Renesmee
Powiedzieć, że byłam
podenerwowana, stanowiłoby niedopowiedzenie. Coraz bardziej zaniepokojona, w pośpiechu
zrobiłam kilka kroków naprzód, ale powstrzymał mnie Rufus, który jakby od
niechcenia stanął mi na drodze. Spojrzałam na niego z powątpiewaniem, bynajmniej
nie zamierzając czekać na to, co i dlaczego miał mi do powiedzenia. W zamian
bezceremonialnie przepchnęłam się tuż obok niego, chociaż nie miałam pewności,
czy to najrozsądniejsze posunięcie, skoro nie miałam pojęcia, co takiego
mogłabym napotkać w ciemnościach.
Potrzebowałam
dłuższej chwili, żeby dostrzec dość charakterystyczny kształt, w którym
ostatecznie rozpoznałam leżące na ziemi ciało. Przemieściłam się błyskawicznie,
nawet nie zastanawiając nad tym, co i dlaczego chciałam zrobić. Moje ozy
rozszerzyły się nieznacznie, kiedy dostrzegłam wciąż wystający z piersi
nieznajomego kołek. Wiedziałam, że w ten sposób nie dało się zabić
wampira, a przynajmniej nie ot tak, ale i tak coś ścisnęło mnie w gardle.
Słodka bogini, ile czasu tak naprawdę minęło? Nigdy nie zastanawiałam się nad
tym, czy w przypadku kogoś unieruchomionego w ten sposób, czas miał
jakiekolwiek znaczenie, zwłaszcza że za każdym razem dość naturalnym
pozostawało wyjęcie kawałka drewna tak szybko, jak tylko byłoby to możliwe.
Możliwe, że w rzeczywistości ten czynnik nie miał żadnego znaczenia, ale…
– Renesmee
– usłyszałam za plecami wyraźnie spięty głos szwagra, ale najzwyczajniej w świecie
zdecydowałam się go zignorować. – O bogini, cierpliwości… Możemy chwilę
porozmawiać, zanim znowu coś źle zinterpretujesz?
Jego słowa
mnie zirytowały, tak jak i pobrzmiewająca w wypowiedzi wampira
obojętność. Być może przejmowałam się o wiele bardziej niż powinnam, tym
bardziej że wciąż nie rozumiałam wszystkiego, co próbował mi przekazać, ale
jakie to tak naprawdę miało znaczenie? Co więcej, coś w sposobie, w jaki
mnie traktował, a zwłaszcza sugerował, że mogłabym kolejny raz popełnić
głupotę, jedynie mnie zirytowało. W efekcie zapragnęłam z miejsca na
wampira warknąć, ale nie zrobiłam tego, w zamian zaciskając dłonie wokół
kołka, by w następnej sekundzie bezceremonialnie wyszarpnąć go z piersi
obcego mi chłopaka.
Na dłuższą
chwilę zapanowała cisza, przerywana wyłącznie moim przyśpieszonym, niemalże
spazmatycznym oddechem. O bogini, jednak go zabił…, przeszło mi
przez myśl i z jakiegoś powodu taka możliwość wytrąciła mnie z równowagi.
W porządku, znałam Rufusa, a już na pewno wiedziałam do czego był
zdolny, ale…
A potem
usłyszałam, jak nieznajomy mi chłopak gwałtownie nabierał powietrza do płuc i to
wystarczyło, żebym poczuła się odrobinę lepiej.
– Robisz
coś cholernie głupiego – stwierdził spiętym tonem Rufus. – Mówię poważnie.
Dziewczyno, odsuń się, bo naprawdę…
Cokolwiek
miał mi do powiedzenia, nie miał okazji dokończyć. Przynajmniej ja nie
usłyszałam dalszej części jego wypowiedzi, bardziej przejęta dłonią, która bez
jakiegokolwiek ostrzeżenia zacisnęła się na moim gardle. Atak był nagły i wystarczająco
gwałtowny, bym nie miała najmniejszej nawet szansy na to, żeby się obronić.
Zanim zdążyłam choćby zorientować się, co takiego działo się wokół mnie, mój
nieoczekiwany przeciwnik bezceremonialnie docisnął mnie do ściany, samym tylko
uderzeniem sprawiając, że na moment pociemniało mi przed oczami. Już i tak
ledwo łapałam oddech, nie mając najmniejszych szans na złapanie powietrza, nie
wspominając o jakimkolwiek proteście.
Zamarłam,
kiedy spojrzałam w parę jarzących się w ciemnościach, błyszczących
czerwienią oczu. Szarpnęłam się, próbując jakkolwiek się oswobodzić, chociaż
podświadomie czułam, że to nie ma sensu. To wytrąciło mnie z równowagi
bardziej niż cokolwiek innego, podsycając odczuwaną przez większość czasu
irytację. Zanim zdążyłam zastanowić się nad tym, co powinnam zrobić,
zareagowałam całkowicie instynktownie, decydując się wykorzystać telepatię.
Przywołanie wystarczającej ilości energii, by ta błyskawicznie przetoczyła się
przez moje ciało, uderzając bezpośrednio w mojego przeciwnika, przyszło mi
z łatwością, choć efekt i tak w pierwszym odruchu mnie
oszołomił. Z wolna wypuściłam powietrze z płuc, mimowolnie wzdrygając
się w odpowiedzi na huk uderzającego o przeciwległą ścianę piwnicy
ciała.
Wyprostowałam
się niczym struna, niespokojnie wodząc wzrokiem na prawo i lewo. Napięłam
mięśnie, gotowa ponownie rzucić się do ataku, gdyby tylko zaszła taka potrzeba.
Nasłuchiwałam, już nie tyle wystraszona czy zdezorientowana, co przede
wszystkim zła, tym bardziej że przecież chciałam pomóc. Nie tego spodziewałam
się w podzięce, nie wspominając o tym, że wciąż miałam wątpliwości co
do tego, co działo się wokół mnie. Miałam wrażenie, że coś mi umyka, a skoro
tak…
Telepatka?, usłyszałam zaskoczony głos w głowie.
Tym bardziej zmusiłam się do zdwojenia czujności, zwłaszcza że miałam do
czynienia z kimś podobnym do mnie. Wiedziałam jak daleko potrafił posunąć się
ktoś o takich zdolnościach, a tym bardziej że to mogło skończyć się…
naprawdę różnie.
Zawahałam
się, czekając na jakiekolwiek oznaki ze strony mojego przeciwnika.
Nasłuchiwałam, próbując określić, gdzie się znajdował, zwłaszcza że nie miałam
co liczyć na to, że oszołomiłam go na tyle, żeby stracił przytomność. Czekałam,
chociaż sama nie byłam pewna na co. Wiedziałam jedynie, że niepokoiłam się
coraz bardziej, zwłaszcza kiedy poczułam jak temperatura mnie gwałtownie spada.
Znałam ten stan, zresztą jak i wrażenie, że mrok wokół mnie dosłownie żyje,
choć to przecież było niemożliwe. Co więcej, skoro atakował mnie wampir, tym
bardziej bezsensownym wydawało mi się to, co działo się wokół mnie.
– Rufus? –
rzuciłam nerwowym tonem, licząc na jakiekolwiek wsparcie. Już wiedziałam
dlaczego powstrzymywał mnie przed podejściem do tego chłopaka, wciąż jednak nie
rozumiałam najważniejszego. – Co…?
Nie miałam
okazji dokończyć, bowiem po raz kolejny wszystko potoczyło się bardzo szybko.
Wyczułam
ruch, na dodatek tak blisko, że serce omal nie wyskoczyło mi z piersi.
Instynktownie wyrzuciłam obie ręce przed siebie, gotowa się obronić, nim jednak
skupiłam się na tyle, by wykorzystać telepatię, inna fala mocy napłynęła z zupełnie
innej strony. Z wrażenia aż zatoczyłam się, tuląc do ściany i chyba
jedynie cudem nie przebijając na drugą stronę. To było coś o wiele
silniejszego i bardziej kontrolowanego, aniżeli fala uderzeniowa, którą
sama mogłabym wytworzyć.
Zamrugałam nieco
oszołomiona, mimowolnie krzywiąc się, kiedy usłyszałam, jak coś ciężko osuwa
się na posadzkę. W panującym dookoła półmroku ledwo byłam w stanie
cokolwiek dostrzec, zauważyłam jednak, że ciemność już nie sprawiała wrażenia
aż tak gęstej i nieprzystępnej. Również temperatura wydawała się wracać do
normy, choć to równie dobrze mogło być spowodowane wciąż krążącą w moich
żyłach adrenaliną.
– O bogini…
– wyrwało mi się.
Spróbowałam
się rozluźnić, to jednak okazało się o wiele trudniejsze niż
przypuszczałam, zwłaszcza że instynkt robił swoje. W efekcie omal nie
wyszłam z siebie, kiedy tuż obok mnie zmaterializowała się jakaś postać.
– Mi amore… – usłyszałam i to
wystarczyło.
Wypuściłam
powietrze ze świstem, po czym bez słowa dopadłam do Gabriela, pozwalając żeby
przygarnął mnie do siebie. Nie byłam pewna, co tak naprawdę dopiero co miało
miejsce, ale pragnienie, żeby znaleźć się blisko męża, wydawało się przysłaniać
wszystko inne. Nie miałam pytać, żeby zorientować się, że Gabriel był
podenerwowany, zwłaszcza że nawet w sposobie, w jaki mnie trzymał,
wyczułam wyraźne napięcie. W gruncie rzeczy nie byłam zaskoczona tym, że
przyszedł, skoro zawsze dobrze wiedział kiedy i dlaczego mogłabym go
potrzebować.
– W porządku
– zapewniłam pośpiesznie. Chciałam go uspokoić, a przy okazji przekonać
samą siebie do czegoś, co niekoniecznie było zgodne z prawdą. Cóż, trudno
było udawać, że nie działo się nic wartego uwagi, skoro w moim własnym
domu znajdowało się coś, co chwilę wcześniej próbowało mnie zamordować. – Już
jest w porządku, ale…
– Byłoby
cały czas, gdybyś przestała robić mi takie rzeczy – przerwał mi
bezceremonialnie Rufus.
Coś w jego
słowach sprawiło, że wyprostowałam się niczym struna, coraz bardziej podenerwowana.
Być może miał rację, a ja niepotrzebnie zbliżałam się do tego chłopaka,
ale to i tak niczego nie zmieniało. Cóż, nie w kwestii tego, że
wszystko w jakiś sposób łączyło się z nim, nie wspominając o tym,
że po raz kolejny nie powiedział mi wszystkiego.
W pośpiechu
oswobodziłam się z objęć Gabriela, by móc zwrócić się bezpośrednio w stronę
szwagra. O dziwo nie wyczułam protestu ze strony partnera, co jedynie
utwierdziło mnie w przekonaniu, że musiałam sprawiać wrażenie
wystarczająco sfrustrowanej, by powstrzymywanie mnie nie wchodziły w grę.
– Jakie
rzeczy? – zniecierpliwiłam się. – I co to właściwie było? Nie powiesz mi,
że nic, do cholery – dodałam, a wampir prychnął, bynajmniej nieprzejęty
tym, że mogłabym być zdenerwowana.
– Właśnie
takie – stwierdził niemalże urażonym tonem. – Trudno mi cokolwiek tłumaczyć,
skoro nie chcesz słuchać.
– To ty
przyprowadziłeś mi niebezpiecznego wampira do domu – obruszyłam się.
Potrząsnęłam z niedowierzaniem głową, wciąż nie dopuszczając do siebie
tego, co teoretycznie tak czy inaczej wiedziałam. – Na dodatek przebitego
kołkiem, więc…
– To nie
wampir, a przynajmniej niekoniecznie – uciął stanowczym tonem Rufus, tym
samym skutecznie zamykając mi usta. Uniosłam brwi, coraz bardziej
zdezorientowana. Szczerze wątpiłam, by akurat w tamtej chwili próbował
sobie ze mnie żartować, niezależnie od tego, jak brzmiały wypowiedziane przez
niego słowa. – Wyjdźcie mi stąd oboje, tak? Zaraz przyjdę, ale byłoby miło,
gdyby w tym czasie nikt nade mną nie wisiał.
Jeszcze
kiedy mówił, jak gdyby nigdy nic zwrócił się ku miejsca gdzie – jak
przynajmniej podejrzewałam – musiało znajdować się bezwładne ciało. Otworzyłam i zaraz
zamknęłam usta, sama niepewna, co powinnam powiedzieć. W głowie miałam
pustkę, co zresztą nie wydało mi się szczególnie dziwne, zważywszy na sytuację.
Uświadomiłam sobie, że wciąż nieznacznie drżałam, niemalże kurczowo uczepiona
ramienia Gabriela. Natychmiast spróbowałam się opanować, to jednak przyszło mi z trudem,
zwłaszcza że mój mąż był niewiele spokojniejszy ode mnie.
– Mamy
wyjść? – powtórzył z niedowierzaniem. – Sądzisz, że tak po prostu sobie
pójdziemy, kiedy ty… – zaczął, po czym urwał, nie widząc potrzeby, by kończyć
myśl.
– Mniej
więcej tak to widziałem – stwierdził z porażającym wręcz spokojem Rufus.
Gabriel
drgnął, bynajmniej nie usatysfakcjonowany taką odpowiedzią.
– Najpierw
powiesz mi, co się tutaj dzieje – oznajmił nieznoszącym sprzeciwu tonem.
Mocniej chwyciłam go za ramię, już nie tyle próbując nakłonić do tego, by się
uspokoił, co z obawy przed tym, że mógłby zrobić coś nie do końca rozsądnego.
– Coś właśnie zaatakowało moją żonę, więc…
– Tak, bo twoja żona – oznajmił z naciskiem
naukowiec, jak gdyby nigdy nic wchodząc Gabrielowi w słowo – jak zwykle próbowała
działać na własną rękę. Gdyby chociaż przez chwilę mnie posłuchała, nic złego
by się nie stało.
– To ty
znowu bawisz się w jakieś szalone eksperymenty! – nie wytrzymałam, wręcz
niedowierzając temu, że jak gdyby nigdy nic zrzucał całą winę na mnie.
Usłyszałam
westchnienie, a chwilę po tym czekoladowe tęczówki wampira jak na
zawołanie skoncentrowały się na mnie. Coś w tym spojrzeniu sprawiło, że
się zawahałam, zwłaszcza że Rufus wydawał się wpatrywać we mnie w niemalże
pobłażliwy, rozdrażniony sposób. To nie był pierwszy raz, kiedy miałam względem
niego wątpliwości, nie zmieniało to jednak faktu, że za każdym razem sam był
sobie winien. Powiedział mi dość, żebym zaczęła się martwić, co zwłaszcza po
naszych rozmowach na temat Isobel oraz Syndromu Agresji pozostawało dla mnie dość
niepokojące.
– W wielu
kwestiach mógłbym przyznać ci rację, ale nie w tej jednej – powiedział w końcu,
starannie dobierając słowa. – Ustaliliśmy już, że nie zawsze szukam sobie
materiału badawczego, tak?
– Ale
powiedziałeś… – zaczęłam, jednak i tym razem nie pozwolił mi dojść do
słowa.
– Że wirusy
mutują, a to – skinął głową w głąb piwnicy – nie jest czymś, z czym
miałaś okazję spotkać się wcześniej. Nie powiedziałem, że do czegokolwiek się
przyznaję, może pomijając to, że teraz faktycznie znalazł się tutaj przeze
mnie.
Ze świstem
wypuściłam powietrze, w najmniejszym stopniu nie czując się dzięki jego
słowom lepiej. Zachowywał się tak, jakby to faktycznie miało być takie proste! Z niedowierzaniem
potrząsnęłam głową, sama niepewna czy powinnam się śmiać, czy płakać. To
wszystko nie miało sensu, a jakby tego było mało…
– O czym
teraz mówisz? – zniecierpliwił się Gabriel. – Jaki wirus i…?
– Na górze,
tak? – Rufus wyrzucił obie ręce ku górze w poddańczym geście. – I tak
nie dacie mi spokoju, zresztą po tym, co widziała Claire… Nieważne zresztą. –
Wzruszył ramionami. – Jest niebezpieczny i na tym na początek wolałbym się
skupić.
Miał rację,
ale wolałam o tym nie myśleć. Co więcej, przynajmniej tymczasowo nie
chciałam przyznać tego na głos, woląc nie sprawdzać ile prawy w swoich
zapewnieniach zawarł Rufus. Znałam go na tyle dobrze, by wiedzieć, że jeśli nie
musiał, nie lubił spowiadać się z czegokolwiek, a właśnie do tego
jakby nie patrzeć zamierzaliśmy go nakłonić. Jakby tego było mało, zdecydowanie
działo się coś złego, przez co tym bardziej pragnęłam jak najszybciej
dowiedzieć się, w czym leżał problem.
– To dalej
niczego nie wyjaśnia – zauważył spiętym tonem Gabriel. – Dlaczego właściwie
mielibyśmy czekać aż łaskawie zdecydujesz się coś wyjaśnić? – dodał i byłam
pewna, że to pytanie wystarczy, żeby Rufusa rozdrażnić, jednak nic podobnego
nie miało miejsca.
Przez kilka
następnych sekund panowała cisza, podczas której obaj – zarówno Gabriel, jak i Rufus
– po prostu na siebie patrzyli. Ostatecznie wampir westchnął i wypowiedział
jedno, jedyne słowo, to jednak wystarczyło.
– Layla.
Już
wcześniej dał mi do zrozumienia, że może chodzić właśnie o nią, wciąż
jednak nie byłam w stanie doszukać się żadnego związku. Miałam wrażenie,
że minęła cała wieczność, zanim Gabriel jednak zdecydował się wycofać, wyraźnie
niechętnie decydując się dać wampirowi wolną rękę. Pozwoliłam, żeby bez słowa
ujął mnie pod ramię i pociągnął za sobą, wcześniej jeszcze raz z niepokojem
oglądając się na piwnicę. Byłam niemniej zaniepokojona, co i on, chociaż
jakimś cudem zdołałam nieznacznie rozluźnić się, kiedy oboje znaleźliśmy się na
schodach. Wciąż trzymałam się blisko męża, starając się nie zwracać uwagi na przeciągające
się milczenie. Wiedziałam, że Gabriel tego potrzebował, zresztą sama musiałam
przynajmniej spróbować zebrać myśli.
– W porządku,
mi amore? – zapytał w końcu, a ja
chcąc nie chcąc skinęłam głową. Jakby nie patrzeć byłam cała. – Na pewno? Wciąż
jesteś zdenerwowana – zauważył, a ja parsknęłam, nie mogąc się
powstrzymać.
– Ty też.
Jedynie
westchnął, wyraźniej poirytowany.
– Trudno,
żeby było inaczej – stwierdził z wyraźną rezerwą w głosie. – Czego
chciał od ciebie Rufus? Dlaczego w ogóle z nim poszłaś i…?
– To
zabrzmiało tak, jakbyś dalej wierzył, że mógłby zrobić mi krzywdę – zauważyłam
cicho.
Gabriel
wzniósł oczy ku górze, ostatecznie jednak nie skomentował mojego zarzutu.
Przyjęłam to z ulgą, bo zdecydowanie nie miałam ochoty tłumaczyć mu, że
sprawy z Rufusem po prostu bywały skomplikowane. Prawda była taka, że
oboje o tym wiedzieliśmy, mając dość sytuacji, żeby przekonać się, jaka
jest prawda. Co więcej, byłam gotowa przysiąc, że Gabriel na swój sposób
szwagrowi ufał – z tym, że za żadne skarby by się do tego nie przyznał,
nie wspominając już o tym, że w tym przypadku zaufanie zostało
ograniczone w bardzo wielu kwestiach.
– Nie –
powiedział w końcu Gabriel. – No, niekoniecznie… Ale to nie ma znaczenia.
Nie musi cię zaatakować osobiście, byś znalazła się w niebezpieczeństwie –
zauważył przytomnie.
To akurat
była prawda, zwłaszcza że wiele z poglądów Rufusa znacznie rozmijało się z moimi
– w tym również sposób oceny niebezpieczeństwa. Nie zmieniało to jednak
faktu, że wampir zwykle próbował mnie pilnować i to nawet wtedy, gdy tak
naprawdę nie był do tego zobowiązany.
– Mieliśmy
po prostu porozmawiać – przyznałam niechętnie. Wciąż byłam pod wpływem emocji,
chociaż te zaczynały powoli opadać, pozostawiając po sobie przede wszystkim
zniechęcenie. – Możliwe, że niepotrzebnie podeszłam do tego dzieciaka… Ale był
przebity kołkiem, tak? Już któryś dzień i…
Urwałam, po
czym bezradnie wzruszyłam ramionami. Być może to było głupie, ale co innego
miałam zrobić? Nie potrafiłam stać obojętnie w takiej sytuacji, zresztą
słowa Rufusa wytrąciły mnie z równowagi. Co prawda to nie był pierwszy
raz, przez co już dawno powinnam była przyzwyczaić się do emocji, które
wywoływał we mnie naukowiec, ale to wcale nie było takie proste. W gruncie
rzeczy nic, co wiązało się z tym wampirem, takie nie było, nie wspominając
o tym, że sama nie byłam pewna, co działo się wokół mnie. Szukałam
powiązań, ale nie dostrzegałam ich, to jednak nie zmieniało faktu, że musiały
gdzieś tam być – i że wciąż miałam wrażenie, że umykało mi coś bardzo
ważnego.
Gabriel
westchnął, po czym przygarnął mnie do siebie, ledwo tylko znaleźliśmy się w przedsionku.
Nie zaprotestowałam, kiedy ujął moją twarz w obie dłonie, uważnie
lustrując mnie wzrokiem, by upewnić się, czy faktycznie byłam cała. Chociaż nie
sądziłam, że w jego przypadku to możliwe, oczy nieśmiertelnego jeszcze
bardziej pociemniały, kiedy przyjrzał się mojej szyi. Na gardle wciąż czułam
pulsowanie w miejscu, gdzie zacisnęły się palce tamtego chłopaka, przez co
nie miałam wątpliwości, że na skórze wciąż dało się doszukać śladów ataku.
– Nie
ugryzł cię? – zapytał cicho. Coś w jego głosie sprawiło, że mimowolnie się
spięłam, bez trudu pojmując, że Gabriel był zagniewany – i to
najdelikatniej rzecz ujmując.
– Kto? –
rzuciłam z powątpiewaniem. – Ten chłopak czy Rufus?
Gabriel
zmrużył oczy, po czym raz jeszcze z uwaga zmierzył mnie wzrokiem.
– A mam
powody, żeby to akurat Rufus o cokolwiek podejrzewać? Zawsze mogę wrócić
na dół i dokopać obu, chociaż…
Wywróciłam
oczami, mimowolnie zastanawiając się nad tym, czy i tym razem powinnam doszukiwać
się w słowach męża oznak zazdrości. Chwilami nie byłam pewna czy się ze
mną droczył, czy mówił poważnie, zresztą wątpiłam, żeby akurat w tej
sytuacji było mu do śmiechu. Prawda była taka, że oboje byliśmy zmartwieni – i to
zwłaszcza teraz, biorąc pod uwagę powiazanie z Laylą, które zasugerował
nam Rufus. Już od dłuższego czasu coś się działo, ale żadne z nas nie
miało pojęcia co.
Ostrożnie
oswobodziłam się z uścisku męża, nie zamierzając pozwolić, żeby dalej
zadręczał się z mojego powodu. Puścił mnie, ale wciąż wyczuwałam bijącego
od niego napięcie, które co prawda wydawał się kontrolować, wiedziałam jednak,
że panowanie nad emocjami potrafiło być naprawdę problematyczne.
– O czym
tak naprawdę rozmawialiście, co? – zapytał po chwili zastanowienia Gabriel. –
Nie wiem, co miał na myśli Rufus, ale nie podoba mi się to… Zresztą nie
zabrałby cię do tamtej piwnicy bez powodu – dodał, a ja chcąc nie chcąc
musiałam przyznać mu rację.
– Jest coś…
Hm, co w sumie mnie martwi – przyznałam, starannie dobierając słowa. –
Zdaniem Isabeau to nic, czym powinnam zawracać sobie głowę, ale… Cóż,
pomyślałam sobie, że mogłoby zainteresować Rufusa.
– Rufusa…
– Ciebie
nie było. Poza tym na pewno wspomniałbyś mi, gdybyś kiedykolwiek spotkał to, co
ja – zapewniłam pośpiesznie, po czym zawahałam się, dochodząc do jeszcze
jednej, istotnej kwestii. – No i to… poniekąd ma związek z uczelnią. I Castielem.
Uniósł brwi
w odpowiedzi na moje słowa. Przez jego twarz jak na zawołanie przemknął
cień, czego zresztą mogłam się spodziewać, zwłaszcza kiedy wmieszałam we
wszystko Castiela. Nie byłam pewna, czy to najlepszy pomysł, ale nie mogłam się
powstrzymać, tym bardziej że przywykłam do szczerości. Kto jak kto, ale Gabriel
był jedną z tych osób, którym ufałam w pełni.
– Świetnie.
Więc jednak Castiel.
Jedynie potrząsnęłam
głową. Och, tak – dokładnie takiej reakcji mogłam się od samego początku
spodziewać.
– Po prostu
poczekajmy na Rufusa, dobrze? – zaproponowałam pośpiesznie, chcąc zmienić
temat. – Swoją drogą, mamy z Beau wino… – Uśmiechnęłam się niewinnie,
kiedy spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
Więc nie
dodałam niczego więcej, bo to wydawało się zbędne. Chociaż Gabriel wciąż nie
wyglądał na przekonanego, nie zaprotestował, kiedy z braku lepszych
pomysłów zdecydowałam się wrócić do kuchni, skąd wyczuwałam pozostałych, w tym
również Sage’a.
Nie miałam
pojęcia, co takiego planował powiedzieć nam podczas rozmowy z Rufus, ale towarzyszyły
mi naprawdę złe przeczucia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz