14 lipca 2018

Czterdzieści trzy

Elena
Trzasnęła drzwiami. Mocno. Przez chwilę nawet poczuła dzięki temu ulgę, ale w chwili, gdy na powrót zapanowała martwa cisza, jakiekolwiek pozytywne emocje zniknęły, pozostawiając po sobie wyłącznie pustkę.
Cholerna Miriam! Miała ochotę wyjść z domu i jej poszukać tylko po to, by spełnić swoje groźby. W tamtej chwili czuła się tak pobudzona, że przywołanie do siebie miecza wydawało się dziecinnie proste. Przez moment nawet chciała to wykorzystać, a jednak kiedy przyszło co do czego, wciąż stała z pustymi rękoma, wcale nie czując się jak ktoś, kto byłby w stanie zdziałać coś wyjątkowo niebezpiecznego.
Na dole słyszała głosy, ale nie zwracała na nie większej uwagi. Również Aldero dał jej spokój, co przyjęła z ulgą, choć zarazem czuła się z jego powodu winna; zwłaszcza po śmierci Allegry wolała zaoszczędzić mu stresów. Sęk w tym, że zdecydowanie nie miała cierpliwości do rozmów. Tak czy inaczej, skoro nikt nie próbował za nią iść, mogła założyć, że wszystko w porządku, choć taki stan zdecydowanie nie miał trwać wiecznie. Niemalże spodziewała się, że prędzej czy później do drzwi zacznie dobijać się Esme. Stawiała na mamę, być  może dlatego, że od jakiegoś czasu miała ochotę z nią porozmawiać. Czuła, że mogłaby, nie obawiając się przy tym, że akurat ona mogłaby być świadkiem jej chwili słabości.
Jakkolwiek by nie było, zdecydowanie nie chciała poruszać tego tematu w ten sposób. Cokolwiek stało się między nią a Rafaelem, było ich sprawą. Tak przynajmniej utrzymywała przez cały ten czas, zupełnie jakby ten argument mógł usprawiedliwić uporczywe uciekanie przed tematem. Inna sprawa, że przecież dobrze wiedziała, jakiej reakcji mogłaby się spodziewać po bliskich, tym bardziej że żadne z nich nie przepadało za Rafą. Najdelikatniej rzecz ujmując.
Nerwowo zacisnęła dłonie w pieści. Potrzebowała dłuższej chwili, by uspokoić się na tyle, żeby dojść do wniosku, że zdemolowanie pokoju wcale nie było takim dobrym pomysłem. Ostatecznie usiadła na łóżku, ukrywając twarz w dłoniach i skupiając się na oddychaniu. Jakby nie patrzeć, przywoływanie Ognia Piekielnego wcale nie było aż takim dobrym pomysłem.
Tyle bólu… Ból, ból, ból…!
Podskoczyła jak oparzona, słysząc bezcielesny, ale jakże pogodny głos. Zaraz potem ktoś wybuchnął śmiechem – radośnie, co skojarzyło się Elenie z beztroskim, ucieszonym dzieckiem. Poderwała się na równe nogi tak gwałtownie, że z wrażenia omal nie wywróciła się o własne nogi. Z poczuciem, że do tego wszystkiego zaczynała wariować, rozejrzała się do pokoju.
A potem zamarła, w końcu dostrzegając w kącie drobną postać.
Nie znała się na dzieciach. Ani trochę, nie wspominając o tym, że nigdy nie była w stanie określić konkretnego wieku małolata po wyglądzie. W efekcie zamarła, bezmyślnie wpatrując się w kilkuletnią dziewczynkę, która jak gdyby nigdy nic stała przy toaletce, jakby od niechcenia przekładając kosmetyki. W pewnej chwili potrąciła flakonik perfum; potoczył się po blacie i spadł na podłogę, nie tłukąc się wyłącznie dzięki wykładzinie, która stłumiła upadek.
To wystarczyło, żeby wyrwać Elenę z letargu. Wzdrygnęła się, po czy dosłownie skoczyła do przodu, momentalnie materializując u boku niespodziewanego gościa.
– Co do…? – zaczęła, jednak słowa zamarły jej na ustach, kiedy dziecko spojrzało wprost na nią.
Nie miała do czynienia z człowiekiem. W zasadzie to było oczywiste od chwili, w której w ogóle zauważyła małą, wcześniej słysząc jak ta odzywa się bezpośrednio w jej umyśle. Może i nie znała się na ludziach, ale telepatia nie należała do powszechnie spotykanych umiejętności. Jakkolwiek by jednak nie było, niezależnie od dręczących ją wątpliwości, jedno wydawało się oczywiste: żadne normalne dzieci nie miały takich oczu.
W pierwszym odruchu zapragnęła się cofnąć, co najmniej zaskoczona. Wzdrygnęła się, przez krótką chwilę czując tak, jakby ktoś próbował ją uderzyć. Było coś nieludzkiego we wpatrzonych w nią tęczówkach – i nie chodziło tu tylko o to, że okazały się czarne. Gdyby chodziło tylko o tęczówki, pewnie nawet nie zwróciłaby na to uwagi. Sęk w tym, że czerń obejmowała całe oko, łącznie z białkami, nie wspominając o tym, że Elena nie była w stanie dostrzec choćby śladu źrenicy.
Zesztywniała, machinalnie napinając mięśnie. Wystarczył ułamek sekundy, by przybrała pozycję obronną, chociaż nie wyobrażała sobie, że miałaby ot tak rzucić się na… Cóż, dziecko. Przerażające czy nie, wciąż widziała co najwyżej pięcioletnią dziewczynkę, na dodatek bardzo urodziwą i uśmiechniętą.
– Ty jesteś Światłem. – Tym razem mała odezwała się na głos. Nie kryła przy tym entuzjazmu, co wydało się Elenie bardziej przerażające, niż gdyby istota zaczęła zachowywać się wrogo. – No, tak… Mimi to czuje – dodał, a dziewczyna prychnęła, nie mogąc się powstrzymać.
– Mimi? – powtórzyła z niedowierzaniem, nagle niepewna czy powinna się śmiać, czy płakać.
Dziecko energicznie pokiwało głową, po czym rozłożyło ramiona, zupełnie jakby chciało się zaprezentować.
– Mimi to ja!
Elena jedynie potrząsnęła głową. Chciała się odezwać, ale nie była w stanie wykrztusić z siebie chociażby słowa. W zamian ostrożnie przesunęła się, ostrożnie obchodząc wciąż uśmiechającą się szeroko małą i niemalże spodziewając się, że za moment wydarzy się coś złego.
Z opóźnieniem uświadomiła sobie, że miała do czynienia z demonem. W zasadzie przebywanie z tymi istotami było dla niej już tak naturalne, że w większości przypadków nie zwracała uwagi na niepokój, który zaczynał jej towarzyszyć, kiedy którakolwiek z tych istot pojawiała się obok. Gdyby było inaczej, już dawno oszalałaby, przebywając z Rafaelem i Miriam. Z drugiej strony, może Rafa miał rację i najzwyczajniej w świecie nie dysponowała instynktem samozachowawczym.
Jakkolwiek by nie było, nigdy wcześniej nie spotkała demona pod taką postacią. Nie miała nawet pojęcia, że mogły występować pod postacią dziecka. Pamiętała przecież, że się nie rozmnażały, a przynajmniej to powiedział jej Rafael, aczkolwiek…
Skąd podejrzenie, że naprawdę jestem dzieckiem?
Dreszcz przemknął wzdłuż jej kręgosłupa. W ułamku sekundy poczuła się jeszcze bardziej nieswojo, wytrącona z równowagi znajomym już, bezcielesnym głosem. Tym razem jednak słowa zostały wypowiedziane inaczej – bardziej poważnie, chłodno i w sposób stanowczo zaprzeczający łagodnej aparycji i słodkiemu uśmiechowi na ustach… Cóż, Mimi. Jakkolwiek irracjonalnie nie brzmiałoby to imię w przypadku kogoś, komu najwyraźniej daleko było o niewinnego dziecka.
Elena przełknęła z trudem. Musiała zmusić się do zapanowania nad emocjami i jednak spróbować się odezwać.
– Okej, dobra… Mimi. – To wciąż do niej nie docierało. – Czym ty…? Och, czy to jakiś żart Miriam? Chce mi jeszcze bardziej dokopać? – obruszyła się, zakładając ramiona na piersiach.
– Mimi nie widziała Miriam od bardzo dawna – stwierdziła pogodnym tonem dziewczynka. Różnica między jej zwykłym głosem a tym mentalnym, była tak diametralna, że Elena poczuła się, jakby rozmawiała z dwoma różnymi osobami.
– Więc ją znasz – stwierdziła, chociaż nie miała pewności czy to dobrze, czy może wręcz przeciwnie.
– Mimi zna wszystkich swoich braci i siostry. – Demonica wzruszyła ramionami. – Ty też jesteś Mimi znana, chociaż wcześniej się nie spotkałyśmy.
– Dlaczego ciągle powtarzasz swoje imię? – warknęła.
Naprawdę zaczynała dochodzić do wniosku, że to musiał być żart. Zawahała się, nagle niepewna czy bardziej obawiała się stojącego przed nią dziecka, czy może mała jednak zaczynała ją drażnić. Przynajmniej tymczasowo zaczynała ją drażnić, chociaż…
– Może Mimi nie umie inaczej? – podsunęła usłużnie sama zainteresowana.
Mówisz? Śmiem wątpić, pomyślała z przekąsem Elena, wywracając oczami. Zaraz po tym zmartwiała, po uśmiechu demonicy orientując się, że ta najpewniej doskonale zdawała sobie sprawę z tego, co chodziło jej po głowie.
Świetnie. O tym marzyła: o kolejnej wścibskiej istocie, która siedziałaby jej w głowie.
– Dobra, więc czego chcesz? – zapytała wprost, chcąc jak najszybciej zmienić temat. – Jeśli nie przez Miriam, to dlaczego tutaj jesteś? Czy Rafael…? – zaczęła i urwała, czując nieprzyjemny ucisk w gardle.
Ból, ból, ból…!, doszedł ją znów pełen satysfakcji bezcielesny szept.
– Wszyscy od dawna szepcą, że Rafael związał się z samym Światłem. Mimi była ciekawa. – Na ustach dziewczynki znów zagościł uśmiech. – A teraz Mimi ma zadanie.
Jeszcze raz usłyszę „Mimi”, a trafi mnie szlag, pomyślała Elena, coraz bardziej mając ochotę coś rozwalić.
Demonica lekko przekrzywiła głową, wciąż nie odrywając od niej wzroku.
Mimi – oznajmiła i w tamtej chwili Elena nabrała pewności, że dziecko zdecydowanie świetnie bawiło się jej kosztem.
Zacisnęła usta, tłumiąc przekleństwo. Jeśli to miała być próba sprowokowania jej, zdecydowanie nie zamierzała sobie na to pozwolić. Zbyt dobrze wiedziała, jak niebezpieczne potrafiły być demony, by ryzykować z obcym.
– Zadanie – powiedziała w zamian. – Jakie zadanie?
Złe przeczucia coraz bardziej dawały jej się we znaki. Czegokolwiek chciała ta dziewczynka, zdecydowanie miała jakiś cel. W zasadzie sama to powiedziała, a Elena nie widziała powodu, dla którego Mimi miałaby kłamać akurat w tej kwestii.
Przez kilka sekund panowała cisza. Dziecko nie odpowiedziało od razu, wyraźnie nie paląc się do dalszej rozmowy. Jakby tego było mało, nagle zaczęło spacerować po pokoju, z zaciekawieniem rozglądając się dookoła. Elena z uwagą śledziła każdy krok intruza, z trudem powstrzymując się od uwag. W zasadzie miała ochotę zacząć krzyczeć frustracji, a potem wyrzucić demonicę za drzwi, ale i bez głębszego zastanowienia wiedziała, że w ten sposób mogła co najwyżej pogorszyć sytuację.
Demony żywiły się emocjami, zwłaszcza negatywnymi. O tym również wiedziała, a przy Mimi tym trudniej było o tym zapomnieć – nie, skoro ta na każdym kroku zachwycała się bólem. To też doprowadzało ją do szału, uświadamiając z jaką łatwością ta istota potrafiła ją przejrzeć. Już i tak obawiała się, że w którymś momencie zaintryguje Jaspera na tyle, by brat zaczął nakłaniać ją do zwierzeń.
Cóż, finalnie dostała irytującego demona o twarzach dziecka. Myśląc o tym, ostatecznie doszła do wniosku, że jednak wolałaby dyskutować z Jazzem.
– Do ciebie był łatwiej dotrzeć niż do Rafaela. Nic nowego, zwłaszcza jeśli nie chce być znaleziony – oznajmiła w końcu Mimi, raptownie poważniejąc.
Oho, więc jednak potrafisz gadać normalnie!
W ostatniej chwili ugryzła się w język, powstrzymując od powiedzenia czegoś złośliwego. Podejrzliwie zmrużyła oczy, wciąż z uwagą przypatrując demonowi i niemalże spodziewając się, że jednak wydarzy się coś niepokojącego. Już i tak czuła, że temperatura w pokoju dość znacząco spadła, nie wspominając o niepokoju, który ogarniał ją za każdym razem, gdy spoglądała w te przypominające ziejące czarne dziury oczy.
– Do rzeczy – powiedziała w końcu.
O dziwo Mimi nawet się nie zawahała.
– Mam przekazać zaproszenie – oznajmiła, a Elena uniosła brwi. Nie tego się spodziewała. – Wielu z nas chce poznać Światłość.
– I co jeszcze? – prychnęła, potrząsając z niedowierzaniem głową. – Zresztą już mniejsza o to, czego ja chcę. Jak sobie to wyobrażacie? Wasz ojciec…
– Nie wypełniam rozkazów Ciemności – przerwała, bezceremonialnie wchodząc Elenie w słowo. – Powiedz Rafaelowi, że Razjel chciałby się z nim zobaczyć. Tobie też przesyła pozdrowienia.
– Kim, do cholery, jest Razjel?!
Nie otrzymała odpowiedzi. W zamian Mimi wzruszyła ramionami i jak gdyby nigdy nic ruszyła w stronę drzwi. Elena zareagowała instynktownie, doskakując i próbując chwycić demonicę za ramię, ale nie miała po temu okazji.
Reakcja była momentalna. Dziecko odwróciło się tak gwałtownie, że aż się wzdrygnęła. Zaraz po tym odskoczyła jak oparzona, kiedy dotychczas dziecięce rysy twarzy zniekształciły się w sposób, którego nawet nie potrafiła opisać. Patrzyła, ale nie wiedziała na co, świadoma co najwyżej rosnącego z każdą kolejną sekundą przerażenia.
Usłyszała wrzask dopiero po chwili orientując się, że to ona zaczęła krzyczeć. To wystarczyło, by wszystko jak na zawołanie wróciło do normy, a Mimi uśmiechnęła się słodko.
– Nie rób tego więcej – powiedziała niemalże uprzejmym tonem.
Zaraz po tym po prostu zniknęła, zostawiając zszokowaną Elenę samą.
Oddychała szybko i płytko, próbując się uspokoić. W milczeniu wpatrywała się w miejsce, gdzie chwilę wcześniej stała przypominająca dziecko istota, czując się trochę tak, jakby nagle wyrwała się ze snu. Z bijącym sercem podeszła do łóżka, ciężko na nie opadając i przez dłuższą chwilę walcząc z wciąż wstrząsającymi jej ciałem dreszczami.
Drzwi do pokoju otworzyły się tak gwałtownie, że aż się wzdrygnęła. W ułamek sekundy później znalazła się w czyiś objęciach.
– Elena… Mój Boże, Elena, co się stało? – wyrzuciła z siebie na wydechu Esme. – Krzyczałaś? Dlaczego…?
– Kto znów próbuje cię zabić? – zapytał w tym samym momencie Emmett, dosłowne materializując się w pokoju.
Poderwała głowę, w niejakim oszołomieniu spoglądając nie tylko brata, ale również pozostałych bliskich, których ściągnęła krzykami. Jakiś czas temu nie potrafiłaby zrozumieć jakim cudem nikt nie zareagował, kiedy Mimi jeszcze przebywała w jej pokoju, ale poznała demony na tyle dobrze, by zorientować się, że potrafiły wpływać na otaczającą ją rzeczywistość. Jeśli jej mała posłanka nie chciała zostać zauważona, z pewnością potrafiła o to zadbać.
– Dobra… Rany, jestem cała. – Położyła mamie dłonie na ramionach, delikatnie acz stanowczo przymuszając kobietę, żeby ją puściła. – Wybaczcie. Ja… – Urwała, mimowolnie zaczynając się wahać.
– Co się stało? – ponowił pytanie tata.
Otworzyła i zaraz zamknęła usta. Pod obstrzałem spojrzeń poczuła się niemalże osaczona, chociaż przynajmniej zdołała zapanować nad przerażeniem. Westchnęła, po czym poderwała się na równe nogi, przez moment mając wrażenie, że trwając w bezruchu prędzej oszaleje.
– Rafael tutaj był?
Aż zesztywniała w odpowiedzi na słowa Rosalie. Zauważyła, że wampirzyca przystanęła w progu z założonymi na piersiach ramionami. Jej twarz wyrażała przede wszystkim niepokój, ale w spojrzeniu siostry Elena doszukała się czegoś więcej – zaczynając od chęci zlinczowania pewnego demona.
– Skąd taki wniosek? – zapytała natychmiast, chcąc zyskać na czasie. – Cokolwiek powiedziała wam Mira…
– To dlatego chodzisz taka przybita? – odezwała się ponownie mama. – Ty i Rafael…
– Naprawdę nie mam nastroju, żeby teraz rozmawiać o Rafaelu – ucięła i chciała dodać coś jeszcze, ale nie miała po temu okazji.
– Może się mylę, ale czuć tutaj demona – oznajmiła wprost Rose. – A ty wyglądasz, jakbyś zobaczyła ducha. Wybacz, że moją pierwszą myślą jest właśnie Rafael.
– Rose ma rację – przyznał z wahaniem Carlisle. – Elena…
Jęknęła, jednocześnie wyrzucając obie ręce ku górze w poddańczym geście.
– Na litość bogini…! – wyrwało jej się. – Muszę porozmawiać z Miriam – oznajmiła, czując jakby zwracała się bardziej do siebie, niż kogokolwiek innego.
Spojrzeli na nią tak, jakby widzieli ją po raz pierwszy. Zignorowała to, ostatecznie zatrzymując się przy toaletce, gdzie po raz pierwszy zauważyła Mimi. Z opóźnieniem zauważyła skrawek papieru na blacie, na dodatek wypisany starannym, eleganckim pismem. Zmarszczyła brwi, po chwili wahania dochodząc do wniosku, że spoglądała na całkowicie obcy jej adres, ostatecznie jednak nie skomentowała tego nawet słowem.
– Hm… Może powiem reszcie, że to jednak fałszywy alarm? – zaproponował nagle Emmett, a Elena mimowolnie doszła do wniosku, że to najrozsądniejsza rzecz, jaką miała okazję usłyszeć tego dnia. – Beatrycze i tak jest wystraszona… – mruknął, wycofując się na korytarz.
– Elena? – zaniepokoiła się Esme.
W pośpiechu wyciągnęła telefon, nerwowo szukając w pamięci odpowiedniego numeru.
– Zaraz wam wyjaśnię. O ile sama dowiem się o co chodzi – obiecała, przyciskając komórkę do ucha.
Nawet jeśli mieli jakiekolwiek uwagi, ostatecznie zachowali je dla siebie. Przyjęła to z ulgą, w duchu odliczając kolejne sygnały. Miriam nie spieszyła się, zwlekając tak długo, że Elena zdążyła zwątpić w to, czy w ogóle zamierzała zareagować.
– Ta… Chcesz mnie jednak zabić? – zapytała już na wstępie, odbierając dosłownie w ostatniej chwili. – Sorry. Czy coś.
– Przepraszasz mnie? – prychnęła Elena, nie kryjąc zaskoczenia.
Po drugiej stronie usłyszała nerwowy śmiech.
– Ależ skąd. Mam cię za kretynkę, pamiętasz? – przypomniała usłużnie Mira. – Ale mniejsza o to. Stało się coś? Bo jeśli chciałaś sobie poprzeklinać, to tracisz czas.
Elena mocniej zacisnęła palce na telefonie. Jednak miała ochotę zakląć, ale powstrzymała się z racji towarzystwa. Nie musiała wysilać się włączaniem trybu głośnomówiącego, by wiedzieć, że wszyscy bez większego wysiłku byli w stanie usłyszeć to, co mówiła – i to nie tylko ona, ale również Mira.
– Kim jest Mimi? – zapytała wprost, decydując się przejść do rzeczy.
– Hm?
– Mimi. Czy czymkolwiek to w ogóle było – ponagliła. – Dopiero co miałam w pokoju jakieś dziwne, demoniczne dziecko ze strasznymi oczami. Zakładam, że się znacie.
– Ach! Urocza, nie? – Mira nie wydawała się przejęta. Przynajmniej pozornie, bo Elena była gotowa przysiąc, że w głosie kobiety mimo wszystko wyczuła obawę. – Dawno o niej nie słyszałam… Czego chciała?
– Serio cię to nie obchodzi? – zapytała z niedowierzaniem.
Mira prychnęła, jakby urażona.
– Przecież pytam czego chciała – przypomniała chłodno. – No i dzwonisz, więc cię nie zabiła. Zresztą sami wywaliliście mnie z domu. Jakby coś cię zżarło, jestem kryta.
Brzmiała niemalże tak, jakby było jej przykro, że jednak nie wydarzyło się nic złego. Kątem oka Elena zauważyła, że przez twarz Rosalie przemknął cień, a siostra aż rwała się do tego, żeby się włączyć. Co więcej, najpewniej przede wszystkim po to, by powiedzieć Mirze coś bardzo, ale to bardzo przykrego – najdelikatniej rzecz ujmując.
– Ta twoja Mimi prawie przyprawiła mnie o zawał, to po pierwsze. Nie wiem, co z nią nie tak i chyba nie chcę wiedzieć – oznajmiła w pośpiechu, chcąc zapanować nad sytuacją. – Mówiła, że bawi się w posłańca… I że są osoby, które mogą być mnie ciekawe.
– Nic dziwnego. Zwłaszcza po balu, kiedy Rafael się określił… Wiesz, jesteśmy trochę jak jeden organizm – przyznała po chwili zastanowienia Mira. – Zwłaszcza cienie. Powiedz coś jednemu, to zaraz wszystkie będą między sobą szeptać.
– Czyli co? Teraz zaczną się schodzić z życzeniami ślubnymi? – jęknęła, nagle przerażona taką perspektywą.
– Nie żartuj sobie – żachnęła się Miriam. – Serio uważasz, że interesują nas takie rzeczy? Są ciekawe, bo to dotyczy Rafaela. A ciebie nazywają Światłem… Sama rozumiesz? – Mimo wszystko zabrzmiało to jak pytanie.
Elena zacisnęła usta. Ostatecznie zdecydowała się przemilczeć tę kwestię.
– Mimi powiedziała, że przyszła na życzenie Razjela. Kto to jest? – zapytała w zamian. – Chyba zaprosił nas do siebie, więc…
– Coś ty powiedziała?
Zamilkła, co najmniej wytrącona z równowagi co najmniej zaniepokojonym tonem Miriam. Zmiana w brzmieniu jej głosu była wyczuwalna nawet przez telefon, co z miejsca dało Elenie do myślenia. Demonica mało kiedy pozwalała sobie na otwarte okazywanie emocji, a jednak w tamtej chwili brzmiała na poruszoną.
– Mira? – rzuciła z wahaniem, coraz bardziej zmartwiona panującą po drugiej stronie ciszą. – Hej, jesteś? Kim jest Razjel?
– Dzwoń po Rafę – padło w odpowiedzi.
– Ale…
Miriam nie pozwoliła jej dokończyć.
– Słuchaj, dla mojej przyjemności możecie kłócić się ile chcecie, ale Razjel to temat, który powinnaś omawiać z Rafaelem. Nie każę wam przecież od razu się godzić, tak? – Zamilkła, po czym jęknęła, wyraźnie sfrustrowana. – Jeśli ty tego nie zrobisz, sama dam mu znać. Tak więc…
– Dobra! – Przez moment miała ochotę cisnąć komórką przez pokój. Powstrzymała ją wyłącznie świadomość, że Miriam nie żartowała. – W porządku, sama z nim porozmawiam.
– Teraz – dopowiedziała usłużnie jej rozmówczyni.
Zaraz po tym po prostu się rozłączyła, nawet nie czekając na odpowiedź. Elena zastygła w bezruchu, przez dłuższą chwilę tkwiąc w miejscu i bezmyślnie wsłuchując się w ciszę w słuchawce. Dłoń nieznacznie jej zadrżała, kiedy w końcu opuściła rękę, by móc spojrzeć na wygaszony ekran.
– Elena? – usłyszała za plecami głos ojca, ale myślami była gdzieś daleko, wciąż próbując się uspokoić. – Co…?
Nie słuchała. W zamian bez słowa wybrała kolejny numer, tym razem spod szybkiego wybierania, pod którym zapisała go jeszcze na długo przed nieszczęsnym balem w Volterze. Serce zabiło jej szybciej ze zdenerwowania, ale nie zamierzała dać sobie czasu na wątpliwości.
W przeciwieństwie do Miriam, jej brat odebrał momentalnie.
Lilan…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa