Elena
Przez moment poczuła się tak,
jakby nie wydarzyło się nic wartego uwagi. Zresztą nie pierwszy raz
doświadczała czegoś takiego, po kłótni z Rafaelem jak gdyby nigdy nic
stając przed nim, żeby porozmawiać. Jakby tego było mało, na pierwszy rzut oka
demon wyglądał na całkowicie obojętnego. Wydawał się spokojny, choć Elena
czuła, że to tylko pozory, tym bardziej że nie byli sami.
– Więc
jestem – powiedziała z opóźnieniem. Sama nie była pewna, jakim cudem
dawała radę zachowywać się swobodnie. – Telefon. Razjel. Mira sugerowała, że
ważne.
– Możliwe,
że jest – przyznał po chwili zastanowienia.
Uniosła
brwi.
– Możliwe?
– powtórzyła, nie kryjąc sceptycyzmu. To zdecydowanie nie sugerowało powodu, by
w pośpiechu jechać przez całe miasto.
–
Interesuje się tobą demon, którym na dodatek nie jestem ja – zauważył
przytomnie. – Tak, to może być ważne.
Ou, wyhamuj… Dlaczego to zabrzmiało, jakbyś
był zazdrosny?, przeszło jej przez myśl, ale ostatecznie nie wypowiedziała
tych słów na głos. W zamian po prostu go obserwowała, czując się przy tym
coraz bardziej nieswojo, zwłaszcza gdy uświadomiła sobie, że najchętniej
pozwoliłaby, żeby wziął ją w ramiona.
To wszystko
wydawało się tak bardzo znajome. Taras, bliskość nieba i bliskość Rafaela,
co w zupełności wystarczyło, by rozbudzić głód. Nie pamiętała, kiedy
ostatnim razem piła jego krew, ale wciąż jej potrzebowała. Oczywiście to nie
było wszystko, ale i tak skrzywiła się nieznacznie, czując pieczenie w gardle.
Natychmiast spróbowała nad sobą zapanować, ale błysk w oczach demona dał jej
do zrozumienia, że mimo wszystko musiał zauważyć w czym rzecz.
– Co się
dzieje? – Aż wzdrygnęła się, słysząc głos ojca. Z łatwością mogła
zapomnieć, że nie przyjechała do apartamentowca sama. – Jak bardzo zagrożona
jest Elena? – zapytał wprost, materializując się tuż obok.
Spojrzała
na Carlisle’a z powątpiewaniem, nie kryjąc zaskoczenia. Chociaż jego głos
zabrzmiał spokojnie, co zresztą było do przewidzenia, wyczuła w tonie
wampira wyraźną nutę rezerwy. Co więcej, była pewna, że się śpieszył, chcąc od
razu przejść do rzeczy. Jako że znała tatę wystarczająco dobrze, jego
zachowanie momentalnie dało jej do myślenia.
Świetnie. Dzięki, Mira… Właśnie o tym
marzyłam.
Nie
chciała, żeby to wyglądało w ten sposób. Nie bez powodu zwlekała z jakimikolwiek
zwierzeniami, miotając się i przez większość czasu dusząc wszystko w sobie.
Gdyby mogła porozmawiać tylko z mamą i w bardziej sprzyjających
warunkach, być może wszystko stałoby się dużo prostsze. Nawet jeśli nie, wciąż
nie chciała, żeby jej bliscy kolejny raz zaczęli traktować Rafaela jak wroga.
Nie żeby od chwili, gdy poznali prawdę, było jakkolwiek dobrze, zwłaszcza że
sam Rafa odmawiał identyfikowania się z jakąkolwiek rodziną, ale mimo
wszystko…
– Rozmawiam
z Eleną – oznajmił ze stoickim spokojem serafin. Nieznacznie poruszył
skrzydłami, zupełnie jakby chciał porwać ją w ramiona i odlecieć
gdzieś, gdzie zostaliby sami. – Miło, że zdecydowaliście się dotrzymać jej
towarzystwa – dodał, a na jego ustach zamajaczył nieco wymuszony uśmiech –
ale to wciąż z nią chciałem się zobaczyć.
– Rafael –
wycedziła przez zaciśnięte zęby.
Spojrzał na
nią z zaciekawieniem, zupełnie jakby spodziewał się innej reakcji – może
tego, że odwróciłaby się na pięcie i odeszła. Mogła tylko zgadywać, to
zresztą nie miało znaczenia. Liczyło się, że sytuacja wydawała się wręcz
nienaturalnie normalna. To, że stał obok, a ona próbowała wymóc na nim
niemalże ludzkie zachowanie. To, że w ogóle tutaj była…
– Wybacz, lilan – zreflektował się, starannie
dobierając słowa. – Nie żebym miał ci za złe, że nie przyszłaś sama. Aczkolwiek
wciąż zamierzam rozmawiać tylko z tobą. Ustalmy sobie to na samym
początku.
– Naprawdę
jesteś zaskoczony, że Elena bała się przyjść tutaj sama? – zapytał wprost
Carlisle, zaś Rafael spojrzał na niego tak, jakby widział go po raz pierwszy.
– Elena? –
powtórzył i parsknął śmiechem. – Co jak co, ale strach jestem w stanie
wyczuć. I to nie moja żona się boi.
Mniej
więcej w tamtej chwili zapragnęła komuś przyłożyć. Słodka bogini, a sądziła,
że tylko w towarzystwie Aldero było trudno! Co prawda podejrzewała, że
gdyby zabrała ze sobą kuzyna, obaj już dawno rzuciliby się sobie do gardeł. Sęk
w tym, że chyba zaczynała dochodzić do wniosku, że to wcale nie było taką
złą opcją – Rafa i Al powarczeliby na siebie, ewentualnie daliby sobie po
razie, a potem do końca spotkania byłby święty spokój, bo zaczęłaby wyzywać
na czym świat stoi, jasno dając obu do zrozumienia, że mają się pozamykać. Pod
tym względem faceci bywali beznadziejni, ale przynajmniej wiedziała, czego się
spodziewać.
W tamtej chwili
jednak czuła się tak, jakby znalazła się między młotem a kowadłem. Napięta
cisza doprowadzała ją do szału, rozpraszając w równym stopniu, co i rzucane
jej raz po raz przez Rafaela spojrzenia. Swoją drogą, powoli zaczynała mieć
dość własnego ciała, zaczynając od coraz bardziej dającego jej się we znaki
głodu, aż po inny rodzaj pragnień. Chociaż od samego początku wiedziała, że to
spotkanie nie będzie proste, było inaczej niż mogłaby sobie tego spodziewać.
Miała
ochotę pozwolić, żeby jej dotknął. Co prawda w pierwszym odruchu
próbowałaby się wzbraniać, ale koniec końców wylądowałaby w jego
objęciach. Tęskniła za jego dłońmi, a także chłodem, który odczuwała za
każdym razem, gdy czarne skrzydła demona muskały jej odsłonięte ciało. I chociaż
wciąż czuła się tak bardzo rozgoryczona, że to bolało, wcale nie miała
poczucia, że powinna uciekać i definitywnie skreślić wszystko, co
zbudowali.
Być może
nie powinna mu ufać. Wciąż nie była w stanie zdobyć się na to w takim
stopniu jak kiedyś, ale wierzyła, że to minie. Musieli raz jeszcze porozmawiać.
Powinna przynajmniej spróbować pokazać mu, gdzie leżał problem – krok za
krokiem, trochę jak z małym dzieckiem, chociaż to brzmiało co najmniej
śmiesznie. Nigdy nie nadawała się na niańkę czy nauczycielkę, ale przecież tak
naprawdę robiła to od chwili tego nieszczęsnego pocałunku, jeśli nie już
wcześniej.
Najwyraźniej
tak to działało – światło i ciemność. Istnieli, żeby się dopełniać,
wzajemnie wymagając od siebie dość, by okazało się to wyzwaniem.
Poczuła
chłód na ramionach i aż wzdrygnęła się, z opóźnieniem uprzytomniając
sobie, że to dłonie Esme. Mama stanęła tuż za nią, bez słowa ją obejmując,
jakby chciała w ten sposób Elenę chronić, choć nie było przed czym. W zasadzie
dziewczyna miała wrażenie, że wampirzyca tak naprawdę szukała poczucia
bezpieczeństwa, próbując zająć czymś ręce. Chwilę później wyraźnie poczuła coś,
co przypominało metaliczny posmak na języku, w czym koniec końców
rozpoznała właśnie lęk. Esme się bała, choć próbowała tego nie okazywać, to
jednak okazało się trudne, zwłaszcza że raz po raz z obawą spoglądała na
Carlisle’a i Rafaela.
Demon
krótko zmierzył zebranych wzrokiem, po czym westchnął.
– W porządku.
Uznajmy, że sytuacja jest dla mnie zrozumiała… Zwłaszcza po ostatnich
wydarzeniach. – Skrzyżował ramiona. – Zwłaszcza troska o Elenę jest dla
mnie zrozumiała.
–
Zrozumiała? Po tym jak sam ją…?
– Carlisle,
proszę – szepnęła nerwowo Esme, pośpiesznie wchodząc mężowi w słowo.
Zawahała się, robiąc taki ruch, jakby chciała puścić córkę i dla pewności
chwycić wampira za ramię. – Nie po to tutaj przyjechaliśmy.
Carlisle
natychmiast obejrzał się na obie nieśmiertelne. Wyraźnie się uspokoił,
zwłaszcza że przecież były całe.
– Masz
rację – powiedział, siląc się na spokój. Mimo wszystko brzmiał tak, jakby przychodziło
mu to z trudem, a to zdecydowanie nie było do niego podobne. – Po
prostu stąd chodźmy. Eleno…
– Przyszłam
z nim porozmawiać – oznajmiła z uporem. W ostatniej chwili
powstrzymała się od oznajmienia, że relacja jej i Rafaela tak naprawdę nie
była ich sprawą. Wystarczyło, że już wcześniej zasugerowała to Rosalie. – Po
prostu pozwólcie Rafie mówić.
Spojrzeli
na nią dziwnie, kiedy już z przyzwyczajenia zaczęła skracać imię serafina.
Chcąc zyskać na czasie, w pośpiechu oswobodziła się z objęć mamy i nie
czekając na czyjąkolwiek reakcję, w pośpiechu odsunęła się na bezpieczną
odległość zarówno od Rafaela, jak i rodziców. Już? Wszyscy zadowoleni?, pomyślała z rozdrażnieniem, coraz
bardziej mając ochotę wywrócić oczami. Zdecydowanie zaczynała czuć się jak w potrzasku,
balansując gdzieś pomiędzy dwoma wrogo nastawionymi do siebie stronami. Znowu. Powoli
zaczynała dochodzić do wniosku, że to jakieś cholerne przekleństwo, które
najwyraźniej zamierzało ciągnąć się za nią w nieskończoność.
Poczuła na
sobie intensywne spojrzenie znajomych błękitnych oczu. No i co się gapisz? To wszystko twoja wina!, warknęła w duchu,
przez moment mając ochotę zacząć kląć na czym świat stoi. Może oboje byli
winni, chociaż do tego zdecydowanie nie zamierzała się przyznawać. Nie teraz i nie
z poczuciem, że nawet jedno nieprzemyślane słowo mogło doprowadzić do
nieszczęścia.
– Cóż… Więc
sprawa jasna – powiedział Rafael, nie odrywając od niej wzroku. Z uporem
ignorował jej rodziców, najwyraźniej zamierzając udawać, że jednak byli sami. –
Będzie jak sobie życzysz, lilan.
Z wolna
skinęła głową. Nie była pewna czy ją to satysfakcjonowało, nie wspominając o tym,
że nagle uświadomiła sobie, że nie potrafiła się skupić. O czymkolwiek
mieli rozmawiać, kiedy przyszło co do czego, uświadomiła sobie, że ma w głowie
pustkę.
Jasna cholera, weź się w garść, bo…
– Razjel.
Co z nim? – zapytała w końcu, jedynie cudem będąc w stanie
wykrztusić z siebie poszczególne słowa.
– Hm,
nieźle cię wzięło…
– Żartujesz
sobie? – obruszyła się. – Nie na co dzień jakaś irytująca lala wpada mi do
pokoju, bredząc od rzeczy – żachnęła się. – Ty z Mirą też mnie nie
uspokoiliście, więc nie kręć. Chcę wiedzieć, co się dzieje.
– Więc
najpierw sama powiedz mi, co konkretnie powiedziała ci Mimi – zaproponował ze
spokojem.
Ze świstem
wypuściła powietrze. Nie, zdecydowanie nie zachowywał się jak ktoś, kto
faktycznie miał jej do przekazania coś przerażającego, a tym bardziej
wymagającego pilnego spotkania w cztery oczy. Być może powinna mieć mu to
za złe, a jednak nie potrafiła. Stała tutaj i tak naprawdę wcale nie
czuła potrzeby, by się ewakuować, niezależnie od tego, co oznaczałoby dalsze
przebywanie w towarzystwie demona.
– Nazywała
mnie Światłem i mówiła, że są mnie ciekawi… Inne demony, jak rozumiem –
przyznała, w końcu będąc w stanie skupić się na tyle, by zacząć mówić
z sensem.
– Cóż, nic
dziwnego… – Rafael nie wydawał się zaskoczony. – Oddałem ci część duszy. I wziąłem
jako swoją, zresztą ze wzajemnością. Oczywiście, że są ciekawe.
– Mówisz,
jakby to było coś najoczywistszego na świecie – obruszyła się.
Rafa rzucił
jej bliżej nieokreślone spojrzenie. Myślami wydawał się być gdzieś daleko, do
Eleny zaś z opóźnieniem dotarło, że wpatrywał się w jej zaciśnięte w pięści
dłonie. Na palcu wciąż miała obrączkę i najwyraźniej właśnie to przykuło
jego uwagę.
Wziąłeś jako swoją, tak… Oczywiście, że
musiałeś to podkreślić.
– Nie jest.
Ty nie jesteś – oznajmił wprost demon. – I stąd całe poruszenie. Zwłaszcza
że pewne historie krążyły między nami od wieków. Słyszałaś przecież opowieści o Świetle
i upadku Isobel… Wielu moim braciom i siostrom brakuje rozsądku, ale
to nie oznacza, że niczego nie rozumieją.
– A Razjel?
– drążyła, coraz bardziej podenerwowana. Mimo wszystko nie podobało jej się to,
co mówił, zwłaszcza że pewne fakty wciąż do niej nie docierały. – Swoją drogą,
najwyraźniej chce się z tobą widzieć… I ze mną. Tak to zrozumiałam.
Przez
krótką chwilę miała ochotę wsunąć dłoń do kieszeni kurtki, by sprawdzić, czy
wciąż miała przy sobie zostawioną przez Mimi karteczkę. Co prawda zapamiętała
zapisany na niej adres w chwili, w której w ogóle go
przeczytała, ale i tak wolała zachować notatkę, tak na wszelki wypadek.
– Cóż…
Rafael
zawahał się, już nie sprawiając tak pewnego siebie. Nie odezwał się od razu, w zamian
jakby od niechcenia opierając plecami o barierkę balkonu. Krótko spojrzał w zachmurzone
niebo, myślami wciąż wydając się być gdzieś daleko. Mogła tylko zgadywać, co
takiego chodziło mu w tamtej chwili po głowie.
Demon
milczał przez dłuższą chwilę, ale wyjątkowo zdecydowała się go nie poganiać.
– Już
rozmawialiśmy o pewnych kwestiach, zresztą sama zauważyłaś to i owo…
– Wciąż zwracał się wyłącznie do niej, zachowując tak, jakby nie dostrzegał
nikogo innego. – Nie wszystkie demony wyglądają tak samo. To znaczy… nie każdy
jest na tyle silny, by przybrać fizyczną formę.
– Fakt,
daleko ci do bycia mgłą.
Rafa
westchnął, po czym rzucił jej niemalże pobłażliwe spojrzenie.
– Tobie
również, skoro już jesteśmy przy temacie – zauważył, a ona mimowolne
zadrżała. – Istnieje hierarchia, której się trzymamy. To również powinno być
dla ciebie jasne, zwłaszcza że sama widziałaś, jak to jest między mną a Mirą…
Trzyma się mnie, bo to dla niej wygodne. I dlatego że zawsze byłem
najwierniejszy ojcu.
– Byłeś… –
wtrąciła niepewnie Esme.
Nie
spojrzał na nią, ale przynajmniej zdecydował się odpowiedzieć.
– O tym
też już rozmawialiśmy. Moja deklaracja dla Eleny się nie zmieniła: jak długo
rozkazy ojca nie oznaczają, że miałaby stać jej się krzywda, jestem skłonny je
wypełniać. – Rafael zawahał się. – Uprzedzając pytania o Beatrycze, dalej
nie zamierzam się mieszać. Chociaż nie zabiłbym jej, gdyby nagle mnie do tego
zobowiązano. Chcę być… neutralny.
– To ma być
łaska z twojej strony? – zapytał z niedowierzaniem Carlisle. –
Zresztą twój ojciec… prosił cię, żebyś…
– Nie –
przerwał mu natychmiast Rafael. – I lepiej, żeby nie prosił. Co nie
oznacza, że mam się mieszać, jeśli nie muszę. Beatrycze wydaje się to rozumieć.
–
Rozmawiałeś z moją matką…?
Demon
wzruszył ramionami.
– Mieszka
tutaj, przynajmniej na razie. Powiedziałbym, że nawet ją lubię – stwierdził w zamyśleniu,
jakby sam zaskoczony tym stwierdzeniem. – Tak czy inaczej, zawsze stałem w hierarchii
najwyżej, chociaż Mira też nie powinna narzekać. Ojciec żadnej innej córki nie
darzy tak znaczącymi względami jak ją. – Uwaga demona jak na zawołanie na
powrót skoncentrowała się na Elenie. – Kiedyś to wyglądało trochę inaczej.
Przed pojawieniem się Isobel, nie mieliśmy zobowiązań w tym świecie.
Zresztą ta rzeczywistość jest tak bardzo ograniczona…
– Rzeczywistość?
– powtórzyła z powątpiewaniem.
– To takie
dziwne, lilan? Powinnaś wiedzieć, o czym
mówię. Świat, który znam ja… Stamtąd pochodzę albo i pochodzimy. Jak
sądzisz, gdzie jest w takim razie mój ojciec? Nie wspominając o twojej
kuzynce Nekromantka porusza się gdzieś na granicy… – Zamilkł, szukając
odpowiednich słów. – Nawet rzeczywistość, którą mój ojciec stworzył dla tych
dusz. Niebiański Ogień, którzy przyzwałaś, też nie wziął się znikąd. A śmiem
twierdzić, że nie występuje tutaj naturalnie.
Zawahała
się, z uporem milcząc i nawet nie próbując szukać odpowiedzi. Właściwie
sama nie była pewna, czy chciała słuchać tego wszystkiego. Ani nawet czy czuła
się dobrze, kiedy mówił o Niebiańskim
Ogniu, zamiast nazywać go Piekielnym,
jak robiła to Mira. Znała tę jego teorię o aniele, jak zresztą zaczynał ją
nazywać, ale zwłaszcza dla kogoś, kto trzymał się z daleka od religii,
wszystko to brzmiało jak jakiś marny żart.
O, tak. Zdecydowanie nadaję się na anioła,
pomyślała z rozdrażnieniem, przez krótką chwilę mając ochotę roześmiać się
histerycznie. Ja. Jak jasna cholera…!
A jednak
coś w tym wszystkim nie dawało jej spokoju. Kiedy o tego wszystkiego
poczuła delikatne mrowienie na plecach, na dodatek – mogła się założyć! – w miejscach,
gdzie zwykle skrzydła łączyły się ze skórą, naszły ją wątpliwości.
–
Rzeczywistość, którą stworzył ojciec, była równie prosta, co i nasza
hierarchia. Był on i byliśmy my. W szczególności szóstka z nas…
Cóż, pod pewnymi względami ja, Hunter i Mira mieliśmy równe prawa. Ziemie
wokół centrum rozdzielono między nas. Ciemności naprawdę nie obchodziło, w jaki
sposób dzierżyliśmy władzę, jeśli tylko zasady były zgodne z tymi, które
sam narzucał.
–
Dzierżenie władzy? Sektory? To zabrzmiało, jakbyś opisywał kręgi piekielne –
wyrwało się Carlisle’owi, a Rafael uśmiechnął się nieco ironiczny sposób.
– A może
i tak. Ludzie są ignorantami, którzy nie dostrzegają oczywistości, ale
mają zadziwiającą zdolność do tłumaczenia sobie tego, czego nie rozumieją.
Często trafnie, choć nawet o tym nie wiedzą – stwierdził niemalże pogodnym
tonem. – Więc dobrze, niektórzy z nas dostali po kręgu piekielnym. To
brzmi lepiej? Jak czujesz się jako potencjalna władczyni kręgu piekielnego,
Eleno? – zwrócił się do niej.
Otworzyła i zaraz
zamknęła usta. Jasna cholera, zaraz się
okaże, że ogara piekielnego też mamy, pomyślała w oszołomieniu.
Puszek. Gdyby
znów miała nazywać zwierzę, to imię wydawało się pasować idealnie.
Miała
wrażenie, że kąciki ust Rafaela drgnęły nieznacznie, ale nawet jeśli faktycznie
był w stanie wychwycić jej myśli, nie skomentował tego nawet słowem.
– Podejrzewam,
że już się domyśliłaś, bo nie poruszałby tego tematu bez powodu, ale… Cóż, Razjel
jest kimś, kto wraz ze mną stał wyżej w hierarchii. Do czasu – podjął
Rafael. Przez jego twarz przemknął cień. – Był pierwszym, który poznał ludzkie
uczucia.
– Co
takiego…?
Właściwie
sama nie była pewna, dlaczego poczuła się z tego powodu zszokowana. Mogła
domyślić się, że Rafa nie był pod tym względem ewenementem, ale i tak
zawahała się, niepewna, co o usłyszanych słowach sądzić. Czuła, że
chodziło o coś więcej, ale…
– Poznał ludzkie
uczucia – powtórzył Rafael – i upadł na tyle nisko, by chcieć zawalczyć z Ciemnością.
Mieli… konflikt, a ojciec tego nie toleruje. Ale nie zabił go, chociaż byłby
w stanie. Razjel zniknął dawno temu, a ja nie widziałem go od wieków.
Najwyraźniej żył po swojemu tutaj, bo świat stworzony przez Ciemność zamknął
się przed nim dawno temu. Wierzę, że ojciec nie odpuściłby, gdyby spotkali się po
raz kolejny.
– Za
ludzkie uczucia… Tylko za to, Rafa? – Machinalnie zrobiła krok w jego
stronę, wciąż uważnie go obserwując. – Dlatego tak się bałeś, kiedy ja…?
– Nie bałem
się – zaoponował natychmiast.
Puściła
jego słowa mimo uszu, zwłaszcza że wiedziała swoje. A przecież aż za
dobrze pamiętała jak się wzbraniał, kiedy okazało się, że zaczął czuć – i to
na dodatek z jej winy.
– Więc nie
rozumiem – wyrzuciła z siebie na wydechu. – Masz przeze mnie problemy z ojcem
czy nie? No i czego chce Razjel?
– Tam
chodziło o coś więcej niż tylko to, że Razjel kogoś pokochał. Rany, lilan… – Zamilkł, po czym westchnął
przeciągle. – Nigdy się nie dogadywali. Razjel miał… dość niebezpieczne zapędy,
które w tamtym okresie wyjątkowo się nasiliły. Tak czy inaczej, to było
wieki temu – zauważył, wzruszając ramionami. – Może nie powinienem się dziwić,
że odezwał się akurat teraz. Jak mówiłem, moje rodzeństwo szepce między sobą, a wydarzyło
się dość, by byli poruszeni. Dla Razjela to musi być dość niezwykłe…
– Co robimy?
– zapytała natychmiast. – No i co z Mirą? Dlaczego zachowywała się
tak, jakby to jednak było coś złego? – dodała, bo ta kwestia nie dawała jej
spokoju.
Rafael
spojrzał na nią z wahaniem. Zajrzała mu w oczy, a moment zamierając,
kiedy ich spojrzenia się spotkały. Znów poczuła głód, ale również coś więcej –
pragnienie i tęsknotę tak silne, że aż zabrakło jej tchu. Miałą ochotę do
niego podejść i pozwolić, by wziął ją w ramion, ale nie zrobiła tego,
w zamian po prostu tkwiąc w miejscu i w milczeniu wpatrując się w stojącego
przed nią demona.
– Mira jest
chwilami przewrażliwiona. Ale to nic dziwnego, że zmartwiła się Razjelem… Albo
przejęła się, że ja również wejdę w konflikt z Ciemnością –
powiedział w końcu. Elena aż nazbyt dobrze zdawała sobie sprawę, że jak
najbardziej byłby do tego zdolny. W końcu sam powtarzał to wielokrotnie. –
Wezmę to na siebie. I postaram się, żeby Mimi więcej cię nie niepokoiła… A jeśli
chodzi o Razjela, wszystko zależy od tego, czy będziesz chciała mi
towarzyszyć, lilan – dodał ze spokojem,
nie odrywając od niej wzroku.
Gdyby to wszystko było aż takie proste…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz