
Claire
W
pierwszym odruchu zamarła, świadoma tylko i wyłącznie narastającej z każdą
kolejną sekundą paniki. W głowie miała pustkę, zaś podjęcie jakiejkolwiek
decyzji zaczęło jawić się jako coś nierealnego, nie mającego racji bytu. To, że
ciało nagle zaczęło odmawiać jej posłuszeństwa i z wrażenia omal się
nie przewróciła, również nie ułatwiło Claire zadania, sprawiając, że zdołała
zmusić się wyłącznie do tego, by oprzeć się plecami o wciąż zamknięte
drzwi i bezmyślnie obserwować zbliżający się ku niej kształt.
Gdyby sytuacja była inna, a ją zaatakowało cokolwiek
innego, pewnie zareagowałaby bez chociażby chwili wahania. Miała do czynienia
ze zwierzęciem – istotą o wiele słabszą od niej, którą mogła pozbawić
życia w zaledwie ułamek sekundy. To
niedorzeczne, pomyślała w oszołomieniu, ale nawet to nie było w stanie
zmusić Claire do tego, żeby podjęła się jakiegokolwiek działania. Dzięki
Sethowi zdołała przyzwyczaić się do Star, chociaż i to przyszło jej z trudem;
suczka była łagodna i pozytywnie do niej nastawiona, podczas gdy
zmierzający ku niej, ujadający zawzięcie ciemny kształt… Nie, tym razem
zdecydowanie nie miała do czynienia ze spragnioną pieszczot przytulanką, którą
mogłaby przy odrobinie szczęścia obłaskawić.
Sama nie była pewna kiedy i jakim cudem udało jej się
wyrwać z transu na tyle, żeby w końcu móc się poruszyć. W ułamku
sekundy okręciła się na pięcie, po czym jednak zdecydowała się na to, żeby
zniszczyć zamek, tym bardziej, że kwestia pozostania niezauważoną już raczej
nie miała racji bytu. Wpadła do środka, natychmiast zatrzaskując za sobą drzwi i dla
pewności napierając na nie całym ciałem, żeby upewnić się, że żaden z psów
nie spróbuje przedostać się na drugą stronę. Serce waliło jej jak oszalałe, a krew
szumiała w uszach, skutecznie rozpraszając i sprawiając, że
dziewczyna przez dłuższą chwilę nie była w stanie skoncentrować się na
niczym innym.
Omal nie wyszła z siebie, kiedy poczuła silne uderzenie
w drzwi. Nie sądziła, że jakikolwiek pies może być aż do tego stopnia
agresywny, ale to nie miało znaczenia. Wciąż tkwiąc w tym samym miejscu,
zmusiła się do tego, żeby rozejrzeć się po ciemnym wnętrzu, aż nazbyt świadoma
tego, że musi coś zrobić. Nie mogła
tkwić tutaj do momentu, w którym ktoś ją znajdzie, nie wspominając o tym,
że ciągłe ujadanie w końcu miało kogoś zaalarmować. Oddychała
spazmatycznie, próbując się uspokoić i jakkolwiek nad sobą zapanować, ale
to okazało się trudne, Claire zaś nie miała pewności, czego tak naprawdę
powinna spodziewać się po miejscy i sytuacji, w której ostatecznie
się znalazła.
Przybudówka nie była duża, ale to wydało jej się
okolicznością sprzyjającą. Nigdzie nie widziała okien, co ją zaniepokoiło, bo
to oznaczało, że drzwi stanowiły jedyną drogę wyjścia, o ile nie
zdecydowałaby się na wybicie dziury w ścianie. O, cudownie. To na pewno nie zwróciłoby uwagi, pomyślała
mimochodem, z niedowierzaniem potrząsając głową.
Powiodła wzrokiem dookoła, tym razem zmuszając się do
skupienia na szczegółach, tym bardziej, że w pamięci wciąż miała to, w jakim
celu w ogóle chciała dostać się do przybudówki. Ciemne, ciągnące się pod ścianami kształty w pierwszej chwili
wzbudziły w niej niepokój, póki nie przyjrzała im się dokładniej. W gruncie
rzeczy wystrój przywiódł jej na myśl mały warsztat – podłużny stół, kilka półek
z narzędziami i…
A potem w końcu zauważyła wciśniętą w kąt,
metalową skrzynię i odetchnęła, tym bardziej, że ta wydała jej się
obiecująca.
Bardzo niechętnie odsunęła się od drzwi, wciąż obawiając się
tego, że te nagle się otworzą i wydarzy się coś niedobrego. Nie myśl o tym, nakazała sobie
stanowczo, ale to okazało się o wiele trudniejsze, niż mogłaby
przypuszczać. W ułamku sekundy dopadła do skrzyni, otwierając ją pomimo
znaków ostrzegawczych, nakazujących trzymać się z daleka. Natychmiast
powitał ją widok licznych przełączników, liczników i migających diod,
które niejednego mogłyby przyprawić o zawroty głowy. W pierwszej
chwili zawahała się, bezmyślnie wodząc wzrokiem po całej zawartości szafki,
próbując sensownie przeanalizować to, co widziała. Zabawa z prądem nigdy
nie była dobrym pomysłem, zaś ona była zainteresowana wyłączeniem napięcia
wyłącznie w ogrodzeniu, ale z drugiej strony… Cóż, wiedziała, jak
powinna całkowicie odciąć prąd – i to najpewniej zarówno na zewnątrz, jak i w budynku,
o ile ośrodek nie posiadał jakiegoś osobnego układu.
Chwilę jeszcze walczyła z samą sobą, zanim ostatecznie
odważyła się skupić na głównym przełączniku. Miała zbyt mało czasu, żeby szukać
subtelniejszego rozwiązania, nie wspominając o tym, że coraz bardziej
niepokoiły ją dochodzące z zewnątrz odgłosy. Jeszcze na krótko po tym, jak
– prawie na pewno – odłączyła prąd, a diody zamigotały i zgasły,
tkwiła w bezruchu, z bijącym sercem nasłuchując i czekając na
jakikolwiek efekt własnych działań. Gdyby przynajmniej wiedziała, czego powinna
się spodziewać…
Wciąż słyszała szczekanie, chociaż sama nie była pewna z której
strony dochodziło. Wiedziała jedynie, że psy gdzieś tam były, kiedy zaś
ponownie coś załomotało w drzwi, omal nie wyszła z siebie ze
zdenerwowania. Musiała uciekać, ale nie miała pojęcia w jaki sposób. Mogła
spróbować otworzyć drzwi, a potem rzucić się do ucieczki, ale na samą myśl
o tym robiło jej się niedobrze. Gdyby przynajmniej miała w sobie dość
odwagi, by po wyjściu na zewnątrz przetrącić któremukolwiek z psów kark
albo jakkolwiek z nimi walczyć, tym bardziej, że miała nad nimi przewagę…
Ale nie potrafiła się do tego zmusić, tak jak i nie była w stanie
bronić się przed humanoidalnymi istotami, które zaatakowały ją w tamtym
hotelu – wilkami, które pod wieloma względami wcale nie różniły się od psów,
zwłaszcza tak agresywnych. Ten lęk zaczynał ją przerastać, coraz częściej
wzbudzając również irytację i żal do samej siebie, ale pomimo tego nie
potrafiła się z nim zmierzyć.
Nie miała pewności, jak długo tkwiła w miejscu, bijąc
się z myślami i oczekując czegoś, czego nawet nie potrafiła określić
słowami. W pewnym momencie szczekanie ucichło, wyparte przez zupełnie inny
dźwięk – gniewne, ostrzegawcze powarkiwanie, które w niczym nie
przypominało tego, które mogłyby wydawać z siebie psy. To było zupełnie
coś innego, a ona zamarła, gotowa przysiąc, że pojawił się ktoś jeszcze – i że
najpewniej coś niewłaściwego właśnie miało miejsce tam, na zewnątrz. Ostrożnie
przesunęła się bliżej drzwi, wciąż nasłuchując i walcząc z pragnieniem,
żeby wyjrzeć na zewnątrz, tym bardzie, że walenie w drzwi ucichło, dając
jej szansę na ucieczkę.
Weź się w garść!, warknęła na siebie w duchu,
ale to wciąż nie wystarczało, tym bardziej, że wciąż odczuwała niepokój.
Nerwowo zacisnęła dłoń na klamce, nasłuchując i bezskutecznie próbując
ocenić, co takiego miało miejsce na zewnątrz. Słyszała skomlenie i dźwięk
uderzających o ziemię łap, co chyba znaczyło, że psy rzuciły się do biegu,
ale…
– Claire! – Prawie popłakała się z ulgi, słysząc głos
Aldero. – Hej, kuzyneczko, możesz już wyjść – zapewnił ją i chociaż wciąż
miała wątpliwości, ostatecznie zdecydowała się mu zaufać.
Skoro tutaj byli, musiało jej się udać, co samo w sobie
powinno było przynieść jej ulgę. Wciąż jeszcze oszołomiona, wypadła na
zewnątrz, otwierając drzwi na tyle gwałtownie, że omal nie znokautowała Al'a,
który okazał się stać zaskakująco blisko wejścia do przybudówki. Chłopak
odskoczył w porę, po czym rzucił jej urażone spojrzenie, dziewczyna jednak
nie zareagowała na nie w żaden sposób, bardziej przejęta czymś innym.
Spodziewała się wielu rzeczy, ale na pewno nie stojącego
zaledwie kilka metrów od niej, olbrzymiego wilka. Zastygła w bezruchu,
jedynie cudem pod wpływem impulsu nie wracając do przybudówki, w której
mogłaby spędzić nawet resztę życia, gdyby tylko w ten sposób mogła
zapewnić sobie bezpieczeństwo. Rozszerzonymi oczami przypatrywała się
zwierzęciu – olbrzymiemu basiorowi, który swoim rozmiarem zdecydowanie
przewyższał normalne wilki. Zacisnęła
usta, żeby zdusić krzyk, chociaż w tamtej chwili było jej już wszystko
jedno, czy ktokolwiek ich zauważy, tym bardziej że…
A potem w końcu rozumiała i to wystarczyło, że
poczuła się jeszcze gorzej.
To był Seth i nie miała co do tego wątpliwości.
Pierwszy raz widziała go pod wilczą postacią, ale to nie wydało się Claire
najistotniejsze, tym bardziej, że już widziała zmiennokształtnych. Pamiętała,
jak imponujące rozmiary przybierali Jacob i Shelby, chociaż zarówno wtedy,
jak i tym razem, trudno jej było docenić wygląd któregokolwiek ze
zwierząt. Jeśli miała być ze sobą szczera, w tamtej chwili zapragnęła
odwrócić się na pięcie i pójść w ślady uciekających w popłochu
psów, przerażona chyba bardziej niż w chwili, w której zauważyła
zmierzająca ku niej ciemne kształty.
Wilk spojrzał w jej stronę, dosłownie porażając ją
spojrzeniem ciemnych, zaskakująco wręcz znajomych oczu. Ich spojrzenia się
spotkały, a Claire poczuła się jeszcze bardziej oszołomiona, w tamtej
chwili już sama niepewna tego, co powinna zrobić. Te oczy – chociaż
spoglądające na nią z ciała zwierzęcia – okazały się zaskakująco ludzkie i łagodne,
o czym zresztą zdążyła się już przekonać, bo Seth zawsze spoglądał na nią w ten
sposób. Wiedziała, że jej nie skrzywdzi i nawet w tamtej chwili jakaś
cząstka dziewczyny doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Ona również nie
chciała go ranić, a tak bez wątpienia by się stało, gdyby teraz spróbowała
uciec, jednak…
Seth nie próbował się do niej przesuwać, początkowo spokojnie
stojąc, a ostatecznie decydując się położyć na ziemi, by aż tak bardzo nie
wyróżniać się wzrostem. Gdyby nie to, że wilki w naturalny sposób
wzbudzały w niej najbardziej negatywne emocje, może nawet stwierdziłaby,
że to urocze – jego postawa oraz to, jak na nią patrzył. Ułożył łeb na łapach i w tamtej
chwili mimo wszystko wydał jej się niegroźny, na wszystkie możliwe sposoby
próbując przekonać ją, że nie ma złych zamiarów. Wiedziała o tym, ale to
nie wystarczyło, przynajmniej początkowo, chociaż i tak nie zareagowała w sposób,
którego mogłaby oczekiwać. W innym wypadku na pewno by spanikowała –
zaczęła krzyczeć albo zachowała się w inny, niewłaściwy sposób, bo
zdecydowanie nie zasłużył sobie na takie traktowanie. Nie, skoro niejako
właśnie ją uratował; to, że najbardziej niebezpieczny i wprawny w walce
był po przemianie, stanowiło sprawę drugorzędną.
Dopiero w tamtej chwili dotarło do niej to, że po raz
pierwszy widzi go pod postacią wilka. Pomimo obaw, uważnie zmierzyła go
wzrokiem, zwracając uwagę na szczegóły i dochodząc do wniosku, że
zdecydowanie nie przypominał potworów, które omal nie zabiły jej w tamtym
hotelu. Jasna, piaskowa sierść była doskonale widoczna w ciemnościach, a Claire
mimowolnie pomyślała o tym, że pewnie gdyby zdecydowała się go pogłaskać,
przekonałaby się, że była równie miękka, co i ta Star. Przed sobą miała
wilka w każdym calu – co prawda większego niż te, które występowały w naturze,
ale jednak smukłego i… po prostu pięknego, chociaż nie sądziła, że będzie w stanie
to przyznać. Jej myśli plątały się ze sobą, ale nie próbowała z tym
walczyć, pozwalając im dryfować swobodnie i czując się trochę tak, jak w dniu,
w którym próbowała oswoić się ze Star. Tym razem próbowała zrobić coś
innego i dużo trudniejszego, ale z drugiej strony…
Poruszając się trochę jak w transie, przestąpiła
naprzód. Seth drgnął, w pierwszym odruchu najwyraźniej planując się odsunąć,
ale coś w jej spojrzeniu musiało utwierdzić go w przekonaniu, że
wcale nie musi tego robić. Zwierzę – on,
bo za wszelką cenę próbowała pogodzić się z tym, że człowiek i wilk w tym
przypadku stanowili jedność – uniosło głowę, po czym lekko przechyliło łeb na
bok, wyraźnie zaintrygowane jej postępowaniem. Wszystko jest w porządku, pomyślała, usiłując przekonać samą
siebie, chociaż zarazem miała wrażenie, że postępuje głupio i zbyt
pochopnie. Zdecydowanie nie była na to gotowa, ale mimo wszystko… Kiedy tak naprawdę
miała być?
– Dziękuję – wyszeptała tak cicho, że ledwo była w stanie
zrozumieć sama siebie, ale po sposobie w jaki skinął głową, poznała, że usłyszał.
Mimowolnie wzdrygnęła się, kiedy Seth poderwał się na równe
nogi, ostatecznie ruszając w jej stronę. Poruszał się ostrożnie, wyraźnie
nie chcąc jej przestraszyć i jednocześnie zamierzając wykorzystać okazję,
by móc się do niej zbliżył. Chociaż nogi miała jak z waty, zmusiła się do
tego, żeby spokojnie stać w miejscu i nie zamykać oczu, choć w przypadku
Star ten sposób okazał się pomocny. Różnica polegał na tym, że już nie miała
przed sobą psa, ale kogoś, komu na niej zależało – i kogo sama zaczynała
coraz bardziej lubić, mając do siebie pretensje za każdym razem, kiedy robiła
coś, przez co bezwiednie go odpychała. Od chwili, w której po raz pierwszy
pozwoliła mu się do siebie zbliżyć, tym bardziej czuła się odpowiedzialna za
to, co za jej przyzwoleniem zaczynało się między nimi tworzyć. Wiedziała, że
żadne z nich nie miało wpływu na wpojenie, ale to niczego nie tłumaczyło;
chciała przynajmniej spróbować wszystko mu wynagrodzić, ale do tego
potrzebowała czegoś więcej – w tym również zaufania, które całe lata wcześniej
zostało wystawione na próbę przez istoty, które nigdy nie darzyły jej żadnym
ciepłym uczuciem. Kto jak kto, ale Seth zdecydowanie nie powinien był za to
odpowiadać.
Pomimo wątpliwości, ostrożnie wyciągnęła drżącą dłoń przed
siebie. Po spojrzeniu wilka poznała, że zaskoczyła go tym nagłym gestem, ale
ostatecznie nie próbował protestować albo podbiegać do niej jakkolwiek
szybciej. Był spokojny, poza tym miała wrażenie, że myślał nad każdym kolejnym
ruchem, ostrożnie stawiając kolejne kroki i dając jej dość czasu na to,
żeby mogła się wycofać. To przypominało pierwszy pocałunek – bardzo subtelny,
nieporadny i bez nacisku, który mógłby wzbudzić wyłącznie strach i zniechęcenie.
Zadrżała, kiedy basior przystanął tuż naprzeciwko niej, tak
blisko, że była w stanie wyczuć bijące od wielkiego cielska ciepło. Seth
przystanął i zrozumiała, że ostateczny krok tak naprawdę należał do niej.
Nie miała pewności czy to dobrze, czy może wręcz przeciwnie, tym bardziej, że
pomimo upływających sekund nie była w stanie zmusić się do jakiegokolwiek
ruchu. Jak urzeczona wpatrywała się w wilka, wciąż oczarowana jego
wyglądem, nawet mimo wątpliwości, które cały czas w niej wzbudzał.
Wiedziała, że nie może tkwić w jednym miejscu w nieskończoność,
zwłaszcza w tym miejscu, ale…
Z tym, że nie było już miejsca na jakiekolwiek „ale”.
Właściwie nie zarejestrowała momentu, w którym przesunęła
się do przodu, ostatecznie decydując się zanurzyć palce w futrze na karku
wilka. Spodziewała się, że będzie miękkie, tak jak w przypadku Star, rzeczywistość
jednak okazała się odrobinę rozczarowująca – sierść była sztywna i nieco
szorstka, przynajmniej przy końcówkach, bo kiedy przesunęła dłonią dalej, by
móc dotknąć nagrzanej skóry, wrażenie zaczęło sprawiać jej większą przyjemność.
Uświadomiła sobie, że drży i wciąż napina mięśnie tak mocno, że aż poczuła
ból, to jednak wydało jej się najmniejszym, łatwym do zignorowania problem.
Wciąż nie docierało do niej to, co właśnie robiła, ale i nad tym nie
próbowała się zastanawiać, skupiona przede wszystkim na próbach przezwyciężenia
wciąż obecnego strachu.
Było inaczej niż sobie wyobrażała, chociaż po swojej reakcji
na Star powinna była to przewidzieć. Trzymała się blisko Setha, nie tylko po
raz pierwszy widząc go w zwierzęcej postaci, ale na dodatek jak gdyby
nigdy nic mogąc go dotykać, choć jeszcze dzień wcześniej nawet nie wyobrażała
sobie tego, że kiedykolwiek uda jej się na to zdobyć. Od samego początku
zdawała sobie sprawę z tego, że strach jest tylko i wyłącznie w jej
głowie – że to kwestia nastawienia, a ona niepotrzebnie wyolbrzymiała
niektóre kwestie – jednak w tym wypadku wiedza nie szła w parze z umiejętnościami
praktycznymi. Z jakiegoś powodu w tamtej chwili na myśl przyszła jej
jedna z dawnych lekcji walki z wujkiem Gabrielem, podczas których
usłyszała, że niektórych rzeczy nie da się tak po prostu nauczyć – nie z książek,
które tak zachłannie chłonęła, bo do tej pory to właśnie one były jej jednym
źródłem informacji o świecie.
Cóż, tak jak w przypadku nauki walki, tak i w chwilach,
w których w grę wchodziły emocje, wiedza teoretyczna okazywała się
nic niewarta.
Zabawne, ale dopiero po blisko wieku życia zaczynała to
rozumieć.
Ruchy Claire były ostrożne i bardzo niepewne, ale
Sethowi najwyraźniej to nie przeszkadzało. Zadrżała, kiedy otarł się o jej
bok, niby to przypadkiem trącając ją pyskiem w bok, co chyba miało być wyrazem
sympatii, chociaż nie miała pewności. Kiedyś czytała, że wilki komunikowały się
przy pomocą gestów – dosłownie całym ciałem, przez co zarówno strzygnięcie
uszami, najeżona sierść czy nawet najbardziej subtelne machnięcie ogonem, mogły
okazać się istotne. Próbowała skupić się na próbie wychwycenia tych wszystkich
drobiazgów jednocześnie, ale nie potrafiła się skoncentrować, mimo wszystko
zbytnio oszołomiona, by skoncentrować się na czymkolwiek innym, prócz próby
oddychania i utrzymania się w pionie.
– W porządku – wymamrotała, zwracając się bardziej do
siebie niż kogokolwiek innego. – Chyba… naprawdę jest w porządku.
To wciąż do niej nie docierało, ale mimo wszystko poczuła
ulgę. Co prawda obawiała się tego, że w którymś momencie znowu wszystko powróci,
a ona ponownie znajdzie się w punkcie wyjścia, ale mimo wszystko…
– Ehm, nie wierze, że to znowu ja musze bym tym złym, co
psuje klimat – doszedł ją głos Aldero i omal nie wyszła z siebie, tym
bardziej, że zdążyła już zapomnieć o obecności chłopaka – ale powinniśmy
się trochę pośpieszyć. Nie żeby takie sceny nie były urocze i tak dalej,
ale… No wiecie – Joce, Shannon, złe ośrodki…
Obróciła się, może trochę zbyt szybko, bo aż zawirowało jej w głowie.
Bliźniacy stali tuż za nią, najpewniej przez cały ten czas ich obserwując,
chociaż nie to wzbudziło w niej najwięcej emocji. Jeśli miała być ze sobą
szczera, w pierwszym odruchu zapragnęła porządnie Al’owi przyłożyć, choć
zarazem zdawała sobie sprawę z tego, że chłopak miał rację. To nie była
dobra pora na to, żeby się ociągać, ale z drugiej strony – przynajmniej z jej
punktu widzenia – miała dość istotny powód, żeby jednak to zrobić.
– Ehm… Tak – zreflektowała się pośpiesznie. – Idziemy?
Raz jeszcze spojrzała na Setha, próbując oswoić się z myślą
o tym, że chłopak najpewniej musiał pozostać pod wilczą postacią. Cudownie. Na pewno nie będziemy rzucać się w oczy
z olbrzymim basiorem, zachowującym się jak uroczy szczeniak, przeszło
jej przez myśl i niewiele brakowała, żeby parsknęła pozbawionym wesołości,
nieco histerycznym śmiechem. Z drugiej strony, biorąc pod uwagę to,
jakiego zamieszania sama narobiła z powodu psów, mogła chyba założyć, że
już dawno zostali namierzeni; w takim wypadku pozostawało tylko czekać na
któregokolwiek z pracowników, który w najlepszym wypadku zażąda
wyjaśnień. Co prawda jakoś nie miała wątpliwości, że Aldero już miał
przygotowaną całą historyjkę, ale w kwestii zaufania temu, czy chociaż
część tych tłumaczeń zabrzmi sensownie, jej nastawienie wcale nie było aż tak
pozytywne.
Nie protestowała, kiedy kuzyn zasugerował poszukanie tylnego
wejścia. Trzymali się w cieniu, tym razem bez przeszkód docierając w odpowiednie
miejsce. W milczeniu obserwowała, jak Aldero podchodzi bliżej, by móc
sprawdzić drzwi i niemalże licząc się z tym, że – podobnie jak w przypadku
tych do przybudówki – okażą się zamknięte, jednak nic podobnego nie miało
miejsca.
Chłopak nawet nie zdążył dotknąć klamki, drzwi otworzyły się
gwałtownie, tym samym zmuszając wampira do pośpiesznej ucieczki w bok.
Zaraz po tym jakaś postać – wysoka i bardzo szczupła,
jak zdążyła zaobserwować Claire – najzwyczajniej w świecie rzuciła się na
jej kuzyna, bezceremonialnie powalając go na ziemię.
Hej:D Zdecydowanie nie nadążam za rozdziałami xD Człowiek na chwilę znika, a jak wraca to ma przed sobą X ilość rozdziałów do przeczytania. Ale nie takie rzeczy są dla mnie straszne, wręcz sama przyjemność czytać. :3 Także, ten znowu będę Cię domarmiać komentarzami, cieszysz się, nie?:D Bo ja jak najbardziej. ;p
OdpowiedzUsuńJuż myślałam, że do Claire się ten pies dostanie i coś jej zrobi, a potem, że ktoś z ochrony jednak tam przyjdzie i dziewczyna będzie miała porządnie przekichane, ale na szczęście to tylko rodzina i chłopak. Swoją drogą ta scena jak Claire się przymierzała do tego, żeby dotknąć Setha była po prostu urocza. I czytając jej zazdrościłam tego, że sobie może go dotknąć. Jak tylko kiedyś, dawno temu, obejrzałam KwN też chciałam takiego wilka mieć i go dotknąć. ;-; A potem zobaczyłam zdjęcia z planu i stwierdziłam, że nie chce, bo po co mi facet w zielonych rajtuzach? Miałam już nadzieję, że uda im się bez problemu dostać do środka, ale nie - Trzeba życie komplikować. Ale bez tego nie byłoby akcji, która napędza rozdzial, no nie? :D
To ja lecę czytać dalej ;p Nie obiecuję, że dziś wszystko nadrobię. Chociaż baaardzo mnie motywują sceny, które mi ostatnio wysłałaś. A właściwie wczoraj ^0^
Gabi.