Elena
W pierwszym odruchu zapragnęła
się rozłączyć. To było niczym impuls, zwłaszcza gdy usłyszała to jedno, jedyne
słowo: lilan. Skrzywiła się, czując
nieprzyjemny ucisk w gardle, tym bardziej że zaraz po tym ogarnęła ją ni
mniej, ni więcej, ale tęsknota. Odkąd rozmawiali po raz ostatni, minęło dość
czasu, by rozłąka zaczęła być uciążliwa.
Weź się w garść!, warknęła na
siebie w duchu, ale to nie było takie proste.
– Eleno? –
odezwał się ponownie Rafael. – Coś się stało? – dodał, momentalnie poważniejąc.
Odniosła wrażenie, że brzmiał zadziwiająco wręcz oficjalnie.
– Tak. –
Przełknęła z trudem. Potrzebowała dłuższej chwili, by nad sobą zapanować.
– Na to wychodzi. Mira kazała mi do ciebie zadzwonić.
– Mira… –
powtórzył z rezerwą. Nawet jeśli był jej słowami rozczarowany, nie dał
niczego po sobie poznać. – I ty w czymkolwiek jej posłuchałaś? –
zapytał, nie kryjąc zaskoczenia.
Elena
prychnęła.
– To takie
zaskakujące? Nie chciała mi nic powiedzieć, więc dzwonię do ciebie –
zniecierpliwiła się.
– Wybacz,
proszę, że dziwi mnie twoja uległość – powiedział, w ułamku sekundy
wystawiając jej nerwy na próbę.
– Robisz to
specjalnie? – jęknęła, zanim zdążyła ugryźć się w język.
Po drugiej
stronie przez dłuższą chwilę panowała cisza.
– Co
takiego? – obruszył się Rafael. – Oboje wiemy, jak ciężko wymóc na tobie
cokolwiek. Po prostu mnie zaskoczyłaś.
Powstrzymała
przekleństwo. Co więcej, nagle dotarło do niej, że wcale nie miała mu za złe
tego, co mówił. Przeciwnie – miała ochotę rozszarpać go tylko dlatego, że przez
moment poczuła się tak, jakby wszystko było na swoim miejscu. Właśnie tak
zareagowałby w każdej innej sytuacji. A potem drażniliby się
wzajemnie, Rafa być może nie pierwszy raz nie widząc niczego złego w nadmiernej
szczerości.
No i gdzie masz problem…? Gdzie oboje
go macie?
Zacisnęła
usta. Dlaczego nawet jej zdrowy rozsądek wydawał się brzmieć jak Mira?
– Nieważne.
– Rafael zamilkł, wydając się nad czymś zastanawiać. – Wiedziałbym, gdyby
spotkało cię coś złego. Zakładam więc, że chodzi o coś innego.
Skąd? Od Miry czy Raven znów siedzi na moim
parapecie?, pomyślała, machinalnie spoglądając w stronę okna. Nigdzie
nie widziała znajomego kruka, ale i tak poczuła się nieswojo. Oczywiście,
że Rafael miał swoje sposoby, by jej pilnować.
– Masz
pozdrowienia od siostry – wycedziła przez zaciśnięte zęby.
Tym razem
bez wątpienia udało jej się go zaskoczyć.
– Której
znów? – zapytał w końcu. Tym razem w jego głosie wyczuła wyraźny
niepokój. – Do rzeczy, lilan. Co się
stało?
Znów to
słowo. W pierwszym odruchu miała ochotę kazać mu przestać, ale przecież
tak naprawdę tego nie chciała. Rozmawiali i czuła się z tym o wiele
lepiej, aniżeli mogłaby przypuszczać.
Zawahała
się, aż nazbyt świadoma uważnych spojrzeń rodziców i Rosalie. Rafael był
praktyczny, zwłaszcza gdy wyczuwał potencjalne niebezpieczeństwo, co wydało się
jej wyjątkowo przydatne. Przynajmniej nie próbował schodzić na tematy, które
były dla niej niewygodne, co być może pozostawało kwestią czasu, ale i tak
było Elenie na rękę.
– Mimi.
Znaczy… tak mi się przestawiła – wyjaśniła, ostrożnie dobierając słowa. – Swoją
drogą, wyjątkowo irytująca.
– Bo ty to
niby nie? – zapytał niemalże uprzejmym tonem. Mogła wręcz założyć się o to,
że w tamtej chwili się uśmiechał – w ten nieco nieporadny, ale za to
absolutnie szczery sposób.
Jasna cholera, wykończy mnie. Kiedyś na
pewno.
Nieznacznie
potrząsnęła głową. Z trudem udało jej się odgonić niechciane myśli.
– Nie mam
czasu na tę rozmowę – niemalże warknęła. Coraz bardziej czuła się jak w potrzasku.
– Ta wasza Mimi przyszła na życzenie kogoś, kogo najwyraźniej znasz. I dlatego
Mira kazała mi zadzwonić.
– Mów
dalej.
Zaniepokoiła
go i to było jasne. W tle wyraźnie usłyszała trzepot skrzydeł, co
uświadomiło jej, że najpewniej się przemieszczał i to wystarczyło, by sama
również zaczęła się przejmować. Jeśli zamierzał pojawić się w domu…
– Kim jest
Razjel? – zapytała wprost, decydując się mieć to za sobą.
Skrzywiła
się, kiedy w odpowiedzi zaklął. Nie dodał niczego więcej, ale to nie miało
znaczenia, zwłaszcza że po reakcji Miriam i tak nie była w stanie
spodziewać się niczego dobrego. Nerwowo postukała palcami w komórkę, coraz
bardziej zniecierpliwiona i rozdrażniona zarazem. Jeśli chciał doprowadzić
ją do szału, zdecydowanie był na dobrej drodze.
– Razjel
jest… Szlag, to nie rozmowa na telefon, w porządku? – Rafael westchnął
przeciągle, po czym mówił dalej, nie czekając na protesty. – Przyjdź do
apartamentowca. Zrobisz to dla mnie, Eleno?
To wciąż
brzmiało oficjalnie. Co więcej, zabrzmiało niemalże jak prośba, co w przypadku
Rafy zdecydowanie nie było normą. Trudno było jej określić, w jakim był
nastroju, ale brzmiał zupełnie inaczej niż w ostatnim czasie –
zdecydowanie nie jak ktoś, kto za wszelką cenę chciał ją przy sobie zatrzymać.
Zawahała się, sama niepewna, w jaki sposób powinna to interpretować. Była
gotowa przysiąc, że to wyłącznie pozory – rodzaj maski, zwłaszcza że ukrywanie
emocji zawsze przychodziło mu z łatwością.
Zesztywniała,
wciąż pełna wątpliwości. W pierwszym odruchu zapragnęła zaprotestować i kazać
mu przylecieć tutaj, ale prawie natychmiast odrzuciła tę myśl od siebie.
Apartamentowiec wydawał się bezpieczniejszą opcją. Co więcej, Rafael dawał jej
wybór, a to zdecydowanie o czymś świadczyło.
– Nie ma
mowy – usłyszała gdzieś za plecami nerwowy szept Rosalie.
Tak,
ściąganie Rafy akurat do domu zdecydowanie nie było dobrym pomysłem, o ile
nie chciała, by ktoś na wstępie rzucił mu się do gardła. Co więcej, sama nie
była pewna, czyim bezpieczeństwem przejmowała się bardziej – męża czy bliskich.
– W porządku
– powiedziała w końcu. – Będę tam za godzinę.
Nawet jeśli
miał jakieś obiekcje, nie dał niczego po sobie poznać.
– Dobrze
cię słyszeć, lilan.
Rozłączyła
się, decydując się na to nie odpowiadać. Wypuściła powietrze ze świstem, po
czym wsunęła komórkę z powrotem do kieszeni. Nie ufała sobie na tyle, żeby
ryzykować, że w przypływie frustracji mogłaby cisnąć telefonem przez pokój
albo zmiażdżyć go w rękach.
Przez kilka
sekund panowała nieprzenikniona wręcz cisza, ale nie poczuła się dzięki temu
lepiej.
– Nie
wierzę… Elena? – Rose brzmiała co najmniej na poruszoną. – Naprawdę zamierzasz
tam pojechać? Ale…
–
Oczywiście, że tak – mruknęła jak gdyby nigdy nic, wzruszając ramionami.
Poruszała się trochę jak w transie, nawet nie zastanawiając się nad
kolejnymi słowami i reakcjami. – Cokolwiek by się nie działo, muszę
porozmawiać z Rafaelem.
– Ty nie…
Natychmiast
odwróciła się w stronę siostry.
– Mira nie
powiedziała wam nawet połowy tego, co zaszło. Zresztą jakbym unikała
towarzystwa Rafaela za każdym razem, kiedy mam mu coś za złe, zginęłabym
jeszcze przed balem – oznajmiła i prawie natychmiast zaczęła żałować
własnych słów. Uciekła wzrokiem gdzieś w bok, wciąż podenerwowana. –
Przepraszam. Po prostu wolałabym załatwiać swoje sercowe sprawy po swojemu.
Tym razem
nie doczekała się odpowiedzi. Rose przez moment na nią patrzyła, sprawiając
wrażenie kogoś, kogo spoliczkowano. To sprawiło, że Elena z miejsca
zapragnęła ją przeprosić, nim jednak zdołała choćby zastanowić się nad
odpowiednimi słowami, siostra zdecydowała się odezwać.
– Jak sobie
chcesz – rzuciła pozornie obojętnym tonem. – Ja… pójdę sprawdzić, co u pozostałych.
Czy coś.
– Rose…
Żadnej
reakcji. Chwilę później trzy do pokoju zamknęły się odrobinę zbyt gwałtownie,
by uwierzyła, że kobieta nie była podenerwowana. Spojrzała w ślad za
siostrą, przez moment sama niepewna czy powinna się śmiać, czy płakać.
Ostatecznie zdecydowała się nie robić nic, w zamian bezmyślnie spoglądając
w ślad za wampirzycą.
– Elena… –
Głos mamy wyrwał ją z zamyślenia. Drgnęła, decydując się na nią spojrzeć.
– Możemy porozmawiać?
– I tak
tam pojadę – zapowiedziała natychmiast, chcąc uciec jakiekolwiek dyskusje.
– Nie sama
– usłyszała w odpowiedzi. Po tonie Carlisle dało się wyczuć, że był
zdenerwowany. – Nie wiem, co o tym wszystkim myśleć, ale zdecydowanie nie
pozwolę, żebyś w pojedynkę spotkała się z Rafaelem. Zwłaszcza jeśli
dzieje się coś ważnego.
W pierwszym
odruchu zapragnęła zaprotestować, gotowa zacząć się kłócić, gdyby przyszła taka
potrzeba. Właściwie sama nie była pewna, co finalnie odwiodło ją od tej decyzji
– stanowcze spojrzenie ojca czy może raczej to, że tak naprawdę nie chciała
jechać tam sama. Uświadomiła sobie, że poniekąd liczyła na to, że nie będzie
musiała. W gruncie rzeczy apartamentowiec sam w sobie wydawał się
neutralnym gruntem, bo tak naprawdę wcale nie gwarantował całkowitego spokoju.
Westchnęła,
po czym z wolna skinęła głową. Tak naprawdę nie chciała zastanawiać się,
co mogłoby się stać, gdyby jednak pojechała tam w pojedynkę.
– Zostawisz
nas same? – poprosiła nagle Esme. – Sprawdź, co z Beatrycze. My niedługo
dojdziemy.
Carlisle
zawahał się, ale ostatecznie przystał na propozycję, po chwili zostawiając je
same. Na swój sposób jej ulżyło, ale i tak poczuła się nieswojo, może
nawet bardziej, niż gdy wraz mamą stały przed domem, a ona próbowała
przymusić się do zwierzeń. Wtedy wycofała się przy pierwszej możliwej okazji,
choć później żałowała tego, że nie miała okazji porozmawiać z mamą o tym,
co ją dręczyło. Z drugiej strony, zdecydowanie nie chciała, by wszystko
potoczyło się w ten sposób.
Cisza
wydawała przeciągać się w nieskończoność. Wręcz dzwoniła jej w uszach,
stopniowo doprowadzając do szału, jednak mimo usilnych starań Elena nie była w stanie
wykrztusić z siebie chociażby słowa. Uciekła wzrokiem gdzieś w bok,
dziwnie wytrącona z równowagi i roztrzęsiona. Miała wrażenie, że
dopiero zaczynało do niej docierać, co się wydarzyło – z tym, że nadmiar
emocji wcale nie miał związku z wizytą Mimi i wspomnianym Razjelem.
Nie
zarejestrowała momentu, w którym Esme ruszyła się z miejsca. Nagle po
prostu znalazła się w jej ramionach, w pierwszym odruchu sztywniejąc,
by po chwili jednak zdołać się rozluźnić. Obie milczały, ale to wydawało się
właściwe, tak jak i to, że finalnie miałaby zostać właśnie z mamą.
– Więc o to
chodziło… Choć domyślam się, że Mira nie powiedziała wszystko – zapewniła
natychmiast kobieta. – Elenko…
– Jestem
taka głupia.
Nie mogła
powstrzymać się od oswobodzenia z obejmujących ją ramion. Mimo wszystko
bierne tkwienie w miejscu było ponad jej siły.
– Nie mów
tak – zaoponowała natychmiast Esme. Elenie prawie udało się uśmiechnąć,
zwłaszcza że dokładnie takiej reakcji mogła się po matce spodziewać. – Powiedz
mi, co się stało. Nie chcę słuchać Miriam, skoro…
– Ale i tak
chcesz wiedzieć, czy naprawdę mnie uwierzył – stwierdziła ze spokojem.
Cisza, która
zapadła w odpowiedzi na jej słowa, okazała się wystarczająco wymowna.
Elena westchnęła, po czym nerwowym ruchem przeczesała włosy palcami, próbując
zająć czymś ręce. Tak naprawdę wcale nie chciała o tym rozmawiać, chociaż z drugiej
strony… dłuższe unikanie tematu wydawało się bez sensu.
Chcąc nie
chcąc ponownie zwróciła się ku Esme.
– To demon,
mamo. Na dodatek tak daleko mu do rozumienia emocji… – Z westchnieniem
założyła ramiona na piersiach. – Chyba w tym problem. Dla nich to
nienaturalne.
– Sądziłam,
że… Rafael cię kocha – powiedziała z wahaniem.
Elena
parsknęła śmiechem.
–
Spróbowałby nie. – Wywróciła oczami. – Ale przy tym wciąż go drażnię. Na
początku patrzył na mnie jak na kretynkę, ale… Hm, wychodzi na to, że demonom
nie po drodze z emocjami. Zwłaszcza Rafaelowi – wyjaśniła, starannie
dobierając słowa. – Prawie mnie rozszarpał przez to, że przeze mnie je poznał.
My… Znaczy ja… Rany, pocałowałam go. Jako pierwsza. Wylądowaliśmy przez to na
drzewie, więc to był raczej kiepski pomysł.
– Na
drzewie…?
–
Lecieliśmy wtedy. No, niósł mnie na rękach i… – Urwała, mając wrażenie, że
zaczyna robić z siebie idiotkę. – Pocałowałam go – powtórzyła – i wtedy
się zaczęło. Musiałam uczyć demona ludzkich odruchów. Chyba cały czas to robię…
Albo próbuję. Czy to w ogóle ma jakikolwiek sens? – jęknęła, potrząsając z niedowierzaniem
głową.
Zaraz po
tym zamilkła, chcąc nie chcąc przypominając sobie zarzuty Miriam. W porządku,
wiedziała na co się pisała, kiedy z takim uporem wracała do Rafaela za
każdym razem, gdy ją zranił. W zasadzie wciąż uważała za cud to, że wciąż
się nie pozabijali. To było niczym swego rodzaju taniec albo nieustająca walka
– dopasowywali się do siebie nawet wtedy, gdy to wydawało się niemożliwe. Na
oślep uczyli siebie nawzajem i własnych ruchów. Kłócili się tylko po to,
by po chwili dojść do porozumienia, a jednak…
Więc w czym problem?, pomyślała po
raz wtóry. Własna duma coraz bardziej dawały jej się we znaki.
– Dał mi w twarz,
bo go nie posłuchałam, kiedy wpadliśmy w kłopoty. Hunter prawie znów mnie
zabił – oznajmiła tak cicho, że ledwo mogła samą siebie zrozumieć. – Ja po
prostu… Więc go od siebie odsunęłam.
Nie dodała
niczego więcej, wciąż podenerwowana. Dlaczego teraz brzmiało to jak kompletna
głupota? Próbowała znów się zdenerwować i przypomnieć sobie argumenty,
które kierowały nią, kiedy kazała Rafaelowi odejść, ale w tamtej chwili
czuła wyłącznie narastającą z każdą kolejną sekundą pustkę. Emocje opadły,
pozostawiając po sobie rozczarowanie i… tęsknotę.
– Nie
powinien był. Głos mamy doszedł do niej jakby z oddali. – Na litość Boską,
nigdy nie powinien był i…
– Tak jak i ja.
Zawahała
się, ledwo tylko wypowiedziała te słowa. Miała wrażenie, że coś jej umykało,
ale nie potrafiła stwierdzić co i dlaczego. Próbowała przypomnieć sobie,
co wydarzyło się tamtego dnia, ale mimo usilnych starań nie potrafiła się
skupić.
Teraz tym
bardziej chciała porozmawiać z Rafaelem. Z tym, że nie miała pojęcia w taki
sposób.
– Zbierajmy
się, w porządku? – zmieniła temat, w pośpiechu kierując się ku
drzwiom. – Skoro chcecie ze mną jechać…
Westchnęła w duchu.
Tak naprawdę chciała polecieć, mając wrażenie, że nie próbowała tego całą
wieczność. Wszystko wydawało się równie odległe i poplątane, Elena zaś
sama już nie była pewna, czego tak naprawdę chciała.
Chodziło
tylko o dumę? Oboje byli uparci, ale nie sądziła, by to właśnie stąd brała
się gorycz, którą odczuwała do tej pory. Zresztą już nie potrafiła zliczyć, jak
wiele razy koniec końców chowała dumę do kieszeni i wracała. Mogła przy
tym udawać, że miała w tym interes, ale oboje wiedzieli, że prawda była
zgoła inna.
Problem
polegał na tym, że Rafael nie pojmował, dlaczego zachowywała się w ten
sposób. Nie pojmował wielu rzeczy, bo te opierały się na emocjach. I jak
do tej pory mogła patrzeć na to przez palce, w tamtej chwili miała tego
serdecznie dość.
Sama mu to zrobiłaś. W końcu tak to
działa, prawda?
Zadrżała
mimowolnie. Pokazała demonowi coś, co dotychczas było mu obce. W zasadzie
oboje to robili – uczyli siebie nawzajem, a jednak…
Co się wtedy zmieniło?
Nie
potrafiła odpowiedzieć.
Milczenie miało w sobie
coś kojącego. Z uwagą wpatrywała się w krajobraz za oknem, na
wszystkie możliwe sposoby próbując się uspokoić. Nie rozmawiali więcej, co jak
najbardziej było jej na rękę, chociaż początkowo Carlisle wyglądał na chętnego,
żeby o coś zapytać. Nie zrobił tego i była mu za to wdzięczna,
zwłaszcza że w zupełności wystarczyły jej zatroskane spojrzenia, które raz
po raz rzucała Esme.
Nie czuła
się ani trochę lepiej. Mętlik w głowie dawał jej się we znaki, co najwyżej
podsycając odczuwaną przez Elenę irytację. Ostatecznie skupiła się na tym, co
najważniejsze, raz po raz rozpamiętując rozmowę z Mimi i próbując
znaleźć jakąkolwiek wskazówkę co do tego, kim był Razjel.
Pojechali
tylko we trójkę, co przyjęła z ulgą. Nie chciała towarzystwa żadnego z braci,
nie chcąc ryzykować, że Jasper albo Emmett spróbowaliby zrobić coś głupiego, by
„bronić” młodszej siostry. Wystarczyło, że Rose raz po raz spoglądała na nią
tak, jakby podejrzewała, że Elena upadła na głowę. Była wstanie to rozumieć, aż
za dobrze wiedząc, skąd brały się wątpliwości kobiety względem mężczyzn, którzy
w jakikolwiek sposób byli w stanie skrzywdzić swoje partnerki.
Byli
jeszcze Lawrence i Beatrycze. Elena czuła, że umknęło jej coś istotnego,
ale zdecydowała się nie pytać, dochodząc do wniosku, że ta kwestia mogła
poczekać. Zdążyła wychwycić jedynie tyle, że chodziło o dar – i to
najwyraźniej wystarczająco niepokojąca, by wzbudzić wątpliwości we wszystkich
wokół. Tak czy inaczej, oboje po prostu wyszli, a L. lakonicznie stwierdził,
że mieli miejsce, gdzie zamierzali się zatrzymać. Nic nie wskazywało na to, by
którekolwiek z nich wybierali się do apartamentowca, co Elena mimowolnie
uznała za dobry znak. Tak miało być łatwiej, nawet jeśli w obecności
rodziców wciąż nie czuła się swobodnie.
Zawahała
się, dopiero po dłuższej chwili decydując opuścić samochód. Odległość dzielącą
ją od apartamentowca zdecydowała się pokonać niemalże biegiem, machinalnie zostawiając
rodziców za sobą. Czuła, że podążali tuż za nią, ale zadziwiająco łatwo
przyszło jej zapomnieć, że w ogóle byli gdzieś obok. W tamtej chwili
myślała wyłącznie o Rafaelu, mimowolnie zastanawiając nad tym, czego
powinna spodziewać się po rozmowie.
– Elena…
Elena, poczekaj – usłyszała za plecami zaniepokojony głos Carlisle’a.
Chcąc nie chcąc
przystanęła, palce nerwowo zaciskając na klamce prowadzących do mieszkania na
najwyższym piętrze drzwi. Krótko obejrzała się przez ramię, po czym westchnęła,
podchwyciwszy spojrzenie złocistych, zatroskanych tęczówek.
– Nic mi
nie będzie – oznajmiła z uporem. W przeciwieństwie do nich, łatwo
było jej ignorować wyczuwalną obecność demona. – Rafael nie…
– Nie
skrzywdzi cię? – Wampir spojrzał na nią z powątpiewaniem. – Jesteś pewna?
Jasne, że
nie była. Przynajmniej nie powinna być, zwłaszcza po ostatnim razie, ale z drugiej
strony… Czy tym razem miał jakikolwiek powód, by podnieść na nią rękę? Cokolwiek
się działo, Rafa się przejął, a to zdecydowanie nie wróżyło dobrze.
– Ma mnie chronić
– powiedziała w końcu. – Mieliśmy porozmawiać, więc porozmawiamy – dodała,
tym samym ucinając jakiekolwiek dyskusje.
Nie zaskoczyło
jej to, że drzwi jak zwykle były otwarte. Nieśmiertelni mało kiedy przejmowali
się bezpieczeństwem pod tym względem, bowiem tych, których ewentualnie mogliby
się obawiać, zdecydowanie nie powstrzymałyby zamknięte drzwi. Ludzie z kolei
instynktownie wyczuwali zagrożenie, często nawet nie zdając sobie sprawy z tego,
że rozsądek mógłby kazać im trzymać się na dystans. Tak czy inaczej, chyba
tylko wariat wszedłby do tego mieszkania bez wyraźnego powodu.
Albo ona.
Po tym jak
wyszła za demona, chyba żadna decyzja tak naprawdę nie wydawała się już
bardziej szokująca.
W środku
panował półmrok, ale to jej nie przeszkadzało. Mieszkanie w niczym nie różniło
się od stanu, w jakim widziała je po raz ostatni. Krótko powiodła wzrokiem
dookoła, wzrok jak na zawołanie zatrzymując na prowadzących na taras drzwiach. Oczywiście…, przeszło jej przez myśl i prawie
zdołała się uśmiechnąć, jednak wtedy do głosu jak na zawołanie doszło
zdenerwowanie.
Już sama
nie była pewna, czego chce. Jakaś cząstką Eleny pragnęła, by odwróciła się na
pięcie i wyszła, ale stanowczo kazała jej się zamknąć. Miała powód, żeby przyjechać.
Najpewniej ważny, a nawet jeśli nie, przecież kiedyś musieli porozmawiać.
Zresztą tak było zawsze, właściwie od samego początku.
Mogła mówić
mu, co tylko chciała, ale prędzej czy później i tak wracała.
– Rafa? –
rzuciła w przestrzeń, aż nazbyt świadoma, że jeśli był gdzieś obok, musiał
ją usłyszeć.
Z wolna
ruszyła ku balkonowi, próbując ignorować tłukące się w piersi serce. Zasłona
poruszyła się delikatnie, kiedy odsunęła ją, by w pośpiechu przekroczyć
próg.
Chłodne
powietrze miało w sobie coś kojącego. Mimowolnie zdołała się rozluźnić, choć
zarazem coś ścisnęło ją w gardle, kiedy przypomniała sobie, że ostatnim
razem w pośpiechu odlatywała stąd z płaczem, powtarzając sobie, że
powinna trzymać się z daleka. Teraz tamta chwila wydawała się tak bardzo
odległa, przypominając raczej zły sen, aniżeli faktyczne wydarzenie.
Elena wzdrygnęła
się, jednocześnie nerwowo zaciskając dłonie w pięści. Gdyby tylko
wiedziała, czego tak naprawdę chciała…
– Chyba do
samego końca wątpiłem w to, że jednak przyjdziesz – rozległo się tuż za jej
plecami.
Natychmiast
się odwróciła.
To dobra pora, by poinformować, że właśnie pojawił się III rozdział Niosącej Radość. O tutaj: KLIK. c:
OdpowiedzUsuńNessa