20 listopada 2016

Trzynaście

Claudia
Co ona zrobiła? Ta jedna kwestia nie dawała Claudii spokoju przez ostatnie dni, podsycając strach i coraz silniejsze poczucie winy. Wiedziała, że wszystko jest nie takie, jak trzeba. Popełniła błąd, nie pierwszy zresztą, chociaż od dawna nie miała poczucia, że przez jedną w pośpiechu podjętą decyzję może ostatecznie się pogrążyć. Lęk nie był niczym nowym, zresztą tak jak i konieczność ucieczki, ale Claudia od dawna nie czuła się aż do tego stopnia zagrożona – i to paradoksalnie nie ze strony Dimitra, mieszkańców Miasta Nocy czy samej Isobel, nawet jeśli zwłaszcza królowej zdążyła podpaść.
Zawiodła. Chyba powinna się tym przejąć, ale prawda była taka, że w aktualnie przejmowała się czymś zgoła odmiennym i o wiele bardziej skomplikowanym.
Las był cichy, ale wcale nie czuła się dzięki temu lepiej. Nie była pewna, ile czasu błąkała się w okolicy, próbując trzymać się na dystans od miasta i Niebiańskiej Rezydencji, w obawie przed tym, że ktoś ją zauważy. Podejrzewała, że gdyby wciąż była żywa, w tamtej chwili serce dosłownie tłukłoby się jej w piersiach, gotowe wyrwać się na zewnątrz. Nie była tym zaskoczona, aż nazbyt świadoma tego, skąd brała się odczuwana przez cały ten czas panika. Nie pierwszy raz czuła się jak zwierzyna, która w każdej chwili mogła stać się ofiarą przypadkowego drapieżcy, zresztą w jej przypadku słowo „łowca” określało kogoś o wiele bardziej niebezpiecznego, aniżeli nastawionego do niej wrogo nieśmiertelnego. Gdyby chodziło po prostu o to, nie bałaby się – nie, skoro dobrze wiedziała, w jaki sposób należy się bronić.
Z kolei przed Nim w gruncie rzeczy nie było ucieczki, chociaż próbowała – przed całe wieki, trwając w nieskończonym biegu, który z powodu Amelie musiała przerwać. Teraz zamierzała go wznowić, ale konieczność posłuszeństwa i pozostania na swoim miejscu skutecznie jej to utrudniała. Miała wrażenie, że teraz, kiedy wszystko się wydało, a ona cudem uciekła w Niebiańskiej Rezydencji, zanim ktoś spróbowałby ją zabić, zadanie, które miała wykonać, już nie obowiązywało; zawaliła, więc dłużej nie była nikomu nic winna, tym bardziej, że trwała w tym szaleństwie tak długo, jak tylko mogła. Skoro kapłanka żyła i w ogóle wróciła do męża, to znaczyło, że również zamiary Isobel okazały się niewystarczająco dobre, a to znaczy…
Problem polegał na tym, że nie miała pewności, czy oby na pewno wolno jej odejść. Wolała nie sprawdzać, jak daleko sięgał gniew Isobel albo Amelie, tym bardziej, że już i tak podejrzewała, że obie będą na nią złe za to, że mogłaby dopuścić do tego, co wydarzyło się w podziemiach. Czuła, że powinna zostać w mieście do chwili, w której zostanie oficjalnie zwolniona ze swoich obowiązków, a to mogło potrwać. Nie rozumiała, dlaczego akurat teraz jej stwórczyni wydawała się ją porzucić, chociaż Claudia kilkukrotnie próbowała się z nią skontaktować, gotowa wręcz błagać o pomoc. Potrzebowała odpowiedzi, aż nazbyt świadoma konsekwencji, które mogło nieść ze sobą pozostawanie w Mieście Nocy, a z którymi zdecydowanie nie chciała się mierzyć. Nie chodziło o to, że nie potrafiła się bronić, ale o niebezpieczeństwa, które wynikały z tego, co była w stanie zrobić.
Już i tak posunęła się za daleko, zmuszona bezpośrednio uderzyć w siostrę królowej. Nie miała innego wyboru, bo inaczej kontrolująca ogień wampirzyca by ją zabiła, ale to i tak nie dawało jej spokoju. Posunęła się za daleko, a to miało nieść ze sobą poważnie konsekwencje; było niczym prośba o to, żeby zostać odnalezioną – swoisty znak, jasno dając do zrozumienia, gdzie On powinien jej szukać. Wszystko to, co budowała przez całe stulecia, zmieniając tożsamości, kłamiąc i uciekając, teraz nie miało już znaczenia, a Claudia niemalże spodziewała się spotkać ze swoją przeszłością i przeznaczeniem o wiele szybciej, niż mogłaby sobie tego życzyć.
Wiedziała, że On po nią przyjdzie – prędzej czy później. To sprawiało, że czuła się coraz bardziej spanikowana, pragnąć jak najszybciej opuścić Miasto Nocy i rozpocząć wszystko na nowo, póki jeszcze miała po temu okazję. Nie mogła pozwolić sobie na zwłokę, kolejne błędy i pozostanie w tym miejscu dłużej niż to konieczne, ale…
No cóż, nie mogła – przynajmniej na razie.
Coś poszło nie tak, chociaż nie potrafiła tego określić. Wiedziała o balu i tym, jak mniej więcej miały się plany Isobel, ale cisza, powrót królowej i to, w jakiej znalazła się sytuacji, jednoznacznie uświadomiły Claudii, że nie tylko ona nie wywiązała się ze swoich powinności tak, jak pierwotnie ustalono. Teraz na dodatek musiała kryć się w lesie, niczym jakiś cholerny tchórz, w duchu dziękując opatrzności za to, że była zdolna skryć się nawet przed telepatycznymi zdolnościami – przynajmniej do pewnego stopnia. Nie rozumiała, dlaczego nikt do tej pory nie próbował jej szukać, ale wolała się nad tym nie zastanawiać, po cichu licząc na to, że wszyscy uwierzyli w to, że opuściła miasto. Gdyby sytuacja była inna, naturalnie by tak postąpiła i to bez chwili wahania, obojętna na to, czy tym samym jej duma ucierpi.
Bezwiednie zacisnęła dłonie w pięści, nie po raz pierwszy w ostatnim czasie mając problem z tym, żeby zapanować nad dreszczami. Nie sądziła, że po tym wszystkim, co przeszła, strach wciąż będzie miał dla niej jakiejkolwiek znaczenie, ale najwyraźniej się myliła.
Mylę się raz po raz, odkąd…
Nie, nie zamierzała dokończyć tej myśli.
Nie miała pojęcia na co tak naprawdę czekała i czego powinna się spodziewać. Tym bardziej nie potrafiła wytłumaczyć samej sobie, dlaczego w pewnym momencie nabrała przekonania, że powinna zdwoić czujność i spróbować ruszyć się z miejsca. Miała wrażenie, że cos się zmieniło, chociaż nie była pewna czy to dobrze, czy może wręcz przeciwnie. Kiedy wkrótce po tym wyraźnie wyczuła, że nie była sama, wtedy nabrała przekonania, że powinna się pośpieszyć – cokolwiek miało to oznaczać.
Claudio…
Dźwięk mentalnego, kobiecego głosu, który odbił się echem w jej umyśle, skutecznie wytrącił wampirzycę z równowagi. To było niczym rozkaz – stanowczy, pozbawiony głębszych emocji i jednoznacznie świadczący o tym, że wzywająca ją osoba nie grzeszyła cierpliwością, jeśli chodziło o czekanie na swoje sługi. Chociaż do tej pory nie miała styczności z królową w bezpośredni sposób, przyjmując rozkazy bezpośrednio od Amelie, nie potrzebowała wyjaśnień, żeby zrozumieć, że to Isobel – i że jak najszybciej powinna się z nią spotkać, chociaż w tamtej chwili Claudia ostatecznie zwątpiła w to, czy faktycznie tego chciała.
Nie dała sobie czasu na wahanie, aż nazbyt świadoma tego, że już i tak zbyt długo błądziła bez celu, próbując odzyskać utraconą pewność siebie. Czekała na jakikolwiek znak ze strony Amelie, jeśli zaś teraz miała możliwość zobaczenia się bezpośrednio z Isobel… Królowa mogła okazać się jej wybawieniem, chociaż Claudia nie była w stanie zapomnieć o tym, że kobietę zawiodła. Jeśli faktycznie ta była aż do tego stopnia mściwa, jak wielokrotnie słyszała…
Dobra władczyni jest równie surowa, co i litościwa, rozległo się w głowie wampirzycy. Z wrażenia omal nie wpadła na drzewo, uświadamiając sobie, że żadna z jej sztuczek nie działała, kiedy w grę wchodziła próba bronienia się przed tą nieśmiertelną. Była bezbronna i do tego stopnia obnażona, że to zaczynało być przerażające. Nie obawiaj się, moja droga… Przynajmniej tak długo, jak jesteś mi wierna.
Jestem, zapewniła, ale nie miała pojęcia, czy królowa w ogóle zamierzała wziąć jej słowa pod uwagę.
Nie otrzymała żadnej odpowiedzi, nie mając większego wyboru, jak tylko skoncentrować się na przeczuciach, które pozwoliły jej rozumieć, gdzie powinna biec. Znacznie zwolniła, kiedy wyczuła, że Isobel jest blisko, spomiędzy drzew wychodząc już ludzkim, bardzo niepewnym krokiem. Instynktownie spuściła głowę, wbijając wzrok w ziemię, ale nawet to nie pozwoliło Claudii zapomnieć o tym, że była obserwowana – czuła to całą sobą, tak jak i to, że ma do czynienia z kimś niemniej niebezpiecznym, co i jej odwieczny prześladowca. To jeszcze bardziej ją zaniepokoiło, chociaż zmuszała się do tego, żeby nie dać niczego po sobie poznać, raz po raz powtarzając sobie, że wszystko jest w porządku. Zrobiła wszystko, co mogła, a skoro tak…
– Podejdź bliżej.
Tym razem Isobel odezwała się na głos, to jednak nie sprawiło, że Claudia poczuła się jakkolwiek pewniej. Głos królowej brzmiał równie melodyjnie i chłodno, co i jej mentalne wezwania, bez trudu wzbudzając lęk w każdym, kto tylko był w stanie go usłyszeć. Mimo obaw wampirzyca usłuchała, pośpiesznie podporządkowując się wymaganiom, aż nazbyt świadoma tego, jak mogłoby się to skończyć w najgorszym wypadku.
– Moja pani… – zaczęła, ale prawie natychmiast urwała. W gruncie rzeczy sama nie wiedziała, co takiego powinna w obecnej sytuacji powiedzieć.
– Nie musisz unikać spoglądania na mnie, Claudio – usłyszała i zabrzmiało to niemalże łagodnie.
I tym razem zdecydowała się postąpić wbrew sobie, posłusznie unosząc głowę, by móc spojrzeć przed siebie. Na dłuższą chwilę zamarła, zdolna tylko i wyłącznie bezmyślnie wpatrywać się w stojącą przed nią kobietę – równie piękną, co i przerażającą, a przynajmniej Claudia odniosła takie wrażenie. Nie przypominała sobie, żeby kiedykolwiek wcześniej miała do czynienia z kimś o tak lodowatym, niepokojącym typie urody. Z powodzeniem można by stwierdzić, że widziała boginię albo anioła, tyle że…
Cóż, wszystko zmieniało się z chwilą, w której spoglądało się w oczy tej istoty – rubinowe, pozbawione jakichkolwiek emocji tęczówki. To wystarczyło, żeby zrozumieć, że w jasnowłosej, doskonałej pod każdym względem piękności nie było niczego, co można by określić mianem „ludzkiego”.
Isobel obserwowała ją i choć Claudia wiedziała, że wampirzyca jest w stanie wychwycić każdą z chodzących jej po głowie myśli, ostatecznie królowa nie skomentowała tego stanu rzeczy w żaden sposób.
– Wydajesz się bardzo zaskoczona moim widokiem – powiedziała w zamian, a Claudia drgnęła, coraz bardziej zaniepokojona.
– Dotychczas rozmawiałam tylko i wyłącznie z Amelie, pani – wyjaśniła, starannie dobierając słowa.
Królowa w zamyśleniu skinęła głową. Jej śliczną twarz na ułamek sekundy wykrzywił grymas, ale działo się to tak szybko, że równie dobrze mogło być jedynie wrażeniem.
– Nie tym razem – oznajmiła szorstkim tonem. – Czuję, że się mnie obawiasz… I słusznie – dodała po chwili zastanowienia Isobel. – Uległość się ceni.
– Naturalnie, pani.
Zamarła, czekając na kolejne pytanie albo stwierdzenie, które pozwoliłoby jej określić, czego tak naprawdę powinna się spodziewać, ale nic podobnego nie miało miejsca. W zamian prawie wyszła z siebie, kiedy królowa przemieściła się, bez jakiegokolwiek ostrzeżenia materializując tuż u jej boku. Czuła chłód bijący od ciała wampirzycy i choć ten nie powinien robić na niej najmniejszego nawet wrażenia, tym bardziej, że pod tym względem były do siebie aż nazbyt podobne, Claudia jeszcze bardziej zaczęła drżeć.
– Podoba mi się twój dar – powiedziała z powagą królowa. Drgnęła, sama niepewna, czy powinna uznać te słowa za komplement. – Byłaś mi przydatna, tak jak powiedziała Amelie.
– D-dziękuję – wyrzuciła z siebie z opóźnieniem. Przełknęła z trudem, po czym spróbowała odchrząknąć i doprowadzić się do porządku. – Wciąż jestem i będę, ale… – zaczęła, jednak coś w wyrazie twarzy Isobel sprawiło, że ostatecznie urwała.
Ale? – Pierwotna rzuciła jej ostrzegawcze spojrzenie. – Jak mam to rozumieć, Claudio?
Chociaż nade wszystko próbowała zachować spokój, bezwiednie się odsunęła, dla pewności woląc trzymać się na dystans.
– Nie chciałam, byś się na mnie zdenerwowała, pani – poprawiła się pośpiesznie. – Po prostu nie jestem w stanie dłużej tutaj zostać. Ja… Nie wiem, czy Amelie mówiła, ale…
– Wiem o tobie tyle, ile powinnam – przerwała bez większego zainteresowania Isobel. – Również o tym, w jakich warunkach się poznałyśmy… I że najwyraźniej mnie zawiodłaś, ale na to jestem gotowa przymknąć oko. Plany uległy zmianie – przyznała lakonicznie. – W innym wypadku nie byłoby mnie tutaj.
Chociaż te słowa nie musiały nic oznaczać, Claudia z jakiegoś powodu poczuła się tak, jakby ktoś właśnie próbował ją uderzyć. Nie żeby sądziła, że sama Isobel pofatyguje się tylko po to, żeby pozwolić na jakże upragnioną ucieczkę albo spróbować ją ochronić, ale mimo wszystko…
– Przepraszam – powiedziała w końcu, ponownie spuszczając wzrok. – I proszę wybaczenie śmiałości, ale… Amelie obiecała mi coś, zanim sprowadziła mnie do tego miejsca. Mówiła mi, że nie mam powodów do obaw, bo osoba przed którą uciekam mnie nie znajdzie… Że mogę liczyć na ochronę – dodała, starannie dobierając słowa.
Isobel milczała dłuższą chwilę, aż Claudia zaczęła zastanawiać się nad tym, czy królowa przypadkiem jej nie zostawiła i czy właśnie nie robiła z siebie idiotki, przemawiając w pustkę.
– Co w związku z tym? – usłyszała w końcu.
Ton, którym posługiwała się pierwotna nie dał jej najmniejszej nawet nadziei na to, że może liczyć na jakąkolwiek pomoc.
– Amelie do mnie nie przychodzi… A ja nie mogę tutaj zostać – przypomniała cicho.
– Więc odejść, póki ci na to pozwalam, a potem nie wchodź mi w drogę… I licz się z tym, że kiedyś jeszcze mi się przydasz – dodała z powagą królowa.
– Ale co z moim bezpieczeństwem? – Claudia poderwała głowę, po czym zamarła, na dłuższa chwilę porażona obojętnością, która biła od stojącej przed nią nieśmiertelnej. – Pani, proszę… Żeby ujść z życiem i wykonać zadanie, musiałam posunąć się naprawdę daleko. Ujawniłam się, chociaż nie robiłam tego od wieków, a teraz…
– A jakie to ma dla mnie znaczenie? – zapytała niemalże łagodnym tonem Isobel.
Wampirzyca zamarła, coraz bardziej podenerwowana. Oddech jej przyśpieszył, a oczy zapiekły, chociaż w przypadku kogoś takiego jak ona płacz nie było możliwy – nie w takiej formie, jak w przypadku zdolnych do ronienia łez ludzi. Nie przypominała sobie, kiedy ostatnim razem czuła się aż do tego stopnia rozbita, to jednak wydało się Claudii najmniej istotne.
– Pani…
– Zawiodłaś mnie, co sama przyznałaś – stwierdziła ze spokojem Isobel. Na jej ustach z wolna pojawił się pozbawiony jakichkolwiek oznak wesołości uśmiech. Kiedy sobie na to pozwalała, wydawała się nie tylko piękniejsza, ale przede wszystkim bardziej przerażająca. – Zauważ, że to już i tak olbrzymie ustępstwo z mojej strony… To, że cię za to nie ukarałam – ciągnęła bezlitośnie królowa. – Byłaś mi przydatna, mimo wszystko… Ale wszelakie układy zawierałaś z Amelie, więc to z nią rozmawiaj. Ja niczego ci nie obiecałam, Claudio. – Urwała, po czym z uwagą zmierzyła drżącą wampirzycę wzrokiem. – Zaczynam dochodzić do wniosku, że mam niepokojącą wręcz słabość do twojej rodziny. W jego przypadku również tolerowałam o wiele więcej, niż mam w zwyczaj, a jednak ostatecznie mnie zdradził…
– Ja nie mam rodziny! – nie wytrzymała, chociaż czuła, że słowa Isobel nie były przeznaczone dla niej. Wiedziała również, o kim królowa mówiła, ale mimo wszystko… – Nie potrzebuję zwłaszcza kogoś, kto zabił moją matkę.
Isobel posłała jej kolejny, niepokojący uśmiech.
– Och, pewnie usłyszałabym coś podobnego od niego, gdyby nie to, że jest jedną z osób, która już dawno powinna zgiąć z mojej ręki. – Kobieta zamilkła, po czym jakby od niechcenia odwróciła się, najwyraźniej zamierzając odejść. – Tobie daję szansę, bo niezwykłą stratą byłoby utracić tak cenne zdolności. Doceń to i zejdź mi z oczu.
– Amelie powiedziała… – zaczęła Claudia, nie mogąc się powstrzymać. Nie zamierzała pozwolić na to, żeby tak po prostu pozostawiono ją na lodzie, kiedy…
Nie sprzeciwiaj mi się!
Nie była pewna, co zszokowało ją w większym stopniu – mentalny okrzyk, czy przeszywający ból, który wywołał. Aż krzyknęła, chwytając się za głowę i osuwając na kolana, bynajmniej nie zamierzając z tym walczyć. Mogła próbować wykłócać się dalej, ale chyba musiałaby zwariować, żeby o cokolwiek walczyć z królową – kimś, kto z powodzeniem mógł ją zabić albo skrzywdzić bardziej niż ten, którego tak bardzo się obawiała.
Skuliła się na ziemi, spazmatycznie chwytając oddech. Wiedziała, że Isobel odeszła, zostawiając ją samą i tym samym niejako ucinając jakiekolwiek dyskusje, ale pomimo tego wcale nie poczuła się lepiej. Klęczała na ziemi, drżąc niekontrolowanie i ledwo łapiąc powietrze, chociaż tlen już dawno nie był komuś takiemu jak ona potrzebny do życia. Z pewnym opóźnieniem uprzytomniła sobie, że wciąż ma suche oczy i że kolejne dreszcze w coraz większym stopniu zaczynają dawać się jej we znaki, ale i to nie pomagało Claudii się uspokoić. Już nie czuła bólu – nie taki, jaki zadała jej królowa – ale i tak czuła się tak, jakby wciąż znajdowała się pod działaniem zdolności kobiety.
W gruncie rzeczy myślenie o tym, co przez ostatni czas robiła, okazało się o wiele bardziej znaczącą karą, aniżeli mogłaby się tego spodziewać. Miała ochotę już tylko leżeć i wyć z rozpaczy, w równym stopniu rozbita, co i podenerwowana. Dlaczego?, tłukło jej się w głowie i to jedno pytanie dręczyło ją w równym stopniu, co i przeszłość, którą z takim uporem usiłowała pogrzebać. Teraz to wszystko wróciło, a ona czuła się zagrożona bardziej niż kiedykolwiek wcześniej – i to nie tylko przez to, że królowa odmówiła jej pomocy i przypomniała o… „rodzinie”, choć Claudia nie potrafiła zdzierżyć tego słowa. Nie, zdecydowanie nie miała nikogo bliskiego, a ten, o którym mówiła Isobel, wcale nie…
Problem polegał na tym, że przez prośbę Amelie zmieniło się wszystko, a ona nie potrafiła nic na to poradzić. Zaryzykowała, w desperacji godząc się przybyć do tego miejsca i zbliżyć do Dimitra, tym samym otwierając rozdział, który przez tyle lat uważała za zakończony. Zrobiła z siebie zdzirę, próbując wejść do łóżka obcego faceta, a później poróżnić go z żoną… Wszystko bynajmniej nie dlatego, że mogłaby tego chcieć, a wręcz przeciwnie – bo to stanowiło jedyne wyjście z sytuacji, w której się znalazła. Gdyby sprzeciwiła się Amelie i Isobel, wtedy byłoby już tylko gorzej, nawet gdyby żadna z nich nie próbowała jej zabić.
Claudia jęknęła; z gardła wampirzycy wyrwał się cichy szloch, co ją zaskoczyło, bo już od wieków nie doprowadziła się do takiego stanu, zwykle bez problemu trzymając emocje na dystans. Bezwiednie potarła nadgarstki, chcąc upewnić się, że te są nienaruszone, zwłaszcza kiedy naszło ją niejasne, niepokojące wrażenie, że coś z siłą się na nich zaciska. Wszystko jest w porządku. Wszystko jest…, pomyślała gorączkowo, ale i tak czuła się rozbita. Wiedziała jedynie, że teraz musi wziąć się w garść, uciec z Miasta Nocy i wrócić do stałego rytmu, którym przez cały ten czas rządziło się życie, które dotychczas prowadziła, ale pomimo tego…
On nie mógł jej dopaść. Nie mógł i tyle, niezależnie od tego, co musiałaby zrobić. Uciekła – całe wieki temu – i nie zamierzała wracać, gotowa choćby pozabijać wszystkich wokół, jeśli tylko w ten sposób mogłaby pozbyć się tego koszmaru raz na zawsze.
Nigdy więcej…
Nie wyczuła czyjegokolwiek pojawienia się, więc tym bardziej zaskoczył ją cichy szelest, który usłyszała u swojego boku. Natychmiast spięła się, wzdrygając niekontrolowanie, kiedy ktoś dotknął jej ramienia. Odsunęła się w popłochu, podrywając głowę, by móc spojrzeć wprost na kucającego przy niej intruza; z gardła wyrwał jej się zdławiony, przeciągły charkot.
– Co do…?
Urwała, w równym stopniu oszołomiona, co i zaskoczona widokiem aż nazbyt znajomego już chłopaka. Poraziła ją łagodność jego oczu, niepewność spojrzenia i to, że wyglądał na naprawdę zatroskanego. Poza tym po raz kolejny pojawił się, kiedy miała ze sobą problemy, choć kiedy widziała go po raz ostatni, wciąż udawała Isabeau.
Wiedziałam, że mnie przejrzał. Powinnam była na niego uważać, a jednak…
Nie dokończyła tej myśli, dziwnie oszołomiona i pełna wątpliwości.
Z jakiegoś powodu, kiedy tylko Oliver bez słowa wyciągnął ku niej rękę, po prostu ją ujęła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa