14 grudnia 2016

Trzydzieści siedem

Elena
Nie miała pojęcia, co i w jaki sposób powinna zrobić. Choć początkowo chciała zawierzyć w słowa Rafaela, powtarzając sobie, że kiedy nadejdzie odpowiedni moment, wtedy znajdzie rozwiązanie, szybko przekonała się, że to wcale nie miało być takie proste. Co więcej, w przeciwieństwie do lekcji walki, te najzwyczajniej w świecie zaczęły ją nudzić, podsycając już i tak odczuwana przez Elenę frustrację, a jakby tego było mało…
– Musisz mi się tak przez cały czas przyglądać? – zniecierpliwiła się, nie po raz pierwszy zaczynając tracić cierpliwość. Jeśli milczenie miało być pomocą, równie dobrze mogła posiedzieć w ciszy w pokoju. – Rafael, do cholery…
– Czekam aż cię olśni – stwierdził niemalże pogodnym tonem. – Ale nie śpiesz się… W tym wypadku akurat mamy czas – dodał z przekonaniem, ale wcale nie poczuła się dzięki jego słowom lepiej.
Nie rozumiała, dlaczego musieli siedzieć na zewnątrz, tym bardziej, że w ogrodzie nie było niczego, co mogłoby okazać się pomocne – przynajmniej z jej perspektywy. Przez jakiś czas krążyła tam i z powrotem, czując się jak kompletna idiotka, kiedy zaczęła zaciskać powieki, bezskutecznie próbując się skoncentrować. Co prawda nie widziała, żeby Rafael albo Miriam musieli specjalnie się wysilać, by przywołać skrzydła (nie żeby często pojawiali się w bardziej ludzkiej postaci), ale podejrzewała, że wszystko zależało właśnie od koncentracji. Musiała poszukać… czegoś w sobie, o ile naturalnie Rafa miał rację i faktycznie mogła liczyć na jakieś nadnaturalne zdolności, a już zwłaszcza skrzydła. Podejrzewała, że początki zawsze bywały trudne, ale fakt, że nie miała żadnego punktu zaczepienia, a jej rzekome wsparcie ograniczało się do cynicznego, pewnego siebie demona, efekt był… dość marny.
Wypuściła powietrze ze świstem, gotowa przysiąc, że prędzej nabawi się migreny niż osiągnie cokolwiek. W którymś momencie usiadła na ziemi, obojętna na panujący na zewnątrz chłód i delikatny szron, który pokrywał dawno uschniętą trawę. Nie czuła zimna, co bez wątpienia było znaczącym atutem, ale nie potrafiła należycie takiego stanu rzeczy docenić. Cholera, umarła i wróciła jako istota, której nikt nie był w stanie sensownie opisać – i to łącznie z nią samą. Spoglądając na sytuację z tej perspektywy, to wyglądało co najmniej nieciekawie.
– Miałeś mi pomóc – przypomniała z rezerwą. – Jak na razie tylko mnie rozpraszasz, a to trochę przeczy twoim obietnicom…
– Już się poddajesz? – Kiedy zatrzepotała powiekami, żeby na niego spojrzeć, przekonała się, że uśmiechał się w nieco cyniczny sposób. – Sądziłem, że najpierw sama będziesz chciała coś wymyślić, ale skoro uważasz, że jednak potrzebujesz pomocy… – zaczął niemalże pobłażliwym tonem, ale nawet nie zamierzała tego słuchać.
– Wracam do domu – zagroziła, planują się podnieść.
Nie wyczuła, żeby się poruszył, a jednak jego ramiona owinęły się wokół niej tak niespodziewanie, że z wrażenia aż zabrakło jej tchu. Fakt, że zaraz po otwarciu oczu dostrzegła twarz demona zaledwie kilka centymetrów od swojej własnej, również nie ułatwił Elenie zadania, wręcz sprawiając, że serce dziewczyny niemalże wyrwało się z piersi.
– I co teraz? Straciłaś na czujności…
Kiedyś pomyślałaby, że faktycznie ją sprawdzał i że najpewniej miał mieć o taki stan rzeczy pretensje, ale tym razem sytuacja była inna. Zadrżała niekontrolowanie, porażona wzajemną bliskością, odczuwanym przyciąganiem oraz narastającym z każdą kolejną sekundą pragnieniem, żeby przesunąć się bliżej i móc go pocałować. Oddychała szybko, niemalże spazmatycznie, coraz bardziej poirytowana tym, jak na nią działał. W tamtej chwili nie liczyło się ani to, że Rafa najpewniej doskonale bawił się jej kosztem, a tym bardziej, że mieli coś konkretnego do zrobienia. Wciąż ją do siebie przyciągał, a jakby tego było mało…
… znowu zaczęła odczuwać pragnienie.
Spodziewała się naprawdę wielu rzeczy, ale to odkrycie na dłuższa chwilę wytrąciło dziewczynę z równowagi. Ledwo powstrzymała sfrustrowany jęk, przez krótką chwilę czując się, jakby ktoś z całej siły zdzielił ją czymś ciężkim po głowie. O bogini, zdecydowanie nie tego się spodziewała! Nie sądziła, że akurat w tej chwili będzie musiała po raz kolejny męczyć się z narastającym stopniowo łaknieniem. Miała wrażenie, że głód towarzyszył jej teraz zdecydowanie zbyt często, a jakby tego było mało, wszystko wskazywało, że wrócili do punktu wyjścia – wciąż rwała się do tego, żeby pić tylko i wyłącznie z niego, nie wyobrażając sobie, że miałaby zadowolić się czymś innym.
– Elena? – usłyszała, ale zdołała jedynie potrząsnąć głową, w następnej sekundzie stanowczo oswabadzając się z jego uścisku.
Nie była pewna, kiedy ostatnim razem go odepchnęła – chyba przed wspólną nocą w Forks, kiedy wprost określili wzajemne uczucia – to zresztą wydawało się najmniej istotną kwestią. Wiedziała jedynie, że Rafael skrzywił się, po czym rzucił jej co najmniej skonsternowane spojrzenie, bynajmniej nieusatysfakcjonowany takim traktowaniem.
– Wybacz – rzuciła i zawahała się na dłuższą chwilę. Przełknęła z trudem, bezskutecznie próbując doprowadzić się do porządku. – Ja po prostu… – Wzruszyła ramionami, sama niepewna, co takiego powinna mu powiedzieć.
– Co się stało? – Mimowolnie skrzywiła się, słysząc niemalże gniewną nutę w jego głosie. Co prawda jak zwykle panował nad sobą wystarczająco dobrze, by miała trudności z określeniem konkretnych emocji, ale niepewności i tak zaczynała dawać się dziewczynie we znaki. – Powiedz, że nic, a przysięgam, że…
– Po prostu jestem zmęczona – odpowiedziała zdecydowanie zbyt szybko, by mieć szansę go przekonać.
Wiedziała, że tak po prostu jej nie puści, z kolei sposób, w jaki chwycił ją wpół, ledwo tylko spróbowała się przesunąć, dodatkowo utwierdził Elenę w tym przekonaniu. Skrzywiła się, w pierwszy odruchu mając w planach raz jeszcze się wyrwać, ale Rafa nie pozwolił na to, jak gdyby nigdy nic ujmując twarz dziewczyny w obie dłonie. Nie mając innego wyboru, chcąc nie chcąc spojrzała mu w oczy, w tamtej chwili już całkowicie pewna, że zorientował się w czym leżał problem.
– Ach… – Myślała, że trafi ją szlag, kiedy do tego wszystkiego się uśmiechnął. – Znowu? – zapytał, ale nie zabrzmiało to tak, jakby miał o taki stan rzeczy pretensje.
– Najwyraźniej ta twoja krew wcale nie jest taka dobra – mruknęła, ale w odpowiedzi na jej słowa wyłącznie wywrócił oczami.
– Jesteś młoda – przypomniał. Kiedy słyszała pobrzmiewającą w jego głosie pewności, naprawdę była skłonna uwierzyć, że dobrze wiedział o czym mówi. – To normalne, jasne? Po prostu, na wrota piekielne, zacznij mi o takich rzeczach mówić, zanim… – zaczął, ale nie pozwoliła mu skończyć.
– Zanim znowu mi odbije i spróbuje dokonać małej masakry? – zapytała przesadnie słodkim tonem.
Serafin jedynie wywrócił oczami.
– Mała masakra w tę czy we w tę…
– Rafael!
Tym razem zdołała oswobodzić się z jego uścisku, szybkim krokiem kierując się w stronę domu. Podążył za nią spokojnym, ludzkim krokiem, z zaciekawieniem obserwując jak dosłownie wpadł do przedsionka, z miejsca kierując się do kuchni. W przejściu w pośpiechu minęła się z Emmettem, co dodatkowo zmotywowało Elenę, żeby jednak przyśpieszyć, bo konieczność tłumaczenia albo słuchania złośliwości stanowiła ostatnie, czego oczekiwała.
– Hm… Wzięło cię na gotowanie? – rzucił zaczepnym tonem Rafa, kiedy szarpnięciem otworzyła lodówkę, nie po raz pierwszy w ostatnim czasie decydując się wydobyć przeźroczysty, plastikowy woreczek z krwią.
– Chciałbyś.
Zacisnęła usta. Czy fakt, że potrafiła całkiem wprawnie przelać osokę do kubka, a później podgrzać ją w mikrofali, można było określić mianem gotowania…?
Przestała o tym myśleć, przez krótką chwilę musząc walczyć z samą sobą, żeby od razu nie rozerwać opakowania, by móc wypić krew na zimno. Skrzywiła się na samą myśl o tym, choć sama nie była pewna, czy w tamtej chwili w grę wchodziło obrzydzenie, czy może wciąż odczuwany głód. Jej wzrok raz po raz uciekał ku Rafaelowi, choć starała się nad tym zapanować. Świadomość tego, że bez wahania pozwoliłby jej się z siebie napić, gdyby tylko wyraziła taką chęć, nie pomagała, a jakby tego było mało…
– Nie wiem, dlaczego się katujesz – stwierdził z namysłem jej mąż, uważnie obserwując kolejne ruchy krążącej po kuchni dziewczyny. Widok go w tym miejscu, na dodatek opierającego się o blat, wydawał się co najmniej nienaturalny, zwłaszcza w zestawieniu z parą okazałych, czarnych skrzydeł. – Jak nie zwierzęta, to…
– Skończyłeś już może?! – niemalże warknęła, coraz bardziej zniecierpliwiona.
Szlag, naprawdę musiał ją kusić?! Zawsze bezbłędnie wynajdował sposoby na to, żeby choć trochę się z nią podroczyć, niezależnie od tego, czy miała na to ochotę. Zdążyła się do tego przyzwyczaić, ale w obecnej sytuacji w naturalny sposób puszczały jej nerwy, tym bardziej, że przez ostatnie dni żyła w stresie, bezskutecznie próbując przywyknąć do nowej sytuacji. Już i tak czuła się dziwnie z tym, że nie musieli się ukrywać, przynajmniej teoretycznie, bo z dwojga złego wolała spędzać z Rafą czas sam na sam, żeby zaoszczędzić i sobie, i jemu wymownych spojrzeń. Wiedziała, że przebywanie w tym miejscu go męczyło i że prędzej czy później będą musieli coś z tym stanem rzeczy zrobić, ale przynajmniej tymczasowo nie miała pomysłu. Najpierw chciała dojść do siebie i stwierdzić, czy w ogóle powinna sobie udać, co przy wciąż powracającym pragnieniu raczej nie miało nastąpić szybko.
Demon nie odpowiedział, ale nie próbowała na niego naciskać. Odwróciła się do Rafaela plecami, w nadziei na to, że w ten sposób powstrzyma się przed dalszym zerkaniem w jego stronę. W zamian wróciła do przygotowania krwi, chcąc jak najszybciej się napić, a potem…
– Ups.
Początkowo nie zrozumiała, czego tak naprawdę dotyczyła jego reakcja – jakże wymowna, chociaż nie miała pewności, co takiego w tamtej chwili chodziło serafinowi po głowie. Zrozumienie pojawiło się z chwilą, w której w nozdrza uderzył ją aż nazbyt znajomy, charakterystyczny zapach, o wiele intensywniejszy niż ten, który wydzielał jej niedoszły, odgrzewany posiłek. Z wrażenia omal nie upuściła naczynia z krwią, w pośpiechu odwracając się ku Rafaelowi i mając ochotę porządnie mu przyłożyć, kiedy zorientowała się, co takiego miało miejsce.
Nie miała pewności, kiedy tak naprawdę znalazł się bliżej niej, jakimś cudem znajdując porzucony gdzieś na blacie kuchenny nóż. Jakkolwiek by jednak nie było, pozostawała absolutnie świadoma tego, że z pełną premedytacją zaciął się ostrzem, otwierając na dłoni może i nie głęboką, ale dość obficie krwawiącą ranę. Aż zachłystnęła się powietrzem, zdolna już tylko stać i bezmyślnie wpatrywać się w ślady czerwieni, w głowie mając tylko i wyłącznie to, że Rafael za moment i tak się zaleczy…
Chyba, że przeciągnęłaby językiem po śladzie cięcia, żeby utrudnić gojenie.
– Ty… – wyrwało jej się. W tamtej chwili sama nie była pewna czy powinna się śmiać, czy może płakać. – Ty cholerny…
– Brzmi nieszczególnie miło, lilan – stwierdził, wywracając oczami. Zaraz po czym odchylił dłoń w taki sposób, żeby jeszcze wyraźniej widziała krew. – Chcesz? Chociaż… ty już chyba masz coś lepszego, nie? – dodał, nie szczędząc sobie sarkazmu.
Miała wielką ochotę kazać mu iść do diabła, ale ostatecznie nie zająknęła się na ten temat nawet słowem. W zamian z gardła wyrwał jej się nieco zdławiony jęk, a zaraz po tym – nie zastanawiając się nad tym, co i dlaczego robi – błyskawicznie zmaterializowała się przy demonie, wciąż z uporem wpatrując się w ślady krwi na jego skórze. Kiedyś nie byłeś taki chętny, żeby co chwilę otwierać sobie żyły, pomyślała mimochodem, ale nie skomentowała tego stanu rzeczy w żaden sposób, skoncentrowana tylko i wyłącznie na głodzie – oraz na tym, że Rafael na własne życzenie dawał jej sposób, żeby go zaspokoić. Już wcześniej zdążyła zorientować się, że zawartość jego żył działała na nią jak narkotyk, z koi teraz…
Och, jakimś cudem było jeszcze gorzej.
– Nienawidzę cię – mruknęła, ale nawet nie próbował udawać, że bierze jej słowa na poważnie.
Westchnęła, po czym po prostu mu się poddała, ignorując pokrwawioną dłoń na rzecz możliwości wgryzienia się w odsłonięte gardło nieśmiertelnego. Przyciągnął ją do siebie, już chyba z przyzwyczajenia unosząc, żeby było jej łatwiej. Zadrżała przez nadmiar emocji, w równym stopniu podekscytowana, co i zła na siebie za to, że kolejny raz rozwiązywali problem w ten sposób, ale nic nie mogła poradzić na wpływ, który na niej wywierał. Czuła, że to błąd za który prędzej czy później przynajmniej jej miało przyjść zapłacić, ale w egoistyczny sposób nie potrafiła odmawiać sobie nie tyle wzajemnej bliskości, co kolejnej okazji, żeby skosztować tej konkretnej krwi.
Oddech Eleny przyśpieszył, zresztą tak jak i puls, chociaż nie sądziła, że w jej przypadku to w ogóle możliwe. Pomijając możliwość pica bezpośrednio z jego żył, co samo w sobie przyprawiało ją o zawroty głowy, poczuła również coś innego – pożądanie, które wcześniej pojawiało się już wielokrotnie, chociaż Rafael nigdy nie zwrócił na nie najmniejszej choćby uwagi. To było szalone, że pomimo ślubu do tej pory nie byli razem, poza tym coraz bardziej dawało się Elenie we znaki. Co prawda teraz, kiedy przebywali pod jednym dachem z całą jej rodziną, to zdecydowanie nie było dobrym pomysłem, ale mimo wszystko…
– Ja pierdolę, dalej to robicie? – usłyszała jakby z oddali, ale to i tak wystarczyło, żeby z wrażenia prawie się przewróciła. – Pomijając, że już wam mówiłam, że to zły pomysł… to może przynajmniej znajdźcie sobie jakiś pokój, hm?
Żeby szukać pokoju, na początek zawsze warto mieć męża, który wie, co tej sypialni robić…, pomyślała z przekąsem, wciąż jeszcze oszołomiona. Dopiero po chwili przyszło jej do głowy, że za którymś razem jednak Miriam zabije.
Rafael wydał z siebie przeciągłe westchnienie, po czym spojrzał na siostrę z irytacją. Stała w progu, jakby od niechcenia opierając się o framugę i sprawiając wrażenie w pełni rozluźnionej. W domu bywała rzadko, a Elena mogła tylko zgadywać, gdzie ta demonica spędzała większość czasu, najpewniej pojawiając się tylko i wyłącznie dlatego, że Rafa mógł sobie tego życzyć. Co prawda wątpiła, żeby wzywał ją akurat teraz, ale Mirze najwyraźniej to nie przeszkadzało, nie wspominając o tym, że jej wyczucie bywało… naprawdę wyjątkowe pod wieloma kwestiami. Innymi słowy, dobrze wiedziała, kiedy i w jaki sposób się pojawić, żeby doprowadzić wszystkich wokół do szału.
– Mało ci wrażeń, Mira? – wycedził przez zaciśnięte zęby Rafael, ale nawet nie ruszył się z miejsca, żeby jakkolwiek swoje groźby podkreślić.
– Nieszczególnie. – Wzruszyła ramionami, po czym wyprostowała się, żeby swobodnie móc wejść do kuchni. – Powiedziałabym, że wręcz przeciwnie… Nie wiem, co wciąż tutaj robimy, bracie – stwierdziła zgodnie z prawdą. – Nie żeby coś, ale chyba nie zamierzamy siedzieć w Mieście Nocy i udawać, że jest dobrze, nie?
Rafa wywrócił oczami, wyraźnie poirytowany.
– Jak długo ja będę sobie tego życzył, właśnie tak wygląda plan. Nie, skoro Elena… – Urwał, po czym przeniósł wzrok na dziewczynę. Miło wiedzieć, że pamiętasz, że jestem tutaj osobiście… – Na razie ją uczę, chociaż niekoniecznie muszę ci się z tego tłumaczyć.
– Ssania? – zapytała Mira z olśniewającym uśmiechem.
Gdyby wzrok zabiła, w tamtej chwili na pewno byłaby martwa. Co więcej, to niekoniecznie Rafael miałby ją na sumieniu.
– Wiesz co, lilan? Jeśli dalej jesteś głodna, możesz ją zjeść – mruknął, a Miriam zaśmiała się nieco nerwowo.
– Oho, już to widzę! – zadrwiła i zamierzała dodać coś jeszcze, ale spojrzenie brata utwierdziło ją w przekonaniu, że to nienajlepszy pomysł. Drgnęła, przez krótką chwilę wyglądając na chętną, żeby się wycofać, ale z jakiegoś powodu tego nie zrobiła. – Wracając do tematu, to dalej uważam, że ona powinna zacząć mieszać krew. Nie możesz jej do siebie uzależnić – dodała z naciskiem.
– Dlaczego nie? – Ton Rafaela wyraźnie sugerował, że demon nie widział w takim stanie rzeczy najmniejszego nawet problemu. – Jest moja, a ja dam jej wszystko, czego będzie potrzebowała.
– Nie zapędzasz się troszeczkę? – wtrąciła, nie mogąc się powstrzymać.
Już raz przechodzili przez podobną rozmowę i wtedy miała ochotę go zabić, czy może raczej porządnie przyłożyć. Tak czy inaczej, ani wtedy, ani tym bardziej teraz Elenie nie podobał się przesadny entuzjazm Rafaela do tego, żeby stać się jedyną osobą, która mogłaby zapewnić jej przetrwanie. Wiedziała, że demon miał dość skomplikowany tok rozumowania, jeśli chodziło o kwestię „posiadania” żony, ale mimo wszystko…
– Nie powiesz mi, że tobie ten stan rzeczy też nie jest na rękę – zauważył przytomnie Rafa. – Gdyby nie moja krew… Sama najlepiej wiesz – dodał, a ona westchnęła.
– Nie o to chodzi.
Uniósł brwi, najpewniej zamierzając drążyć temat, ale Miriam nie dała mu po temu okazji, ponownie decydując się wtrącić:
– Z góry zastrzegam, że nie zamierzam jej karmić, jeśli znowu gdzieś wybędziesz. Zresztą pewnie i tak nie mogłabym, bo jeśli za bardzo się zapędzicie… – Urwała, po czym wzruszyła ramionami. – Ja wiem, wiem… Kochacie się i w ogóle jest cudownie, ale nie możesz jej za sobą wszędzie ciągać.
– Założymy się? – mruknął, ale tym razem zabrzmiał o wiele mniej pewnie. – W porządku, to może być problematyczne… Ale co w związku z tym? – zapytał, a po jego tonie Elena poznała, że już miał jakiś konkretny pomysł.
– Więc… No, dajcie spokój. Elena to jedna wielka królowa dram, jeśli chodzi o relacje z facetami – rzuciła niemalże pogodnie Mira.
– A co to niby miało znaczyć? – wyrwało się samej zainteresowanej.
Bezwiednie zacisnęła dłonie w pięści, naprawdę mając ochotę komuś przyłożyć. Nie miała pewności, czy to również miało związek z tym, kim była, ale podejrzewała, że nawet pozostając w połowie nieśmiertelną nie zachowałaby się lepiej. Teraz po prostu miałaby dodatkowe usprawiedliwienie na próbę skopania Mirze tyłka, nie wspominając o tym, że w takiej postaci w końcu miałaby cień szansy, żeby to zrobić i wyjść z ewentualnego starcia w jednym kawałku.
– Hm… Sama wiesz. – Demonica rzuciła jej znaczące spojrzenie, ale ostatecznie jej wzrok skoncentrował się na bracie. – Znamy jakiegoś tłuka, który z własnej woli otworzy sobie dla niej żyły…?
– Jasne, że znamy – podchwycił Rafael. – Szczerze powiedziawszy, ten pomysł wydaje mi się coraz lepszy – dodał, a Miriam się uśmiechnęły.
– Mam swoje momenty. A tak swoją drogą…
Elena jęknęła, coraz bardziej sfrustrowana.
– Jaja sobie robicie?! – nie wytrzymała, ale również jej myśli jak na zawołanie powędrowały… do Aldero, chociaż zdecydowanie tego nie chciała. Jakby tego było mało, w pamięci wciąż miała moment, w którym faktycznie skosztowała krwi wampira, pod wpływem impulsu decydując się go ukąsić po kłótni w apartamentowcu. – Nie! Czy ja w ogóle mam tutaj coś do powiedzenia? – dodała, bo oba demony spojrzały na nią jakby od niechcenia.
– Niekoniecznie – rzuciła jakże pocieszającym tonem Mira.
Elena zmierzyła nieśmiertelną wzrokiem, sama niepewna, co takiego chciała w ten sposób osiągnąć. Jakby tego było mało, odniosła wrażenie, że Miriam nieznacznie się zmieszała, jakby coś w samej tylko rozmowie o Aldero ją drażniło albo… Och, to było głupie, poza tym dziewczyna sama nie była pewna w jaki sposób interpretować emocje kogoś tak skomplikowanego, jak istota, która mogłaby czerpać dziką przyjemność z dręczenia innych.
Rafa nie odezwał się nawet słowem, ale to wydawało się zbędne. Potrząsnęła z niedowierzaniem głową, wciąż mając ochotę protestować, aż nazbyt świadoma tego, że raniła kuzyna wystarczająco wiele razy. W zasadzie nie widziała go od dnia balu, a to również o czymś świadczyło, bo bez wątpienia wiedział, że wróciła do świata żywych. Wcześniej nie zwróciła na to uwagi, ale kiedy Miriam w mniej lub bardziej świadomy sposób przypomniała jej o niedokończonych sprawach, na dodatek skomplikowanych, skoro wiązały się z uczuciami…
Cholera.
– Ja… Och, dobra! Ale sama z nim pogadam – zapowiedziała, wyrzucając obie ręce ku górze w poddańczym geście. – Sama – powtórzyła z naciskiem. – Trzymać mi się od niego z daleka, jasne?
Sądząc po spojrzeniach, które otrzymała w odpowiedzi, to wcale nie musiało być takie oczywiste.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa