15 lipca 2018

Czterdzieści cztery

Elena
W pierwszym odruchu zapragnęła się rozłączyć. To było niczym impuls, zwłaszcza gdy usłyszała to jedno, jedyne słowo: lilan. Skrzywiła się, czując nieprzyjemny ucisk w gardle, tym bardziej że zaraz po tym ogarnęła ją ni mniej, ni więcej, ale tęsknota. Odkąd rozmawiali po raz ostatni, minęło dość czasu, by rozłąka zaczęła być uciążliwa.
Weź się w garść!, warknęła na siebie w duchu, ale to nie było takie proste.
– Eleno? – odezwał się ponownie Rafael. – Coś się stało? – dodał, momentalnie poważniejąc. Odniosła wrażenie, że brzmiał zadziwiająco wręcz oficjalnie.
– Tak. – Przełknęła z trudem. Potrzebowała dłuższej chwili, by nad sobą zapanować. – Na to wychodzi. Mira kazała mi do ciebie zadzwonić.
– Mira… – powtórzył z rezerwą. Nawet jeśli był jej słowami rozczarowany, nie dał niczego po sobie poznać. – I ty w czymkolwiek jej posłuchałaś? – zapytał, nie kryjąc zaskoczenia.
Elena prychnęła.
– To takie zaskakujące? Nie chciała mi nic powiedzieć, więc dzwonię do ciebie – zniecierpliwiła się.
– Wybacz, proszę, że dziwi mnie twoja uległość – powiedział, w ułamku sekundy wystawiając jej nerwy na próbę.
– Robisz to specjalnie? – jęknęła, zanim zdążyła ugryźć się w język.
Po drugiej stronie przez dłuższą chwilę panowała cisza.
– Co takiego? – obruszył się Rafael. – Oboje wiemy, jak ciężko wymóc na tobie cokolwiek. Po prostu mnie zaskoczyłaś.
Powstrzymała przekleństwo. Co więcej, nagle dotarło do niej, że wcale nie miała mu za złe tego, co mówił. Przeciwnie – miała ochotę rozszarpać go tylko dlatego, że przez moment poczuła się tak, jakby wszystko było na swoim miejscu. Właśnie tak zareagowałby w każdej innej sytuacji. A potem drażniliby się wzajemnie, Rafa być może nie pierwszy raz nie widząc niczego złego w nadmiernej szczerości.
No i gdzie masz problem…? Gdzie oboje go macie?
Zacisnęła usta. Dlaczego nawet jej zdrowy rozsądek wydawał się brzmieć jak Mira?
– Nieważne. – Rafael zamilkł, wydając się nad czymś zastanawiać. – Wiedziałbym, gdyby spotkało cię coś złego. Zakładam więc, że chodzi o coś innego.
Skąd? Od Miry czy Raven znów siedzi na moim parapecie?, pomyślała, machinalnie spoglądając w stronę okna. Nigdzie nie widziała znajomego kruka, ale i tak poczuła się nieswojo. Oczywiście, że Rafael miał swoje sposoby, by jej pilnować.
– Masz pozdrowienia od siostry – wycedziła przez zaciśnięte zęby.
Tym razem bez wątpienia udało jej się go zaskoczyć.
– Której znów? – zapytał w końcu. Tym razem w jego głosie wyczuła wyraźny niepokój. – Do rzeczy, lilan. Co się stało?
Znów to słowo. W pierwszym odruchu miała ochotę kazać mu przestać, ale przecież tak naprawdę tego nie chciała. Rozmawiali i czuła się z tym o wiele lepiej, aniżeli mogłaby przypuszczać.
Zawahała się, aż nazbyt świadoma uważnych spojrzeń rodziców i Rosalie. Rafael był praktyczny, zwłaszcza gdy wyczuwał potencjalne niebezpieczeństwo, co wydało się jej wyjątkowo przydatne. Przynajmniej nie próbował schodzić na tematy, które były dla niej niewygodne, co być może pozostawało kwestią czasu, ale i tak było Elenie na rękę.
– Mimi. Znaczy… tak mi się przestawiła – wyjaśniła, ostrożnie dobierając słowa. – Swoją drogą, wyjątkowo irytująca.
– Bo ty to niby nie? – zapytał niemalże uprzejmym tonem. Mogła wręcz założyć się o to, że w tamtej chwili się uśmiechał – w ten nieco nieporadny, ale za to absolutnie szczery sposób.
Jasna cholera, wykończy mnie. Kiedyś na pewno.
Nieznacznie potrząsnęła głową. Z trudem udało jej się odgonić niechciane myśli.
– Nie mam czasu na tę rozmowę – niemalże warknęła. Coraz bardziej czuła się jak w potrzasku. – Ta wasza Mimi przyszła na życzenie kogoś, kogo najwyraźniej znasz. I dlatego Mira kazała mi zadzwonić.
– Mów dalej.
Zaniepokoiła go i to było jasne. W tle wyraźnie usłyszała trzepot skrzydeł, co uświadomiło jej, że najpewniej się przemieszczał i to wystarczyło, by sama również zaczęła się przejmować. Jeśli zamierzał pojawić się w domu…
– Kim jest Razjel? – zapytała wprost, decydując się mieć to za sobą.
Skrzywiła się, kiedy w odpowiedzi zaklął. Nie dodał niczego więcej, ale to nie miało znaczenia, zwłaszcza że po reakcji Miriam i tak nie była w stanie spodziewać się niczego dobrego. Nerwowo postukała palcami w komórkę, coraz bardziej zniecierpliwiona i rozdrażniona zarazem. Jeśli chciał doprowadzić ją do szału, zdecydowanie był na dobrej drodze.
– Razjel jest… Szlag, to nie rozmowa na telefon, w porządku? – Rafael westchnął przeciągle, po czym mówił dalej, nie czekając na protesty. – Przyjdź do apartamentowca. Zrobisz to dla mnie, Eleno?
To wciąż brzmiało oficjalnie. Co więcej, zabrzmiało niemalże jak prośba, co w przypadku Rafy zdecydowanie nie było normą. Trudno było jej określić, w jakim był nastroju, ale brzmiał zupełnie inaczej niż w ostatnim czasie – zdecydowanie nie jak ktoś, kto za wszelką cenę chciał ją przy sobie zatrzymać. Zawahała się, sama niepewna, w jaki sposób powinna to interpretować. Była gotowa przysiąc, że to wyłącznie pozory – rodzaj maski, zwłaszcza że ukrywanie emocji zawsze przychodziło mu z łatwością.
Zesztywniała, wciąż pełna wątpliwości. W pierwszym odruchu zapragnęła zaprotestować i kazać mu przylecieć tutaj, ale prawie natychmiast odrzuciła tę myśl od siebie. Apartamentowiec wydawał się bezpieczniejszą opcją. Co więcej, Rafael dawał jej wybór, a to zdecydowanie o czymś świadczyło.
– Nie ma mowy – usłyszała gdzieś za plecami nerwowy szept Rosalie.
Tak, ściąganie Rafy akurat do domu zdecydowanie nie było dobrym pomysłem, o ile nie chciała, by ktoś na wstępie rzucił mu się do gardła. Co więcej, sama nie była pewna, czyim bezpieczeństwem przejmowała się bardziej – męża czy bliskich.
– W porządku – powiedziała w końcu. – Będę tam za godzinę.
Nawet jeśli miał jakieś obiekcje, nie dał niczego po sobie poznać.
– Dobrze cię słyszeć, lilan.
Rozłączyła się, decydując się na to nie odpowiadać. Wypuściła powietrze ze świstem, po czym wsunęła komórkę z powrotem do kieszeni. Nie ufała sobie na tyle, żeby ryzykować, że w przypływie frustracji mogłaby cisnąć telefonem przez pokój albo zmiażdżyć go w rękach.
Przez kilka sekund panowała nieprzenikniona wręcz cisza, ale nie poczuła się dzięki temu lepiej.
– Nie wierzę… Elena? – Rose brzmiała co najmniej na poruszoną. – Naprawdę zamierzasz tam pojechać? Ale…
– Oczywiście, że tak – mruknęła jak gdyby nigdy nic, wzruszając ramionami. Poruszała się trochę jak w transie, nawet nie zastanawiając się nad kolejnymi słowami i reakcjami. – Cokolwiek by się nie działo, muszę porozmawiać z Rafaelem.
– Ty nie…
Natychmiast odwróciła się w stronę siostry.
– Mira nie powiedziała wam nawet połowy tego, co zaszło. Zresztą jakbym unikała towarzystwa Rafaela za każdym razem, kiedy mam mu coś za złe, zginęłabym jeszcze przed balem – oznajmiła i prawie natychmiast zaczęła żałować własnych słów. Uciekła wzrokiem gdzieś w bok, wciąż podenerwowana. – Przepraszam. Po prostu wolałabym załatwiać swoje sercowe sprawy po swojemu.
Tym razem nie doczekała się odpowiedzi. Rose przez moment na nią patrzyła, sprawiając wrażenie kogoś, kogo spoliczkowano. To sprawiło, że Elena z miejsca zapragnęła ją przeprosić, nim jednak zdołała choćby zastanowić się nad odpowiednimi słowami, siostra zdecydowała się odezwać.
– Jak sobie chcesz – rzuciła pozornie obojętnym tonem. – Ja… pójdę sprawdzić, co u pozostałych. Czy coś.
– Rose…
Żadnej reakcji. Chwilę później trzy do pokoju zamknęły się odrobinę zbyt gwałtownie, by uwierzyła, że kobieta nie była podenerwowana. Spojrzała w ślad za siostrą, przez moment sama niepewna czy powinna się śmiać, czy płakać. Ostatecznie zdecydowała się nie robić nic, w zamian bezmyślnie spoglądając w ślad za wampirzycą.
– Elena… – Głos mamy wyrwał ją z zamyślenia. Drgnęła, decydując się na nią spojrzeć. – Możemy porozmawiać?
– I tak tam pojadę – zapowiedziała natychmiast, chcąc uciec jakiekolwiek dyskusje.
– Nie sama – usłyszała w odpowiedzi. Po tonie Carlisle dało się wyczuć, że był zdenerwowany. – Nie wiem, co o tym wszystkim myśleć, ale zdecydowanie nie pozwolę, żebyś w pojedynkę spotkała się z Rafaelem. Zwłaszcza jeśli dzieje się coś ważnego.
W pierwszym odruchu zapragnęła zaprotestować, gotowa zacząć się kłócić, gdyby przyszła taka potrzeba. Właściwie sama nie była pewna, co finalnie odwiodło ją od tej decyzji – stanowcze spojrzenie ojca czy może raczej to, że tak naprawdę nie chciała jechać tam sama. Uświadomiła sobie, że poniekąd liczyła na to, że nie będzie musiała. W gruncie rzeczy apartamentowiec sam w sobie wydawał się neutralnym gruntem, bo tak naprawdę wcale nie gwarantował całkowitego spokoju.
Westchnęła, po czym z wolna skinęła głową. Tak naprawdę nie chciała zastanawiać się, co mogłoby się stać, gdyby jednak pojechała tam w pojedynkę.
– Zostawisz nas same? – poprosiła nagle Esme. – Sprawdź, co z Beatrycze. My niedługo dojdziemy.
Carlisle zawahał się, ale ostatecznie przystał na propozycję, po chwili zostawiając je same. Na swój sposób jej ulżyło, ale i tak poczuła się nieswojo, może nawet bardziej, niż gdy wraz mamą stały przed domem, a ona próbowała przymusić się do zwierzeń. Wtedy wycofała się przy pierwszej możliwej okazji, choć później żałowała tego, że nie miała okazji porozmawiać z mamą o tym, co ją dręczyło. Z drugiej strony, zdecydowanie nie chciała, by wszystko potoczyło się w ten sposób.
Cisza wydawała przeciągać się w nieskończoność. Wręcz dzwoniła jej w uszach, stopniowo doprowadzając do szału, jednak mimo usilnych starań Elena nie była w stanie wykrztusić z siebie chociażby słowa. Uciekła wzrokiem gdzieś w  bok, dziwnie wytrącona z równowagi i roztrzęsiona. Miała wrażenie, że dopiero zaczynało do niej docierać, co się wydarzyło – z tym, że nadmiar emocji wcale nie miał związku z wizytą Mimi i wspomnianym Razjelem.
Nie zarejestrowała momentu, w którym Esme ruszyła się z miejsca. Nagle po prostu znalazła się w jej ramionach, w pierwszym odruchu sztywniejąc, by po chwili jednak zdołać się rozluźnić. Obie milczały, ale to wydawało się właściwe, tak jak i to, że finalnie miałaby zostać właśnie z mamą.
– Więc o to chodziło… Choć domyślam się, że Mira nie powiedziała wszystko – zapewniła natychmiast kobieta. – Elenko…
– Jestem taka głupia.
Nie mogła powstrzymać się od oswobodzenia z obejmujących ją ramion. Mimo wszystko bierne tkwienie w miejscu było ponad jej siły.
– Nie mów tak – zaoponowała natychmiast Esme. Elenie prawie udało się uśmiechnąć, zwłaszcza że dokładnie takiej reakcji mogła się po matce spodziewać. – Powiedz mi, co się stało. Nie chcę słuchać Miriam, skoro…
– Ale i tak chcesz wiedzieć, czy naprawdę mnie uwierzył – stwierdziła ze spokojem.
Cisza, która zapadła w odpowiedzi na jej słowa, okazała się wystarczająco wymowna. Elena westchnęła, po czym nerwowym ruchem przeczesała włosy palcami, próbując zająć czymś ręce. Tak naprawdę wcale nie chciała o tym rozmawiać, chociaż z drugiej strony… dłuższe unikanie tematu wydawało się bez sensu.
Chcąc nie chcąc ponownie zwróciła się ku Esme.
– To demon, mamo. Na dodatek tak daleko mu do rozumienia emocji… – Z westchnieniem założyła ramiona na piersiach. – Chyba w tym problem. Dla nich to nienaturalne.
– Sądziłam, że… Rafael cię kocha – powiedziała z wahaniem.
Elena parsknęła śmiechem.
– Spróbowałby nie. – Wywróciła oczami. – Ale przy tym wciąż go drażnię. Na początku patrzył na mnie jak na kretynkę, ale… Hm, wychodzi na to, że demonom nie po drodze z emocjami. Zwłaszcza Rafaelowi – wyjaśniła, starannie dobierając słowa. – Prawie mnie rozszarpał przez to, że przeze mnie je poznał. My… Znaczy ja… Rany, pocałowałam go. Jako pierwsza. Wylądowaliśmy przez to na drzewie, więc to był raczej kiepski pomysł.
– Na drzewie…?
– Lecieliśmy wtedy. No, niósł mnie na rękach i… – Urwała, mając wrażenie, że zaczyna robić z siebie idiotkę. – Pocałowałam go – powtórzyła – i wtedy się zaczęło. Musiałam uczyć demona ludzkich odruchów. Chyba cały czas to robię… Albo próbuję. Czy to w ogóle ma jakikolwiek sens? – jęknęła, potrząsając z niedowierzaniem głową.
Zaraz po tym zamilkła, chcąc nie chcąc przypominając sobie zarzuty Miriam. W porządku, wiedziała na co się pisała, kiedy z takim uporem wracała do Rafaela za każdym razem, gdy ją zranił. W zasadzie wciąż uważała za cud to, że wciąż się nie pozabijali. To było niczym swego rodzaju taniec albo nieustająca walka – dopasowywali się do siebie nawet wtedy, gdy to wydawało się niemożliwe. Na oślep uczyli siebie nawzajem i własnych ruchów. Kłócili się tylko po to, by po chwili dojść do porozumienia, a jednak…
Więc w czym problem?, pomyślała po raz wtóry. Własna duma coraz bardziej dawały jej się we znaki.
– Dał mi w twarz, bo go nie posłuchałam, kiedy wpadliśmy w kłopoty. Hunter prawie znów mnie zabił – oznajmiła tak cicho, że ledwo mogła samą siebie zrozumieć. – Ja po prostu… Więc go od siebie odsunęłam.
Nie dodała niczego więcej, wciąż podenerwowana. Dlaczego teraz brzmiało to jak kompletna głupota? Próbowała znów się zdenerwować i przypomnieć sobie argumenty, które kierowały nią, kiedy kazała Rafaelowi odejść, ale w tamtej chwili czuła wyłącznie narastającą z każdą kolejną sekundą pustkę. Emocje opadły, pozostawiając po sobie rozczarowanie i… tęsknotę.
– Nie powinien był. Głos mamy doszedł do niej jakby z oddali. – Na litość Boską, nigdy nie powinien był i…
– Tak jak i ja.
Zawahała się, ledwo tylko wypowiedziała te słowa. Miała wrażenie, że coś jej umykało, ale nie potrafiła stwierdzić co i dlaczego. Próbowała przypomnieć sobie, co wydarzyło się tamtego dnia, ale mimo usilnych starań nie potrafiła się skupić.
Teraz tym bardziej chciała porozmawiać z Rafaelem. Z tym, że nie miała pojęcia w taki sposób.
– Zbierajmy się, w porządku? – zmieniła temat, w pośpiechu kierując się ku drzwiom. – Skoro chcecie ze mną jechać…
Westchnęła w duchu. Tak naprawdę chciała polecieć, mając wrażenie, że nie próbowała tego całą wieczność. Wszystko wydawało się równie odległe i poplątane, Elena zaś sama już nie była pewna, czego tak naprawdę chciała.
Chodziło tylko o dumę? Oboje byli uparci, ale nie sądziła, by to właśnie stąd brała się gorycz, którą odczuwała do tej pory. Zresztą już nie potrafiła zliczyć, jak wiele razy koniec końców chowała dumę do kieszeni i wracała. Mogła przy tym udawać, że miała w tym interes, ale oboje wiedzieli, że prawda była zgoła inna.
Problem polegał na tym, że Rafael nie pojmował, dlaczego zachowywała się w ten sposób. Nie pojmował wielu rzeczy, bo te opierały się na emocjach. I jak do tej pory mogła patrzeć na to przez palce, w tamtej chwili miała tego serdecznie dość.
Sama mu to zrobiłaś. W końcu tak to działa, prawda?
Zadrżała mimowolnie. Pokazała demonowi coś, co dotychczas było mu obce. W zasadzie oboje to robili – uczyli siebie nawzajem, a jednak…
Co się wtedy zmieniło?
Nie potrafiła odpowiedzieć.

Milczenie miało w sobie coś kojącego. Z uwagą wpatrywała się w krajobraz za oknem, na wszystkie możliwe sposoby próbując się uspokoić. Nie rozmawiali więcej, co jak najbardziej było jej na rękę, chociaż początkowo Carlisle wyglądał na chętnego, żeby o coś zapytać. Nie zrobił tego i była mu za to wdzięczna, zwłaszcza że w zupełności wystarczyły jej zatroskane spojrzenia, które raz po raz rzucała Esme.
Nie czuła się ani trochę lepiej. Mętlik w głowie dawał jej się we znaki, co najwyżej podsycając odczuwaną przez Elenę irytację. Ostatecznie skupiła się na tym, co najważniejsze, raz po raz rozpamiętując rozmowę z Mimi i próbując znaleźć jakąkolwiek wskazówkę co do tego, kim był Razjel.
Pojechali tylko we trójkę, co przyjęła z ulgą. Nie chciała towarzystwa żadnego z braci, nie chcąc ryzykować, że Jasper albo Emmett spróbowaliby zrobić coś głupiego, by „bronić” młodszej siostry. Wystarczyło, że Rose raz po raz spoglądała na nią tak, jakby podejrzewała, że Elena upadła na głowę. Była wstanie to rozumieć, aż za dobrze wiedząc, skąd brały się wątpliwości kobiety względem mężczyzn, którzy w jakikolwiek sposób byli w stanie skrzywdzić swoje partnerki.
Byli jeszcze Lawrence i Beatrycze. Elena czuła, że umknęło jej coś istotnego, ale zdecydowała się nie pytać, dochodząc do wniosku, że ta kwestia mogła poczekać. Zdążyła wychwycić jedynie tyle, że chodziło o dar – i to najwyraźniej wystarczająco niepokojąca, by wzbudzić wątpliwości we wszystkich wokół. Tak czy inaczej, oboje po prostu wyszli, a L. lakonicznie stwierdził, że mieli miejsce, gdzie zamierzali się zatrzymać. Nic nie wskazywało na to, by którekolwiek z nich wybierali się do apartamentowca, co Elena mimowolnie uznała za dobry znak. Tak miało być łatwiej, nawet jeśli w obecności rodziców wciąż nie czuła się swobodnie.
Zawahała się, dopiero po dłuższej chwili decydując opuścić samochód. Odległość dzielącą ją od apartamentowca zdecydowała się pokonać niemalże biegiem, machinalnie zostawiając rodziców za sobą. Czuła, że podążali tuż za nią, ale zadziwiająco łatwo przyszło jej zapomnieć, że w ogóle byli gdzieś obok. W tamtej chwili myślała wyłącznie o Rafaelu, mimowolnie zastanawiając nad tym, czego powinna spodziewać się po rozmowie.
– Elena… Elena, poczekaj – usłyszała za plecami zaniepokojony głos Carlisle’a.
Chcąc nie chcąc przystanęła, palce nerwowo zaciskając na klamce prowadzących do mieszkania na najwyższym piętrze drzwi. Krótko obejrzała się przez ramię, po czym westchnęła, podchwyciwszy spojrzenie złocistych, zatroskanych tęczówek.
– Nic mi nie będzie – oznajmiła z uporem. W przeciwieństwie do nich, łatwo było jej ignorować wyczuwalną obecność demona. – Rafael nie…
– Nie skrzywdzi cię? – Wampir spojrzał na nią z powątpiewaniem. – Jesteś pewna?
Jasne, że nie była. Przynajmniej nie powinna być, zwłaszcza po ostatnim razie, ale z drugiej strony… Czy tym razem miał jakikolwiek powód, by podnieść na nią rękę? Cokolwiek się działo, Rafa się przejął, a to zdecydowanie nie wróżyło dobrze.
– Ma mnie chronić – powiedziała w końcu. – Mieliśmy porozmawiać, więc porozmawiamy – dodała, tym samym ucinając jakiekolwiek dyskusje.
Nie zaskoczyło jej to, że drzwi jak zwykle były otwarte. Nieśmiertelni mało kiedy przejmowali się bezpieczeństwem pod tym względem, bowiem tych, których ewentualnie mogliby się obawiać, zdecydowanie nie powstrzymałyby zamknięte drzwi. Ludzie z kolei instynktownie wyczuwali zagrożenie, często nawet nie zdając sobie sprawy z tego, że rozsądek mógłby kazać im trzymać się na dystans. Tak czy inaczej, chyba tylko wariat wszedłby do tego mieszkania bez wyraźnego powodu.
Albo ona.
Po tym jak wyszła za demona, chyba żadna decyzja tak naprawdę nie wydawała się już bardziej szokująca.
W środku panował półmrok, ale to jej nie przeszkadzało. Mieszkanie w niczym nie różniło się od stanu, w jakim widziała je po raz ostatni. Krótko powiodła wzrokiem dookoła, wzrok jak na zawołanie zatrzymując na prowadzących na taras drzwiach. Oczywiście…, przeszło jej przez myśl i prawie zdołała się uśmiechnąć, jednak wtedy do głosu jak na zawołanie doszło zdenerwowanie.
Już sama nie była pewna, czego chce. Jakaś cząstką Eleny pragnęła, by odwróciła się na pięcie i wyszła, ale stanowczo kazała jej się zamknąć. Miała powód, żeby przyjechać. Najpewniej ważny, a nawet jeśli nie, przecież kiedyś musieli porozmawiać. Zresztą tak było zawsze, właściwie od samego początku.
Mogła mówić mu, co tylko chciała, ale prędzej czy później i tak wracała.
– Rafa? – rzuciła w przestrzeń, aż nazbyt świadoma, że jeśli był gdzieś obok, musiał ją usłyszeć.
Z wolna ruszyła ku balkonowi, próbując ignorować tłukące się w piersi serce. Zasłona poruszyła się delikatnie, kiedy odsunęła ją, by w pośpiechu przekroczyć próg.
Chłodne powietrze miało w sobie coś kojącego. Mimowolnie zdołała się rozluźnić, choć zarazem coś ścisnęło ją w gardle, kiedy przypomniała sobie, że ostatnim razem w pośpiechu odlatywała stąd z płaczem, powtarzając sobie, że powinna trzymać się z daleka. Teraz tamta chwila wydawała się tak bardzo odległa, przypominając raczej zły sen, aniżeli faktyczne wydarzenie.
Elena wzdrygnęła się, jednocześnie nerwowo zaciskając dłonie w pięści. Gdyby tylko wiedziała, czego tak naprawdę chciała…
– Chyba do samego końca wątpiłem w to, że jednak przyjdziesz – rozległo się tuż za jej plecami.
Natychmiast się odwróciła.

1 komentarz:

  1. To dobra pora, by poinformować, że właśnie pojawił się III rozdział Niosącej Radość. O tutaj: KLIK. c:

    Nessa

    OdpowiedzUsuń









After We Fall
stories by Nessa