
„I can hear them mourning at my grave
Can you feel this madness in my veins?
Inside my veins – love and pain”
Leaves' Eyes – „Ophelia”
Can you feel this madness in my veins?
Inside my veins – love and pain”
Leaves' Eyes – „Ophelia”

Beatrycze
Błyskawicznie zbiegła po schodach,
przeskakując po kilka stopni na raz. Otoczyła ją ciemność, ale ta nie zrobiła
na Beatrycze żadnego wrażenia. Wyostrzone zmysły robiły swoje, pozwalając jej
zobaczyć każdy, nawet najmniej znaczący szczegół – i to nawet teraz, kiedy
tak bardzo się spieszyła, świadoma przede wszystkim tego, że musiała uciekać.
Wiedziała,
że był gdzieś za nią. Kroczył spokojnie, bez pośpiechu, nucąc coś pod nosem. To
jedynie sprawiło, że poczuła się jeszcze bardziej przerażona, zwłaszcza że
przecież doskonale znała ten głos. Znów igrał ze zmysłami, przybierając postać
ostatniej osoby, którą mogłaby o to podejrzewać.
Ale czy to
nie oczywiste?
Czy nie powinna
wiedzieć od samego początku…?
Nawet jeśli,
to już nie miało znaczenia. W tamtej chwili liczyły się wyłącznie bieg
oraz świadomość, że gdyby przyszło jej walczyć, nie zrobiłaby tego. W życiu
nie podniosłaby ręki na kogoś, kogo kochała.
Wstrzymała
oddech, zwłaszcza że ten był jej całkowicie zbędny do normalnego
funkcjonowania. Próbowała stawiać stopy jak najostrożniej, zważając na każdy
kolejny krok i gwałtowniejszy ruch. Usiłowała poruszać się jak najciszej, w duchu
modląc o to, by odpuścił; może gdyby pomyślał, że uciekła, miałaby szansę
się stąd wydostać i poszukać pozostałych.
Z tym, że
kroki wciąż się zbliżały, bez pośpiechu podążając tuż za nią. Chciała wierzyć,
że miała przewagę, skoro znała te korytarze, ale to byłoby jak próba
okłamywania samej siebie. Zabawa dobiegła końca, więc teraz mogła co najwyżej
próbować przeciągać to, co nieuniknione.
Skręciła,
po czym gwałtownie zatrzymała się, opierając plecami o ścianę.
Nasłuchiwała, wciąż wstrzymując oddech i błogosławiąc fakt, że jej serce
nie wydawało najcichszego nawet dźwięku. Za to doskonale słyszała jego, aż nazbyt
dobrze zdając sobie sprawę z tego, że nie przyśpieszył. To było prawie jak
policzek – dowód tego, że był tak pewien sukcesu, że już nie dbał o pogoń.
Przecież wiedział, że i tak ją dopadnie.
– Raz, dwa,
trzy…
Łagodny
szept. I śmiech – jakże znajomy, a przy tym obcy. Zacisnęła dłonie w pięści,
wzdrygając się w odpowiedzi na brzmienie tego głosu.
Bawił się z nią.
– … w ciszy
słyszę łzy – ciągnął, po czym zamilkł, pozwalając, by kolejne słowa
wystarczająco wyraźnie rozbrzmiały w mroku. Miała wrażenie, że głos
dochodził zewsząd, co z miejsca skojarzyło jej się z telepatią. –
Cztery, pięć, sześć…
Wyprostowała
się niczym struna, rozdarta między tkwieniem w miejscu a ponownym
rzuceniem się do ucieczki. Może jednak istniała szansa, że by jej nie zauważył.
Może gdyby była wystarczająco cicho…
Kroki
ucichły. Nagle trwała w absolutnej ciszy, napinając mięśnie i podświadomie
czekając na atak. Z przerażeniem uświadomiła sobie, że już nie miała
pojęcia, gdzie znajdował się jej przeciwnik. Nie czuła go, nie słyszała, on zaś
z równym powodzeniem mógł znajdować się gdzieś na wyciągnięcie ręki.
Mógł stać
tuż obok niej, a nawet by o tym nie wiedziała.
Ta myśl ją
przeraziła. Nagle też zrozumiała, dlaczego nikt nie był w stanie się przed
nim obronić. Co z tego, że dysponowali wyostrzonymi zmysłami i darami,
skoro te koniec końców okazywały się bezużyteczne?
Gdzieś
jakby z oddali doszedł ją dziwny szelest. Słyszała bicie serca? A może
jednak wyczuła ruch? Czy to możliwe, żeby akurat teraz popełnił błąd…?
Ledwo
powstrzymując jęk, instynktowni ruszyła w przeciwnym kierunku. Skręciła,
gotowa rzucić się biegiem w głąb kolejnego korytarza, w duchu modląc
się o to, by zdołała dobiec do innego wyjścia.
Nie
zdążyła.
Poczuła
nacisk obcych dłoni na barkach. Ciepłe ramiona otoczyły ją, a obcy oddech
musnął policzek, kiedy łowca nachylił się na tyle blisko, by bez przeszkód
szeptać jej wprost do ucha.
– Znalazłem
cię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz