Jocelyne
Sama nie była pewna, czy
powinna się śmiać, czy może płakać. Początkowo nie wierzyła w to, ze
Dallas faktycznie zamierza zachowywać się jak dzieciak, jak gdyby nigdy nic
proponując jej grę w koszykówkę. Zmieniła zdanie dopiero kiedy chcąc nie
chcąc znalazła się wraz z nim na boisku, obserwując jak odbija piłkę –
całkiem wprawnie swoją drogą, co chyba znaczyło, że nie robił tego po raz
pierwszy. Wciąż nie miała pewności, jakich zasad powinna oczekiwać i co
takiego chłopak planował, dlatego obserwowała go biernie, nie reagując do
momentu, w którym nie zdecydował się zwrócić na nią uwagi.
– Panie
przodem – zaproponował, rzucając piłkę w jej stronę, tym razem z o
wiele większym wyczuciem niż na początku.
Zdołała ją
pochwycić, ale i tak nie od razu zareagowała, po prostu stojąc w bezruchu
i bezmyślnie wodząc wzrokiem to w stronę Dallasa, to znowu
zawieszonego kilka metrów nad ziemią kosza. Dopiero naglące spojrzenie chłopaka
dało jej do zrozumienia, że najpewniej oczekiwał tego, że spróbuje rzucić do
celu, więc ostatecznie spróbowała się dostosować. Wbiła wzrok w obręcz i –
raz po raz powtarzając sobie przy tym, że nie wolno jej wykorzystywać
charakterystycznych dla nieśmiertelnych zdolności – wyrzuciła obie ręce przed
siebie, na oślep ciskając piłką do kosza.
Usłyszała
głuchy dźwięk, który wydała z siebie kula przy spotkaniu z obręczą,
ostatecznie odbijając się od niej i z powrotem lądując na boisku.
Zauważyła, że Dallas wywrócił oczami, po czym pobiegł po symbol jej męki,
wracając do niej nie będąc w stanie powstrzymać się przed wygłupami. Miała
ochotę na niego warknąć, kiedy jak gdyby nigdy nic zaczął poruszać się
slalomem, dla lepszego efektu przerzucając piłkę z jednej ręki do drugiej
albo jakby od niechcenia kozłując nią za plecami. Nie była pewna, czy po prostu
chciał się popisać, to zresztą wydawało jej się najmniej istotne w sytuacji,
w której chciała z nim porozmawiać.
– Dallas! –
ponagliła.
Nie przejął
się w jakiś widoczny sposób, z wolna i jakby od niechcenia
podchodząc bliżej. Założyła ramiona na piersiach, próbując dać mu do
zrozumienia, że wcale nie była zadowolona z przebiegu spotkania, jednak i to
nie zrobiło na nim wrażenia.
– Daj,
pokażę ci – zaproponował, zamaszystym gestem wyciągając piłkę w jej
stronę. – To naprawdę nie jest takie trudne.
Otworzyła i zamknęła
usta, przez dłuższą chwilę mając wrażenie, że chłopak najzwyczajniej w świecie
sobie z niej żartował. W efekcie sama nie była pewna, co takiego
podkusiło ją do tego, żeby jednak przyjąć ofiarowany jej przedmiot i raz
jeszcze skoncentrować się na koszu. Wyczuła ruch za plecami, kiedy Dallas zajął
miejsce tuż za nią, po raz kolejny oszałamiając ją swoją bliskością, ciepłem i odruchami,
jakie wyzwalał w niej, kiedy w nieświadomy sposób zaczynał podsycać
odczuwane przez dziewczynę pragnienie.
Jego dłonie
znalazły się na jej własnych, czym skutecznie zaskoczył ją do tego stopnia, że
aż zamarła w bezruchu, mimowolnie poddając się wszystkiemu, co próbował
zrobić. Pozwoliła na to, żeby uniósł jej ręce, pomagając przyjąć odpowiednią
pozycję i unieś piłkę na wysokość, która musiała być odpowiednia. Nie
odezwała się nawet słowem również wtedy, kiedy – wciąż znajdując się
zdecydowanie zbyt blisko – ruchem dał jej do zrozumienia, kiedy i w jaki
sposób ma ponowić rzut. Podporządkowała mu się, ostatecznie posyłając piłkę
prosto do celu – gładko weszła w obręcz, by po chwili z charakterystycznym
już, głuchym uderzeniem wylądować na ziemi.
–
Skończyłeś już? – wymamrotała, przez dłuższą chwilę mając problem z zebraniem
myśli i wydobyciem z siebie głosu.
– Serio tak
bardzo ci się śpieszy? – westchnął, po czym odsunął się o krok. Wciąż czuła
się dziwnie oszołomiona, kiedy odwróciła się w jego stronę, obserwując jak
raz po raz przeczesuje włosy palcami. – Okej, niech będzie. Przecież obiecałem
ci, że porozmawiamy.
– Co tutaj
się dzieje? – zapytała wprost, nawet nie chcąc brać pod uwagę tego, że mógłby
jej nie odpowiedzieć.
– Więc
jednak ci się śpieszy… – Dallas zawahał się na moment. – Wyhamuj trochę, co
księżniczko? Ściany mają uszy.
– O tak,
to już słyszałam. Ja chcę wiedzieć, co takiego… – zaczęła, jednak w ostatniej
chwili wzięła się w garść. Mogła być na niego zła, ale to nie zmieniało
faktu, że musiała zachować ostrożność. Dla pewności rozejrzała się dookoła, raz
jeszcze wyostrzając zmysły w nadziei na to, że uda jej się stwierdzić, czy
wszystko było w porządku, jednak nawet mimo świadomości tego, że byli
sami, wcale nie poczuła się pewniej. – Powiedziałeś, że mam przyjść tutaj. Nic
już nie rozumiem, a chyba to mnie dotyczy, prawda?
– Jak i wszystkich
innych – wymamrotał w roztargnieniu. – Chyba nie uwierzyłaś w tę
bajeczkę o badaniach nad bezsennością, nie? Tu znowu wracamy do Collina i…
– I do
ciebie – podpowiedziała mu usłużnie.
Drgnął, ale
– co nie uszło jej uwadze – nawet nie zaprotestował.
– Tak… W zasadzie
tak – przyznał, lekko mrużąc oczy. – Nie zapomniałaś tego, co powiedziałem ci w biurze.
– Martwi
cię to? – zapytała, chociaż zdecydowanie nie było jej z tego powodu jakoś
szczególnie przykro.
Dallas
puścił jej uwagę mimo uszu, po czym bez chwili wahania zrobił zdecydowany krok w przód.
Omal się nie wywróciła, kiedy niejako znalazła się w jego ramionach.
– To w zasadzie
nie jest tajemnicą, przynajmniej oficjalnie, ale każdy z nas tutaj coś
potrafi. Collin to mały piroman, no a ja… Pamiętasz, że tak nagle wywaliło
prąd? – zapytał, a zaintrygowana Jocelyne wymownie uniosła brwi ku górze.
– To ja – oznajmił wprost. – Myśl sobie, co tylko zechcesz, ale to moja robota.
Jakbyś zajrzała mi w kartę, znalazłabyś, że kontroluję prąd… To dlatego
nie przejmowałem się kamerami: na nagraniach jest tylko szum.
– Ty… Co
takiego?
Chłopak
potrząsnął z niedowierzaniem głową, jakby to, co właśnie jej mówił,
kosztowało go mnóstwo energii. Zanim zdążyła zastanowić się nad tym, co
próbował jej wytłumaczyć, stanowczym ruchem skinął w stronę z jednej
stojących na zewnątrz, przez wzgląd na wczesną porę wciąż zgaszonych latarni.
Do czasu.
Nie musiała pytać, a tym bardziej komentować tego, że lampa nagle
zaświeciła jasnym blaskiem, po czy… żarówka najzwyczajniej w świecie
eksplodowała. Aż wzdrygnęła się, bezwiednie przesuwając bliżej Dallasa, przez
co jeszcze mocniej wtuliła się w jego bok. Jej oczy rozszerzyły się
nieznacznie, zaraz też spróbowała się zreflektować i odsunąć, jednak w zdenerwowaniu
to okazało się o wiele trudniejsze, aniżeli mogłaby przypuszczać. Ciało
raz po raz odmawiało jej posłuszeństwa, serce waliło jak oszalałe, a umysł
wciąż odmawiał interpretacji bodźców, które odbierały jej wyostrzone zmysły. W efekcie
czuła się niewiele pewniej niż w sytuacji, w której poznała wyjątkowe
zdolności Collina.
Dallas
chwycił ją za ramię, być może bojąc się tego, że mogłaby upaść, a może raczej
perspektywy jej ucieczki. Mogła tylko zgadywać, co takiego chodziło mu po
głowie, tym bardziej, że twarz chłopaka nie wyrażała żadnych konkretnych
emocji. Wpatrywał się w nią, obejmował i wydawał się intensywnie nad
czymś myśleć. Przez cały ten czas nie odrywał wzroku od jej twarzy, najpewniej
czekając na kolejne pytanie albo jakąkolwiek sensowną reakcję z jej
strony. Cóż, wyjątkowe zdolności nie powinny były robić na niej wrażenia,
przynajmniej w teorii, jednak nawet ktoś, kto na co dzień obracał się wokół
nieśmiertelnych, mógł czuć się zszokowany perspektywą objawienia się takich umiejętności u człowieka.
– Joce? –
usłyszała, więc chcąc nie chcąc uniosła głowę i spróbowała skoncentrować
na swoim rozmówcy wzrok. – Wszystko gra?
Pokręciła
głową.
– Tak mi
się wydaje – powiedziała, chociaż to nie zabrzmiało nawet w połowie tak
pewnie, jak mogłaby tego oczekiwać. – To po prostu… Ale Jeremi albo Vicki?
– To
bardziej złożone, przynajmniej u niej. Vicki czasami trochę odwala, ale to
chyba zauważyłaś… Wyczuwa różne rzeczy – dodał, a ją jak na zawołani
przeszły ciarki. – Z Jeremim jest tak samo…
– Też coś…
wyczuwa?
Tym razem
Dallas spojrzał na nią w bardziej świadomy sposób, ostatecznie energicznie
potrząsając głową.
– Nie.
Miałem na myśli, że to złożone – poprawił się pośpiesznie. – Chodzi o to,
że o Jeremim tak naprawdę nic nie wiadomo. Oni sami chyba nie wiedzą –
przyznał, a Jocelyne momentalnie zorientowała się, kogo musiał mieć na
myśli.
Zamknęła
oczy, licząc na to, że w ten sposób uda jej się łatwiej uspokoić i choć
po części uporządkować sobie w głowie to, czego się dowiedziała. Niczego
już nie była pewna, a Dallas wcale nie pomagał jej z tym, że
naprzemiennie kluczył, by po chwili zaserwować jej jakąś rewelację. Jakby tego
było mało, nagle uświadomiła sobie, że wciąż stała wystarczająco blisko, żeby
chłopak mógł ją obejmować; czuła ciepło jego ciała, a także coś ponad to –
rodzaj napięcia, który sprawiał, że włoski na ramionach i karku stawały
jej dęba, dokładnie tak, jak… Cóż, w przypadku nasyconego wyładowaniami elektrycznymi
powietrza.
Nie
rozumiała, jakim cudem wcześniej niczego nie zauważyła Podejrzewała, że
Dallasowi zwykle towarzyszyła taka niezwykła aura, wzbudzająca zarazem
niepokój, jak i narastającą z każdą kolejną sekundą fascynację. Serce
biło jej jak szalone, a gardło wciąż piekło, jednak była w stanie odsunąć
pragnienie gdzieś na dalszy plan, nadając mu mało istotną, pozbawioną większego
znaczenia rolę. Była głodna i przestraszona, jednak nie na tyle, by uznała
za obiad Dallasa albo któregokolwiek z mieszkańców ośrodka. W zasadzie
wcale nie była pewna tego, czy byłaby w stanie przełknąć cokolwiek, co
wydało jej się dość paradoksalne w takiej sytuacji.
Milczenie
przeciągało się w nieskończoność, jednak nawet nie była tego świadoma. W głowie
miała pustkę, zresztą wciąż miała wrażenie, że Dallas mówił do niej w jakimś
innym, obcym języku, którego nie rozumiała. Chciała to zrozumieć, zaakceptować i przewidzieć
do czego w takim razie prowadził Projekt
Beta, ale…
– A ty?
– Koleje pytanie Dallasa skutecznie wytrąciło ją z równowagi. Z miejsca
spięła się, po czym poderwała głowę, spoglądają wprost w parę lśniących,
zielonych oczu. Chłopak nie odrywał od niej wzroku, a ona nie miała
pojęcia dlaczego. – Co wyczytałaś w swoich aktach?
Poczuła, że
coś ściska ją w gardle, a całe ciało napina się jeszcze bardziej.
Mimowolnie zaczęła drżeć zaniepokojona samą tylko perspektywą rozmawiania o czymś
tak wrażliwym i zarazem dla niej niebezpiecznym. Czuła, że po tym, jak sam
wyjawił jej to, co dotyczyło jego zdolności, nie zamierzał tak po prostu
odpuścić i że niejako była zobligowana do tego, żeby z nim
porozmawiać, ale…
– Nie wiem
– przyznała. Dallas spojrzał na nią z niedowierzaniem, wyraźnie nie
zamierzając jej uwierzyć. –
– Nie
przeczytałaś? Przecież pytałem, czy…– zaczął, jednak zdecydowała się na to,
żeby mu przerwać:
–
Przeczytałam, ale nie rozumiem tego, co napisali – wyjaśniła. Musiała urwać,
kiedy coś ścisnęło ją w gardle, tym samym sprawiając, że głos w wyraźny
sposób zaczął jej się łamać. – Co oznacza „nekromancja”…?
Sądziła, że
Dallas rzuci jakiś złośliwy komentarz albo zaśmieje się i oznajmi, że na
językach obcych, to on się nie zna, jednak nic podobnego nie miało miejsca. W zamian
chłopak zesztywniał, po czym spojrzał na nią oczami wielkimi jak spodki, przez
dłuższą chwilę będąc w stanie tylko i wyłącznie się jej przypatrywać.
– Że… jak?
– powtórzył i wydał jej się równie zafascynowany, co i na swój sposób
zaniepokojony. – Powtórz to, co powiedziałaś… Napisali ci, że jesteś
nekromantką?
– A co
to ma do…?
Nie
pozwolił jej skończyć:
– W jaki
sposób się tutaj znalazłaś? – zapytał bez chwili wahania, nieoczekiwanie
decydując się zmienić temat. – No wiesz, musiało się zdarzyć coś, co
zadecydowało o tym, że przyjechałaś tutaj, zamiast siedzieć w domu.
Mnie na przykład rodzice wysłali tutaj po tym, jak omal nie doprowadziłem do
pożaru domu… Tak, instalacja. Tak, nie wiedziałem, co takiego robię, bo to
czasami mi się wymyka i kończy tak, a wtedy akurat się pokłóciliśmy.
– Dallas wymownie spojrzał na kawałki rozbitej żarówki. – Zresztą nieważne.
Rozumiesz o co mi chodzi?
Rozumiała,
chociaż w żaden sposób nie potrafiła stwierdzić, jakim cudem wciąż
nadążała za jego tłumaczeniami. W pierwszym momencie zawahała się,
niepewna tego, czy powinna mu cokolwiek mówić, jednak prawie natychmiast doszła
do wniosku, że jest jej wszystko jedno. Nie miała nic do stracenia, zresztą na
sensowne odpowiedzi czekała zdecydowanie zbyt długo, żeby teraz dodatkowo
zwlekać.
– To się
zaczęło, kiedy byłam oglądać z mamą dom… Wiesz, przeprowadzamy się –
wyjaśniła lakonicznie. Dallas nie znał ani Gabriela, ani Renesmee, więc nie
widziała powodu, dla którego miałaby kłamać na temat relacji z nimi. –
Jeszcze zanim tam weszliśmy, zaczęłam czuć się dziwnie. Po prostu siedziałam w aucie,
patrzyłam się na ten budynek i czułam, że jeśli tam wejdę… Ale weszłam –
podjęła, bezskutecznie próbując zapanować nad dreszczem, który jak na zawołanie
wstrząsnął całym jej ciałem. – Na początku nic się nie działo, a przynajmniej
tak mi się wydawało. Później mama i kobieta, która nas oprowadzała, poszły
na górę. Wolałam zostać na parterze, bo wciąż czułam się źle, a tam
przynajmniej miałam blisko do drzwi wejściowych i świeżego powietrza.
Zostałam na dole – powtórzyła, powoli zaczynając się plątać – ale…
Coś
ścisnęło ją w gardle, skutecznie utrudniając jej wykrztuszenie z siebie
chociaż słowa więcej. Wzięła kilka głębszych wdechów, próbując nad sobą
zapanować i jakkolwiek doprowadzić się do porządku, jednak to okazało się o wiele
trudniejsze, niż mogłaby oczekiwać. Wspomnienie emocji oraz tego, czego
doświadczyła w tamtym budynku, momentalnie wróciły, chociaż przez cały ten
czas na tyle różnych sposobów próbowała się od nich odciąć.
Weź się w garść, Jocelyne!,
warknęła na siebie w duchu, jednak i to okazało się niewystarczającą
motywacją. Wciąż czułą się dziwnie, z każdą kolejną sekundą czując się
coraz pewniej i nie wycofując się tylko i wyłącznie przez wzgląd na wciąż
stojącego przy niej Dallasa.
– Wtedy
zobaczyłam go po raz pierwszy… A potem zaczęłam krzyczeć, bo nigdy nie
widziałam czegoś takiego. Uznasz mnie za wariatkę, Dallas, ale on naprawdę tam
był, chociaż nie miał prawa. Jak mógłby, skoro on wcale nie… – Urwała, w zamian
jedynie bezradnie potrząsając w głowie. Spróbowała wziąć kilka głębszych
wdechów, jednak nie uzyskała niczego, prócz tego, że prawie się zakrztusiła. –
Nie powiedziałam nikomu, czego tak naprawdę się wystraszyłam. Myślałam, że
skoro już tam nie wrócimy… Ale on przyszedł za mną do szkoły i znowu
spanikowałam. Wszyscy myśleli, że tamtego dnia chciałam skoczyć z dnia,
ale to nieprawda. Mój brat mnie stamtąd zabrać, ale ja i tak go widziałam…
tamtego faceta, który…
– Który co?
– ponaglił ją łagodnie Dallas. Jego ton się zmienił, a głos zabrzmiał
znacznie łagodniej, czego zdecydowanie by się po tym chłopaku nie spodziewała.
– Miał ślad
po kuli w głowie… Ślad po kuli! – nie wytrzymała. – Nie wiem, może się nie
znam, ale po czymś takim nie da się tak po prostu chodzić i żądać pomocy! A jednak
on stał obok mnie, powtarzał moje imię i…
Tym razem
zamilkła, wszystko zresztą wskazywało na to, że Dallas nie oczekiwał dalszych
wyjaśnień. Zaskoczył Jocelyne tym, że tak po prostu zdecydował się otoczyć ją
ramionami, pozwalając żeby wtuliła się w niego, szukając utraconego
spokoju. W teorii mogła wspomnieć również o Rosie, bo ta historia
byłaby o wiele łatwiejsza do opowiedzenia, jednak nie była w stanie
się do tego zmusić. Już i tak wyjawiła mu dość, wracając do czegoś, co
zdecydowanie nie należało do tych szczęśliwych wspomnień – i to
najdelikatniej rzecz ujmując. Miała dość i to na długo, niezależnie od
wszystkiego nie zamierzając odpowiadać na jakiekolwiek dodatkowe pytania.
Z tym, że
Dallas ich nie zadał, po prostu milcząc i dając jej okazję do tego, żeby
choć po części spróbowała nad sobą zapanować. Wydawał się nad czymś intensywnie
myśleć, a kiedy spojrzała na niego pytająco i przekonał się o tym,
że zapanowała nad sobą na tyle, żeby nie być już bliską płaczu, zdecydowanym
ruchem odsunął ją na długość wyciągniętych ramion, po czym bez jakiegokolwiek
ostrzeżenia zacisnął palce na jej nadgarstku.
– Pamiętasz
adres tego domu? – zapytał wprost. Zaskoczył ją do tego stopnia, że aż
spojrzała na niego z niedowierzaniem, ostatecznie twierdząco kiwając
głową. Na więcej nie było jej stać, Dallas zresztą tego nie oczekiwał. – W takim
razie mam pomysł… Chodź, chcę coś sprawdzić – zadecydował, zdecydowanym ruchem
ciągnąc ją w stronę ośrodka.
Nie
zaprotestowała, poniekąd zbytnio oszołomiona, by zdobyć się na jakąkolwiek
reakcję. Wraz z chłopakiem wróciła do budynku, świadoma tylko i wyłącznie
tego, że w znacznym stopniu opóźniała marsz, raz po raz potykając się albo
po prostu nie będąc w stanie wykrzesać z siebie dość energii, by
poruszać się wystarczająco szybko. Dallas nie skomentował tego nawet słowem,
jak gdyby nigdy nic prowadząc ją do części sypialnianej. Dopiero kiedy znalazła
się w obcym sobie pokoju, uprzytomniła sobie, że zabrał ją do siebie,
jednak i to nie zrobiło na niej wrażenia. Bezmyślnie wodziła wzrokiem
dookoła, podczas gdy jej towarzysz rozsiadł się na łóżku, w pełni
skoncentrowany na telefonie komórkowy.
Dallas
odblokował komórkę, w pośpiechu wcisnął coś na wyświetlaczu, po czym
spojrzał na nią wyczekująco. Nie od razu zrozumiała, że czegokolwiek od niej
oczekiwał, przez dłuższą chwilę bezmyślnie przypatrując się jego poczynaniom i oczekując…
Cóż, w zasadzie sama nie była pewna czego.
– Podaj mi
adres tego domu, okej? Sprawdzimy go – wyjaśnił cierpliwie.
Zaskoczona,
przesunęła się bliżej, by móc zobaczyć, że jego celem przez cały czas była
możliwość skorzystania Internetu. Odpalił przeglądarkę i czekał, jak gdyby
nigdy nic licząc na to, że wszelakie odpowiedzi znajdzie przy pomocy
odpowiednich stron.
– To
bezpieczne? – zapytała z powątpiewaniem. Do tej pory kryła się ze swoim
telefonem, korzystając z niego rzadko i zawsze w samotności, nie
chcąc ryzykować tego, że jednak ktoś zdecyduje się go jej zabrać. – Sam
mówiłeś, że musimy być ostrożni.
– Bo tak
jest. Nie martw się, wiem, co robię – zapewnił, a na jego ustach z miejsca
pojawił się uśmiech. – Gdybym korzystał z sieci dla nas, wtedy mógłby być
problem, bo wiem, że kontrolują wszystkie wiadomości, które wysyłamy. Ale ich
prywatnego łącza nie sprawdza nikt – oznajmił z dumą, a ona spojrzała
na niego z niedowierzaniem.
– Chcę
wiedzieć, skąd ty masz dostęp do ich łącza? Cokolwiek to znaczy…
Dallas
wywrócił oczami.
– To jest
twój największy problem? Po prostu mam swoje sposoby – oznajmił z przekonaniem,
bynajmniej nie wydając się z tego powodu przygnębionym. – Dasz mi ten
adres czy nie?
Wzruszyła
ramionami, dochodząc do wniosku, że właściwie nie ma nic do stracenia. Wciąż
czuła się oszołomiona wspomnieniami i samym kierunkiem, który przybrała
rozmowa, ale udawało jej się o tym nie myśleć. Co więcej, była coraz
bardziej ciekawa tego, co zamierzał znaleźć Dallas, więc ostatecznie uległa mu,
bez chwili wahania recytując adres i z uwagą wpatrując, jak chłopka w pośpiechu
wprowadza go do telefonu.
Początkowo
nic się nie działo, a przynajmniej ona nie była w stanie skupić się
na niczym, co działo się wokół niej. Po prostu wpatrywała się w przestrzeń,
skupiając się na oddychaniu i cierpliwie czekając na jakąkolwiek reakcję
ze strony swojego towarzysza. Wciąż była pod wpływem emocji, a jakby tego
było mało, zaczynała być coraz bardziej niespokojna i…
A potem
chłopakowi wyrwał się zduszony okrzyk, przez co omal nie spadła z łóżka na
którym oboje siedzieli.
– Jocelyne…
Joce, spójrz na to.
Poderwała
głowę, po czym w pośpiechu nachyliła się w jego stronę.
Jeszcze
zanim spojrzała na wyświetlacz komórki, czuła, że dzieje się coś bardzo
dziwnego.
Hej
OdpowiedzUsuńNawet nie pamiętam na czym skończyłam komentować. Więc wspomnę o najważniejszych kwestiach.
Biedny Aldero- w takich niesprzyjających okolicznościach musiał powiedzieć Elenie o swoich uczuciach. Przy kimś kogo nienawidzi, a kto odebrał mu jego miłość. Cóż...musi się chłopak pogodzić z tym i znaleźć kogoś innego:D Równie uroczego i uprzejmego jak Cullenówna:P
Rufus musi być w szoku. Nie dość, że jego mała dziewczynka przełamała się i spotyka z chłopakiem zmieniającym się w wilka to jeszcze został zaatakowany przez człowieka:D I to kołkiem:D Oj coś nie ma dnia ten Rufus:D
No i Jocelynn i Dallas. Ciekawa jestem co on znajdzie w internecie o tym adresie. Trochę jestem zdziwiona, że powiedziała mu co widziała, ale chyba czasem lepiej powiedzieć komuś "równie normalnemu" co i my sami:)
Nie będę się rozpisywać o opisach itd, chociaż troszkę przedłużałaś z opisem perspektywy Liz kiedy tą zaszedł Rufus, ale to jest drobny szczegół:)
Czekam na ciąg dalszy
Weny kochana
Guśka