24 czerwca 2018

Dwadzieścia trzy

Renesmee
Powoli zaczynałam przyzwyczajać się do czekania. Nie miałam pojęcia, czy to miało sens, ale wolałam się nad tym nie zastanawiać. Chociaż powoli zaczynałam wariować w małym, zamkniętym pokoju, nie chciałam ryzykować ponownego spotkania z Ciemnością. Instynkt podpowiadał mi, że lepiej było poczekać, by nabrać pewności, że ta istota całkiem straciła mną zainteresowanie.
Leana więcej się nie pojawiła. Jedynie Ariadna w pewnej chwili zajrzała do pokoju tylko po to, by jednak przynieść mi coś do jedzenia. Uparcie milczała i uciekła, zanim zdążyłabym o cokolwiek ją zapytać. Nie miałam pojęcia, co o tym myśleć, ale nie podobało mi się to, tak jak i wrażenie, że w chwili, w której ktoś wreszcie by się mną zainteresował, mogłoby wydarzyć się dosłownie wszystko.
Nie miałam pojęcia, dokąd to wszystko zmierzało. Czułam się żywa, przynajmniej jak na kogoś, kto z założenia powinien być kroplą astralną. Czymkolwiek był ten świat, pozostawałam w nim w pełni materialna, nie mając co liczyć na możliwość przenikania przez przedmioty albo inną formę ucieczki. Pozostawało mi czekać i zadręczać się myślami, które mimo wszystko wolałabym trzymać z daleka. Samotność mi nie służyła i to w żadnej formie, zwłaszcza że wciąż zaręczałam się tym, co wydarzyło się w świecie, który był mi znany.
Właściwie nie byłam pewna, o kogo bałam się bardziej – o Joce, bliźniaki czy Gabriela. Ta pierwsza przynajmniej była bezpiecznie w domu, a ja jakoś nie miałam wątpliwości, że nikt nie pozwoliłby, żeby stała jej się krzywda. Chciałam też wierzyć, że Alessia i Damien sobie poradzili, zwłaszcza że – o ironio – ta dwójka moich dzieci była nie tylko starsza, ale i bardziej doświadczona ode mnie.
W pamięci wciąż jednak miałam moment, w którym znalazłam Gabriela i to nie dawało mi spokoju. Właśnie z tego powodu tutaj byłam, podczas gdy on…
W tamtym miejscu mogło stać się dosłownie wszystko – i to mnie dręczyło.
Długo zwlekałam, zanim w końcu odważyłam się ponownie próbować zasnąć. Tym razem niczego nie śniłam, a przynajmniej tak mi się wydawało, bo już w najmniejszym stopniu nie ufałam własnym zmysłom. Wiedziałam jedynie, że kiedy się obudziłam, na zewnątrz było ciemno. Mogłam tylko zgadywać, jak wiele godzin straciłam i w jakim stopniu mój pobyt tutaj pokrywał się z tym, co działo się w rzeczywistości. W zasadzie nie potrafiłam myśleć o tym miejscu inaczej, niż o czymś, co w tak naprawdę nie istniało. Nie miałam pojęcia ile było w takim myśleniu sensu, ale nie zamierzałam się nad tym zastanawiać.
Pokój w najmniejszym stopniu nie zmieniło się w czasie, gdy spałam. Tak przynajmniej mi się wydawało, chociaż nie miałam pojęcia, jakimi zasadami rządził się ten świat. Co więcej, dookoła panowała ciemność i to wystarczyło, żebym poczuła się nieswojo. Przynajmniej już nie czułam chłodu ani nie miałam wrażenia, że ktokolwiek mnie obserwował, ale widok wysłużonych cieni i sposób, w jaki mrok ograniczał moje zmysły, w zupełności wystarczył, by wzbudzić we mnie wątpliwości.
Wiedziałam, że prędzej czy później będę musiała coś zrobić. Nie mogłam przecież siedzieć tutaj w nieskończoność, czekając na nie wiadomo co. Podejrzewałam, że prędzej czy później mimo ostrzeżenia od Ciemności miałam jednak spróbować wydostać się poza pokój, ale tym razem zamierzałam podejść do tego inaczej. Kimkolwiek była Ariadna, wciąż pozostawała słabsza ode mnie. Tak przynajmniej podejrzewałam, próbując uwierzyć w to, że gdybym zaatakowała ją z zaskoczenia, gdyby znów tutaj zajrzała, miałabym szansę. Nie wiedziałam, co zrobiłabym później, ale wszystko wydawało się lepsze od siedzenia z założonymi rękami.
Nie pierwszy raz wstałam, zaczynając krążyć po pokoju. Z zaskoczeniem przekonałam się, że zza okna sączyło się światło, po wyjrzeniu na zewnątrz orientując się, że źródłem były porozstawiane dookoła budynku latarnie. Złocisty blask miał w sobie coś kojącego, ale i tak z niepokojem spoglądałam na drgające cienie, gotowa przysiąc, że czaiło się w nic coś, czego zdecydowanie wolałabym nie spotkać.
Ciche skrobanie sprawiło, że omal nie wyszłam z siebie. Wzdrygnęłam się, błyskawicznie zwracając ku zamkniętym drzwiom. Niemalże spodziewałam się tego, że za moment znów się otworzą – w ten sam zapraszający sposób, który zwiódł mnie za pierwszym razem. Zamarłam w bezruchu, świadoma wyłącznie tłukącego się w piersi serca. Palce nerwowo zacisnęłam na wpijającym mi się w plecy parapecie, niezdolna ruszyć się z miejsca. Nie tym razem, pomyślałam, jednocześnie próbując skupić się na tym, by się obudzić. Skoro wiedziałam, że mogę śnić, powinnam mieć nad tym kontrolę, a przynajmniej tyle zdążyłam nauczyć się przy Gabrielu.
Kolejne sekundy mijały, ale nie działo się nic wartego uwagi. Przez chwilę jeszcze nasłuchiwałam, z bijącym sercem obserwując drzwi, te jednak ani drgnęły. Wciąż pełna obaw, ale i zaintrygowana, ostrożnie zrobiłam krok naprzód, jednak decydując się zaryzykować.
– Halo? – rzuciłam w przestrzeń. Czułam się jak kompletna wariatka, nie wspominając o tym, że wcale nie byłam taka pewna, czy chciałam otrzymać jakąkolwiek odpowiedź. – Ehm… Czy ktoś tam jest?
Jeśli kolejny raz kusiła mnie Ciemność, takie postępowanie zdecydowanie nie należało do najrozsądniejszych. Z drugiej strony, równie niewłaściwie mogło zostać odebrane ignorowanie tej istoty. Tak czy siak, wszystko sprowadzało się do tego, że nie miałam pojęcia, co powinnam zrobić. Oczywiście poza staniem i czekaniem, bo to wydawało się względnie bezpiecznym rozwiązaniem.
Kiedy już nabierałam pewności, że Ciemność albo odpuściła, albo to ja zaczynałam być przewrażliwiona, po drugiej stronie drzwi rozległ się cichutki jęk.
Podeszłam bliżej, właściwie nie zastanawiając się nad tym, co próbowałam zrobić. Tym razem drzwi nie otworzyły się przede mną, nawet nie drgając, kiedy na nie naparłam. Z niejaką obawą przycisnęłam policzek do drewna, nagle całkowicie pewna, że po drugiej stronie słyszałam czyjś przyśpieszony oddech i trzepocące się w piersi serce.
– To ty, Leano? – zaryzykowałam. Nie sądziłam, żeby to Ariadna musiała się skradać, chociaż kto ją tam wiedział. Może regularnie przychodziła i sprawdzała czy nie zrobiłam czegoś głupiego.
– Twój głos brzmi miło – doszedł mnie zaskoczony, dziewczęcy głosik.
Wyprostowałam się, co najmniej skonsternowana takim obrotem spraw. Nie miałam pewności, czego tak naprawdę się spodziewałam, ale obecność dziecka zdecydowanie nie była tym, co brałam pod uwagę. Mimowolnie się rozluźniłam, chociaż w przeszłości doświadczyłam dość, by wiedzieć, że niewinna twarzyczka niekoniecznie musiała iść w parze z bezpieczeństwem. Aż za dobrze pamiętałam, jak bardzo niebezpieczny okazał się Mal, a jednak…
– Anabelle? – upewniłam się, z miejsca przypominając sobie dziewczynkę, na którą natrafiłyśmy z Ariadną, kiedy ta prowadziła mnie do tego miejsca.
Przeciągająca się cisza sprawiła, że zaczęłam wątpić, czy mała przypadkiem nie uciekła.
– Pamiętasz moje imię – odezwała się w końcu, najwyraźniej nie będąc w stanie się powstrzymać.
– Oczywiście, że tak – zapewniłam, uśmiechając się, chociaż dziecko nie było w stanie tego zobaczyć. – Jest bardzo ładne.
– Dziękuje!
Brzmiała na podekscytowaną, zupełnie jakby komplement od obcej osoby był dla niej czymś wyjątkowym. Aż za dobrze pamiętałam, w jaki sposób na mnie patrzyła, wyraźnie zszokowana obecnością kogoś, kto w niczym nie przypominał innych obecnych w tym miejscu kobiet. Podejrzewałam, że chociażby Layla nie zrobiłaby na niej aż takiego wrażenia, przynajmniej do momentu, w którym zaczęłaby bawić się płomieniami. Przynajmniej wydawało mi się, że w świecie, gdzie Ciemność zbierała spokrewnione ze sobą, najwyraźniej bardzo do siebie podobne kobiety, obecność kogoś innego musiała wzbudzać emocje.
Przykucnęłam, pamiętając, że mała była ode mnie niższa. Próbowałam się skupić i przypomnieć sobie, jak zawsze udawało mi się zająć czymś uwagę Jocelyne albo Alessi, kiedy te były młodsze. Dzieci zawsze bywały cudownie ufne, więc zamierzałam to wykorzystać, tym bardziej że przecież nie miałam złych zamiarów.
– Co tutaj robisz, kochanie? – zapytałam, siląc się na spokojny, jak najbardziej przyjazny ton głosu. Ostatnim, czego chciałam, było spłoszenie jej. – Zwłaszcza o tej godzinie.
– Łatwiej jest gdziekolwiek pójść, kiedy nikt nie patrzy – stwierdziła konspiracyjnym szeptem. – Zazwyczaj wszyscy mówią mi, co mam robić. Myślą, że niczego nie rozumie – dodała, wyraźnie urażona takim stanem rzeczy.
– Według mnie dzieci widzą najwięcej. – Zamilkłam, czekając na jakąkolwiek reakcję z jej strony. Kiedy odpowiedziała mi cisza, zdecydowałam się mówić dalej. – Moja córka chociażby…
– Masz córkę? – zapytała, wyraźnie zaciekawiona.
Uśmiechnęłam się. Z zaskoczeniem przekonałam się, że czułam wręcz ulgę, w końcu mogąc z kimś porozmawiać. Po całym dniu ciszy i krążenia bez celu, pozytywnie nastawiona Anabelle dosłownie spadała mi z nieba.
– Nawet dwie – sprostowałam bez wahania. – I syna.
– I są do ciebie podobni? – dopytywała, a ja machinalne potrząsnęłam głową.
– To zależy – przyznałam. Podejrzewałam, że pytała przede wszystkim o wygląd, nie mogąc pozbyć się wrażenia, że wszystko kręciło się przede wszystkim wokół tego. – Chyba tylko mój syn. Alessia wdała się w ojca. – Zawahałam się, mimo wszystko mając wątpliwości czy przypadkiem nie mówiłam jej za dużo. Dziecko czy nie, zasada ograniczonego zaufania sprawdzała się zawsze. Z drugiej strony, szczerze wątpiłam, by to, co zdążyłam jej zdradzić, mogło jakkolwiek odwrócić się przeciwko mnie. – Ma ciemne włosy, zupełnie różne od moich. Jedynie Joce to drobna, urocza blondyneczka…
W ostatniej chwili powstrzymałam się od dodania „Prawie jak ty”. Wolałam nawet nie wyobrażam sobie, że akurat moja córka miałaby kiedykolwiek wylądować w miejscu takim jak to. Wystarczyło, że na co dzień widywała rzeczy, przez które niejedna dorosła osoba jak nic postradałaby zmysły.
– Nie jesteś taka jak my – oznajmiła nagle Anabelle. – W ogóle nie powinno cię tutaj być.
– To prawda – zgodziłam się.
Usiadłam na podłodze, by móc rozprostować nogi. Plecami oparłam się o drzwi, wciąż nasłuchując – i to nie tylko obecności Anabelle, ale również potencjalnego zagrożenia. Wolałam, by nikt nas nie przyłapał, zwłaszcza że nie chciałam, by dziewczynka z mojego powodu wpadła w kłopoty.
Ledwo powstrzymywałam się od tego, by zacząć ją wypytywać. Szczerze wątpiłam, czy w ogóle zdawała sobie sprawę z tego, co działo się  tym miejscu. Inna sprawa, że wolałam nie ryzykować, że jednak powiem coś niewłaściwego. W obecności dziecka było coś pocieszającego, nawet jeśli wciąż wiedziałam równie niewiele, co i na samym początku.
– Nie wydajesz się niebezpieczna – ciągnęła Anabelle, a ja ledwo powstrzymałam się od śmiechu.
– Bo nie jestem.
Cóż, to nie do końca było zgodne z prawdą. Tak przynajmniej sądziłam, zwłaszcza że dopiero co zabiła człowieka, żeby chronić siebie i Jocelyne. Chociaż taki odruch wydawał mi się w pełni naturalny i mimo wszystko nie potrafiłam mieć o to do siebie pretensji, wątpiłam, by Anabelle była w stanie myśleć takimi kategoriami. Być może jej nie doceniałam, ale wolałam nie ryzykować, nie wspominając o tym, że dla mnie tak czy siak pozostawała po prostu dzieckiem. Swoją drogą, przyznawanie się komukolwiek do popełnionych mordów, zdecydowanie nie brzmiało jak dobry początek jakiejkolwiek znajomości.
– Więc dlaczego Ariadna cię tutaj zamknęła? – zapytała z powątpiewaniem dziewczynka, ale nawet nie czekała na odpowiedź. – Jak masz na imię?
– Renesmee.
Otworzyłam usta, chcąc dodać coś jeszcze i niemalże spodziewając się jakiegoś komentarza na temat dziwności mojego imienia, ale Anabelle postanowiła mnie zaskoczyć.
– Więc ja cię znam! – oznajmiła z rozbrajającą szczerością. Wyprostowałam się niczym struna, co najmniej oszołomiona. – Beatrycze czasami o tobie mówiła… I o twoich córkach – dodała, a mnie serce niemalże wyskoczyła z piersi.
– Beatrycze…?
– Aha! – Anabelle wyraźnie się ożywiła. – Brakuje mi jej tutaj… Z nią mogłam porozmawiać – oznajmiał, raptownie poważniejąc. – Chociaż zawsze była bardzo smutna. No i tęskniła, chociaż wszyscy zawsze mówili, że lepiej zapomnieć. Ale Beatrycze nie chciała zapominać…
– Zapomnieć o czym? – przerwałam jej.
Anabelle prychnęła, co najmniej jakbym zadała jej wyjątkowo głupie pytanie.
– O przeszłości – oznajmiła takim tonem, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. – Każda z nas ma jakąś przeszłość. No ale teraz jesteśmy miedzy tu a teraz, więc po co o tym pamiętać?
– Między tu a teraz? – powtórzyła, ale dziewczynka zdecydowała się mnie zignorować.
– Beatrycze często robiła inaczej, niż chciała przeszłość. Czasami opowiadała mi o tym, co widziała. – Anabelle westchnęła cicho. – Obiecywałam, że nikomu nie powiem.
– Znam Beatrycze – uspokoiłam ją pośpiesznie. – Jestem pewna, że nie będzie na ciebie zła za to, że powiedziałaś mnie.
– A wiesz, gdzie ona jest? – zapytała natychmiast mała.
– W bezpiecznym miejscu – uspokoiłam ją. – Nic jej nie jest, naprawdę. Chociaż na pewno za tobą tęskni.
– Tak naprawdę tęskniła wyłącznie za swoim synem. I za jakimś mężczyzną – dodała po chwili zastanowienia.
– Za Lawrence’em? – podsunęłam jej.
Wyraźnie usłyszałam jej cichy śmiech.
– Och, tak! – potwierdziła, wyraźnie ucieszona. – Mówiła na niego L. I nie raz go widywała… Chcesz jeszcze jeden sekret, Renesmee? – zapytała, zniżając głos do szeptu.
Mocniej przywarłam do drzwi, chociaż z wyostrzonymi zmysłami nie miałam problemu, by usłyszeć jej głos. Z jakiegoś powodu serce zabiło mi szybciej, chociaż sama nie byłam pewna, co w słowach Anabelle zaintrygowało mnie do takiego stopnia. Jej ekscytacja nie wydawała mi się niczym dziwnym, w zupełności pasując mi do dziecka, które cieszyło się na możliwość poważnej rozmowy z kimś starszym od siebie.
– Jeśli tylko chcesz mi go zdradzić… – mruknęłam z opóźnieniem, bezskutecznie próbując zebrać myśli.
Anabelle gwałtownie zaczerpnęła powietrze do płuc. Kiedy w końcu się odezwała, wyrzucała z siebie kolejne słowa tak szybko, że ledwo mogłam za nią nadążyć.
– Beatrycze zawsze chodziła nad jezioro. Lubiła je, bo nie tylko jest śliczne, ale też wyjątkowe – oznajmiła podekscytowanym tonem. – Czy jest ktoś za kim bardzo tęsknisz?
– Za wieloma osobami – zapewniłam ją pośpiesznie.
– Ale za kimś szczególnie? – nie dawała za wygraną. – Podobno to ważne. Beatrycze mówiła, że są wyjątkowe osoby, które zawsze są ze sobą związane. Że to coś więcej, niż tylko więzy krwi.
Trudno było mi stwierdzić, czy Anabelle w istocie rozumiała to, co miała na myśli Beatrycze. Nawet jeśli nie, jej słowa wystarczyły, bym sama pojęła do czego zmierzała. Nie miałam pojęcia, co powinnam o tym sądzić, ale odpowiedź jak najbardziej była dla mnie oczywista.
– Tak – powiedziałam tak cicho, że równie dobrze mogłabym ograniczyć się do nic nieznaczącego ruchu warg. – Mam kogoś takiego.
– Podobno jeśli napisać imię takiej osoby na tafli wody, wtedy można ją zobaczyć. Tylko trzeba bardzo, ale to bardzo chcieć – oznajmiła podekscytowana Anabelle. – Czy to już magia?
Nie potrafiłam jej odpowiedzieć. W gruncie rzeczy praktycznie nie zwracałam uwagi na pytanie, które mi zadała.
– Napisać? – powtórzyłam w zamian.
– Krwią. – Nie wydawała się szczególnie przejęta taką możliwością. – To już prawie rytuał, prawda? W magii i rytuałach używa się krwi.
Możliwe, że mówiła coś jeszcze, ale już praktycznie jej nie słuchałam. Bezwiednie poderwałam się na równe nogi, w ułamku sekundy dopadając do okna. Z bijącym sercem wyjrzałam na zewnątrz, ale nawet nie potrafiłam stwierdzić czy jezioro, o którym mówiła Anabelle, a które przecież widziałam, znajdowało się po tej stronie budynku. Byłam w stanie dostrzec wyłącznie latarnie i drzewa, a to w najmniejszym stopniu mi nie pomagało.
Usłyszałam delikatne pukanie, kiedy ignorowana przeze mnie dziewczynka załomotała w drzwi.
– Renesmee? – zaniepokoiła się. – Obraziłaś się na mnie?
Zamrugałam, zaskoczona tokiem jej rozumowania i tym, że faktycznie brzmiała na zmartwioną taką możliwością.
– N-nie, oczywiście, że nie – zreflektowałam się pośpiesznie. Wróciłam do drzwi, po raz kolejny napierając na nie ciałem. – Przeciwnie. Dziękuje za to, że powiedziałaś mi o jeziorze – dodałam, ale ton Anabelle jednoznacznie dał mi do zrozumienia, że nie do końca przekonywała ją moja wdzięczność.
– Więc dlaczego dalej wydajesz się smutna? – zapytała, a ja westchnęłam. Dzieci zdecydowanie dostrzegały za dużo.
– Bo i tak nie mogę stąd wyjść – wyjaśniłam, nie kryjąc frustracji. – Ariadna ma klucze. Nie sądzę, żeby mi je dała, jeśli poproszę.
– Nie rozumiem dlaczego – stwierdziła Anabelle. Jej głos zabrzmiał nieco pewniej, kiedy nabrała pewności, że mój nastrój nie miał żadnego związku z nią i tym, że mogłaby zrobić coś źle. – Jesteś miła. I nie wydajesz się kimś, kto mógłby zrobić coś złego… Może po prostu ciocia się martwi – powiedziała w końcu, wyraźnie zamyślona. – Nie jesteś taka jak my, więc cię chroni. Albo pan kazał się o ciebie zatroszczyć.
W ostatniej chwili powstrzymałam się od pytań o Ciemność. Czułam, że wspominanie o tej istocie to zły pomysł, zresztą wcale nie chciałam tego robić. Nie, skoro ktoś mógł słuchać, a ja już raz doświadczyłam ze strony Ciemności czegoś, czego zdecydowanie nie chciałam powtarzać. Co więcej, teraz mogłam narazić nie tylko siebie, więc nie chciałam ryzykować.
– To bardzo miło ze strony Ariadny – powiedziałam w końcu, siląc się na spokój – ale wcale nie potrzebuję aż takiej troski. Potrafię się o siebie zatroszczyć – zapewniłam pośpiesznie. – W zasadzie… Mogłabym pokazać ci sztuczkę, ale z jakiegoś powodu nie mogę niczego zrobić w tym miejscu. Potrafię… różne rzeczy.
– Och… Coś jak magia? – zapytała z zaciekawieniem Anabelle.
– Można tak powiedzieć. Mogłabym otworzyć drzwi bez klucza i Ariadna niczego by się nie dowiedziała, ale w tym miejscu jest coś, co mnie blokuje.
O dziwo dziewczynka nawet się nie zawahała.
– To pewnie sigile – stwierdziła takim tonem, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
– Sigile…?
– Aha. Są na drzwiach – wyjaśniła mi usłużnie. – Wystarczy je zmazać i twoja magia zadziała.
Potrząsnęłam z niedowierzaniem głową. Niby jak miałam rozumieć jej słowa? Zaczynałam czuć się trochę tak, jak podczas rozmowy z Rufusem, przytłoczona nadmiarem informacji, których w żaden sposób nie potrafiłam wykorzystać.
– Czym są… sigile? – zapytałam z wahaniem, nawet niepewna czy poprawnie wypowiadałam o słowo.
– Ojej… Naprawę nie wiesz? – Anabelle brzmiała na co najmniej zaskoczoną. – Nie wiesz wielu rzeczy. Trochę jakbyś to ty była dzieckiem – dodała, wyraźnie zadziwiona takim stanem rzeczy.
Mimo wszystko brzmiała sympatycznie, chyba bardziej podekscytowana perspektywą wyjaśnienia mi czegokolwiek, aniżeli brakami wiedzy z mojej strony. Chyba jedynie to, że nie zamierzała mnie wyśmiać oraz nadzieja, którą poczułam, gdy uświadomiłam sobie, że jednak była w stanie mi pomóc, pozwoliły mi zachować spokój.
– Dlatego cieszę się, że do mnie przyszłaś. Jesteś cudowna – zapewniłam ją, nie zamierzając rozwodzić się nad tym, co i dlaczego miałam prawo wiedzieć. Jeśli do tego wszystkiego mogłam poprawić jej humor, tym lepiej. Co prawda podejrzewałam, że takie podejście nie do końca była uczciwe, ale z drugiej strony… trzymanie mnie w tym miejscu tym bardziej. – Możesz coś z tym zrobić? Proszę.
– Nie wiem. Jeśli ciocia by się dowiedziała… – zaczęła, ale nie zamierzałam pozwolić jej skończyć.
– Proszę, kochanie – powtórzyłam z naciskiem. – Nie mogę tutaj zostać. Obiecuję, że nie zrobię niczego, co mogłoby cię skrzywdzić. To, że teraz rozmawiamy… Niech to będzie naszą tajemnicą – zaproponowałam, w coraz większym podekscytowaniu wyrzucając z siebie kolejne słowa.
Przez kilka sekund panowała wyłącznie cisza, aż zaczęłam się martwić, że dziewczynka jednak zdecydowała się wycofać. Nie potrafiłabym mieć do niej o to pretensji, nawet jeśli trafiał mnie szlag na samą myśl o zmarnowanej szansy. Teraz tym bardziej nie wyobrażałam sobie czekania, nawet jeśli kilka godzin w oczekiwaniu na świt i pojawienie się Ariadny, w żadnym razie by mnie nie zbawiło.
A jednak kamień spadł mi z serca, kiedy na powrót usłyszałam niepewny głos Anabelle.
– Spróbuj teraz – oznajmiła i to w zupełności mi wystarczyło.
Potrzebowałam dłuższej chwili, by skoncentrować się na tyle, żeby skorzystać z mocy. Natychmiast skupiłam się na zamku, mimo wszystko wyczekując momentu, w którym okaże się, że telepatia jednak była bezużyteczna.
Nic podobnego nie miało miejsca.
Usłyszałam ciche kliknięcie, a potem drzwi w końcu stanęły przede mną otworem.

2 komentarze:

  1. Hej :)
    Chciała bym zacząć czytać twoje opowiadanie, ale nie wiem od czego zacząć. Która księga jest pierwsza? Sporo tego masz i jakoś tak nie mogłam się połapać :D
    I jeśli chciałabyś swoim wprawionym okiem zerknąć na moje początki to będzie mi bardzo miło ^^ (lost---memories.blogspot.com)

    Miłego dnia! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej :3
    Bardzo miło widzieć tutaj kolejną osobę. Cieszę się, że zainteresował Cię mój blog. Chociaż nie do końca rozumiem w czym problem, bo kolejne księgi są poopisywane i ustawione według kolejności: Brzask, Północ, Mrok, Pełnia, Zapomniane, Światło, Przebudzenie i Łowca. Mam nadzieję, że teraz wszystko jasne. :)
    Na bloga bardzo chętnie zajrzę. Dziękuję za zaproszenie! ^^
    Również życzę miłego dnia!


    Nessa

    OdpowiedzUsuń









After We Fall
stories by Nessa