12 grudnia 2016

Trzydzieści pięć

Alessia
Głos Belli niósł się echem korytarzami twierdzy. Niejednokrotnie słyszała dziewczynę rozeźloną, na dodatek w stopniu wystarczającym, żeby dość prawdopodobnym wydawało się, że wilkołaczyca zdecyduje się kogoś zabić, ale Ali nie przypominała sobie, kiedy Isabella wydawała się aż do tego stopnia rozeźlona – i to najdelikatniej rzecz ujmując.
Usłyszała, że Ariel wzdycha i – mogła przysiąc – prawie na pewno wywraca oczami. Nie zaprotestowała, kiedy pociągnął ją za sobą, naturalnie decydując się zainterweniować, choć Alessia szczerze wątpiła w to, żeby którekolwiek z nich mogło coś zdziałać. Gdyby miała zliczyć te wszystkie razy, kiedy to od jej przyjazdu ktoś komuś próbował rzucić się do gardła, pewnie już dawno straciłaby rachubę. Wilkołaki miały to do siebie, że były impulsywne, choć do tej pory zdecydowanie częściej spotykała się z rzucającymi się na siebie młodziakami, bo to tym z trudem przychodziło opanowanie uczuć. Cóż, kłótnie w przypadku Belli i Victora również zdarzały się często, poza tym bywały niemniej spektakularne, ale mimo wszystko…
Ani ona, ani Ariel nie mieli problemu z tym, żeby zorientować się skąd dochodziły krzyki Belli. Kuchnia była jednym z nielicznych miejsc, gdzie potrafiła dojść, nie gubiąc się po drodze, dlatego bez trudu zorientowała się, że to właśnie tam prowadził ją jej towarzysz. Uniosła brwi, mimowolnie krzywiąc się, kiedy zaczęła rozumieć poszczególne słowa, uświadamiając sobie, że pomijając liczne groźby, znamienitą większość stanowiły tak wyszukane wiązanki przekleństw, że aż poczuła się nieswojo. Zawsze wiedziała, że ta kobieta bywała porywcza, ale tym razem przechodziła samą siebie, a to zdecydowanie nie wróżyło dobrze.
– Co się znowu dzie…? – zaczął natychmiast Ariel, ledwo tylko przekroczyli próg pomieszczenia, ale nie było dane mu skończyć.
Alessia jęknęła, kiedy niemalże przygniótł ją do ściany, żeby zejść z drogi… latającemu krzesłu. Mebel zniknął im z oczu, a sądząc po dźwięku, który doszedł ich chwilę później, najpewniej skończył połamany na kawałeczki. Wzięła kilka głębszych wdechów, zdecydowanym ruchem odpychając od siebie Ariela, żeby nie ryzykować, że ten połamie jej żebra. Próbowała zrozumieć, co tak naprawdę działo się wokół niej, ale to okazało się co najmniej problematyczne, skoro w kuchni panował ni mniej, ni więcej, ale po prostu chaos.
– Takie tam kłótnie kochanków – doszedł ją głos jednego z młodszych, zamieszkujących twierdzę wilkołaków. Dopiero wtedy zauważyła, że kilku młodziaków skryło się w kącie, z zaciekawieniem śledząc następujące po sobie wydarzenia. O, tak, to naprawdę super sprawa!, zadrwiła w myślach, ostatecznie zostawiając wszelakie uwagi dla siebie. – Vick ma przerąbane… Chyba.
Sądząc po tonie, chłopak nie był takim stanem rzeczy szczególnie zmartwiony.
W tamtej chwili sama zaczęła mieć ochotę na to, żeby jednak zacząć kląć, ale zdołała się powstrzymać. W zamian poderwała głowę, by móc wypatrzeć Victora, który – niech go szlag! – sprawiał wrażenie co najwyżej zakłopotanego, ale na pewno nie przejętego tym, że ktokolwiek mógłby próbować go zabić. Trzymał się na dystans od Belli, obserwując ją, kiedy krążyła nerwowo, aż trzęsąc się ze złości i raz po raz wodząc wzrokiem dookoła, najpewniej w poszukiwaniu czegoś, czym jeszcze mogłaby rzucić. W tamtej chwili zaczęła dziękować losowi za to, ze stojak ze sztućcami, a już zwłaszcza nożami, znajdował się dość daleko, by wilkołaczyca nie miała do niego bezpośredniego dostępu.
 Bella Isabella… – Victor zawahał się, zwłaszcza kiedy kobieta spojrzała na niego z mordem w oczach. – Nie żeby coś, ale… o co ci właściwie chodzi? – zapytał niemalże uprzejmym tonem.
O chłopie…, pomyślała z niedowierzaniem Alessia. Miała wrażenie, że z równym powodzeniem mógłby aktywować jakąś cholerną bombę, zwłaszcza kiedy wilkołaczyca zaśmiała się w nieco histeryczny sposób. W tamtej chwili naprawdę wydawała się co najmniej przerażająca.
– O co mi chodzi? – powtórzyła z niedowierzaniem. – Ty… jeszcze się pytasz… o co mi chodzi?! – wycedziła przez zaciśnięte zęby.
– No… W zasadzie miło byłoby się dowiedzieć, chociaż naciskać nie będę – zapewnił, wyrzucając obie ręce ku górze w poddańczym geście.
Z gardła kobiety wyrwało się przeciągłe, ostrzegawcze warknięcie. Alessia pomyślała, że gdyby miała do czynienia z wampirem, w tamtej chwili oczy dziewczyny przypominałyby dwa jarzące się w ciemnościach punkciki – krwistoczerwone na dodatek, a to zdecydowanie nie wróżyło dobrze. Tak czy inaczej, sytuacja naprawdę prezentowała się marnie, przynajmniej z jej perspektywy, bo Victor wciąż wydawał się nienaturalnie wręcz spokojny, jakkolwiek szalone by się to nie było.
Gdzieś za plecami wyczuła ruch, a chwilę później dostrzegła Laylę i Rufusa. Ciotka prawie natychmiast zmaterializowała się przy niej, z zaciekawieniem rozglądając się dookoła.
– Co…? – zaczęła, ale Ali jedynie potrząsnęła głową, tym samym dając wampirzycy do zrozumienia, że chwilowo lepiej udawać, że niczego się nie istnieje.
– Żebyśmy to wiedzieli…
Drgnęła, kiedy Bella choć na chwilę straciła zainteresowanie swoim partnerem, w zamian przenosząc wzrok w ich stronę. Coś w jej spojrzeniu sprawiło, że Alessia momentalnie zapragnęła się wycofać, gotowa przysiąc, że ma do czynienia z niebezpieczną, gotową do ataku bestią, ale prawie natychmiast od rzuciła od siebie taką możliwość. Czuła, że to tylko instynkt, który zazwyczaj nakazywał, żeby trzymała się z daleka od istot, które z logicznego punktu widzenia były jej naturalnymi wrogami.
– Jego się pytajcie! – zaproponowała gniewnym tonem Isabella. Ali z zaskoczeniem przekonała się, że kobieta miała zaszklone oczy i wyglądała, jakby za moment mogła się popłakać. – Niech powie wam jak mnie skrzywdził i… Kurwa, Victor! – wyrwało jej się.
Przynajmniej przestała się rzucać, choć to wydawało się marnym pocieszeniem, skoro nadal sprawiała wrażenie kogoś, kto jest w stanie zrobić coś nieprzewidywalnego. Obie dłonie zacisnęła na najbliższym kuchennym blacie, tak mocno, że Alessia jakoś nie miała wątpliwości co do tego, że gdyby zabrała ręce, okazałoby się, że obie odcisnęła w dotychczas gładkiej powierzchni.
Wymieniła krótkie spojrzenia najpierw z Laylą, a potem z Arielem. Ten drugi tylko wzruszył ramionami, niemniej zdezorientowany, co i wszyscy, a już zwłaszcza tkwiący w bezruchu Victor. Ali zawahała się, mając ochotę wykorzystać moment, żeby podejść do Belli i spróbować z nią porozmawiać, skoro ta zaczynała się uspokajać, ale instynkt podpowiadał jej, że to może nie być najlepszym pomysłem.
– Ehm… Bella?
Wilkołaczyca nawet nie drgnęła, wciąż wsparta od blat i drżąca. W którymś momencie zacisnęła powieki, być może próbując w ten sposób się rozluźnić i jakkolwiek nad sobą zapanować, a może starając się ukryć to, że mogłaby płakać. Alessia zawahała się, coraz bardziej zdezorientowana; bezwiednie zrobiła krok naprzód, w głowie mając dziesiątki pytań i wątpliwości co do tego, co powinna zrobić. Pomijając Ariela, tak naprawdę nie znała tutaj nikogo, a przynajmniej nie tak dobrze, by czuć się swobodnie, ale mimo wszystko…
Westchnęła, po czym – ignorując to, że gdzieś za jej plecami Ariel drgnął, wydając się chętnym, żeby ją powstrzymać – ostrożnie przesunęła się bliżej Isabelli.
– Hej, co się stało? – zapytała cicho, starannie dobierając słowa. Próbowała zachowywać się w równie delikatny sposób, co i podczas rozmowy z Nattie. To nie było najszczęśliwszym wspomnieniem, ale nie mogła zaprzeczyć, że taki sposób uspokajania okazał się skuteczny, a to musiało o czymś świadczyć. – Bella, proszę… Co się stało? – powtórzyła wcześniejsze pytanie.
Isabella jęknęła, po czym wzdrygnęła się, podrywając głowę tak gwałtownie, że Ali aż cofnęła się o krok. Mimo wszystko odniosła wrażenie że nieśmiertelnej udało się trochę nad sobą zapanować, bo kiedy się odezwała, jej głos zabrzmiał bardziej jak coś, co mogłoby paść z ust człowieka, aniżeli zwierzęcy charkot.
– Jego się zapytaj – powtórzyła, po czym z niedowierzaniem potrząsnęła głową. – Niech się przyzna, jak bardzo mnie skrzywdził.
Faktycznie brzmiała na zranioną, bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Alessia westchnęła, w głowie jak na zawołanie mając dziesiątki scenariuszy, tym bardziej, że nie tak dawno temu była zszokowana informacją o tym, co Dimitr rzekomo zrobił Isabeau. W przypadku Victora łatwiej jej było wyobrazić sobie złe rzeczy, choć nawet to miało swoje granice. Zawsze miała wrażenie, że kochał Bellę i to bardzo, ale mimo wszystko…
Zdradził ją? Dość wątpliwe, skoro poza nią nie było innych kobiet, przynajmniej w twierdzy. Nic innego nie przychodziło jej do głowy, może poza sytuacją, w której Vick… posunąłby się trochę za daleko, ale i to nie mieściło się Alessi w głowie. Miał swoje za uszami, poza tym nie raz słyszała o tym, jak bardzo brutalne potrafiły być wilkołaki, ale – do diabła – zdecydowanie nie uważała Victora za gwałciciela. To był jeden z bardziej tych ułożonych, cywilizowanych przypadków, a to o czymś świadczyło.
Chyba.
– Bella, na litość bogini… Chętnie bym się wytłumaczył, ale wciąż mi nie powiedziałaś, co takiego ci zrobiłem! – Tym razem do głosu mężczyzny wkradła się nutka zniecierpliwienia, ale też… troski. Z wolna ruszył się z miejsca, ostrożnie przesuwając bliżej partnerki, choć zdaniem Alessi to zdecydowanie nie był dobry pomysł. – O co chodzi? Chyba, że masz okres – wypalił, a ona zapragnęła uderzyć się otwartą dłonią w czoło. Tak, to był idealny sposób na to, żeby załagodzić sytuację! – Zawsze bywasz wtedy wrażliwa, chociaż…
 Okres?! – Isabella wyprostowała się niczym struna, nagle znów rozjuszona. Ali musiała odskoczyć na bok, w obawie przed tym, że z tego wszystkiego przypadkiem sama oberwie. – Czy ty sobie ze mnie teraz żartujesz?! Victor, niech cię szlag, nie byłoby żadnego problemu, gdybym faktycznie miała ten cholerny okres!!! – wybuchła, a mężczyzna zesztywniał.
– Chyba nie bardzo rozumiem…
Tym razem na niego warknęła.
– Nie rozumiesz…? – Znów się zaśmiała, niemniej niepokojąco, co i za pierwszym razem. Zdecydowanie nie miała powodów do tego, żeby się cieszyć, wręcz rwąc się o tego, żeby zrobić komuś krzywdę. – Nie, nie mam okresu! Nie mam, bo zafundowałeś mi jakaś cholerną niespodziankę i… – Tym razem się popłakała, co samo w sobie nie było w przypadku Belli normalne. – Jestem w ciąży, dupku!
Po jej słowach zapanowała nieprzenikniona, nienaturalna wręcz cisza, jakże odmienna od chaosu, którego doświadczali do tej pory. Victor zastygł w bezruchu, bezmyślnie wpatrując się w drżącą, wciąż rozeźloną kobietę i będąc w stanie naprzemiennie to otwierać, to znowu zamykać usta. Jego twarz nie wyrażała niczego, w przeciwieństwie do tej Isabelli, która ot tak zalała się łzami, najwyraźniej dochodząc do wniosku, że jest jej wszystko jedno, czy ktoś zobaczy ją w takim stanie, czy może jednak nie. Alessia wątpiła, żeby ktokolwiek odważył się później choć słowem zająknąć się na ten temat, przynajmniej jeśli chciał zachować życie, bo Bella zdecydowanie nie sprawiała wrażenia kogoś chętnego do jakiejkolwiek dyskusji.
A to dopiero…, pomyślała z zaskoczeniem. Spodziewała się naprawdę wielu rzeczy, ale nie tak… Hm, w gruncie rzeczy błahego rozwiązania, choć z perspektywy ciskającej się na prawo i lewo nieśmiertelnej, to wcale nie musiało być takie proste.
Nie była pewna, jak długo wszyscy trwali w ciszy. Z pewnym opóźnieniem wycofała się, uświadamiając sobie, że niejako stała pomiędzy dwójką toczących nieformalny pojedynek na spojrzenia wilkołaków, ryzykując, że jednak oberwie, jeśli Belli ostatecznie puszczą nerwy. W głowie miała pustkę, tym bardziej, że wszystko to, co działo się na jej oczach, wcale nie wydawało się złe. Wręcz przeciwnie – gdyby sytuacja była inna, w takim wypadku bardziej naturalnym wydawało się dziewczynie to, żeby zacząć gratulować.
– Ja… – Głos Vick'a zabrzmiał dziwnie, nienaturalnie spokojny i jakby wyprany z jakichkolwiek emocji. – Mogłabyś powtórzyć, jeśli łaska? – dodał w przesadnie wręcz uprzejmy sposób.
– Masz problemy ze słuchem?! – wycedziła przez zaciśnięte zęby Bella. – Jak mogłeś mnie tak skrzywdzić, ty…?
– O ile mi wiadomo, do tanga trzeba dwojga – zauważył mimochodem, chociaż drażnienie kogoś, kto już i tak wydawał się chętny, żeby go zabić, zdecydowanie nie było rozsądne.
Bella wydała z siebie gniewny charkot, po czym jednak puściły jej nerwy, bo z mordem w oczach wyrwała się do przodu.
– Ciebie to bawi, czy jak? – zapytała z niedowierzanie. Victor nawet nie drgnął, pozwalając żeby zmaterializowała się przed nim, chyba jedynie cudem nie decydując się go uderzyć. – Nabijasz się ze mnie?
– Przeciwnie – zapewnił ją pośpiesznie. Isabella drgnęła, kiedy do tego wszystkiego się uśmiechnął. – Próbuję zrozumieć, w czym masz problem, bo… Bo wiesz, będziesz matką – zauważył niemalże pogodnym tonem. – Niech mnie któraś pani tu poprawi, jeśli się myślę, ale to czasami nie jest powód do radości? – zasugerował, ale nawet gdyby Alessia albo Layla chciały mu odpowiedzieć, Bella nie zamierzała dać którejkolwiek z nich po temu okazji.
Z gardła wilkołaczycy wyrwał się zdławiony jęk, kiedy zamachnęła się, by jednak go uderzyć. Wywrócił oczami, po czym z łatwością chwycił ją za oba nadgarstki, ostatecznie sprawiając, że wpadła mu w ramiona.
– Cholera, puść mnie! – warknęła, próbując się oswobodzić. – Mało ci tego, co już zrobiłeś, czy jak?!
– Wiesz, trochę za późno na takie pretensje, chociaż…
Znowu się szarpnęła, tym razem o wiele bardziej gwałtownie.
– Przestań! Masz mnie w tej chwili puścić, bo… – Urwała, żeby móc złapać oddech i jakoś zapanować nad drżeniem głosu. – Mam wrażenie, że doskonale bawisz się moim kosztem i… Szlag!
Bella Isabella, dalej nie widzę problemu – oznajmił z przekonaniem. – Będę ojcem. To jest… po prostu cudowne – stwierdził, a ona jęknęła.
– Jaja sobie robisz?!
Potrząsnął głową.
– Wytłumacz mi, bo wciąż nie bardzo rozumiem… Gdzie cię skrzywdziłem? – Parsknął śmiechem – szczerym i zdecydowanie nie tak histerycznym, jak wcześniej Bella. Wydawał się zadowolony, w miarę jak zaczęło do niego docierać to, jak prezentowała się sytuacja. – Och, bella Isabella…
– Ty… Niech cię szlag! – wyrzuciła z siebie na wydechu. – Uważasz, że to takie zabawne? Ja nie… Nie będę latała z brzuchem, jasne? Nie ma mowy!
– Powtórzę: trochę na to za późno. – Zawahał się, po czym lekko przekrzywił głową. – Wspominałem już, że się cieszę?
Wydała z siebie jęk frustracji, jednoznacznie świadczący o tym, że nawet po części nie podzielała jego dobrego nastroju. Wręcz przeciwnie – Ali była gotowa przysiąc, że gdyby zaszła taka potrzeba, Isabella jednak zrobiłaby komuś krzywdę. Z drugiej strony, coś w sposobie, w jaki trzymał ją Victor, wydawało się niezwykle delikatne, jakby szczerze wątpił w to, czy faktycznie zamierzała kogokolwiek zranić. W gruncie rzeczy w tamtej chwili wyglądała jak dziecko – nagle zagubiona, zapłakana i po prostu rozżalona.
– Ale ja nie – wyrzuciła z siebie na wydechu. – Ja nigdy nie chciałam… Do diabła, nie nadaję się na matkę! – jęknęła.
– Dobra, dobra… Każda z was się nadaje. – Victor wywrócił oczami. – To chyba taki bonus do płci.
– Masz jeszcze jakieś mądre stereotypy pod ręką?! – warknęła na niego, ale puścił jej słowa mimo uszu.
– Już się uspokoiłaś? – zapytał, chociaż zdecydowanie na taką nie wyglądała. Aż jęknęła w odpowiedzi na jego słowa. – Nie żebym był znawcą, ale chyba teraz nie powinnaś się denerwować – zauważył przytomnie.
– To się kiepsko składa, bo przy tobie dostaję nerwicy!
Tylko się zaśmiał, tym samym niejako potwierdzając wcześniejsze stwierdzenie, że mógłby dobrze bawić się jej kosztem. Alessia z wolna przesunęła się bliżej Ariela, sama niepewna tego, jak się czuła – jak intruz, czy może jeszcze inaczej, tym bardziej, że sytuacja zdecydowanie nie należała do takich, które mają miejsce na co dzień. Fakt, że Bella wyglądała na chętną, żeby roznieść nawet całą twierdzę, gdyby zaszła taka potrzeba, nie poprawiał dziewczynie nastroju, wręcz utwierdzając ją w przekonaniu, że przez najbliższe tygodnie mieli przeżywać piekło. Isabella od zawsze potrafiła być trudna, a skoro na wieść o ciąży reagowała w taki sposób…
Cóż, to zdecydowanie nie prezentowało się dobrze, Ali z kolei nagle zwątpiła w to, czy dalsze tkwienie w miejscu i obserwowanie sprzeczającej się dwójki faktycznie było dobrym pomysłem.
– Skrzywdziłeś mnie – powtórzyła z uporem Bella. – Nie ma w tym nic zabawnego i… Vick, ty w ogóle mnie słuchasz?! – zirytowała się, bo ten wydawał się być myślami gdzieś daleko.
– Jasne, jasne… Mów sobie do woli – zaproponował, aż prosząc się o to, żeby jednak spotkało go jakieś nieszczęście. – Chodź. Pogadamy sobie… Gdzieś, gdzie nie znajdziesz ostrych przedmiotów – dodał, po czym bezceremonialnie porwał wilkołaczycę na ręce.
Szarpnęła się w jego ramionach, wyraźnie niechętna, żeby przystać na jego propozycję. Z drugiej strony, być może walczyła z nim tylko dla zasady, uparcie wypierając to, co napawało ją największym lękiem. Fakt, że akurat Victor wydawał się w obecnej sytuacji w pełni spokojny, jawił się Alessi jako co najmniej szalony, ale z drugiej strony… Cóż, to jemu od zawsze zależało na zachowaniu gatunku. To mogło o czymś świadczyć, poza tym mogłoby tłumaczyć frustrację Belli, która w takim wypadku bez wątpienia poczułaby się jak narzędzie do spełnienia zachcianek pierwotnego, ale z drugiej strony…
Patrzyła na Victora i wcale nie miała poczucia tego, że z jego perspektywy chodziło tylko i wyłącznie o to, że mógłby osiągnąć cel. Wręcz przeciwnie – wydawał się naprawdę zadowolony, poza tym w sposobie, w jaki spoglądał na Isabellę, było coś takiego, czego nie potrafiła sprecyzować, a co wydawał się… po prostu właściwe.
– Gdzie ty mnie bierzesz? Bo jeśli masz na myśli pokój… – zaczęła, ale wilkołak nie pozwolił jej dokończyć.
– Przejmujesz się? – zapytał z powątpiewaniem. – Nie żeby coś, ale nie da się zapłodnić ciężarnej drugi raz…
– Victor!
Wyrzucała z siebie jeszcze jakieś gniewne słowa, ale najwyraźniej te nie zrobiły na nim wrażenia, bo finalnie i tak wyniósł ją z kuchni – tak po prostu, nie sprawiając wrażenia szczególnie przejętego tym, że na osobności tym bardziej mogłaby chcieć go zamordować. Alessia odprowadziła ich wzrokiem, niemniej zszokowana, co i wszyscy obecni, a przy tym co najmniej wytrącona z równowagi. W efekcie sama również musiała oprzeć się o blat, przez krótką chwilę zaczynając mieć wątpliwości co do tego, jakim cudem wciąż była w stanie utrzymać się na nogach.
– O rany… – wyrwało jej się.
Powiodła wzrokiem po kuchni, ostatecznie zatrzymując wzrok na Arielu. Musiał wyczuć, że mu się przypatrywała, bo natychmiast poderwał głowę, dzięki czemu ich spojrzenia się spotkały.
– No… – Urwał, po czym wzruszył ramionami. – Powinniśmy jednak interweniować, czy…? – zaczął, ale Alessia tylko potrząsnęła głową.
– O ile w pokoju nie trzymają noży, to może sobie z nią porazi – stwierdziła, bezskutecznie próbując rozładować atmosferę.
– Hm… Ciekawie tu u was – stwierdziła cicho Layla ze swojego miejsca. – Serio. To było… – Zamilkła, najwyraźniej dochodząc do wniosku, że jakiekolwiek dodatkowe komentarze będą zbędne.
Ali westchnęła, chcąc nie chcąc przyznając ciotce rację.
– Zwykle jest spokojniej – zapewnił pośpiesznie Ariel, chociaż w ostatnim czasie ta kwestia pozostawała dość dyskusyjna. – To znaczy… prawie nikt się nie zabija – dodał po chwili zastanowienia – więc…
– Marnie ci idzie pocieszanie, prawda? – mruknął z powątpiewaniem Rufus, spoglądając na wilkołaka w niemalże rozbawiony sposób. Miała wrażenie, że jako jeden z nielicznych dobrze się bawił, choć to równie dobrze mogło być wyłącznie jej wrażeniem.
Odezwał się mistrz rozpoznawania i reagowania na potrzeby innych, pomyślała z niedowierzaniem, w ostatniej chwili powstrzymując się przed rzuceniem jakiejś złośliwej uwagi. W zamian wyprostowała się i z wolna podeszłam do Ariela, żeby móc chwycić go za rękę.
– Wszystko w porządku? – zapytała cicho, spoglądając na chłopaka ze swego rodzaju obawą.
– Mhm… Chyba tak – stwierdził, ale z jakiegoś powodu mu nie wierzyła.
Westchnęła, ale ostatecznie zdecydowała się na milczenie, mimochodem spoglądając na ledwo widoczne w półmrok, mieszczące się na przedramionach chłopaka blizny. Wtedy zrozumiała, choć nawet wtedy zdecydowała się zachować swoje przemyślenia dla siebie, aż nazbyt świadoma tego, że to nie najlepszy temat, by poruszać go przy wszystkich.
Problem polegał na tym, że niezależnie od wszystkiego, Ariel na pewno nie miał być w stanie radości Victora zrozumieć.

1 komentarz:

  1. Oj, przesadzają. Normalnie powinni sobie zrobić bombelka i... przepraszam cie, Ness, muszę to powiedzieć, bo ty wiesz... powinni zrobić sobie bombleka i "nie dygać".

    OdpowiedzUsuń









After We Fall
stories by Nessa