27 czerwca 2018

Dwadzieścia sześć

Renesmee

Gabriel się boi. Nie mówi mi tego wprost, za wszelką cenę usiłując to ukryć, ale i tak wiem swoje. Poznaję to po wyrazie jego twarzy i sposobie, w jaki spogląda na mnie w chwili, w której wspominam o Ciemności. Kiedy na dodatek w ułamek sekundy później z siłą zaciska dłonie na moich ramionach, lewo powstrzymując się przed potrząśnięciem mną, jestem już pewna, że wytrąciłam go z równowagi.
– Co takiego? – pyta, chociaż przypomina to raczej warknięcie.
– Gabrielu… – upominam go. Spoglądam na niego niemalże błagalnie, zaniepokojona. W jego oczach doszukuje się zrozumienia, zaraz też luzuje uścisk. Mimo wszystko jest zdenerwowany, a panowanie nad emocjami przychodzi mu z trudem. – Pamiętasz, co Rafael mówił o swoim ojcu i tym, że Ciemność kolekcjonuje dusze? Obawiam się, że widziałam to miejsce.
Gabriel milczy. Przez jego twarz przemyka cień, on zaś zaczyna potrząsać głową, jakby chcąc opędzić się od jakiejś niechcianej myśli. Niedowierza, co zresztą wcale mnie nie dziwi, bo dla mnie samej moje własne słowa brzmią jak abstrakcja.
– Jakim prawem… – wyrzuca z siebie na wydechu. Urywa, dopiero po kilku kolejnych sekundach zdolny do tego, by dokończyć. – Jakim prawem zabrał ciebie?!
Wzdrygam się, kiedy podnosi głos. Wyciągam rękę i troskliwie muskam palcami blady policzek. Wiem, że mój dotyk go uspokaja, chociaż w tej chwili to wyjątkowo trudne. Gabriel wygląda na bliskiego wpadnięcia w szał, zaraz też zaborczym ruchem przyciąga mnie do siebie. Wolną ręką przykrywa moją dłoń, bardziej stanowczo dociskając ją do swojej twarzy. Jego usta z czułością muskają moją skórę – raz, a potem kolejny, w miarę jak powoli obsypuje wnętrze mojego nadgarstka pocałunkami.
– Nie zabrał mnie – mówię cicho. Silę się na kojący ton głosu, aż nazbyt świadoma, że jedno źle dobrane słowo pogorszy sytuację. – Sam był zaskoczony. Ciągle słyszę, że nie powinno mnie tutaj być.
– Wiec dlaczego…?
Nie potrafię mu odpowiedzieć. Cokolwiek wydarzyło się, kiedy zbliżyłam się do kryształu, pozostawało dla nas wszystkich zagadką. Nie jestem nawet pewna, czy wciąż mogę nazywać się kroplą astralną. Jedynie Gabriel i świat snów wydaje się łączyć mnie z rzeczywistością. Boję się, że nie zdołam dotrzeć z powrotem do swojego ciała, ale decyduje się o tym nie mówić, przynajmniej na razie. Gabriel już i tak wygląda, jakby odchodził od zmysłów. Co więcej, nawet tutaj widzę, że wygląda marnie. Chociaż żadne z nas nie jest do końca prawdziwe, poraża mnie jego bladość i to, że mógłby potrzebować energii.
– Jestem tutaj – oznajmiam z naciskiem. Zamierzam powtarzać to tak wiele razy, aż w końcu oboje uwierzymy, że wszystko w porządku. – I nie zamierzam odchodzić – dodaję, a Gabriel spogląda na mnie z niedowierzaniem.
– Spróbowałabyś tylko! – obrusza się. – Jeszcze nie wiem, co zrobimy, ale coś wymyślę. Nie pozwolę, by stało ci się cokolwiek złego, mi amore.
Mówi poważnie i nie mam co do tego wątpliwości. Aż za dobrze pamiętam każdą obietnicę Gabriela – to, jak od samego początku zaklinał się, że w razie potrzeby zszedłby aż do piekła, jeśli w ten sposób zatrzymałby mnie przy sobie. Z niejakim niepokojem myślę, że to wcale aż tak bardzo nie mijało się z prawdą. Biorąc pod uwagę udział Ciemności, wszystko wydaje się równie prawdopodobne.
– Postaram się – obiecuję mu pośpiesznie. – Nie wiem, w jaki sposób trafiłam akurat tutaj, ale to chyba dobrze, prawda? Wiem, w jaki sposób działa świat snów. Nie jestem tylko pewna, w jaki sposób się obudzić…
– Więc nie próbuj, póki czegoś nie wymyślimy. – Gabriel milknie, wyraźnie się nad czymś wahając. Ujmuje obie moje dłonie w swoje, energicznie je pocierając. – Teraz przynajmniej jestem w stanie do ciebie dotrzeć. Obiecuję, że jakoś cię stąd zabiorę.
Nie chcę, żeby obiecywał mi coś, czego sam nie jest pewien. Martwi mnie przede wszystkim to, że Gabriel nigdy nie łamie obietnic – a to w niektórych przypadkach może okazać się zgubne. Oboje wiemy, że sytuacja nie jest normalna, a on tak naprawdę nie może zagwarantować mi bezpieczeństwa. Co więcej, nie mam o to do niego pretensji, ale decyduję się tego nie komentować, aż nazbyt świadoma, że i tak nie przyjąłby do wiadomości, że nie chcę jego obietnicy. Nie, jeśli ta miałaby mu ciążyć.
Chwilę milczymy. Ostatecznie to Gabriel przerywa ciszę, jednak decydując się odezwać.
– Powiedz mi, co pamiętasz. To może być ważne – mówi spiętym tonem. Mimo wszystko wydaje się spokojniejszy, ale doskonale wiem, że to wyłącznie pozory.
– Powinieneś porozmawiać z Beatrycze. Zwłaszcza jeśli pamięta – stwierdzam, bo to wydaje się najbardziej sensowne. – To miejsce… Nawet nie wiem, jak je opisać. Wydaje się piękne, ale jednak czułam w nim coś… – Milknę, po czym energicznie potrząsam głową. – Spotkałam kilka kobiet, które jak nic są spokrewnione z Beatrycze i Eleną. A wiem, że musi być ich więcej. No i Ariadna zamknęła mnie w pokoju, ale…
– Kim jest Ariadna? – przerywa mi spiętym tonem.
Wrogość w jego głosie mnie nie dziwi. To, że nagle wzmacnia uścisk wokół mnie, tym bardziej.
– Kimś, kto i tak nie jest w stanie mnie skrzywdzić – zapewniam go, chociaż wcale nie jestem tego taka pewna. – One się boją, Gabrielu. Trudno, żeby nie, skoro tym światem rządzi Ciemność.
– W porządku. – Niechętnie daje za wygraną. Po wyrazie jego twarzy wiem, że najchętniej dorwałby każdego, kto jakkolwiek mi zagraża. – Co robiłaś, zanim się tutaj znalazłaś? Mówiłaś, że ta kobieta cię zamknęła, ale…
– Uciekłam – zapewniam z bladym uśmiechem. – Jest tutaj dziewczynka… Możesz powiedzieć Beatrycze, że Anabelle wciąż o niej pamięta. I że jest cudowna. – W ostatniej chwili powstrzymuję się od wzmianki o tęsknocie. W końcu dziewczyna sama mnie o to prosiła, więc zamierzam to uszanować. – Pomogła mi. I chyba dzięki niej tutaj jestem – dodaję z wahaniem. Gabriel spogląda na mnie pytająco, wymownie unosząc brwi. – To trochę skomplikowane. Wszystko zaczęło się od jeziora… O to też możesz zapytać Beatrycze – proponuję. – Anabelle powiedziała mi, że widziała, jak Beatrycze tam chodzi. Mówiła, że jeśli napisze się krwią imię osoby, z którą jest się związanym, można ją zobaczyć.
– Mi amore… – wzdycha, wyraźnie poruszony.
Mam wrażenie, że coś go dręczy. Kolejny raz uderza mnie to, że Gabriel wygląda na chorego. To coś więcej niż niepokój i ta świadomość wystarczy, żeby mnie zaniepokoić. Jestem gotowa wręcz przysiąc, że Gabriel się obwinia, a tego zdecydowanie nie chcę. Cokolwiek się wydarzyło, przynajmniej na razie nie ma znaczenia, a jednak…
– Nie tak to sobie wyobrażałam – przyznaję, z dwojga złego decydując się mówić dalej. Cisza ma w sobie coś przygnębiającego, więc wolę jej unikać. – Zresztą nawet  nie zdążyłam dokończyć twojego imienia. Ktoś po prostu wepchnął mnie do wody… A potem wylądowałam tutaj – dodaję, a Gabriel się wzdryga.
– Kto?
Jedynie potrząsam głową.
– Nie mam pojęcia. Niczego już nie rozumiem – wyjaśniam niechętnie. – Przepraszam. Niewiele tym pomagam, prawda?
– To nie tak. Zrobiłaś ile mogłaś – zapewnia w tak gorączkowy sposób, że nawet gdybym chciała, nie mogłabym zaprzeczyć. Jego dłoni lądują na moich policzkach. – Jesteś przynajmniej cała? Nikt nie zrobił ci krzywdy?
– Nic mi nie jest – uspokajam go. – Mówiłam, że nie powinno mnie tutaj być. Chyba nie wiedzą, co ze mną zrobić…
– A co z Ciemnością? – drąży Gabriel.
Mimowolnie myślę o śnie, który miałam i w którym błądziłam po korytarzach, niezdolna dotrzeć o żadnego konkretnego miejsca. Zwłaszcza lustrzana sala przyprawia mnie o dreszcze, więc natychmiast odrzucam od siebie niechciane wspomnienia – zwłaszcza momentu, w którym uprzytomniłam sobie, że tuż za mną ktoś stoi.
– On… też nic mi nie zrobił – mówię z wahaniem. Po spojrzeniu Gabriela poznaję, że ma wątpliwości, czy powinien wierzyć w moje słowa. – Jestem cała – powtarzam z uporem. – Nie musisz się martwić. Zresztą mam wrażenie, że Ciemność zajmuje się czymś innym. Ze mną spotkał się tylko po to, żebym zrozumiała, że o mnie wie… – Waham się przez kilka kolejnych sekund. – Chyba teraz wiem dlaczego. Zwłaszcza jeśli Beatrycze pamięta.
– Może masz racje – przyznaje, ale myślami wydaje się być gdzieś daleko. Nagle krzywi się, wyraźnie zmartwiony. – Obawiam się, że nie mamy za wiele czasu. Powinienem porozmawiać z resztą, ale…
– Idź – przerywam mu stanowczo.
Mimo wszystko to jedno słowo z trudem przechodzi mi przez gardło. Boję się samotności tego, co wydarzy się, kiedy Gabriel się obudzi. Nie wyobrażam sobie powrotu do świata Ciemności, w duchu modląc się o to, bym mogła pozostać pośród aur snów. Z opóźnieniem myślę, że może powinnam poszukać swojej, chociaż to wydaje się zbyt proste. Spokoju wciąż nie daje mi to, co Gabriel powiedział o naszej więzi. Skoro zniknęła, coś zdecydowanie musi być na rzeczy. Nagle zaczynam wątpić, czy w ogóle wciąż należę do tego samego świata, co mój mąż. Boję się, ale za wszelką cenę próbuję to ukryć, aż nazbyt wiadoma, że zatrzymując Gabriela przy sobie, w żaden sposób nie rozwiążę naszych problemów.
Muszę być silna. Chcę tego, raz po raz powtarzając sobie to, co słyszałam wielokrotnie: że kobiety z tego rodu zawsze trzymają poziom. Skoro Gabriel mnie wybrał, tym bardziej zamierzam mu udowodnić, że postąpił słusznie.
– Aniele… – Spogląda na mnie z wahaniem. Po jego spojrzeniu poznaję, że absolutnie nie chce mnie zostawiać, jednak coś w moim wyrazie twarzy ostatecznie zmusza go do podjęcia rozsądnej decyzji. – Wrócę – zapowiada. Z wolna wypuszczam powietrze, uspokojona.
– Więc będę czekać. I spróbuję dowiedzieć się czegoś jeszcze – dodaję, próbując brzmieć choć odrobinę pewnie. Ani trochę się taka nie czuję. – Może zobaczę się z Alessią. Postaram trzymać się waszych aur, o ile uda mi się je znaleźć.
– Tak byłoby najlepiej. – Gabriel rzuca mi bliżej nieokreślone spojrzenie. – Nie rób nic głupiego. Jeśli będziesz w tym świecie, znajdę cię w każdej chwili… A potem coś wymyślimy – zapewnia mnie.
Kiwam głową. Przeraża mnie perspektywa błądzenia w ciemnościach, ale decyduje się mu o tym nie mówić. Już i tak się przejmuje, a dodatkowe pogarszanie sytuacji zdecydowanie nie należy do najlepszych pomysłów. Jak znam Gabriela, już teraz jest zdolny zrobić coś naprawdę głupiego, byleby mi pomóc. Gdybym tylko mogła, bez wahania potrząsnęłabym nic i zażądała, by obiecał, że będzie rozsądny, ale dobrze wiem, że to i tak niczego by nie dało.
– Nigdzie się nie wybieram – uspokajam go.
Nie jestem pewna, czy to faktycznie okaże się możliwe, ale zamierzam spróbować. Mam wrażenie, że utknęłam gdzieś pomiędzy – w jednym miejscu, którego mogliśmy dosięgnąć. Skoro tak, tym bardziej zamierzam tu zostać, woląc nie zastanawiać się, gdzie w innym wypadku mogłabym trafić.
Gabriel milczy, wyraźnie nie paląc się do tego, by odejść. Wciąż trzyma mnie w ramionach, raz po raz muskając palcami moje odsłonięte ramiona. Dawno nie widziałam go tak zmartwionego, na dodatek w tym miejscu. Podróże w snach zawsze kojarzyły mi się z czymś przyjemnym, a przy tym w pełni należącym do nas. To było coś intymnego i wyjątkowego zarazem, a jednak teraz… Jakimś cudem świat, który traktowałam w tak sentymentalny sposób, zwłaszcza że właśnie od snów wszystko się zaczęło, teraz zaczął jawić mi się jako pułapka i ostatnia deska ratunku w jednym.
– Gabrielu… Dobrze się czujesz? – pytam pod wpływem impulsu.
Wzdryga się, po czym z opóźnieniem spogląda na mnie. Prawie natychmiast bierze się w garść, ale i tak zdążyłam zauważyć cień niepokoju, który przemknął przez jego twarz. W tamtej chwili już wiem, że Gabriel nie powiedział mi wszystkiego. Nie mam pojęcia, co o tym myśleć, ale nie podoba mi się to, że mógłby mieć przede mną jakikolwiek sekret.
– Jestem… zmęczony – stwierdza i próbuje się uśmiechnąć. Przychodzi mu to z trudem. – Sporo się działo. W zasadzie położyłem się pierwszy raz od wielu godzin, więc…
– Rozumiem – przerywam mu pośpiesznie. – Odpocznij, w porządku? Mówię poważnie – oznajmiam nieznoszącym sprzeciwu tonem. Mogłam przewidzieć, że z uporem będzie czuwał. – No i… potrzebujesz energii.
Rzuca mi niespokojne spojrzenie, które jednoznacznie daje mi do zrozumienia, że trafiłam w sedno. W tamtej chwili żałuję, że nie jestem w stanie mu pomóc. Nerwowo zaciskam dłonie w pięści, by zaraz zmusić się do rozprostowania palców. Jestem tutaj, ale równie dobrze mogłoby mnie nie być. Przynajmniej tak się czuję, świadoma wyłącznie własnej bezradności. Nie mogę mu pomóc, chociaż chcę, zwłaszcza że ten rodzaj głodu zawsze jest dla Gabriela uciążliwy.
– Poradzę sobie – zapewnia mnie. Ucieka wzrokiem gdzieś w bok, wyraźnie unikając mojego spojrzenia. – Jeśli będzie trzeba, poproszę Laylę, chociaż wolałbym, żeby się nie męczyła. Dopiero co doszła do siebie po… Sama wiesz.
– Gabrielu…
Wciąż na mnie nie patrzy.
– Obiecaj mi, że będziesz tutaj na mnie czekała, mi amore. Zobaczysz, że wrócę szybko – przerywa mi.
Mimo wszystko nie czeka, aż cokolwiek powiem. Przymykam oczy, kiedy nachyla się, by pocałować mnie w czoło. Chwilę później jego wargi lądują na moich ustach – w ten sam tęskny, zaborczy sposób, co w chwili, w której zrozumiał, że wniknęłam do jego snu. Natychmiast się odwzajemniam; przy okazji zarzucam mu ramiona na szyję, by znaleźć się bliżej. Jego dłonie lądują na moich biodrach, ale w ruchach wyczuwam swego rodzaju niepewność, jakby wcale nie chciał, żebym znalazła się aż tak blisko niego.
Wciąż mnie to dręczy, kiedy Gabriel w końcu odsuwa się ode mnie. Ostatecznie zachowuję jakiekolwiek uwagi dla siebie i uśmiecham się niepewnie, chociaż wcale nie jest mi do śmiechu. W głowie mam mętlik i nie jestem w stanie sensownie uporządkować tego, czego się dowiedziałam. Zwłaszcza śmierć Allegry jest dla mnie czymś, czego nie rozumiem, a może raczej nie chcę przyjąć do wiadomości. Jakaś cząstka mnie ma ochotę płakać, ale powstrzymuję się, aż nazbyt świadoma, że nie powinnam pozwolić sobie na to przy nim.
– Wrócę – powtarza raz jeszcze Gabriel.
Zaraz po tym w końcu znika, a mnie kolejny raz otacza pustka.
Gabriel
Obudził się nagle, co najmniej wytrącony z równowagi. Przez dłuższą chwilę tkwił w bezruchu, bezmyślnie wpatrując się w przestrzeń i próbując zapanować nad niespójnymi myślami. Serce tłukło mu się w piersi tak szybko i mocno, że okazało się to wręcz bolesnym doświadczeniem. Nie od razu zdołał uporządkować wszystko na tyle, by w pełni zrozumieć, co się wydarzyło – i uprzytomnić sobie, że wcale nie śnił. Przynajmniej chciał wierzyć, że to było coś więcej, aniżeli nocne majaki, zwłaszcza że w zmęczeniu i tak nie byłby w stanie wyobrazić sobie czegoś takiego. Nie on, tym bardziej przy swoich umiejętnościach. W zasadzie Gabriel nie pamiętał już, kiedy ostatnim razem doświadczył koszmaru albo zwykłego snu, którego nie byłby w stanie kontrolować.
Wciąż dziwie roztrzęsiony, poderwał się na równe nogi. Nie miał pewności, jak długo spał, ale to nie miało znaczenia. Chociaż wciąż był zmęczony, czuł się zbyt pobudzony, by zwracać uwagę na jakiekolwiek niedogodności. W pamięci wciąż miał spotkanie z Nessie – to, co mu powiedziała, każdy pocałunek i świadomość, że jednak zdołał ją dotknąć. Wszystko to stało w sprzeczności z pustką, która towarzyszyła mu od chwili zerwania więzi.
Przecież dopiero co ją widział. Cokolwiek się wydarzyło, Renesmee wciąż żyła i znalazła do niego drogę. Odszukała go, chociaż żadne z nich nie potrafiło stwierdzić jakim cudem. Liczyło się jednak wyłącznie to, że najpewniej znaleźli sposób, żeby się ze sobą komunikować, a to na dobry początek musiało wystarczyć. W zasadzie spotkania w snach wydawały się dość małą ceną, zwłaszcza że nie robili tego po raz pierwszy.
Zacisnął usta, czując nieprzyjemny ucisk w gardle. Chwilowa euforia momentalnie ustąpiła miejsca przygnębieniu i poczuciu winy. Zwłaszcza to drugie okazało się o wiele silniejsze, niż mógłby sobie tego życzyć. Natychmiast spróbował zdusić w sobie to uczucie, nie chcąc zaalarmować Layli. Już i tak dostrzegała za dużo, a już na pewno się o niego martwiła, co zresztą było do przewidzenia.
Raz jeszcze pomyślał o Renesmee, nie będąc w stanie się powstrzymać. Mętlik w głowie dawał mu się we znaki w równym stopniu, co i poczucie traconego czasu. Powinien coś zrobić, ale nie miał pojęcia od czego zacząć. Wiedział jedynie, że wszystko było jego winą – i że to on musiał znaleźć sposób na to, by sprowadzić ją z powrotem. Na litość bogini, jakimś cudem trafiła do świata snów, gdzie – miał nadzieję – faktycznie miała zostać. W takim wypadku jeśli nie on powinien być w stanie ją stamtąd zabrać, to kto?
Musiał porozmawiać z Beatrycze. W zasadzie powinien zobaczyć się z kimkolwiek, nie zamierzając siedzieć z założonymi rękami i czekać na cud. Nie mógł pozbyć się niepokojącego wrażenia, że mieli naprawdę mało czasu, zwłaszcza jeśli wszystko miało związek z Ciemnością. Kolejny raz w grę wchodziła ta istota. Jeśli miał być ze sobą szczery, zaczynał bać się o Renesmee, tym bardziej że czuł, że nie powiedziała mu wszystkiego. Co prawda wyglądała na całą i zdrową, ale sposób, w jaki z nim rozmawiała, jednoznacznie sugerował, że podczas spotkania z Ciemnością wydarzyło się coś więcej.
Zupełnie jakbyś sam był z nią szczery…, pomyślał, nagle mając ochotę na siebie warknąć.
Zamknął oczy, jednocześnie energicznie pocierając skronie. Zmęczenie dawało mu się we znaki w równym stopniu, co i przybierający na sile ból głowy. Jakby tego było mało, Gabriel uświadomił sobie coś jeszcze: a mianowicie głód. Jego organizm po raz kolejny upominał się o energię, chociaż dopiero co ją dostał.
Ledwo powstrzymując przekleństwo, nerwowo zacisnął dłonie w pięści. Przez moment niemalże znów czuł bezwładne, spoczywające w jego ramionach ciało tamtej kobiety. W pośpiechu odrzucił od siebie tę myśl, ale to w najmniejszym stopniu go nie uspokoiło. Zabił. Co prawda nie pierwszy raz, ale do tej pory podejmował decyzje w pełni świadomie. Nie miał pojęcia, co się z nim działo, ale to zdecydowanie nie było normalne. Miał wrażenie, że już nie panował nad niczym, a zwłaszcza sobą i tym szczególnym rodzajem pragnienia. Chciał wierzyć, że wszystko sprowadzało się do niepokoju o Renesmee i tego domu – miejsca, do którego przecież wcale nie chciał wracać – ale to było jak okłamywanie samego siebie.
Dotychczasową ciszę przerwało energiczne pukanie do drzwi. Wzdrygnął się, skutecznie wyrwany z zamyślenia, w pośpiechu zwracając ku wejściu.
– Gabrielu? – doszedł go zatroskany głos Layli. Dziewczyna weszła do środka, zanim zdążyłby cokolwiek powiedzieć, momentalnie materializując się przy nim. – Co jest? Czuję twoje zdenerwowanie tak wyraźnie, że…
– Renesmee – przerwał, bezceremonialnie wchodząc jej w słowo.
Layla zamilkła, w zamian spoglądając na niego z niedowierzaniem. Otworzyła i zaraz zamknęła usta, ostatecznie ograniczając się do zmierzenia go wzrokiem. Dostrzegł niepokój w jej oczach i to uświadomiło mu, że musiał wyglądać co najmniej marnie – blady i z niezdrowym, wywołanym nadmiarem emocji błyskiem w oczach.
Nie dbał o to.
– Zaraz ci wyjaśnię… W zasadzie wam wszystkim – obiecał, w pośpiechu wychodząc na korytarz. Siostra natychmiast ruszyła za nim, wciąż zaniepokojona. – Gdzie jest Beatrycze?
– Pewnie na dole – wykrztusiła Layla, w końcu odzyskując głos. – Ale…
– Jest mi potrzebna – oznajmił nieznoszącym sprzeciwu głosem. – Ja… Pewnie mi nie uwierzyć, ale widziałem Nessie. Naprawdę musimy się spieszyć, sis.
Niczego więcej nie musiał dodawać. Zresztą nawet jeśli dziewczyna miała jakiekolwiek uwagi, zachowała je dla siebie. Przyjął to z ulgą, tak jak i to, że nawet słowem nie skomentowała tego, w jaki sposób wyglądał.
Nie zmieniało to jednak najważniejszego – a więc tego, że miał złe przeczucia. Cokolwiek się działo, zdecydowanie nie było normalne.
Wrócę po ciebie, mi amore. Zobaczysz.
Gdyby przynajmniej wiedział, jak tego dokonać, może w końcu poczułby się choć odrobinę lepiej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa