19 lipca 2018

Czterdzieści osiem

Gabriel
Nie miał ochoty na wyjazd do Miasta Nocy. Nie, jeśli to wiązało się z tym, że miałby po raz kolejny zostawić Renesmee. Z drugiej strony, nie wyobrażał sobie, że miałby nie pojawić się na pogrzebie własnej ciotki. Nie chodziło tylko o perspektywę zawiedzenia Isabeau, bo wierzył, że siostra by mu wybaczyła. Czegokolwiek nie powiedziałby o Beau, wciąż miewała w sobie o wiele więcej zrozumienia, niż mogłoby się wydawać – i to w szczególności wtedy, gdy chodziło o jej rodzinę.
Z łatwością mógł wyobrazić sobie również reakcję Nessie, gdyby oznajmił, że zamierzał darować sobie wyjazd. Nie pozwoliłaby mu. A jak ją znał, bardzo szybko doprowadziłaby go do sytuacji, w której pożałowałby próby sprzeciwienia się temu, czego oczekiwała. Allegra była ważna dla nich oboje i to wystarczyło, żeby zacząć jawić się w umyśle Gabriela jako argument, by jednak zmusić się do wyjazdu.
Inna sprawa, że w jakimś stopniu coraz mniej sobie ufał. Do tej pory starał trzymać się z daleka od sypialni, jeśli nie miał pewności, że udało mu się odpowiednio zapanować nad głodem. Nie rozumiał tego, ale zapotrzebowanie na energię pojawiało się zdecydowanie zbyt często, by mógł uznać to za naturalne. Zresztą po tym, jak przyłapał się na chęci wykorzystania niczego nieświadomej Renesmee, tym bardziej nie wierzył sobie na tyle, by próbować zostać z żoną sam na sam. W zasadzie unikał tego również w przypadku Joce, zwłaszcza że córka jawiła mu się jako wystarczająco delikatna i bezbronna, by zdołał ją skrzywdzić.
Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie potrafił tego opisać, a tym bardziej znaleźć przyczyny takiego stanu. Mógł co najwyżej zgadywać, a jego myśli raz po raz uciekały do kryształu. Wszystko zaczęło się właśnie od tego – nadmiaru mocy, która nie tylko odebrała mu Nessie, ale też doprowadziła do… Do czego właściwie? Gubił się, wciąż mając wrażenie, że balansował gdzieś na krawędzi, w każdej chwili mogąc jednak stracić kontrolę. Wolał nie zastanawiać się nad możliwymi konsekwencjami, zwłaszcza po tym, co wydarzyło się w Chianni.
Miał wrażenie, że Layla coś podejrzewała. Raz po raz przyłapywał siostrę na tym, że dziwnie na niego patrzyła, tak jak wtedy, gdy w porę weszła do sypialni, powstrzymując go przed zrobieniem krzywdy Nessie. Nic nie wskazywało na to, by dziewczyna zauważyła wtedy coś podejrzanego, ale Gabriel wcale nie czuł się dzięki temu spokojniejszy. W jakimś stopniu chciał z nią porozmawiać, zwłaszcza że bliźniaczka zawsze była jedną z tych osób, którym ufał nade wszystko, ale nie potrafił się do tego zmusić. Zbyt wiele znaczyło dla niego to, że była cała. Co więcej, już i tak brała na siebie tyle problemów, że nie zamierzał dokładać jej kolejnych.
Layla kolejny raz próbowała bawić się w opiekunkę, co zresztą było do przewidzenia. Nie czuł się szczególnie zaskoczony, kiedy zaczęła traktować Cassandrę i Ryana jak dwójkę kolejnych, nie do końca stabilnych dzieciaków, które miała szansę naprostować na tyle, by przestali być niebezpieczni. Rufus spoglądał na to z wyraźnym politowaniem, ale nie próbował jej powstrzymywać, choć z perspektywy Gabriela wypuszczanie kogoś, kogo wcześniej osobiście trzymało się w zamknięciu w obawie przed konsekwencjami, nie należało do najrozsądniejszych posunięć. Z drugiej strony, dobrze wiedział jak na samą wzmiankę o piwnicy reagowała jego siostra, więc ostatecznie próbował udawać, że wampirzyca wiedziała, co robi. I że Rufus jednak nie zamierzał pozwolić na to, żeby dwójka nie do końca stabilnych hybryd zniszczyła im dom albo wymordowała pół miasta.
To też przemawiało za niewspominaniem Layli o „małym problemie”, który miewał. Nie tylko by się przejęła, ale też jak nic chciała pomóc, choć najpewniej nie miała być do tego zdolna.
W gruncie rzeczy marzył tylko o chwili spokoju, żeby w końcu zebrać myśli, ale wszystko wskazywało na to, że nie miał na co liczyć.
Jego dusza nieustannie wyrywała się do Renesmee. Obiecał jej wrócić tak szybko, jak tylko miało być to możliwe, a jednak robił wszystko, byleby uniknąć przeniknięcie do świata snów tak długo, jak tylko byłoby to możliwe. Pamiętał, że Layla chciała mu towarzyszyć i faktycznie zamierzał jej to umożliwić, nie ufając sobie na tyle, by ryzykować samotne spotkanie z żoną. Jako pozbawiona ciała dusza, była bezbronna wobec telepatii. Gdyby nagle go poniosło, na dodatek teraz, kiedy miał szansę ją odnaleźć…
Nie chciał nawet o tym myśleć.
Równie niechętnie pozwalał sobie na rozważania na temat pogrzebu. To nie była pierwsza ceremonia w Mieście Nocy, w której braliby udział. Co więcej, nie miał wątpliwości, że Isabeau potrzebowała zarówno jego, jak i Layli. Nie przyznałaby się do tego, ale Gabriel wciąż miał w pamięci zwierzającą mu się, dziwnie roztrzęsioną Beau. Teraz zachowanie siostry było dla niego jasne – to, jak reagowała na jakiekolwiek pytania, o tej zadziwiającej wręcz wrażliwości nie wspominając. Przez to tym bardziej chciał ją pocieszyć, ale obawiał się, że w obecnej sytuacji absolutnie się do niego nie nadawał. Myślami wciąż był przy Renesmee i to wystarczyło, by problemy innych – nieważne jak znaczące – zeszły gdzieś na dalszy plan.
Jakkolwiek by jednak nie było, decyzja o wyjeździe wydawała się już czymś oczywistym. W normalnym wypadku nawet by mu ulżyło, zwłaszcza że miał wrażenie, że wszystko było nie tak, odkąd zdecydowali się na przeprowadzkę do Seattle. Nie, zdecydowanie nie chodziło o to, że Miasto Nocy było jakkolwiek bezpieczniejsze – wręcz przeciwnie. Sęk w tym, że zamieszkane przez nieśmiertelnych miejsce, działało na jasnych zasadach. Funkcjonowali zgodnie z regułami, które opierały się ni mniej, ni więcej, ale na zwyczajnym instynkcie przetrwania. Śmierć po prostu była częścią Miasta Nocy, to zaś w gruncie rzeczy pozostawało… wyjątkowo spokojne.
Ze światem zewnętrznym było inaczej. Obcowanie z niczego nieświadomymi ludźmi niosło ze sobą zagrożenie większe, niż do tej pory sądzili. Nie chodziło już nawet o możliwość konfliktu z Volturi, zwłaszcza od czasu balu, kiedy potęga Włochów wydawała się – o, ironio! – wisieć na włosku. Prawdziwy problem leżał właśnie w pozornej nieświadomości śmiertelników, bo przy nich mimo wszystko czuli się zbyt pewnie. Żadne z nich nie brało pod uwagę, że zagrożenie mogłoby przyjść właśnie z tej strony.
Teraz widział, jak bardzo zgubne było takie myślenie.
W gruncie rzeczy zarówno wampiry, jak i wilkołaki, wydawały się lepszą opcją, od przerażonych ludzi. To mogło wydawać się wręcz irracjonalne, ale po ostatnich wydarzeniach wnioski nasuwał się same.
– Tato!
Alessia dosłownie zmaterializowała się przed nim. Jeden rzut oka na dziewczynę wystarczył, by Gabriel doszedł do wniosku, że była przerażona. Kiedy na dodatek w ułamek sekundy później córka bezceremonialnie wpadła mu w ramiona, nabrał przekonania, że coś zdecydowanie musiało być na rzeczy.
W pierwszym odruchu zesztywniał, po czym dyskretnie rozejrzał się dookoła. Przedpokój wyglądał na opustoszały, zresztą tym razem głód nie odezwał się, co Gabriel przyjął z ulgą. Nic też nie wskazywało na to, by Ali zorientowała się, skąd wracał, co również mu odpowiadało. Wolał nie musieć zwierzać się z tego, że ostatnią godzinę spędził w mieście, jakby od niechcenia kręcąc się między potencjalnymi ofiarami, absorbując energię przypadkowych osób.
– Co się stało? – zapytał natychmiast, bezceremonialnie odsuwając Alessię na długość wyciągniętych ramion.
Dla pewności zmierzył ją wzrokiem, jakby spodziewając się dostrzec w jej wyglądzie coś, co powinno go zaniepokoić. Podejrzewał, że zaczynał być przewrażliwiony, ale nie obchodziło go to, zwłaszcza że przecież miał powody. Na szczęście wszystko wskazywało na to, że Alessia była cała – co najwyżej bardzo poruszona i na tyle blada, jakby sama również potrzebowała się posilić.
– Ariel. – Tylko na tyle było ją stać. Odsunęła się o krok, wyraźnie mając problem z ustaniem w miejscu. – Ariel dzwonił i… chyba coś jest nie tak. Coś jest…
W pośpiechu wyrzucała kolejne słowa, mając problem z formułowaniem myśli. Gabriel zauważył, że w dłoniach wciąż ściskała telefon, raz po raz obracając komórkę w palcach. Instynktownie doskoczył do niej, by móc zacisnąć palce na jej ramionach. Ostatnie przystanęła, po prostu tkwiąc w miejscu i nerwowo spoglądając mu w twarz.
– Po kolei, księżniczko – zadecydował, siląc się na uspokajający ton. Przez moment spojrzał na nią niemalże jak na Jocelyne, w ostatniej chwili powstrzymując się od przypomnienia Ali, by zaczęła mówić wolniej. – Po pierwsze, stało mu się coś? Czy Ariel…?
– Nie, jest cały! – zapewniła natychmiast, wyraźnie zaniepokojona perspektywą, że mogłoby być inaczej. Energicznie potrząsnęła głową, jakby chcąc odrzucić od siebie jakaś niepokojącą myśl. – Chyba. Powiedziałby mi, gdyby…
– Okej. – Odetchnął, kiedy posłusznie zamilkła. – Więc nic mu nie jest, tak?
Skinęła głową. Wyczuł, że mimo wszystko nieznacznie się rozluźniła, nawet jeśli wciąż wydawała się pobudzona.
– Przyjeżdżają do Miasta Nocy – oznajmiła, w końcu będąc w stanie sformułować jakąś sensowną wypowiedź. Tych kilka słów wystarczył, by Gabriel pojął, skąd brało się jej podenerwowanie. – On, Bella i Vick… Do cholery, coś się stało! Nie uwierzę, że ewakuowali się z Lille bez powodu.
Bez słowa przygarnął ją do siebie. Nie miał głowy do tego, co działo się w Lille, w gruncie rzeczy nie zastanawiając się nad tym od chwili, gdy Rufus i Layla przywieźli ze sobą Alessię. Wiedział, że w twierdzy pojawił się ktoś niebezpieczny. Charon, kimkolwiek był, stanowił zagrożenie i to wystarczyło, by Gabriel zaczął się martwić. Ali może i była silna, zresztą zbyt często przyłapywał się na tym, że z przyzwyczajenia traktował ją jak siostrę, ale to niczego nie zmieniało w kwestii potencjalnego zagrożenia. Pragnął chronić ją za wszelką cenę, zresztą jak i Ariel.
Ostrożnie przeczesał włosy dziewczyny palcami. Przez dłuższą chwilę trwali w ciszy, co dało mu czas, by jednak zebrać myśli.
– Cokolwiek się stało… Cóż, zobaczycie się, tak? – Ta jedna kwestia była dla niego oczywista. – Nie zdziwię się, jeśli będziesz chciała zostać w Mieście Nocy na dłużej. Tak czy siak, wtedy wszystko się wyjaśni.
– Chcę jechać tam teraz – oznajmiła natychmiast, w pośpiechu oswobadzając się z jego uścisku.
Jedynie pokręcił głową.
– Kilka godzin cię nie zbawi, księżniczko – zauważył przytonie. Rzuciła mu niespokojne spojrzenie, natychmiast otwierając usta, by zaprotestować. – Zapytam Laylę, w porządku? Wszystko i tak zależy od Lilianne. Jeśli reszta nie będzie miała nic przeciwko, możemy jechać choćby zaraz.
– Ja nie… Och, w porządku. – Wciąż nie wyglądała na przekonaną, ale przynajmniej więcej nie próbowała protestować. – Powiem Damienowi i… Ciocia jest w ogrodzie. Claire wróciła.
– Nie bardzo rozumiem.
– Była z Bellą i Edwardem w rezerwacie. Z tego, co wiem… Hm, nie najlepiej to wyszło – wyjaśniła, a po jej tonie słychać było, że właśnie zdecydowała się na niedopowiedzenie stulecia. – Leah nie przebierała w słowach.
– Słodka bogini, Claire… – wyrwało mu się.
Alessia westchnęła. Nerwowo zaciskała palce na poręczy, wyraźnie spiesząc się, by wrócić na górę.
– Cammy było w pobliżu, więc nie było tak źle. Tyle przynajmniej zrozumiałam. – Lekko przekrzywiła głowę. – No i przywieźli psa.
– Co takiego?
– No, wiesz… Star. – Jakimś cudem udało jej się uśmiechnąć. – Tę ślicznotkę, którą miał Seth. Wujek oczywiście nie jest zachwycony, ale Claire jest tak rozbita, że nawet on nie próbował tego komentować. Pytanie tylko, co ze Star… Na razie nie odstępuje Claire na krok, ale to, że nie zabiorą jej ze sobą, jest oczywiste. Pies w laboratorium to raczej zły pomysł. Zwłaszcza taki.
Nie dodała niczego więcej, chwilę później w końcu znikając mu z oczu. Odprowadził ją wzrokiem, właściwie się nad tym nie zastanawiając, bo myślami wciąż był przy tym, co powiedziała mu Alessia.
To, że Claire mogłaby źle się czuć, nie było dla niego zaskoczeniem. Jakby nie patrzeć, sam próbował kontrolować jej sny zaraz po śmierci Setha, by zaoszczędzić siostrzenicy koszmarów. Tak czy inaczej, nie spodziewał się niczego dobrego, zwłaszcza po wizycie dziewczyny w rezerwacie. Prędzej czy później musiało do tego dość, tym bardziej że już sama Nessie zamartwiała się, wspominając o rozmowie z Charliem i Sue. Oczywiści żadne z nich nie brało pod uwagę, że wszystko mogłoby skończyć się w taki sposób.
Cóż, jakkolwiek by nie było, teraz ważna pozostawała wyłącznie Allegra. Nie miał pewności, czy przyśpieszenie wyjazdu miało cokolwiek ułatwić, ale nie zamierzał protestować, zwłaszcza przez wzgląd na Alessię. Wolał mieć na nią oko, zresztą po cichu liczył na to, że im szybciej załatwią pewne sprawy, tym szybciej będą mogli wrócić i zająć się Nessie.
Z powątpiewaniem spojrzał w stronę schodów, przez moment mając ochotę pójść na górę i sprawdzić, czy wszystko w porządku. Wyczuł, że Bella i Edward już tam byli, co nieco go uspokoiło. Mógłby sobie na to pozwolić, tym bardziej że polował, ale…
W pamięci jak na zawołanie zamajaczyło wspomnienie głodu, którego doświadczył przy niej ostatnim razem – zaledwie nic nieznaczące echo, ale to wystarczyło, by zmienił zdanie.
Później.
Wraz z tą jedną myślą, chcąc nie chcąc poszedł zobaczyć się z Laylą.
Renesmee
Trwanie w ciemnościach jest monotonne. Początkowo, po tym jak Gabriel zniknął, czułam przede wszystkim niepokój, ten jednak finalnie ustąpił miejsca znużeniu. Przynajmniej już mam pewność, że nic nie będzie w stanie wyrwać mnie ze świata snów. W to za wszelką cenę próbuję wierzyć, nie chcąc zastanawiać się nad tym, co się stanie, jeśli jakimś cudem wrócę do świata Ciemności.
Poniekąd wciąż się tego obawiam. Trwanie w zawieszeniu nie ma w sobie niczego, co mogłabym uznać za kojące. Co prawda spoglądanie na zmieniające się, połyskujące łagodnie aury snu, na jakiś czas pozwoliło mi się wyłączyć, ale na dłuższą metę zdaje się prowadzić donikąd. Boję się ruszyć, nie chcąc przegapić powrotu Gabriela, choć wątpię, by pulsujące kule miały stałe miejsce w tym nierzeczywistym świecie. Wierzę zresztą, że mąż odnajdzie mnie bez trudu, zwłaszcza że panuje nad snami o wiele lepiej, niż ja kiedykolwiek będę.
Trudno mi określić upływ czasu w tym miejscu. Równie dobrze może wcale nie istnieć, choć nie potrafię sobie tego wyobrazić. Wciąż czekam, choć nie jestem pewna na co, bo przecież tak naprawdę nie mamy żadnego planu. Złe przeczucia nie opuszczają mnie nawet na moment, ale chyba już zdążyłam się do nich przyzwyczaić. Zresztą wszystko wydaje się lepsze, niż gdybym miała znów wylądować w zamkniętym pokoju, który ostatnim razem wskazała mi Ariadna.
Co nie zmienia faktu, że tak czy inaczej muszę czekać. Tym razem przynajmniej mam dość przestrzeni, by zacząć krążyć, ale obserwowanie aur snów jest po jakimś czasie nużące, zwłaszcza że sama nie jestem w stanie zasnąć. Być może nie powinno mnie to dziwić, skoro na swój sposób najpewniej śpię. Próbowałam nawet szukać własnej aury, choć od Gabriela wiem, że to nie powinno być możliwe. Zresztą tak naprawdę nie mam pojęcia, czym charakteryzuje się moja melodia czy chociażby kolor. W efekcie przypominało to szukanie igły w stogu siana, a ja szybko się poddałam, pojmując, że nie mam co liczyć na nagłe olśnienie w tej kwestii.
Powoli zaczyna docierać do mnie to, jak poważna jest sytuacja. Myślę o wszystkim, co powiedział mi Gabriel, coraz wyraźniej czując… Cóż, pustkę. Początkowo nie dopuszczałam do siebie myśli o zerwanej więzi, ale tkwiąc samotnie w świecie znów, coraz bardziej dociera do mnie, że jednak wydarzyło się coś niedobrego. Przez to mam wątpliwości. Jeśli jednak bym się zgubiła, a Gabriel nie byłby w stanie odszukać mnie nawet tutaj…
Cicho nucę znajomą melodię, ale nie dzieje się nic wartego uwagi. Nie ma go, przynajmniej na razie. Coś nieprzyjemnie ściska mnie w gardle, choć przecież nie chcę mieć do niego pretensji. Zwłaszcza że przecież znam Gabriela. Oboje wiemy, że i tak nie przyda się, jeśli przez cały czas będzie siedział przy mnie. Dzieje się dość, bym mogła sobie wyobrazić, że jest potrzebny w rzeczywistym świecie. Zresztą przecież wiem, że do mnie wróci – prędzej czy później.
Drżę, nie po raz pierwszy zastanawiając nad tym, czy to faktycznie ma prawo zadziałać raz jeszcze. Co, jeśli opuszczając sen Gabriela, zatraciłam szansę na kolejne spotkanie. Z drugiej strony, wciąż tutaj jestem, prawda? Najwyraźniej świat snów jest jedynym miejscem, w którym jednak mogę przebywać. To na swój sposób pocieszające, przynajmniej tak długo, jak w ogóle mam możliwość dotarcia do bliskich. Mimo wszystko czuję się tutaj bezpiecznie, aż za dobrze znając miejsce, do którego tak często zabierał mnie Gabriel. Co prawda poczucie samotności sprawia, że zaczyna mi być nieswojo, ale to lepsze niż wrażenie, że w każdej chwili mogłabym zobaczyć coś, czego nie powinnam.
Nie czuję, by był tu ktokolwiek prócz mnie. Oczywiście poza tysiącami aur śpiących, które w teorii mogłabym zwiedzać, ale nie potrafię się na to zdobyć. Zbyt wiele rzeczy mogłoby pójść nie tak. Co więcej, to już wcale nie wydaje mi się atrakcyjne tak długo, jak nie ma przy nim Gabriela. Mam wrażenie, że i tak jestem tu obca. To królestwo jego i Alessi, a przynajmniej zawsze tak o tym myślałam. Fakt, że znam zasady, jeszcze nie oznacza, że powinnam pozwalać sobie na zbyt wiele.
O ile w ogóle obowiązują mnie jakiekolwiek znane zasady.
Ta myśl mnie niepokoi, choć sama nie jestem pewna dlaczego. A jednak po chwili wahania dochodzę do wniosku, że jest w pełni uzasadniona. Nie mam pojęcia czym aktualnie jestem. Duszą bez ciała? Duchem? Skoro więź zniknęła, a ja nie potrafię odnaleźć siebie, coś zdecydowanie musi być na rzeczy. Zaczynam się bać, a jednak nie jestem w stanie ot tak zignorować dręczących mnie myśli. Próbuję zrozumieć, zwłaszcza że to wydaje się istotne. Wydarzyło się coś, co nie powinno, a jeśli chcę się stąd wydostać, potrzebuję odpowiedzi.
Z tym, że te nie nadchodzą. Ja z kolei tkwię w miejscu, które nawet nie jest prawdziwe, wypatrując czegoś, czego nie potrafię nazwać.
Nie, to zdecydowanie nie wygląda dobrze.
Moje myśli nie pierwszy raz uciekając do Gabriela. Nie zostawiłby mnie, prawda? Wierzę, że wkrótce się pojawi, ale i tak zaczynam się przejmować. Pamiętam, co wydarzyło się w siedzibie łowców – ten kryształ, wyraz twarzy Gabriela i tę… energię. Mogę tylko zgadywać, co wydarzyło się później, ale i tak mam wątpliwości. Kiedy o tym myślę, uprzytomniam sobie, że już wtedy dostrzegłam w Gabrielu coś, czego nie widziałam od bardzo dawna i miałam nadzieję nie widzieć w nim już nigdy więcej.
W pośpiechu odsuwam od siebie niechciane myśli. Nie chcę tego roztrząsać, zwłaszcza że mimo wszystko wydaje mi się irracjonalne. Z uporem odcinam się od tego, co najbardziej mnie dręczy, dochodząc do wniosku, że to wyłącznie moje wrażenie. Zaczynam wariować w ciszy. Tak, to zdecydowanie ma sens. Zarówno ja, jak i Gabriel, byliśmy przy spotkaniu roztrzęsieni, więc to nic dziwnego, że wydał mi się dziwny. Z kolei to, co stało się w pokoju z kryształem, zdecydowanie nie było jego winą. Tamtej nocy wszystko poszło nie tak, nam zaś pozostawało cieszyć się z tego, że wciąż żyliśmy
Cóż, ja przynajmniej w teorii. Jestem pewna, że Gabriel nie przyjąłby tego stwierdzenia w szczególnie entuzjastyczny sposób, ale co innego powinnam sobie myśleć? Czuję się jak martwa, wrażenie to zaś potęguje przedłużające się tkwienie w świecie stworzonym z cudzych snów. W takiej sytuacji zdecydowanie trudno czuć się normalnie.
Zamykam oczy, choć i tak nie jestem w stanie zasnąć.
Wciąż mogę co najwyżej czekać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa