2 grudnia 2016

Dwadzieścia pięć

Nie miała pojęcia, jakim cudem znalazła w sobie dość siły, żeby go zaatakować. Uderzyła z pełnym gniewem, nawet nie zastanawiając się nad tym, co i dlaczego robi – dla niej liczyło się tylko i wyłącznie to, żeby uciec. Gniew na dłuższą chwilę przysłonił wszystko inne, łącznie ze zdrowym rozsądkiem, tym samym dając dziewczynie pełne pole manewru, kiedy jakimś cudem zdołała oswobodzić się z uścisku demona. Nerwowo rozejrzała się dookoła, wręcz porażona odkryciem, że wszystko to, co widziała, nagle się wyostrzyło. Nie sądziła, że to w ogóle możliwe, ale najwyraźniej nadmiar emocji sprawił, że jej zmysły stały się jeszcze bardziej wrażliwe, pozwalając jej dostrzec wszystko to, czego mogłaby potrzebować. Teraz musiała już tylko to wykorzystać, żeby uciec albo – co momentalnie wydało się dziewczynie lepszą perspektywą – rozszarpać go na kawałeczki, dokładnie tak, jak od samego początku powinna.
Napięła mięśnie, przybierając pozycję obronną i podświadomie szykując się do ataku. Zaraz po tym na oślep rzuciła się przed siebie, tym razem wystarczająco gwałtownie, by zmusić serafina do cofnięcia się. Rozbawienie zniknęło z jego twarzy, ale wcale nie poczuła się dzięki temu odkryciu lepiej, w zamian coraz bardziej rozjuszona i świadoma niebezpieczeństwa. Atakowała, raz po raz próbując do niego doskoczyć i zrobić… cokolwiek, ale wszystko wskazywało na to, że trafiła czas – unikał jej kolejnych ciosów z taką łatwością, jakby w rzeczywistości nie robiła niczego, co mogłoby mu zaszkodzić. To sprawiło, że po raz kolejny poczuła się jak głupie dziecko, które próbowało osiągnąć coś, co w rzeczywistości nie miało być mu dane. Chciała walczyć, ale nawet na to demon nie zamierzał jej pozwolić, tak po prostu bawiąc się kosztem słabszej od siebie istoty. Z równym powodzeniem mogłaby tkwić w miejscu, tym samym będąc w stanie wyrządzić mu równie wielką krzywdę – a więc żadną.
Poczuła pieczenie pod powiekami, co skutecznie wytrąciło ją z równowagi. Łzy? Jeszcze tego jej brakowało! Spodziewała się naprawdę wielu rzeczy, ale na pewno nie płaczu – aż takiej formy upokorzenia, bo jak inaczej miałaby określić to, że zaczynała się mazać tylko dlatego, że coś jej nie wychodziło? Traciła kontrolę i to nie tylko nad sobą, ale również sytuacją, a to zdecydowanie nie powinno mieć miejsca. Gdyby przynajmniej wiedziała, czego powinna się spodziewać i czego odczekiwał od niej on, skoro…
Nic już nie rozumiała, a obecna sytuacja wcale nie ułatwiała jej znalezienia odpowiedzi.
Jęknęła, roztrzęsiona i bliska tego, żeby jednak osunąć się na ziemię. Takie rozwiązanie może i prowadziło donikąd, ale miała wielką ochotę zakończyć to właśnie w ten sposób – upaść, a później poczekać na rozwój wypadków, nawet gdyby wszystko faktycznie miało prowadzić do jej śmierci. Wszystko wydawało się lepsze od mętliku w głowie i wątpliwości, które odczuwała niemalże na każdym kroku. Co więcej, potrzebowała… czegoś konkretnego, choć nawet przed samą sobą nie chciała przyznać, że tak mogłoby być. Tak czy inaczej, czuła się gotowa zrobić dosłownie wszystko, byleby odciąć się od tego szaleństwa, choćby tylko po to, żeby przestać przejmować się stojącym przed nią mężczyzną.
– Na wrota piekielne… Kiedy w końcu przyjmiesz do wiadomości, że nie zamierzam cię zabić? – zniecierpliwił się serafin. Z niedowierzaniem potrząsnął głową, wyraźnie rozdrażniony. – Nie mam w tym celu, Eleno.
– Dlaczego? – jęknęła, coraz bardziej zagubiona.
Kolejny raz oszołomiło ją jego spojrzenie, a zwłaszcza emocje, których pomimo usilnych starań nie potrafiła zrozumieć. Mogła je nazwać, bo kiedyś je znała, ale teraz zniknęły i tak naprawdę nie znaczyły dla niej niczego. Być może miała okazać się zdolna do tego, żeby sobie przypomnieć, ale nie wyobrażała sobie, że miałaby to zrobić. Nie mogła, bo gdyby się do tego posunęła, wtedy stałoby się coś niedobrego – bolałoby i nie miała co do tego najmniejszych wątpliwości.
– Jesteś moja – oznajmił po raz kolejny demon. – Moja, nie Isobel. Naprawdę mam cię zranić, żebyś przyjęła to do świadomości?
Nie odpowiedziała, zbyt oszołomiona i zdezorientowana, by zdobyć się na wyrzucenie z siebie chociażby słowa. Jak miałaby być w stanie powiedzieć cokolwiek, skoro znamienitej większości tego, co od niego słyszała, nie chciała przyjąć do wiadomości? Właśnie dlatego od samego początku bała się jego pojawienia; nie chodziło o perspektywę śmierci albo uczucia, które w niej wzbudzał. Największy problem stanowiły wspomnienia, które się z nim wiązały, a o których zadecydowała, że powinny zostać uśpione. Pragnęła trzymać je na dystans, bo tak było prościej, a jej należało na tym poczuciu wolności, które odczuwała od chwili przebudzenia. Chciała się tego trzymać i to niezależnie od możliwych konsekwencji.
O dziwo, tym razem w spojrzeniu Rafaela doszukała się czegoś, co chyba mogła określić mianem smutku. Czy to oznaczało, że ona również była w stanie go zranić?
– To nie wolność – stwierdził z przekonaniem, kolejny raz próbując naruszyć logikę wniosków, które w tak krótkim czasie zdążyła wysnuć. – To pustka.
Wzruszyła ramionami, bo tak naprawdę nie widziała żadnej różnicy pomiędzy tym, co wydedukowała i co on próbował jej podsunąć. Czuła się bezpieczna, a przecież o to chodziło, prawda? Jeśli to znaczyło, że miała być pusta, mogła to zaakceptować.
Rafael potrząsnął głową.
– Wcale tak nie myślisz – stwierdził z przekonaniem. – Poza tym nie mogę pozwolić ci teraz odejść. Umrzesz, jeśli to zrobisz.
– Kłamiesz – zarzuciła mu bez chwili wahania.
Nawet się nie skrzywił, zupełnie jakby od samego początku spodziewał się takiego właśnie oskarżenia. Obserwował ją z uwagą, porażająco spokojny, co powoli zaczynało doprowadzać ją do szału i to już od dłuższego czasu. Nie miała pojęcia, jakim cudem był w stanie kontrolować emocje – jej samej raz po raz wymykały się spod kontroli – ale z drugiej strony… Jakie to właściwie miało znaczenie?
– Na pewno? – Rafael z wolna przesunął się bliżej. Nie po raz pierwszy cofnęła się, aż nazbyt świadoma tego, że puls jej przyśpieszył, a serce tylko cudem nie wyrwało się z klatki piersiowej. – Chcesz mojej krwi. Nazywajmy rzeczy po imieniu – zaproponował, a ona jęknęła.
– Twoja krew…
O tak, w tej jednej kwestii trafił w sedno – co do tego nie miała najmniejszych wątpliwości. Miała wrażenie, że jego osoka ją woła – wzywa, przywołując do siebie i sprawiając, że jednak miała ochotę wpaść mu w ramiona, jeśli dzięki temu zyskałaby pewność, że zdoła dobrać się do zawartości jego żył. Na samą myśl serce Eleny zaczynało bić jeszcze szybciej, zdradzając narastające z każdą kolejną sekundą podekscytowanie. Tego również nie rozumiała – strachu, który zamiast do ucieczki, wydawał się prowadzić do pragnienia, żeby zbliżyć się do osoby, która wywoływała w niej aż tak gwałtowne reakcję.
Nieznacznie potrząsnęła głową, jakby w ten sposób mogła pozbyć się niechcianych myśli. Próbowała za wszelką cenę zapanować nad mętlikiem w głowie, ale to jedynie potęgowało poczucie dezorientacji. Pomyślała, że on musiał mieć z tym związek – że mieszał jej w głowie, nie tylko będąc w stanie poznać myśli, ale także doprowadzić do sytuacji, w której sama nie byłaby pewna, co takiego dzieje się wokół niej. Był niebezpieczny, co już udowodnił, a skoro tak…
– Chodź do mnie, lilan. Sama, zanim uznam, że powinienem potraktować cię jak dziecko i siłą zabrać do domu – doszedł ją po raz kolejny jego głos. Spojrzała na demona z niedowierzaniem, coraz bardziej oszołomiona. – Pokażę ci wszystko. Po to tutaj jestem.
– Chcesz mnie skrzywdzić!
– Gdybym chciał, zrobiłbym to. Sama widzisz, że twoje myślenie jest bez sensu – zauważył, a w niej aż się zagotowało. Znów próbował ją upokorzyć?! – Pamiętasz, co stało się zanim zasnęłaś? Jak umarłaś, Eleno?
Zesztywniała, przez moment czując się tak, jakby jednak ją uderzył. Gwałtownie zaczerpnęła powietrza do płuc, coraz bardziej oszołomiona. Umarła? Jak… umarła…? Dlaczego o to pytał i co tak naprawdę miał na myśli? Próbowała to zrozumieć, ale im więcej wysiłku wkładała w próbę uporządkowania tego, co chodziło jej po głowie, tym bardziej oszołomiona się czuła. Te uczucia ją przytłaczały, nie dając spokoju i niezmiennie dręcząc, przez co mimo usilnych prób nie była w stanie zignorować tego, co mówił. Nie potrafiła odrzucić jego, co zresztą tłumaczyło, dlaczego do tej pory nie spróbowała odwrócić się na pięcie i spróbować uciec.
To wszystko nie miało sensu – to, że tutaj była i że on stał przed nią, wymagając zastanawiania się nad kwestiami, o których wolała jak najszybciej zapomnieć, zanim…
– Dlaczego chcesz słuchać kogoś, kto cię zabił? Twoja pani – oznajmił z naciskiem, niemalże kpiarskim tonem – doprowadziła do tego, że jesteś tutaj. Zabiła cię na oczach wszystkich, a jesteś tutaj tylko i wyłącznie dlatego, że w porę poznałaś mnie. Moja krew krąży w twoich żyłach, poza tym… – Urwał, po czym wysilił się na blady, choć przy tym dziwnie sztuczny uśmiech. – Oddałaś mi się, Eleno, zresztą ze wzajemnością. Pamiętasz, co znaczy pierścionek, który nosisz?
Chciała go zignorować, ale nie powstrzymała się przed zerknięciem na swoją dłoń. Okalająca jej palec obrączka zalśniła łagodnie, a przynajmniej takie wrażenie odniosła dziewczyna, nagle wręcz gotowa przysiąc, że krążek zaczął się nagrzewać, tak ciepły i trudny to zignorowania, że nawet gdyby chciała, nie mogłaby o nim zapomnieć. Jęknęła, coraz bardziej oszołomiona, tym bardziej, że Rafael po raz kolejny trafił w sedno – czuła to całą sobą, aż nazbyt świadoma tego, że jakaś jej cząstka pamiętała. Co prawda wciąż nie chciała dopuścić do siebie tych wspomnień, obawiając się tego, gdyby pozwoliła sobie na otwarcie się na niej, ale mimo wszystko…
– Przestań! – wyrzuciła z siebie na wydechu, chociaż miała wrażenie, że nawet gdyby powtórzyła to jeszcze ze sto razy, Rafael nawet nie wziąłby jej rozkazów pod uwagę. On wiedział swoje, raz po raz udowadniając, że w przeciwieństwie do niej miał kontrolę nad sytuacją. – Do cholery, przestań!
– Mówić ci prawdę? – Obrzucił ją zaciekawionym spojrzeniem. – Więc mi zaprzecz, skoro uważasz, że kłamię. Nawet nie jesteś w stanie ściągnąć obrączki, chociaż gdybyś naprawdę tego chciała… I wciąż jesteś tutaj, pomimo tego, że cię nie trzymam. Kto broni ci uciekać? – zapytał, choć oboje zdawali sobie sprawę z tego, że gdyby tylko spróbowała, dogoniłby ją.
– Mam… coś do zrobienia – wycedziła przez zaciśnięte zęby. – Rozkazy.
Kolejny, tym razem wręcz bezczelny uśmiech. W tamtej chwili raz jeszcze zapragnęła przyłożyć mu w twarz, ale nie wyobrażała sobie tego, że miałaby się do niego zbliżyć – nie po tym, jak już pozwoliła mu zbliżyć o wiele za blisko, by mogła poczuć się swobodnie.
– To brzmi jak ja – stwierdził i przez krótką chwilę wydał jej się rozbawiony. Miała przez to rozumieć, że sugerował jej, że mogliby być do siebie podobni? – Ale w porządku, rozkazy… Od niej, Eleno? I może powiesz mi jeszcze, że chcesz je wypełnić?
– Ja…
Otworzyła i zaraz zamknęła usta, niezdolna wykrztusić z siebie choćby słowa więcej. Nie rozumiała, dlaczego w ogóle próbowała się przed nim tłumaczyć, ale coś sprawiało, że czuła się do tego zobowiązana.
– Więc? – ponaglił, a ona drgnęła niespokojnie. – Odpowiedz mi – dodał i nie miała wątpliwości, że to polecenie.
– Nie wiem… – przyznała zgodnie z prawdą.
Nic już nie rozumiała, w zasadzie od samego początku, chociaż wcześniej nie miało to dla niej znaczenia. Nie widziała powodów, żeby pytać, a może po prostu tego nie chciała, podświadomie wiedząc, że doprowadziłoby ją to do takiego stanu. Kiedy odcinała się od wszystkiego, wtedy było prościej, a przynajmniej tak widziała to Elena. Teraz nie miała już pewności, czy cokolwiek z tego, co chwilę wcześniej wydawało jej się oczywiste, w rzeczywistości takie było. Rozsądek podpowiadał dziewczynie, że powinna trzymać się od Rafaela z daleka i przestać go słuchać, ale jakaś inna cząstka, która teraz nie chciała dać jej spokoju, sugerowała coś innego i…
Och, prawda była taka, że coś ciągnęło ją do demona. Pragnęła jego krwi, a przynajmniej usiłowała przekonać samą siebie, że chodzi tylko o to… Albo że to on wpoił to pragnienie, najpewniej w taki sam sposób, jak przez cały ten czas był w stanie mącić w jej myślach. Jak inaczej miałaby wytłumaczyć to, że do pewnego stopnia chciała go słuchać i mimo swoich protestów wierzyła we wszystko, co mówił. Co więcej, kiedy spojrzał na nią zachęcająco, wyciągając ku niej rękę, momentalnie zapragnęła ją ująć, niemalże siłą zmuszając się do tego, żeby w zamian znów cofnąć się o krok – a potem kolejny i jeszcze jeden.
Uciekaj, pomyślała w coraz bardziej rozgorączkowany sposób. Uciekaj, zanim…
Zanim co? Tego również nie wiedziała, w żadnej z istotnych dla niej kwestii nie mając pojęcia o tym, co powinna zrobić.
Tym razem demon nawet nie próbował z nią dyskutować. Zesztywniała, kiedy błyskawicznie przemieścił się ku niej, dosłownie materializując tuż obok niej, by móc bezceremonialnie wziąć Elenę w ramiona. Chciała go odepchnąć, ale nie zrobiła tego, porażona delikatnością z jaką ją dotykał. Pomyślała, że to trochę jak cisza przed burzą – próba odwrócenia jej uwagi, by w najmniej oczekiwanym momencie mógł jednak ją skrzywdzić. Wabił ją, kusił i obiecywał, a prawda była taka, że z chwilą, w której by mu uległa, zamierzał najpewniej skręcić jej kark albo wcześniej wgryźć się w odsłonięte gardło. Skoro ona łaknęła jego krwi, przecież równie dobrze mogło działać to w drugą stronę.
– Nie, nie… – wyrzuciła z siebie drżącym tonem. To zabrzmiało żałośnie, niemalże jak niespójne błagania, ale nie zamierzała się tym przejmować. – Puść…
– Nic złego ci nie robię – zauważył przytomnie, przesuwając palcami wzdłuż jej ramienia. Przez ułamek sekundy poczuła się tak, jakby wsadziła ramię do ognia, chociaż uczucie to wcale nie było tak uciążliwe, jak mogłaby się tego spodziewać. Nie czuła bólu, ale… – W porządku?
– Nie – mruknęła, ale to stwierdzenie jedynie go rozbawiło.
Na dłuższą chwilę zamarła, drżąca i coraz bardziej niespokojna. Próbowała przewidzieć jego zamiary, ale w głowie miało pustkę, którą dodatkowo podsycał sposób w jaki jej dotykał. Jego dłonie delikatnie przesuwały się czy to po ramionach, czy znów plecach, znacząc krzywiznę kręgosłupa i raz po raz przyprawiając Elenę o dreszcze. Zacisnęła powieki, mając serdecznie dość jego przenikliwego, intensywnego spojrzenia, ale nawet wtedy czuła je na sobie, tym bardziej, że serafin znajdował się tuż bok, dosłownie trzymając ją w ramionach. Sam uścisk okazał się zaskakująco wręcz lekko, dzięki czemu bez trudu byłaby w stanie się wyrwać, ale nie zrobiła tego, z jakiegoś powodu upierając się, by trwać w miejscu. Chciała i zarazem nie wyobrażała sobie tkwienia przy nim, w żaden sposób nie potrafiąc wytłumaczyć samej sobie, co zadecydowało o tym, że tutaj była – że jednak pozwoliła mu się zbliżyć i że jej ciało w niemalże pozytywny sposób reagowało zarówno na jego dotyk, jak i bijące od ciała nieśmiertelnego ciepło.
– Elena… – usłyszała tuż przy uchu i w tamtej chwili z wrażenia omal się nie wywróciła, bo nigdy nie powinna pozwolić na to, żeby znalazł się aż tak blisko. Przecież wyraźnie czuła jego oddech na policzku, a to… Och. – Elena, spójrz na mnie. Chcę, żebyś otworzyła oczy – oznajmił, a ona jęknęła i energicznie potrząsnęła głową. – Elena… – powtórzył raz jeszcze, raz po raz z uporem i niezwykłą starannością wypowiadając jej imię. Poczuła, że dłonie demona wylądowały na jej policzkach, kiedy zdecydował się ująć twarz dziewczyny w obie dłonie, tym samym najwyraźniej zamierzając zmusić ją do wypełnienia polecenia. – To tylko ja… A ty musisz do mnie wrócić. Teraz – dodał z naciskiem.
Zabrzmiało to niemalże w desperacki sposób, jakby sam Rafael nie miał pewności, co i dlaczego zamierzał swoimi słowami osiągnąć. Nie rozumiała go, nie potrafiąc i nie chcąc doszukiwać się w jego nakazach logiki; nie chciała zrozumieć, choć jakaś jej cząstka wydawała się o wiele bardziej świadoma, aniżeli Elena mogłaby sobie tego życzyć. To wszystko nie miało sensu, począwszy od jego słów, po całą tą sytuację – to, że miałaby wrócić, chociaż przecież stała przed nim, jak ostatnia naiwna pozwalając żeby ją trzymał i niejako powierzając mu swoje życie. Czy to, że mógł z nią zrobić, co tylko uznałby za słuszne, naprawdę mu nie wystarczyło?
Spróbowała oswobodzić twarz z jego uścisku, ale to okazało się niemożliwe. Jęknęła i chcąc nie chcąc uniosła powieki, spoglądając wprost w parę lśniących tęczówek, których kolor momentalnie skojarzył jej się z jasnym, czystym niebem. Dziewczyna zesztywniała, a jej oddech jeszcze bardziej przyśpieszył, nierówny i urywany, przez co aż zaczęło kręcić jej się w głowie.
– Nie chcę cię skrzywdzić – oznajmił z naciskiem. Ciągle ją o tym przekonywał, chociaż – była tego pewna! – nie powinna mu wierzyć. Przecież zabijał niejednokrotnie, poza tym był synem Ciemności; mogła to wyczuć, tak jak i zdawała sobie sprawę z potęgi, którą dysponował. Mógł ją zabić, a więc… – Tak, ale nie ciebie. Obiecałem ci, że umrzesz dopiero wtedy, kiedy ja na to pozwolę.
Mówił coś takiego? Być może, chociaż w głowie miała taki mętlik, że nawet gdyby chciała sobie przypomnieć, nie byłaby w stanie sobie przypomnieć. Bardziej przejmowała się tym, że tak po prostu trzymał ją w ramionach i dotykał, wzbudzając w niej coraz więcej skrajnych emocji. Wciąż czuła ciepło, zwłaszcza kiedy jej dotykał, a to…
– Ale robisz to – zaoponowała. Przez krótką chwilę miała problem z tym, żeby rozpoznać własny głos, tak bardzo wydał jej się roztrzęsiony. – To boli, Rafa – oznajmiła, dopiero po dłuższej chwili uświadamiając sobie, że nieświadomie skróciła jego imię.
– Co takiego? To? – zapytał zaskoczony, dla uściślenia własnych pytań przesuwając wierzchem dłoni po jej policzku. Znów poczuła ten dziwny, niewidzialny ogień, który z wolna rozszedł się po całej jej skórze. Wzdrygnęła się i spróbowała wyrwać, ale w porę ją pochwycił. – Cii… Lilan, to nie ból. Przecież dobrze wiesz, że nie… Po prostu musisz sobie przypomnieć – stwierdził, ale ona nawet nie zamierzała tego słuchać.
– Ty mnie krzywdzisz! – zarzuciła mu, po czym raz jeszcze szarpnęła się w jego ramionach. Spróbowała go odepchnąć, ale nie odsunął się choćby od milimetr, najwyraźniej za punkt honoru biorąc sobie to, żeby sprawić jej ból. – Odsuń się! Ja nie… Powiedziałam, że masz trzymać się na dystans i… Nie, nie możesz! – wyrzuciła z siebie na wydechu, bo coś w jego spojrzeniu zaniepokoiło ją w jeszcze większym stopniu. Ich twarze znalazły się tak blisko siebie, może nawet bardziej niż wcześniej, tym bardziej, że teraz już nie miała żadnej drogi ucieczki. Nie była w stanie się odsunąć, chociaż tak bardzo chciała i… – Dlaczego chcesz mnie skrzywdzić…?
Spojrzał na nią zaskoczony. W jego oczach pojawiło się zrozumienie, jakby dostrzegał coś, czego ona mogła się co najwyżej domyślać.
– Absolutnie nie zamierzam – powiedział w końcu, a Elena zapragnęła się roześmiać, porażona tak jawnym kłamstwem.
– Przestań! – wydarła się na niego, bezskutecznie próbując odchylić się w jego ramionach. – Krzywdzisz mnie… Rafa… I to boli – zarzuciła mu, po czym zamarła, kiedy zdecydowanym ruchem przygarnął ją do siebie.
Nie, nie, to zdecydowanie nie powinno mieć miejsca! On nie powinien być tak blisko, nie powinien jej dotykać i nie powinien…
Nie powinien…
Znów poczuła pieczenie pod wiekami. Nie chciała płakać, ale to było silniejsze od niej, tym bardziej, że czuła się tak bardzo rozbita i pełna wątpliwości. Nic nie mogła zrobić, a bezsilność ją wykańczała, zwłaszcza, że on…
Och, no i czuła. Co tak naprawdę oznaczało to, że czuła…?
– Przestań ze mną walczyć, dobrze lilan? – usłyszała jeszcze jego spokojny głos.
A potem stało się to, przed czym broniła się tyle czasu i jednak ją pocałował.

1 komentarz:

  1. Oooooooch. No pięknie. Kilka razy podczas czytania wyobrażałam sobie reakcje Carlisle`a i L. Haha
    Rafa jest w tym rozdziale przeuroczy, muszę się nim nacieszyć w tej wersji, bo jak Elena mu ożyje, Rafa uaktywni BitchMode.

    OdpowiedzUsuń









After We Fall
stories by Nessa