
Claire
Okolica miała w sobie
coś, co wzbudzało niepokój, chociaż sama nie była pewna dlaczego. Widok lasu
nie był dla Claire niczym nowym, a jednak coś w ubitej,
nieasfaltowanej drodze, która wydawała się prowadzić donikąd, skutecznie
przyprawiło dziewczynę o dreszcze. Miała złe przeczucia, a te
przybierały na sile z każdą kolejną sekundą, w miarę jak przybliżali
się do miejsca, gdzie – przynajmniej według planów, które sprawdzali – powinien
mieścić się ośrodek, który w SMS-ie wskazała im Shannon. Wciąż podświadomie
wyczekiwała impulsu, którego doznawała za każdym razem, kiedy w grę
wchodziło napisanie kolejnego wiersza, jednak nadal odpowiadała jej wyłącznie
pustka – ciągłe napięcie, które jednak nie owocowało niczym ponad narastające
nerwy.
Tata nas pozabija, przeszło Claire przez
myśl, ale z jakiegoś powodu nie potrafiła się tym należycie przejąć.
Koncentrowała się przede wszystkim na Jocelyne, co w znacznym stopniu
pomagało. Co więcej, próbowała myśleć logicznie, raz po raz powtarzając sobie,
że nie ma powodów do obaw; za ewentualnych przeciwników mieli ludzi, o ile
oczywiście Shannon nie pomieszała czegoś, wysyłając prośbę o pomoc. To, że
zamierzali tylko ocenić sytuację, również brzmiało obiecująco, tym bardziej, że
w każdej chwili mogli wezwać pomoc. Nie sądziła, żeby to było konieczne,
ale wolała dmuchać na zimne, dlatego przez cały czas miała telefon w pogotowiu;
co prawda wyciszony, na wypadek gdyby ktoś
próbował do niej wydzwaniać, ale jednak.
Poprosiła
Aldero, żeby zaparkował samochód blisko kilometr od miejsca, w którym
powinni się znaleźć. Początkowo spojrzał na nią jak na idiotkę, póki nie
wytłumaczyła mu, że raczej niewiele osiągnął, jeśli podjada pod główną bramę
zamkniętego ośrodka. Chcąc nie chcąc musiał przyznać jej rację, mrucząc coś na
temat tego, że dobrym pomysłem było zabranie ze sobą geniusza, co sama Claire
skwitowała wymownym wywróceniem oczami. Czuła się dziwnie z tym, że to ona
miałaby podejmować decyzje, na dodatek takie, które w jakimkolwiek stopniu
przypadały innym do gustu, ale z drugiej strony… Och, to uczcie było
całkiem przyjemne, tak jak i to, że żaden z nich nie próbował
prowadzić jej za rękę.
Pierwszy,
co zwróciło ich uwagę, kiedy – skryci pomiędzy drzewami – biegiem dotarli do
ośrodka, było wysokie, odgradzające teren Projektu
Beta ogrodzenie. Zmarszczyła brwi, czując się co najmniej nieswojo na widok
takich środków ostrożności, chociaż – przynajmniej teoretycznie – wydawały się
one czymś najzupełniej zrozumiałym, jeśli wziąć pod uwagę „oficjalną” wersję.
Teraz, po wiadomości Shannon, sprawy wydawały się bardziej skomplikowane,
chociaż Claire wciąż nie miała pewności, czego tak naprawdę powinni się
spodziewać. Brak informacji nie pomagał, zwłaszcza komuś, kto nauczył się
planować wszystko w oparciu o pewne wiadomości, nie chcąc narażać się
na jakiekolwiek niespodzianki. Zawsze wolała analizować, co może i czasami
bywało uciążliwe, ale była gotowa przysiąc, że w tej jednej kwestii mogło
okazać się zbawienne.
– No… To co
robimy? – zapytał Cameron, a ona mimowolnie zadrżała. Jego głos zabrzmiał w panującej
ciszy co najmniej dziwnie i to nawet pomimo tego, że chłopak szeptał.
– Wchodzimy
do środka – stwierdził niemalże pogodnym tonem Al, jakby to stanowiło
najoczywistszą rzecz na świecie.
Claire
mimowolnie pomyślała o tym, że to wcale nie musiało być aż takie łatwe.
Wątpliwości nie opuszczały jej nawet na chwilę, chociaż czuła się odrobinę
spokojniej dzięki temu, że nie była sama. Z jakiegoś powodu obecność
kuzynów, ale też nieopuszczającego jej nawet na krok Setha, sprawiała, że
dziewczyna czuła się o wiele spokojniejsza, chociaż nawet to w pełni
nie pozwalało Claire uwierzyć w to, że sytuacja była opanowana.
Z wolna
podeszła bliżej, uważnie przypatrując się przeszkodzie. Wiedziała, że bez
najmniejszego nawet problemu mogliby przejść na drugą stronę – dla istot
nieśmiertelnych takie utrudnienia nie stanowiły problemu – ale coś wciąż wzbudzało
w niej wątpliwości. Dopiero kiedy znalazła się jakieś pół metra od
ogrodzenia, uprzytomniła sobie, skąd brały się złe przeczucia, zwłaszcza kiedy
wyczuła niewłaściwą, przyprawiającą o dreszcze
aurę; kiedy na dodatek poczuła, że włoski na ramionach i karku unoszą się,
a instynkt aż krzyczy, żeby trzymała się na dystans, wszystko stało się
dla niej jasne.
– Zaczekaj!
– syknęła, w ostatniej chwili wracając się Aldero, który spróbował ją
wyminąć, najwyraźniej aż rwąc się do tego, żeby przedostać się na drugą stronę.
– Co znowu?
– zapytał, ale przynajmniej przystanął, zwracając się ku niej. Lekko zmrużył
oczy, przynajmniej początkowo, póki również nie wyczuł tego, co zwróciło jej
uwagę. – O…
Pokręciła z niedowierzaniem
głową, sama niepewna, co takiego drażniło ją bardziej – jakiekolwiek
komplikacje czy może to, że musiała działać z tak impulsywnymi osobami.
Już dawno zdążyła oswoić się z myślą, że jej kuzyni lubią najpierw robić, a dopiero
później myśleć, ale w wielu przypadkach takie rozwiązanie mogło okazać się
zgubne.
– Jest pod
napięciem – oznajmiła z przekonaniem, decydując się postawić sprawę jasno.
Odsunęła się o krok, czując się coraz bardziej nieswojo. – I to
wysokim, jak sądzę. Tak czy inaczej, lepiej tego nie dotykać.
– Fakt –
mruknął z wahaniem Aldero. – Nie jesteśmy odporni na prąd? – dodał z powątpiewaniem.
Wywróciła
oczami.
– Ciebie
pewnie nie zabije – przyznała, po czym lekko przekrzywiła głowę, by przyjrzeć
mu się pod innym kątem. – Mało co jest w stanie pozbawić wampira życia,
ale z obrażeniami to inna bajka.
– Ona ma
chyba na myśli, że to mogłoby być wstrząsającym przeżyciem, Al – podsunął bratu
Cammy.
Seth
zaśmiał się nieco nerwowo, wyraźnie oszołomiony. Kiedy obejrzała się w jego
stronę, przekonała się, że z uwagą przypatrywał się ogrodzeniu i majaczącego
za nim budynkowi – ośrodkowi, a przynajmniej takie wrażenie w naturalny
sposób odniosła.
– To jakieś
więzienie czy jak? – zapytał z powątpiewaniem i chociaż to miał być
żart, Claire mimowolnie pomyślała o tym, że takie stwierdzenie wydaje się
niepokojąco bliskie rzeczywistości.
– Nie wiem,
ale Shannon z jakiegoś powodu próbowała się kontaktować – zauważyła
przytomnie. – Poza tym jest tutaj Joce, więc tym bardziej wypadałoby tylko się
upewnić, chociaż…
– Co
takiego? – zapytał natychmiast Aldero. – Masz jednak dla nas jakąś rymowankę
czy…?
Pokręciła
głową.
– Jak coś
się zmieni, dam znać. Jak na razie skupmy się na tym, żeby przejść na drugą stronę.
Jeszcze kiedy
mówiła, instynktownie ruszyła ku drzewom, woląc pozostać w ukryciu.
Wyczuła, że reszta natychmiast podążyła za nią, być może podejrzewając, że
wpadła na jakiś pomysł, chociaż to nie było nawet bliskie prawdy. Wiedziała
jedynie, że nie byłoby źle, gdyby przyjrzeli się ogrodzeniu z każdej
strony, a dopiero później spróbowali znaleźć słaby punkt – o ile ten
istniał.
– Co
robimy? – usłyszała tuż za plecami głos Setha. – Claire…
– Nie wiem
– przyznała zgodnie z prawdą. – Myślę. Nie chcę zgrywać dyletantki, jeśli
chodzi o jakiekolwiek zabezpieczenia, ale oczywistym wydaje mi się, że
musi istnieć jakiś zasilacz… Źródło prądu, które wypadałoby znaleźć i wyłączyć
– wyjaśniła, ostrożnie dobierając słowa.
– Ta, na
pewno jest – zgodził się Aldero. – Gdzieś tam pewnie – dodał, machnięciem ręki
wskazując na ośrodek.
Tym razem
to ona musiała się nim zgodzić, tym bardziej, że takie rozwiązanie wydawało się
aż nazbyt oczywiste. To było błędne koło – żeby wyłączyć prąd, musieli dostać
się do środka, ale żeby móc tego dokonać, najpierw zmuszeni byli znaleźć sposób
na to, żeby ominąć ogrodzenie. Nie była z tego powodu zachwycona, ale z drugiej
strony…
– A telepatia?
– zaryzykowała. – Gdybyście spróbowali w ten sposób chociaż na moment
zakłócić przepływ prądu…
– Nie –
przerwał jej łagodnie Cammy.
Wszyscy w ułamku
sekundy spojrzeli w jego stronę, nie kryjąc zaskoczenia słowami chłopaka.
Claire uniosła brwi, zwłaszcza kiedy zauważyła malującą się na twarzy chłopaka
konsternację. Być może zaczynała ze zbytnim przewrażliwieniem podchodzić do
wszystkiego, co działo się wokół niej, ale z jakiegoś powodu poczuła, że
wysokie napięcie to zaledwie jeden z problemów, które miało przyjść im tej
nocy pokonać.
Cameron
westchnął, po czym z powątpiewaniem spojrzał na ogrodzenie.
–
Próbowałem, ledwo tylko Claire wspomniała o prądzie – wyjaśnił. – Coś mnie
blokuje. Nie wiem, może to przypadkiem, ale w tym miejscu jest coś
takiego…
– Cholera –
wyrwało się Aldero.
Mimowolnie
pomyślała o tym, że w tej sytuacji, to jedno słowo wyrażało wszystko.
Zacisnęła
usta, sama ostatecznie decydując się na milczenie. I co teraz?,
pomyślała z powątpiewaniem, bezwiednie ruszając naprzód. Nie miała żadnego
planu, ale okrążenie ośrodka wydawało się lepszą perspektywą od bezmyślnego
tkwienia w miejscu. Reszta najwyraźniej nie miała nic przeciwko, bo nikt
nie zaprotestował, to jednak wydało się Claire marnym pocieszeniem.
Potrzebowała jakieś planu – punktu zaczepienia, który mogliby wykorzystać –
jednak nic nie wskazywało na to, by ten miał się pojawić.
Co takiego
działo się w tym miejscu? Ta jedna kwestia nie dawała jej spokoju, ciążąc
tym bardziej, że w pamięci wciąż miała treść SMS-a Shannon oraz słowa
Camerona na temat telepatii. To był przypadek, czy może wręcz przeciwnie?
Chciała wierzyć, że tak naprawdę nie mieli powodów do obaw, ale wciąż dręczyła
ją myśl o tym, że to nie jest takie proste. Wręcz przeciwnie – im dłużej
krążyli bez celu, tym pewniejsza była tego, że właśnie działo się coś złego.
– Em… A to?
Nie miała
pewności, ile tak naprawdę minęło czasu minęło, zanim Seth zdecydował się
przerwać panującą ciszę, to zresztą miało najmniejsze znaczenie. Gwałtownie
przystanęła, natychmiast zwracając się ku chłopakowi, by móc obrzucić
spojrzeniem to, co zwróciło jego uwagę. Przekonała się, że przystanął przy
jednym z mniej widocznych, skrytych przez drzewa punktów ogrodzenia,
uważnie przypatrując się ziemi. Dopiero po chwili zauważyła, że ta została
częściowo naruszona, kiedy zaś dla pewności przykucnęła, by przyjrzeć się
dokładniej, uświadomiła sobie, że widzi przechodzącą na drugą szczelinę – o wiele
za wąską, by wszyscy przedostali się na drugą stronę, ale idealna dla kogoś o bardzo
drobnej posturze.
Poczuła na
sobie wymowne spojrzenie Aldero i to wystarczyło, żeby momentalnie zrobiło
jej się słabo, skoro najwyraźniej myśleli dokładnie o tym samym. Gdyby
spróbowała prześlizgnąć się pod spodem, uważając, by przy tym nie dotknąć
ogrodzenia…
Ostrożnie
przesunęła się bliżej, próbując ocenić, jak bardzo ryzykowne mogłoby się to
okazać. Czołganie się po ziemi nie było szczytem jej marzeń, ale – jak
wielokrotnie słyszała – cel uświęcał środki. To i tak wydawało się lepsze
od bezsensownego krążenia wokół ośrodka, chociaż zarazem przerażało ją to, co
mogłoby pójść nie tak. Gdyby jednak źle oceniła szerokość albo w jakikolwiek
inny sposób dotknęła ogrodzenia, efekt mógłby być opłakany. Co więcej, nie
miała zielonego pojęcia, czego powinna spodziewać się po drugiej strony, a to
również nie dodawało jej pewności siebie.
– Okej,
poczekajcie tutaj – powiedziała w końcu, chociaż sama nie wierzyła w to,
że odważyła się wypowiedzieć tych kilka słów. – Poszukam jakieś sposobu, żeby
was wpuścić, a później…
– Chwila! O czym
teraz rozmawiacie? – przerwał jej natychmiast Seth. – Jasne, zauważyłem to, ale
wcale nie… Cholera, nie ma mowy – oznajmił z przekonaniem. – To głupie i zbyt
ryzykowne.
Coś w jego
tonie sprawiło, że zesztywniała i obrzuciwszy go ostrzegawczym spojrzenie,
zdecydowała się postawić sprawę jasno:
– Wiem, co
robię – oznajmiło, chociaż wcale nie była tego taka pewna. – Proszę,
przynajmniej ty jeden nie próbuj traktować mnie tak, jakbym była dzieckiem. Ja
naprawdę zaczynam mieć tego dość – dodała z naciskiem.
Samą siebie
zaskoczyła nutką goryczy, która wkradła się do jej tonu, ale nie próbowała się
nad tym zastanawiać. Prawda była taka, że pomimo tego, iż rozumiała, jak
działało wpojenie i jakie emocje wzbudzało w Secie, nie potrafiła
wyobrazić sobie tego, żeby również on na każdym kroku prowadził ją za rączkę.
Ona również była nieśmiertelna; potrafiła się bronić, zwłaszcza teraz, kiedy w grę
wchodzili ludzie i – co tym bardziej podpadało pod jej zainteresowanie –
kwestie techniczne. To był ich jedyny plan, a skoro wyłącznie ona nadawała
się do tego, żeby go zrealizować, nie zamierzała tego zaprzepaścić tylko
dlatego, że ktokolwiek mógłby spoglądać na nią jak na dziecko. Rufus już i tak
był zbytnio uciążliwy z ciągłymi próbami chronienia jej i chociaż
rozumiała skąd to się brało, stopniowo zaczynała mieć tego dość – i to
zwłaszcza w sytuacji, a którego nawet nie było go obok.
Hm… Sam ci to mówiłem, usłyszała w głowie
głos Aldero. Wydawał się zaskoczony, ale i na swój sposób zadowolony z siebie.
Tak tylko przypominam.
Lepiej postaracie się nie zrobić nic
głupiego, póki czegoś nie wymyślę, pomyślała w odpowiedzi, korzystając
z tego, że był w stanie ją usłyszeć.
Zaraz po
tym ruszyła się z miejsca, decydując się działać, póki nikt inny nie
próbował jej zatrzymywać. Również Seth milczał, obserwując ją niespokojnie,
kiedy przesunęła się bliżej otworu, próbując ułożyć się na ziemi w taki
sposób, by móc dość swobodnie poruszać się naprzód, jednocześnie nie ryzykując
zahaczenie o ogrodzenie. Oddech przyśpieszył jej znacząco, kiedy wyczuła
niebezpieczeństwo, więc spróbowała nad nim zapanować, starając się oddychać jak
najpłycej. Trzymaj się przy ziemi,
pomyślała, ale to wcale nie było takie proste, skoro nie miała odwagi nawet
podnieść głowy i sprawdzić, jak daleko od ogrodzenia się znajdowała.
Poprowadzę cię, zaproponował Aldero. Tak jest chyba dobrze, a przynajmniej
tak mi się wydaje. Musisz po prostu… czołgać się do przodu, dodał po chwili
wahania, a ona ledwo powstrzymała się przed nieco histerycznym śmiechem.
O, dziękuję. To bardzo precyzyjne rady,
pomyślała z nutką irytacji. Rzadko bywała cyniczna, ale ten z jej
kuzynów miał zaskakujący wręcz talent do tego, żeby wyprowadzać ją z równowagi.
Czasami sama nie miała pewności, jak powinna interpretować jego słowa, zaś sam
Al nie ułatwiał jej zadania, bynajmniej nie kwapiąc się do udzielenia
jakichkolwiek wyjaśnień. Przez to niejednokrotnie miała wrażenie, że chłopak
prowokował ją specjalnie, wydając się skoncentrowany na tym, by wymóc na niej
odrobinę buntu – tego, by w końcu zaczęła zachowywać się w luźniejszy,
bardziej zdecydowany sposób.
Przestała o tym
myśleć, w zamian koncentrując się na zadaniu. Nie zdawała sobie sprawy z tego,
jak bardzo napięła ciało, póki nie spróbowała się poruszyć, bardzo ostrożnie
czołgając się naprzód. Bezwiednie zamknęła oczy, mocno zaciskając powieki i próbując
skupić się przede wszystkim na mentalnym głosie prowadzącego ją Aldero. On
również brzmiał na wyjątkowo skupionego, już mniej skory do żartów i nadmiernej
impulsywności. Miała wrażenie, że myśli nad każdą uwagą, zwłaszcza kiedy kazał
jej przesunąć się w którąkolwiek ze stron albo mocniej przywrzeć do ziemi
– cokolwiek, byleby nie ryzykowała otarcia się o ogrodzenie.
Wyczuła
charakterystyczną dla wysokiego napięcia aurę – nieprzyjemne wrażenie,
świadczące o obecności prądu tak niepokojąco blisko jej ciała. W efekcie
musiała jeszcze mocniej napiąć mięśnie, żeby powstrzymać się od drżenia.
Wciągnęła brzuch, bezskutecznie próbując doprowadzić do tego, żeby zajmować jak
najmniej miejsca, chociaż to okazało się trudne. Metodycznie przesuwała się
naprzód, aż nazbyt świadoma tego, że zabrnęła zbyt daleko, by tak po prostu
mogła się wycofać. Z tego, co ostatecznie podpowiedział jej kuzyn,
wynikało, że była w połowie, ale to wcale nie poprawiło Claire nastroju.
Wręcz przeciwnie – miała ochotę przyśpieszyć, by jak najszybciej znaleźć się po
drugiej strony, a potem…
Nie zrobiła
tego, raz po raz powtarzając sobie, że w ten sposób może co najwyżej
pogorszyć sytuację. Pośpiech nigdy nie był dobry, a ona miała zbyt wiele
do stracenia. To sprawiło, że chcąc nie chcąc zachowała stałe tempo, nie
reagując nawet wtedy, kiedy Aldero – tym razem już na głos – zaczął zapewniać
ją, że już może się wyprostować. Dla pewności odczołgała się jeszcze trochę,
ostatecznie ciężko przetaczając się na plecy, by móc wbić wzrok w ciemne
niebo. Oddychała ciężko i płytko, wciąż pod wpływem silnych emocji;
potrzebowała dłużej chwili, by w pełni przyjąć do wiadomości to, że już
była bezpieczna i że się udało, choć nawet wtedy czuła się tak, jakby w każdej
chwili jednak mogło wydarzyć się coś niedobrego.
– Claire?!
– Głos Setha doszedł do niej jakby z oddali, a przynajmniej takie
odniosła wrażenie. Wciąż jeszcze kręciło jej się w głowie, chociaż uczucie
to zaczynało powoli ustępować satysfakcji. – Wszystko w porządku? Co…?
– Nic… Nic
mi nie jest – wykrztusiła, wchodząc mu w słowo. Podparła się na rękach, po
czym spróbowała poderwać się na równe nogi. O dziwo, udało jej się
uchwycić równowagę już przy pierwszej próbie, co przyjęła z ulgą. – Już
jest okej. Dajcie mi chwilę, żebym mogła się rozejrzeć – dodała.
Poczuła się
o wiele pewniej, kiedy nikt nie zaprotestował, a ona mogła odsunąć
się od ogrodzenia. Wciąż była pod wpływem emocji, zwłaszcza tych najbardziej
negatywnych, ale te w krótkim czasie zeszły na dalszy plan. Okej, skup się. Jeśli chodzi o zasilanie…,
pomyślała, coraz bardziej rozgorączkowana. Musiała zadecydować, w którą
stronę powinna się udać, by mieć szansę wpuścić resztę. Co więcej czuła, że ma
bardzo mało czasu i że jedynie kwestią minut jest, aż reszta zacznie się
niecierpliwić. Zmartwienie wydawało się naturalne, a Claire wolała nie
zastanawiać się nad tym, co mogliby zrobić jej towarzysze, gdyby jednak doszli
do wniosku, że muszą wziąć sprawy w swoje ręce.
Mimo
wszystko trzymała się blisko ogrodzenia, kryjąc w cieniu i uważnie
wodząc wzrokiem na prawo i lewo. Z przyzwyczajenia zdecydowała się
pobiec na tył budynku, zakładając, że większość przełączników i zaworów,
które odpowiadały za wszelakie media, powinna znajdować się właśnie tam – w rzadziej
uczęszczanym, mniej widocznym miejscu. Wypatrywała jakiejkolwiek szopy albo
skrzyni, która miałaby szansę okazać się tą właściwą, chociaż sama nie miała
pewności, czego tak naprawdę powinna się spodziewać. Kiedy pomagała ojcu w laboratorium,
zdążyła przywyknąć do tego, że Rufus lubił działać nieszablonowo, co samo w sobie
bywało uciążliwe, chociaż dzięki temu zdążyła nauczyć się tego, że zawsze
należało być gotową na wszystko. Miała dziesiątki myśli na minutę, rozdarta
pomiędzy najróżniejszymi możliwościami – mniej i bardziej prawdopodobnymi,
zwłaszcza w miejscu, które zdecydowanie nie było zwykłym, skupionym na
pomocy uczestnikom projektu, ośrodkiem.
Rozwiązanie
okazało się dużo prostsze, aniżeli mogłaby przypuszczać. Jej uwagę natychmiast
przykuła niewielka, aczkolwiek wrzucająca się w oczy przybudówka. Bez
chwili wahania popędziła w jej stronę, mimo wszystko woląc poruszać się
ludzkim tempem, by nie ryzykować, że ktoś ją zauważy. Jeszcze na ułamek sekundy
przed tym, jak zacisnęła obie dłonie na klamce, zaczęła podejrzewać, że drzwi będą
zamknięte. Skrzywiła się, poirytowana oporem napotkała, ale prawie natychmiast
wzięła się w garść, aż nazbyt świadoma tego, że to naprawdę to żaden
problem. Gdyby zechciała, mogłaby je wyważyć albo wyrwać z futryny,
chociaż ten sposób mógłby się okazać zbyt problematyczny. Starała się nie
zwracać na siebie uwagę, a bezceremonialne niszczenie jakichkolwiek
zamkniętych drzwi, zdecydowanie nie byłoby w takim wypadku właściwym posunięciem.
Claire
przeczesała palcami włosy, żeby odgarnąć niesforne kosmyki. Przykucnęła, chcąc
lepiej widzieć zamek i w ten sposób ocenić, co mogłoby się okazać
przydatne, gdyby jednak zdecydowała się na wytrych. Podejrzewała, że jej kuzyni
byliby w szoku, widząc, że jak gdyby nigdy nic zaplanowała sobie włamanie w jakiekolwiek
miejsce, sala sama Claire nie uważała tego za coś wyjątkowego. Przy odrobinie
zdrowego rozsądku o odpowiedniej analizie faktów, potrafiła wymyślić naprawdę
wiele, zaś to, że przez większość czas wolała siedzieć i czytać kolejne
książki, wcale nie znaczyło, że…
Wszelakie
myśli uleciały z jej głowy w chwili, w której uszu dziewczyny
dobiegł dziwny, niepokojący dźwięk. Natychmiast zesztywniała, niespokojnie
oglądając się przez ramię i czując narastającą z każdą kolejną
sekundą panikę, zwłaszcza kiedy zauważyła zmierzający ku niej czarny kształt.
Ujadanie
psa – wielkiego i najwyraźniej zamierzającego ją zaatakować – przybrało na
głośności; mniej więcej w tamtej chwili Claire zaczęła krzyczeć, a potem
wszystko potoczyło się błyskawicznie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz