Elena
Trzasnęła drzwiami. Mocno. Przez
chwilę nawet poczuła dzięki temu ulgę, ale w chwili, gdy na powrót
zapanowała martwa cisza, jakiekolwiek pozytywne emocje zniknęły, pozostawiając
po sobie wyłącznie pustkę.
Cholerna
Miriam! Miała ochotę wyjść z domu i jej poszukać tylko po to, by
spełnić swoje groźby. W tamtej chwili czuła się tak pobudzona, że
przywołanie do siebie miecza wydawało się dziecinnie proste. Przez moment nawet
chciała to wykorzystać, a jednak kiedy przyszło co do czego, wciąż stała z pustymi
rękoma, wcale nie czując się jak ktoś, kto byłby w stanie zdziałać coś
wyjątkowo niebezpiecznego.
Na dole
słyszała głosy, ale nie zwracała na nie większej uwagi. Również Aldero dał jej
spokój, co przyjęła z ulgą, choć zarazem czuła się z jego powodu
winna; zwłaszcza po śmierci Allegry wolała zaoszczędzić mu stresów. Sęk w tym,
że zdecydowanie nie miała cierpliwości do rozmów. Tak czy inaczej, skoro nikt
nie próbował za nią iść, mogła założyć, że wszystko w porządku, choć taki
stan zdecydowanie nie miał trwać wiecznie. Niemalże spodziewała się, że prędzej
czy później do drzwi zacznie dobijać się Esme. Stawiała na mamę, być może dlatego, że od jakiegoś czasu miała
ochotę z nią porozmawiać. Czuła, że mogłaby, nie obawiając się przy tym,
że akurat ona mogłaby być świadkiem jej chwili słabości.
Jakkolwiek
by nie było, zdecydowanie nie chciała poruszać tego tematu w ten sposób. Cokolwiek
stało się między nią a Rafaelem, było ich sprawą. Tak przynajmniej
utrzymywała przez cały ten czas, zupełnie jakby ten argument mógł
usprawiedliwić uporczywe uciekanie przed tematem. Inna sprawa, że przecież
dobrze wiedziała, jakiej reakcji mogłaby się spodziewać po bliskich, tym
bardziej że żadne z nich nie przepadało za Rafą. Najdelikatniej rzecz
ujmując.
Nerwowo zacisnęła
dłonie w pieści. Potrzebowała dłuższej chwili, by uspokoić się na tyle,
żeby dojść do wniosku, że zdemolowanie pokoju wcale nie było takim dobrym
pomysłem. Ostatecznie usiadła na łóżku, ukrywając twarz w dłoniach i skupiając
się na oddychaniu. Jakby nie patrzeć, przywoływanie Ognia Piekielnego wcale nie
było aż takim dobrym pomysłem.
Tyle bólu… Ból, ból, ból…!
Podskoczyła
jak oparzona, słysząc bezcielesny, ale jakże pogodny głos. Zaraz potem ktoś
wybuchnął śmiechem – radośnie, co skojarzyło się Elenie z beztroskim,
ucieszonym dzieckiem. Poderwała się na równe nogi tak gwałtownie, że z wrażenia
omal nie wywróciła się o własne nogi. Z poczuciem, że do tego
wszystkiego zaczynała wariować, rozejrzała się do pokoju.
A potem
zamarła, w końcu dostrzegając w kącie drobną postać.
Nie znała
się na dzieciach. Ani trochę, nie wspominając o tym, że nigdy nie była w stanie
określić konkretnego wieku małolata po wyglądzie. W efekcie zamarła,
bezmyślnie wpatrując się w kilkuletnią dziewczynkę, która jak gdyby nigdy
nic stała przy toaletce, jakby od niechcenia przekładając kosmetyki. W pewnej
chwili potrąciła flakonik perfum; potoczył się po blacie i spadł na
podłogę, nie tłukąc się wyłącznie dzięki wykładzinie, która stłumiła upadek.
To
wystarczyło, żeby wyrwać Elenę z letargu. Wzdrygnęła się, po czy dosłownie
skoczyła do przodu, momentalnie materializując u boku niespodziewanego
gościa.
– Co do…? –
zaczęła, jednak słowa zamarły jej na ustach, kiedy dziecko spojrzało wprost na
nią.
Nie miała
do czynienia z człowiekiem. W zasadzie to było oczywiste od chwili, w której
w ogóle zauważyła małą, wcześniej słysząc jak ta odzywa się bezpośrednio w jej
umyśle. Może i nie znała się na ludziach, ale telepatia nie należała do
powszechnie spotykanych umiejętności. Jakkolwiek by jednak nie było,
niezależnie od dręczących ją wątpliwości, jedno wydawało się oczywiste: żadne
normalne dzieci nie miały takich oczu.
W pierwszym
odruchu zapragnęła się cofnąć, co najmniej zaskoczona. Wzdrygnęła się, przez
krótką chwilę czując tak, jakby ktoś próbował ją uderzyć. Było coś nieludzkiego
we wpatrzonych w nią tęczówkach – i nie chodziło tu tylko o to,
że okazały się czarne. Gdyby chodziło tylko o tęczówki, pewnie nawet nie
zwróciłaby na to uwagi. Sęk w tym, że czerń obejmowała całe oko, łącznie z białkami,
nie wspominając o tym, że Elena nie była w stanie dostrzec choćby
śladu źrenicy.
Zesztywniała,
machinalnie napinając mięśnie. Wystarczył ułamek sekundy, by przybrała pozycję
obronną, chociaż nie wyobrażała sobie, że miałaby ot tak rzucić się na… Cóż,
dziecko. Przerażające czy nie, wciąż widziała co najwyżej pięcioletnią
dziewczynkę, na dodatek bardzo urodziwą i uśmiechniętą.
– Ty jesteś Światłem. – Tym razem mała odezwała się na głos. Nie kryła przy tym entuzjazmu,
co wydało się Elenie bardziej przerażające, niż gdyby istota zaczęła zachowywać
się wrogo. – No, tak… Mimi to czuje – dodał, a dziewczyna prychnęła, nie
mogąc się powstrzymać.
– Mimi? –
powtórzyła z niedowierzaniem, nagle niepewna czy powinna się śmiać, czy
płakać.
Dziecko
energicznie pokiwało głową, po czym rozłożyło ramiona, zupełnie jakby chciało
się zaprezentować.
– Mimi to
ja!
Elena
jedynie potrząsnęła głową. Chciała się odezwać, ale nie była w stanie
wykrztusić z siebie chociażby słowa. W zamian ostrożnie przesunęła
się, ostrożnie obchodząc wciąż uśmiechającą się szeroko małą i niemalże
spodziewając się, że za moment wydarzy się coś złego.
Z
opóźnieniem uświadomiła sobie, że miała do czynienia z demonem. W zasadzie
przebywanie z tymi istotami było dla niej już tak naturalne, że w większości
przypadków nie zwracała uwagi na niepokój, który zaczynał jej towarzyszyć,
kiedy którakolwiek z tych istot pojawiała się obok. Gdyby było inaczej,
już dawno oszalałaby, przebywając z Rafaelem i Miriam. Z drugiej
strony, może Rafa miał rację i najzwyczajniej w świecie nie
dysponowała instynktem samozachowawczym.
Jakkolwiek
by nie było, nigdy wcześniej nie spotkała demona pod taką postacią. Nie miała
nawet pojęcia, że mogły występować pod postacią dziecka. Pamiętała przecież, że
się nie rozmnażały, a przynajmniej to powiedział jej Rafael, aczkolwiek…
Skąd podejrzenie, że naprawdę jestem
dzieckiem?
Dreszcz
przemknął wzdłuż jej kręgosłupa. W ułamku sekundy poczuła się jeszcze
bardziej nieswojo, wytrącona z równowagi znajomym już, bezcielesnym
głosem. Tym razem jednak słowa zostały wypowiedziane inaczej – bardziej
poważnie, chłodno i w sposób stanowczo zaprzeczający łagodnej aparycji i słodkiemu
uśmiechowi na ustach… Cóż, Mimi. Jakkolwiek irracjonalnie nie brzmiałoby to
imię w przypadku kogoś, komu najwyraźniej daleko było o niewinnego
dziecka.
Elena
przełknęła z trudem. Musiała zmusić się do zapanowania nad emocjami i jednak
spróbować się odezwać.
– Okej,
dobra… Mimi. – To wciąż do niej nie docierało. – Czym ty…? Och, czy to jakiś
żart Miriam? Chce mi jeszcze bardziej dokopać? – obruszyła się, zakładając
ramiona na piersiach.
– Mimi nie
widziała Miriam od bardzo dawna – stwierdziła pogodnym tonem dziewczynka.
Różnica między jej zwykłym głosem a tym mentalnym, była tak diametralna,
że Elena poczuła się, jakby rozmawiała z dwoma różnymi osobami.
– Więc ją
znasz – stwierdziła, chociaż nie miała pewności czy to dobrze, czy może wręcz
przeciwnie.
– Mimi zna
wszystkich swoich braci i siostry. – Demonica wzruszyła ramionami. – Ty
też jesteś Mimi znana, chociaż wcześniej się nie spotkałyśmy.
– Dlaczego ciągle
powtarzasz swoje imię? – warknęła.
Naprawdę
zaczynała dochodzić do wniosku, że to musiał być żart. Zawahała się, nagle
niepewna czy bardziej obawiała się stojącego przed nią dziecka, czy może mała
jednak zaczynała ją drażnić. Przynajmniej tymczasowo zaczynała ją drażnić,
chociaż…
– Może Mimi
nie umie inaczej? – podsunęła usłużnie sama zainteresowana.
Mówisz? Śmiem wątpić, pomyślała z przekąsem
Elena, wywracając oczami. Zaraz po tym zmartwiała, po uśmiechu demonicy
orientując się, że ta najpewniej doskonale zdawała sobie sprawę z tego, co
chodziło jej po głowie.
Świetnie. O tym
marzyła: o kolejnej wścibskiej istocie, która siedziałaby jej w głowie.
– Dobra,
więc czego chcesz? – zapytała wprost, chcąc jak najszybciej zmienić temat. –
Jeśli nie przez Miriam, to dlaczego tutaj jesteś? Czy Rafael…? – zaczęła i urwała,
czując nieprzyjemny ucisk w gardle.
Ból, ból, ból…!, doszedł ją znów pełen
satysfakcji bezcielesny szept.
– Wszyscy
od dawna szepcą, że Rafael związał się z samym Światłem. Mimi była
ciekawa. – Na ustach dziewczynki znów zagościł uśmiech. – A teraz Mimi ma
zadanie.
Jeszcze raz usłyszę „Mimi”, a trafi
mnie szlag, pomyślała Elena, coraz bardziej mając ochotę coś rozwalić.
Demonica
lekko przekrzywiła głową, wciąż nie odrywając od niej wzroku.
– Mimi – oznajmiła i w tamtej chwili
Elena nabrała pewności, że dziecko zdecydowanie świetnie bawiło się jej
kosztem.
Zacisnęła
usta, tłumiąc przekleństwo. Jeśli to miała być próba sprowokowania jej,
zdecydowanie nie zamierzała sobie na to pozwolić. Zbyt dobrze wiedziała, jak
niebezpieczne potrafiły być demony, by ryzykować z obcym.
– Zadanie –
powiedziała w zamian. – Jakie zadanie?
Złe
przeczucia coraz bardziej dawały jej się we znaki. Czegokolwiek chciała ta
dziewczynka, zdecydowanie miała jakiś cel. W zasadzie sama to powiedziała,
a Elena nie widziała powodu, dla którego Mimi miałaby kłamać akurat w tej
kwestii.
Przez kilka
sekund panowała cisza. Dziecko nie odpowiedziało od razu, wyraźnie nie paląc
się do dalszej rozmowy. Jakby tego było mało, nagle zaczęło spacerować po
pokoju, z zaciekawieniem rozglądając się dookoła. Elena z uwagą
śledziła każdy krok intruza, z trudem powstrzymując się od uwag. W zasadzie
miała ochotę zacząć krzyczeć frustracji, a potem wyrzucić demonicę za
drzwi, ale i bez głębszego zastanowienia wiedziała, że w ten sposób
mogła co najwyżej pogorszyć sytuację.
Demony
żywiły się emocjami, zwłaszcza negatywnymi. O tym również wiedziała, a przy
Mimi tym trudniej było o tym zapomnieć – nie, skoro ta na każdym kroku
zachwycała się bólem. To też doprowadzało ją do szału, uświadamiając z jaką
łatwością ta istota potrafiła ją przejrzeć. Już i tak obawiała się, że w którymś
momencie zaintryguje Jaspera na tyle, by brat zaczął nakłaniać ją do zwierzeń.
Cóż, finalnie
dostała irytującego demona o twarzach dziecka. Myśląc o tym,
ostatecznie doszła do wniosku, że jednak wolałaby dyskutować z Jazzem.
– Do ciebie
był łatwiej dotrzeć niż do Rafaela. Nic nowego, zwłaszcza jeśli nie chce być
znaleziony – oznajmiła w końcu Mimi, raptownie poważniejąc.
Oho, więc jednak potrafisz gadać normalnie!
W ostatniej
chwili ugryzła się w język, powstrzymując od powiedzenia czegoś
złośliwego. Podejrzliwie zmrużyła oczy, wciąż z uwagą przypatrując
demonowi i niemalże spodziewając się, że jednak wydarzy się coś
niepokojącego. Już i tak czuła, że temperatura w pokoju dość znacząco
spadła, nie wspominając o niepokoju, który ogarniał ją za każdym razem,
gdy spoglądała w te przypominające ziejące czarne dziury oczy.
– Do rzeczy
– powiedziała w końcu.
O dziwo
Mimi nawet się nie zawahała.
– Mam
przekazać zaproszenie – oznajmiła, a Elena uniosła brwi. Nie tego się
spodziewała. – Wielu z nas chce poznać Światłość.
– I co
jeszcze? – prychnęła, potrząsając z niedowierzaniem głową. – Zresztą już
mniejsza o to, czego ja chcę. Jak sobie to wyobrażacie? Wasz ojciec…
– Nie
wypełniam rozkazów Ciemności – przerwała, bezceremonialnie wchodząc Elenie w słowo.
– Powiedz Rafaelowi, że Razjel chciałby się z nim zobaczyć. Tobie też
przesyła pozdrowienia.
– Kim, do
cholery, jest Razjel?!
Nie
otrzymała odpowiedzi. W zamian Mimi wzruszyła ramionami i jak gdyby
nigdy nic ruszyła w stronę drzwi. Elena zareagowała instynktownie, doskakując
i próbując chwycić demonicę za ramię, ale nie miała po temu okazji.
Reakcja
była momentalna. Dziecko odwróciło się tak gwałtownie, że aż się wzdrygnęła.
Zaraz po tym odskoczyła jak oparzona, kiedy dotychczas dziecięce rysy twarzy
zniekształciły się w sposób, którego nawet nie potrafiła opisać. Patrzyła,
ale nie wiedziała na co, świadoma co najwyżej rosnącego z każdą kolejną
sekundą przerażenia.
Usłyszała
wrzask dopiero po chwili orientując się, że to ona zaczęła krzyczeć. To
wystarczyło, by wszystko jak na zawołanie wróciło do normy, a Mimi
uśmiechnęła się słodko.
– Nie rób
tego więcej – powiedziała niemalże uprzejmym tonem.
Zaraz po
tym po prostu zniknęła, zostawiając zszokowaną Elenę samą.
Oddychała
szybko i płytko, próbując się uspokoić. W milczeniu wpatrywała się w miejsce,
gdzie chwilę wcześniej stała przypominająca dziecko istota, czując się trochę
tak, jakby nagle wyrwała się ze snu. Z bijącym sercem podeszła do łóżka, ciężko
na nie opadając i przez dłuższą chwilę walcząc z wciąż wstrząsającymi
jej ciałem dreszczami.
Drzwi do
pokoju otworzyły się tak gwałtownie, że aż się wzdrygnęła. W ułamek
sekundy później znalazła się w czyiś objęciach.
– Elena…
Mój Boże, Elena, co się stało? – wyrzuciła z siebie na wydechu Esme. – Krzyczałaś?
Dlaczego…?
– Kto znów
próbuje cię zabić? – zapytał w tym samym momencie Emmett, dosłowne
materializując się w pokoju.
Poderwała
głowę, w niejakim oszołomieniu spoglądając nie tylko brata, ale również
pozostałych bliskich, których ściągnęła krzykami. Jakiś czas temu nie
potrafiłaby zrozumieć jakim cudem nikt nie zareagował, kiedy Mimi jeszcze
przebywała w jej pokoju, ale poznała demony na tyle dobrze, by zorientować
się, że potrafiły wpływać na otaczającą ją rzeczywistość. Jeśli jej mała
posłanka nie chciała zostać zauważona, z pewnością potrafiła o to
zadbać.
– Dobra… Rany,
jestem cała. – Położyła mamie dłonie na ramionach, delikatnie acz stanowczo
przymuszając kobietę, żeby ją puściła. – Wybaczcie. Ja… – Urwała, mimowolnie
zaczynając się wahać.
– Co się stało?
– ponowił pytanie tata.
Otworzyła i zaraz
zamknęła usta. Pod obstrzałem spojrzeń poczuła się niemalże osaczona, chociaż
przynajmniej zdołała zapanować nad przerażeniem. Westchnęła, po czym poderwała
się na równe nogi, przez moment mając wrażenie, że trwając w bezruchu
prędzej oszaleje.
– Rafael tutaj
był?
Aż zesztywniała
w odpowiedzi na słowa Rosalie. Zauważyła, że wampirzyca przystanęła w progu
z założonymi na piersiach ramionami. Jej twarz wyrażała przede wszystkim
niepokój, ale w spojrzeniu siostry Elena doszukała się czegoś więcej –
zaczynając od chęci zlinczowania pewnego demona.
– Skąd taki
wniosek? – zapytała natychmiast, chcąc zyskać na czasie. – Cokolwiek
powiedziała wam Mira…
– To dlatego
chodzisz taka przybita? – odezwała się ponownie mama. – Ty i Rafael…
– Naprawdę
nie mam nastroju, żeby teraz rozmawiać o Rafaelu – ucięła i chciała
dodać coś jeszcze, ale nie miała po temu okazji.
– Może się
mylę, ale czuć tutaj demona – oznajmiła wprost Rose. – A ty wyglądasz,
jakbyś zobaczyła ducha. Wybacz, że moją pierwszą myślą jest właśnie Rafael.
– Rose ma
rację – przyznał z wahaniem Carlisle. – Elena…
Jęknęła,
jednocześnie wyrzucając obie ręce ku górze w poddańczym geście.
– Na litość
bogini…! – wyrwało jej się. – Muszę porozmawiać z Miriam – oznajmiła, czując
jakby zwracała się bardziej do siebie, niż kogokolwiek innego.
Spojrzeli
na nią tak, jakby widzieli ją po raz pierwszy. Zignorowała to, ostatecznie
zatrzymując się przy toaletce, gdzie po raz pierwszy zauważyła Mimi. Z opóźnieniem
zauważyła skrawek papieru na blacie, na dodatek wypisany starannym, eleganckim
pismem. Zmarszczyła brwi, po chwili wahania dochodząc do wniosku, że spoglądała
na całkowicie obcy jej adres, ostatecznie jednak nie skomentowała tego nawet
słowem.
– Hm… Może
powiem reszcie, że to jednak fałszywy alarm? – zaproponował nagle Emmett, a Elena
mimowolnie doszła do wniosku, że to najrozsądniejsza rzecz, jaką miała okazję usłyszeć
tego dnia. – Beatrycze i tak jest wystraszona… – mruknął, wycofując się na
korytarz.
– Elena? – zaniepokoiła
się Esme.
W pośpiechu
wyciągnęła telefon, nerwowo szukając w pamięci odpowiedniego numeru.
– Zaraz wam
wyjaśnię. O ile sama dowiem się o co chodzi – obiecała, przyciskając
komórkę do ucha.
Nawet jeśli
mieli jakiekolwiek uwagi, ostatecznie zachowali je dla siebie. Przyjęła to z ulgą,
w duchu odliczając kolejne sygnały. Miriam nie spieszyła się, zwlekając
tak długo, że Elena zdążyła zwątpić w to, czy w ogóle zamierzała
zareagować.
– Ta…
Chcesz mnie jednak zabić? – zapytała już na wstępie, odbierając dosłownie w ostatniej
chwili. – Sorry. Czy coś.
–
Przepraszasz mnie? – prychnęła Elena, nie kryjąc zaskoczenia.
Po drugiej
stronie usłyszała nerwowy śmiech.
– Ależ
skąd. Mam cię za kretynkę, pamiętasz? – przypomniała usłużnie Mira. – Ale
mniejsza o to. Stało się coś? Bo jeśli chciałaś sobie poprzeklinać, to
tracisz czas.
Elena
mocniej zacisnęła palce na telefonie. Jednak miała ochotę zakląć, ale
powstrzymała się z racji towarzystwa. Nie musiała wysilać się włączaniem
trybu głośnomówiącego, by wiedzieć, że wszyscy bez większego wysiłku byli w stanie
usłyszeć to, co mówiła – i to nie tylko ona, ale również Mira.
– Kim jest
Mimi? – zapytała wprost, decydując się przejść do rzeczy.
– Hm?
– Mimi. Czy
czymkolwiek to w ogóle było – ponagliła. – Dopiero co miałam w pokoju
jakieś dziwne, demoniczne dziecko ze strasznymi oczami. Zakładam, że się znacie.
– Ach! Urocza,
nie? – Mira nie wydawała się przejęta. Przynajmniej pozornie, bo Elena była
gotowa przysiąc, że w głosie kobiety mimo wszystko wyczuła obawę. – Dawno o niej
nie słyszałam… Czego chciała?
– Serio cię
to nie obchodzi? – zapytała z niedowierzaniem.
Mira
prychnęła, jakby urażona.
– Przecież
pytam czego chciała – przypomniała chłodno. – No i dzwonisz, więc cię nie
zabiła. Zresztą sami wywaliliście mnie z domu. Jakby coś cię zżarło, jestem
kryta.
Brzmiała
niemalże tak, jakby było jej przykro, że jednak nie wydarzyło się nic złego. Kątem
oka Elena zauważyła, że przez twarz Rosalie przemknął cień, a siostra aż rwała
się do tego, żeby się włączyć. Co więcej, najpewniej przede wszystkim po to, by
powiedzieć Mirze coś bardzo, ale to bardzo przykrego – najdelikatniej rzecz
ujmując.
– Ta twoja
Mimi prawie przyprawiła mnie o zawał, to po pierwsze. Nie wiem, co z nią
nie tak i chyba nie chcę wiedzieć – oznajmiła w pośpiechu, chcąc zapanować
nad sytuacją. – Mówiła, że bawi się w posłańca… I że są osoby, które
mogą być mnie ciekawe.
– Nic
dziwnego. Zwłaszcza po balu, kiedy Rafael się określił… Wiesz, jesteśmy trochę
jak jeden organizm – przyznała po chwili zastanowienia Mira. – Zwłaszcza
cienie. Powiedz coś jednemu, to zaraz wszystkie będą między sobą szeptać.
– Czyli co?
Teraz zaczną się schodzić z życzeniami ślubnymi? – jęknęła, nagle
przerażona taką perspektywą.
– Nie żartuj
sobie – żachnęła się Miriam. – Serio uważasz, że interesują nas takie rzeczy?
Są ciekawe, bo to dotyczy Rafaela. A ciebie nazywają Światłem… Sama
rozumiesz? – Mimo wszystko zabrzmiało to jak pytanie.
Elena
zacisnęła usta. Ostatecznie zdecydowała się przemilczeć tę kwestię.
– Mimi
powiedziała, że przyszła na życzenie Razjela. Kto to jest? – zapytała w zamian.
– Chyba zaprosił nas do siebie, więc…
– Coś ty
powiedziała?
Zamilkła,
co najmniej wytrącona z równowagi co najmniej zaniepokojonym tonem Miriam.
Zmiana w brzmieniu jej głosu była wyczuwalna nawet przez telefon, co z miejsca
dało Elenie do myślenia. Demonica mało kiedy pozwalała sobie na otwarte
okazywanie emocji, a jednak w tamtej chwili brzmiała na poruszoną.
– Mira? –
rzuciła z wahaniem, coraz bardziej zmartwiona panującą po drugiej stronie
ciszą. – Hej, jesteś? Kim jest Razjel?
– Dzwoń po Rafę
– padło w odpowiedzi.
– Ale…
Miriam nie
pozwoliła jej dokończyć.
– Słuchaj, dla
mojej przyjemności możecie kłócić się ile chcecie, ale Razjel to temat, który
powinnaś omawiać z Rafaelem. Nie każę wam przecież od razu się godzić,
tak? – Zamilkła, po czym jęknęła, wyraźnie sfrustrowana. – Jeśli ty tego nie
zrobisz, sama dam mu znać. Tak więc…
– Dobra! –
Przez moment miała ochotę cisnąć komórką przez pokój. Powstrzymała ją wyłącznie
świadomość, że Miriam nie żartowała. – W porządku, sama z nim
porozmawiam.
– Teraz –
dopowiedziała usłużnie jej rozmówczyni.
Zaraz po
tym po prostu się rozłączyła, nawet nie czekając na odpowiedź. Elena zastygła w bezruchu,
przez dłuższą chwilę tkwiąc w miejscu i bezmyślnie wsłuchując się w ciszę
w słuchawce. Dłoń nieznacznie jej zadrżała, kiedy w końcu opuściła
rękę, by móc spojrzeć na wygaszony ekran.
– Elena? –
usłyszała za plecami głos ojca, ale myślami była gdzieś daleko, wciąż próbując
się uspokoić. – Co…?
Nie słuchała.
W zamian bez słowa wybrała kolejny numer, tym razem spod szybkiego wybierania,
pod którym zapisała go jeszcze na długo przed nieszczęsnym balem w Volterze.
Serce zabiło jej szybciej ze zdenerwowania, ale nie zamierzała dać sobie czasu
na wątpliwości.
W przeciwieństwie
do Miriam, jej brat odebrał momentalnie.
– Lilan…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz