16 lipca 2018

Czterdzieści pięć

Elena
Przez moment poczuła się tak, jakby nie wydarzyło się nic wartego uwagi. Zresztą nie pierwszy raz doświadczała czegoś takiego, po kłótni z Rafaelem jak gdyby nigdy nic stając przed nim, żeby porozmawiać. Jakby tego było mało, na pierwszy rzut oka demon wyglądał na całkowicie obojętnego. Wydawał się spokojny, choć Elena czuła, że to tylko pozory, tym bardziej że nie byli sami.
– Więc jestem – powiedziała z opóźnieniem. Sama nie była pewna, jakim cudem dawała radę zachowywać się swobodnie. – Telefon. Razjel. Mira sugerowała, że ważne.
– Możliwe, że jest – przyznał po chwili zastanowienia.
Uniosła brwi.
– Możliwe? – powtórzyła, nie kryjąc sceptycyzmu. To zdecydowanie nie sugerowało powodu, by w pośpiechu jechać przez całe miasto.
– Interesuje się tobą demon, którym na dodatek nie jestem ja – zauważył przytomnie. – Tak, to może być ważne.
Ou, wyhamuj… Dlaczego to zabrzmiało, jakbyś był zazdrosny?, przeszło jej przez myśl, ale ostatecznie nie wypowiedziała tych słów na głos. W zamian po prostu go obserwowała, czując się przy tym coraz bardziej nieswojo, zwłaszcza gdy uświadomiła sobie, że najchętniej pozwoliłaby, żeby wziął ją w ramiona.
To wszystko wydawało się tak bardzo znajome. Taras, bliskość nieba i bliskość Rafaela, co w zupełności wystarczyło, by rozbudzić głód. Nie pamiętała, kiedy ostatnim razem piła jego krew, ale wciąż jej potrzebowała. Oczywiście to nie było wszystko, ale i tak skrzywiła się nieznacznie, czując pieczenie w gardle. Natychmiast spróbowała nad sobą zapanować, ale błysk w oczach demona dał jej do zrozumienia, że mimo wszystko musiał zauważyć w czym rzecz.
– Co się dzieje? – Aż wzdrygnęła się, słysząc głos ojca. Z łatwością mogła zapomnieć, że nie przyjechała do apartamentowca sama. – Jak bardzo zagrożona jest Elena? – zapytał wprost, materializując się tuż obok.
Spojrzała na Carlisle’a z powątpiewaniem, nie kryjąc zaskoczenia. Chociaż jego głos zabrzmiał spokojnie, co zresztą było do przewidzenia, wyczuła w tonie wampira wyraźną nutę rezerwy. Co więcej, była pewna, że się śpieszył, chcąc od razu przejść do rzeczy. Jako że znała tatę wystarczająco dobrze, jego zachowanie momentalnie dało jej do myślenia.
Świetnie. Dzięki, Mira… Właśnie o tym marzyłam.
Nie chciała, żeby to wyglądało w ten sposób. Nie bez powodu zwlekała z jakimikolwiek zwierzeniami, miotając się i przez większość czasu dusząc wszystko w sobie. Gdyby mogła porozmawiać tylko z mamą i w bardziej sprzyjających warunkach, być może wszystko stałoby się dużo prostsze. Nawet jeśli nie, wciąż nie chciała, żeby jej bliscy kolejny raz zaczęli traktować Rafaela jak wroga. Nie żeby od chwili, gdy poznali prawdę, było jakkolwiek dobrze, zwłaszcza że sam Rafa odmawiał identyfikowania się z jakąkolwiek rodziną, ale mimo wszystko…
– Rozmawiam z Eleną – oznajmił ze stoickim spokojem serafin. Nieznacznie poruszył skrzydłami, zupełnie jakby chciał porwać ją w ramiona i odlecieć gdzieś, gdzie zostaliby sami. – Miło, że zdecydowaliście się dotrzymać jej towarzystwa – dodał, a na jego ustach zamajaczył nieco wymuszony uśmiech – ale to wciąż z nią chciałem się zobaczyć.
– Rafael – wycedziła przez zaciśnięte zęby.
Spojrzał na nią z zaciekawieniem, zupełnie jakby spodziewał się innej reakcji – może tego, że odwróciłaby się na pięcie i odeszła. Mogła tylko zgadywać, to zresztą nie miało znaczenia. Liczyło się, że sytuacja wydawała się wręcz nienaturalnie normalna. To, że stał obok, a ona próbowała wymóc na nim niemalże ludzkie zachowanie. To, że w ogóle tutaj była…
– Wybacz, lilan – zreflektował się, starannie dobierając słowa. – Nie żebym miał ci za złe, że nie przyszłaś sama. Aczkolwiek wciąż zamierzam rozmawiać tylko z tobą. Ustalmy sobie to na samym początku.
– Naprawdę jesteś zaskoczony, że Elena bała się przyjść tutaj sama? – zapytał wprost Carlisle, zaś Rafael spojrzał na niego tak, jakby widział go po raz pierwszy.
– Elena? – powtórzył i parsknął śmiechem. – Co jak co, ale strach jestem w stanie wyczuć. I to nie moja żona się boi.
Mniej więcej w tamtej chwili zapragnęła komuś przyłożyć. Słodka bogini, a sądziła, że tylko w towarzystwie Aldero było trudno! Co prawda podejrzewała, że gdyby zabrała ze sobą kuzyna, obaj już dawno rzuciliby się sobie do gardeł. Sęk w tym, że chyba zaczynała dochodzić do wniosku, że to wcale nie było taką złą opcją – Rafa i Al powarczeliby na siebie, ewentualnie daliby sobie po razie, a potem do końca spotkania byłby święty spokój, bo zaczęłaby wyzywać na czym świat stoi, jasno dając obu do zrozumienia, że mają się pozamykać. Pod tym względem faceci bywali beznadziejni, ale przynajmniej wiedziała, czego się spodziewać.
W tamtej chwili jednak czuła się tak, jakby znalazła się między młotem a kowadłem. Napięta cisza doprowadzała ją do szału, rozpraszając w równym stopniu, co i rzucane jej raz po raz przez Rafaela spojrzenia. Swoją drogą, powoli zaczynała mieć dość własnego ciała, zaczynając od coraz bardziej dającego jej się we znaki głodu, aż po inny rodzaj pragnień. Chociaż od samego początku wiedziała, że to spotkanie nie będzie proste, było inaczej niż mogłaby sobie tego spodziewać.
Miała ochotę pozwolić, żeby jej dotknął. Co prawda w pierwszym odruchu próbowałaby się wzbraniać, ale koniec końców wylądowałaby w jego objęciach. Tęskniła za jego dłońmi, a także chłodem, który odczuwała za każdym razem, gdy czarne skrzydła demona muskały jej odsłonięte ciało. I chociaż wciąż czuła się tak bardzo rozgoryczona, że to bolało, wcale nie miała poczucia, że powinna uciekać i definitywnie skreślić wszystko, co zbudowali.
Być może nie powinna mu ufać. Wciąż nie była w stanie zdobyć się na to w takim stopniu jak kiedyś, ale wierzyła, że to minie. Musieli raz jeszcze porozmawiać. Powinna przynajmniej spróbować pokazać mu, gdzie leżał problem – krok za krokiem, trochę jak z małym dzieckiem, chociaż to brzmiało co najmniej śmiesznie. Nigdy nie nadawała się na niańkę czy nauczycielkę, ale przecież tak naprawdę robiła to od chwili tego nieszczęsnego pocałunku, jeśli nie już wcześniej.
Najwyraźniej tak to działało – światło i ciemność. Istnieli, żeby się dopełniać, wzajemnie wymagając od siebie dość, by okazało się to wyzwaniem.
Poczuła chłód na ramionach i aż wzdrygnęła się, z opóźnieniem uprzytomniając sobie, że to dłonie Esme. Mama stanęła tuż za nią, bez słowa ją obejmując, jakby chciała w ten sposób Elenę chronić, choć nie było przed czym. W zasadzie dziewczyna miała wrażenie, że wampirzyca tak naprawdę szukała poczucia bezpieczeństwa, próbując zająć czymś ręce. Chwilę później wyraźnie poczuła coś, co przypominało metaliczny posmak na języku, w czym koniec końców rozpoznała właśnie lęk. Esme się bała, choć próbowała tego nie okazywać, to jednak okazało się trudne, zwłaszcza że raz po raz z obawą spoglądała na Carlisle’a i Rafaela.
Demon krótko zmierzył zebranych wzrokiem, po czym westchnął.
– W porządku. Uznajmy, że sytuacja jest dla mnie zrozumiała… Zwłaszcza po ostatnich wydarzeniach. – Skrzyżował ramiona. – Zwłaszcza troska o Elenę jest dla mnie zrozumiała.
– Zrozumiała? Po tym jak sam ją…?
– Carlisle, proszę – szepnęła nerwowo Esme, pośpiesznie wchodząc mężowi w słowo. Zawahała się, robiąc taki ruch, jakby chciała puścić córkę i dla pewności chwycić wampira za ramię. – Nie po to tutaj przyjechaliśmy.
Carlisle natychmiast obejrzał się na obie nieśmiertelne. Wyraźnie się uspokoił, zwłaszcza że przecież były całe.
– Masz rację – powiedział, siląc się na spokój. Mimo wszystko brzmiał tak, jakby przychodziło mu to z trudem, a to zdecydowanie nie było do niego podobne. – Po prostu stąd chodźmy. Eleno…
– Przyszłam z nim porozmawiać – oznajmiła z uporem. W ostatniej chwili powstrzymała się od oznajmienia, że relacja jej i Rafaela tak naprawdę nie była ich sprawą. Wystarczyło, że już wcześniej zasugerowała to Rosalie. – Po prostu pozwólcie Rafie mówić.
Spojrzeli na nią dziwnie, kiedy już z przyzwyczajenia zaczęła skracać imię serafina. Chcąc zyskać na czasie, w pośpiechu oswobodziła się z objęć mamy i nie czekając na czyjąkolwiek reakcję, w pośpiechu odsunęła się na bezpieczną odległość zarówno od Rafaela, jak i rodziców. Już? Wszyscy zadowoleni?, pomyślała z rozdrażnieniem, coraz bardziej mając ochotę wywrócić oczami. Zdecydowanie zaczynała czuć się jak w potrzasku, balansując gdzieś pomiędzy dwoma wrogo nastawionymi do siebie stronami. Znowu. Powoli zaczynała dochodzić do wniosku, że to jakieś cholerne przekleństwo, które najwyraźniej zamierzało ciągnąć się za nią w nieskończoność.
Poczuła na sobie intensywne spojrzenie znajomych błękitnych oczu. No i co się gapisz? To wszystko twoja wina!, warknęła w duchu, przez moment mając ochotę zacząć kląć na czym świat stoi. Może oboje byli winni, chociaż do tego zdecydowanie nie zamierzała się przyznawać. Nie teraz i nie z poczuciem, że nawet jedno nieprzemyślane słowo mogło doprowadzić do nieszczęścia.
– Cóż… Więc sprawa jasna – powiedział Rafael, nie odrywając od niej wzroku. Z uporem ignorował jej rodziców, najwyraźniej zamierzając udawać, że jednak byli sami. – Będzie jak sobie życzysz, lilan.
Z wolna skinęła głową. Nie była pewna czy ją to satysfakcjonowało, nie wspominając o tym, że nagle uświadomiła sobie, że nie potrafiła się skupić. O czymkolwiek mieli rozmawiać, kiedy przyszło co do czego, uświadomiła sobie, że ma w głowie pustkę.
Jasna cholera, weź się w garść, bo…
– Razjel. Co z nim? – zapytała w końcu, jedynie cudem będąc w stanie wykrztusić z siebie poszczególne słowa.
– Hm, nieźle cię wzięło…
– Żartujesz sobie? – obruszyła się. – Nie na co dzień jakaś irytująca lala wpada mi do pokoju, bredząc od rzeczy – żachnęła się. – Ty z Mirą też mnie nie uspokoiliście, więc nie kręć. Chcę wiedzieć, co się dzieje.
– Więc najpierw sama powiedz mi, co konkretnie powiedziała ci Mimi – zaproponował ze spokojem.
Ze świstem wypuściła powietrze. Nie, zdecydowanie nie zachowywał się jak ktoś, kto faktycznie miał jej do przekazania coś przerażającego, a tym bardziej wymagającego pilnego spotkania w cztery oczy. Być może powinna mieć mu to za złe, a jednak nie potrafiła. Stała tutaj i tak naprawdę wcale nie czuła potrzeby, by się ewakuować, niezależnie od tego, co oznaczałoby dalsze przebywanie w towarzystwie demona.
– Nazywała mnie Światłem i mówiła, że są mnie ciekawi… Inne demony, jak rozumiem – przyznała, w końcu będąc w stanie skupić się na tyle, by zacząć mówić z sensem.
– Cóż, nic dziwnego… – Rafael nie wydawał się zaskoczony. – Oddałem ci część duszy. I wziąłem jako swoją, zresztą ze wzajemnością. Oczywiście, że są ciekawe.
– Mówisz, jakby to było coś najoczywistszego na świecie – obruszyła się.
Rafa rzucił jej bliżej nieokreślone spojrzenie. Myślami wydawał się być gdzieś daleko, do Eleny zaś z opóźnieniem dotarło, że wpatrywał się w jej zaciśnięte w pięści dłonie. Na palcu wciąż miała obrączkę i najwyraźniej właśnie to przykuło jego uwagę.
Wziąłeś jako swoją, tak… Oczywiście, że musiałeś to podkreślić.
– Nie jest. Ty nie jesteś – oznajmił wprost demon. – I stąd całe poruszenie. Zwłaszcza że pewne historie krążyły między nami od wieków. Słyszałaś przecież opowieści o Świetle i upadku Isobel… Wielu moim braciom i siostrom brakuje rozsądku, ale to nie oznacza, że niczego nie rozumieją.
– A Razjel? – drążyła, coraz bardziej podenerwowana. Mimo wszystko nie podobało jej się to, co mówił, zwłaszcza że pewne fakty wciąż do niej nie docierały. – Swoją drogą, najwyraźniej chce się z tobą widzieć… I ze mną. Tak to zrozumiałam.
Przez krótką chwilę miała ochotę wsunąć dłoń do kieszeni kurtki, by sprawdzić, czy wciąż miała przy sobie zostawioną przez Mimi karteczkę. Co prawda zapamiętała zapisany na niej adres w chwili, w której w ogóle go przeczytała, ale i tak wolała zachować notatkę, tak na wszelki wypadek.
– Cóż…
Rafael zawahał się, już nie sprawiając tak pewnego siebie. Nie odezwał się od razu, w zamian jakby od niechcenia opierając plecami o barierkę balkonu. Krótko spojrzał w zachmurzone niebo, myślami wciąż wydając się być gdzieś daleko. Mogła tylko zgadywać, co takiego chodziło mu w tamtej chwili po głowie.
Demon milczał przez dłuższą chwilę, ale wyjątkowo zdecydowała się go nie poganiać.
– Już rozmawialiśmy o pewnych kwestiach, zresztą sama zauważyłaś to i owo… – Wciąż zwracał się wyłącznie do niej, zachowując tak, jakby nie dostrzegał nikogo innego. – Nie wszystkie demony wyglądają tak samo. To znaczy… nie każdy jest na tyle silny, by przybrać fizyczną formę.
– Fakt, daleko ci do bycia mgłą.
Rafa westchnął, po czym rzucił jej niemalże pobłażliwe spojrzenie.
– Tobie również, skoro już jesteśmy przy temacie – zauważył, a ona mimowolne zadrżała. – Istnieje hierarchia, której się trzymamy. To również powinno być dla ciebie jasne, zwłaszcza że sama widziałaś, jak to jest między mną a Mirą… Trzyma się mnie, bo to dla niej wygodne. I dlatego że zawsze byłem najwierniejszy ojcu.
– Byłeś… – wtrąciła niepewnie Esme.
Nie spojrzał na nią, ale przynajmniej zdecydował się odpowiedzieć.
– O tym też już rozmawialiśmy. Moja deklaracja dla Eleny się nie zmieniła: jak długo rozkazy ojca nie oznaczają, że miałaby stać jej się krzywda, jestem skłonny je wypełniać. – Rafael zawahał się. – Uprzedzając pytania o Beatrycze, dalej nie zamierzam się mieszać. Chociaż nie zabiłbym jej, gdyby nagle mnie do tego zobowiązano. Chcę być… neutralny.
– To ma być łaska z twojej strony? – zapytał z niedowierzaniem Carlisle. – Zresztą twój ojciec… prosił cię, żebyś…
– Nie – przerwał mu natychmiast Rafael. – I lepiej, żeby nie prosił. Co nie oznacza, że mam się mieszać, jeśli nie muszę. Beatrycze wydaje się to rozumieć.
– Rozmawiałeś z moją matką…?
Demon wzruszył ramionami.
– Mieszka tutaj, przynajmniej na razie. Powiedziałbym, że nawet ją lubię – stwierdził w zamyśleniu, jakby sam zaskoczony tym stwierdzeniem. – Tak czy inaczej, zawsze stałem w hierarchii najwyżej, chociaż Mira też nie powinna narzekać. Ojciec żadnej innej córki nie darzy tak znaczącymi względami jak ją. – Uwaga demona jak na zawołanie na powrót skoncentrowała się na Elenie. – Kiedyś to wyglądało trochę inaczej. Przed pojawieniem się Isobel, nie mieliśmy zobowiązań w tym świecie. Zresztą ta rzeczywistość jest tak bardzo ograniczona…
– Rzeczywistość? – powtórzyła z powątpiewaniem.
– To takie dziwne, lilan? Powinnaś wiedzieć, o czym mówię. Świat, który znam ja… Stamtąd pochodzę albo i pochodzimy. Jak sądzisz, gdzie jest w takim razie mój ojciec? Nie wspominając o twojej kuzynce Nekromantka porusza się gdzieś na granicy… – Zamilkł, szukając odpowiednich słów. – Nawet rzeczywistość, którą mój ojciec stworzył dla tych dusz. Niebiański Ogień, którzy przyzwałaś, też nie wziął się znikąd. A śmiem twierdzić, że nie występuje tutaj naturalnie.
Zawahała się, z uporem milcząc i nawet nie próbując szukać odpowiedzi. Właściwie sama nie była pewna, czy chciała słuchać tego wszystkiego. Ani nawet czy czuła się dobrze, kiedy mówił o Niebiańskim Ogniu, zamiast nazywać go Piekielnym, jak robiła to Mira. Znała tę jego teorię o aniele, jak zresztą zaczynał ją nazywać, ale zwłaszcza dla kogoś, kto trzymał się z daleka od religii, wszystko to brzmiało jak jakiś marny żart.
O, tak. Zdecydowanie nadaję się na anioła, pomyślała z rozdrażnieniem, przez krótką chwilę mając ochotę roześmiać się histerycznie. Ja. Jak jasna cholera…!
A jednak coś w tym wszystkim nie dawało jej spokoju. Kiedy o tego wszystkiego poczuła delikatne mrowienie na plecach, na dodatek – mogła się założyć! – w miejscach, gdzie zwykle skrzydła łączyły się ze skórą, naszły ją wątpliwości.
– Rzeczywistość, którą stworzył ojciec, była równie prosta, co i nasza hierarchia. Był on i byliśmy my. W szczególności szóstka z nas… Cóż, pod pewnymi względami ja, Hunter i Mira mieliśmy równe prawa. Ziemie wokół centrum rozdzielono między nas. Ciemności naprawdę nie obchodziło, w jaki sposób dzierżyliśmy władzę, jeśli tylko zasady były zgodne z tymi, które sam narzucał.
– Dzierżenie władzy? Sektory? To zabrzmiało, jakbyś opisywał kręgi piekielne – wyrwało się Carlisle’owi, a Rafael uśmiechnął się nieco ironiczny sposób.
– A może i tak. Ludzie są ignorantami, którzy nie dostrzegają oczywistości, ale mają zadziwiającą zdolność do tłumaczenia sobie tego, czego nie rozumieją. Często trafnie, choć nawet o tym nie wiedzą – stwierdził niemalże pogodnym tonem. – Więc dobrze, niektórzy z nas dostali po kręgu piekielnym. To brzmi lepiej? Jak czujesz się jako potencjalna władczyni kręgu piekielnego, Eleno? – zwrócił się do niej.
Otworzyła i zaraz zamknęła usta. Jasna cholera, zaraz się okaże, że ogara piekielnego też mamy, pomyślała w oszołomieniu.
Puszek. Gdyby znów miała nazywać zwierzę, to imię wydawało się pasować idealnie.
Miała wrażenie, że kąciki ust Rafaela drgnęły nieznacznie, ale nawet jeśli faktycznie był w stanie wychwycić jej myśli, nie skomentował tego nawet słowem.
– Podejrzewam, że już się domyśliłaś, bo nie poruszałby tego tematu bez powodu, ale… Cóż, Razjel jest kimś, kto wraz ze mną stał wyżej w hierarchii. Do czasu – podjął Rafael. Przez jego twarz przemknął cień. – Był pierwszym, który poznał ludzkie uczucia.
– Co takiego…?
Właściwie sama nie była pewna, dlaczego poczuła się z tego powodu zszokowana. Mogła domyślić się, że Rafa nie był pod tym względem ewenementem, ale i tak zawahała się, niepewna, co o usłyszanych słowach sądzić. Czuła, że chodziło o coś więcej, ale…
– Poznał ludzkie uczucia – powtórzył Rafael – i upadł na tyle nisko, by chcieć zawalczyć z Ciemnością. Mieli… konflikt, a ojciec tego nie toleruje. Ale nie zabił go, chociaż byłby w stanie. Razjel zniknął dawno temu, a ja nie widziałem go od wieków. Najwyraźniej żył po swojemu tutaj, bo świat stworzony przez Ciemność zamknął się przed nim dawno temu. Wierzę, że ojciec nie odpuściłby, gdyby spotkali się po raz kolejny.
– Za ludzkie uczucia… Tylko za to, Rafa? – Machinalnie zrobiła krok w jego stronę, wciąż uważnie go obserwując. – Dlatego tak się bałeś, kiedy ja…?
– Nie bałem się – zaoponował natychmiast.
Puściła jego słowa mimo uszu, zwłaszcza że wiedziała swoje. A przecież aż za dobrze pamiętała jak się wzbraniał, kiedy okazało się, że zaczął czuć – i to na dodatek z jej winy.
– Więc nie rozumiem – wyrzuciła z siebie na wydechu. – Masz przeze mnie problemy z ojcem czy nie? No i czego chce Razjel?
– Tam chodziło o coś więcej niż tylko to, że Razjel kogoś pokochał. Rany, lilan… – Zamilkł, po czym westchnął przeciągle. – Nigdy się nie dogadywali. Razjel miał… dość niebezpieczne zapędy, które w tamtym okresie wyjątkowo się nasiliły. Tak czy inaczej, to było wieki temu – zauważył, wzruszając ramionami. – Może nie powinienem się dziwić, że odezwał się akurat teraz. Jak mówiłem, moje rodzeństwo szepce między sobą, a wydarzyło się dość, by byli poruszeni. Dla Razjela to musi być dość niezwykłe…
– Co robimy? – zapytała natychmiast. – No i co z Mirą? Dlaczego zachowywała się tak, jakby to jednak było coś złego? – dodała, bo ta kwestia nie dawała jej spokoju.
Rafael spojrzał na nią z wahaniem. Zajrzała mu w oczy, a moment zamierając, kiedy ich spojrzenia się spotkały. Znów poczuła głód, ale również coś więcej – pragnienie i tęsknotę tak silne, że aż zabrakło jej tchu. Miałą ochotę do niego podejść i pozwolić, by wziął ją w ramion, ale nie zrobiła tego, w zamian po prostu tkwiąc w miejscu i w milczeniu wpatrując się w stojącego przed nią demona.
– Mira jest chwilami przewrażliwiona. Ale to nic dziwnego, że zmartwiła się Razjelem… Albo przejęła się, że ja również wejdę w konflikt z Ciemnością – powiedział w końcu. Elena aż nazbyt dobrze zdawała sobie sprawę, że jak najbardziej byłby do tego zdolny. W końcu sam powtarzał to wielokrotnie. – Wezmę to na siebie. I postaram się, żeby Mimi więcej cię nie niepokoiła… A jeśli chodzi o Razjela, wszystko zależy od tego, czy będziesz chciała mi towarzyszyć, lilan – dodał ze spokojem, nie odrywając od niej wzroku.
Gdyby to wszystko było aż takie proste…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa