Claudia
Co ona zrobiła? Ta jedna
kwestia nie dawała Claudii spokoju przez ostatnie dni, podsycając strach i coraz
silniejsze poczucie winy. Wiedziała, że wszystko jest nie takie, jak trzeba.
Popełniła błąd, nie pierwszy zresztą, chociaż od dawna nie miała poczucia, że
przez jedną w pośpiechu podjętą decyzję może ostatecznie się pogrążyć. Lęk
nie był niczym nowym, zresztą tak jak i konieczność ucieczki, ale Claudia
od dawna nie czuła się aż do tego stopnia zagrożona – i to paradoksalnie
nie ze strony Dimitra, mieszkańców Miasta Nocy czy samej Isobel, nawet jeśli
zwłaszcza królowej zdążyła podpaść.
Zawiodła.
Chyba powinna się tym przejąć, ale prawda była taka, że w aktualnie
przejmowała się czymś zgoła odmiennym i o wiele bardziej
skomplikowanym.
Las był
cichy, ale wcale nie czuła się dzięki temu lepiej. Nie była pewna, ile czasu
błąkała się w okolicy, próbując trzymać się na dystans od miasta i Niebiańskiej
Rezydencji, w obawie przed tym, że ktoś ją zauważy. Podejrzewała, że gdyby
wciąż była żywa, w tamtej chwili serce dosłownie tłukłoby się jej w piersiach,
gotowe wyrwać się na zewnątrz. Nie była tym zaskoczona, aż nazbyt świadoma tego,
skąd brała się odczuwana przez cały ten czas panika. Nie pierwszy raz czuła się
jak zwierzyna, która w każdej chwili mogła stać się ofiarą przypadkowego
drapieżcy, zresztą w jej przypadku słowo „łowca” określało kogoś o wiele
bardziej niebezpiecznego, aniżeli nastawionego do niej wrogo nieśmiertelnego.
Gdyby chodziło po prostu o to, nie bałaby się – nie, skoro dobrze
wiedziała, w jaki sposób należy się bronić.
Z kolei
przed Nim w gruncie rzeczy nie
było ucieczki, chociaż próbowała – przed całe wieki, trwając w nieskończonym
biegu, który z powodu Amelie musiała przerwać. Teraz zamierzała go
wznowić, ale konieczność posłuszeństwa i pozostania na swoim miejscu
skutecznie jej to utrudniała. Miała wrażenie, że teraz, kiedy wszystko się
wydało, a ona cudem uciekła w Niebiańskiej Rezydencji, zanim ktoś
spróbowałby ją zabić, zadanie, które miała wykonać, już nie obowiązywało;
zawaliła, więc dłużej nie była nikomu nic winna, tym bardziej, że trwała w tym
szaleństwie tak długo, jak tylko mogła. Skoro kapłanka żyła i w ogóle
wróciła do męża, to znaczyło, że również zamiary Isobel okazały się
niewystarczająco dobre, a to znaczy…
Problem
polegał na tym, że nie miała pewności, czy oby na pewno wolno jej odejść.
Wolała nie sprawdzać, jak daleko sięgał gniew Isobel albo Amelie, tym bardziej,
że już i tak podejrzewała, że obie będą na nią złe za to, że mogłaby
dopuścić do tego, co wydarzyło się w podziemiach. Czuła, że powinna zostać
w mieście do chwili, w której zostanie oficjalnie zwolniona ze swoich
obowiązków, a to mogło potrwać. Nie rozumiała, dlaczego akurat teraz jej
stwórczyni wydawała się ją porzucić, chociaż Claudia kilkukrotnie próbowała się
z nią skontaktować, gotowa wręcz błagać o pomoc. Potrzebowała
odpowiedzi, aż nazbyt świadoma konsekwencji, które mogło nieść ze sobą
pozostawanie w Mieście Nocy, a z którymi zdecydowanie nie
chciała się mierzyć. Nie chodziło o to, że nie potrafiła się bronić, ale o niebezpieczeństwa,
które wynikały z tego, co była w stanie zrobić.
Już i tak
posunęła się za daleko, zmuszona bezpośrednio uderzyć w siostrę królowej.
Nie miała innego wyboru, bo inaczej kontrolująca ogień wampirzyca by ją zabiła,
ale to i tak nie dawało jej spokoju. Posunęła się za daleko, a to
miało nieść ze sobą poważnie konsekwencje; było niczym prośba o to, żeby
zostać odnalezioną – swoisty znak, jasno dając do zrozumienia, gdzie On powinien jej szukać. Wszystko to, co
budowała przez całe stulecia, zmieniając tożsamości, kłamiąc i uciekając,
teraz nie miało już znaczenia, a Claudia niemalże spodziewała się spotkać
ze swoją przeszłością i przeznaczeniem o wiele szybciej, niż mogłaby
sobie tego życzyć.
Wiedziała,
że On po nią przyjdzie – prędzej czy
później. To sprawiało, że czuła się coraz bardziej spanikowana, pragnąć jak
najszybciej opuścić Miasto Nocy i rozpocząć wszystko na nowo, póki jeszcze
miała po temu okazję. Nie mogła pozwolić sobie na zwłokę, kolejne błędy i pozostanie
w tym miejscu dłużej niż to konieczne, ale…
No cóż, nie
mogła – przynajmniej na razie.
Coś poszło
nie tak, chociaż nie potrafiła tego określić. Wiedziała o balu i tym,
jak mniej więcej miały się plany Isobel, ale cisza, powrót królowej i to, w jakiej
znalazła się sytuacji, jednoznacznie uświadomiły Claudii, że nie tylko ona nie
wywiązała się ze swoich powinności tak, jak pierwotnie ustalono. Teraz na
dodatek musiała kryć się w lesie, niczym jakiś cholerny tchórz, w duchu
dziękując opatrzności za to, że była zdolna skryć się nawet przed
telepatycznymi zdolnościami – przynajmniej do pewnego stopnia. Nie rozumiała,
dlaczego nikt do tej pory nie próbował jej szukać, ale wolała się nad tym nie
zastanawiać, po cichu licząc na to, że wszyscy uwierzyli w to, że opuściła
miasto. Gdyby sytuacja była inna, naturalnie by tak postąpiła i to bez
chwili wahania, obojętna na to, czy tym samym jej duma ucierpi.
Bezwiednie
zacisnęła dłonie w pięści, nie po raz pierwszy w ostatnim czasie
mając problem z tym, żeby zapanować nad dreszczami. Nie sądziła, że po tym
wszystkim, co przeszła, strach wciąż
będzie miał dla niej jakiejkolwiek znaczenie, ale najwyraźniej się myliła.
Mylę się raz po raz, odkąd…
Nie, nie
zamierzała dokończyć tej myśli.
Nie miała
pojęcia na co tak naprawdę czekała i czego powinna się spodziewać. Tym
bardziej nie potrafiła wytłumaczyć samej sobie, dlaczego w pewnym momencie
nabrała przekonania, że powinna zdwoić czujność i spróbować ruszyć się z miejsca.
Miała wrażenie, że cos się zmieniło, chociaż nie była pewna czy to dobrze, czy
może wręcz przeciwnie. Kiedy wkrótce po tym wyraźnie wyczuła, że nie była sama,
wtedy nabrała przekonania, że powinna się pośpieszyć – cokolwiek miało to
oznaczać.
Claudio…
Dźwięk
mentalnego, kobiecego głosu, który odbił się echem w jej umyśle,
skutecznie wytrącił wampirzycę z równowagi. To było niczym rozkaz –
stanowczy, pozbawiony głębszych emocji i jednoznacznie świadczący o tym,
że wzywająca ją osoba nie grzeszyła cierpliwością, jeśli chodziło o czekanie
na swoje sługi. Chociaż do tej pory nie miała styczności z królową w bezpośredni
sposób, przyjmując rozkazy bezpośrednio od Amelie, nie potrzebowała wyjaśnień,
żeby zrozumieć, że to Isobel – i że jak najszybciej powinna się z nią
spotkać, chociaż w tamtej chwili Claudia ostatecznie zwątpiła w to,
czy faktycznie tego chciała.
Nie dała
sobie czasu na wahanie, aż nazbyt świadoma tego, że już i tak zbyt długo
błądziła bez celu, próbując odzyskać utraconą pewność siebie. Czekała na
jakikolwiek znak ze strony Amelie, jeśli zaś teraz miała możliwość zobaczenia
się bezpośrednio z Isobel… Królowa mogła okazać się jej wybawieniem,
chociaż Claudia nie była w stanie zapomnieć o tym, że kobietę zawiodła.
Jeśli faktycznie ta była aż do tego stopnia mściwa, jak wielokrotnie słyszała…
Dobra władczyni jest równie surowa, co i litościwa,
rozległo się w głowie wampirzycy. Z wrażenia omal nie wpadła na
drzewo, uświadamiając sobie, że żadna z jej sztuczek nie działała, kiedy w grę
wchodziła próba bronienia się przed tą nieśmiertelną. Była bezbronna i do
tego stopnia obnażona, że to zaczynało być przerażające. Nie obawiaj się, moja droga… Przynajmniej tak długo, jak jesteś mi
wierna.
Jestem, zapewniła, ale nie miała
pojęcia, czy królowa w ogóle zamierzała wziąć jej słowa pod uwagę.
Nie
otrzymała żadnej odpowiedzi, nie mając większego wyboru, jak tylko
skoncentrować się na przeczuciach, które pozwoliły jej rozumieć, gdzie
powinna biec. Znacznie zwolniła, kiedy wyczuła, że Isobel jest blisko,
spomiędzy drzew wychodząc już ludzkim, bardzo niepewnym krokiem. Instynktownie
spuściła głowę, wbijając wzrok w ziemię, ale nawet to nie pozwoliło
Claudii zapomnieć o tym, że była obserwowana – czuła to całą sobą, tak jak
i to, że ma do czynienia z kimś niemniej niebezpiecznym, co i jej
odwieczny prześladowca. To jeszcze bardziej ją zaniepokoiło, chociaż zmuszała
się do tego, żeby nie dać niczego po sobie poznać, raz po raz powtarzając
sobie, że wszystko jest w porządku. Zrobiła wszystko, co mogła, a skoro
tak…
– Podejdź bliżej.
Tym razem
Isobel odezwała się na głos, to jednak nie sprawiło, że Claudia poczuła się
jakkolwiek pewniej. Głos królowej brzmiał równie melodyjnie i chłodno, co i jej
mentalne wezwania, bez trudu wzbudzając lęk w każdym, kto tylko był w stanie
go usłyszeć. Mimo obaw wampirzyca usłuchała, pośpiesznie podporządkowując się
wymaganiom, aż nazbyt świadoma tego, jak mogłoby się to skończyć w najgorszym
wypadku.
– Moja
pani… – zaczęła, ale prawie natychmiast urwała. W gruncie rzeczy sama nie
wiedziała, co takiego powinna w obecnej sytuacji powiedzieć.
– Nie
musisz unikać spoglądania na mnie, Claudio – usłyszała i zabrzmiało to
niemalże łagodnie.
I tym razem
zdecydowała się postąpić wbrew sobie, posłusznie unosząc głowę, by móc spojrzeć
przed siebie. Na dłuższą chwilę zamarła, zdolna tylko i wyłącznie
bezmyślnie wpatrywać się w stojącą przed nią kobietę – równie piękną, co i przerażającą,
a przynajmniej Claudia odniosła takie wrażenie. Nie przypominała sobie,
żeby kiedykolwiek wcześniej miała do czynienia z kimś o tak lodowatym,
niepokojącym typie urody. Z powodzeniem można by stwierdzić, że widziała
boginię albo anioła, tyle że…
Cóż,
wszystko zmieniało się z chwilą, w której spoglądało się w oczy
tej istoty – rubinowe, pozbawione jakichkolwiek emocji tęczówki. To
wystarczyło, żeby zrozumieć, że w jasnowłosej, doskonałej pod każdym
względem piękności nie było niczego, co można by określić mianem „ludzkiego”.
Isobel
obserwowała ją i choć Claudia wiedziała, że wampirzyca jest w stanie
wychwycić każdą z chodzących jej po głowie myśli, ostatecznie królowa nie
skomentowała tego stanu rzeczy w żaden sposób.
– Wydajesz
się bardzo zaskoczona moim widokiem – powiedziała w zamian, a Claudia
drgnęła, coraz bardziej zaniepokojona.
–
Dotychczas rozmawiałam tylko i wyłącznie z Amelie, pani – wyjaśniła,
starannie dobierając słowa.
Królowa w zamyśleniu
skinęła głową. Jej śliczną twarz na ułamek sekundy wykrzywił grymas, ale działo
się to tak szybko, że równie dobrze mogło być jedynie wrażeniem.
– Nie tym
razem – oznajmiła szorstkim tonem. – Czuję, że się mnie obawiasz… I słusznie
– dodała po chwili zastanowienia Isobel. – Uległość się ceni.
–
Naturalnie, pani.
Zamarła,
czekając na kolejne pytanie albo stwierdzenie, które pozwoliłoby jej określić,
czego tak naprawdę powinna się spodziewać, ale nic podobnego nie miało miejsca.
W zamian prawie wyszła z siebie, kiedy królowa przemieściła się, bez
jakiegokolwiek ostrzeżenia materializując tuż u jej boku. Czuła chłód
bijący od ciała wampirzycy i choć ten nie powinien robić na niej
najmniejszego nawet wrażenia, tym bardziej, że pod tym względem były do siebie
aż nazbyt podobne, Claudia jeszcze bardziej zaczęła drżeć.
– Podoba mi
się twój dar – powiedziała z powagą królowa. Drgnęła, sama niepewna, czy
powinna uznać te słowa za komplement. – Byłaś mi przydatna, tak jak powiedziała
Amelie.
–
D-dziękuję – wyrzuciła z siebie z opóźnieniem. Przełknęła z trudem,
po czym spróbowała odchrząknąć i doprowadzić się do porządku. – Wciąż
jestem i będę, ale… – zaczęła, jednak coś w wyrazie twarzy Isobel
sprawiło, że ostatecznie urwała.
– Ale? – Pierwotna rzuciła jej
ostrzegawcze spojrzenie. – Jak mam to rozumieć, Claudio?
Chociaż
nade wszystko próbowała zachować spokój, bezwiednie się odsunęła, dla pewności
woląc trzymać się na dystans.
– Nie
chciałam, byś się na mnie zdenerwowała, pani – poprawiła się pośpiesznie. – Po
prostu nie jestem w stanie dłużej tutaj zostać. Ja… Nie wiem, czy Amelie
mówiła, ale…
– Wiem o tobie
tyle, ile powinnam – przerwała bez większego zainteresowania Isobel. – Również o tym,
w jakich warunkach się poznałyśmy… I że najwyraźniej mnie zawiodłaś,
ale na to jestem gotowa przymknąć oko. Plany uległy zmianie – przyznała
lakonicznie. – W innym wypadku nie byłoby mnie tutaj.
Chociaż te
słowa nie musiały nic oznaczać, Claudia z jakiegoś powodu poczuła się tak,
jakby ktoś właśnie próbował ją uderzyć. Nie żeby sądziła, że sama Isobel
pofatyguje się tylko po to, żeby pozwolić na jakże upragnioną ucieczkę albo
spróbować ją ochronić, ale mimo wszystko…
–
Przepraszam – powiedziała w końcu, ponownie spuszczając wzrok. – I proszę
wybaczenie śmiałości, ale… Amelie obiecała mi coś, zanim sprowadziła mnie do
tego miejsca. Mówiła mi, że nie mam powodów do obaw, bo osoba przed którą
uciekam mnie nie znajdzie… Że mogę liczyć na ochronę – dodała, starannie
dobierając słowa.
Isobel
milczała dłuższą chwilę, aż Claudia zaczęła zastanawiać się nad tym, czy
królowa przypadkiem jej nie zostawiła i czy właśnie nie robiła z siebie
idiotki, przemawiając w pustkę.
– Co w związku
z tym? – usłyszała w końcu.
Ton, którym
posługiwała się pierwotna nie dał jej najmniejszej nawet nadziei na to, że może
liczyć na jakąkolwiek pomoc.
– Amelie do
mnie nie przychodzi… A ja nie mogę tutaj zostać – przypomniała cicho.
– Więc
odejść, póki ci na to pozwalam, a potem nie wchodź mi w drogę… I licz
się z tym, że kiedyś jeszcze mi się przydasz – dodała z powagą
królowa.
– Ale co z moim
bezpieczeństwem? – Claudia poderwała głowę, po czym zamarła, na dłuższa chwilę
porażona obojętnością, która biła od stojącej przed nią nieśmiertelnej. – Pani,
proszę… Żeby ujść z życiem i wykonać zadanie, musiałam posunąć się
naprawdę daleko. Ujawniłam się, chociaż nie robiłam tego od wieków, a teraz…
– A jakie
to ma dla mnie znaczenie? – zapytała niemalże łagodnym tonem Isobel.
Wampirzyca
zamarła, coraz bardziej podenerwowana. Oddech jej przyśpieszył, a oczy
zapiekły, chociaż w przypadku kogoś takiego jak ona płacz nie było możliwy
– nie w takiej formie, jak w przypadku zdolnych do ronienia łez ludzi.
Nie przypominała sobie, kiedy ostatnim razem czuła się aż do tego stopnia
rozbita, to jednak wydało się Claudii najmniej istotne.
– Pani…
– Zawiodłaś
mnie, co sama przyznałaś – stwierdziła ze spokojem Isobel. Na jej ustach z wolna
pojawił się pozbawiony jakichkolwiek oznak wesołości uśmiech. Kiedy sobie na to
pozwalała, wydawała się nie tylko piękniejsza, ale przede wszystkim bardziej
przerażająca. – Zauważ, że to już i tak olbrzymie ustępstwo z mojej
strony… To, że cię za to nie ukarałam – ciągnęła bezlitośnie królowa. – Byłaś
mi przydatna, mimo wszystko… Ale wszelakie układy zawierałaś z Amelie,
więc to z nią rozmawiaj. Ja niczego ci nie obiecałam, Claudio. – Urwała,
po czym z uwagą zmierzyła drżącą wampirzycę wzrokiem. – Zaczynam dochodzić
do wniosku, że mam niepokojącą wręcz słabość do twojej rodziny. W jego
przypadku również tolerowałam o wiele więcej, niż mam w zwyczaj, a jednak
ostatecznie mnie zdradził…
– Ja nie mam
rodziny! – nie wytrzymała, chociaż czuła, że słowa Isobel nie były przeznaczone
dla niej. Wiedziała również, o kim królowa mówiła, ale mimo wszystko… –
Nie potrzebuję zwłaszcza kogoś, kto zabił moją matkę.
Isobel
posłała jej kolejny, niepokojący uśmiech.
– Och,
pewnie usłyszałabym coś podobnego od niego, gdyby nie to, że jest jedną z osób,
która już dawno powinna zgiąć z mojej ręki. – Kobieta zamilkła, po czym
jakby od niechcenia odwróciła się, najwyraźniej zamierzając odejść. – Tobie
daję szansę, bo niezwykłą stratą byłoby utracić tak cenne zdolności. Doceń to i zejdź
mi z oczu.
– Amelie
powiedziała… – zaczęła Claudia, nie mogąc się powstrzymać. Nie zamierzała
pozwolić na to, żeby tak po prostu pozostawiono ją na lodzie, kiedy…
Nie sprzeciwiaj mi się!
Nie była
pewna, co zszokowało ją w większym stopniu – mentalny okrzyk, czy
przeszywający ból, który wywołał. Aż krzyknęła, chwytając się za głowę i osuwając
na kolana, bynajmniej nie zamierzając z tym walczyć. Mogła próbować wykłócać
się dalej, ale chyba musiałaby zwariować, żeby o cokolwiek walczyć z królową
– kimś, kto z powodzeniem mógł ją zabić albo skrzywdzić bardziej niż ten,
którego tak bardzo się obawiała.
Skuliła się
na ziemi, spazmatycznie chwytając oddech. Wiedziała, że Isobel odeszła,
zostawiając ją samą i tym samym niejako ucinając jakiekolwiek dyskusje,
ale pomimo tego wcale nie poczuła się lepiej. Klęczała na ziemi, drżąc
niekontrolowanie i ledwo łapiąc powietrze, chociaż tlen już dawno nie był
komuś takiemu jak ona potrzebny do życia. Z pewnym opóźnieniem
uprzytomniła sobie, że wciąż ma suche oczy i że kolejne dreszcze w coraz
większym stopniu zaczynają dawać się jej we znaki, ale i to nie pomagało
Claudii się uspokoić. Już nie czuła bólu – nie taki, jaki zadała jej królowa
– ale i tak czuła się tak, jakby wciąż znajdowała się pod działaniem
zdolności kobiety.
W gruncie
rzeczy myślenie o tym, co przez ostatni czas robiła, okazało się o wiele
bardziej znaczącą karą, aniżeli mogłaby się tego spodziewać. Miała ochotę już
tylko leżeć i wyć z rozpaczy, w równym stopniu rozbita, co i podenerwowana.
Dlaczego?, tłukło jej się w głowie
i to jedno pytanie dręczyło ją w równym stopniu, co i przeszłość,
którą z takim uporem usiłowała pogrzebać. Teraz to wszystko wróciło, a ona
czuła się zagrożona bardziej niż kiedykolwiek wcześniej – i to nie tylko
przez to, że królowa odmówiła jej pomocy i przypomniała o… „rodzinie”,
choć Claudia nie potrafiła zdzierżyć tego słowa. Nie, zdecydowanie nie miała
nikogo bliskiego, a ten, o którym mówiła Isobel, wcale nie…
Problem
polegał na tym, że przez prośbę Amelie zmieniło się wszystko, a ona nie
potrafiła nic na to poradzić. Zaryzykowała, w desperacji godząc się
przybyć do tego miejsca i zbliżyć do Dimitra, tym samym otwierając rozdział,
który przez tyle lat uważała za zakończony. Zrobiła z siebie zdzirę, próbując
wejść do łóżka obcego faceta, a później poróżnić go z żoną… Wszystko
bynajmniej nie dlatego, że mogłaby tego chcieć, a wręcz przeciwnie – bo to
stanowiło jedyne wyjście z sytuacji, w której się znalazła. Gdyby
sprzeciwiła się Amelie i Isobel, wtedy byłoby już tylko gorzej, nawet
gdyby żadna z nich nie próbowała jej zabić.
Claudia
jęknęła; z gardła wampirzycy wyrwał się cichy szloch, co ją zaskoczyło, bo
już od wieków nie doprowadziła się do takiego stanu, zwykle bez problemu
trzymając emocje na dystans. Bezwiednie potarła nadgarstki, chcąc upewnić się,
że te są nienaruszone, zwłaszcza kiedy naszło ją niejasne, niepokojące
wrażenie, że coś z siłą się na nich zaciska. Wszystko jest w porządku. Wszystko jest…, pomyślała
gorączkowo, ale i tak czuła się rozbita. Wiedziała jedynie, że teraz musi wziąć
się w garść, uciec z Miasta Nocy i wrócić do stałego rytmu,
którym przez cały ten czas rządziło się życie, które dotychczas prowadziła, ale
pomimo tego…
On nie mógł
jej dopaść. Nie mógł i tyle, niezależnie od tego, co musiałaby zrobić.
Uciekła – całe wieki temu – i nie zamierzała wracać, gotowa choćby
pozabijać wszystkich wokół, jeśli tylko w ten sposób mogłaby pozbyć się
tego koszmaru raz na zawsze.
Nigdy więcej…
Nie wyczuła
czyjegokolwiek pojawienia się, więc tym bardziej zaskoczył ją cichy szelest,
który usłyszała u swojego boku. Natychmiast spięła się, wzdrygając
niekontrolowanie, kiedy ktoś dotknął jej ramienia. Odsunęła się w popłochu,
podrywając głowę, by móc spojrzeć wprost na kucającego przy niej intruza; z gardła
wyrwał jej się zdławiony, przeciągły charkot.
– Co do…?
Urwała, w równym
stopniu oszołomiona, co i zaskoczona widokiem aż nazbyt znajomego już
chłopaka. Poraziła ją łagodność jego oczu, niepewność spojrzenia i to, że
wyglądał na naprawdę zatroskanego. Poza tym po raz kolejny pojawił się, kiedy
miała ze sobą problemy, choć kiedy widziała go po raz ostatni, wciąż udawała
Isabeau.
Wiedziałam, że mnie przejrzał. Powinnam była
na niego uważać, a jednak…
Nie
dokończyła tej myśli, dziwnie oszołomiona i pełna wątpliwości.
Z jakiegoś
powodu, kiedy tylko Oliver bez słowa wyciągnął ku niej rękę, po prostu ją
ujęła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz