3 grudnia 2016

Dwadzieścia sześć

Rafael
To nie miało sensu, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Trzymał Elenę w ramionach, obojętny na to, że ta próbowała mu się wyrwać. Dotykał jej, wciąż nie odwiedzając temu, że to mogłoby być takie proste. Nie rozumiał dlaczego Isobel mogłaby popełnić aż tak poważny błąd, niejako oddając mu dziewczynę, ale to nie miało dla niego najmniejszego nawet znaczenia. Teraz przede wszystkim liczyło się to, żeby ją odzyskać.
Cokolwiek miało miejsce, czuł, że zarówno on, jak i Elena mieli cholerne szczęście – że w grę wchodził prawdziwy cud, który niejako zapoczątkowali z chwilą, w której ona po raz pierwszy się z niego napiła. Podejrzewał, że również Mira nie zdawała sobie sprawy z tego, jak potężne działanie w rzeczywistości miała jego krew, nie wspominając o tym, co wydarzyło się z chwilą w której pokusili się o ślub. Teraz miał już pewność, że tamtego dnia bezwiednie wyciekł się cząstki własnej nieśmiertelności na rzecz istoty, która teraz z takim uporem próbowała od niego uciec, jednak to nie miało dla demona najmniejszego nawet znaczenia. W zasadzie gdyby miał wybór i wiedział, że jego decyzje przywiodą ich do tego miejsca, tym samym pozwalając mu ochronić Elenę, nie zawahałby się.
Przyciągnął ją do siebie w bardziej stanowczy sposób, obojętny na padające z ust dziewczyny słowa. Trudno było słuchać jej błagań, ale zmusił się do zachowania obojętności. Już raz tego doświadczył, zaledwie kilka godzin wcześniej, kiedy stała przed nim pogrążona w transie kapłanka. To jednoznacznie dało mu do zrozumienia, że działo się coś istotnego i to w stopniu wystarczającym, by nie zdecydował się wycofać – i to pomimo tego, że ona tego chciała.
Jeden pocałunek już raz zmienił wszystko, więc być może i tym razem miało być podobnie, o ile tylko nie pomylił się co do tego, kim była. Jeśli tylko miał rację…
Zesztywniała, kiedy jednak udało mu się ją pocałować. Wyczuł jej strach – wręcz czyste przerażenie – to jednak nie zrobiło na demonie najmniejszego wrażenia. Nic ci nie grozi, pomyślał, chociaż nagle zwątpił w to, czy ona będzie w stanie mu uwierzyć. Cokolwiek robiła i sobie myślała, nie była w pełni świadoma sytuacji. Od samego początku widział, że się w tym wszystkim gubiła, plątając i niewiele rozumiejąc z tego kim jest i dlaczego wróciła. Umarła, a jednak była tutaj, odmieniona w stopniu wystarczającym, by mógł zrozumieć jej zagubienie. Możliwe, że coś w niej umarło – albo zostało ukryte gdzieś w jej wnętrzu, gdzie nie była w stanie dotrzeć. Biorąc pod uwagę sytuację i możliwości, którymi dysponował, zmuszenie jej do reakcji w ten sposób było dużo lepszą perspektywą niż gdyby miał ją torturować, chociaż na tę chwilę Elena wydawała się nie dostrzegać różnicy.
Tak wyglądało to przynajmniej na samym początku, kiedy wyraźnie próbowała się przed nim bronić, uparcie powtarzając, że zamierzał ją skrzywdzić. Ledwo powstrzymał się przed wywróceniem oczami, porażony niedorzecznością stwierdzenia, że właśnie on mógłby próbować zrobić jej cokolwiek złego. Z zaskoczeniem przekonał się, że takie stwierdzenie samo w sobie jest dla niego niezwykle irytujące, wyzwalając emocje, których zdecydowanie się nie spodziewał. To było… jak odrzucenie? Nie sądził, że w jego przypadku coś podobnego w ogóle będzie mieć rację bytu, tym bardziej, że aż nazbyt dobrze zdawał sobie sprawę z tego, co kierowało Eleną. Ostatecznie zmusił się do ignorowania jej zachowania oraz wszystkich wokół, a w zamian spróbował skoncentrować się tylko i wyłącznie na wzajemnej bliskości – na tym i na próbie uświadomienia dziewczynie, że jest bezpieczna.
Nie miał pewności, jak długo musiał czekać, zanim Elena w końcu z jękiem mu się poddała. Czuł jej wątpliwości i to, jak nieufnie podchodziła do jego osoby, ale to nie miało dla demona większego znaczenia. Mimo wszystko odetchnął, kiedy nagle zesztywniała, pozwalając mu się całować, ale poza tym w żaden sposób nie reagując na pieszczotę. Już kiedyś tak robiła, chociaż z zupełnie innych powodów, co później zresztą zdecydowała się mu wytłumaczyć, ograniczając się do stwierdzenia, że nie czerpała przyjemności z robienia czegoś aż tak intymnego z kimś, kto nie miał szans jej pokochać. Cóż, wtedy się myliła, teraz z kolei takie tłumaczenie nie wchodziło w grę, demon z kolei nie zamierzał ot tak z niej zrezygnować – nie po tym, jak tylko za sprawą cudu mógł trzymać ją w ramionach.
Elena…, pomyślał, a ona drgnęła niespokojnie, kiedy nie po raz pierwszy pokusił się o wniknięcie do jej umysłu. Dopiero w tamtej chwili dotarło do niego to, jak bardzo zagubiona i przerażona w rzeczywistości była. Pozwól sobie pokazać. Pozwól mi się poprowadzić, zaproponował niemalże rozgorączkowanym tonem, za wszelką cenę usiłując zwrócić na siebie jej uwagę.
Spojrzała na niego rozszerzonymi do granic możliwości oczami – dużymi i bardziej wyrazistymi niż do tej pory. Nie po raz pierwszy zwrócił uwagę na otaczające źrenice złociste cętki, w równym stopniu znajome, co i zadziwiające. W zamyśleniu wsunął palce w jej srebrzyste loki, obojętny na liczne kołtuny i „leśne pamiątki” – a więc coś, co w innym wypadku doprowadziłoby zakochaną w swoich włosach Elenę do szału. Gdyby nie sytuacja, może nawet udałoby mu się uśmiechnąć albo rzucić jakąś złośliwą uwagę na temat Ravena, który swobodnie mógłby urządzić sobie gniazdo na jej głowie. Podejrzewał, jak zareagowałaby na taką wzmiankę, a gdyby miał pewność, że wtedy faktycznie by się obruszyła, gotowa wręcz rzucić się na niego z pazurami, nie zawahałby się. W gruncie rzeczy wszystko wydawało się dobrym rozwiązaniem, byleby tylko pozwolić jej odnaleźć siebie, a wraz z tym ukojenie, którego tak bardzo potrzebowała.
– Krzywdzisz mnie – poskarżyła się cicho, kiedy odsunął się nieznacznie, by pozwolić dziewczynie złapać oddech. Z zaskoczeniem przekonał się, że miała łzy w oczach, chociaż z uporem nie pozwalała im płynąc. – Ty… – zaczęła, ale z jakiegoś powodu nie zdecydowała się dokończyć, już tylko bezradnie potrząsając głową, jakby sama nie miała pewności, czy oskarżenia, które wysnuwała pod jego adresem, miały jakikolwiek sens.
– Przeciwnie. Sama widzisz, że jesteś cała… Czujesz to, prawda? – dodał z naciskiem, próbując nakłonić ją do tego, żeby jednak się zastanowiła. Choć mętlik w głowie wyraźnie ją męczył, jednocześnie wydawał się przynosić jakże upragnione efekty. – Lilan…
– Przestań mówić na mnie w taki sposób – jęknęła, ale i to nie zabrzmiało szczególnie pewnie.
Uniósł brwi, po czym spojrzał na nią z zaciekawieniem. Była niespokojna, poza tym kurczowo trzymała się jego ramion, wpijając palce tak mocno, że gdyby był człowiekiem, pewnie już dawno zrobiłaby mu krzywdę. Drżała, wydając się utrzymywać w pionie tylko i wyłącznie dzięki uściskowi, którym sam ją otaczał. Już przynajmniej nie próbowała atakować, najwyraźniej zbyt roztrzęsiona, żeby się na to zdobyć. Walczyła i chociaż spoglądanie na nią w takim stanie, kiedy raz po raz zarzekała się, że cierpi, było dla niego trudne, podświadomie czuł, że powinien w to brnąć aż do momentu, w którym ostatecznie osiągnie upragnione efekty.
– To znaczy jak? W jaki sposób powinienem zwracać się do własnej żony? – zapytał z rozbrajającą wręcz szczerością, tym samym po raz kolejny wprawiając ją w osłupienie.
– Powiedziałeś, że należę do ciebie… – Przełknęła z trudem. Tych kilka słów najwyraźniej nie dawało jej spokoju. – Ale Isobel…
– Isobel cię zabiła – powtórzył, a ona skuliła się, co najmniej jakby ktoś próbował ją uderzyć. – Pamiętasz to – nie tyle zapytał, co wprost stwierdził fakty.
– Nie chcę pamiętać – zaoponowała.
Puścił jej słowa mimo uszu, nie po raz pierwszy decydując się działać wbrew niej. Czuł, że już i tak zabrnął bardzo daleko – to, jak bardzo chwiejna i roztrzęsiona była, stanowiło tego idealny wręcz dowód. Nie miał pewności, co i dlaczego właściwie robił, ale czuł, że jest tego bardzo blisko. Musiał zabrnąć jeszcze dalej, ale…
Och, musiał zmusić ją do tego, żeby jednak zechciała pamiętać.
– Eleno, proszę – powiedział z naciskiem, tymi dwoma prostymi słowami jednak będąc w stanie przykuć jej uwagę. Rzadko posuwał się do tego, żeby zwracać się do kogokolwiek w taki sposób, a tym bardziej prosić. Wiedziała to, nawet jeśli zdążyła pogubić się w stopniu wystarczającym, by traktować go jak ewentualnego intruza. – Zrób to dla mnie.
– Ponieważ uważasz, że należę do ciebie i próbujesz mi rozkazywać…?
W tamtej chwili niemalże prychnął, bo jednak nie czegoś takiego się spodziewał. Jak bardzo ironiczne było to, że ta dziewczyna nawet będąc w takim stanie, okazała się wystarczająco bezczelna, by zadawać pytania – i to na dodatek takim tonem, używając słów, które jeszcze jakiś czas temu doprowadziłyby go do szału.
Zawahał się, w pierwszym odruchu mając ochotę pójść na łatwiznę i sprawdzić jej reakcję, gdyby zdecydował się potaknąć. Powstrzymał się, w zamian w zamyśleniu gładząc ją po policzku i po raz kolejny zmuszając się do tego, żeby powiedzieć prawdę.
– Zrób to dla mnie, skoro mi się oddałaś… I również dlatego, że ja oddałem się tobie. Gdzie mają sens wszystkie moje obietnice, jeśli teraz próbujesz mnie zostawić?
– Nie próbuję – zaoponowała w niemalże dziecinny sposób, ale to i tak dało mu do myślenia.
Elena również się zawahała, wyraźnie zmieszana własnymi słowami. Oddech wyraźnie jej przyśpieszył, a ciało napięło się, zdradzając to, jak bardzo czuła się zaniepokojona. Już i tak był w stanie wyczuć strach, odczuwany przez nią od chwili, w której się pojawił. To było tak, jakby wiedziała, że nie tylko nie zamierzał pozwolić się zabić, ale również zmusić ją do czegoś, czego tak bardzo się bała, a czego najwyraźniej nie potrafiła nazwać. Zagubiła się, a on chciał ją poprowadzić, chociaż Elena zinterpretowała wszystko po swojemu, uparcie wmawiając sobie to, że mogłaby być w niebezpieczeństwie.
Cierpliwość nigdy nie była jego mocną stroną, ale potrafił zmusić się do czekania, kiedy tego akurat wymagała sytuacja. Tak było również tym razem, chociaż i tak miał wrażenie, że minęła cała wieczność, zanim dziewczyna rozluźniła się w jego ramionach, co prawda wciąż drżąca i niepewna, ale przy tym o wiele spokojniejsza. Czuł, że się wahała, analizując jego słowa i wydając się ze sobą walczyć. Nie naciskał na nią, pozwalając na to, żeby poukładała sobie wszystko, o ile to w ogóle było możliwe. Musiała mieć pytania – może nawet dziesiątki, zresztą tak jak i on, bo pomimo posiadanej wiedzy, niektóre kwestie pozostawały dla niego niezrozumiałe. Najważniejszą z nich pozostawał powód dla którego Isobel mogłaby ją przywołać, wydając się liczyć na to, że dziewczyna będzie posłuszna. Przez krótką chwilę może i faktycznie taka była, ale na dłuższa metę to nie miało sensu – nie w Mieście Nocy, skoro musiała zdawać sobie sprawę z tego, że był w pobliżu.
To twoja zasługa, ojcze?, pomyślał mimochodem, ale to wciąż niczego nie tłumaczyło. Chciał pojąc, dlaczego Ciemności w ogóle mogłoby zależeć na tym, żeby Elena pozostawała przy życiu, a tym bardziej jaką on sam miał odegrać w tym rolę, jeśli do tej pory nie został ukarany. Z takim rozwiązaniem także się liczył, tym bardziej, że dobrze pamiętał, co takiego stało się z innym jego braci. Kiedy Razjel stał się zbyt ludzki, przynajmniej w porównaniu z nimi wszystkimi…
Odrzucił od siebie niechciane myśli, na powrót koncentrując się na Elenie. Cokolwiek się działo, teraz nie miało znaczenia, a odpowiedzi z powodzeniem mogli poszukać później. Być może w tamtej chwili wychodził na egoistę, czerpiąc tylko i wyłącznie ze świadomości, że dziewczyna żyła, a więc niejako spełnił dane jej obietnice, ale i tym nie potrafił się przejąć. Najbardziej zależało mu na odzyskaniu Eleny, a skoro to się udało, zamierzał dopilnować, żeby doszła do siebie – przynajmniej w stopniu, który miał okazać się możliwy. Chciał zabrać ją w jakieś bezpieczne miejsce, żeby odpoczęła, a potem nabrać pewności, że wszystko z nią w porządku, zajmowanie się głupstwami zamierzając zostawić na dalszy plan.
Jęk, który nagle wyrwał się z gardła dziewczyny, do pewnego stopnia go zaniepokoił. Spojrzał na nią z powątpiewaniem, próbując ocenić, co takiego działo się w jej umyśle, zwłaszcza kiedy bez słowa wtuliła się w jego tors, mocno zaciskając powieki i lekko potrząsając głową. Zauważył wilgoć na jej policzkach, ale i to wydało mu się naturalne, bowiem z jego perspektywy zachowanie dziewczyny mogło oznaczać tylko jedno: w końcu dopuściła do siebie to, czego obawiała się przez tyle czasu.
– Co ja chciałam zrobić? – wyrwało jej się. Choć głos miała zdławiony i ledwo słyszalny, demonowi zrozumienie poszczególnych słów przyszło z łatwością.
– Absolutnie nic – skłamał, nie widząc powodu, by dodatkowo ją zadręczać.
Drgnęła, po czym poderwała głowę, spoglądając na niego w niemalże oskarżycielski sposób. Mógł się tego po niej spodziewać.
– Ja nie… – Urwała, by móc złapać oddech. – Ale nie udało mi się… Prawda? Nie zrobiłam niczego, bo przyszedłeś i… ty uratowałeś…
– Niestety, ale coś w tym chyba jest – przyznał niechętnie. – Przyszedłem dla ciebie, Eleno – dodał, by nie miała wątpliwości, że zabawa w ochroniarza dla któregokolwiek z jej bliskich nie była jego faktycznym celem.
Puściła jego słowa mimo uszu, w końcu zaczynając się rozluźniać. Chwilę jeszcze na niego patrzyła, wydając wahać się nad tym, co i dlaczego powinna mu powiedzieć – patrząc w jej oczy odniósł wręcz wrażenie, że na usta Eleny cisnęła się jakaś złośliwa uwaga – ale ostatecznie zachowała to dla siebie. W zamian z wolna skinęła głową, jakby wiedząc swoje, choć nie miał pojęcia, czego miałoby to dotyczyć.
Rafael – powiedziała z naciskiem, starannie wypowiadając jego imię i jakby ucząc się go na nowo.
Spojrzał na nią z powątpiewaniem, czekając na jakąkolwiek reakcję albo dalszy ciąg wypowiedzi, ale nic podobnego nie miało miejsca. W zamian oczy nagle uciekły jej w tył głowy, a ona osunęła się w jego ramionach, najzwyczajniej w świecie tracąc przytomność. Pochwycił ją bez najmniejszego nawet problemu, jak gdyby nigdy nic biorąc na ręce, tym bardziej, że z jego perspektywy była drobna i lekka jak piórko. W gruncie rzeczy to, że ostatecznie zareagowała w taki sposób, wdało mu się najlepszym rozwiązaniem; jak długo nie próbowała dalej walczyć ze wszystkimi wokół, mógł założyć, że wszystko było w porządku.
Wyczuł ruch za plecami i to przypomniało mu o tym, że wcale nie był z Eleną sam. Machinalnie w bardziej stanowczy sposób przygarnął dziewczynę do siebie, chcąc w ten sposób podkreślić, że bynajmniej nie zamierzał jej zostawić i to nawet na moment. Była jego i zamierzał się tego trzymać, niezależnie od oporu, którego spodziewał się doświadczyć ze strony rodziny.
– Ona jest… – Carlisle spojrzał na niego w co najmniej oszołomiony sposób. Jego wzrok raz po raz uciekał ku bladej twarzy córki.
Żywa – niemalże warknął, chcąc w ten sposób uciąć jakiekolwiek dyskusje. Podejrzewał, że nie o takie wyjaśnienia chodziło wampirowi, ale w tamtej chwili nie miał cierpliwości, by tłumaczyć się z czegokolwiek. Na to mieli czas, a przynajmniej zakładał, że tak było w przypadku jego i Eleny, bo tylko z dziewczyną zamierzał rozmawiać. – I należy do mnie, co uświadamiam wam od kilku dni. Ja z kolei obiecałem coś jej matce – dodał i bez choćby słowa dodatkowego wyjaśnienia, bezceremonialnie rozłożył skrzydła i poderwał się ku górze.
Nie zamierzał sprawdzać, czy Carlisle albo Lawrence planowali za nim podążać albo próbować go powstrzymać. Nie był chętny choćby pokazywać się w pobliżu domu Allegry, gdzie tymczasowo przebywali Cullenowie, ale żadne inne miejsce nie przychodziło mu do głowy. Co więcej, jakoś nie miał wątpliwości co do tego, jakie towarzystwo miało być dobre dla Eleny, skoro była w takim stanie, nie wspominając o tym, że w pamięci wciąż miał wyraz twarzy Esme – a więc jedynej osoby, która dla dobra córki wydawała się być skłonna zaakceptować nawet obecność demona. W takim wypadku nie pozostało mu nic innego, prócz próby uwierzenia w to, że kobieta mogła okazać się niejako jego wybawieniem, jeśli chodziło o znalezienie równowagi pomiędzy oczekiwaniami Eleny a tym, jak daleko on sam był w stanie pójść w kwestii ustępstw. Jak długo nikt nie próbował go przepędzić, każde rozwiązanie wydawało się równie dobre.
Była jeszcze inna kwestia, która zadecydowała o tym, że musiał przy niej zostać. Nie chodziło wyłącznie o obietnice, ślub czy czysty egoizm, którym tak często się kierował. W grę od dawna również nie wchodziły rozkazy, bo te przestały mieć znaczenie z chwilą, w której obdarzył dziewczynę uczuciem o wiele silniejszym, niż którekolwiek z nich mogłoby się spodziewać. Problem polegał na tym, że musiał przy niej zostać, bo go potrzebowała, być może nawet nie zdając sobie sprawy z tego, jak krucha i niestabilna wciąż pozostawała.
Po pierwsze, potrzebowała jego krwi. Chociaż już nie trzymał w ramionach zwykłej pół-wampirzycy, to właśnie osoka pozostawała tym, co utrzymywało jej organizm przy życiu.
A po drugie, obawiał się, że pozostawiona sama sobie, prędzej czy później zrobiłaby coś, czego mogłaby żałować. Wciąż nie potrafił określić, co zaszło w świątyni i na czym polegało cholerne szczęście, które ostatecznie dopisało jemu i dziewczynie, ale miał dość jednoznaczne podejrzenia, które nie dawały mu spokoju. Co prawda jeszcze nie odważył się nazwać rzeczy po imieniu, ale jeśli miał być ze sobą szczery…
Cholera, nie sądził, że to w ogóle możliwe, choć może nie powinno dziwić go to, że w przypadku Eleny nic nie było takim, jakim powinno. Od zawsze wiedział, że krew demonów miała w sobie coś niezwykłego, nie wspominając o odłamku własnej nieśmiertelnej duszy, którą niejako zaoferował jej z chwilą, w której zgodził się przyjąć ją jako swoją żonę. Podejrzewał, że właśnie to ją uratowało – to oraz czystość, na co zresztą zwróciła uwagę Amelie, choć on sam nawet nie wziąłby tego pod uwagę. To wciąż nie tłumaczyło wszystkiego, a już zwłaszcza tego, kogo tak naprawdę trzymał w ramionach, ale gdyby miał zgadywać, powiedziałby na temat Eleny tylko jedno.
O ile się nie pomylił, właśnie trzymał w ramionach młodą, wciąż jeszcze zagubioną we własnych emocjach i umyśle demonicę.
I, cholera, to zaczynało niepokoić nawet jego.
W zamyśleniu spojrzał na Elenę, przez krótką chwilę mając ochotę raz jeszcze ją pocałować – tylko i wyłącznie po to, żeby raz jeszcze upewnić się, że należała do niego. Powstrzymał się w ostatniej chwili, dochodząc do wniosku, że lepiej nie sprawdzać, czy każda próba okazywania sobie uczuć w powietrzu miała skończyć się w ten sam sposób. Zdecydowanie nie miał ochoty na ponowne spotkanie z drzewem, a tak mogłoby się to skończyć, gdyby nagle ocknęła się i w panice znowu stwierdziła, że ktokolwiek próbuje ją skrzywdzić. Na to mieli mieć jeszcze czas, a do tego czasu…
Cóż, w pierwszej kolejności musiał dopilnować, żeby doszła do siebie. To w żaden sposób nie rozwiązywało problemów, które mieli, ale na dobry początek wydawało się wystarczające.
Miriam?, pomyślał mimochodem, nie mając wątpliwości co do tego, że siostra go usłyszy. Nawet nie czekał na odpowiedź czy pytania, w zamian od razu decydując się przejść do rzeczy. Rozejrzyj się po okolicy. Jeśli zauważysz, że coś jest nie tak, po prostu się tym zajmij, nakazał, po czym najzwyczajniej w świecie się od niej odciął, nie zamierzając sprawdzać, jaka będzie reakcja.
Cokolwiek by się nie działo, teraz najważniejsza była Elena. Wszystko inne z powodzeniem mogło poczekać.

1 komentarz:

  1. Tak, Rafaelu. Jeśli chcesz zdobyć przychylność teścia, nie zapomnij o następujących punktach:
    1. Podkreślaj, że jest twoja na każdym kroku.
    2. Podkreślaj, że masz w dupie zdanie jego i całej tej rodziny na każdym kroku.
    3. Podkreślaj, że nie lubisz jego ani w sumie nikogo poza Eleną.
    4. Jeszcze raz podkreśl, że jest twoja, gdyby zapomnieli.
    5. Porwij ją, będzie spoko.
    6. Nie zapomnij przypomnieć wszystkim, że Ty decydujesz, bo NALEZY DO CIEBIE.
    Poradnik szczęśliwej rodziny, ciąg dalszy nastąpi.

    OdpowiedzUsuń









After We Fall
stories by Nessa