa. Obecność wampira ją uspokajała, zresztą miał zadziwiająco wiele
cierpliwości do każdego pomysłu, na który wpadała – i to nawet jeśli ten w najmniejszym
stopniu nie przypadał mu do gustu.
Jak wtedy,
gdy poszła do mieszkania Lawrence’a, ostatecznie lądując w jednym pokoju z Rafaelem.
Jakkolwiek by jednak nie było, nie sądziła, by nawet Lucas ze spokojem przyjął
to, że miała jakikolwiek kontakt z Claudią.
Oliver ma trochę racji, pomyślała
mimochodem i przez krótką chwilę miała ochotę jęknąć. Niby jak powinna to
rozumieć…?
Przestała o tym
myśleć i to nie tylko przez wzgląd na Edwarda, który przypadkiem mógł
usłyszeć za dużo. Wszelakie myśli uleciały z jej głowy w chwili, w której
zauważyła Bellę. Wampirzyca siedziała w salonie, uważnie wpatrując się w telefon,
co najmniej jakby podejrzewała, że komórka mogłaby pokusić się o zrobienie
komuś krzywdy.
– Ehm…
Dzień dobry.
Claire
zawahała się, wciąż z uwagą przypatrując wampirzycy. Bella wzdrygnęła się,
w pośpiechu przenosząc na nią wzrok. Palce wampirzycy mocnie zacisnęły się
na telefonie, chyba jedynie cudem nie miażdżąc urządzenia.
W żaden
sposób nie zareagowała na powitanie.
– To
Charlie – powiedziała w zamian. Coś w tych słowach sprawiło, że
Claire zamarła, mając wrażenie, że ktoś nagle spróbował ją uderzyć. – Edward
wspominał, że chyba mnie szukasz. Podejrzewam, że… Cóż, jadę tam. – Jeszcze
kiedy mówiła, poderwała się na równe nogi. – I tak, możesz jechać ze mną.
To jej
wystarczyło. Poruszając się trochę jak w transie, natychmiast ruszyła za
Bellą. W głowie miała pustkę, tak zresztą było łatwiej, bo nie miała
wątpliwości, że gdyby tylko zaczęła w panice rozwodzić się nad tym
pomysłem, znalazłaby ze sto powodów, żeby nigdzie nie jechać. Stchórzyłaby,
niemalże z ulgą zasłaniając się czy to wątpliwościami, czy też tym, że
Rufus ot tak nie wypuściłby jej z domu.
Bella
milczała, ale to było Claire na rękę. Poniekąd odpowiadało jej to, że
wampirzyca niejako podjęła decyzję za nią, nie czekając na jakiekolwiek
pytania. Nie miały wcześniej okazji spędzać ze sobą czasu, ale Claire i tak
poczuła się zaskakująco pewnie w jej obecności. Przynajmniej nie była sama
i – co ważniejsze – nie spotkała się z choćby śladem sprzeciwu czy
obaw przed tym, czy w ogóle powinna zabierać ją ze sobą.
– Mam jechać
z wami? – rzucił Edward, a Bella jedynie skinęła głową.
– Tak, proszę.
– Zawahała się na dłuższą chwilę. – Chyba nie powinnam prowadzić.
Najwyraźniej
to mu wystarczyło, bo natychmiast ruszył w stronę drzwi wejściowych. Srebrne
volvo stał zaparkowane przed domem, a kiedy Claire znalazła się w środku,
poczuła się niemalże jak w potrzasku. Zastygła na tylnym siedzeniu, dopiero
po chwili uświadamiając sobie, że w pośpiechu nie wzięła kurtki.
– Przyniosę
ci – zareagował natychmiast Edward. Nie czekał, by mogła zaprotestować. – Hej,
spokojnie… Nie zrobiłaś niczego złego.
Dopiero po
chwili zrozumiała, że nie miał na myśli tego, że opóźniała wyjazd. Mówił o Secie
i ta świadomość wystarczyła, by jeszcze bardziej ją zaniepokoić. Nie pierwszy
raz słyszała takie zapewnienia, a jednak każde kolejne słowo brzmiało
równie bezsensownie. Nie wierzyła w to, mając wręcz ochotę kimś porządnie
potrząsnąć i zmusić do tego, by powiedział jej prawdę.
Sama też
zawiniła. Dobra bogini, była tam! Wcześniej wiedziała, że coś się wydarzy, a jednak
nie potrafiła wystarczająco trafnie odczytać własnych przepowiedni, by móc temu
zapobiec. Co więcej, Claudia zrobiła to z jej powodu i…
Już dawno powinna
osobiście pojechać do rezerwatu i porozmawiać z bliskimi Setha.
Zastygła w bezruchu,
bezmyślnie wpatrując się w okno. Próbowała się uspokoić, zwłaszcza przez
wzgląd na Edwarda, który mimo wszystko słyszał jej myśli, ale to okazało się o wiele
trudniejsze, niż mogłaby sobie tego życzyć. Drżała, niezdolna ot tak się
powstrzymać, w miarę jak namiar emocji coraz bardziej dawał jej się we
znaki. Miała wrażenie, że zanim dotrą do rezerwatu, jednak miała oszaleć i to
nawet bardziej niż odbicie, z którym rozmawiała w snach. Swoją drogą,
jeśli to nie było oznaką wariactwa…
„Nie daj
się żałobie, co? Pewne sprawy trzeba uporządkowywać na bieżąco. Cokolwiek usłyszysz, pamiętaj, że on nie
chciałby, żebyś się o cokolwiek obwiniała”.
Zamknęła
oczy.
Może gdyby
najpierw uwierzyła, że potrafi to zrobić, wszystko stałoby się dużo prostsze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz