21 października 2016

Trzysta czterdzieści jeden

Elena
Miała wdrażanie, że serce za moment wyskoczy jej z piersi. Przestała się szarpać, w zamian na krótką chwilę zamierając w bezruchu, by w następnej błyskawicznie odwrócić się w stronę trzymającej ją osoby. Choć miała wątpliwości, spojrzała wprost w niebieskie oczy Rafaela, dochodząc do wniosku, że tak naprawdę jest jej wszystko jedno, czy ten zabije ją w afekcie. Liczyło się przede wszystkim to, że mogła upewnić się, że był cały – na dobry początek w zupełności wystarczyło.
Otworzyła usta, chcąc coś powiedzieć – cokolwiek, niezależnie od tego, jak idiotyczne by to nie zabrzmiało – ale ostatecznie wydała z siebie jedynie zdławiony jęk, kiedy demon bezceremonialnie przycisnął ją do ściany. Nie był delikatny, zresztą mogła się po nim tego spodziewać. Skrzywiła się, początkowo oszołomiona zarówno jego bliskością, jak i uderzeniem, bezskutecznie próbując stwierdzić, co w większym stopniu wpłynęło na to, że na moment pociemniało jej przed oczami.
– Rafa…
Prychnął, po czym spojrzał na nią tak, jakby widzieli się po raz pierwszy. Wyczuła, że był zły, co również mogła przewidzieć, choć z jej perspektywy wydało się najmniej istotne. Chciała przekonać samą siebie, że tak naprawdę nie miała powodów do niepokoju – nie przy nim, choć naturalnie starał się, żeby poczuła coś zupełnie odmiennego.
– Rafa? – powtórzył z niedowierzaniem. Gdyby wzrok mógł zabijać, pewnie jeszcze tego samego dnia mógłby pędzić do ojca z informacją, że w kwestii rozkazu o tym, by utrzymać ją przy życiu, właśnie zawalił na całej linii. – Tylko tyle masz mi do powiedzenia? – syknął, nachylając się ku niej.
Poczuła się co najmniej osaczona, choć zarazem irracjonalne wydawało się to, że miałaby się bać akurat jego. Nie mogła zaprzeczyć, że był niebezpieczny, ale po wszystkim, co zaszło między nimi, nie potrafiła zmusić się do odczuwania lęku w takim stopniu, jak mógłby oczekiwać. Ufała mu, a jakby tego było mało, zamiast niepokoju czy strachu, czuła tylko i wyłącznie narastającą z każdą kolejną sekundą euforię. Miała ochotę przesunąć się jeszcze bliżej, wpaść mu w ramiona, a potem najlepiej pocałować – ot tak, w ramach powitania, na dodatek takiego, którego chyba mogła oczekiwać, skoro widziała swojego męża pierwszy raz od dnia ślubu.
Nawet jeśli brzmiało to sensownie, Rafael najwyraźniej sądził inaczej. Nie uśmiechnął się, kiedy zaś spróbowała się poruszyć, dając mu do zrozumienia, żeby odsunął się na tyle, by mogła złapać oddech, jedynie westchnęła i z siłą zacisnął obie dłonie na jej ramionach. Ledwo powstrzymała grymas i chęć, by już na wstępie poinformować go, że takie traktowanie kobiety to zdecydowanie nie najlepszy pomysł.
– Więc? – zniecierpliwił się demon, rzucając jej naglące spojrzenie. – Nie patrz na mnie tępym wzrokiem, Eleno, bo zaraz coś mnie trafi. Co, do jasnej cholery, tutaj robisz? – zapytał i wyczuła, że jedynie cudem powstrzymywał się przed podniesieniem głosu.
Z dwojga złego wolałaby, żeby jednak zaczął krzyczeć. Było coś nienaturalnego w przeciągającej się ciszy, wzajemnym patrzeniu się na siebie i tym wypranym z jakichkolwiek emocji tonie. W zasadzie wszystko wydawało się lepszą perspektywą, tym bardziej, że od samego początku wyobrażała sobie to, że będzie zły – i bez wątpienia był, chociaż starał się trzymać nerwy na wodzy, tym samym doprowadzając ją do szaleństwa.
Westchnęła, po czym potrząsnęła głową. Niby co miała mu powiedzieć? Oczekiwał wyjaśnień, choć te i tak nie miały niczego zmienić, tym bardziej, że przecież była tutaj – i zostawała aż do dnia balu, który (przy odrobinie szczęścia, choć to w ostatnim czasie bywało kapryśne) zamierzała spędzić zamknięta w pokoju hotelowym.
– Musiała – wykrztusiła z siebie z opóźnieniem. Po wyrazie twarzy obserwującego ją demona poznała, że z jego perspektywy to nie było żadnym argumentem. – Mówię poważnie. Tata powiedział mi, że Aro jasno zażyczył sobie, żeby mnie poznać.
– Kiedy?
Zawahała się, czując się coraz bardziej przypartą do muru. Wiedziała że przemilczenie przed nim tak istotnej kwestii nie było dobrym pomysłem, ale co innego mogła zrobić?
– Jakie to ma znaczenie? – zapytała cicho, naiwnie wierząc na to, że jednak odpuści.
Tym razem zaklął, momentalnie tracąc cierpliwość. Zesztywniała, kiedy wzmocnił uścisk na jej ramionach, przez chwilę niemalże pewna tego, że nerwy puściły mu do tego stopnia, by jednak okazał się zdolny ją skrzywdzić. Prawie natychmiast pożałowała takiego myślenia, tym bardziej, że nic podobnego nie miało miejsca, ale nie pozwoliła sobie na okazanie ulgi. Rafa był zły, a ona wyjątkowo wolała go nie prowokować.
– Gdzie ty masz rozum, lilan? – warknął. To, że na koniec przeszedł na jakże subtelny język pierwotnych, znacznie złagodziło jego ton, ale nie poczuła się dzięki temu lepiej. – Jeśli pojawiły się jakieś komplikacje…
– A co twoim zdaniem miałam zrobić? Zignorować Aro i mieć wszystkich na sumieniu? – weszła mu w słowo, nieudolnie próbując się tłumaczyć. – Jakbym miała jakikolwiek bezpieczny wybór, nie byłoby mnie tutaj – dodała z przekonaniem.
– Powinnaś była ruszyć główką, wziąć telefon i zadzwonić do mnie – uświadomił ją poirytowanym tonem. – To nie jest takie trudne, Eleno. I wtedy ja martwiłam się o to, co robić dalej.
– I co? – zapytała z powątpiewaniem. – Na pewno bardzo przejąłbyś się bezpieczeństwem mojej rodziny, zmienił plany i ustalił wszystko tak, żeby oni również wyszli na tym dobrze?
Przez jego twarz przemknął cień, ale – o dziwo – ostatecznie skinął głową.
– Prawdopodobnie – przyznał, tym samym skutecznie wprawiając ją w konsternację.
– Że co?
W końcu poluzował uścisk, nie na tyle, żeby ją puścił, ale wystarczająco, żeby poczuła się względnie swobodnie. Już przynajmniej nie miała wrażenia, że jakikolwiek gwałtowniejszy ruch z jego strony wystarczy, by pogruchotać jej kości.
– Powiedziałem już – zauważył przytomnie. – Jakbym wiedział, że zrobisz mi taki numer, już dawno zacząłbym szukać innego rozwiązania. Skoro upierasz się, że twoje bezpieczeństwo jest powiązane z nimi…
– Upieram się? – powtórzyła. Prychnęła, nie mogąc się powstrzymać. – Rozumiesz ty w ogóle pojęcie rodziny, Rafa? – zapytała, chociaż doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że jego świat opierał się na zupełnie innych zasadach.
Spojrzał na nią w bliżej nieokreślony sposób, po czym wywrócił oczami. Trudno było jej jednoznacznie stwierdzić, co takiego sobie myślał, a tym bardziej czy nadal był zły. Co prawda w przypadku tego drugiego miała dość jednoznaczne podejrzenia, ale mimo wszystko wolała nabrać pewności co do tego, czego powinna się po nim spodziewać.
– Nie – usłyszała i aż uniosła brwi, zaskoczona rozbrajającą wręcz szczerością z jego strony. – Jesteś pierwszą osobą, która cokolwiek dla mnie znaczy. Nie dziw się, że trafia mnie szlag, skoro zachowujesz się tak nieodpowiedzialne.
Chociaż w jego głosie wciąż pobrzmiewało napięcie, mimo wszystko zachowywał się o wiele łagodniej niż do tej pory. Była tego świadoma, tak jak i szczerości jego słów – w końcu już dawno miała okazję przekonać się, że jego relacje z rodzeństwem w niczym nie przypominały tych, które w jej przekonaniu byłyby właściwe. To bycia ciągła rywalizacja i obawa o to, że ktoś spróbuje odebrać mu pozycję. Chyba wyłącznie Mira się starała, a przynajmniej tak odebrała to Elena, w gruncie rzeczy nie mając porównania do tego, jak ich relacje prezentowały się na przestrzeni lat. Co więcej, jeśli pozostali bracia Rafy zachowywali się tak jak teraz Hunter, zaczynała rozumieć skąd brała się jego nieporadność i ostrożność w kwestii uczuć.
Nie miała pewności, jak powinna rozumieć jego słowa i czy mówił prawdę na temat tego, że szukałby innego rozwiązania, gdyby okazało się, że Aro życzył sobie jej obecności, ale zdecydowała się nie szukać wyjaśnień. To ostatecznie uznała za zbędne, tym bardziej, że już nie miały być w stanie niczego zmienić. Milczała, cierpliwie czekając na rozwój wypadków i po prostu go obserwując, sama niepewna tego, co i dlaczego w tamtej chwili czuła.
– Przyjechaliśmy przed balem, bo tata ma nadzieję, że skoro Aro już mnie widział, nie zwróci takiej uwagi na to, że nie pojawię się na uroczystościach. To się nie zmieniło, bo nie zamierzam się narażać, ale… – Urwała i rzuciła mu niespokojne spojrzenie. – Oni wciąż się wybierają. Moja rodzina – dodała, by wyzbyć się jakichkolwiek wątpliwości. – Będę siedzieć bezczynnie w pokoju, podczas gdy wy wszyscy zamierzacie się narażać – rzuciła z nutką goryczy, coraz bardziej niespokojna.
– Będziesz siedzieć bezpieczna w pokoju i nie dasz się zabić – poprawił ją machinalnie demon. – To największa przysługa, jaką możesz nam wszystkim wyświadczyć, jeśli chciałabyś znać moje zdanie.
Rzuciła mu pełne rezerwy spojrzenie, dopiero po dłuższej chwili decydując się skinął głową. W gruncie rzeczy nie miała wyboru, zwłaszcza gdy w grę wchodziło jej uczestnictwo w uroczystości, bo to zdecydowanie nie miało racji bytu.
Wciąż o tym myślała, kiedy Rafael z cichym westchnieniem przeniósł ręce na jej biodra. Uniosła głowę, by móc rzucić mu zaciekawione spojrzenie, zwłaszcza kiedy zauważyła, że uważnie lustrował ją wzrokiem, wydając się nad czymś intensywnie myśleć.
– Co? – zapytała, czując się coraz bardziej nieswojo. Nie miała pretensji o to, że mógłby jej się przypatrywać, ale mimo wszystko…
– W taki sposób ubrałaś się na spotkanie z Aro? – rzucił, wymownie spoglądając na jej krwistoczerwoną sukienkę.
– A czemu nie? – obruszyła się. – Nie będę mogła lśnić na balu, to przynajmniej teraz mogę dobrze się prezentować.
Przez jego twarz przemknął cień na samą tylko wzmiankę o nadchodzącej uroczystości, ale ostatecznie zdecydował się zachować wszelkie uwagi dla siebie. Przyjęła to z ulgą, nie mając ochoty na kolejną sprzeczkę o nic.
Rafael znów znalazł się bliżej niej, dosłownie przyciskając ją do ściany, ale nie miała nic przeciwko takiemu stanowi rzeczy. Wyczuła, że coś w jego zachowaniu uległo zmianie, a on sam złagodniał, najwyraźniej nie zamierzając dłużej strofować jej za przyjazd. Zaskoczyło ją to, tym bardziej, że spodziewała się prawdziwej burzy, ale zarazem czuła ulgę. Nie chciała, by ich spotkanie wyglądało w ten sposób, tym bardziej, że oboje mieli mało czasu. Rafa również wydawał się doskonale zdawać sobie z tego sprawę, dziwnie milczący i odległy w sposób, którego nie była w stanie jednoznacznie sprecyzować.
Wciąż o tym myślała, gdy bezceremonialnie przyciągnął ją do siebie. Pozwoliła mu na to, instynktownie odchylając głowę, by mieć łatwiejszy dostęp do jego ust, kiedy zdecydował się ją pocałować. Odwzajemniała pieszczotę, mając przy tym poczucie, że wszystko nareszcie było na swoim miejscu – tylko na chwilę, tak długo, jak byli razem, ale to musiało wystarczyć.
Nie przypominała sobie, kiedy i czy w ogóle wcześniej całował ją w ten sposób. Było w tym coś tęsknego i zaborczego zarazem, a przynajmniej takie skojarzenia w naturalny sposób nasunęły jej się na myśl. Zamknęła oczy, by łatwiej się skoncentrować i pozwalając na to, by tak po prostu trzymał ją w ramionach, zachowując się trochę tak, jakby widzieli się po raz pierwszy – albo raczej ostatni, choć coś w tej myśli skutecznie przyprawiło dziewczynę o dreszcze.
– Co się dzieje? – zapytała cicho, coraz bardziej niespokojna. Skoro nawet Rafael wydawał się tak pełen wątpliwości, jak sama miała się nie bać?
Jeszcze kiedy mówiła, wyciągnęła rękę, by móc ułożyć dłoń na jego twarzy. Pozwolił jej na to, po chwili ujmując ją za rękę, by móc lekko ją uścisnąć. Jego uwaga niemal natychmiast skoncentrowała się na pierścionku, który miała na palcu i dopiero wtedy udało mu się wysilić na szczery, pozbawiony cynizmu uśmiech.
– Nosisz go – zauważył, a Elena prychnęła.
– Oczywiście, że tak – zapewniła z przekonaniem. – Wciąż nie rozumiem, dlaczego nie dałeś mi go osobiście – dodała, ale bynajmniej je doczekała się wyjaśnień.
– Sam założyłem ci go na palec – oznajmił w rozbrajająco szczery sposób. – To nie osobiste?
– Wiesz, co mam na myśli! – żachnęła się, nie dowierzając temu, że w obecnej sytuacji mógłby próbować się z nią droczyć.
Rafael nie odpowiedział, w zamian bez słowa biorąc ją w ramiona. W innym wypadku przynajmniej spróbowałaby trzymać go na dystans, chcąc zemścić się za to, że mógłby się z niej naigrywać, ale ostatecznie się na to nie zdecydowała. Zbytnio za nim tęskniła, by tak dobrowolnie marnować czas na coś, co nie miało racji bytu. Nie sądziła, że w ogóle uda im się spotkać, przez co tym bardziej pragnęła wykorzystać dany im czas najlepiej, jak tylko miało być możliwe.
Nie zaprotestowała przed kolejnym pocałunkiem, przyjmując go niemal z wdzięcznością i nie wahając się przed odwzajemnieniem ich. Chciała korzystać z tego, że byli razem, choć zarazem zdawała sobie sprawę z tego, że powinna iść – i to nie tylko z obawy przed tym, że ktoś mógłby ich zauważyć albo zwrócić uwagę na przeciągającą się nieobecność. Prawda była taka, że nie ufała sobie, licząc się z tym, że w każdej chwili mogłaby posunąć się o zrobienie czegoś wybitnie głupiego, czym byłaby chociażby próba wygospodarowania odrobiny więcej czasu, który mogłaby spędzić ze swoim mężem.
Zamknęła oczy, bez słowa wtulając się w jego tors i bezskuteczne próbując się rozluźnić.
Nie potrafiła określić tego, co tak naprawdę czuła, ale miała niepokojące wrażenie, że właśnie się żegnali.
Hunter
Obserwował, chociaż konieczność pozostania poza zasięgiem czyjego wzroku przychodziła mu z trudem. Miał ochotę zainterweniować, jedynie cudem zmuszając się do bierności, tylko i wyłącznie dzięki pewności, że zwłoka przyniesie mu więcej korzyści, aniżeli natychmiastowa interwencja. Próba walki z Rafaelem, na dodatek w tym miejscu i przy dziewczynie, którą ten z takim uporem chronił, nie byłaby rozsądnym rozwiązaniem i Hunter doskonale zdawał sobie z tego sprawę.
Czekał, w duchu odliczając kolejne sekundy i z niedowierzaniem przypatrując się temu, co działo się na jego oczach. Na wrota piekielne, już wcześniej wyczuł, że między jego bratem a młodą Cullenówną było coś więcej, a Rafael do tego wszystkiego upokorzył się do tego stopnia, by poznać ludzkie emocje, ale dopiero w tamtej chwili nabrał co do tego absolutnej pewności. Nerwowo zacisnął dłonie w pięści, musząc wręcz zmuszać się do tkwienia w miejscu i zachowania spokoju, choć to okazało się o wiele trudniejsze, aniżeli mógłby przypuszczać. Nigdy nie należał do osób cierpliwych i chociaż potrafił dobierać priorytety, czasami dostosowanie się do nich okazywało się co najmniej trudnym, jeśli nie wręcz niemożliwym zadaniem.
Nie miał pewności, jak długo trwał w cieniu, korzystając z nieświadomości zajętej sobą dwójki. Dopiero gdy Elena zadecydowała o tym, żeby dołączyć do bliskich, ostrożnie wycofał się, nie chcąc sprawdzać w jakim stopniu miał szansę na to, by zwodzić brata. Więc on ma nam przewodzić, tak?, pomyślał z przekąsem, wciąż rozżalony wszystkim tym, co działo się przez całe stulecia, podczas których to właśnie Rafael przyjmował rozkazy, decydował o ich wykonaniu i – niezależnie od udziału, który sam miał w całym przedsięwzięciu – zbierał laury nawet za to, czego nie zrobił osobiście. Sama myśl o tym doprowadzała Huntera do szału, przypominając demonowi o tym, jak poniżające zawsze wydawało mu się to, że musiał się komukolwiek podporządkowywać, tym bardziej, że z technicznego punktu widzenia powinni być z Rafą na tym samym poziomie – i może by tak było, gdyby ta cholera nie okręcała sobie wokół palca każdego, kogo napotykała na swojej drodze.
Chociaż Ciemność nigdy nie powiedziała tego w otwarty, w pełni świadomy sposób, wszyscy wokół wiedzieli, że to właśnie Rafael był ulubieńcem ojca. Silny, zaradny, lojalny – przynajmniej dotychczas, bo dość wątpliwym wydawało się, żeby Ciemność z entuzjazmem przyjęła to, że którekolwiek z jego dzieci poznało uczucia, które jednoznacznie świadczyły o słabości. To dawało Hunterowi szansę na to, żeby się odkuć i po całych stuleciach pozostawania w cieniu nareszcie zająć należne mu miejsce, choć to miało okazać się trudne. Dziewczyna była słabym punktem, a gdyby to zależało od niego, zabiłby ją z chwilą, w której przekroczyła próg twierdzy – z tym, że miał wątpliwości co do tego, czy powinien to zrobić. Nie chodziło tylko o rozkazy, ale poczucie tego, że istniał jakiś istotny powód, dla którego Elena wciąż żyła. Skoro tak, rozsądniej było poczekać na rozwój wypadków, chociaż taki stan rzeczy zdecydowanie nie przypadł mu do gustu.
Inną kwestią pozostawało to, czego mogła życzyć sobie Isobel. Królowa miała konkretny plan, a w jakikolwiek zakłócając przebieg tego, co zamierzała zrobić, zdecydowanie nie miał poprawić swojej pozycji. Ona jedna go doceniała, nareszcie słuchając, kiedy mówił jej o rzeczach, które zdecydowanie powinny ją zainteresować, a to samo w sobie wystarczyło, by Hunter zaczął przejmować się tym, czego kobieta mogłaby oczekiwać.
To dobra postawa, rozległ się w jego głowie znajomy, melodyjny szept. Mimowolnie spiął się, kiedy przekonał się o tym, że wampirzyca nie tylko zdawała sobie sprawę z tego, gdzie się znajdował, ale też z taką łatwością naruszyła jego prywatność. Wciąż rosła w siłę, coraz potężniejsza, o czym zresztą mógł się przekonać, bo przypadkowy telepata nie byłby w stanie tak po prostu naruszyć umysłu istoty takiej jak on. Masz również słuszność co do moich planów względem dziewczyny. Zostaw ja… Przynajmniej na razie.
Ale przecież życzyłaś sobie jej śmierci, bogini, zauważył przytomnie, pamiętając przy tym o tym, by zabrzmieć w stosunkowo łagodny sposób. Nie chciał, żeby pomyślała, iż mógłby spróbować się jej sprzeciwić.
W istocie, zgodziła się niechętnie. Doskonale panowała nad tonem i emocjami, przez co miał problemy z tym, żeby choć spróbować nadążyć za jej tokiem rozumowania albo stwierdzić, co sądziła o jego odpowiedziach. To było frustrujące, ale i tego zdecydował się nie podważać, aż nazbyt świadom tego, że poprawne relacje z Isobel stanowiły jedną z najistotniejszych aktualnie kwestii. I czekałam na to bardzo długo, wierząc, że twój brat… A on mnie zdradził, podjęła królowa. Coś w jej słowach sprawiło, że Hunter niemalże się uśmiechnął, usatysfakcjonowany stwierdzeniem, którego użyła. Kto jak kto, ale ta kobieta nie tolerowała zdrajców. Niemniej nie ma tego złego… Jak już powiedziałam, nie ruszaj dziewczyny. Załatwię wszystko wedle własnego uznania.
Co planujesz, pani?
Musiał o to zapytać, choć podejrzewał, że jego bezpośredniość niekoniecznie musiała przypaść królowej do gustu. Niemalże liczył się z tym, że ta jednak się zdenerwuje, ale nic podobnego nie miało miejsca.
Zobaczysz. Wszyscy zobaczycie, kiedy przyjdzie odpowiedni moment, oznajmiła w końcu. Powstrzymał się przed prychnięciem, wręcz porażony lakonicznością jej odpowiedzi. Czasami cierpliwość jest kluczem do sukcesu. Czekałam przez tyle czasu, więc kilka dodatkowych dni mnie nie zbawi… Urwała, a Hunter oczami wyobraźni widział, jak na jej pięknej twarzy pojawia się bezlitosny, pozbawiony jakichkolwiek ciepłych emocji uśmiech. Wtedy zawsze wydawała mu się najbardziej olśniewająca. Ukarzę zdrajców i wynagrodzę tych, którzy byli mi wierni. To wciąż zaledwie początek, ale… sukces to jednak sukces, stwierdziła w zamyśleniu. Ty z kolei sam najlepiej wiesz do której grupy się zaliczasz, Hunterze.
Och, co do tego jednego nie miał najmniejszych nawet wątpliwości. Jedynym, czego nie rozumiał, pozostawało to, dlaczego tak bardzo zależało jej na śmierci młodej Cullenówny, ale nie zdecydował się o to zapytać, dochodząc do wniosku, że to najmniej istotna kwestia. Zasłużyła sobie czy też nie… Sam nie musiał się o to troszczyć, skupiony przede wszystkim na tym, że jemu samemu taki stan rzeczy mógł przynieść tylko i wyłącznie korzyści.
W końcu, po tych wszystkich latach, chociaż raz to nie Rafael miał okazać się tym idealnym i wielbionym. Ta myśl była kusząca, tym bardziej, że docenienie przez Isobel sprawiało, że znalazł się o krok bliżej wkupienia się również w łaski ojca.
– Oczywiście, bogini – mruknął bardziej do siebie niż kogokolwiek innego. – Oczywiście…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa