19 lutego 2017

Sto cztery

Elena
Miała wrażenie, że w pewnym momencie czas się zatrzymał. Wiedziała, że to niemożliwe, a jednak była gotowa przysiąc, że tak się stało – że nagle wszystko stało się prostsze, bardziej intensywne i wyjątkowe, chociaż nie sądziła, że ten wieczór skończy się właśnie w ten sposób. W gruncie rzeczy nie przewidziała bardzo wielu kwestii, zwłaszcza takich, które wiązały się z Rafaelem, a jednak wciąż czuła się co najmniej dziwnie za każdym razem, kiedy działo się coś nowego, całkowicie odmiennego od tego, co zdarzało jej się doświadczać do tej pory.
To było trochę jak sen, choć z założenia żeby sobie na to pozwolić, musiałaby być w stanie wyobrazić sobie to, co działo się wokół niej. Cóż, nie była w stanie, całkowicie oszołomiona każdym kolejnym gestem, pocałunkiem i pieszczotą, którą odbierała w tak porażająco intensywny sposób, że to wydawało się wręcz nieprawdopodobne. Jej zmysły od samego początku były wyostrzone, ale tym razem chodziło o coś więcej, nawet jeśli na pierwszy rzut oka wydawało się, że nic takiego nie powinno mieć miejsca. Mogła tylko zgadywać, co takiego czul w tym wszystkim Rafael, ale nie chciała, a może po prostu podejrzewała, że oboje doświadczali czegoś równie niezwykłego, tym bardziej, że w pewnym momencie stali się jednością.
Wiele razy zastanawiała się nad tym, jak miałoby to wyglądać w jej przypadku. Nie raz próbowała wszystko zaplanować, kierując się tym, co niezmiennie powtarzała Rosalie – o tym, że była kimś wyjątkowym, a więc zasługiwała na wszystko to, co najlepsze. Elena od dziecka chłonęła tę świadomość, budując sobie wyobrażenie o przyszłości, która byłaby idealna, jakkolwiek powinna to stwierdzenie rozumieć. Nic z tego nie miało miejsca, zresztą sama już nie była pewna, czego tak naprawdę chciała przez cały ten czas, ostatecznie całą sobą koncentrując się na Rafaelu – a więc jedynej osobie, która po wszystkim tym, co się wydarzyło, miała jakiekolwiek znaczenie.
Zdecydowanie nie brała w swoich planach pod uwagę, że napotka na swojej drodze wyjątkowo trudnego w obyciu, obojętnego na jej urodę demona. Nie sądziła również, że to właśnie on zdoła zawrócić jej w głowie, przyciągając niczym magnes, przez co mimo usilnych starań nie była w stanie odwzajemnić mu się za ignorancję tym samym. To było niczym czyste szaleństwo – ta sytuacja w lesie, w której ostatecznie musiał zdać się na nią i jej pomoc, a także to, co działo się później. Już nawet nie chciała zastanawiać się nad kwestią wyzwolenia w kimś takim emocji, małżeństwie, jej śmierci i zmartwychwstaniu albo… tym, kim była teraz. Kim oboje byli, nawet jeśli zarazem wydawali się całkowicie różni.
Nie była w stanie jednoznacznie opisać słowami tego, w jaki sposób spoglądał na nią Rafael. Wiedziała jedynie, że jego spojrzenie niezmiennie go oszałamiało, wręcz zawstydzając, kiedy dosłownie przenikał ją spojrzeniem, wpatrując w nań tak intensywnie, że to wydawało się wręcz niemożliwe. Sama również nie do końca dowierzała temu, kim mogłaby być, raz po raz w oszołomieniu spoglądając na lśniące, intensywnie białe skrzydła, łagodnie odcinające się od panującego wokół półmroku. Czuła, że powinna to zrozumieć i do jakiegoś stopnia tak było, ale to nie wystarczyło, przynajmniej z jej perspektywy. W efekcie czuła się tak, jakby goniła za wspomnieniem, a więc czymś, co teoretycznie powinna pamiętać, chociaż kiedy przychodziło co do czego, nie była w stanie przywołać tych obrazów, których najbardziej potrzebowała.
Co więcej, to wciąż był zaledwie początek, choć o tym już nie była w stanie myśleć. W pewnym momencie już tylko czuła, koncentrując się na kolejnych, porażająco wręcz intensywnych bodźcach. Chłonęła je całą sobą, mimowolnie zastanawiając nad tym, jakim cudem powstrzymywała się przed popadnięciem w szaleństwo. Jakby tego było mało, wręcz porażała ją ironiczność tego, że wszystko tak naprawdę zaczęło się w lesie i najwyraźniej również tutaj miało się skończyć.
Pocałunki i bliskość były miłe, ale od samego początku czuła, że to, co działo się pomiędzy nimi, zmierzało do czegoś więcej. To po prostu tam było, kumulując się już od dłuższego czasu – stopniowo narastając, chociaż wcześniej nie była tego świadoma aż w tak istotnym stopniu. Problem polegał również na tym, że nie miała pewności, jak wyglądało to ze strony Rafaela, zwłaszcza, że pod pewnymi względami wydawał się bardziej niedoświadczony, niż ona kiedykolwiek była. Zwłaszcza po sposobie, w jaki potraktował ją w noc poślubną, czuła się skłonna zwątpić, a jednak po rozmowie, którą przeprowadzili – po tym, co powiedział i co pytał…
A potem tak po prostu w tym byli, oboje równie spragnieni i skoncentrowani na wzajemnym dawaniu sobie tego, czego mogłaby oczekiwać. Od dawna nie doświadczyła czegoś aż tak gwałtownego, ale to w najmniejszym nawet stopniu dziewczynie nie przeszkadzało. W pewnym momencie zaczęła się obawiać, ale nie wyobrażała sobie, że mogłaby tak po prostu się wycofać, zbytnio skoncentrowana i zdeterminowana. Chciała tego, tak? Pragnęła od długich tygodni, z kolei po tym, jak pomiędzy nią a Rafaela spróbowała wkroczyć śmierć, tym bardziej nie była w stanie dłużej zwlekać. To wszystko – całe życie, a więc również to, co pomiędzy nimi było – wydawało się zdecydowanie zbyt kruche, by jakakolwiek forma zwłoki wchodziła w grę.
Początkowo miała plan, marząc o idealnej nocy, pięknym pokoju i rozrzuconych dookoła płatkach róż. O, tak – to i świecie. Dzięki temu czułaby się jak w bajce, tak doskonale, jak tylko mogłaby to sobie wyobrazić. Kiedyś, kiedy o tym myślała, miało to sens, a Elena nawet nie brała pod uwagę, że mogłoby być inaczej. Pragnęła idealnych dodatków, drogiej bielizny i pełnej świadomości tego, co miałaby robić. Chciała założyć, że byłaby równie doskonała i zdecydowana, w pełni kontrolując sytuację, by mieć gwarancję, że wszystko poszłoby dokładnie tak, jak od samego początku powinno.
Nic z tego, ale to nie było złe. Wręcz przeciwnie, chociaż nie sądziła, że kiedykolwiek znajdzie się z własnym mężem w środku lasu, tak bardzo zagubiona i pełna wątpliwości, że to wydawało się wręcz niemożliwe. Jakby tego było mało, w pewnym momencie poczuła strach, ale również ten zszedł gdzieś na dalszy plan, wyparty przez o wiele silniejsze pragnienie – to, a także zaufanie, bo Rafael pozostawał ostatnią osobą, którą uznałaby za zdolną świadomie ją skrzywdzić.
Las, ich dwoje i księżyc… To zdecydowanie nie powinno być tak, ale z drugiej strony… dlaczego te okoliczności tak bardzo pasowały jej do tego, jak sprawy miały się pomiędzy nimi od samego początku?
Spodziewała się bólu, ale i tak zaskoczył ją moment, w którym go poczuła. To była zaledwie chwila, której jednak zdecydowała poddać, nie wyobrażając sobie, że miałaby z jakiegokolwiek powodu zaprotestować. W pierwszym odruchu zesztywniała, oszołomiona bardziej niż do tej pory, ale prawie natychmiast uczucie to ustąpiło miejsca przede wszystkim spokojowi oraz nieopisanej uldze. Rozluźniła się, na krótką chwilę przymykając oczy i próbując się rozluźnić. Wiedziała, że wszystko było w porządku – dokładnie tak, jak powinno być, tym bardziej, że sama tego chciała. Co więcej, zdecydowanie nie widziała powodu, dla którego miałaby zacząć żałować, przez kilka następnych sekund świadoma wyłącznie nieopisanego wręcz szczęścia.
W porządku, już. Stało się.
Obiecała, że będzie jego i teraz faktycznie była – w każdy możliwy sposób. Sama myśl o tym była dobra, nawet pomimo tego, że w głowie wciąż miała tylko i wyłącznie mętlik.
Było inaczej, niż mogłaby sobie wyobrażać. Nie chodziło o ból, ale spokój, który poczuła wkrótce po tym – coś, co w porównaniu z dotychczasowym, porażającym jej ciało ogniem, wydawało się wręcz nieprawdopodobne.
 Lilan? – usłyszała zatroskany głos i to wystarczyło, żeby wysiliła się na blady, aczkolwiek jak najbardziej szczery uśmiech.
– Jest w porządku – zapewniła pośpiesznie. – Ja… Dziękuję – dodała, kiedy zaś zatrzepotała powiekami, przekonała się, że górował nad nią, spoglądając nań w co najmniej pytający sposób.
Powstrzymała się od jakichkolwiek tłumaczeń, skupiona przede wszystkim na wzajemnej bliskości i wciąż targających nią emocjach. Cokolwiek myślał sobie Rafael, musiało mu to wystarczyć, bo nie odezwał się więcej nawet słowem, po prostu się w nią wpatrując, a ostatecznie nachylając nad nią po to, żeby musnąć wargami jej czoło. Wydęła usta, bo to zdecydowanie nie był ten rodzaj pieszczoty, którego mogłaby oczekiwać, demon jednak nie zwrócił na nią najmniejszej uwagi, nie pierwszy raz robiąc to, na co aktualnie mógłby mieć ochotę.
Zawahała się, przez krótką chwilę mając ochotę o coś zapytać – o jego emocje i wszystko to, co wydarzyło się między nimi – ale w ostatniej chwili się powstrzymała. Już nawet nie chodziło o sposób, w jaki demon reagował za każdym razem, kiedy zaczynała temat, który wiązał się ze zdolnościami odczuwania. Jeśli miała być ze sobą szczera, najzwyczajniej w świecie się bała, chociaż to wydawało się co najmniej pozbawione sensu. Wiedziała, że była jego pierwszą, o ile to nie było wierutnym kłamstwem, które zaserwował jej z sobie tylko znanych powodów, ale to jeszcze nie znaczyło, że miała dzięki temu łatwiej. Pewności siebie nie dodawał Elenie nawet fakt, że oboje mogliby czuć się równie nieporadnie, ucząc się czegoś zupełnie nowego, trochę jak dzieci, choć zarazem to porównanie wydało się dziewczynie dziwnie niefortunne.
Wciąż o tym myślała, kiedy ciepłe palce musnęły najpierw jej ramię, a później plecy. Właściwie nie zarejestrowała momentu, w którym Rafael jak gdyby nigdy nic wziął ją w ramiona, przygarniając do siebie w niemalże zaborczy sposób. Jego dłonie raz po raz musnęły to jej ręce, to znów plecy, zwłaszcza w okolicach miejsca, gdzie – jak sądziła – znajdowało się łączenie skrzydeł. Chwilami sama miała ochotę sięgnąć do białych, lekko pozłacanych piór, chcąc upewnić się, że te mogłyby być prawdziwe, ale znamienitą większość jej uwagi pochłaniał Rafa. Kiedy do tego wszystkiego przekonała się, że demon dosłownie nie odrywał od niej wzroku, dosłownie przeszywając spojrzeniem, ostatecznie pokusiła się o odwzajemnienie mu dokładnie tym samym. W pewnym momencie przestała nawet zwracać uwagę na to, że była naga, równie obojętna na panujący na zewnątrz chłód. Nie czuła jakichkolwiek związanych z pogodą niedogodności, a jedynie przyjemne ciepło, wydające się mieć swoje źródło gdzieś w jej wnętrzu.
Westchnęła, po czym bez słowa wtuliła się w męża, zamykając oczy.
Cokolwiek się działo, było jak najbardziej właściwe.
Cokolwiek się działo, tyko księżyc miał prawo to obserwować.
Rafael
W milczeniu wpatrywał się w Elenę. Leżała przy nim, milcząca i z zamkniętymi oczami, przez co tym trudniej było mu jednoznacznie ocenić, jakie targały nią emocje. To nie był pierwszy raz, kiedy miał z tym problem, czasami zastanawiając się, czy ta dziewczyna robiła mu to specjalnie, wielokrotnie kojarząc się demonowi z jedną, wielką i bardzo skomplikowaną mieszanką. Jakkolwiek by nie było, zrozumienie, co takiego działo się z jego własną żoną, bywało równie problematyczne, co i nadążenie za pragnieniami, które ta istota w nim wzbudzała.
Nie miał pojęcia, co i dlaczego poniosło ich z chwilą, w której znaleźli się tak blisko siebie. Jeszcze jakiś czas temu chciał tego uniknąć, nie wyobrażając sobie pozbawienia Eleny niewinności, zwłaszcza po słowach Amelie, która uświadomiła mu, że to jedyne, co uratowało dziewczynę po tym, co zrobiła jej Isobel. Problem polegał na tym, że – na litość bogini – miał do czynienia z własną żoną, w związku z czym trzymanie dziewczyny na dystans jawiło mu się jako coś co najmniej niewłaściwego. Wiedział, że należało do niego, nie wspominając o tym, że sama do niego lgnęła. Dalsze udawanie, że mogłaby być obojętna, wydawało się pozbawione sensu.
Dawno nie miał przed sobą kogoś aż tak delikatnego. Elena wydawała mu się wręcz eteryczna, łagodnie lśniąc i na jego oczach przeistaczając się w kogoś zupełnie innego. To wystarczyło, żeby wszelakie obawy zeszły gdzieś na dalszy plan, wyparte przede wszystkim przez wzajemne pożądanie – coś, co zdążył poznać i co okazało się o wiele bardziej intensywne, aniżeli wielokrotnie odczuwany przez demona gniew. W którymś momencie oboje zabrnęli za daleko, a on już nawet nie próbował się przed tymi uczuciami bronić, w pełni oddając się temu, co działo się pomiędzy nim a ufnie wtuloną, przesadnie wręcz ufającą mu Eleną.
W milczeniu wpatrywał się w nią, pozwalając, żeby ułożyła się tuż obok. Raz po raz wodził wzrokiem po jej ciele, próbując przypomnieć sobie, czy kiedykolwiek wcześniej fizyczność zrobiła na nim wrażenie. Był przyzwyczajony do pięknych kobiet – wszystkie nieśmiertelne takie były – ale tą jedną odróżniało to, że należała do niego. To, co zrobili, jedynie utwierdziło go w tym przekonaniu, sprawiając, że poczuł się po prostu dobrze. Oddała mu się w sposób, którego nikt inny nie zrobił, sam zresztą nie pozostał jej dłużny. Jeszcze jakiś czas temu podobny gest wydałby mu się nie do pomyślenia, jednak teraz pozostawał równie oczywisty, co i fakt, że mógłby specjalnie dla niej rozbić duszę. Z jakiegoś powodu oboje tak bardzo się potrzebowali i chociaż sama myśl o tym wciąż wydawała mu się czymś nieprawdopodobnym, komplikując sytuację, jednocześnie nie potrafił zmusić się do tego, żeby zacząć żałować.
Cokolwiek to było – przeznaczenie, fatum, coś jeszcze innego – nie widział powodu, dla którego którekolwiek z nich miałoby przed tym uciekać. Wręcz przeciwnie, chociaż o tym próbował nie myśleć, dochodząc do wniosku, że zadawanie pytań nie miało sensu. Elena była jego i to wystarczyło.
Musiało wystarczyć.
– Za co tak naprawdę mi dziękujesz? – zapytał cicho, nie mogąc się powstrzymać.
Ta jedna kwestia nie dawała mu spokoju, niezależnie od tego, czy dziewczyna miała ochotę o tym rozmawiać, czy może wręcz przeciwnie. Wpatrywał się w nią wyczekująco, nie pierwszy raz zwracając uwagę na to, jak blada, nieskazitelna skóra komponowała się z zalegającym dookoła śniegiem. Jasne, niemalże srebrzyste loki tworzyły wokół głowy złocistą aureolę, co również wydawało się demonowi właściwe. Miał przed sobą Światło w czystej postaci i chociaż ta perspektywa powinna go przerażać, czuł przede wszystkim nieopisaną ulgę. To, że mogliby być razem, wydawało się po prostu naturalne, sprawiając, że wszystkie zapiski, które znał i które wiązały się z powrotem oraz upadkiem Isobel, nabrały dla niego sensu.
Miał wrażenie, że minęła cała wieczność, zanim Elena zdecydowała się na niego spojrzeć. Nawet je oczy wydawały się inne, bardziej lśniące, być może przez złociste cętki, które niezmiennie dostrzegał wokół jej źrenic. Trudno było mu stwierdzić, w jakim była nastroju, ale z jakiegoś powodu odniósł wrażenie, że czuła się zażenowana – tylko trochę, jakby zrobiła coś, czego nie powinna, chociaż to przecież nie miało sensu.
– Za wszystko – odpowiedziała, jakby to była najoczywistsza rzecz dla świecie. – Ja…
– Dziwnie się czuję, kiedy zachowujesz się przy mnie w ten sposób – przyznał i wysilił się na blady uśmiech. – Wydajesz się… taka krucha, a to absolutnie do ciebie niepodobne – dodał, a dziewczyna uniosła brwi.
– W pozytywnym czy negatywnym sensie?
To pytanie sprawiło, że zabrzmiała bardziej jak ona, o wiele pewniejsza niż do tej pory. Co prawda to wciąż nie była ta rozpalona, energiczna Elena, którą znał, niemniej jej ton zabrzmiał o wiele bardziej stanowczo.
– Podoba mi się, kiedy jesteś taka delikatna – stwierdził zgodnie z prawdą, a ona prychnęła.
O, tak. To już zdecydowanie brzmiało jak Elena, na dodatek taka, która przy odrobinie starań mogłaby go zdenerwować. Nie miał pojęcia czy to dobrze, czy może wręcz przeciwnie, ale to w gruncie rzeczy nie miało dla Rafaela większego znaczenia – czuł się zbyt spokojny i pewny, żeby mogło być inaczej.
– Oczywiście, że tak – stwierdziła z nutką rezerwy dziewczyna. – Jeszcze jakbym do tego wszystkiego więcej się nie odzywała…
– Widzisz, jak dobrze zaczynamy się rozumieć? – rzucił zaczepnym tonem.
Spojrzała na niego z niedowierzaniem, dopiero po chwili pojmując, że mógłby sobie z niej żartować. Przez jej twarz przemknął cień, ale poza tym nie odezwała się nawet słowem, w zamian jak gdyby nigdy nic mocniej do niego przywierając. Pozwolił jej na to, znów zaczynając przesuwać dłonią po ramionach i plecach dziewczyny, raz po raz zahaczając palcami o skrzydła. Nigdy wcześniej nie widział czegoś takiego, nie tylko wręcz porażającego bielą i niewinnością, ale również swego rodzaju blaskiem, który go oszałamiał. Kimkolwiek była teraz Elena, bez wątpienia w niczym nie przypominała dawnej, na wpół ludzkiej siebie, przez co tym śmielej czuł się z perspektywą określania jej mianem anioła.
– Wciąż chciałabym latać – usłyszał i to wystarczyło, żeby wyrwać Rafaela z zamyślenia. – I niekoniecznie to miałam na myśli, kiedy prosiłam, żebyś mnie tego nauczył.
– Nie protestowałaś jakoś szczególnie, kiedy my… – Urwał, po czym wzruszył ramionami. – Jeśli sobie tego życzysz, możemy spróbować choćby teraz – stwierdził, a dziewczyna spojrzała na niego z powątpiewaniem, ale i swego rodzaju fascynacją.
– Tym razem nie zniknęły – zauważyła, po czym nagle wyprostowała się, ostrożnie siadając. Pozwolił jej na to, chociaż niechętnie, zdecydowanie lepiej czując się, kiedy tak po prostu trwała w jego objęciach. – To… O bogini, to jest takie dziwne! – wyrwało się Elenie, jednak demon tylko wywrócił oczami.
– Moje też przez większość czasu są, jeśli jeszcze tego nie zauważyłaś. Wszystko tak naprawdę należy od ciebie, więc…
– Mówisz tak, bo to dla ciebie normalne – przerwała mu niemalże urażonym tonem. Przechyliła głowę, uważnie wpatrując się w skrzydła; jej oczy wydawały się błyszczeć, zdradzając narastające z każdą kolejną sekundą podekscytowanie. – Boję się, że znowu mi uciekną, jeśli tylko spróbuję nimi ruszyć. Albo zniknął w trakcie lotu, kiedy… Nie, to nawet brzmi niedorzecznie: latanie w moim przypadku. – Urwała i zamilkła, nagle markotniejąc. Zmiana w jej zachowaniu wydala mu się co najmniej zastanawiająca, zresztą tak jak i spojrzenie, które posłała mu w następnej chwili. – Ja… Co tak naprawdę to oznacza, Rafa? Jestem tym cholernym światłem czy… A nawet jeśli, to co w związku z tym?
Wyczuł wyraźnie pobrzmiewające w jej głosie obawy, których pomimo usilnych starań nie był w stanie zignorować. Sama Elena wydawała się mieć problem z tym, żeby zebrać myśli, a tym bardziej zapanować nad odczuwanym niepokojem. To sprawiło, że wydała mu się jeszcze bardziej krucha i niepewna, chociaż nie sądził, że to w ogóle możliwe. Co więcej, pomimo tego, że taki stan rzeczy początkowo przypadł mu do gustu, jakaś jego cząstka zapragnęła zrobić wszystko, byleby tylko poprawić dziewczynie nastrój.
Problem w tym, że nie był wstanie tak po prostu tego zrobić… A przynajmniej nie w takim stopniu, jak Elena mogłaby oczekiwać.
– Nie mam pojęcia – stwierdził zgodnie z prawdą. To wydawało się mimo wszystko lepsze, niż gdyby miał spróbować ją okłamywać. Czuł, że dzięki temu żadne z nich nie poczułoby się lepiej, a przecież nie o to chodziło. – Ale za to mogę pomóc ci w czymś innym… Chodź, lilan – zaproponował, nie widząc powodu, dla którego miałby tłumaczyć cokolwiek więcej.
W pierwszym odruchu spojrzała na niego z powątpiewaniem, wydając się chętna, żeby zadać pytania, ale ostatecznie tego nie zrobiła. W zamian doszukał się w spojrzeniu dziewczyny zrozumienia i swego rodzaju obawy, ostatecznie jednak skinęła głową, tym samym wydając się przystawać na wszystko, czego mógłby od niej oczekiwać.
– Jeśli znowu spadnę, zabiję cię – zapowiedziała niemalże słodkim tonem.
Rafael jedynie wywrócił oczami, przy okazji utwierdzając się w przekonaniu, że Elena dobrze zrozumiała, co właśnie jej oferował.
Skoro tak bardzo tego chciała, równie dobrze mógł w końcu pokazać jej jak się lata.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa