Elena
Nie miała pojęcia, co i w jaki
sposób powinna zrobić. Choć początkowo chciała zawierzyć w słowa Rafaela,
powtarzając sobie, że kiedy nadejdzie odpowiedni moment, wtedy znajdzie
rozwiązanie, szybko przekonała się, że to wcale nie miało być takie proste. Co
więcej, w przeciwieństwie do lekcji walki, te najzwyczajniej w świecie
zaczęły ją nudzić, podsycając już i tak odczuwana przez Elenę frustrację, a jakby
tego było mało…
– Musisz mi
się tak przez cały czas przyglądać? – zniecierpliwiła się, nie po raz pierwszy
zaczynając tracić cierpliwość. Jeśli milczenie miało być pomocą, równie dobrze
mogła posiedzieć w ciszy w pokoju. – Rafael, do cholery…
– Czekam aż
cię olśni – stwierdził niemalże pogodnym tonem. – Ale nie śpiesz się… W tym
wypadku akurat mamy czas – dodał z przekonaniem, ale wcale nie poczuła się
dzięki jego słowom lepiej.
Nie
rozumiała, dlaczego musieli siedzieć na zewnątrz, tym bardziej, że w ogrodzie
nie było niczego, co mogłoby okazać się pomocne – przynajmniej z jej
perspektywy. Przez jakiś czas krążyła tam i z powrotem, czując się
jak kompletna idiotka, kiedy zaczęła zaciskać powieki, bezskutecznie próbując
się skoncentrować. Co prawda nie widziała, żeby Rafael albo Miriam musieli
specjalnie się wysilać, by przywołać skrzydła (nie żeby często pojawiali się w bardziej
ludzkiej postaci), ale podejrzewała, że wszystko zależało właśnie od
koncentracji. Musiała poszukać… czegoś w sobie, o ile naturalnie Rafa
miał rację i faktycznie mogła liczyć na jakieś nadnaturalne zdolności, a już
zwłaszcza skrzydła. Podejrzewała, że początki zawsze bywały trudne, ale fakt,
że nie miała żadnego punktu zaczepienia, a jej rzekome wsparcie
ograniczało się do cynicznego, pewnego siebie demona, efekt był… dość marny.
Wypuściła
powietrze ze świstem, gotowa przysiąc, że prędzej nabawi się migreny niż
osiągnie cokolwiek. W którymś momencie usiadła na ziemi, obojętna na
panujący na zewnątrz chłód i delikatny szron, który pokrywał dawno
uschniętą trawę. Nie czuła zimna, co bez wątpienia było znaczącym atutem, ale
nie potrafiła należycie takiego stanu rzeczy docenić. Cholera, umarła i wróciła
jako istota, której nikt nie był w stanie sensownie opisać – i to
łącznie z nią samą. Spoglądając na sytuację z tej perspektywy, to
wyglądało co najmniej nieciekawie.
– Miałeś mi
pomóc – przypomniała z rezerwą. – Jak na razie tylko mnie rozpraszasz, a to
trochę przeczy twoim obietnicom…
– Już się
poddajesz? – Kiedy zatrzepotała powiekami, żeby na niego spojrzeć, przekonała
się, że uśmiechał się w nieco cyniczny sposób. – Sądziłem, że najpierw sama
będziesz chciała coś wymyślić, ale skoro uważasz, że jednak potrzebujesz
pomocy… – zaczął niemalże pobłażliwym tonem, ale nawet nie zamierzała tego
słuchać.
– Wracam do
domu – zagroziła, planują się podnieść.
Nie
wyczuła, żeby się poruszył, a jednak jego ramiona owinęły się wokół niej
tak niespodziewanie, że z wrażenia aż zabrakło jej tchu. Fakt, że zaraz po
otwarciu oczu dostrzegła twarz demona zaledwie kilka centymetrów od swojej
własnej, również nie ułatwił Elenie zadania, wręcz sprawiając, że serce
dziewczyny niemalże wyrwało się z piersi.
– I co
teraz? Straciłaś na czujności…
Kiedyś pomyślałaby,
że faktycznie ją sprawdzał i że najpewniej miał mieć o taki stan
rzeczy pretensje, ale tym razem sytuacja była inna. Zadrżała niekontrolowanie,
porażona wzajemną bliskością, odczuwanym przyciąganiem oraz narastającym z każdą
kolejną sekundą pragnieniem, żeby przesunąć się bliżej i móc go pocałować.
Oddychała szybko, niemalże spazmatycznie, coraz bardziej poirytowana tym, jak
na nią działał. W tamtej chwili nie liczyło się ani to, że Rafa najpewniej
doskonale bawił się jej kosztem, a tym bardziej, że mieli coś konkretnego
do zrobienia. Wciąż ją do siebie przyciągał, a jakby tego było mało…
… znowu
zaczęła odczuwać pragnienie.
Spodziewała
się naprawdę wielu rzeczy, ale to odkrycie na dłuższa chwilę wytrąciło
dziewczynę z równowagi. Ledwo powstrzymała sfrustrowany jęk, przez krótką
chwilę czując się, jakby ktoś z całej siły zdzielił ją czymś ciężkim po
głowie. O bogini, zdecydowanie nie tego się spodziewała! Nie sądziła, że
akurat w tej chwili będzie musiała po raz kolejny męczyć się z narastającym
stopniowo łaknieniem. Miała wrażenie, że głód towarzyszył jej teraz
zdecydowanie zbyt często, a jakby tego było mało, wszystko wskazywało, że
wrócili do punktu wyjścia – wciąż rwała się do tego, żeby pić tylko i wyłącznie
z niego, nie wyobrażając sobie, że miałaby zadowolić się czymś innym.
– Elena? –
usłyszała, ale zdołała jedynie potrząsnąć głową, w następnej sekundzie
stanowczo oswabadzając się z jego uścisku.
Nie była
pewna, kiedy ostatnim razem go odepchnęła – chyba przed wspólną nocą w Forks,
kiedy wprost określili wzajemne uczucia – to zresztą wydawało się najmniej
istotną kwestią. Wiedziała jedynie, że Rafael skrzywił się, po czym rzucił jej
co najmniej skonsternowane spojrzenie, bynajmniej nieusatysfakcjonowany takim
traktowaniem.
– Wybacz –
rzuciła i zawahała się na dłuższą chwilę. Przełknęła z trudem,
bezskutecznie próbując doprowadzić się do porządku. – Ja po prostu… – Wzruszyła
ramionami, sama niepewna, co takiego powinna mu powiedzieć.
– Co się stało?
– Mimowolnie skrzywiła się, słysząc niemalże gniewną nutę w jego głosie.
Co prawda jak zwykle panował nad sobą wystarczająco dobrze, by miała trudności z określeniem
konkretnych emocji, ale niepewności i tak zaczynała dawać się dziewczynie
we znaki. – Powiedz, że nic, a przysięgam, że…
– Po prostu
jestem zmęczona – odpowiedziała zdecydowanie zbyt szybko, by mieć szansę go
przekonać.
Wiedziała,
że tak po prostu jej nie puści, z kolei sposób, w jaki chwycił ją
wpół, ledwo tylko spróbowała się przesunąć, dodatkowo utwierdził Elenę w tym
przekonaniu. Skrzywiła się, w pierwszy odruchu mając w planach raz
jeszcze się wyrwać, ale Rafa nie pozwolił na to, jak gdyby nigdy nic ujmując
twarz dziewczyny w obie dłonie. Nie mając innego wyboru, chcąc nie chcąc
spojrzała mu w oczy, w tamtej chwili już całkowicie pewna, że
zorientował się w czym leżał problem.
– Ach… –
Myślała, że trafi ją szlag, kiedy do tego wszystkiego się uśmiechnął. – Znowu?
– zapytał, ale nie zabrzmiało to tak, jakby miał o taki stan rzeczy
pretensje.
–
Najwyraźniej ta twoja krew wcale nie jest taka dobra – mruknęła, ale w odpowiedzi
na jej słowa wyłącznie wywrócił oczami.
– Jesteś
młoda – przypomniał. Kiedy słyszała pobrzmiewającą w jego głosie pewności,
naprawdę była skłonna uwierzyć, że dobrze wiedział o czym mówi. – To
normalne, jasne? Po prostu, na wrota piekielne, zacznij mi o takich
rzeczach mówić, zanim… – zaczął, ale nie pozwoliła mu skończyć.
– Zanim
znowu mi odbije i spróbuje dokonać małej masakry? – zapytała przesadnie
słodkim tonem.
Serafin
jedynie wywrócił oczami.
– Mała
masakra w tę czy we w tę…
– Rafael!
Tym razem
zdołała oswobodzić się z jego uścisku, szybkim krokiem kierując się w stronę
domu. Podążył za nią spokojnym, ludzkim krokiem, z zaciekawieniem
obserwując jak dosłownie wpadł do przedsionka, z miejsca kierując się do
kuchni. W przejściu w pośpiechu minęła się z Emmettem, co
dodatkowo zmotywowało Elenę, żeby jednak przyśpieszyć, bo konieczność
tłumaczenia albo słuchania złośliwości stanowiła ostatnie, czego oczekiwała.
– Hm…
Wzięło cię na gotowanie? – rzucił zaczepnym tonem Rafa, kiedy szarpnięciem
otworzyła lodówkę, nie po raz pierwszy w ostatnim czasie decydując się
wydobyć przeźroczysty, plastikowy woreczek z krwią.
– Chciałbyś.
Zacisnęła
usta. Czy fakt, że potrafiła całkiem wprawnie przelać osokę do kubka, a później
podgrzać ją w mikrofali, można było określić mianem gotowania…?
Przestała o tym
myśleć, przez krótką chwilę musząc walczyć z samą sobą, żeby od razu nie
rozerwać opakowania, by móc wypić krew na zimno. Skrzywiła się na samą myśl o tym,
choć sama nie była pewna, czy w tamtej chwili w grę wchodziło
obrzydzenie, czy może wciąż odczuwany głód. Jej wzrok raz po raz uciekał ku
Rafaelowi, choć starała się nad tym zapanować. Świadomość tego, że bez wahania
pozwoliłby jej się z siebie napić, gdyby tylko wyraziła taką chęć, nie
pomagała, a jakby tego było mało…
– Nie wiem,
dlaczego się katujesz – stwierdził z namysłem jej mąż, uważnie obserwując
kolejne ruchy krążącej po kuchni dziewczyny. Widok go w tym miejscu, na
dodatek opierającego się o blat, wydawał się co najmniej nienaturalny,
zwłaszcza w zestawieniu z parą okazałych, czarnych skrzydeł. – Jak
nie zwierzęta, to…
–
Skończyłeś już może?! – niemalże warknęła, coraz bardziej zniecierpliwiona.
Szlag,
naprawdę musiał ją kusić?! Zawsze bezbłędnie wynajdował sposoby na to, żeby
choć trochę się z nią podroczyć, niezależnie od tego, czy miała na to
ochotę. Zdążyła się do tego przyzwyczaić, ale w obecnej sytuacji w naturalny
sposób puszczały jej nerwy, tym bardziej, że przez ostatnie dni żyła w stresie,
bezskutecznie próbując przywyknąć do nowej sytuacji. Już i tak czuła się
dziwnie z tym, że nie musieli się ukrywać, przynajmniej teoretycznie, bo z dwojga
złego wolała spędzać z Rafą czas sam na sam, żeby zaoszczędzić i sobie,
i jemu wymownych spojrzeń. Wiedziała, że przebywanie w tym miejscu go
męczyło i że prędzej czy później będą musieli coś z tym stanem rzeczy
zrobić, ale przynajmniej tymczasowo nie miała pomysłu. Najpierw chciała dojść
do siebie i stwierdzić, czy w ogóle powinna sobie udać, co przy wciąż
powracającym pragnieniu raczej nie miało nastąpić szybko.
Demon nie
odpowiedział, ale nie próbowała na niego naciskać. Odwróciła się do Rafaela
plecami, w nadziei na to, że w ten sposób powstrzyma się przed
dalszym zerkaniem w jego stronę. W zamian wróciła do przygotowania krwi,
chcąc jak najszybciej się napić, a potem…
– Ups.
Początkowo
nie zrozumiała, czego tak naprawdę dotyczyła jego reakcja – jakże wymowna,
chociaż nie miała pewności, co takiego w tamtej chwili chodziło serafinowi
po głowie. Zrozumienie pojawiło się z chwilą, w której w nozdrza
uderzył ją aż nazbyt znajomy, charakterystyczny zapach, o wiele
intensywniejszy niż ten, który wydzielał jej niedoszły, odgrzewany posiłek. Z wrażenia
omal nie upuściła naczynia z krwią, w pośpiechu odwracając się ku
Rafaelowi i mając ochotę porządnie mu przyłożyć, kiedy zorientowała się,
co takiego miało miejsce.
Nie miała
pewności, kiedy tak naprawdę znalazł się bliżej niej, jakimś cudem znajdując
porzucony gdzieś na blacie kuchenny nóż. Jakkolwiek by jednak nie było,
pozostawała absolutnie świadoma tego, że z pełną premedytacją zaciął się
ostrzem, otwierając na dłoni może i nie głęboką, ale dość obficie
krwawiącą ranę. Aż zachłystnęła się powietrzem, zdolna już tylko stać i bezmyślnie
wpatrywać się w ślady czerwieni, w głowie mając tylko i wyłącznie
to, że Rafael za moment i tak się zaleczy…
Chyba, że przeciągnęłaby
językiem po śladzie cięcia, żeby utrudnić gojenie.
– Ty… –
wyrwało jej się. W tamtej chwili sama nie była pewna czy powinna się
śmiać, czy może płakać. – Ty cholerny…
– Brzmi
nieszczególnie miło, lilan –
stwierdził, wywracając oczami. Zaraz po czym odchylił dłoń w taki sposób,
żeby jeszcze wyraźniej widziała krew. – Chcesz? Chociaż… ty już chyba masz coś lepszego, nie? – dodał, nie szczędząc
sobie sarkazmu.
Miała wielką
ochotę kazać mu iść do diabła, ale ostatecznie nie zająknęła się na ten temat
nawet słowem. W zamian z gardła wyrwał jej się nieco zdławiony jęk, a zaraz
po tym – nie zastanawiając się nad tym, co i dlaczego robi – błyskawicznie
zmaterializowała się przy demonie, wciąż z uporem wpatrując się w ślady
krwi na jego skórze. Kiedyś nie byłeś
taki chętny, żeby co chwilę otwierać sobie żyły, pomyślała mimochodem, ale
nie skomentowała tego stanu rzeczy w żaden sposób, skoncentrowana tylko i wyłącznie
na głodzie – oraz na tym, że Rafael na własne życzenie dawał jej sposób, żeby
go zaspokoić. Już wcześniej zdążyła zorientować się, że zawartość jego żył
działała na nią jak narkotyk, z koi teraz…
Och, jakimś
cudem było jeszcze gorzej.
–
Nienawidzę cię – mruknęła, ale nawet nie próbował udawać, że bierze jej słowa
na poważnie.
Westchnęła,
po czym po prostu mu się poddała, ignorując pokrwawioną dłoń na rzecz
możliwości wgryzienia się w odsłonięte gardło nieśmiertelnego. Przyciągnął
ją do siebie, już chyba z przyzwyczajenia unosząc, żeby było jej łatwiej.
Zadrżała przez nadmiar emocji, w równym stopniu podekscytowana, co i zła
na siebie za to, że kolejny raz rozwiązywali problem w ten sposób, ale nic
nie mogła poradzić na wpływ, który na niej wywierał. Czuła, że to błąd za który
prędzej czy później przynajmniej jej miało przyjść zapłacić, ale w egoistyczny
sposób nie potrafiła odmawiać sobie nie tyle wzajemnej bliskości, co kolejnej
okazji, żeby skosztować tej konkretnej krwi.
Oddech
Eleny przyśpieszył, zresztą tak jak i puls, chociaż nie sądziła, że w jej
przypadku to w ogóle możliwe. Pomijając możliwość pica bezpośrednio z jego
żył, co samo w sobie przyprawiało ją o zawroty głowy, poczuła również
coś innego – pożądanie, które wcześniej pojawiało się już wielokrotnie, chociaż
Rafael nigdy nie zwrócił na nie najmniejszej choćby uwagi. To było szalone, że
pomimo ślubu do tej pory nie byli razem, poza tym coraz bardziej dawało się
Elenie we znaki. Co prawda teraz, kiedy przebywali pod jednym dachem z całą
jej rodziną, to zdecydowanie nie było dobrym pomysłem, ale mimo wszystko…
– Ja
pierdolę, dalej to robicie? – usłyszała jakby z oddali, ale to i tak
wystarczyło, żeby z wrażenia prawie się przewróciła. – Pomijając, że już
wam mówiłam, że to zły pomysł… to może przynajmniej znajdźcie sobie jakiś
pokój, hm?
Żeby szukać pokoju, na początek zawsze warto
mieć męża, który wie, co tej sypialni robić…, pomyślała z przekąsem, wciąż
jeszcze oszołomiona. Dopiero po chwili przyszło jej do głowy, że za którymś
razem jednak Miriam zabije.
Rafael
wydał z siebie przeciągłe westchnienie, po czym spojrzał na siostrę z irytacją.
Stała w progu, jakby od niechcenia opierając się o framugę i sprawiając
wrażenie w pełni rozluźnionej. W domu bywała rzadko, a Elena
mogła tylko zgadywać, gdzie ta demonica spędzała większość czasu, najpewniej
pojawiając się tylko i wyłącznie dlatego, że Rafa mógł sobie tego życzyć.
Co prawda wątpiła, żeby wzywał ją akurat teraz, ale Mirze najwyraźniej to nie
przeszkadzało, nie wspominając o tym, że jej wyczucie bywało… naprawdę
wyjątkowe pod wieloma kwestiami. Innymi słowy, dobrze wiedziała, kiedy i w jaki
sposób się pojawić, żeby doprowadzić wszystkich wokół do szału.
– Mało ci
wrażeń, Mira? – wycedził przez zaciśnięte zęby Rafael, ale nawet nie ruszył się
z miejsca, żeby jakkolwiek swoje groźby podkreślić.
–
Nieszczególnie. – Wzruszyła ramionami, po czym wyprostowała się, żeby swobodnie
móc wejść do kuchni. – Powiedziałabym, że wręcz przeciwnie… Nie wiem, co wciąż tutaj
robimy, bracie – stwierdziła zgodnie z prawdą. – Nie żeby coś, ale chyba
nie zamierzamy siedzieć w Mieście Nocy i udawać, że jest dobrze, nie?
Rafa
wywrócił oczami, wyraźnie poirytowany.
– Jak długo
ja będę sobie tego życzył, właśnie tak wygląda plan. Nie, skoro Elena… – Urwał,
po czym przeniósł wzrok na dziewczynę. Miło
wiedzieć, że pamiętasz, że jestem tutaj osobiście… – Na razie ją uczę,
chociaż niekoniecznie muszę ci się z tego tłumaczyć.
– Ssania? –
zapytała Mira z olśniewającym uśmiechem.
Gdyby wzrok
zabiła, w tamtej chwili na pewno byłaby martwa. Co więcej, to
niekoniecznie Rafael miałby ją na sumieniu.
– Wiesz co,
lilan? Jeśli dalej jesteś głodna,
możesz ją zjeść – mruknął, a Miriam zaśmiała się nieco nerwowo.
– Oho, już
to widzę! – zadrwiła i zamierzała dodać coś jeszcze, ale spojrzenie brata
utwierdziło ją w przekonaniu, że to nienajlepszy pomysł. Drgnęła, przez
krótką chwilę wyglądając na chętną, żeby się wycofać, ale z jakiegoś
powodu tego nie zrobiła. – Wracając do tematu, to dalej uważam, że ona powinna
zacząć mieszać krew. Nie możesz jej do siebie uzależnić – dodała z naciskiem.
– Dlaczego
nie? – Ton Rafaela wyraźnie sugerował, że demon nie widział w takim stanie
rzeczy najmniejszego nawet problemu. – Jest moja, a ja dam jej wszystko,
czego będzie potrzebowała.
– Nie
zapędzasz się troszeczkę? – wtrąciła, nie mogąc się powstrzymać.
Już raz
przechodzili przez podobną rozmowę i wtedy miała ochotę go zabić, czy może
raczej porządnie przyłożyć. Tak czy inaczej, ani wtedy, ani tym bardziej teraz
Elenie nie podobał się przesadny entuzjazm Rafaela do tego, żeby stać się
jedyną osobą, która mogłaby zapewnić jej przetrwanie. Wiedziała, że demon miał
dość skomplikowany tok rozumowania, jeśli chodziło o kwestię „posiadania”
żony, ale mimo wszystko…
– Nie
powiesz mi, że tobie ten stan rzeczy też nie jest na rękę – zauważył przytomnie
Rafa. – Gdyby nie moja krew… Sama najlepiej wiesz – dodał, a ona
westchnęła.
– Nie o to
chodzi.
Uniósł
brwi, najpewniej zamierzając drążyć temat, ale Miriam nie dała mu po temu
okazji, ponownie decydując się wtrącić:
– Z góry
zastrzegam, że nie zamierzam jej karmić, jeśli znowu gdzieś wybędziesz. Zresztą
pewnie i tak nie mogłabym, bo jeśli za bardzo się zapędzicie… – Urwała, po
czym wzruszyła ramionami. – Ja wiem, wiem… Kochacie się i w ogóle jest
cudownie, ale nie możesz jej za sobą wszędzie ciągać.
– Założymy
się? – mruknął, ale tym razem zabrzmiał o wiele mniej pewnie. – W porządku,
to może być problematyczne… Ale co w związku z tym? – zapytał, a po
jego tonie Elena poznała, że już miał jakiś konkretny pomysł.
– Więc… No,
dajcie spokój. Elena to jedna wielka królowa dram, jeśli chodzi o relacje z facetami
– rzuciła niemalże pogodnie Mira.
– A co
to niby miało znaczyć? – wyrwało się samej zainteresowanej.
Bezwiednie
zacisnęła dłonie w pięści, naprawdę mając ochotę komuś przyłożyć. Nie
miała pewności, czy to również miało związek z tym, kim była, ale
podejrzewała, że nawet pozostając w połowie nieśmiertelną nie zachowałaby
się lepiej. Teraz po prostu miałaby dodatkowe usprawiedliwienie na próbę
skopania Mirze tyłka, nie wspominając o tym, że w takiej postaci w końcu
miałaby cień szansy, żeby to zrobić i wyjść z ewentualnego starcia w jednym
kawałku.
– Hm… Sama
wiesz. – Demonica rzuciła jej znaczące spojrzenie, ale ostatecznie jej wzrok
skoncentrował się na bracie. – Znamy jakiegoś tłuka, który z własnej woli
otworzy sobie dla niej żyły…?
– Jasne, że
znamy – podchwycił Rafael. – Szczerze powiedziawszy, ten pomysł wydaje mi się
coraz lepszy – dodał, a Miriam się uśmiechnęły.
– Mam swoje
momenty. A tak swoją drogą…
Elena
jęknęła, coraz bardziej sfrustrowana.
– Jaja sobie
robicie?! – nie wytrzymała, ale również jej myśli jak na zawołanie powędrowały…
do Aldero, chociaż zdecydowanie tego nie chciała. Jakby tego było mało, w pamięci
wciąż miała moment, w którym faktycznie skosztowała krwi wampira, pod
wpływem impulsu decydując się go ukąsić po kłótni w apartamentowcu. – Nie!
Czy ja w ogóle mam tutaj coś do powiedzenia? – dodała, bo oba demony
spojrzały na nią jakby od niechcenia.
–
Niekoniecznie – rzuciła jakże pocieszającym tonem Mira.
Elena
zmierzyła nieśmiertelną wzrokiem, sama niepewna, co takiego chciała w ten
sposób osiągnąć. Jakby tego było mało, odniosła wrażenie, że Miriam nieznacznie
się zmieszała, jakby coś w samej tylko rozmowie o Aldero ją drażniło
albo… Och, to było głupie, poza tym dziewczyna sama nie była pewna w jaki
sposób interpretować emocje kogoś tak skomplikowanego, jak istota, która
mogłaby czerpać dziką przyjemność z dręczenia innych.
Rafa nie
odezwał się nawet słowem, ale to wydawało się zbędne. Potrząsnęła z niedowierzaniem
głową, wciąż mając ochotę protestować, aż nazbyt świadoma tego, że raniła
kuzyna wystarczająco wiele razy. W zasadzie nie widziała go od dnia balu, a to
również o czymś świadczyło, bo bez wątpienia wiedział, że wróciła do
świata żywych. Wcześniej nie zwróciła na to uwagi, ale kiedy Miriam w mniej
lub bardziej świadomy sposób przypomniała jej o niedokończonych sprawach,
na dodatek skomplikowanych, skoro wiązały się z uczuciami…
Cholera.
– Ja… Och,
dobra! Ale sama z nim pogadam – zapowiedziała, wyrzucając obie ręce ku
górze w poddańczym geście. – Sama
– powtórzyła z naciskiem. – Trzymać mi się od niego z daleka, jasne?
Sądząc po
spojrzeniach, które otrzymała w odpowiedzi, to wcale nie musiało być takie
oczywiste.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz