Renesmee
Gabriel się boi. Nie mówi mi tego wprost, za wszelką cenę usiłując to
ukryć, ale i tak wiem swoje. Poznaję to po wyrazie jego twarzy i sposobie,
w jaki spogląda na mnie w chwili, w której wspominam o Ciemności.
Kiedy na dodatek w ułamek sekundy później z siłą zaciska dłonie na
moich ramionach, lewo powstrzymując się przed potrząśnięciem mną, jestem już
pewna, że wytrąciłam go z równowagi.
– Co takiego? – pyta, chociaż przypomina to
raczej warknięcie.
– Gabrielu… – upominam go. Spoglądam na
niego niemalże błagalnie, zaniepokojona. W jego oczach doszukuje się
zrozumienia, zaraz też luzuje uścisk. Mimo wszystko jest zdenerwowany, a panowanie
nad emocjami przychodzi mu z trudem. – Pamiętasz, co Rafael mówił o swoim
ojcu i tym, że Ciemność kolekcjonuje dusze? Obawiam się, że widziałam to
miejsce.
Gabriel milczy. Przez jego twarz przemyka
cień, on zaś zaczyna potrząsać głową, jakby chcąc opędzić się od jakiejś
niechcianej myśli. Niedowierza, co zresztą wcale mnie nie dziwi, bo dla mnie
samej moje własne słowa brzmią jak abstrakcja.
– Jakim prawem… – wyrzuca z siebie na
wydechu. Urywa, dopiero po kilku kolejnych sekundach zdolny do tego, by
dokończyć. – Jakim prawem zabrał ciebie?!
Wzdrygam się, kiedy podnosi głos. Wyciągam
rękę i troskliwie muskam palcami blady policzek. Wiem, że mój dotyk go
uspokaja, chociaż w tej chwili to wyjątkowo trudne. Gabriel wygląda na
bliskiego wpadnięcia w szał, zaraz też zaborczym ruchem przyciąga mnie do
siebie. Wolną ręką przykrywa moją dłoń, bardziej stanowczo dociskając ją do
swojej twarzy. Jego usta z czułością muskają moją skórę – raz, a potem
kolejny, w miarę jak powoli obsypuje wnętrze mojego nadgarstka
pocałunkami.
– Nie zabrał mnie – mówię cicho. Silę się na
kojący ton głosu, aż nazbyt świadoma, że jedno źle dobrane słowo pogorszy
sytuację. – Sam był zaskoczony. Ciągle słyszę, że nie powinno mnie tutaj być.
– Wiec dlaczego…?
Nie potrafię mu odpowiedzieć. Cokolwiek
wydarzyło się, kiedy zbliżyłam się do kryształu, pozostawało dla nas wszystkich
zagadką. Nie jestem nawet pewna, czy wciąż mogę nazywać się kroplą astralną.
Jedynie Gabriel i świat snów wydaje się łączyć mnie z rzeczywistością.
Boję się, że nie zdołam dotrzeć z powrotem do swojego ciała, ale decyduje
się o tym nie mówić, przynajmniej na razie. Gabriel już i tak
wygląda, jakby odchodził od zmysłów. Co więcej, nawet tutaj widzę, że wygląda
marnie. Chociaż żadne z nas nie jest do końca prawdziwe, poraża mnie jego
bladość i to, że mógłby potrzebować energii.
– Jestem tutaj – oznajmiam z naciskiem.
Zamierzam powtarzać to tak wiele razy, aż w końcu oboje uwierzymy, że
wszystko w porządku. – I nie zamierzam odchodzić – dodaję, a Gabriel
spogląda na mnie z niedowierzaniem.
– Spróbowałabyś tylko! – obrusza się. –
Jeszcze nie wiem, co zrobimy, ale coś wymyślę. Nie pozwolę, by stało ci się
cokolwiek złego, mi amore.
Mówi poważnie i nie mam co do tego
wątpliwości. Aż za dobrze pamiętam każdą obietnicę Gabriela – to, jak od samego
początku zaklinał się, że w razie potrzeby zszedłby aż do piekła, jeśli w ten
sposób zatrzymałby mnie przy sobie. Z niejakim niepokojem myślę, że to
wcale aż tak bardzo nie mijało się z prawdą. Biorąc pod uwagę udział
Ciemności, wszystko wydaje się równie prawdopodobne.
– Postaram się – obiecuję mu pośpiesznie. –
Nie wiem, w jaki sposób trafiłam akurat tutaj, ale to chyba dobrze,
prawda? Wiem, w jaki sposób działa świat snów. Nie jestem tylko pewna, w jaki
sposób się obudzić…
– Więc nie próbuj, póki czegoś nie
wymyślimy. – Gabriel milknie, wyraźnie się nad czymś wahając. Ujmuje obie moje
dłonie w swoje, energicznie je pocierając. – Teraz przynajmniej jestem w stanie
do ciebie dotrzeć. Obiecuję, że jakoś cię stąd zabiorę.
Nie chcę, żeby obiecywał mi coś, czego sam
nie jest pewien. Martwi mnie przede wszystkim to, że Gabriel nigdy nie łamie
obietnic – a to w niektórych przypadkach może okazać się zgubne. Oboje
wiemy, że sytuacja nie jest normalna, a on tak naprawdę nie może
zagwarantować mi bezpieczeństwa. Co więcej, nie mam o to do niego
pretensji, ale decyduję się tego nie komentować, aż nazbyt świadoma, że i tak
nie przyjąłby do wiadomości, że nie chcę jego obietnicy. Nie, jeśli ta miałaby
mu ciążyć.
Chwilę milczymy. Ostatecznie to Gabriel
przerywa ciszę, jednak decydując się odezwać.
– Powiedz mi, co pamiętasz. To może być
ważne – mówi spiętym tonem. Mimo wszystko wydaje się spokojniejszy, ale
doskonale wiem, że to wyłącznie pozory.
– Powinieneś porozmawiać z Beatrycze.
Zwłaszcza jeśli pamięta – stwierdzam, bo to wydaje się najbardziej sensowne. – To
miejsce… Nawet nie wiem, jak je opisać. Wydaje się piękne, ale jednak czułam w nim
coś… – Milknę, po czym energicznie potrząsam głową. – Spotkałam kilka kobiet,
które jak nic są spokrewnione z Beatrycze i Eleną. A wiem, że
musi być ich więcej. No i Ariadna zamknęła mnie w pokoju, ale…
– Kim jest Ariadna? – przerywa mi spiętym
tonem.
Wrogość w jego głosie mnie nie dziwi.
To, że nagle wzmacnia uścisk wokół mnie, tym bardziej.
– Kimś, kto i tak nie jest w stanie
mnie skrzywdzić – zapewniam go, chociaż wcale nie jestem tego taka pewna. – One
się boją, Gabrielu. Trudno, żeby nie, skoro tym światem rządzi Ciemność.
– W porządku. – Niechętnie daje za
wygraną. Po wyrazie jego twarzy wiem, że najchętniej dorwałby każdego, kto
jakkolwiek mi zagraża. – Co robiłaś, zanim się tutaj znalazłaś? Mówiłaś, że ta
kobieta cię zamknęła, ale…
– Uciekłam – zapewniam z bladym
uśmiechem. – Jest tutaj dziewczynka… Możesz powiedzieć Beatrycze, że Anabelle
wciąż o niej pamięta. I że jest cudowna. – W ostatniej chwili
powstrzymuję się od wzmianki o tęsknocie. W końcu dziewczyna sama mnie
o to prosiła, więc zamierzam to uszanować. – Pomogła mi. I chyba
dzięki niej tutaj jestem – dodaję z wahaniem. Gabriel spogląda na mnie
pytająco, wymownie unosząc brwi. – To trochę skomplikowane. Wszystko zaczęło
się od jeziora… O to też możesz zapytać Beatrycze – proponuję. – Anabelle
powiedziała mi, że widziała, jak Beatrycze tam chodzi. Mówiła, że jeśli napisze
się krwią imię osoby, z którą jest się związanym, można ją zobaczyć.
– Mi amore… – wzdycha, wyraźnie poruszony.
Mam wrażenie, że coś go dręczy. Kolejny raz
uderza mnie to, że Gabriel wygląda na chorego. To coś więcej niż niepokój i ta
świadomość wystarczy, żeby mnie zaniepokoić. Jestem gotowa wręcz przysiąc, że
Gabriel się obwinia, a tego zdecydowanie nie chcę. Cokolwiek się
wydarzyło, przynajmniej na razie nie ma znaczenia, a jednak…
– Nie tak to sobie wyobrażałam – przyznaję, z dwojga
złego decydując się mówić dalej. Cisza ma w sobie coś przygnębiającego,
więc wolę jej unikać. – Zresztą nawet
nie zdążyłam dokończyć twojego imienia. Ktoś po prostu wepchnął mnie do
wody… A potem wylądowałam tutaj – dodaję, a Gabriel się wzdryga.
– Kto?
Jedynie potrząsam głową.
– Nie mam pojęcia. Niczego już nie rozumiem
– wyjaśniam niechętnie. – Przepraszam. Niewiele tym pomagam, prawda?
– To nie tak. Zrobiłaś ile mogłaś – zapewnia
w tak gorączkowy sposób, że nawet gdybym chciała, nie mogłabym zaprzeczyć.
Jego dłoni lądują na moich policzkach. – Jesteś przynajmniej cała? Nikt nie
zrobił ci krzywdy?
– Nic mi nie jest – uspokajam go. – Mówiłam,
że nie powinno mnie tutaj być. Chyba nie wiedzą, co ze mną zrobić…
– A co z Ciemnością? – drąży
Gabriel.
Mimowolnie myślę o śnie, który miałam i w którym
błądziłam po korytarzach, niezdolna dotrzeć o żadnego konkretnego miejsca.
Zwłaszcza lustrzana sala przyprawia mnie o dreszcze, więc natychmiast
odrzucam od siebie niechciane wspomnienia – zwłaszcza momentu, w którym
uprzytomniłam sobie, że tuż za mną ktoś stoi.
– On… też nic mi nie zrobił – mówię z wahaniem.
Po spojrzeniu Gabriela poznaję, że ma wątpliwości, czy powinien wierzyć w moje
słowa. – Jestem cała – powtarzam z uporem. – Nie musisz się martwić.
Zresztą mam wrażenie, że Ciemność zajmuje się czymś innym. Ze mną spotkał się
tylko po to, żebym zrozumiała, że o mnie wie… – Waham się przez kilka
kolejnych sekund. – Chyba teraz wiem dlaczego. Zwłaszcza jeśli Beatrycze
pamięta.
– Może masz racje – przyznaje, ale myślami
wydaje się być gdzieś daleko. Nagle krzywi się, wyraźnie zmartwiony. – Obawiam
się, że nie mamy za wiele czasu. Powinienem porozmawiać z resztą, ale…
– Idź – przerywam mu stanowczo.
Mimo wszystko to jedno słowo z trudem
przechodzi mi przez gardło. Boję się samotności tego, co wydarzy się, kiedy
Gabriel się obudzi. Nie wyobrażam sobie powrotu do świata Ciemności, w duchu
modląc się o to, bym mogła pozostać pośród aur snów. Z opóźnieniem
myślę, że może powinnam poszukać swojej, chociaż to wydaje się zbyt proste.
Spokoju wciąż nie daje mi to, co Gabriel powiedział o naszej więzi. Skoro
zniknęła, coś zdecydowanie musi być na rzeczy. Nagle zaczynam wątpić, czy w ogóle
wciąż należę do tego samego świata, co mój mąż. Boję się, ale za wszelką cenę
próbuję to ukryć, aż nazbyt wiadoma, że zatrzymując Gabriela przy sobie, w żaden
sposób nie rozwiążę naszych problemów.
Muszę być silna. Chcę tego, raz po raz
powtarzając sobie to, co słyszałam wielokrotnie: że kobiety z tego rodu
zawsze trzymają poziom. Skoro Gabriel mnie wybrał, tym bardziej zamierzam mu
udowodnić, że postąpił słusznie.
– Aniele… – Spogląda na mnie z wahaniem.
Po jego spojrzeniu poznaję, że absolutnie nie chce mnie zostawiać, jednak coś w moim
wyrazie twarzy ostatecznie zmusza go do podjęcia rozsądnej decyzji. – Wrócę –
zapowiada. Z wolna wypuszczam powietrze, uspokojona.
– Więc będę czekać. I spróbuję
dowiedzieć się czegoś jeszcze – dodaję, próbując brzmieć choć odrobinę pewnie.
Ani trochę się taka nie czuję. – Może zobaczę się z Alessią. Postaram
trzymać się waszych aur, o ile uda mi się je znaleźć.
– Tak byłoby najlepiej. – Gabriel rzuca mi
bliżej nieokreślone spojrzenie. – Nie rób nic głupiego. Jeśli będziesz w tym
świecie, znajdę cię w każdej chwili… A potem coś wymyślimy – zapewnia
mnie.
Kiwam głową. Przeraża mnie perspektywa
błądzenia w ciemnościach, ale decyduje się mu o tym nie mówić. Już i tak
się przejmuje, a dodatkowe pogarszanie sytuacji zdecydowanie nie należy do
najlepszych pomysłów. Jak znam Gabriela, już teraz jest zdolny zrobić coś
naprawdę głupiego, byleby mi pomóc. Gdybym tylko mogła, bez wahania
potrząsnęłabym nic i zażądała, by obiecał, że będzie rozsądny, ale dobrze
wiem, że to i tak niczego by nie dało.
– Nigdzie się nie wybieram – uspokajam go.
Nie jestem pewna, czy to faktycznie okaże
się możliwe, ale zamierzam spróbować. Mam wrażenie, że utknęłam gdzieś pomiędzy
– w jednym miejscu, którego mogliśmy dosięgnąć. Skoro tak, tym bardziej zamierzam
tu zostać, woląc nie zastanawiać się, gdzie w innym wypadku mogłabym
trafić.
Gabriel milczy, wyraźnie nie paląc się do
tego, by odejść. Wciąż trzyma mnie w ramionach, raz po raz muskając
palcami moje odsłonięte ramiona. Dawno nie widziałam go tak zmartwionego, na
dodatek w tym miejscu. Podróże w snach zawsze kojarzyły mi się z czymś
przyjemnym, a przy tym w pełni należącym do nas. To było coś
intymnego i wyjątkowego zarazem, a jednak teraz… Jakimś cudem świat,
który traktowałam w tak sentymentalny sposób, zwłaszcza że właśnie od snów
wszystko się zaczęło, teraz zaczął jawić mi się jako pułapka i ostatnia
deska ratunku w jednym.
– Gabrielu… Dobrze się czujesz? – pytam pod
wpływem impulsu.
Wzdryga się, po czym z opóźnieniem
spogląda na mnie. Prawie natychmiast bierze się w garść, ale i tak
zdążyłam zauważyć cień niepokoju, który przemknął przez jego twarz. W tamtej
chwili już wiem, że Gabriel nie powiedział mi wszystkiego. Nie mam pojęcia, co o tym
myśleć, ale nie podoba mi się to, że mógłby mieć przede mną jakikolwiek sekret.
– Jestem… zmęczony – stwierdza i próbuje
się uśmiechnąć. Przychodzi mu to z trudem. – Sporo się działo. W zasadzie
położyłem się pierwszy raz od wielu godzin, więc…
– Rozumiem – przerywam mu pośpiesznie. –
Odpocznij, w porządku? Mówię poważnie – oznajmiam nieznoszącym sprzeciwu
tonem. Mogłam przewidzieć, że z uporem będzie czuwał. – No i… potrzebujesz
energii.
Rzuca mi niespokojne spojrzenie, które
jednoznacznie daje mi do zrozumienia, że trafiłam w sedno. W tamtej
chwili żałuję, że nie jestem w stanie mu pomóc. Nerwowo zaciskam dłonie w pięści,
by zaraz zmusić się do rozprostowania palców. Jestem tutaj, ale równie dobrze
mogłoby mnie nie być. Przynajmniej tak się czuję, świadoma wyłącznie własnej
bezradności. Nie mogę mu pomóc, chociaż chcę, zwłaszcza że ten rodzaj głodu
zawsze jest dla Gabriela uciążliwy.
– Poradzę sobie – zapewnia mnie. Ucieka
wzrokiem gdzieś w bok, wyraźnie unikając mojego spojrzenia. – Jeśli będzie
trzeba, poproszę Laylę, chociaż wolałbym, żeby się nie męczyła. Dopiero co
doszła do siebie po… Sama wiesz.
– Gabrielu…
Wciąż na mnie nie patrzy.
– Obiecaj mi, że będziesz tutaj na mnie
czekała, mi amore. Zobaczysz, że wrócę szybko – przerywa mi.
Mimo wszystko nie czeka, aż cokolwiek
powiem. Przymykam oczy, kiedy nachyla się, by pocałować mnie w czoło.
Chwilę później jego wargi lądują na moich ustach – w ten sam tęskny,
zaborczy sposób, co w chwili, w której zrozumiał, że wniknęłam do jego
snu. Natychmiast się odwzajemniam; przy okazji zarzucam mu ramiona na szyję, by
znaleźć się bliżej. Jego dłonie lądują na moich biodrach, ale w ruchach
wyczuwam swego rodzaju niepewność, jakby wcale nie chciał, żebym znalazła się
aż tak blisko niego.
Wciąż mnie to dręczy, kiedy Gabriel w końcu
odsuwa się ode mnie. Ostatecznie zachowuję jakiekolwiek uwagi dla siebie i uśmiecham
się niepewnie, chociaż wcale nie jest mi do śmiechu. W głowie mam mętlik i nie
jestem w stanie sensownie uporządkować tego, czego się dowiedziałam. Zwłaszcza
śmierć Allegry jest dla mnie czymś, czego nie rozumiem, a może raczej nie
chcę przyjąć do wiadomości. Jakaś cząstka mnie ma ochotę płakać, ale
powstrzymuję się, aż nazbyt świadoma, że nie powinnam pozwolić sobie na to przy
nim.
– Wrócę – powtarza raz jeszcze Gabriel.
Zaraz po tym w końcu znika, a mnie
kolejny raz otacza pustka.
Gabriel
Obudził się nagle, co najmniej
wytrącony z równowagi. Przez dłuższą chwilę tkwił w bezruchu,
bezmyślnie wpatrując się w przestrzeń i próbując zapanować nad
niespójnymi myślami. Serce tłukło mu się w piersi tak szybko i mocno,
że okazało się to wręcz bolesnym doświadczeniem. Nie od razu zdołał
uporządkować wszystko na tyle, by w pełni zrozumieć, co się wydarzyło – i uprzytomnić
sobie, że wcale nie śnił. Przynajmniej chciał wierzyć, że to było coś więcej,
aniżeli nocne majaki, zwłaszcza że w zmęczeniu i tak nie byłby w stanie
wyobrazić sobie czegoś takiego. Nie on, tym bardziej przy swoich umiejętnościach.
W zasadzie Gabriel nie pamiętał już, kiedy ostatnim razem doświadczył
koszmaru albo zwykłego snu, którego nie byłby w stanie kontrolować.
Wciąż
dziwie roztrzęsiony, poderwał się na równe nogi. Nie miał pewności, jak długo
spał, ale to nie miało znaczenia. Chociaż wciąż był zmęczony, czuł się zbyt
pobudzony, by zwracać uwagę na jakiekolwiek niedogodności. W pamięci wciąż
miał spotkanie z Nessie – to, co mu powiedziała, każdy pocałunek i świadomość,
że jednak zdołał ją dotknąć. Wszystko to stało w sprzeczności z pustką,
która towarzyszyła mu od chwili zerwania więzi.
Przecież dopiero
co ją widział. Cokolwiek się wydarzyło, Renesmee wciąż żyła i znalazła do
niego drogę. Odszukała go, chociaż żadne z nich nie potrafiło stwierdzić
jakim cudem. Liczyło się jednak wyłącznie to, że najpewniej znaleźli sposób,
żeby się ze sobą komunikować, a to na dobry początek musiało wystarczyć. W zasadzie
spotkania w snach wydawały się dość małą ceną, zwłaszcza że nie robili
tego po raz pierwszy.
Zacisnął
usta, czując nieprzyjemny ucisk w gardle. Chwilowa euforia momentalnie
ustąpiła miejsca przygnębieniu i poczuciu winy. Zwłaszcza to drugie
okazało się o wiele silniejsze, niż mógłby sobie tego życzyć. Natychmiast
spróbował zdusić w sobie to uczucie, nie chcąc zaalarmować Layli. Już i tak
dostrzegała za dużo, a już na pewno się o niego martwiła, co zresztą
było do przewidzenia.
Raz jeszcze
pomyślał o Renesmee, nie będąc w stanie się powstrzymać. Mętlik w głowie
dawał mu się we znaki w równym stopniu, co i poczucie traconego
czasu. Powinien coś zrobić, ale nie miał pojęcia od czego zacząć. Wiedział
jedynie, że wszystko było jego winą – i że to on musiał znaleźć sposób na
to, by sprowadzić ją z powrotem. Na litość bogini, jakimś cudem trafiła do
świata snów, gdzie – miał nadzieję – faktycznie miała zostać. W takim wypadku
jeśli nie on powinien być w stanie ją stamtąd zabrać, to kto?
Musiał
porozmawiać z Beatrycze. W zasadzie powinien zobaczyć się z kimkolwiek,
nie zamierzając siedzieć z założonymi rękami i czekać na cud. Nie
mógł pozbyć się niepokojącego wrażenia, że mieli naprawdę mało czasu, zwłaszcza
jeśli wszystko miało związek z Ciemnością. Kolejny raz w grę wchodziła
ta istota. Jeśli miał być ze sobą szczery, zaczynał bać się o Renesmee,
tym bardziej że czuł, że nie powiedziała mu wszystkiego. Co prawda wyglądała na
całą i zdrową, ale sposób, w jaki z nim rozmawiała,
jednoznacznie sugerował, że podczas spotkania z Ciemnością wydarzyło się
coś więcej.
Zupełnie jakbyś sam był z nią szczery…,
pomyślał, nagle mając ochotę na siebie warknąć.
Zamknął
oczy, jednocześnie energicznie pocierając skronie. Zmęczenie dawało mu się we
znaki w równym stopniu, co i przybierający na sile ból głowy. Jakby
tego było mało, Gabriel uświadomił sobie coś jeszcze: a mianowicie głód.
Jego organizm po raz kolejny upominał się o energię, chociaż dopiero co ją
dostał.
Ledwo
powstrzymując przekleństwo, nerwowo zacisnął dłonie w pięści. Przez moment
niemalże znów czuł bezwładne, spoczywające w jego ramionach ciało tamtej kobiety.
W pośpiechu odrzucił od siebie tę myśl, ale to w najmniejszym stopniu
go nie uspokoiło. Zabił. Co prawda nie pierwszy raz, ale do tej pory podejmował
decyzje w pełni świadomie. Nie miał pojęcia, co się z nim działo, ale
to zdecydowanie nie było normalne. Miał wrażenie, że już nie panował nad
niczym, a zwłaszcza sobą i tym szczególnym rodzajem pragnienia.
Chciał wierzyć, że wszystko sprowadzało się do niepokoju o Renesmee i tego
domu – miejsca, do którego przecież wcale nie chciał wracać – ale to było jak
okłamywanie samego siebie.
Dotychczasową
ciszę przerwało energiczne pukanie do drzwi. Wzdrygnął się, skutecznie wyrwany z zamyślenia,
w pośpiechu zwracając ku wejściu.
– Gabrielu?
– doszedł go zatroskany głos Layli. Dziewczyna weszła do środka, zanim zdążyłby
cokolwiek powiedzieć, momentalnie materializując się przy nim. – Co jest? Czuję
twoje zdenerwowanie tak wyraźnie, że…
– Renesmee –
przerwał, bezceremonialnie wchodząc jej w słowo.
Layla
zamilkła, w zamian spoglądając na niego z niedowierzaniem. Otworzyła i zaraz
zamknęła usta, ostatecznie ograniczając się do zmierzenia go wzrokiem.
Dostrzegł niepokój w jej oczach i to uświadomiło mu, że musiał
wyglądać co najmniej marnie – blady i z niezdrowym, wywołanym
nadmiarem emocji błyskiem w oczach.
Nie dbał o to.
– Zaraz ci
wyjaśnię… W zasadzie wam wszystkim – obiecał, w pośpiechu wychodząc na
korytarz. Siostra natychmiast ruszyła za nim, wciąż zaniepokojona. – Gdzie jest
Beatrycze?
– Pewnie na
dole – wykrztusiła Layla, w końcu odzyskując głos. – Ale…
– Jest mi
potrzebna – oznajmił nieznoszącym sprzeciwu głosem. – Ja… Pewnie mi nie
uwierzyć, ale widziałem Nessie. Naprawdę musimy się spieszyć, sis.
Niczego
więcej nie musiał dodawać. Zresztą nawet jeśli dziewczyna miała jakiekolwiek
uwagi, zachowała je dla siebie. Przyjął to z ulgą, tak jak i to, że
nawet słowem nie skomentowała tego, w jaki sposób wyglądał.
Nie zmieniało
to jednak najważniejszego – a więc tego, że miał złe przeczucia. Cokolwiek
się działo, zdecydowanie nie było normalne.
Wrócę po ciebie, mi amore. Zobaczysz.
Gdyby
przynajmniej wiedział, jak tego dokonać, może w końcu poczułby się choć
odrobinę lepiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz