Nie miała pojęcia, jakim cudem
znalazła w sobie dość siły, żeby go zaatakować. Uderzyła z pełnym
gniewem, nawet nie zastanawiając się nad tym, co i dlaczego robi – dla
niej liczyło się tylko i wyłącznie to, żeby uciec. Gniew na dłuższą chwilę
przysłonił wszystko inne, łącznie ze zdrowym rozsądkiem, tym samym dając
dziewczynie pełne pole manewru, kiedy jakimś cudem zdołała oswobodzić się z uścisku
demona. Nerwowo rozejrzała się dookoła, wręcz porażona odkryciem, że wszystko
to, co widziała, nagle się wyostrzyło. Nie sądziła, że to w ogóle możliwe,
ale najwyraźniej nadmiar emocji sprawił, że jej zmysły stały się jeszcze
bardziej wrażliwe, pozwalając jej dostrzec wszystko to, czego mogłaby
potrzebować. Teraz musiała już tylko to wykorzystać, żeby uciec albo – co
momentalnie wydało się dziewczynie lepszą perspektywą – rozszarpać go na
kawałeczki, dokładnie tak, jak od samego początku powinna.
Napięła
mięśnie, przybierając pozycję obronną i podświadomie szykując się do
ataku. Zaraz po tym na oślep rzuciła się przed siebie, tym razem wystarczająco
gwałtownie, by zmusić serafina do cofnięcia się. Rozbawienie zniknęło z jego
twarzy, ale wcale nie poczuła się dzięki temu odkryciu lepiej, w zamian
coraz bardziej rozjuszona i świadoma niebezpieczeństwa. Atakowała, raz po
raz próbując do niego doskoczyć i zrobić… cokolwiek, ale wszystko
wskazywało na to, że trafiła czas – unikał jej kolejnych ciosów z taką
łatwością, jakby w rzeczywistości nie robiła niczego, co mogłoby mu
zaszkodzić. To sprawiło, że po raz kolejny poczuła się jak głupie dziecko,
które próbowało osiągnąć coś, co w rzeczywistości nie miało być mu dane.
Chciała walczyć, ale nawet na to demon nie zamierzał jej pozwolić, tak po
prostu bawiąc się kosztem słabszej od siebie istoty. Z równym powodzeniem
mogłaby tkwić w miejscu, tym samym będąc w stanie wyrządzić mu równie
wielką krzywdę – a więc żadną.
Poczuła
pieczenie pod powiekami, co skutecznie wytrąciło ją z równowagi. Łzy?
Jeszcze tego jej brakowało! Spodziewała się naprawdę wielu rzeczy, ale na pewno
nie płaczu – aż takiej formy upokorzenia, bo jak inaczej miałaby określić to,
że zaczynała się mazać tylko dlatego, że coś jej nie wychodziło? Traciła
kontrolę i to nie tylko nad sobą, ale również sytuacją, a to
zdecydowanie nie powinno mieć miejsca. Gdyby przynajmniej wiedziała, czego
powinna się spodziewać i czego odczekiwał od niej on, skoro…
Nic już nie
rozumiała, a obecna sytuacja wcale nie ułatwiała jej znalezienia
odpowiedzi.
Jęknęła,
roztrzęsiona i bliska tego, żeby jednak osunąć się na ziemię. Takie
rozwiązanie może i prowadziło donikąd, ale miała wielką ochotę zakończyć
to właśnie w ten sposób – upaść, a później poczekać na rozwój
wypadków, nawet gdyby wszystko faktycznie miało prowadzić do jej śmierci.
Wszystko wydawało się lepsze od mętliku w głowie i wątpliwości, które
odczuwała niemalże na każdym kroku. Co więcej, potrzebowała… czegoś konkretnego,
choć nawet przed samą sobą nie chciała przyznać, że tak mogłoby być. Tak czy
inaczej, czuła się gotowa zrobić dosłownie wszystko, byleby odciąć się od tego
szaleństwa, choćby tylko po to, żeby przestać przejmować się stojącym przed nią
mężczyzną.
– Na wrota
piekielne… Kiedy w końcu przyjmiesz do wiadomości, że nie zamierzam cię
zabić? – zniecierpliwił się serafin. Z niedowierzaniem potrząsnął głową,
wyraźnie rozdrażniony. – Nie mam w tym celu, Eleno.
– Dlaczego?
– jęknęła, coraz bardziej zagubiona.
Kolejny raz
oszołomiło ją jego spojrzenie, a zwłaszcza emocje, których pomimo usilnych
starań nie potrafiła zrozumieć. Mogła je nazwać, bo kiedyś je znała, ale teraz
zniknęły i tak naprawdę nie znaczyły dla niej niczego. Być może miała
okazać się zdolna do tego, żeby sobie przypomnieć, ale nie wyobrażała sobie, że
miałaby to zrobić. Nie mogła, bo gdyby się do tego posunęła, wtedy stałoby się
coś niedobrego – bolałoby i nie miała co do tego najmniejszych
wątpliwości.
– Jesteś
moja – oznajmił po raz kolejny demon. – Moja, nie Isobel. Naprawdę mam cię
zranić, żebyś przyjęła to do świadomości?
Nie
odpowiedziała, zbyt oszołomiona i zdezorientowana, by zdobyć się na
wyrzucenie z siebie chociażby słowa. Jak miałaby być w stanie
powiedzieć cokolwiek, skoro znamienitej większości tego, co od niego słyszała,
nie chciała przyjąć do wiadomości? Właśnie dlatego od samego początku bała się
jego pojawienia; nie chodziło o perspektywę śmierci albo uczucia, które w niej
wzbudzał. Największy problem stanowiły wspomnienia, które się z nim
wiązały, a o których zadecydowała, że powinny zostać uśpione.
Pragnęła trzymać je na dystans, bo tak było prościej, a jej należało na
tym poczuciu wolności, które odczuwała od chwili przebudzenia. Chciała się tego
trzymać i to niezależnie od możliwych konsekwencji.
O dziwo,
tym razem w spojrzeniu Rafaela doszukała się czegoś, co chyba mogła
określić mianem smutku. Czy to oznaczało, że ona również była w stanie go
zranić?
– To nie
wolność – stwierdził z przekonaniem, kolejny raz próbując naruszyć logikę
wniosków, które w tak krótkim czasie zdążyła wysnuć. – To pustka.
Wzruszyła
ramionami, bo tak naprawdę nie widziała żadnej różnicy pomiędzy tym, co
wydedukowała i co on próbował jej podsunąć. Czuła się bezpieczna, a przecież
o to chodziło, prawda? Jeśli to znaczyło, że miała być pusta, mogła to
zaakceptować.
Rafael
potrząsnął głową.
– Wcale tak
nie myślisz – stwierdził z przekonaniem. – Poza tym nie mogę pozwolić ci
teraz odejść. Umrzesz, jeśli to zrobisz.
– Kłamiesz
– zarzuciła mu bez chwili wahania.
Nawet się
nie skrzywił, zupełnie jakby od samego początku spodziewał się takiego właśnie
oskarżenia. Obserwował ją z uwagą, porażająco spokojny, co powoli
zaczynało doprowadzać ją do szału i to już od dłuższego czasu. Nie miała
pojęcia, jakim cudem był w stanie kontrolować emocje – jej samej raz po
raz wymykały się spod kontroli – ale z drugiej strony… Jakie to właściwie
miało znaczenie?
– Na pewno?
– Rafael z wolna przesunął się bliżej. Nie po raz pierwszy cofnęła się, aż
nazbyt świadoma tego, że puls jej przyśpieszył, a serce tylko cudem nie
wyrwało się z klatki piersiowej. – Chcesz mojej krwi. Nazywajmy rzeczy po
imieniu – zaproponował, a ona jęknęła.
– Twoja
krew…
O tak, w tej
jednej kwestii trafił w sedno – co do tego nie miała najmniejszych
wątpliwości. Miała wrażenie, że jego osoka ją woła – wzywa, przywołując do
siebie i sprawiając, że jednak miała ochotę wpaść mu w ramiona, jeśli
dzięki temu zyskałaby pewność, że zdoła dobrać się do zawartości jego żył. Na
samą myśl serce Eleny zaczynało bić jeszcze szybciej, zdradzając narastające z każdą
kolejną sekundą podekscytowanie. Tego również nie rozumiała – strachu, który
zamiast do ucieczki, wydawał się prowadzić do pragnienia, żeby zbliżyć się do
osoby, która wywoływała w niej aż tak gwałtowne reakcję.
Nieznacznie
potrząsnęła głową, jakby w ten sposób mogła pozbyć się niechcianych myśli.
Próbowała za wszelką cenę zapanować nad mętlikiem w głowie, ale to jedynie
potęgowało poczucie dezorientacji. Pomyślała, że on musiał mieć z tym
związek – że mieszał jej w głowie, nie tylko będąc w stanie poznać
myśli, ale także doprowadzić do sytuacji, w której sama nie byłaby pewna,
co takiego dzieje się wokół niej. Był niebezpieczny, co już udowodnił, a skoro
tak…
– Chodź do
mnie, lilan. Sama, zanim uznam, że
powinienem potraktować cię jak dziecko i siłą zabrać do domu – doszedł ją
po raz kolejny jego głos. Spojrzała na demona z niedowierzaniem, coraz
bardziej oszołomiona. – Pokażę ci wszystko. Po to tutaj jestem.
– Chcesz
mnie skrzywdzić!
– Gdybym
chciał, zrobiłbym to. Sama widzisz, że twoje myślenie jest bez sensu –
zauważył, a w niej aż się zagotowało. Znów próbował ją upokorzyć?! –
Pamiętasz, co stało się zanim zasnęłaś? Jak umarłaś, Eleno?
Zesztywniała,
przez moment czując się tak, jakby jednak ją uderzył. Gwałtownie zaczerpnęła
powietrza do płuc, coraz bardziej oszołomiona. Umarła? Jak… umarła…? Dlaczego o to
pytał i co tak naprawdę miał na myśli? Próbowała to zrozumieć, ale im
więcej wysiłku wkładała w próbę uporządkowania tego, co chodziło jej po
głowie, tym bardziej oszołomiona się czuła. Te uczucia ją przytłaczały, nie
dając spokoju i niezmiennie dręcząc, przez co mimo usilnych prób nie była w stanie
zignorować tego, co mówił. Nie potrafiła odrzucić jego, co zresztą tłumaczyło,
dlaczego do tej pory nie spróbowała odwrócić się na pięcie i spróbować uciec.
To wszystko
nie miało sensu – to, że tutaj była i że on stał przed nią, wymagając
zastanawiania się nad kwestiami, o których wolała jak najszybciej
zapomnieć, zanim…
– Dlaczego
chcesz słuchać kogoś, kto cię zabił? Twoja
pani – oznajmił z naciskiem, niemalże kpiarskim tonem – doprowadziła
do tego, że jesteś tutaj. Zabiła cię na oczach wszystkich, a jesteś tutaj
tylko i wyłącznie dlatego, że w porę poznałaś mnie. Moja krew krąży w twoich
żyłach, poza tym… – Urwał, po czym wysilił się na blady, choć przy tym dziwnie
sztuczny uśmiech. – Oddałaś mi się, Eleno, zresztą ze wzajemnością. Pamiętasz,
co znaczy pierścionek, który nosisz?
Chciała go
zignorować, ale nie powstrzymała się przed zerknięciem na swoją dłoń. Okalająca
jej palec obrączka zalśniła łagodnie, a przynajmniej takie wrażenie
odniosła dziewczyna, nagle wręcz gotowa przysiąc, że krążek zaczął się
nagrzewać, tak ciepły i trudny to zignorowania, że nawet gdyby chciała,
nie mogłaby o nim zapomnieć. Jęknęła, coraz bardziej oszołomiona, tym
bardziej, że Rafael po raz kolejny trafił w sedno – czuła to całą sobą, aż
nazbyt świadoma tego, że jakaś jej cząstka pamiętała. Co prawda wciąż nie
chciała dopuścić do siebie tych wspomnień, obawiając się tego, gdyby pozwoliła
sobie na otwarcie się na niej, ale mimo wszystko…
– Przestań!
– wyrzuciła z siebie na wydechu, chociaż miała wrażenie, że nawet gdyby
powtórzyła to jeszcze ze sto razy, Rafael nawet nie wziąłby jej rozkazów pod
uwagę. On wiedział swoje, raz po raz udowadniając, że w przeciwieństwie do
niej miał kontrolę nad sytuacją. – Do cholery, przestań!
– Mówić ci
prawdę? – Obrzucił ją zaciekawionym spojrzeniem. – Więc mi zaprzecz, skoro
uważasz, że kłamię. Nawet nie jesteś w stanie ściągnąć obrączki, chociaż
gdybyś naprawdę tego chciała… I wciąż jesteś tutaj, pomimo tego, że cię
nie trzymam. Kto broni ci uciekać? – zapytał, choć oboje zdawali sobie sprawę z tego,
że gdyby tylko spróbowała, dogoniłby ją.
– Mam… coś
do zrobienia – wycedziła przez zaciśnięte zęby. – Rozkazy.
Kolejny,
tym razem wręcz bezczelny uśmiech. W tamtej chwili raz jeszcze zapragnęła
przyłożyć mu w twarz, ale nie wyobrażała sobie tego, że miałaby się do
niego zbliżyć – nie po tym, jak już pozwoliła mu zbliżyć o wiele za
blisko, by mogła poczuć się swobodnie.
– To brzmi
jak ja – stwierdził i przez krótką chwilę wydał jej się rozbawiony. Miała
przez to rozumieć, że sugerował jej, że mogliby być do siebie podobni? – Ale w porządku,
rozkazy… Od niej, Eleno? I może powiesz mi jeszcze, że chcesz je wypełnić?
– Ja…
Otworzyła i zaraz
zamknęła usta, niezdolna wykrztusić z siebie choćby słowa więcej. Nie
rozumiała, dlaczego w ogóle próbowała się przed nim tłumaczyć, ale coś
sprawiało, że czuła się do tego zobowiązana.
– Więc? –
ponaglił, a ona drgnęła niespokojnie. – Odpowiedz mi – dodał i nie
miała wątpliwości, że to polecenie.
– Nie wiem…
– przyznała zgodnie z prawdą.
Nic już nie
rozumiała, w zasadzie od samego początku, chociaż wcześniej nie miało to
dla niej znaczenia. Nie widziała powodów, żeby pytać, a może po prostu
tego nie chciała, podświadomie wiedząc, że doprowadziłoby ją to do takiego
stanu. Kiedy odcinała się od wszystkiego, wtedy było prościej, a przynajmniej
tak widziała to Elena. Teraz nie miała już pewności, czy cokolwiek z tego,
co chwilę wcześniej wydawało jej się oczywiste, w rzeczywistości takie
było. Rozsądek podpowiadał dziewczynie, że powinna trzymać się od Rafaela z daleka
i przestać go słuchać, ale jakaś inna cząstka, która teraz nie chciała dać
jej spokoju, sugerowała coś innego i…
Och, prawda
była taka, że coś ciągnęło ją do demona. Pragnęła jego krwi, a przynajmniej
usiłowała przekonać samą siebie, że chodzi tylko o to… Albo że to on wpoił
to pragnienie, najpewniej w taki sam sposób, jak przez cały ten czas był w stanie
mącić w jej myślach. Jak inaczej miałaby wytłumaczyć to, że do pewnego
stopnia chciała go słuchać i mimo swoich protestów wierzyła we wszystko,
co mówił. Co więcej, kiedy spojrzał na nią zachęcająco, wyciągając ku niej
rękę, momentalnie zapragnęła ją ująć, niemalże siłą zmuszając się do tego, żeby
w zamian znów cofnąć się o krok – a potem kolejny i jeszcze
jeden.
Uciekaj, pomyślała w coraz bardziej
rozgorączkowany sposób. Uciekaj, zanim…
Zanim co?
Tego również nie wiedziała, w żadnej z istotnych dla niej kwestii nie
mając pojęcia o tym, co powinna zrobić.
Tym razem
demon nawet nie próbował z nią dyskutować. Zesztywniała, kiedy
błyskawicznie przemieścił się ku niej, dosłownie materializując tuż obok niej,
by móc bezceremonialnie wziąć Elenę w ramiona. Chciała go odepchnąć, ale
nie zrobiła tego, porażona delikatnością z jaką ją dotykał. Pomyślała, że
to trochę jak cisza przed burzą – próba odwrócenia jej uwagi, by w najmniej
oczekiwanym momencie mógł jednak ją skrzywdzić. Wabił ją, kusił i obiecywał,
a prawda była taka, że z chwilą, w której by mu uległa,
zamierzał najpewniej skręcić jej kark albo wcześniej wgryźć się w odsłonięte
gardło. Skoro ona łaknęła jego krwi, przecież równie dobrze mogło działać to w drugą
stronę.
– Nie, nie…
– wyrzuciła z siebie drżącym tonem. To zabrzmiało żałośnie, niemalże jak
niespójne błagania, ale nie zamierzała się tym przejmować. – Puść…
– Nic złego
ci nie robię – zauważył przytomnie, przesuwając palcami wzdłuż jej ramienia.
Przez ułamek sekundy poczuła się tak, jakby wsadziła ramię do ognia, chociaż
uczucie to wcale nie było tak uciążliwe, jak mogłaby się tego spodziewać. Nie
czuła bólu, ale… – W porządku?
– Nie –
mruknęła, ale to stwierdzenie jedynie go rozbawiło.
Na dłuższą
chwilę zamarła, drżąca i coraz bardziej niespokojna. Próbowała przewidzieć
jego zamiary, ale w głowie miało pustkę, którą dodatkowo podsycał sposób w jaki
jej dotykał. Jego dłonie delikatnie przesuwały się czy to po ramionach, czy
znów plecach, znacząc krzywiznę kręgosłupa i raz po raz przyprawiając
Elenę o dreszcze. Zacisnęła powieki, mając serdecznie dość jego przenikliwego,
intensywnego spojrzenia, ale nawet wtedy czuła je na sobie, tym bardziej, że
serafin znajdował się tuż bok, dosłownie trzymając ją w ramionach. Sam
uścisk okazał się zaskakująco wręcz lekko, dzięki czemu bez trudu byłaby w stanie
się wyrwać, ale nie zrobiła tego, z jakiegoś powodu upierając się, by
trwać w miejscu. Chciała i zarazem nie wyobrażała sobie tkwienia przy
nim, w żaden sposób nie potrafiąc wytłumaczyć samej sobie, co zadecydowało
o tym, że tutaj była – że jednak pozwoliła mu się zbliżyć i że jej
ciało w niemalże pozytywny sposób reagowało zarówno na jego dotyk, jak i bijące
od ciała nieśmiertelnego ciepło.
– Elena… –
usłyszała tuż przy uchu i w tamtej chwili z wrażenia omal się nie
wywróciła, bo nigdy nie powinna pozwolić na to, żeby znalazł się aż tak blisko.
Przecież wyraźnie czuła jego oddech na policzku, a to… Och. – Elena,
spójrz na mnie. Chcę, żebyś otworzyła oczy – oznajmił, a ona jęknęła i energicznie
potrząsnęła głową. – Elena… – powtórzył raz jeszcze, raz po raz z uporem i niezwykłą
starannością wypowiadając jej imię. Poczuła, że dłonie demona wylądowały na jej
policzkach, kiedy zdecydował się ująć twarz dziewczyny w obie dłonie, tym
samym najwyraźniej zamierzając zmusić ją do wypełnienia polecenia. – To tylko
ja… A ty musisz do mnie wrócić. Teraz – dodał z naciskiem.
Zabrzmiało
to niemalże w desperacki sposób, jakby sam Rafael nie miał pewności, co i dlaczego
zamierzał swoimi słowami osiągnąć. Nie rozumiała go, nie potrafiąc i nie
chcąc doszukiwać się w jego nakazach logiki; nie chciała zrozumieć, choć
jakaś jej cząstka wydawała się o wiele bardziej świadoma, aniżeli Elena
mogłaby sobie tego życzyć. To wszystko nie miało sensu, począwszy od jego słów,
po całą tą sytuację – to, że miałaby wrócić, chociaż przecież stała przed nim,
jak ostatnia naiwna pozwalając żeby ją trzymał i niejako powierzając mu
swoje życie. Czy to, że mógł z nią zrobić, co tylko uznałby za słuszne,
naprawdę mu nie wystarczyło?
Spróbowała
oswobodzić twarz z jego uścisku, ale to okazało się niemożliwe. Jęknęła i chcąc
nie chcąc uniosła powieki, spoglądając wprost w parę lśniących tęczówek,
których kolor momentalnie skojarzył jej się z jasnym, czystym niebem.
Dziewczyna zesztywniała, a jej oddech jeszcze bardziej przyśpieszył,
nierówny i urywany, przez co aż zaczęło kręcić jej się w głowie.
– Nie chcę
cię skrzywdzić – oznajmił z naciskiem. Ciągle ją o tym przekonywał,
chociaż – była tego pewna! – nie powinna mu wierzyć. Przecież zabijał
niejednokrotnie, poza tym był synem Ciemności; mogła to wyczuć, tak jak i zdawała
sobie sprawę z potęgi, którą dysponował. Mógł ją zabić, a więc… –
Tak, ale nie ciebie. Obiecałem ci, że umrzesz dopiero wtedy, kiedy ja na to
pozwolę.
Mówił coś
takiego? Być może, chociaż w głowie miała taki mętlik, że nawet gdyby
chciała sobie przypomnieć, nie byłaby w stanie sobie przypomnieć. Bardziej
przejmowała się tym, że tak po prostu trzymał ją w ramionach i dotykał,
wzbudzając w niej coraz więcej skrajnych emocji. Wciąż czuła ciepło,
zwłaszcza kiedy jej dotykał, a to…
– Ale
robisz to – zaoponowała. Przez krótką chwilę miała problem z tym, żeby
rozpoznać własny głos, tak bardzo wydał jej się roztrzęsiony. – To boli, Rafa –
oznajmiła, dopiero po dłuższej chwili uświadamiając sobie, że nieświadomie
skróciła jego imię.
– Co
takiego? To? – zapytał zaskoczony, dla uściślenia własnych pytań przesuwając
wierzchem dłoni po jej policzku. Znów poczuła ten dziwny, niewidzialny ogień,
który z wolna rozszedł się po całej jej skórze. Wzdrygnęła się i spróbowała
wyrwać, ale w porę ją pochwycił. – Cii… Lilan, to nie ból. Przecież dobrze wiesz, że nie… Po prostu musisz
sobie przypomnieć – stwierdził, ale ona nawet nie zamierzała tego słuchać.
– Ty mnie
krzywdzisz! – zarzuciła mu, po czym raz jeszcze szarpnęła się w jego
ramionach. Spróbowała go odepchnąć, ale nie odsunął się choćby od milimetr,
najwyraźniej za punkt honoru biorąc sobie to, żeby sprawić jej ból. – Odsuń
się! Ja nie… Powiedziałam, że masz trzymać się na dystans i… Nie, nie możesz! –
wyrzuciła z siebie na wydechu, bo coś w jego spojrzeniu zaniepokoiło
ją w jeszcze większym stopniu. Ich twarze znalazły się tak blisko siebie,
może nawet bardziej niż wcześniej, tym bardziej, że teraz już nie miała żadnej
drogi ucieczki. Nie była w stanie się odsunąć, chociaż tak bardzo chciała
i… – Dlaczego chcesz mnie skrzywdzić…?
Spojrzał na
nią zaskoczony. W jego oczach pojawiło się zrozumienie, jakby dostrzegał
coś, czego ona mogła się co najwyżej domyślać.
–
Absolutnie nie zamierzam – powiedział w końcu, a Elena zapragnęła się
roześmiać, porażona tak jawnym kłamstwem.
– Przestań!
– wydarła się na niego, bezskutecznie próbując odchylić się w jego
ramionach. – Krzywdzisz mnie… Rafa… I to boli – zarzuciła mu, po czym
zamarła, kiedy zdecydowanym ruchem przygarnął ją do siebie.
Nie, nie,
to zdecydowanie nie powinno mieć miejsca! On nie powinien być tak blisko, nie
powinien jej dotykać i nie powinien…
Nie powinien…
Znów
poczuła pieczenie pod wiekami. Nie chciała płakać, ale to było silniejsze od
niej, tym bardziej, że czuła się tak bardzo rozbita i pełna wątpliwości.
Nic nie mogła zrobić, a bezsilność ją wykańczała, zwłaszcza, że on…
Och, no i czuła.
Co tak naprawdę oznaczało to, że czuła…?
– Przestań
ze mną walczyć, dobrze lilan? – usłyszała
jeszcze jego spokojny głos.
A potem
stało się to, przed czym broniła się tyle czasu i jednak ją pocałował.
Oooooooch. No pięknie. Kilka razy podczas czytania wyobrażałam sobie reakcje Carlisle`a i L. Haha
OdpowiedzUsuńRafa jest w tym rozdziale przeuroczy, muszę się nim nacieszyć w tej wersji, bo jak Elena mu ożyje, Rafa uaktywni BitchMode.