6 lipca 2018

Trzydzieści pięć

Claire
Czuła, że śni. Wiedziała o tym już w chwili, w której pod plecami poczuła chłodną, gładką powierzchnię. Lustro. Znów była tutaj, z uporem wracając w to jedno miejsce.
Co więcej, Claire nie miała wątpliwości, że ktoś na nią czeka, podświadomie wyczekując znajomego głosu już chwilę przed tym, jak jej drugie „ja” postanowiło się odezwać.
– Zaczyna się – stwierdziła postać z lustra.
Nie dodała niczego więcej. Te dwa słowa zresztą wystarczyły, by Claire zesztywniając, czując jak wzdłuż jej kręgosłupa przebiegają dreszcze. Otworzyła oczy, po czym ostrożnie odwróciła się, by móc spojrzeć na swoje odbicie – w przeciwieństwie do niej w pełni spokojne i uśmiechnięte.
– Nie rozumiem…
Doczekała się wyłącznie kolejnego olśniewającego uśmiechu. „Nie pierwszy raz, prawda?” – wydawała się sugerować druga Claire, chociaż nie wypowiedziała tego słowa na głos.
– Domyślam się – powiedziała w zamian. – Ale to kwestia czasu. Tak przynajmniej sądzę.
– O co ci tak naprawdę chodzi? – nie dawała za wygraną Claire.
Zero odpowiedzi. Jedynie kolejny uśmiech i cisza, która powoli zaczynała doprowadzać ją do szału. Z niejaką obawą obserwowała lustro, dla pewności odsuwając się na bezpieczną odległość. Niepokoiło ją, tym bardziej że wydawało się tak bardzo kruche. Jej uwagę niezmiennie przyciągały liczne pęknięcia na powierzchni i świadomość, że lustro w każdej chwili mogło rozpaść się na kawałeczki.
Tylko co wtedy stałoby się wtedy? Ten świat, sny i zachowanie odbicia… Nic z tego nie wydawało się czymś, co podlegałoby regułom znanego jej świata. Claire już dawno zwątpiła w to, czy dało się jakkolwiek sensownie wytłumaczyć wszystko to, czego doświadczała. Z uporem szukała odpowiedzi, ale te nie nadchodziły, zresztą jakaś jej cząstka stanowczo protestowała przed poznaniem ich.
Najzwyczajniej w świecie bała się tego, co mogłaby wtedy odkryć.
– Już wszystko w porządku, czyż nie? – zapytało nagle odbicie. – Mama jest cała.
– Dlaczego mam odpowiadać na twoje spytania, skoro ty ignorujesz moje?
Dziewczyna w lustrze spojrzała na nią z rozbawieniem.
– Ja nie pytam – stwierdziła niemalże pogodnym tonem. Po jej spojrzeniu trudno było powiedzieć, czy było bardziej łagodne, czy może na swój sposób pobłażliwe. W taki sposób mógłby popatrzeć na nią Rufus, gdyby powiedziała coś wyjątkowo nierozsądnego. – Raczej próbuję cię pocieszyć, ale to nie działa.
Nie odpowiedziała, przez dłuższą chwilę świadoma wyłącznie trzepocącego się w piersi serca. Spoglądała na swoje odbicie tak długo, aż obraz zaczął zamazywać jej si przed oczami. Dopiero wtedy zdecydowała się uciec wzrokiem gdzieś w bok, energicznie przy tym mrugając, by doprowadzić się do porządku.
Nie miała pojęcia, co o tym wszystkim sądzić. Z jakiegoś powodu raz po raz lądowała w tym miejscu, tocząc bezsensowne rozmowy z samą sobą. Czymkolwiek było to odbicie, najwyraźniej doskonale bawiło się jej kosztem. Innego rozwiązania nie widziała, zwłaszcza że słowa Claire z lustra zdecydowanie nie brzmiały jak praktyczne informacje, które mogłaby wykorzystać.
– Chcę się obudzić – oznajmiła, podrywając się na równe nogi.
Stanęła plecami do lustra, z powątpiewaniem spoglądając na napierającą ze wszystkich stron ciemność. Poczuła się nieswojo ze świadomością, że na własne życzenie przestałą kontrolować to, co działo się w lustrze, ale próbowała o tym nie myśleć. To nic, że odbicie ją przerażało. Bez znaczenia było nawet to, że kiedy zobaczyła je po raz pierwszy, postać wyglądała, jakby wyszła zwycięsko z jakiejś krwawej jatki. Claire nie mogła pozbyć się wrażenia, że gdyby zbyt długo i uważnie wpatrywała się w lustro, dostrzegłaby coś, czego wcale nie chciała i to skutecznie powstrzymywało ją przed jakimikolwiek nieprzemyślanymi działaniami.
Co stałoby się, gdyby lustro jednak pękło…?
– Więc co tutaj dalej robisz? – usłyszała i aż wzdrygnęła się w odpowiedzi.
Nie chciała okazywać lęku. W zasadzie nie miała po temu powodu, zwłaszcza że przecież doskonale wiedziała, że odbicie wciąż ją obserwuje. Oczywiście, że prędzej czy później musiało się odezwać. Była na to przygotowana, a jednak…
Dawno nie czuła się tak zmęczona. Czuła ulgę, bo mamie nic się nie stało, ale to nie zmieniało faktu, że w siedzibie łowców wydarzyło dość, by wciąż się martwiła. Allegra była martwa, co przewidziała. Damien stracił moc, co również zdążyła wcześniej zapowiedzieć. Poniekąd zastanawiała się, czy również w przypadku Renesmee mogła wiedzieć o czymś, co wcześniej jej umykało, ale przynajmniej tymczasowo żadne haiku nie pasowało do tej sytuacji. Chyba. Nawet jeśli, wcale nie czuła się lepiej, skoro mimo dostępnej wiedzy nie potrafiła niczego zdziałać.
To w tym świecie przewidziała śmierć Setha… A może raczej jej odbicie zdecydowało się ją uświadomić.
Ucisk w gardle stał się trudny do ignorowania. Przełknęła z trudem, znów zaczynając energicznie mrugać, kiedy pod powiekami poczuła pieczenie. Nie, nie zamierzała płakać. Nie mogła sobie na to pozwolić, bo to prowadziło donikąd. Już i tak dość wypłakała – i to nie tylko z powodu Setha, chociaż to on dręczył ją najbardziej.
Z uporem odsunęła od siebie niechciane myśli. Przynajmniej próbowała, usiłując skupić się na tym, co najważniejsze. Ach, tak… Chciała się obudzić. Powinna być w stanie, skoro wiedziała, że to sen. Może nie w pełni normalny, co zwłaszcza przy telepatach nie powinno jej dziwić, niemniej wszystko działo się ni mniej, ni więcej, ale w umyśle. Jej umyśle. Skoro tak, musiała wziąć się w garść i odzyskać kontrolę.
Sęk w tym, że nie potrafiła.
Zadrżała, nagle zaniepokojona perspektywą dalszego patrzenia w ciemność. Chcąc nie chcąc odwróciła się do swojego odbicia, z braku lepszych pomysłów decydując się zrobić to, co Claire po drugiej stronie – po prostu ignorować jakiekolwiek pytania. W końcu miała do tego prawo, czyż nie?
– Allegra nie żyje – oznajmiła wprost, choć te słowa z trudem przeszły jej przez usta. Skrzywiła się, na ułamek sekundy przymykając oczy, by łatwiej nad sobą zapanować. Właściwie nie zarejestrowała momentu, w którym jednak zdecydowała się podejść na tyle blisko lustra, by bez przeszkód musnąć palcami jego gładką powierzchnię. Szkło wydawało się wręcz nienaturalnie chłodne. – Niewiele brakowało, żebyśmy wszyscy byli martwi. W zasadzie nadal może do tego dojść… Więc nie mów mi, że cokolwiek jest dobrze.
Samą siebie zaskoczyła gniewną nutą, która wkradła się do jej głosu. Wciąż drżała, ale nie tyle ze strachu, co stopniowo przybierającej na sile frustracji. Zacisnęła dłonie w pięści, ale prawie natychmiast poluzowała uścisk. Nie ufała sobie, własnym myślom, a tym bardziej odbiciu, które jak gdyby nigdy nic ją obserwowało. Zupełnie jakby wiedziało, czego się spodziewać…
Jakby już to przeżyło.
Coś w tej myśli skutecznie wytrąciło ją z równowagi. Claire energicznie pokręciła głową, próbując odsunąć od siebie niechciane, niespójne myśli. Przez krótką chwilę – zaledwie ułamek sekundy – była gotowa przysiąc, że rozumie, nim jednak zdążyła skupić się na tym przebłysku świadomości, ten zniknął równie nagle, co wcześniej się pojawił. Znów poczuła się zagubiona i absolutnie niepewna, mogąc co najwyżej zgadywać, czego powinna się spodziewać.
– Gdybym tylko mogła… Ale to w ten sposób nie działa. – Odbicie westchnęło przeciągle. – Kiedyś zrozumiesz.
– Kiedy?! – wyrwało jej się.
Nie otrzymała odpowiedzi.
Przez dłuższą chwilę obie trwały w bezruchu, a gdyby nie to, że postać w lustrze miała całkowicie obcą Claire sukienkę, pomyślałaby, że nagle wszystko wróciło do normy. W teorii, bo temu miejscu daleko było, by mogła uznać je za coś choćby po części właściwego. To i wątpliwości, które niezmiennie jej towarzyszyły, skutecznie doprowadzały dziewczynę do szału.
Odbicie poruszyło się nagle, jakby od niechcenia muskając palcami dzielącą je od Claire powierzchnię.
– Prędzej czy później – stwierdziło wymijająco. – Wolałabym, żeby nie doszło do tego wcale.
Claire zacisnęła usta. Tym razem nie zapytała o nic, chociaż miała na to ochotę. Na usta cisnęły jej się dziesiątki pytań, wiedziała jednak, że ilekroć by ich nie zadała, tak czy siak nie otrzymałaby odpowiedzi. Odniosła zresztą wrażenie, że dziewczyna w lustrze rozluźniła się nieznacznie, usatysfakcjonowana milczeniem.
Więc tak to miało działać? Spotykały się tylko po to, żeby milczeć albo żeby musiała słuchać wymijających, nic niewnoszących uwag, które…?
– Mnie też jest przykro. Ale rozpaczanie za zmarłymi prowadzi donikąd – oznajmiła cicho druga Claire. Zaraz po tym uciekła wzrokiem gdzieś w bok, zupełnie jakby powiedziała za dużo. – Ważne, żeby o nich pamiętać… Również o tym, że chcieliby dla nas szczęścia. Każde poświęcenie ma wielką wartość.
„Dlaczego to brzmi tak, jakbyś coś o tym wiedziała?” – zapragnęła zapytać, ale ucisk w gardle skutecznie ją przed tym powstrzymał. W efekcie była w stanie co najwyżej bezradnie obserwować, zagubiona i coraz bardziej rozgoryczona. Nie miała pojęcia czy słowa odbicia odnosiły się do Setha, Allegry czy jeszcze kogoś innego.
Postać w lustrze poruszyła się. Claire machinalnie skupiła na niej wzrok, próbując ignorować niepokojące wrażenie, że coś poruszyło się w ciemności za plecami odbicia. Gdzieś w pamięci zamajaczyło jej wspomnienie zakrwawionych dłoni, które widziała jakiś czas temu. Przez moment niemalże czuła posokę na własnych palcach, jednak gdy dla pewności przyjrzała się dłoniom, nie dostrzegła choćby śladu czerwieni.
– Nie daj się żałobie, co? Pewne sprawy trzeba uporządkowywać na bieżąco. – Odbicie wysiliło się na blady uśmiech. – Cokolwiek usłyszysz, pamiętaj, że on nie chciałby, żebyś się o cokolwiek obwiniała.
– Nie wiesz, co tam się wydarzyło – zaoponowała machinalnie.
Sęk w tym, że przez myśl przeszło jej coś zupełnie innego. Nie mogła pozbyć się wrażenia, że dziewczyna w lustrze widziała i rozumiała o wiele więcej, niż Claire mogłaby sobie tego życzyć.
– Możliwe – usłyszała w odpowiedzi. Wzdrygnęła się, przez krótką chwilę niemalże pewna, że odbicie zareagowało na jej myśli. – A może to ty z czasem spojrzysz na świat zupełnie inaczej. Tego nigdy się nie wie.
– Czyżby?
Kolejny raz zamiast odpowiedzi doczekała się tego na wpół troskliwego, na wpół pobłażliwego uśmiechu.
– Zobaczymy – oznajmiła z przekonaniem. – A tak swoją drogą… Oliver ma trochę racji. Tak tylko mówię.
– A co to niby…?
Zanim zdążyła sformułować pytanie do końca, po prostu się obudziła.

Gwałtownie usiadła na łóżku. Serce tłukło jej się w piersi, ale tak naprawdę nie czuła się przerażona. W gruncie rzeczy była przede wszystkim sfrustrowana i bardzo, ale to bardzo zdezorientowana.
Nerwowym ruchem odgarnęła włosy z czoła. Spojrzała na telefon, by sprawdzić godzinę, po czym nieznacznie skrzywiła się, z zaskoczeniem przyjmując fakt, że było przed południem. Nie przypominała sobie, kiedy ostatnim razem spała tak długo. Z drugiej strony, ostatniej nocy czuwała dość długo, korzystając z powrotu rodziców. Mimo wszystko w Seattle zdążyła odzwyczaić się od funkcjonowania po zmroku, mimowolnie dostosowując się do sposobu, w jaki funkcjonowali ludzie.
Z wolna podniosła się, energicznie pocierając skronie. Bolała ją głowa, ale próbowała nie zwracać na to uwagi, bardziej skupiona na resztkach majaczącego w jej pamięci snu. Znów to samo. Kolejny raz jak gdyby nigdy nic gawędziła sobie z własnym odbiciem, nie mogąc pozbyć się wrażenia, że Claire z lustra zachowywała się niemniej irytująco, co i Rufus. Jasne, zwłaszcza Aldero dał jej kilkukrotnie do zrozumienia, że była podobna do ojca, ale nie sądziła, żeby to zaszło aż tak daleko.
Przez krótką chwilę miała ochotę roześmiać się w nieco nerwowy, histeryczny sposób. Abstrahując od dziwnego zachowania odbicia, sama czuła się tak, jakby powoli zaczynała tracić zmysły. W głowie miała pustkę, nawet nie próbując szukać sensu w tym, co usłyszała podczas rozmowy. W zasadzie nigdy nie wyciągała z tych rozmów niczego sensownego, może pomijając nietypową dla niej frustrację. Najwyraźniej jedyną osobą, która miała szanse ot tak wytrącić ją z równowagi, była ona sama.
Westchnęła cicho. Bez pośpiechu krążyła po pokoju, z przesadną wręcz dokładnością przeglądając upchnięte w torbie pod łóżkiem rzeczy. Poniekąd siedziała na walizkach. Co prawda pobyt w Seattle przedłużył się o wiele bardziej, niż zakładała, ale zwłaszcza teraz brała pod uwagę rychły wyjazd. Po pierwsze, w grę wchodził pogrzeb Allegry, a po drugie – już nic nie trzymało jej w tym mieście. Taty tym bardziej, więc decyzja o powrocie do Miasta Nocy wydawała się kwestią czasu.
Jeśli miała być ze sobą szczera, dokładnie na to liczyła.
Zawahała się, w milczeniu przypatrując trzymanej w rękach bluzce. Właściwie nie zwracała uwagi na ubrania, myślami wciąż przy śnie i rozmowie z odbiciem. Chciała tego czy nie, wciąż analizowała każde ze słów, które padło… cóż, poniekąd w obu przypadkach z jej ust. Tematy, które poruszyło odbicie, były znajome, co niejako mogłaby uznać za potwierdzenie, że wszystko jednak sprowadzało się do zwykłego snu. Może w ten sposób próbowała odreagować i uporządkować wszystko to, co ją dręczyło, ale…
Och, przecież sama w to nie wierzyła.
Wiedziała za to, że najzwyczajniej w świecie pragnęła uciec. Odbicie jej tego nie zarzuciło, ale nie musiało. Wystarczyło, że sama wzmianka o Secie wystarczyła, by rozbudzić w Claire poczucie winy. Już nie chodziło tylko o to czy mogła coś zdziałać, czy może wręcz przeciwnie. Chodziło przede wszystkim o to, że z uporem unikała tematu – uciekała przed konsekwencjami, które tak czy siak miały ją dopaść.
Była coś winna Sethowi i jego rodzinie. Już i tak zwlekała zdecydowanie zbyt długo, licząc na Renesmee. Z tym, że to przecież nie powinno wyglądać w ten sposób.
Teraz na dodatek Leah poznała prawdę. Zdaniem mamy, nie przyjęła tego dobrze, co zresztą było do przewidzenia. Claire mogła tylko zgadywać, w jaki sposób to wszystko przybiegło i jak na chwilę obecną czuła się Leah. Skoro wróciła do domu, pozostali również musieli być świadomi, a jednak…
Poderwała się na równe nogi, zanim zdążyła zastanowić się nad tym, co robi. Dom wydawał się nienaturalnie cichy, ale zdążyła przywyknąć do takiego stanu rzeczy, zwłaszcza w ostatnim czasie. Bez słowa wyszła na korytarz, ruszając prosto do sypialni Gabriela i Renesmee. Zastygła w bezruchu, nasłuchując i wahając się nad tym, czy powinna zapukać.
– Bella jest na dole – usłyszała tuż za plecami.
Odwróciła się tak gwałtownie, że omal się nie wywróciła. Edward stał tuż za nią, chociaż nie wychwyciła momentu, w którym w ogóle znalazł się przy niej. Machinalnie uniosła dłoń do serca, jednocześnie spoglądając na wampira z niedowierzaniem.
– Ja…
– Wybacz, proszę – zreflektował się pośpiesznie. – Sądziłem, że mnie słyszysz… No i wychwyciłem, że szukasz Belli – wyjaśnił, uśmiechając się przepraszająco. – Naprawdę staram się nie śledzić waszych myśli.
Ze świstem wypuściła powietrze. Zdołała skinąć głową, dopiero po chwili otrząsając się na tyle, by być w stanie się odezwać.
– Dziękuję. – Głos nieznacznie jej zadrżał, więc odchrząknęła, próbując oczyścić gardło. – Czy wszystko w porządku? Podejrzewam, że nic się nie zmieniło, ale i tak… – Zamilkła, zdobywając się wyłącznie na wzruszenie ramionami.
– Nic a nic – przyznał niechętnie Edward. – Gabriel przy niej zasnął, więc zostaliśmy z Bellą na dole. Skoro wszyscy wrócili, może w końcu uda nam się zajrzeć do domu – wyjaśnił pokrótce. – Jak wspomniałem, Bella jest na dole.
Nie dodał niczego więcej i była mu za to wdzięczna, zwłaszcza że mogła wręcz przysiąc, że doskonale zdawał sobie sprawę z powodu, dla którego szukała jego żony. Claire wyminęła go, w pośpiechu dopadając do schodów i zbiegając na dół. W tamtej chwili żałowała, że nigdzie w pobliżu nie czuła Lucasa. Obecność wampira ją uspokajała, zresztą miał zadziwiająco wiele cierpliwości do każdego pomysłu, na który wpadała – i to nawet jeśli ten w najmniejszym stopniu nie przypadał mu do gustu.
Jak wtedy, gdy poszła do mieszkania Lawrence’a, ostatecznie lądując w jednym pokoju z Rafaelem. Jakkolwiek by jednak nie było, nie sądziła, by nawet Lucas ze spokojem przyjął to, że miała jakikolwiek kontakt z Claudią.
Oliver ma trochę racji, pomyślała mimochodem i przez krótką chwilę miała ochotę jęknąć. Niby jak powinna to rozumieć…?
Przestała o tym myśleć i to nie tylko przez wzgląd na Edwarda, który przypadkiem mógł usłyszeć za dużo. Wszelakie myśli uleciały z jej głowy w chwili, w której zauważyła Bellę. Wampirzyca siedziała w salonie, uważnie wpatrując się w telefon, co najmniej jakby podejrzewała, że komórka mogłaby pokusić się o zrobienie komuś krzywdy.
– Ehm… Dzień dobry.
Claire zawahała się, wciąż z uwagą przypatrując wampirzycy. Bella wzdrygnęła się, w pośpiechu przenosząc na nią wzrok. Palce wampirzycy mocnie zacisnęły się na telefonie, chyba jedynie cudem nie miażdżąc urządzenia.
W żaden sposób nie zareagowała na powitanie.
– To Charlie – powiedziała w zamian. Coś w tych słowach sprawiło, że Claire zamarła, mając wrażenie, że ktoś nagle spróbował ją uderzyć. – Edward wspominał, że chyba mnie szukasz. Podejrzewam, że… Cóż, jadę tam. – Jeszcze kiedy mówiła, poderwała się na równe nogi. – I tak, możesz jechać ze mną.
To jej wystarczyło. Poruszając się trochę jak w transie, natychmiast ruszyła za Bellą. W głowie miała pustkę, tak zresztą było łatwiej, bo nie miała wątpliwości, że gdyby tylko zaczęła w panice rozwodzić się nad tym pomysłem, znalazłaby ze sto powodów, żeby nigdzie nie jechać. Stchórzyłaby, niemalże z ulgą zasłaniając się czy to wątpliwościami, czy też tym, że Rufus ot tak nie wypuściłby jej z domu.
Bella milczała, ale to było Claire na rękę. Poniekąd odpowiadało jej to, że wampirzyca niejako podjęła decyzję za nią, nie czekając na jakiekolwiek pytania. Nie miały wcześniej okazji spędzać ze sobą czasu, ale Claire i tak poczuła się zaskakująco pewnie w jej obecności. Przynajmniej nie była sama i – co ważniejsze – nie spotkała się z choćby śladem sprzeciwu czy obaw przed tym, czy w ogóle powinna zabierać ją ze sobą.
– Mam jechać z wami? – rzucił Edward, a Bella jedynie skinęła głową.
– Tak, proszę. – Zawahała się na dłuższą chwilę. – Chyba nie powinnam prowadzić.
Najwyraźniej to mu wystarczyło, bo natychmiast ruszył w stronę drzwi wejściowych. Srebrne volvo stał zaparkowane przed domem, a kiedy Claire znalazła się w środku, poczuła się niemalże jak w potrzasku. Zastygła na tylnym siedzeniu, dopiero po chwili uświadamiając sobie, że w pośpiechu nie wzięła kurtki.
– Przyniosę ci – zareagował natychmiast Edward. Nie czekał, by mogła zaprotestować. – Hej, spokojnie… Nie zrobiłaś niczego złego.
Dopiero po chwili zrozumiała, że nie miał na myśli tego, że opóźniała wyjazd. Mówił o Secie i ta świadomość wystarczyła, by jeszcze bardziej ją zaniepokoić. Nie pierwszy raz słyszała takie zapewnienia, a jednak każde kolejne słowo brzmiało równie bezsensownie. Nie wierzyła w to, mając wręcz ochotę kimś porządnie potrząsnąć i zmusić do tego, by powiedział jej prawdę.
Sama też zawiniła. Dobra bogini, była tam! Wcześniej wiedziała, że coś się wydarzy, a jednak nie potrafiła wystarczająco trafnie odczytać własnych przepowiedni, by móc temu zapobiec. Co więcej, Claudia zrobiła to z jej powodu i…
Już dawno powinna osobiście pojechać do rezerwatu i porozmawiać z bliskimi Setha.
Zastygła w bezruchu, bezmyślnie wpatrując się w okno. Próbowała się uspokoić, zwłaszcza przez wzgląd na Edwarda, który mimo wszystko słyszał jej myśli, ale to okazało się o wiele trudniejsze, niż mogłaby sobie tego życzyć. Drżała, niezdolna ot tak się powstrzymać, w miarę jak namiar emocji coraz bardziej dawał jej się we znaki. Miała wrażenie, że zanim dotrą do rezerwatu, jednak miała oszaleć i to nawet bardziej niż odbicie, z którym rozmawiała w snach. Swoją drogą, jeśli to nie było oznaką wariactwa…
„Nie daj się żałobie, co? Pewne sprawy trzeba uporządkowywać na bieżąco. Cokolwiek usłyszysz, pamiętaj, że on nie chciałby, żebyś się o cokolwiek obwiniała”.
Zamknęła oczy.
Może gdyby najpierw uwierzyła, że potrafi to zrobić, wszystko stałoby się dużo prostsze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa