18 listopada 2016

Jedenaście

Isabeau
 ONYRIA – „Revenge”

To był jakiś koszmar, a przynajmniej ona nie potrafiła inaczej tego nazwać. W milczeniu wpatrywała się w Dimitra, dosłownie taksując go wzrokiem i czując się tak, jakby od tego zależało jej życie. Cóż, jakby nie patrzeć, tak właśnie było – potrzebowała pomocy, chociaż nie sądziła, że kiedykolwiek będzie zmuszona się do tego przyznać. Nie sądziła, że walka z Claudią skończy się w ten sposób, ale jedno wydawało się wręcz boleśnie oczywiste: a więc to, że gdyby nie pojawienie króla, najpewniej byłaby martwa. Nie wyobrażała tego, tak jak i nie potrafiła zrozumieć, co działo się z nią i jej ciałem, ale to na dłuższą metę nie miało znaczenia.
Liczyło się tylko i wyłącznie to, że Dimitr był tuż obok – dosłownie na wyciągnięcie ręki.
I że z równym powodzeniem mógł ją uratować, jak i doprowadzić do zguby.
– Dimitrze… – spróbowała raz jeszcze. – Słodka bogini, ja… – zaczęła, ale Claudia nie pozwoliła jej dokończyć.
– Zaatakowała mnie – powtórzyła z naciskiem. – Nie wiem, co tutaj się dzieje, ale musiałam się bronić i… Do cholery, ona wygląda jak ja! – jęknęła, potrząsając z niedowierzaniem głową. – Nie powiesz mi, że to normalne.
– Mogłabym powiedzieć dokładnie to samo – syknęła Beau.
Dimitr nie odezwał się, przynajmniej początkowo, sprawiając wrażenie zbytnio zszokowanego sytuacją, by móc skupić się na czymkolwiek innym. Chociaż miała problemy z koncentracją, była gotowa przysiąc, że wampir w pewnym momencie zaczął drżeć – tak po prostu, być może przez nadmiar emocji. To było dobijające, zresztą tak jak i widok Claudii, która uczepiła się jego ramienia, kurczowo tuląc się do boku króla i zachowując, jakby miała sytuację pod kontrolą.
Najbardziej przerażające w tym wszystkim pozostawało to, że faktycznie tak było, ale…
Nemezis… – Dimitr nieznacznie potrząsnął głową, po czym ujął Claudię za rękę i przyciągnął do siebie. To było prawie jak policzek, ale nawet wtedy spróbowała zrobić wszystko, byleby nie dać niczego po sobie poznać. – Nic ci nie jest? Ja…
– Poradziłam sobie – odparła niemalże z dumą, uśmiechając się blado. Isabeau mimowolnie pomyślała o tym, że wcale nie była aż tak zła w udawaniu jej. Sama byłaby z siebie zadowolona, gdyby naprawdę zdołała nakopać komuś, kto ją drażnił… No i zawsze była niezależna, co również pozostawało dla Dimitra oczywiste. – Nie wiem, co ona sobie myśli, ale… To nie ma znaczenia, prawda? Rozpoznałbyś mnie zawsze…
– Naturalnie – zapewnił ją pośpiesznie król. – Od momentu, w którym ci się oświadczyłem… Jak mógłbym zachować się inaczej? – dodał, ujmując twarz kobiety w obie dłonie. – Pamiętasz to, prawda?
Chociaż nie była w stanie patrzeć na to, co działo się na jej oczach, coś w słowach Dimitra dało Isabeau do myślenia. On sam zachowywał się w całkowicie naturalny, troskliwy sposób, tuląc Claudię do siebie w sposób, którego mogłaby się spodziewać, gdyby faktycznie wierzył, że ma przed sobą żonę. Wiedziała, jak zachowywał się względem niej, niejednokrotnie okazując więcej opiekuńczości, aniżeli w jej przypadku mogłoby być wskazane. Zawsze ją tym rozbrajał, z jednej strony całym sobą wierząc w to, jaka była silna i niezależna, ale z drugiej…
A potem w pełni dotarł do niej pełen sens jego wypowiedzi i to wystarczyło, żeby serce mocniej zabiło jej z podekscytowania. Spróbowała nad sobą zapanować, nie chcąc niepotrzebnie zwracać na siebie uwagi, ale i tak poczuła na sobie spojrzenie rubinowych tęczówek Dimitra – intensywne, przenikliwe i na swój sposób wciąż zszokowane. Zupełnie jakby wiedział albo przynajmniej przypuszczał, że ona…
To jego pytanie… Mówił o zaręczynach, chociaż oboje doskonale zdawali sobie sprawę z tego, jak to wyglądało w ich przypadku. Pierwszy raz go odrzuciła, na oczach wszystkich w popłochu uciekając, kiedy poprosił ją o rękę. Z kolei przy właściwej próbie, o ile mogła tak to nazwać, to ona kajała się przed nim, jak gdyby nigdy nic naruszając dotychczasowe obyczaje i prosząc go o to, żeby został jej mężem. To nie było normalne, ale w ich przypadku chyba nie mogło takie być, zbyt proste i normalne, by się do tego nadawali. Ona prosiła, pod wpływem chwili decydując się zmienić wszystko – oddać mu się w pełni, dokładnie tak, jak od samego początku powinna.
Wtedy zrozumiała, że Dimitr jak gdyby nigdy nic je testował. Gdyby było inaczej, wtedy…
– Oczywiście, że tak – wyszeptała z uczuciem Claudia. – Dzień, w którym powiedziałam ci „tak”, a ty wsunąłeś mi pierścionek na rękę… Nie mogłabym zapomnieć – dodała z przekonaniem. – Od samego początku wiedziałam, że tego chcę.
– Ach, tak…
Być może to zmęczenie, ale w ogólnym oszołomieniu nawet nie zorientowała się, kiedy król w ogóle się poruszył. Wiedziała jedynie, że nagle się przemieścił, a zaskoczona Claudia zatoczyła się w tył, kiedy ją od siebie odepchnął. Nie upadła, w ostatniej chwili odzyskując równowagę, ale na jej twarzy odmalowały się szok i konsternacja. Natychmiast napięła mięśnie, przybierając pozycję obronną i z niedowierzaniem wpatrując się w Dimitra, zupełnie jakby widziała go po raz pierwszy.
– Jak ty możesz…? – jęknęła, a jej oczy na ułamek sekundy zaszły mgłą. Isabeau spróbowała wykorzystać okazję i jakoś przesunąć się bliżej wampirzycy, w nadziei na to, że mimo swojego położenia będzie w stanie kobietę zaatakować, ale ta prawie natychmiast przeniosła wzrok na Beau. – Nie zbliżaj się!
Jedynie cudem zdołała uniknąć wymierzonego w pierś kopniaka, tym bardziej, że Claudia już nie próbowała udawać. Była wściekła i zszokowana, ale to nie powstrzymało ją przed tym, żeby jednak rzucić się do walki, kiedy pojęła, że ponownie znalazła się w nieciekawej sytuacji. Isabeau zaklęła, gdy nieśmiertelna bezceremonialnie rzuciła się w jej stronę, nim jednak zdążyła zadecydować o tym, co powinna zrobić, kolejny raz wtrącił się Dimitr. Dawno nie widziała go aż tak podenerwowanego jak w chwili, w której zdołał pochwycić Claudię wpół i – obojętny na to, że ta próbowała mu się wyrwać – przygarnął ją do siebie wystarczająco stanowczo, by przy odrobinie szczęścia móc pogruchotać jej kości. Kobieta syknęła gniewnie, po czym gwałtownie szarpnęła się w przód, wystarczająco szybka i doświadczona, aby jednak zdołać się oswobodzić. Natychmiast rzuciła się do ataku, tym razem rzucając bezpośrednio na króla, ale ten uskoczył z równą wprawą, co wcześniej jego stwórczyni.
W przeszłości wielokrotnie miała okazję obserwować pojedynki nieśmiertelnych, ale i tak niezmiennie zadziwiała ją wprawa i płynność poszczególnych ruchów. W ciemnościach i przez narastające zmęczenie była w stanie zauważyć przede wszystkim błyskawicznie przemykające sylwetki, ale to i tak wystarczyło, żeby poczuła się zdeterminowana bardziej niż wcześniej. Wstań. Pomóż mu!, warknęła na siebie w duchu, ale podświadomie czuła, że jej interwencja będzie zbędna. Dimitr potrafił walczyć, co do tego nie miała najmniejszych wątpliwości – teraz z kolei byłby w stanie zabić ni mniej, ni więcej, ale dla niej, więc wchodzenie mu w drogę zdecydowanie nie było dobrym pomysłem.
Zdołała usiąść, ostatecznie lądując w kucki i próbując znaleźć w sobie dość siły, żeby poderwać się na równe nogi. Od nadmiaru bodźców kręciło jej się w głowie, chociaż to równie dobrze mogło mieć związek z podejrzeniami co do tego, co zrobiła Claudia. Isabeau wciąż miała wątpliwości, aż nazbyt pewna, że ma przed sobą kogoś o wiele bardzie niebezpiecznego, aniżeli mogłaby podejrzewać do tej pory. Ta kobieta miała zadziwiający wręcz talent do udawania kogoś nieszkodliwego, a jednak…
– Isabeau!
Głos Layli ją zaskoczył, zresztą tak jak i jasny blask ognia, który nagle rozjaśnił korytarz. Zmrużyła oczy, początkowo niezdolna do skoncentrowania się na jaśniejącej, rozświetlonej przez płomienie sylwetce siostry. Dziewczyna wyglądała co najmniej oszałamiająco, zagniewana i wyraźnie chętna tego, by puścić wszystko wokół z dymem, gdyby to okazało się jedynym rozwiązaniem, żeby ocalić tych, którzy byli dla niej ważni. To nie było nic nowego, tym bardziej, że Isabeau już nie raz widziała wściekłą Laylę, dla rodzeństwa zdolną roznieść każdego, kto tylko wpadłby jej w ręce. Zauważyła, że nawet towarzyszący dziewczynie Rufus wolał trzymać się na dystans, ale nie próbowała się nad tym zastanawiać, ani nawet roztrząsać, skąd tak naprawdę ta dwójka się tutaj wzięła. Mogła przewidzieć, że prędzej czy później któreś z nich ruszy za nią, zwłaszcza po tym, jak bez słowa wytłumaczenia opuściła Volterrę, ale mimo wszystko…
Widziała, jak jej siostra podchodzi bliżej, a potem zamiera, kiedy dostrzegła z kim z taką zawziętością walczył Dimitr. Oczy dziewczyny rozszerzyły się nieznacznie, a po ruchach poznała, że Layla przez ułamek sekundy była gotowa zaatakować króla, póki nie dostrzegła chwiejącej się na nogach Beau. Do jakichkolwiek doszła wniosków, ostatecznie nie zrobiła niczego, przyczajona i gotowa wtrącić się, gdyby jednak zaszła taka potrzeba.
– Co tutaj się…? – zaczęła drżącym głosem, ale nawet nie była w stanie dokończyć, to zresztą wydawało się zbędne.
– Żebym to ja wiedział – stwierdził chłodnym tonem Dimitr, jakimś cudem w ogólnym zamieszaniu będąc w stanie szwagierce odpowiedzieć. – Nieważne! Weźcie mi stąd Beau – dodał, a sama zainteresowana prychnęła, przez moment mając wrażenie, że mówił do niej w innym języku.
– Chyba żartujesz! – prychnęła, bynajmniej nie zamierzając ruszyć się z miejsca. Nie mogłaby, tym bardziej, że… – Dimitrze, do cholery!
Chociaż to było ryzykowne, spojrzał w jej stronę. Trudno było ocenić, co tak naprawdę czuł albo myślał sobie w tamtej chwili, ale odniosła wrażenie, że wpatrywał się w nią trochę tak, jakby miał przed sobą jakiś ósmy cud świata.
– To ty… Na pewno ty – wyrwało mu się. – Nie wiem, jak przez tyle czasu…
– Zaraz mnie przy was zemdli! – stwierdziła Claudia, wykorzystując okazję, żeby zaatakować.
Tak przynajmniej wyglądało to na pierwszy rzut oka. Dimitr błyskawicznie usunął się na bok, z opóźnieniem uświadamiając sobie, że to mogło być błędem, tym bardziej, że kobieta bez chwili wahania rzuciła się do ucieczki. Poruszała się błyskawicznie, niespokojnie rozglądając dookoła i wyraźnie szukając sposobu na to, żeby wydostać się z korytarza.
– Cholera jasna, Lay, zatrzymaj tę zdzirę, bo… – zaczęła, ale urwała, co najmniej oszołomiona tym, co wydarzyło się na jej oczach.
Czym innym było zacząć podejrzewać, że Claudia potrafi zmieniać kształty, a czym zgoła odmiennym przekonać się o tym na własne oczy. To było trochę jak iluzja – płynne przejście, którego później mimo usilnych prób nie potrafiła odtworzyć. Wiedziała jedynie, że wampirzyca w którymś momencie zrezygnowała z udawania, najzwyczajniej w świecie powracając do wyglądu, który przez tyle czasu prezentowała Dimitrowi – być może swojej prawdziwej postaci, chociaż Isabeau nagle zwątpiła w to, czy ktoś o takich zdolnościach kiedykolwiek ujawniał swoją prawdziwą tożsamość. Genevieve z równym powodzeniem mogła być jedną z licznych masek, tym bardziej, że Beau jakoś nie miała wątpliwości, że ta istota miała ich wiele.
Sama się zawahała, zresztą tak jak i Layla, co jednak nie powstrzymało jej siostry od ataku. Dziewczyna stanęła na drodze uciekinierki, bez chwili wahania wyrzucając obie ręce przed siebie, by przywołać ogień – i zabić, co w jej przypadku zwykle było ostatecznością.
Nie zdążyła.
Beau nie miała pojęcia, jakim cudem Claudii udało się usunąć dziewczynę z drogi. Wiedziała jedynie, że w pewnym momencie jej siostra z piskiem zgięła się wpół, ukrywając twarz w dłoniach, co najmniej jakby ktoś próbował ją uderzyć. Stwórczyni Dimitra nawet się nie zawahała, przemykając tuż obok oszołomionej dziewczyny i – nie zwracając przy tym uwagi na którekolwiek z nich – popędziła w głąb korytarza, najpewniej ku miejscu, w którym znajdowały się schody.
Jak na zawołanie zapadła długa, wymowna cisza. Dimitr drgnął, przez moment wyglądając na chętnego, żeby rzucić się za Claudią w pogoń, ale powstrzymał się z chwilą, w której na powrót spojrzał na Isabeau. Spróbowała zrobić krok w jego stronę i prawie upadła, kolejny raz tracąc pion. Zareagował błyskawicznie, w ułamku sekundy materializując się u jej boku i otaczając ramionami w pasie, tym samym chroniąc przed osunięciem na posadzkę. Jęknęła, co najmniej wytrącona z równowagi tym, co się działo – że nagle znalazła się w jego ramionach, mogąc napawać się znajomym zapachem i dotykiem, który nie tak dawno temu był dla niej czymś nie do pomyślenia. Bezwiednie zacisnęła palce na przodzie jego koszuli, wczepiając się w materiał i za wszelką cenę próbując utrzymać się w pionie, co najmniej jakby od tego zależało jej życie. Drżała, świadoma tylko i wyłącznie palenia w piersi, dokładnie w miejscu, gdzie nie tak dawno temu znajdował się kawałek metalu, którym przebiła ją Claudia, a po którym już przecież nie pozostawała nawet rana.
Coś było nie tak…
…było nie tak, ale…
– Dimitrze… – jęknęła, po czym skrzywiła się, co najmniej zaskoczona brzmieniem własnego głosu. Podejrzewała, że jest w szoku, a do tego bliska histerii, a to zdecydowanie nie zdarzało jej się często. – Dimitrze, ja nie…
– Jestem tutaj – zapewnił pośpiesznie, bardziej stanowczo przyciągając ją do siebie. – Beau, kochana, co się dzieje? Mam wrażenie, że…
Cokolwiek miał jej do powiedzenia, właściwie już nie słuchała, przytłoczona nadmiarem emocji niemalże w równym stopniu, co i tego dnia, kiedy zastała ich w bibliotece. Już niczego nie rozumiała i to pomimo tego, że znalazła odpowiedź na to, że została oszukana – i że wtedy wszystko źle zinterpretowała. Miała w mętlik w głowie, zaś bliskość Dimitra jedynie to wzmogła, zresztą tak jak i towarzyszące jej już od dłuższego czasu poczucie winy.
I chociaż nie chciała okazywać słabości, nie po raz pierwszy próbując dusić wszystko w sobie, w tamtej chwili po prostu wybuchła, bezceremonialnie wybuchając płaczem.
Wyczuła, że Dimitr zesztywniał, w równym stopniu zaskoczony jej reakcją, co i tym, że nogi nagle odmówiły jego żonie posłuszeństwa. Przykucnął, pozwalając na to, żeby usiadła i wciąż tuląc ją do siebie – tak, jakby była małym dzieckiem, ale to wcale nie wydawało się Isabeau upokarzające. Czuła się bezpieczna, chociaż zarazem była pewna, że na to nie zasłużyła – nie po tym, jak dała się omotać, a po wszystkim ot tak przekreśliła ostatnie lata, zostawiając go bez szansy na wyjaśnienia. Znowu to robiła, dokładnie tak jak z Drake’m, chociaż przecież…
– Beau… Beau, cii… – usłyszała tuż przy uchu. – W porządku. Nemezis, proszę…
– Nie nazywaj mnie tak! – wykrztusiła z trudem.
Przeczesał jej włosy pacami, po czym ujął ją pod brodę, zachęcając do spojrzenia sobie w oczy.
– Dlaczego? – zapytał cicho, bynajmniej nie sprawiając wrażenia urażonego jej reakcją.
Dlaczego…? – powtórzyła z niedowierzaniem. – Dimitrze, na litość bogini… ja nie… – Energicznie potrząsnęła głową. – Co ja zrobiłam?
– Wróciłaś do mnie? – podsunął jej niemalże łagodnym tonem.
Wybuchła histerycznym śmiechem, zanim w ogóle zdążyła zastanowić się nad tym, co i dlaczego robiła. Machinalnie spróbowała oswobodzić się z jego uścisku, ale z równym powodzeniem mogła nie robić niczego – Dimitr trzymał ją wystarczająco stanowczo, by nie była w stanie się wyrwać. Cholera, jeśli miała być ze sobą szczera, to nawet tego nie chciała, choć rozsądek podpowiadał jej, że powinna.
Nie rozumiała, jakim cudem w ogóle mógł patrzeć na nią w taki sposób – z ulgą, trochę niedowierzająco, ale przy tym z uczuciem, o którym sądziła, że wygasło. Tak przynajmniej myślała jeszcze jakiś czas temu, trwając w przekonaniu, że go straciła i że w związku z tym powinna pogrzebać wszystko to, co dotychczas do niego czuła. Popełniła błąd, po raz kolejny zresztą, znowu go raniąc – i to w stopniu wystarczającym, by liczyć się równie z tym, że po wszystkim wampir nie będzie chciał widzieć jej na oczy.
Nie powinien. Nie po wszystkim, co się wydarzyło, ale pomimo tego…
– Beau… – Zadrżała, czując chłodną dłoń na policzku. Potrząsnęła głową, kiedy zachęcił ją do tego, żeby zajrzała mu w oczy. – Jest w porządku. Jest…
– Jak możesz tak w ogóle mówić? – nie wytrzymała. – I jak ja mam cię teraz przepraszać, skoro…?
– Możemy omówić to później, kiedy się uspokoisz – zasugerował, a w niej aż się zagotowało. Naprawdę uważał, że to takie proste? – Beau, na litość bogini, do tej pory nie zauważyłaś, że wybaczyłbym ci wszystko? – dodał, być może chcąc w ten sposób pomóc jej w doprowadzeniu się do porządku.
Cóż, efekt okazał się odwrotny do zamierzonego. To, że wciąż płakała, niezdolna do powstrzymała łez, również zaczynało doprowadzać ją do szału.
– Jestem taka… taka głupia… – wyrzuciła z siebie na wydechu. – Taka…
Plątała się, sama niepewna tego, co powinna mu powiedzieć. Była gotowa przysiąc, że zaczyna bredzić od rzeczy, raz po raz musząc urywać, żeby złapać oddech. Dimitr wciąż ją obejmował, a ona nie była w stanie ocenić, co tak naprawdę chodziło mu w tamtej chwili po głowie. Mogła co najwyżej próbować zgadywać, choć i to szło jej marnie, tym bardziej, że gdyby znalazła się na jego miejscu, potraktowałaby samą siebie w o wiele bardziej brutalny sposób. Jak mógł ją tak po prostu trzymać, zachowując się, jakby nie miał jej niczego za złe, podczas gdy…?
Nie rozumiała również, dlaczego wydawał się aż do tego stopnia zatroskany, spoglądając na nią w sposób sugerujący, że zaczynał podejrzewać, że w każdej chwili mogło wydarzyć się coś niedobrego. W efekcie w pierwszym odruchu spróbowała zaprotestować, kiedy wampir jak gdyby nigdy nic porwał ją na ręce. Machinalnie objęła go za szyję, a przynajmniej próbowała, bo przez większość czasu najzwyczajniej w świecie przelewała się w jego objęciach, niezdolna do utrzymania pionu.
– Isabeau…
– Jest mi tak przykro… – odezwała się ponownie, z uporem próbując uporządkować to, co już od dłuższego czasu chodziło jej po głowie. – Przepraszam cię. To nic nie znaczy, ale… przepraszam – powtórzyła, na wszystkie możliwe sposoby usiłując zapanować nad mętlikiem w głowie.
– Przecież wiem – zapewnił i zabrzmiało to szczerze. W gruncie rzeczy zwracał się do niej trochę jak do przestraszonego dziecka, jakby podejrzewał, że nie do końca zdawała sobie sprawę z tego, co działo się wokół niej. – Beau, kochana… Później porozmawiamy – obiecał z przekonaniem. – Teraz powinnaś…
– Przepraszam.
Rzucił jej zmartwione spojrzenie, tym razem decydując się na milczenie. Z wysiłkiem spojrzała mu w twarz, zanim ostatecznie wtuliła twarz w jego koszulę, próbując znaleźć ukojenie w słodkim zapachu i znajomych objęciach. Gdyby do tego wszystkiego zdołała upewnić się, że to nie było snem, a on naprawdę tutaj był…
– Może zacznij nagrywać to na dyktafon – usłyszała aż nadto spokojny głos Rufusa i to wystarczyło, żeby wyrwać ją z letargu. Zdążyła zapomnieć o nim i Layli, choć teoretycznie powinna przejąć się siostrą. – Dawno się tak nie kajała.
Nie, to zdecydowanie nie był sen. Była zbyt wielką egoistką, żeby akurat w tym momencie wyobrazić sobie jakiekolwiek złośliwe uwagi ze strony tego wampira.
Och, jakoś nie poprawiło jej to nastroju.
W pierwszym odruchu miała ochotę zignorować szwagra, co przez wzgląd na wciąż odczuwane zmęczenie wcale nie było trudne. Mimochodem pomyślała, że zasypianie nie jest najlepszym pomysłem i że powinna wspomnieć o tym, co ją martwiło w związku z atakiem Claudii, ale ostatecznie zdecydowała się zostawić to dla siebie. W zamian z ociąganiem okręciła się w taki sposób, by móc spojrzeć zarówno na Rufusa, jak i na towarzyszącą mu Laylę, sama niepewna tego, na którym z nich powinna skoncentrować wzrok.
Sis? – odezwała się w końcu, a dziewczyna drgnęła, po czym w pośpiechu przesunęła się bliżej. – Zrobisz coś dla mnie? – dodała przesadnie wręcz słodkim tonem.
– Dobrze się czujesz, Beau? – zmartwiła się Layla.
Isabeau puściła jej pytanie mimo uszu.
– Bądź taka dobra i zabij swojego męża, zanim całkiem doprowadzi mnie do szału. Proszę – wyrzuciła z siebie na wydechu.
A potem stało się to, co wisiało nad nią od dłuższego czasu i jednak straciła przytomność.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa