7 lipca 2017

Dwieście dwadzieścia jeden

Renesmee
Powiedzieć, że byłam podenerwowana, stanowiłoby niedopowiedzenie. Coraz bardziej zaniepokojona, w pośpiechu zrobiłam kilka kroków naprzód, ale powstrzymał mnie Rufus, który jakby od niechcenia stanął mi na drodze. Spojrzałam na niego z powątpiewaniem, bynajmniej nie zamierzając czekać na to, co i dlaczego miał mi do powiedzenia. W zamian bezceremonialnie przepchnęłam się tuż obok niego, chociaż nie miałam pewności, czy to najrozsądniejsze posunięcie, skoro nie miałam pojęcia, co takiego mogłabym napotkać w ciemnościach.
Potrzebowałam dłuższej chwili, żeby dostrzec dość charakterystyczny kształt, w którym ostatecznie rozpoznałam leżące na ziemi ciało. Przemieściłam się błyskawicznie, nawet nie zastanawiając nad tym, co i dlaczego chciałam zrobić. Moje ozy rozszerzyły się nieznacznie, kiedy dostrzegłam wciąż wystający z piersi nieznajomego kołek. Wiedziałam, że w ten sposób nie dało się zabić wampira, a przynajmniej nie ot tak, ale i tak coś ścisnęło mnie w gardle. Słodka bogini, ile czasu tak naprawdę minęło? Nigdy nie zastanawiałam się nad tym, czy w przypadku kogoś unieruchomionego w ten sposób, czas miał jakiekolwiek znaczenie, zwłaszcza że za każdym razem dość naturalnym pozostawało wyjęcie kawałka drewna tak szybko, jak tylko byłoby to możliwe. Możliwe, że w rzeczywistości ten czynnik nie miał żadnego znaczenia, ale…
– Renesmee – usłyszałam za plecami wyraźnie spięty głos szwagra, ale najzwyczajniej w świecie zdecydowałam się go zignorować. – O bogini, cierpliwości… Możemy chwilę porozmawiać, zanim znowu coś źle zinterpretujesz?
Jego słowa mnie zirytowały, tak jak i pobrzmiewająca w wypowiedzi wampira obojętność. Być może przejmowałam się o wiele bardziej niż powinnam, tym bardziej że wciąż nie rozumiałam wszystkiego, co próbował mi przekazać, ale jakie to tak naprawdę miało znaczenie? Co więcej, coś w sposobie, w jaki mnie traktował, a zwłaszcza sugerował, że mogłabym kolejny raz popełnić głupotę, jedynie mnie zirytowało. W efekcie zapragnęłam z miejsca na wampira warknąć, ale nie zrobiłam tego, w zamian zaciskając dłonie wokół kołka, by w następnej sekundzie bezceremonialnie wyszarpnąć go z piersi obcego mi chłopaka.
Na dłuższą chwilę zapanowała cisza, przerywana wyłącznie moim przyśpieszonym, niemalże spazmatycznym oddechem. O bogini, jednak go zabił…, przeszło mi przez myśl i z jakiegoś powodu taka możliwość wytrąciła mnie z równowagi. W porządku, znałam Rufusa, a już na pewno wiedziałam do czego był zdolny, ale…
A potem usłyszałam, jak nieznajomy mi chłopak gwałtownie nabierał powietrza do płuc i to wystarczyło, żebym poczuła się odrobinę lepiej.
– Robisz coś cholernie głupiego – stwierdził spiętym tonem Rufus. – Mówię poważnie. Dziewczyno, odsuń się, bo naprawdę…
Cokolwiek miał mi do powiedzenia, nie miał okazji dokończyć. Przynajmniej ja nie usłyszałam dalszej części jego wypowiedzi, bardziej przejęta dłonią, która bez jakiegokolwiek ostrzeżenia zacisnęła się na moim gardle. Atak był nagły i wystarczająco gwałtowny, bym nie miała najmniejszej nawet szansy na to, żeby się obronić. Zanim zdążyłam choćby zorientować się, co takiego działo się wokół mnie, mój nieoczekiwany przeciwnik bezceremonialnie docisnął mnie do ściany, samym tylko uderzeniem sprawiając, że na moment pociemniało mi przed oczami. Już i tak ledwo łapałam oddech, nie mając najmniejszych szans na złapanie powietrza, nie wspominając o jakimkolwiek proteście.
Zamarłam, kiedy spojrzałam w parę jarzących się w ciemnościach, błyszczących czerwienią oczu. Szarpnęłam się, próbując jakkolwiek się oswobodzić, chociaż podświadomie czułam, że to nie ma sensu. To wytrąciło mnie z równowagi bardziej niż cokolwiek innego, podsycając odczuwaną przez większość czasu irytację. Zanim zdążyłam zastanowić się nad tym, co powinnam zrobić, zareagowałam całkowicie instynktownie, decydując się wykorzystać telepatię. Przywołanie wystarczającej ilości energii, by ta błyskawicznie przetoczyła się przez moje ciało, uderzając bezpośrednio w mojego przeciwnika, przyszło mi z łatwością, choć efekt i tak w pierwszym odruchu mnie oszołomił. Z wolna wypuściłam powietrze z płuc, mimowolnie wzdrygając się w odpowiedzi na huk uderzającego o przeciwległą ścianę piwnicy ciała.
Wyprostowałam się niczym struna, niespokojnie wodząc wzrokiem na prawo i lewo. Napięłam mięśnie, gotowa ponownie rzucić się do ataku, gdyby tylko zaszła taka potrzeba. Nasłuchiwałam, już nie tyle wystraszona czy zdezorientowana, co przede wszystkim zła, tym bardziej że przecież chciałam pomóc. Nie tego spodziewałam się w podzięce, nie wspominając o tym, że wciąż miałam wątpliwości co do tego, co działo się wokół mnie. Miałam wrażenie, że coś mi umyka, a skoro tak…
Telepatka?, usłyszałam zaskoczony głos w głowie. Tym bardziej zmusiłam się do zdwojenia czujności, zwłaszcza że miałam do czynienia z kimś podobnym do mnie. Wiedziałam jak daleko potrafił posunąć się ktoś o takich zdolnościach, a tym bardziej że to mogło skończyć się… naprawdę różnie.
Zawahałam się, czekając na jakiekolwiek oznaki ze strony mojego przeciwnika. Nasłuchiwałam, próbując określić, gdzie się znajdował, zwłaszcza że nie miałam co liczyć na to, że oszołomiłam go na tyle, żeby stracił przytomność. Czekałam, chociaż sama nie byłam pewna na co. Wiedziałam jedynie, że niepokoiłam się coraz bardziej, zwłaszcza kiedy poczułam jak temperatura mnie gwałtownie spada. Znałam ten stan, zresztą jak i wrażenie, że mrok wokół mnie dosłownie żyje, choć to przecież było niemożliwe. Co więcej, skoro atakował mnie wampir, tym bardziej bezsensownym wydawało mi się to, co działo się wokół mnie.
– Rufus? – rzuciłam nerwowym tonem, licząc na jakiekolwiek wsparcie. Już wiedziałam dlaczego powstrzymywał mnie przed podejściem do tego chłopaka, wciąż jednak nie rozumiałam najważniejszego. – Co…?
Nie miałam okazji dokończyć, bowiem po raz kolejny wszystko potoczyło się bardzo szybko.
Wyczułam ruch, na dodatek tak blisko, że serce omal nie wyskoczyło mi z piersi. Instynktownie wyrzuciłam obie ręce przed siebie, gotowa się obronić, nim jednak skupiłam się na tyle, by wykorzystać telepatię, inna fala mocy napłynęła z zupełnie innej strony. Z wrażenia aż zatoczyłam się, tuląc do ściany i chyba jedynie cudem nie przebijając na drugą stronę. To było coś o wiele silniejszego i bardziej kontrolowanego, aniżeli fala uderzeniowa, którą sama mogłabym wytworzyć.
Zamrugałam nieco oszołomiona, mimowolnie krzywiąc się, kiedy usłyszałam, jak coś ciężko osuwa się na posadzkę. W panującym dookoła półmroku ledwo byłam w stanie cokolwiek dostrzec, zauważyłam jednak, że ciemność już nie sprawiała wrażenia aż tak gęstej i nieprzystępnej. Również temperatura wydawała się wracać do normy, choć to równie dobrze mogło być spowodowane wciąż krążącą w moich żyłach adrenaliną.
– O bogini… – wyrwało mi się.
Spróbowałam się rozluźnić, to jednak okazało się o wiele trudniejsze niż przypuszczałam, zwłaszcza że instynkt robił swoje. W efekcie omal nie wyszłam z siebie, kiedy tuż obok mnie zmaterializowała się jakaś postać.
Mi amore… – usłyszałam i to wystarczyło.
Wypuściłam powietrze ze świstem, po czym bez słowa dopadłam do Gabriela, pozwalając żeby przygarnął mnie do siebie. Nie byłam pewna, co tak naprawdę dopiero co miało miejsce, ale pragnienie, żeby znaleźć się blisko męża, wydawało się przysłaniać wszystko inne. Nie miałam pytać, żeby zorientować się, że Gabriel był podenerwowany, zwłaszcza że nawet w sposobie, w jaki mnie trzymał, wyczułam wyraźne napięcie. W gruncie rzeczy nie byłam zaskoczona tym, że przyszedł, skoro zawsze dobrze wiedział kiedy i dlaczego mogłabym go potrzebować.
– W porządku – zapewniłam pośpiesznie. Chciałam go uspokoić, a przy okazji przekonać samą siebie do czegoś, co niekoniecznie było zgodne z prawdą. Cóż, trudno było udawać, że nie działo się nic wartego uwagi, skoro w moim własnym domu znajdowało się coś, co chwilę wcześniej próbowało mnie zamordować. – Już jest w porządku, ale…
– Byłoby cały czas, gdybyś przestała robić mi takie rzeczy – przerwał mi bezceremonialnie Rufus.
Coś w jego słowach sprawiło, że wyprostowałam się niczym struna, coraz bardziej podenerwowana. Być może miał rację, a ja niepotrzebnie zbliżałam się do tego chłopaka, ale to i tak niczego nie zmieniało. Cóż, nie w kwestii tego, że wszystko w jakiś sposób łączyło się z nim, nie wspominając o tym, że po raz kolejny nie powiedział mi wszystkiego.
W pośpiechu oswobodziłam się z objęć Gabriela, by móc zwrócić się bezpośrednio w stronę szwagra. O dziwo nie wyczułam protestu ze strony partnera, co jedynie utwierdziło mnie w przekonaniu, że musiałam sprawiać wrażenie wystarczająco sfrustrowanej, by powstrzymywanie mnie nie wchodziły w grę.
– Jakie rzeczy? – zniecierpliwiłam się. – I co to właściwie było? Nie powiesz mi, że nic, do cholery – dodałam, a wampir prychnął, bynajmniej nieprzejęty tym, że mogłabym być zdenerwowana.
– Właśnie takie – stwierdził niemalże urażonym tonem. – Trudno mi cokolwiek tłumaczyć, skoro nie chcesz słuchać.
– To ty przyprowadziłeś mi niebezpiecznego wampira do domu – obruszyłam się. Potrząsnęłam z niedowierzaniem głową, wciąż nie dopuszczając do siebie tego, co teoretycznie tak czy inaczej wiedziałam. – Na dodatek przebitego kołkiem, więc…
– To nie wampir, a przynajmniej niekoniecznie – uciął stanowczym tonem Rufus, tym samym skutecznie zamykając mi usta. Uniosłam brwi, coraz bardziej zdezorientowana. Szczerze wątpiłam, by akurat w tamtej chwili próbował sobie ze mnie żartować, niezależnie od tego, jak brzmiały wypowiedziane przez niego słowa. – Wyjdźcie mi stąd oboje, tak? Zaraz przyjdę, ale byłoby miło, gdyby w tym czasie nikt nade mną nie wisiał.
Jeszcze kiedy mówił, jak gdyby nigdy nic zwrócił się ku miejsca gdzie – jak przynajmniej podejrzewałam – musiało znajdować się bezwładne ciało. Otworzyłam i zaraz zamknęłam usta, sama niepewna, co powinnam powiedzieć. W głowie miałam pustkę, co zresztą nie wydało mi się szczególnie dziwne, zważywszy na sytuację. Uświadomiłam sobie, że wciąż nieznacznie drżałam, niemalże kurczowo uczepiona ramienia Gabriela. Natychmiast spróbowałam się opanować, to jednak przyszło mi z trudem, zwłaszcza że mój mąż był niewiele spokojniejszy ode mnie.
– Mamy wyjść? – powtórzył z niedowierzaniem. – Sądzisz, że tak po prostu sobie pójdziemy, kiedy ty… – zaczął, po czym urwał, nie widząc potrzeby, by kończyć myśl.
– Mniej więcej tak to widziałem – stwierdził z porażającym wręcz spokojem Rufus.
Gabriel drgnął, bynajmniej nie usatysfakcjonowany taką odpowiedzią.
– Najpierw powiesz mi, co się tutaj dzieje – oznajmił nieznoszącym sprzeciwu tonem. Mocniej chwyciłam go za ramię, już nie tyle próbując nakłonić do tego, by się uspokoił, co z obawy przed tym, że mógłby zrobić coś nie do końca rozsądnego. – Coś właśnie zaatakowało moją żonę, więc…
– Tak, bo twoja żona – oznajmił z naciskiem naukowiec, jak gdyby nigdy nic wchodząc Gabrielowi w słowo – jak zwykle próbowała działać na własną rękę. Gdyby chociaż przez chwilę mnie posłuchała, nic złego by się nie stało.
– To ty znowu bawisz się w jakieś szalone eksperymenty! – nie wytrzymałam, wręcz niedowierzając temu, że jak gdyby nigdy nic zrzucał całą winę na mnie.
Usłyszałam westchnienie, a chwilę po tym czekoladowe tęczówki wampira jak na zawołanie skoncentrowały się na mnie. Coś w tym spojrzeniu sprawiło, że się zawahałam, zwłaszcza że Rufus wydawał się wpatrywać we mnie w niemalże pobłażliwy, rozdrażniony sposób. To nie był pierwszy raz, kiedy miałam względem niego wątpliwości, nie zmieniało to jednak faktu, że za każdym razem sam był sobie winien. Powiedział mi dość, żebym zaczęła się martwić, co zwłaszcza po naszych rozmowach na temat Isobel oraz Syndromu Agresji pozostawało dla mnie dość niepokojące.
– W wielu kwestiach mógłbym przyznać ci rację, ale nie w tej jednej – powiedział w końcu, starannie dobierając słowa. – Ustaliliśmy już, że nie zawsze szukam sobie materiału badawczego, tak?
– Ale powiedziałeś… – zaczęłam, jednak i tym razem nie pozwolił mi dojść do słowa.
– Że wirusy mutują, a to – skinął głową w głąb piwnicy – nie jest czymś, z czym miałaś okazję spotkać się wcześniej. Nie powiedziałem, że do czegokolwiek się przyznaję, może pomijając to, że teraz faktycznie znalazł się tutaj przeze mnie.
Ze świstem wypuściłam powietrze, w najmniejszym stopniu nie czując się dzięki jego słowom lepiej. Zachowywał się tak, jakby to faktycznie miało być takie proste! Z niedowierzaniem potrząsnęłam głową, sama niepewna czy powinnam się śmiać, czy płakać. To wszystko nie miało sensu, a jakby tego było mało…
– O czym teraz mówisz? – zniecierpliwił się Gabriel. – Jaki wirus i…?
– Na górze, tak? – Rufus wyrzucił obie ręce ku górze w poddańczym geście. – I tak nie dacie mi spokoju, zresztą po tym, co widziała Claire… Nieważne zresztą. – Wzruszył ramionami. – Jest niebezpieczny i na tym na początek wolałbym się skupić.
Miał rację, ale wolałam o tym nie myśleć. Co więcej, przynajmniej tymczasowo nie chciałam przyznać tego na głos, woląc nie sprawdzać ile prawy w swoich zapewnieniach zawarł Rufus. Znałam go na tyle dobrze, by wiedzieć, że jeśli nie musiał, nie lubił spowiadać się z czegokolwiek, a właśnie do tego jakby nie patrzeć zamierzaliśmy go nakłonić. Jakby tego było mało, zdecydowanie działo się coś złego, przez co tym bardziej pragnęłam jak najszybciej dowiedzieć się, w czym leżał problem.
– To dalej niczego nie wyjaśnia – zauważył spiętym tonem Gabriel. – Dlaczego właściwie mielibyśmy czekać aż łaskawie zdecydujesz się coś wyjaśnić? – dodał i byłam pewna, że to pytanie wystarczy, żeby Rufusa rozdrażnić, jednak nic podobnego nie miało miejsca.
Przez kilka następnych sekund panowała cisza, podczas której obaj – zarówno Gabriel, jak i Rufus – po prostu na siebie patrzyli. Ostatecznie wampir westchnął i wypowiedział jedno, jedyne słowo, to jednak wystarczyło.
– Layla.
Już wcześniej dał mi do zrozumienia, że może chodzić właśnie o nią, wciąż jednak nie byłam w stanie doszukać się żadnego związku. Miałam wrażenie, że minęła cała wieczność, zanim Gabriel jednak zdecydował się wycofać, wyraźnie niechętnie decydując się dać wampirowi wolną rękę. Pozwoliłam, żeby bez słowa ujął mnie pod ramię i pociągnął za sobą, wcześniej jeszcze raz z niepokojem oglądając się na piwnicę. Byłam niemniej zaniepokojona, co i on, chociaż jakimś cudem zdołałam nieznacznie rozluźnić się, kiedy oboje znaleźliśmy się na schodach. Wciąż trzymałam się blisko męża, starając się nie zwracać uwagi na przeciągające się milczenie. Wiedziałam, że Gabriel tego potrzebował, zresztą sama musiałam przynajmniej spróbować zebrać myśli.
– W porządku, mi amore? – zapytał w końcu, a ja chcąc nie chcąc skinęłam głową. Jakby nie patrzeć byłam cała. – Na pewno? Wciąż jesteś zdenerwowana – zauważył, a ja parsknęłam, nie mogąc się powstrzymać.
– Ty też.
Jedynie westchnął, wyraźniej poirytowany.
– Trudno, żeby było inaczej – stwierdził z wyraźną rezerwą w głosie. – Czego chciał od ciebie Rufus? Dlaczego w ogóle z nim poszłaś i…?
– To zabrzmiało tak, jakbyś dalej wierzył, że mógłby zrobić mi krzywdę – zauważyłam cicho.
Gabriel wzniósł oczy ku górze, ostatecznie jednak nie skomentował mojego zarzutu. Przyjęłam to z ulgą, bo zdecydowanie nie miałam ochoty tłumaczyć mu, że sprawy z Rufusem po prostu bywały skomplikowane. Prawda była taka, że oboje o tym wiedzieliśmy, mając dość sytuacji, żeby przekonać się, jaka jest prawda. Co więcej, byłam gotowa przysiąc, że Gabriel na swój sposób szwagrowi ufał – z tym, że za żadne skarby by się do tego nie przyznał, nie wspominając już o tym, że w tym przypadku zaufanie zostało ograniczone w bardzo wielu kwestiach.
– Nie – powiedział w końcu Gabriel. – No, niekoniecznie… Ale to nie ma znaczenia. Nie musi cię zaatakować osobiście, byś znalazła się w niebezpieczeństwie – zauważył przytomnie.
To akurat była prawda, zwłaszcza że wiele z poglądów Rufusa znacznie rozmijało się z moimi – w tym również sposób oceny niebezpieczeństwa. Nie zmieniało to jednak faktu, że wampir zwykle próbował mnie pilnować i to nawet wtedy, gdy tak naprawdę nie był do tego zobowiązany.
– Mieliśmy po prostu porozmawiać – przyznałam niechętnie. Wciąż byłam pod wpływem emocji, chociaż te zaczynały powoli opadać, pozostawiając po sobie przede wszystkim zniechęcenie. – Możliwe, że niepotrzebnie podeszłam do tego dzieciaka… Ale był przebity kołkiem, tak? Już któryś dzień i…
Urwałam, po czym bezradnie wzruszyłam ramionami. Być może to było głupie, ale co innego miałam zrobić? Nie potrafiłam stać obojętnie w takiej sytuacji, zresztą słowa Rufusa wytrąciły mnie z równowagi. Co prawda to nie był pierwszy raz, przez co już dawno powinnam była przyzwyczaić się do emocji, które wywoływał we mnie naukowiec, ale to wcale nie było takie proste. W gruncie rzeczy nic, co wiązało się z tym wampirem, takie nie było, nie wspominając o tym, że sama nie byłam pewna, co działo się wokół mnie. Szukałam powiązań, ale nie dostrzegałam ich, to jednak nie zmieniało faktu, że musiały gdzieś tam być – i że wciąż miałam wrażenie, że umykało mi coś bardzo ważnego.
Gabriel westchnął, po czym przygarnął mnie do siebie, ledwo tylko znaleźliśmy się w przedsionku. Nie zaprotestowałam, kiedy ujął moją twarz w obie dłonie, uważnie lustrując mnie wzrokiem, by upewnić się, czy faktycznie byłam cała. Chociaż nie sądziłam, że w jego przypadku to możliwe, oczy nieśmiertelnego jeszcze bardziej pociemniały, kiedy przyjrzał się mojej szyi. Na gardle wciąż czułam pulsowanie w miejscu, gdzie zacisnęły się palce tamtego chłopaka, przez co nie miałam wątpliwości, że na skórze wciąż dało się doszukać śladów ataku.
– Nie ugryzł cię? – zapytał cicho. Coś w jego głosie sprawiło, że mimowolnie się spięłam, bez trudu pojmując, że Gabriel był zagniewany – i to najdelikatniej rzecz ujmując.
– Kto? – rzuciłam z powątpiewaniem. – Ten chłopak czy Rufus?
Gabriel zmrużył oczy, po czym raz jeszcze z uwaga zmierzył mnie wzrokiem.
– A mam powody, żeby to akurat Rufus o cokolwiek podejrzewać? Zawsze mogę wrócić na dół i dokopać obu, chociaż…
Wywróciłam oczami, mimowolnie zastanawiając się nad tym, czy i tym razem powinnam doszukiwać się w słowach męża oznak zazdrości. Chwilami nie byłam pewna czy się ze mną droczył, czy mówił poważnie, zresztą wątpiłam, żeby akurat w tej sytuacji było mu do śmiechu. Prawda była taka, że oboje byliśmy zmartwieni – i to zwłaszcza teraz, biorąc pod uwagę powiazanie z Laylą, które zasugerował nam Rufus. Już od dłuższego czasu coś się działo, ale żadne z nas nie miało pojęcia co.
Ostrożnie oswobodziłam się z uścisku męża, nie zamierzając pozwolić, żeby dalej zadręczał się z mojego powodu. Puścił mnie, ale wciąż wyczuwałam bijącego od niego napięcie, które co prawda wydawał się kontrolować, wiedziałam jednak, że panowanie nad emocjami potrafiło być naprawdę problematyczne.
– O czym tak naprawdę rozmawialiście, co? – zapytał po chwili zastanowienia Gabriel. – Nie wiem, co miał na myśli Rufus, ale nie podoba mi się to… Zresztą nie zabrałby cię do tamtej piwnicy bez powodu – dodał, a ja chcąc nie chcąc musiałam przyznać mu rację.
– Jest coś… Hm, co w sumie mnie martwi – przyznałam, starannie dobierając słowa. – Zdaniem Isabeau to nic, czym powinnam zawracać sobie głowę, ale… Cóż, pomyślałam sobie, że mogłoby zainteresować Rufusa.
– Rufusa…
– Ciebie nie było. Poza tym na pewno wspomniałbyś mi, gdybyś kiedykolwiek spotkał to, co ja – zapewniłam pośpiesznie, po czym zawahałam się, dochodząc do jeszcze jednej, istotnej kwestii. – No i to… poniekąd ma związek z uczelnią. I Castielem.
Uniósł brwi w odpowiedzi na moje słowa. Przez jego twarz jak na zawołanie przemknął cień, czego zresztą mogłam się spodziewać, zwłaszcza kiedy wmieszałam we wszystko Castiela. Nie byłam pewna, czy to najlepszy pomysł, ale nie mogłam się powstrzymać, tym bardziej że przywykłam do szczerości. Kto jak kto, ale Gabriel był jedną z tych osób, którym ufałam w pełni.
– Świetnie. Więc jednak Castiel.
Jedynie potrząsnęłam głową. Och, tak – dokładnie takiej reakcji mogłam się od samego początku spodziewać.
– Po prostu poczekajmy na Rufusa, dobrze? – zaproponowałam pośpiesznie, chcąc zmienić temat. – Swoją drogą, mamy z Beau wino… – Uśmiechnęłam się niewinnie, kiedy spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
Więc nie dodałam niczego więcej, bo to wydawało się zbędne. Chociaż Gabriel wciąż nie wyglądał na przekonanego, nie zaprotestował, kiedy z braku lepszych pomysłów zdecydowałam się wrócić do kuchni, skąd wyczuwałam pozostałych, w tym również Sage’a.
Nie miałam pojęcia, co takiego planował powiedzieć nam podczas rozmowy z Rufus, ale towarzyszyły mi naprawdę złe przeczucia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa