Isabeau
♪ ONYRIA – „Revenge”
To był jakiś koszmar, a przynajmniej
ona nie potrafiła inaczej tego nazwać. W milczeniu wpatrywała się w Dimitra,
dosłownie taksując go wzrokiem i czując się tak, jakby od tego zależało
jej życie. Cóż, jakby nie patrzeć, tak właśnie było – potrzebowała pomocy,
chociaż nie sądziła, że kiedykolwiek będzie zmuszona się do tego przyznać. Nie
sądziła, że walka z Claudią skończy się w ten sposób, ale jedno
wydawało się wręcz boleśnie oczywiste: a więc to, że gdyby nie pojawienie
króla, najpewniej byłaby martwa. Nie wyobrażała tego, tak jak i nie
potrafiła zrozumieć, co działo się z nią i jej ciałem, ale to na
dłuższą metę nie miało znaczenia.
Liczyło się
tylko i wyłącznie to, że Dimitr był tuż obok – dosłownie na wyciągnięcie
ręki.
I że z równym
powodzeniem mógł ją uratować, jak i doprowadzić do zguby.
– Dimitrze…
– spróbowała raz jeszcze. – Słodka bogini, ja… – zaczęła, ale Claudia nie
pozwoliła jej dokończyć.
–
Zaatakowała mnie – powtórzyła z naciskiem. – Nie wiem, co tutaj się
dzieje, ale musiałam się bronić i… Do cholery, ona wygląda jak ja! – jęknęła,
potrząsając z niedowierzaniem głową. – Nie powiesz mi, że to normalne.
– Mogłabym
powiedzieć dokładnie to samo – syknęła Beau.
Dimitr nie
odezwał się, przynajmniej początkowo, sprawiając wrażenie zbytnio zszokowanego
sytuacją, by móc skupić się na czymkolwiek innym. Chociaż miała problemy z koncentracją,
była gotowa przysiąc, że wampir w pewnym momencie zaczął drżeć – tak po
prostu, być może przez nadmiar emocji. To było dobijające, zresztą tak jak i widok
Claudii, która uczepiła się jego ramienia, kurczowo tuląc się do boku króla i zachowując,
jakby miała sytuację pod kontrolą.
Najbardziej
przerażające w tym wszystkim pozostawało to, że faktycznie tak było, ale…
– Nemezis… – Dimitr nieznacznie potrząsnął
głową, po czym ujął Claudię za rękę i przyciągnął do siebie. To było
prawie jak policzek, ale nawet wtedy spróbowała zrobić wszystko, byleby nie dać
niczego po sobie poznać. – Nic ci nie jest? Ja…
–
Poradziłam sobie – odparła niemalże z dumą, uśmiechając się blado. Isabeau
mimowolnie pomyślała o tym, że wcale nie była aż tak zła w udawaniu
jej. Sama byłaby z siebie zadowolona, gdyby naprawdę zdołała nakopać
komuś, kto ją drażnił… No i zawsze była niezależna, co również pozostawało dla Dimitra oczywiste. – Nie wiem, co ona sobie myśli, ale… To nie ma
znaczenia, prawda? Rozpoznałbyś mnie zawsze…
–
Naturalnie – zapewnił ją pośpiesznie król. – Od momentu, w którym ci się
oświadczyłem… Jak mógłbym zachować się inaczej? – dodał, ujmując twarz kobiety w obie
dłonie. – Pamiętasz to, prawda?
Chociaż nie
była w stanie patrzeć na to, co działo się na jej oczach, coś w słowach
Dimitra dało Isabeau do myślenia. On sam zachowywał się w całkowicie
naturalny, troskliwy sposób, tuląc Claudię do siebie w sposób, którego
mogłaby się spodziewać, gdyby faktycznie wierzył, że ma przed sobą żonę.
Wiedziała, jak zachowywał się względem niej, niejednokrotnie okazując więcej
opiekuńczości, aniżeli w jej przypadku mogłoby być wskazane. Zawsze ją tym
rozbrajał, z jednej strony całym sobą wierząc w to, jaka była silna i niezależna,
ale z drugiej…
A potem w pełni
dotarł do niej pełen sens jego wypowiedzi i to wystarczyło, żeby serce
mocniej zabiło jej z podekscytowania. Spróbowała nad sobą zapanować, nie
chcąc niepotrzebnie zwracać na siebie uwagi, ale i tak poczuła na sobie
spojrzenie rubinowych tęczówek Dimitra – intensywne, przenikliwe i na swój
sposób wciąż zszokowane. Zupełnie jakby wiedział albo przynajmniej
przypuszczał, że ona…
To jego
pytanie… Mówił o zaręczynach, chociaż oboje doskonale zdawali sobie sprawę
z tego, jak to wyglądało w ich przypadku. Pierwszy raz go odrzuciła,
na oczach wszystkich w popłochu uciekając, kiedy poprosił ją o rękę. Z kolei
przy właściwej próbie, o ile mogła tak to nazwać, to ona kajała się przed
nim, jak gdyby nigdy nic naruszając dotychczasowe obyczaje i prosząc go o to,
żeby został jej mężem. To nie było normalne, ale w ich przypadku chyba nie
mogło takie być, zbyt proste i normalne,
by się do tego nadawali. Ona prosiła, pod wpływem chwili decydując się zmienić
wszystko – oddać mu się w pełni, dokładnie tak, jak od samego początku
powinna.
Wtedy
zrozumiała, że Dimitr jak gdyby nigdy nic je testował. Gdyby było inaczej,
wtedy…
–
Oczywiście, że tak – wyszeptała z uczuciem Claudia. – Dzień, w którym
powiedziałam ci „tak”, a ty wsunąłeś mi pierścionek na rękę… Nie mogłabym
zapomnieć – dodała z przekonaniem. – Od samego początku wiedziałam, że
tego chcę.
– Ach, tak…
Być może to
zmęczenie, ale w ogólnym oszołomieniu nawet nie zorientowała się, kiedy
król w ogóle się poruszył. Wiedziała jedynie, że nagle się przemieścił, a zaskoczona
Claudia zatoczyła się w tył, kiedy ją od siebie odepchnął. Nie upadła, w ostatniej
chwili odzyskując równowagę, ale na jej twarzy odmalowały się szok i konsternacja.
Natychmiast napięła mięśnie, przybierając pozycję obronną i z niedowierzaniem
wpatrując się w Dimitra, zupełnie jakby widziała go po raz pierwszy.
– Jak ty
możesz…? – jęknęła, a jej oczy na ułamek sekundy zaszły mgłą. Isabeau
spróbowała wykorzystać okazję i jakoś przesunąć się bliżej wampirzycy, w nadziei
na to, że mimo swojego położenia będzie w stanie kobietę zaatakować, ale
ta prawie natychmiast przeniosła wzrok na Beau. – Nie zbliżaj się!
Jedynie
cudem zdołała uniknąć wymierzonego w pierś kopniaka, tym bardziej, że
Claudia już nie próbowała udawać. Była wściekła i zszokowana, ale to nie
powstrzymało ją przed tym, żeby jednak rzucić się do walki, kiedy pojęła, że
ponownie znalazła się w nieciekawej sytuacji. Isabeau zaklęła, gdy
nieśmiertelna bezceremonialnie rzuciła się w jej stronę, nim jednak
zdążyła zadecydować o tym, co powinna zrobić, kolejny raz wtrącił się
Dimitr. Dawno nie widziała go aż tak podenerwowanego jak w chwili, w której
zdołał pochwycić Claudię wpół i – obojętny na to, że ta próbowała mu się
wyrwać – przygarnął ją do siebie wystarczająco stanowczo, by przy odrobinie
szczęścia móc pogruchotać jej kości. Kobieta syknęła gniewnie, po czym
gwałtownie szarpnęła się w przód, wystarczająco szybka i doświadczona,
aby jednak zdołać się oswobodzić. Natychmiast rzuciła się do ataku, tym razem rzucając
bezpośrednio na króla, ale ten uskoczył z równą wprawą, co wcześniej jego
stwórczyni.
W
przeszłości wielokrotnie miała okazję obserwować pojedynki nieśmiertelnych, ale
i tak niezmiennie zadziwiała ją wprawa i płynność poszczególnych
ruchów. W ciemnościach i przez narastające zmęczenie była w stanie
zauważyć przede wszystkim błyskawicznie przemykające sylwetki, ale to i tak
wystarczyło, żeby poczuła się zdeterminowana bardziej niż wcześniej. Wstań. Pomóż mu!, warknęła na siebie w duchu,
ale podświadomie czuła, że jej interwencja będzie zbędna. Dimitr potrafił
walczyć, co do tego nie miała najmniejszych wątpliwości – teraz z kolei
byłby w stanie zabić ni mniej, ni więcej, ale dla niej, więc wchodzenie mu
w drogę zdecydowanie nie było dobrym pomysłem.
Zdołała
usiąść, ostatecznie lądując w kucki i próbując znaleźć w sobie
dość siły, żeby poderwać się na równe nogi. Od nadmiaru bodźców kręciło jej się
w głowie, chociaż to równie dobrze mogło mieć związek z podejrzeniami
co do tego, co zrobiła Claudia. Isabeau wciąż miała wątpliwości, aż nazbyt
pewna, że ma przed sobą kogoś o wiele bardzie niebezpiecznego, aniżeli
mogłaby podejrzewać do tej pory. Ta kobieta miała zadziwiający wręcz talent do
udawania kogoś nieszkodliwego, a jednak…
– Isabeau!
Głos Layli
ją zaskoczył, zresztą tak jak i jasny blask ognia, który nagle rozjaśnił
korytarz. Zmrużyła oczy, początkowo niezdolna do skoncentrowania się na
jaśniejącej, rozświetlonej przez płomienie sylwetce siostry. Dziewczyna
wyglądała co najmniej oszałamiająco, zagniewana i wyraźnie chętna tego, by
puścić wszystko wokół z dymem, gdyby to okazało się jedynym rozwiązaniem,
żeby ocalić tych, którzy byli dla niej ważni. To nie było nic nowego, tym
bardziej, że Isabeau już nie raz widziała wściekłą Laylę, dla rodzeństwa zdolną
roznieść każdego, kto tylko wpadłby jej w ręce. Zauważyła, że nawet
towarzyszący dziewczynie Rufus wolał trzymać się na dystans, ale nie próbowała
się nad tym zastanawiać, ani nawet roztrząsać, skąd tak naprawdę ta dwójka się
tutaj wzięła. Mogła przewidzieć, że prędzej czy później któreś z nich
ruszy za nią, zwłaszcza po tym, jak bez słowa wytłumaczenia opuściła Volterrę,
ale mimo wszystko…
Widziała,
jak jej siostra podchodzi bliżej, a potem zamiera, kiedy dostrzegła z kim
z taką zawziętością walczył Dimitr. Oczy dziewczyny rozszerzyły się
nieznacznie, a po ruchach poznała, że Layla przez ułamek sekundy była
gotowa zaatakować króla, póki nie dostrzegła chwiejącej się na nogach Beau. Do
jakichkolwiek doszła wniosków, ostatecznie nie zrobiła niczego, przyczajona i gotowa
wtrącić się, gdyby jednak zaszła taka potrzeba.
– Co tutaj
się…? – zaczęła drżącym głosem, ale nawet nie była w stanie dokończyć, to
zresztą wydawało się zbędne.
– Żebym to
ja wiedział – stwierdził chłodnym tonem Dimitr, jakimś cudem w ogólnym
zamieszaniu będąc w stanie szwagierce odpowiedzieć. – Nieważne! Weźcie mi
stąd Beau – dodał, a sama zainteresowana prychnęła, przez moment mając
wrażenie, że mówił do niej w innym języku.
– Chyba
żartujesz! – prychnęła, bynajmniej nie zamierzając ruszyć się z miejsca.
Nie mogłaby, tym bardziej, że… – Dimitrze, do cholery!
Chociaż to
było ryzykowne, spojrzał w jej stronę. Trudno było ocenić, co tak naprawdę
czuł albo myślał sobie w tamtej chwili, ale odniosła wrażenie, że wpatrywał
się w nią trochę tak, jakby miał przed sobą jakiś ósmy cud świata.
– To ty… Na
pewno ty – wyrwało mu się. – Nie wiem, jak przez tyle czasu…
– Zaraz
mnie przy was zemdli! – stwierdziła Claudia, wykorzystując okazję, żeby
zaatakować.
Tak
przynajmniej wyglądało to na pierwszy rzut oka. Dimitr błyskawicznie usunął się
na bok, z opóźnieniem uświadamiając sobie, że to mogło być błędem, tym
bardziej, że kobieta bez chwili wahania rzuciła się do ucieczki. Poruszała się
błyskawicznie, niespokojnie rozglądając dookoła i wyraźnie szukając
sposobu na to, żeby wydostać się z korytarza.
– Cholera
jasna, Lay, zatrzymaj tę zdzirę, bo… – zaczęła, ale urwała, co najmniej
oszołomiona tym, co wydarzyło się na jej oczach.
Czym innym
było zacząć podejrzewać, że Claudia potrafi zmieniać kształty, a czym
zgoła odmiennym przekonać się o tym na własne oczy. To było trochę jak
iluzja – płynne przejście, którego później mimo usilnych prób nie potrafiła odtworzyć. Wiedziała jedynie, że wampirzyca w którymś momencie
zrezygnowała z udawania, najzwyczajniej w świecie powracając do
wyglądu, który przez tyle czasu prezentowała Dimitrowi – być może swojej
prawdziwej postaci, chociaż Isabeau nagle zwątpiła w to, czy ktoś o takich
zdolnościach kiedykolwiek ujawniał swoją prawdziwą tożsamość. Genevieve z równym
powodzeniem mogła być jedną z licznych masek, tym bardziej, że Beau jakoś
nie miała wątpliwości, że ta istota miała ich wiele.
Sama się
zawahała, zresztą tak jak i Layla, co jednak nie powstrzymało jej siostry
od ataku. Dziewczyna stanęła na drodze uciekinierki, bez chwili wahania
wyrzucając obie ręce przed siebie, by przywołać ogień – i zabić, co w jej
przypadku zwykle było ostatecznością.
Nie
zdążyła.
Beau nie
miała pojęcia, jakim cudem Claudii udało się usunąć dziewczynę z drogi.
Wiedziała jedynie, że w pewnym momencie jej siostra z piskiem zgięła
się wpół, ukrywając twarz w dłoniach, co najmniej jakby ktoś próbował ją
uderzyć. Stwórczyni Dimitra nawet się nie zawahała, przemykając tuż obok
oszołomionej dziewczyny i – nie zwracając przy tym uwagi na którekolwiek z nich
– popędziła w głąb korytarza, najpewniej ku miejscu, w którym
znajdowały się schody.
Jak na
zawołanie zapadła długa, wymowna cisza. Dimitr drgnął, przez moment wyglądając
na chętnego, żeby rzucić się za Claudią w pogoń, ale powstrzymał się z chwilą,
w której na powrót spojrzał na Isabeau. Spróbowała zrobić krok w jego
stronę i prawie upadła, kolejny raz tracąc pion. Zareagował
błyskawicznie, w ułamku sekundy materializując się u jej boku i otaczając
ramionami w pasie, tym samym chroniąc przed osunięciem na posadzkę.
Jęknęła, co najmniej wytrącona z równowagi tym, co się działo – że nagle
znalazła się w jego ramionach, mogąc napawać się znajomym zapachem i dotykiem,
który nie tak dawno temu był dla niej czymś nie do pomyślenia. Bezwiednie
zacisnęła palce na przodzie jego koszuli, wczepiając się w materiał i za
wszelką cenę próbując utrzymać się w pionie, co najmniej jakby od tego
zależało jej życie. Drżała, świadoma tylko i wyłącznie palenia w piersi,
dokładnie w miejscu, gdzie nie tak dawno temu znajdował się kawałek
metalu, którym przebiła ją Claudia, a po którym już przecież nie
pozostawała nawet rana.
Coś było
nie tak…
…było nie tak, ale…
– Dimitrze…
– jęknęła, po czym skrzywiła się, co najmniej zaskoczona brzmieniem własnego
głosu. Podejrzewała, że jest w szoku, a do tego bliska histerii, a to
zdecydowanie nie zdarzało jej się często. – Dimitrze, ja nie…
– Jestem
tutaj – zapewnił pośpiesznie, bardziej stanowczo przyciągając ją do siebie. –
Beau, kochana, co się dzieje? Mam wrażenie, że…
Cokolwiek
miał jej do powiedzenia, właściwie już nie słuchała, przytłoczona nadmiarem
emocji niemalże w równym stopniu, co i tego dnia, kiedy zastała ich w bibliotece.
Już niczego nie rozumiała i to pomimo tego, że znalazła odpowiedź na to,
że została oszukana – i że wtedy wszystko źle zinterpretowała. Miała w mętlik
w głowie, zaś bliskość Dimitra jedynie to wzmogła, zresztą tak jak i towarzyszące
jej już od dłuższego czasu poczucie winy.
I chociaż
nie chciała okazywać słabości, nie po raz pierwszy próbując dusić wszystko w sobie,
w tamtej chwili po prostu wybuchła, bezceremonialnie wybuchając płaczem.
Wyczuła, że
Dimitr zesztywniał, w równym stopniu zaskoczony jej reakcją, co i tym,
że nogi nagle odmówiły jego żonie posłuszeństwa. Przykucnął, pozwalając na to,
żeby usiadła i wciąż tuląc ją do siebie – tak, jakby była małym dzieckiem,
ale to wcale nie wydawało się Isabeau upokarzające. Czuła się bezpieczna,
chociaż zarazem była pewna, że na to nie zasłużyła – nie po tym, jak dała się
omotać, a po wszystkim ot tak przekreśliła ostatnie lata, zostawiając go
bez szansy na wyjaśnienia. Znowu to robiła, dokładnie tak jak z Drake’m,
chociaż przecież…
– Beau…
Beau, cii… – usłyszała tuż przy uchu. – W porządku. Nemezis, proszę…
– Nie
nazywaj mnie tak! – wykrztusiła z trudem.
Przeczesał
jej włosy pacami, po czym ujął ją pod brodę, zachęcając do spojrzenia sobie w oczy.
– Dlaczego?
– zapytał cicho, bynajmniej nie sprawiając wrażenia urażonego jej reakcją.
– Dlaczego…? – powtórzyła z niedowierzaniem.
– Dimitrze, na litość bogini… ja nie… – Energicznie potrząsnęła głową. – Co ja
zrobiłam?
– Wróciłaś
do mnie? – podsunął jej niemalże łagodnym tonem.
Wybuchła
histerycznym śmiechem, zanim w ogóle zdążyła zastanowić się nad tym, co i dlaczego
robiła. Machinalnie spróbowała oswobodzić się z jego uścisku, ale z równym
powodzeniem mogła nie robić niczego – Dimitr trzymał ją wystarczająco
stanowczo, by nie była w stanie się wyrwać. Cholera, jeśli miała być ze
sobą szczera, to nawet tego nie chciała, choć rozsądek podpowiadał jej, że
powinna.
Nie
rozumiała, jakim cudem w ogóle mógł patrzeć na nią w taki sposób – z ulgą,
trochę niedowierzająco, ale przy tym z uczuciem, o którym sądziła, że
wygasło. Tak przynajmniej myślała jeszcze jakiś czas temu, trwając w przekonaniu,
że go straciła i że w związku z tym powinna pogrzebać wszystko
to, co dotychczas do niego czuła. Popełniła błąd, po raz kolejny zresztą, znowu
go raniąc – i to w stopniu wystarczającym, by liczyć się równie z tym,
że po wszystkim wampir nie będzie chciał widzieć jej na oczy.
Nie
powinien. Nie po wszystkim, co się wydarzyło, ale pomimo tego…
– Beau… –
Zadrżała, czując chłodną dłoń na policzku. Potrząsnęła głową, kiedy zachęcił ją
do tego, żeby zajrzała mu w oczy. – Jest w porządku. Jest…
– Jak
możesz tak w ogóle mówić? – nie wytrzymała. – I jak ja mam cię teraz
przepraszać, skoro…?
– Możemy
omówić to później, kiedy się uspokoisz – zasugerował, a w niej aż się
zagotowało. Naprawdę uważał, że to takie proste? – Beau, na litość bogini, do
tej pory nie zauważyłaś, że wybaczyłbym ci wszystko? – dodał, być może chcąc w ten
sposób pomóc jej w doprowadzeniu się do porządku.
Cóż, efekt
okazał się odwrotny do zamierzonego. To, że wciąż płakała, niezdolna do
powstrzymała łez, również zaczynało doprowadzać ją do szału.
– Jestem
taka… taka głupia… – wyrzuciła z siebie
na wydechu. – Taka…
Plątała
się, sama niepewna tego, co powinna mu powiedzieć. Była gotowa przysiąc, że
zaczyna bredzić od rzeczy, raz po raz musząc urywać, żeby złapać oddech. Dimitr
wciąż ją obejmował, a ona nie była w stanie ocenić, co tak naprawdę
chodziło mu w tamtej chwili po głowie. Mogła co najwyżej próbować
zgadywać, choć i to szło jej marnie, tym bardziej, że gdyby znalazła się
na jego miejscu, potraktowałaby samą siebie w o wiele bardziej
brutalny sposób. Jak mógł ją tak po prostu trzymać, zachowując się, jakby nie
miał jej niczego za złe, podczas gdy…?
Nie
rozumiała również, dlaczego wydawał się aż do tego stopnia zatroskany,
spoglądając na nią w sposób sugerujący, że zaczynał podejrzewać, że w każdej
chwili mogło wydarzyć się coś niedobrego. W efekcie w pierwszym
odruchu spróbowała zaprotestować, kiedy wampir jak gdyby nigdy nic porwał ją na
ręce. Machinalnie objęła go za szyję, a przynajmniej próbowała, bo przez
większość czasu najzwyczajniej w świecie przelewała się w jego
objęciach, niezdolna do utrzymania pionu.
– Isabeau…
– Jest mi
tak przykro… – odezwała się ponownie, z uporem próbując uporządkować to,
co już od dłuższego czasu chodziło jej po głowie. – Przepraszam cię. To nic nie
znaczy, ale… przepraszam –
powtórzyła, na wszystkie możliwe sposoby usiłując zapanować nad mętlikiem w głowie.
– Przecież
wiem – zapewnił i zabrzmiało to szczerze. W gruncie rzeczy zwracał
się do niej trochę jak do przestraszonego dziecka, jakby podejrzewał, że nie do
końca zdawała sobie sprawę z tego, co działo się wokół niej. – Beau,
kochana… Później porozmawiamy – obiecał z przekonaniem. – Teraz powinnaś…
–
Przepraszam.
Rzucił jej
zmartwione spojrzenie, tym razem decydując się na milczenie. Z wysiłkiem
spojrzała mu w twarz, zanim ostatecznie wtuliła twarz w jego koszulę,
próbując znaleźć ukojenie w słodkim zapachu i znajomych objęciach.
Gdyby do tego wszystkiego zdołała upewnić się, że to nie było snem, a on
naprawdę tutaj był…
– Może
zacznij nagrywać to na dyktafon – usłyszała aż nadto spokojny głos Rufusa i to
wystarczyło, żeby wyrwać ją z letargu. Zdążyła zapomnieć o nim i Layli,
choć teoretycznie powinna przejąć się siostrą. – Dawno się tak nie kajała.
Nie, to
zdecydowanie nie był sen. Była zbyt wielką egoistką, żeby akurat w tym
momencie wyobrazić sobie jakiekolwiek złośliwe uwagi ze strony tego wampira.
Och, jakoś
nie poprawiło jej to nastroju.
W pierwszym
odruchu miała ochotę zignorować szwagra, co przez wzgląd na wciąż odczuwane
zmęczenie wcale nie było trudne. Mimochodem pomyślała, że zasypianie nie jest
najlepszym pomysłem i że powinna wspomnieć o tym, co ją martwiło w związku
z atakiem Claudii, ale ostatecznie zdecydowała się zostawić to dla siebie.
W zamian z ociąganiem okręciła się w taki sposób, by móc
spojrzeć zarówno na Rufusa, jak i na towarzyszącą mu Laylę, sama niepewna
tego, na którym z nich powinna skoncentrować wzrok.
– Sis? – odezwała się w końcu, a dziewczyna
drgnęła, po czym w pośpiechu przesunęła się bliżej. – Zrobisz coś dla
mnie? – dodała przesadnie wręcz słodkim tonem.
– Dobrze
się czujesz, Beau? – zmartwiła się Layla.
Isabeau
puściła jej pytanie mimo uszu.
– Bądź taka
dobra i zabij swojego męża, zanim całkiem doprowadzi mnie do szału. Proszę
– wyrzuciła z siebie na wydechu.
A potem
stało się to, co wisiało nad nią od dłuższego czasu i jednak straciła
przytomność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz