Gabriel
Nie miał ochoty na wyjazd do
Miasta Nocy. Nie, jeśli to wiązało się z tym, że miałby po raz kolejny
zostawić Renesmee. Z drugiej strony, nie wyobrażał sobie, że miałby nie
pojawić się na pogrzebie własnej ciotki. Nie chodziło tylko o perspektywę
zawiedzenia Isabeau, bo wierzył, że siostra by mu wybaczyła. Czegokolwiek nie
powiedziałby o Beau, wciąż miewała w sobie o wiele więcej
zrozumienia, niż mogłoby się wydawać – i to w szczególności wtedy,
gdy chodziło o jej rodzinę.
Z łatwością
mógł wyobrazić sobie również reakcję Nessie, gdyby oznajmił, że zamierzał
darować sobie wyjazd. Nie pozwoliłaby mu. A jak ją znał, bardzo szybko
doprowadziłaby go do sytuacji, w której pożałowałby próby sprzeciwienia
się temu, czego oczekiwała. Allegra była ważna dla nich oboje i to
wystarczyło, żeby zacząć jawić się w umyśle Gabriela jako argument, by
jednak zmusić się do wyjazdu.
Inna
sprawa, że w jakimś stopniu coraz mniej sobie ufał. Do tej pory starał
trzymać się z daleka od sypialni, jeśli nie miał pewności, że udało mu się
odpowiednio zapanować nad głodem. Nie rozumiał tego, ale zapotrzebowanie na
energię pojawiało się zdecydowanie zbyt często, by mógł uznać to za naturalne.
Zresztą po tym, jak przyłapał się na chęci wykorzystania niczego nieświadomej
Renesmee, tym bardziej nie wierzył sobie na tyle, by próbować zostać z żoną
sam na sam. W zasadzie unikał tego również w przypadku Joce,
zwłaszcza że córka jawiła mu się jako wystarczająco delikatna i bezbronna,
by zdołał ją skrzywdzić.
Najgorsze w tym
wszystkim było to, że nie potrafił tego opisać, a tym bardziej znaleźć
przyczyny takiego stanu. Mógł co najwyżej zgadywać, a jego myśli raz po
raz uciekały do kryształu. Wszystko zaczęło się właśnie od tego – nadmiaru
mocy, która nie tylko odebrała mu Nessie, ale też doprowadziła do… Do czego
właściwie? Gubił się, wciąż mając wrażenie, że balansował gdzieś na krawędzi, w każdej
chwili mogąc jednak stracić kontrolę. Wolał nie zastanawiać się nad możliwymi
konsekwencjami, zwłaszcza po tym, co wydarzyło się w Chianni.
Miał
wrażenie, że Layla coś podejrzewała. Raz po raz przyłapywał siostrę na tym, że
dziwnie na niego patrzyła, tak jak wtedy, gdy w porę weszła do sypialni,
powstrzymując go przed zrobieniem krzywdy Nessie. Nic nie wskazywało na to, by
dziewczyna zauważyła wtedy coś podejrzanego, ale Gabriel wcale nie czuł się
dzięki temu spokojniejszy. W jakimś stopniu chciał z nią porozmawiać,
zwłaszcza że bliźniaczka zawsze była jedną z tych osób, którym ufał nade
wszystko, ale nie potrafił się do tego zmusić. Zbyt wiele znaczyło dla niego
to, że była cała. Co więcej, już i tak brała na siebie tyle problemów, że
nie zamierzał dokładać jej kolejnych.
Layla
kolejny raz próbowała bawić się w opiekunkę, co zresztą było do
przewidzenia. Nie czuł się szczególnie zaskoczony, kiedy zaczęła traktować
Cassandrę i Ryana jak dwójkę kolejnych, nie do końca stabilnych
dzieciaków, które miała szansę naprostować na tyle, by przestali być
niebezpieczni. Rufus spoglądał na to z wyraźnym politowaniem, ale nie
próbował jej powstrzymywać, choć z perspektywy Gabriela wypuszczanie
kogoś, kogo wcześniej osobiście trzymało się w zamknięciu w obawie
przed konsekwencjami, nie należało do najrozsądniejszych posunięć. Z drugiej
strony, dobrze wiedział jak na samą wzmiankę o piwnicy reagowała jego
siostra, więc ostatecznie próbował udawać, że wampirzyca wiedziała, co robi. I że
Rufus jednak nie zamierzał pozwolić na to, żeby dwójka nie do końca stabilnych
hybryd zniszczyła im dom albo wymordowała pół miasta.
To też
przemawiało za niewspominaniem Layli o „małym problemie”, który miewał. Nie
tylko by się przejęła, ale też jak nic chciała pomóc, choć najpewniej nie miała
być do tego zdolna.
W gruncie
rzeczy marzył tylko o chwili spokoju, żeby w końcu zebrać myśli, ale
wszystko wskazywało na to, że nie miał na co liczyć.
Jego dusza
nieustannie wyrywała się do Renesmee. Obiecał jej wrócić tak szybko, jak tylko
miało być to możliwe, a jednak robił wszystko, byleby uniknąć
przeniknięcie do świata snów tak długo, jak tylko byłoby to możliwe. Pamiętał,
że Layla chciała mu towarzyszyć i faktycznie zamierzał jej to umożliwić,
nie ufając sobie na tyle, by ryzykować samotne spotkanie z żoną. Jako
pozbawiona ciała dusza, była bezbronna wobec telepatii. Gdyby nagle go
poniosło, na dodatek teraz, kiedy miał szansę ją odnaleźć…
Nie chciał nawet
o tym myśleć.
Równie
niechętnie pozwalał sobie na rozważania na temat pogrzebu. To nie była pierwsza
ceremonia w Mieście Nocy, w której braliby udział. Co więcej, nie
miał wątpliwości, że Isabeau potrzebowała zarówno jego, jak i Layli. Nie
przyznałaby się do tego, ale Gabriel wciąż miał w pamięci zwierzającą mu
się, dziwnie roztrzęsioną Beau. Teraz zachowanie siostry było dla niego jasne –
to, jak reagowała na jakiekolwiek pytania, o tej zadziwiającej wręcz
wrażliwości nie wspominając. Przez to tym bardziej chciał ją pocieszyć, ale
obawiał się, że w obecnej sytuacji absolutnie się do niego nie nadawał. Myślami
wciąż był przy Renesmee i to wystarczyło, by problemy innych – nieważne
jak znaczące – zeszły gdzieś na dalszy plan.
Jakkolwiek
by jednak nie było, decyzja o wyjeździe wydawała się już czymś oczywistym.
W normalnym wypadku nawet by mu ulżyło, zwłaszcza że miał wrażenie, że
wszystko było nie tak, odkąd zdecydowali się na przeprowadzkę do Seattle. Nie,
zdecydowanie nie chodziło o to, że Miasto Nocy było jakkolwiek
bezpieczniejsze – wręcz przeciwnie. Sęk w tym, że zamieszkane przez
nieśmiertelnych miejsce, działało na jasnych zasadach. Funkcjonowali zgodnie z regułami,
które opierały się ni mniej, ni więcej, ale na zwyczajnym instynkcie
przetrwania. Śmierć po prostu była częścią Miasta Nocy, to zaś w gruncie
rzeczy pozostawało… wyjątkowo spokojne.
Ze światem
zewnętrznym było inaczej. Obcowanie z niczego nieświadomymi ludźmi niosło
ze sobą zagrożenie większe, niż do tej pory sądzili. Nie chodziło już nawet o możliwość
konfliktu z Volturi, zwłaszcza od czasu balu, kiedy potęga Włochów
wydawała się – o, ironio! – wisieć na włosku. Prawdziwy problem leżał właśnie w pozornej
nieświadomości śmiertelników, bo przy nich mimo wszystko czuli się zbyt pewnie.
Żadne z nich nie brało pod uwagę, że zagrożenie mogłoby przyjść właśnie z tej
strony.
Teraz
widział, jak bardzo zgubne było takie myślenie.
W gruncie
rzeczy zarówno wampiry, jak i wilkołaki, wydawały się lepszą opcją, od
przerażonych ludzi. To mogło wydawać się wręcz irracjonalne, ale po ostatnich
wydarzeniach wnioski nasuwał się same.
– Tato!
Alessia
dosłownie zmaterializowała się przed nim. Jeden rzut oka na dziewczynę
wystarczył, by Gabriel doszedł do wniosku, że była przerażona. Kiedy na dodatek
w ułamek sekundy później córka bezceremonialnie wpadła mu w ramiona,
nabrał przekonania, że coś zdecydowanie musiało być na rzeczy.
W pierwszym
odruchu zesztywniał, po czym dyskretnie rozejrzał się dookoła. Przedpokój
wyglądał na opustoszały, zresztą tym razem głód nie odezwał się, co Gabriel
przyjął z ulgą. Nic też nie wskazywało na to, by Ali zorientowała się,
skąd wracał, co również mu odpowiadało. Wolał nie musieć zwierzać się z tego,
że ostatnią godzinę spędził w mieście, jakby od niechcenia kręcąc się
między potencjalnymi ofiarami, absorbując energię przypadkowych osób.
– Co się
stało? – zapytał natychmiast, bezceremonialnie odsuwając Alessię na długość
wyciągniętych ramion.
Dla
pewności zmierzył ją wzrokiem, jakby spodziewając się dostrzec w jej
wyglądzie coś, co powinno go zaniepokoić. Podejrzewał, że zaczynał być
przewrażliwiony, ale nie obchodziło go to, zwłaszcza że przecież miał powody.
Na szczęście wszystko wskazywało na to, że Alessia była cała – co najwyżej
bardzo poruszona i na tyle blada, jakby sama również potrzebowała się
posilić.
– Ariel. –
Tylko na tyle było ją stać. Odsunęła się o krok, wyraźnie mając problem z ustaniem
w miejscu. – Ariel dzwonił i… chyba coś jest nie tak. Coś jest…
W pośpiechu
wyrzucała kolejne słowa, mając problem z formułowaniem myśli. Gabriel
zauważył, że w dłoniach wciąż ściskała telefon, raz po raz obracając
komórkę w palcach. Instynktownie doskoczył do niej, by móc zacisnąć palce
na jej ramionach. Ostatnie przystanęła, po prostu tkwiąc w miejscu i nerwowo
spoglądając mu w twarz.
– Po kolei,
księżniczko – zadecydował, siląc się na uspokajający ton. Przez moment spojrzał
na nią niemalże jak na Jocelyne, w ostatniej chwili powstrzymując się od
przypomnienia Ali, by zaczęła mówić wolniej. – Po pierwsze, stało mu się coś?
Czy Ariel…?
– Nie, jest
cały! – zapewniła natychmiast, wyraźnie zaniepokojona perspektywą, że mogłoby
być inaczej. Energicznie potrząsnęła głową, jakby chcąc odrzucić od siebie
jakaś niepokojącą myśl. – Chyba. Powiedziałby mi, gdyby…
– Okej. –
Odetchnął, kiedy posłusznie zamilkła. – Więc nic mu nie jest, tak?
Skinęła
głową. Wyczuł, że mimo wszystko nieznacznie się rozluźniła, nawet jeśli wciąż
wydawała się pobudzona.
–
Przyjeżdżają do Miasta Nocy – oznajmiła, w końcu będąc w stanie
sformułować jakąś sensowną wypowiedź. Tych kilka słów wystarczył, by Gabriel
pojął, skąd brało się jej podenerwowanie. – On, Bella i Vick… Do cholery,
coś się stało! Nie uwierzę, że ewakuowali się z Lille bez powodu.
Bez słowa
przygarnął ją do siebie. Nie miał głowy do tego, co działo się w Lille, w gruncie
rzeczy nie zastanawiając się nad tym od chwili, gdy Rufus i Layla
przywieźli ze sobą Alessię. Wiedział, że w twierdzy pojawił się ktoś
niebezpieczny. Charon, kimkolwiek był, stanowił zagrożenie i to
wystarczyło, by Gabriel zaczął się martwić. Ali może i była silna, zresztą
zbyt często przyłapywał się na tym, że z przyzwyczajenia traktował ją jak
siostrę, ale to niczego nie zmieniało w kwestii potencjalnego zagrożenia.
Pragnął chronić ją za wszelką cenę, zresztą jak i Ariel.
Ostrożnie
przeczesał włosy dziewczyny palcami. Przez dłuższą chwilę trwali w ciszy,
co dało mu czas, by jednak zebrać myśli.
– Cokolwiek
się stało… Cóż, zobaczycie się, tak? – Ta jedna kwestia była dla niego
oczywista. – Nie zdziwię się, jeśli będziesz chciała zostać w Mieście Nocy
na dłużej. Tak czy siak, wtedy wszystko się wyjaśni.
– Chcę
jechać tam teraz – oznajmiła natychmiast, w pośpiechu oswobadzając się z jego
uścisku.
Jedynie
pokręcił głową.
– Kilka
godzin cię nie zbawi, księżniczko – zauważył przytonie. Rzuciła mu niespokojne
spojrzenie, natychmiast otwierając usta, by zaprotestować. – Zapytam Laylę, w porządku?
Wszystko i tak zależy od Lilianne. Jeśli reszta nie będzie miała nic
przeciwko, możemy jechać choćby zaraz.
– Ja nie…
Och, w porządku. – Wciąż nie wyglądała na przekonaną, ale przynajmniej
więcej nie próbowała protestować. – Powiem Damienowi i… Ciocia jest w ogrodzie.
Claire wróciła.
– Nie
bardzo rozumiem.
– Była z Bellą
i Edwardem w rezerwacie. Z tego, co wiem… Hm, nie najlepiej to
wyszło – wyjaśniła, a po jej tonie słychać było, że właśnie zdecydowała
się na niedopowiedzenie stulecia. – Leah nie przebierała w słowach.
– Słodka
bogini, Claire… – wyrwało mu się.
Alessia
westchnęła. Nerwowo zaciskała palce na poręczy, wyraźnie spiesząc się, by
wrócić na górę.
– Cammy
było w pobliżu, więc nie było tak źle. Tyle przynajmniej zrozumiałam. –
Lekko przekrzywiła głowę. – No i przywieźli psa.
– Co
takiego?
– No,
wiesz… Star. – Jakimś cudem udało jej się uśmiechnąć. – Tę ślicznotkę, którą
miał Seth. Wujek oczywiście nie jest zachwycony, ale Claire jest tak rozbita,
że nawet on nie próbował tego komentować. Pytanie tylko, co ze Star… Na razie
nie odstępuje Claire na krok, ale to, że nie zabiorą jej ze sobą, jest
oczywiste. Pies w laboratorium to raczej zły pomysł. Zwłaszcza taki.
Nie dodała
niczego więcej, chwilę później w końcu znikając mu z oczu.
Odprowadził ją wzrokiem, właściwie się nad tym nie zastanawiając, bo myślami
wciąż był przy tym, co powiedziała mu Alessia.
To, że
Claire mogłaby źle się czuć, nie było dla niego zaskoczeniem. Jakby nie
patrzeć, sam próbował kontrolować jej sny zaraz po śmierci Setha, by
zaoszczędzić siostrzenicy koszmarów. Tak czy inaczej, nie spodziewał się
niczego dobrego, zwłaszcza po wizycie dziewczyny w rezerwacie. Prędzej czy
później musiało do tego dość, tym bardziej że już sama Nessie zamartwiała się,
wspominając o rozmowie z Charliem i Sue. Oczywiści żadne z nich
nie brało pod uwagę, że wszystko mogłoby skończyć się w taki sposób.
Cóż, jakkolwiek
by nie było, teraz ważna pozostawała wyłącznie Allegra. Nie miał pewności, czy
przyśpieszenie wyjazdu miało cokolwiek ułatwić, ale nie zamierzał protestować,
zwłaszcza przez wzgląd na Alessię. Wolał mieć na nią oko, zresztą po cichu
liczył na to, że im szybciej załatwią pewne sprawy, tym szybciej będą mogli
wrócić i zająć się Nessie.
Z
powątpiewaniem spojrzał w stronę schodów, przez moment mając ochotę pójść
na górę i sprawdzić, czy wszystko w porządku. Wyczuł, że Bella i Edward
już tam byli, co nieco go uspokoiło. Mógłby sobie na to pozwolić, tym bardziej
że polował, ale…
W pamięci
jak na zawołanie zamajaczyło wspomnienie głodu, którego doświadczył przy niej
ostatnim razem – zaledwie nic nieznaczące echo, ale to wystarczyło, by zmienił
zdanie.
Później.
Wraz z tą
jedną myślą, chcąc nie chcąc poszedł zobaczyć się z Laylą.
Renesmee
Trwanie w ciemnościach jest monotonne. Początkowo, po tym jak
Gabriel zniknął, czułam przede wszystkim niepokój, ten jednak finalnie ustąpił
miejsca znużeniu. Przynajmniej już mam pewność, że nic nie będzie w stanie
wyrwać mnie ze świata snów. W to za wszelką cenę próbuję wierzyć, nie
chcąc zastanawiać się nad tym, co się stanie, jeśli jakimś cudem wrócę do
świata Ciemności.
Poniekąd wciąż się tego obawiam. Trwanie w zawieszeniu
nie ma w sobie niczego, co mogłabym uznać za kojące. Co prawda spoglądanie
na zmieniające się, połyskujące łagodnie aury snu, na jakiś czas pozwoliło mi
się wyłączyć, ale na dłuższą metę zdaje się prowadzić donikąd. Boję się ruszyć,
nie chcąc przegapić powrotu Gabriela, choć wątpię, by pulsujące kule miały
stałe miejsce w tym nierzeczywistym świecie. Wierzę zresztą, że mąż
odnajdzie mnie bez trudu, zwłaszcza że panuje nad snami o wiele lepiej,
niż ja kiedykolwiek będę.
Trudno mi określić upływ czasu w tym
miejscu. Równie dobrze może wcale nie istnieć, choć nie potrafię sobie tego
wyobrazić. Wciąż czekam, choć nie jestem pewna na co, bo przecież tak naprawdę
nie mamy żadnego planu. Złe przeczucia nie opuszczają mnie nawet na moment, ale
chyba już zdążyłam się do nich przyzwyczaić. Zresztą wszystko wydaje się
lepsze, niż gdybym miała znów wylądować w zamkniętym pokoju, który
ostatnim razem wskazała mi Ariadna.
Co nie zmienia faktu, że tak czy inaczej
muszę czekać. Tym razem przynajmniej mam dość przestrzeni, by zacząć krążyć,
ale obserwowanie aur snów jest po jakimś czasie nużące, zwłaszcza że sama nie
jestem w stanie zasnąć. Być może nie powinno mnie to dziwić, skoro na swój
sposób najpewniej śpię. Próbowałam nawet szukać własnej aury, choć od Gabriela
wiem, że to nie powinno być możliwe. Zresztą tak naprawdę nie mam pojęcia, czym
charakteryzuje się moja melodia czy chociażby kolor. W efekcie
przypominało to szukanie igły w stogu siana, a ja szybko się
poddałam, pojmując, że nie mam co liczyć na nagłe olśnienie w tej kwestii.
Powoli zaczyna docierać do mnie to, jak
poważna jest sytuacja. Myślę o wszystkim, co powiedział mi Gabriel, coraz
wyraźniej czując… Cóż, pustkę. Początkowo nie dopuszczałam do siebie myśli o zerwanej
więzi, ale tkwiąc samotnie w świecie znów, coraz bardziej dociera do mnie,
że jednak wydarzyło się coś niedobrego. Przez to mam wątpliwości. Jeśli jednak
bym się zgubiła, a Gabriel nie byłby w stanie odszukać mnie nawet
tutaj…
Cicho nucę znajomą melodię, ale nie dzieje
się nic wartego uwagi. Nie ma go, przynajmniej na razie. Coś nieprzyjemnie
ściska mnie w gardle, choć przecież nie chcę mieć do niego pretensji.
Zwłaszcza że przecież znam Gabriela. Oboje wiemy, że i tak nie przyda się,
jeśli przez cały czas będzie siedział przy mnie. Dzieje się dość, bym mogła
sobie wyobrazić, że jest potrzebny w rzeczywistym świecie. Zresztą
przecież wiem, że do mnie wróci – prędzej czy później.
Drżę, nie po raz pierwszy zastanawiając nad
tym, czy to faktycznie ma prawo zadziałać raz jeszcze. Co, jeśli opuszczając sen
Gabriela, zatraciłam szansę na kolejne spotkanie. Z drugiej strony, wciąż
tutaj jestem, prawda? Najwyraźniej świat snów jest jedynym miejscem, w którym
jednak mogę przebywać. To na swój sposób pocieszające, przynajmniej tak długo,
jak w ogóle mam możliwość dotarcia do bliskich. Mimo wszystko czuję się
tutaj bezpiecznie, aż za dobrze znając miejsce, do którego tak często zabierał
mnie Gabriel. Co prawda poczucie samotności sprawia, że zaczyna mi być
nieswojo, ale to lepsze niż wrażenie, że w każdej chwili mogłabym zobaczyć
coś, czego nie powinnam.
Nie czuję, by był tu ktokolwiek prócz mnie.
Oczywiście poza tysiącami aur śpiących, które w teorii mogłabym zwiedzać,
ale nie potrafię się na to zdobyć. Zbyt wiele rzeczy mogłoby pójść nie tak. Co
więcej, to już wcale nie wydaje mi się atrakcyjne tak długo, jak nie ma przy
nim Gabriela. Mam wrażenie, że i tak jestem tu obca. To królestwo jego i Alessi,
a przynajmniej zawsze tak o tym myślałam. Fakt, że znam zasady,
jeszcze nie oznacza, że powinnam pozwalać sobie na zbyt wiele.
O ile w ogóle obowiązują mnie
jakiekolwiek znane zasady.
Ta myśl mnie niepokoi, choć sama nie jestem
pewna dlaczego. A jednak po chwili wahania dochodzę do wniosku, że jest w pełni
uzasadniona. Nie mam pojęcia czym aktualnie jestem. Duszą bez ciała? Duchem? Skoro
więź zniknęła, a ja nie potrafię odnaleźć siebie, coś zdecydowanie musi
być na rzeczy. Zaczynam się bać, a jednak nie jestem w stanie ot tak
zignorować dręczących mnie myśli. Próbuję zrozumieć, zwłaszcza że to wydaje się
istotne. Wydarzyło się coś, co nie powinno, a jeśli chcę się stąd
wydostać, potrzebuję odpowiedzi.
Z tym, że te nie nadchodzą. Ja z kolei
tkwię w miejscu, które nawet nie jest prawdziwe, wypatrując czegoś, czego
nie potrafię nazwać.
Nie, to zdecydowanie nie wygląda dobrze.
Moje myśli nie pierwszy raz uciekając do
Gabriela. Nie zostawiłby mnie, prawda? Wierzę, że wkrótce się pojawi, ale i tak
zaczynam się przejmować. Pamiętam, co wydarzyło się w siedzibie łowców –
ten kryształ, wyraz twarzy Gabriela i tę… energię. Mogę tylko zgadywać, co
wydarzyło się później, ale i tak mam wątpliwości. Kiedy o tym myślę,
uprzytomniam sobie, że już wtedy dostrzegłam w Gabrielu coś, czego nie
widziałam od bardzo dawna i miałam nadzieję nie widzieć w nim już
nigdy więcej.
W pośpiechu odsuwam od siebie niechciane
myśli. Nie chcę tego roztrząsać, zwłaszcza że mimo wszystko wydaje mi się
irracjonalne. Z uporem odcinam się od tego, co najbardziej mnie dręczy,
dochodząc do wniosku, że to wyłącznie moje wrażenie. Zaczynam wariować w ciszy.
Tak, to zdecydowanie ma sens. Zarówno ja, jak i Gabriel, byliśmy przy
spotkaniu roztrzęsieni, więc to nic dziwnego, że wydał mi się dziwny. Z kolei
to, co stało się w pokoju z kryształem, zdecydowanie nie było jego
winą. Tamtej nocy wszystko poszło nie tak, nam zaś pozostawało cieszyć się z tego,
że wciąż żyliśmy
Cóż, ja przynajmniej w teorii. Jestem
pewna, że Gabriel nie przyjąłby tego stwierdzenia w szczególnie entuzjastyczny
sposób, ale co innego powinnam sobie myśleć? Czuję się jak martwa, wrażenie to
zaś potęguje przedłużające się tkwienie w świecie stworzonym z cudzych
snów. W takiej sytuacji zdecydowanie trudno czuć się normalnie.
Zamykam oczy, choć i tak nie jestem w stanie
zasnąć.
Wciąż mogę co najwyżej czekać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz