2 maja 2014

Sto dziesięć

Alessia
Patrząc na to wstecz, Alessia pomyślała, że kłopoty były do przewidzenia. Nie chodziło już nawet o to, że w ostatnim czasie wszystko szło nie tak, nawet jeśli wraz z Arielem starali się udawać, że jest w porządku. Teoretycznie było, przynajmniej tak długo, jak nie myśleli o osobach trzecich, które niepotrzebnie wszystko komplikowały. Kiedy koncentrowali się na sobie wtedy naprawdę było dobrze.
A przynajmniej bywało, póki nie działo się coś, co w brutalny sposób zakłócało kruchą równowagę, którą udało im się stworzyć. Alessia znała kilka dobrych powodów, żeby się niepokoić, a jednym z nich była ni mniej, ni więcej, ale Grace. Blondynka zaczęła pojawiać się w jej otoczeniu zdecydowanie zbyt często, poza tym za każdym razem kręciła się wokół Damiena, a to zdecydowanie było podejrzane. Próbowała o tym rozmawiać z bratem, ale bez trudu zbył ją, chłodno przypominając, że chyba ma prawo do podejmowania własnych decyzji – dokładnie tak samo jak ona. Zabolało, musiała to przyznać, zwłaszcza, że zdawała sobie sprawę z tego, iż Damien miał rację. Oboje byli dorośli i mieli wolną wolą; co więcej, ona dodatkowo miała przed wszystkimi tajemnicę, więc tym bardziej nie mogła wymagać, żeby wszyscy postępowali w sposób, który wydawał jej się właściwy.
Ale to była Grace – ta sama, której nie znosili od pierwszego momentu, kiedy zorientowali się jak bardzo płytka i irytująca potrafi być. To była obustronna niechęć, doprawiona odrobiną zawiści, zwłaszcza kiedy się okazało, że Damien jest jedynym facetem, którego Grace nie udało się okręcić sobie wokół palca, chociaż tego chciała. Aldero i Cameron to była inna sprawa, bo ich nigdy nie lubiła (nie odkąd Al mniej lub bardziej przypadkowo naraził jej się, kiedy jeszcze na pierwszym roku w Akademii miał to szczęście, żeby wepchnąć Grace w kałużę; jeszcze jako dzieciak miała słabość do swojego wyglądu, a takie upokorzenie zaliczało się do tych z gatunku absolutnie niewybaczalnych), jednak do brata Alessi dziewczyna zawsze miała słabość, zwłaszcza odkąd stało się jasne, że wyjątkowy pod każdym względem uzdrowiciel będzie stanowił wyzwanie. Ali tym bardziej nie rozumiała, dlaczego chłopak nagle zdecydował się wplątać w coś takiego, a fakt, że nawet nie miała pojęcia, czy Damien jest w Grace w związku, wszystko dodatkowo komplikował.
Oddalali się. Czuła to, chociaż żadne z nich otwarcie tego nie powiedziała. W pełni pojęła to dopiero kilka dni po ataku Yves’a, kiedy uprzytomniła sobie, że właśnie minął pierwotny termin, który zawsze brali z Damienem pod uwagę, żeby zorganizować ceremonię, która ostatecznie miała ich powiązać, oczywiście jako rodzeństwo. Jeszcze kilka tygodni wcześniej stworzenie więzi wydawało jej się priorytetem – czekała na to ze zniecierpliwieniem przez kilka ostatnich lat, od dawna na pamięć znając treść przysięgi, którą mieli sobie nawzajem złoży. Gdyby wszystko było normalne, już od przeszło tygodnia biegałaby, organizując wszystko i doprowadzając Damiena do szału ciągłymi pytaniami o to, czy oby na pewno wie, co mają zrobić. Jeszcze kilka tygodni wcześniej świat wydawał się inny i bardziej przyziemny, ale teraz…
Teraz był Ariel i wszystko inne samo z siebie przestało mieć znaczenie. Czuła się tak, jakby od normalnego świata oddzielała ją gruba, przeszklona bariera, która opadała jedynie wtedy, kiedy przebywała z Arielem, jakby jedynie te chwile razem miały jakiekolwiek znaczenie. Wspólna tajemnica pochłaniała ją coraz bardziej, zwiększając dystans między bratem, ale również bliskimi, chociaż w przypadku rodziców czy Cullenów dystans ten nie był aż tak wyrazisty. Wszyscy byli przygnębieni tym, co spotkało Laylę, więc Ali tym łatwiej przychodziło wymykania się na spotkania z Arielem – wszyscy po prostu sądzili, że na swój sposób przeżywa to, co spotkało ciotkę. Swoją drogą, skoro teraz wszystko kręciło się wokół prób nie doprowadzenia do tego, żeby dziewczyna całkiem się załamała, nikt tak naprawdę nie zwracał uwagi na skłonność do przebywania w samotności, którą zaczęła okazywać Alessia… No, może wyjątkiem był Damien, ale ten najwyraźniej nie zamierzał tematu poruszać, w zamian woląc koncentrować się na Grace. Czasami czuła się z tym źle, ale wszelakie wyrzuty sumienia znikały, kiedy przebywała przy Arielu.
Wszystko było w porządku, ale ukrywanie się stawało się na dłuższą metę męczące. Raz po raz przyłapywała się na tym, że chciałaby komuś o wszystkim powiedzieć, ale to nie było takie proste, a na dodatek wydawało się ryzykowne. Najbardziej chciała porozmawiać z mamą, ale jak niby miała to zrobić, skoro istniało zbyt wielkie ryzyko tego, że dowie się Damien, a później… No dobrze, może nie tak bardzo chodziło o Damiena, ale raczej o tatę. Gabriel nie byłby zachwycony, że jego ukochana mała księżniczka związała się z chłopakiem i to na dodatek takim, który był wilkołakiem – a na domiar złego synem Yves’a. Gdyby już zaczęła mówić, chciałaby wyrzucić z siebie wszystko, łącznie z komplikacjami oraz atakiem ojca Ariela, a to zdecydowanie byłoby ponad możliwości akceptacji jej bliskich. Ostatnim, czego chciała, było to, żeby któreś z jej bliskich posunęło się do próby wyrównania rachunków – wojna z wilkołakami była zbędna, a przynajmniej ona jej nie chciała.
W takim razie wyjście było tylko jedno, chociaż i względem tej możliwości miała mnóstwo wątpliwości. Cholernie dużo, ale…
– Poważnie? – Hayley stanęła w progu drzwi wejściowych mieszkania swojego i Quinna. Jej sięgające ramion, postrzępione włosy, przypominały szalejące płomienie, co w połączeniu z jej srogą miną wydawało się dziwnie stosowne. Ciężko było powiedzieć, co takiego sobie myślała, ale jedno wydawało się oczywiste: Hayley była zła. – Cholera, dziewczyno, jaja sobie ze mnie robisz?
– W zasadzie… – zaczęła i zawahała się. Nie do końca była pewna, jak powinna słowa przyjaciółki rozumieć. – Ech, mogę wejść?
Hayley lekko przekrzywiła głowę. Lekko zmrużyła oczy, teraz przypominając trochę rozjuszoną kotkę albo polującą panterę. Cóż, jak na nią, takie zachowanie było zdecydowanie niepokojące.
– Czy możesz wejść? – powtórzyła i zabrzmiało to niemal jak prychnięcie. Tak, zdecydowanie kotka. Równie koci wydawał się sposób, w jaki gwałtownie odwróciła się na pięcie, spoglądając w głąb domu. – Ej, gołąbeczki, przerwać mi natychmiast to, co w tej chwili robicie! Przysięgam, że jeśli zastaniemy was na stole… – Zacisnęła usta i wzdrygnęła się demonstracyjnie. Alessia omal się nie uśmiechnęła, ale powstrzymała się, bo chłodne spojrzenie Hayley znowu wylądowało na niej. – Wchodzić czy pytałaś tak dla zasady?
– Hayley…
– Wiem. Pewnie miałaś cholernie dobry powód, żeby olewać nas przez kilka ostatnich tygodni – przerwała jej, dobrze odczytując intencje Alessi. – Swoją drogą, masz dużo szczęścia, że nie jestem taką suką na jaką wyglądam. No cóż, przynajmniej nie bywam mściwa. – Hayley uśmiechnęła się w nieco rozgoryczony sposób. – Poważnie. Czy zdajesz sobie sprawę z tego, ile razy próbowaliśmy się z tobą spotkać? Damien za każdym razem mówił, że jesteś zajęta… Zbyt zajęta, żeby zobaczyć się ze swoimi przyjaciółmi. Już nie wiedzieliśmy, czy powinniśmy się martwić, czy może… No wiesz.
Nie tyle wiedziała, co przynajmniej podejrzewała, jak to musiało wyglądać z perspektywy Hayley, Zoe i Quinna. Wcześniej nawet nie myślała o tym, że w ogóle przestała ich widywać. Damien co prawda kilka razy wspominał o tym, że próbowali się z nią kontaktować, ale za każdym razem ignorowała jego słowa, obiecując sobie, że odezwie się wkrótce i za każdym razem znajdując dobry powód, żeby odłożyć to na następny dzień. A później na następny i jeszcze następny, tak w nieskończoność…
Co ona, do diabła, zrobiła? Kiedy w końcu zobaczyła Hayley – jej kochaną, rozsądną i złośliwą Hayley – poczuła tak wielką tęsknotę, że chyba jedynie cudem nie pokusiła się o zarzucenie dziewczynie obu rąk na szyję i mocnego jej uściskania. Równie mocno tęskniła za Zoe i trochę nawet za Quinnem, a to już o czymś świadczyło. Nie rozumiała, jak to się stało, że w ogóle zdecydowała się odsunąć ich od siebie. Cóż, na pewno nie zrobiła tego specjalnie. Postąpiła tak zupełnie nieświadomie, po prostu koncentrując się na czymś innym. Nie próbowała się usprawiedliwiać, bo już dawno powinna się zorientować, że popełnia błąd – chociażby wtedy, gdy Damien wyśmiał ją, zaskoczony tym, że mogłaby nie zdawać sobie sprawy z tego, jak sprawy się mają między Zoe i Quinnem. Jako przyjaciółka i na dodatek dziewczyna, powinna była dowiedzieć się na samym początku – w końcu to była damska rzecz, a Zoe nigdy nie potrafiła utrzymać tajemnicy, zwłaszcza takiej – a jednak nawet nie zainteresowała się tym, czy wszystko było w porządku.
Teraz sama nie była pewna, czego tak naprawdę chciała. Przemierzając znajomy, malutki przedpokoik, poczuła się trochę tak, jakby wróciła do domu, a ostatnie tygodnie nie miały miejsca. Mieszkanie Hayley i Quinna stanowiło część jej codzienności odkąd tylko sięgała pamięcią. Czuła się tutaj swobodniej, nawet bardziej lekko niż w niewielkim pokoiku w innej części miasta, gdzie lubił zaszyć się Ariel. To miejsce było inne, takie swojskie i teraz nie potrafiła oswoić się z myślą, że nie była tutaj od tygodni, tak jak i od wielu dni nie widziała Hayley.
– No, no… – Quinn wystawił głowę z salonu, znacząco unosząc brwi ku górze na widok Alessi. Nic więcej nie powiedział, a przynajmniej Ali tego nie zarejestrowała, zbyt oszołomiona jego obecnością. Jednak ściął włosy, najprawdopodobniej z pomocą Zoe, chociaż po tej dwójce nigdy nie było wiadomo, czego się spodziewać. – Cześć.
– Hej. – Zamrugała, wyrwana z zamyślenia. – Co ci się stało? – palnęła pod wpływem impulsu, nawet się nad tym nie zastanawiając.
– Co masz na myśli? – zapytał i wyszczerzył się w uśmiechu. – Chodzi ci o to, że jestem jeszcze bardziej olśniewający niż zapamiętałaś, czy może podobnie jak Zoe uważasz, że w końcu wyglądam jak facet?
– Oczywiście, że mówię o twojej skromności – mruknęła, a on się zaśmiał i to wydało się właściwe, tak bardzo na miejscu… Jakby nic się nie zmieniło.
Bo może się nie zmieniło, a przynajmniej miała taką nadzieję.
– Czy ja słyszę Ali? – usłyszała melodyjny, śpiewny głos Zoe.
Nie zdążyła nawet nabrać dość powietrza, żeby móc odpowiedzieć, kiedy blondynka przemknęła przez przedpokój, nagle wpadając jej w ramiona. Była drobna, energiczna i równie niezwykła jak zawsze, chociaż nigdy dotąd Alessia nie widziała jej aż tak rozentuzjazmowanej. Błękitne oczy dosłownie przeszywały ją na wskroś, zaś promienny uśmiech miał w sobie coś, co bezlitośnie wprawiało Alessię w jeszcze większe poczucie winy.
Machinalnie objęła Zoe, starając się głęboko oddychać i nie okazywać, że jest jakkolwiek poruszona tym, co właśnie się działo. Chciała zachowywać się normalnie, nawet jeśli i to wydawało się nieodpowiednie po tym, jak po tych wszystkich dniach tak po prostu zdecydowała się do nich odezwać. Wystarczyło zaledwie kilka minut, żeby całą sobą zatęskniła za przebywaniem w towarzystwie całej trójki, wciąż mając poczucie, że mimo wszystko do nich przynależy. Naprawdę chciała, żeby tak było.
– Ali, dlaczego ty nam to zrobiłaś? – zapytała Zoe, niechętnie odsuwając się na odległość wystarczającą, żeby dla odmiany to Quinn mógł otoczyć ją ramieniem. Drobna i filigranowa, śmiesznie wyglądała u boku o głowę wyższego od niej chłopaka. – Myśleliśmy… Nie, zaraz! Lepiej powiedz, co takiego ty sobie myślałaś!
– Och, Zoe, to przecież proste – wtrąciła Hayley. – Ona nie myślała. Czyż nie?
Cóż, raczej nie mogła mieć do nich pretensji. Swoją drogą, stwierdzenie Hayley wcale nie było znów tak dalekie od prawdy.
– Ja… – zaczęła, po czym wzruszyła ramionami, dochodząc do wniosku, że szukanie usprawiedliwienia albo udawanie, że wszystko jest w porządku nie ma sensu. – Przepraszam.
– Słucham? – Hayley przyłożyła dłoń do ucha. – Głośniej i wyraźniej. Swoją drogą, chyba kaktus powinien mi zacząć rosnąć na dłoni. Alessia Licavoli tutaj jest i sama z siebie przeprasza!
– Och, daj spokój, Hayley. – Zoe wydęła usta. – Ali na pewno miała bardzo dobry powód, żeby… Prawda, że miałaś, Ali?
Alessia rzuciła jej wdzięczne spojrzenie, chociaż jednocześnie nie miała pojęcia, co takiego powinna teraz powiedzieć. Owszem, Ariel był więcej niż tylko dobrym powodem, ale wątpiła, żeby tak było z perspektywy jej przyjaciół. W zasadzie nadal nie miała pojęcia, co takiego powinna im powiedzieć, a przynajmniej ile i w jaki sposób, jednak już nie było czasu na to, żeby się wycofywać. Musieli porozmawiać i była tego świadoma zwłaszcza teraz, kiedy w niemal bolesny sposób przypomniała sobie, co takiego mogła stracić.
Nerwowo przestąpiła z nogi na nogę, wciąż milcząc niczym zaklęta. Uśmiech Zoe nieco przygasł, kiedy spojrzała na nią w tak błagalny sposób, że to było niemal trudne do zniesienia. Jeśli istniała bardziej niewinna i słodka istota od Zoe, Alessia nie potrafiła jej sobie wyobrazić i może tak było lepiej. Sama Zoe wystarczyła, żeby wprawić ją w zakłopotanie, jakby samo przyjście tutaj nie stanowiło wystarczającego wyzwania.
– Ali? – ponagliła blondynka, wspierając obie dłonie na biodrach.
Alessia westchnęła.
– Chyba jestem wam winna wyjaśnienia, co nie? – dała za wygraną. Jakimś cudem udało jej się wysilić na blady uśmiech.
– Co ty nie powiesz? – Quinn chyba nie zdawał sobie sprawy z tego, że momentami był wręcz łudząco podobny do siostry. – Wiesz, byłem skłonny ci wybaczyć i bez tego, ale skoro tak bardzo nalegasz…
– Dzięki, Quinn. Od razu mi lepiej. – Wywróciła oczami. – A tak swoją drogą, nadal jesteś cholernie irytujący.
– To dobrze. Już nie mogę pastwić się nad Zoe, a Hayley to nie to samo… Dobrze wiedzieć, że jeszcze nie wyszedłem z wprawy – stwierdził z satysfakcją, przy okazji posyłając jej jeden ze swoich firmowych, rozbrajających uśmiechów.
Zoe spojrzała na niego z ukosa w nieodgadniony sposób. Lekko zmrużyła błękitne oczy, teraz dosłownie przeszywając swojego partnera (cholera, kto by pomyślał?) na wskroś.
– Co to znaczy, że już się nade mną nie pastwisz? – zapytała i tym samym skutecznie przygasiła entuzjazm Quinna.
– Nic takiego. – Przyciągnął ją do siebie i objął tak, że praktycznie cała zniknęła, wtulona w jego tors i otoczona dobrze umięśnionymi ramionami. Cicho pisnęła w proteście, kiedy zmierzył jej włosy; nigdy tego nie lubiła, podobnie jak i poklepywania przez obcych, kiedy pierwszy raz mieli z niej styczność. Drobna i ze złocistymi, kręconymi loczkami, wzbudzała w innych instynkt opiekuńczy, przez co najczęściej traktowali ją jak nieszkodliwe dziecko. – Po prostu jesteś zbyt słodka, delikatna i milutka, żebym cię dręczył. Och, poza tym za bardzo cię lubię, moja ty kruszynko.
– Przysięgam, że jeśli jeszcze raz odezwiesz się do mnie w ten sposób, przetrącę ci kark – wymamrotała, ale nie zabrzmiało to specjalnie groźnie.
Quinn parsknął śmiechem, co jeszcze bardziej rozdrażniło Zoe. Gdyby nie to, że dziewczyna nie wyślizgnęła się z jego objęć, a brat Hayley obejmował ją bez żadnego skrępowania, byłoby prawie jak dawniej, kiedy w oczach telepaty Zoe była po prostu delikatną, złośliwą przyjaciółką jego siostry.
Mimo wszystko to wydawało się niesprawiedliwe, nawet jeśli takie myślenie miało w sobie coś egoistycznego. Oni nie musieli się kryć, po prostu będąc razem. Dlaczego dla niektórych to było takie proste, takie… nieskomplikowane? Alessia nie pragnęła niczego ponad bycia z Arielem, ale najwyraźniej ktoś tam na górze nie lubił ich na tyle mocno, żeby wszystko komplikować. Odczuwanie żalu z powodu szczęścia kogoś innego zdecydowanie nie było w jej stylu, a już na pewno nie wydawało się uczciwe, ale co mogła poradzić na to, że tak bardzo bolało ją to, czego wymagało od niej i Ariela bycie razem?
W takim razie im powiedz, podpowiedział jakiś cichy głosik w jej głowie. Niech się dowiedzą. Tylko oni… Po to tutaj jesteś, poza tym w ten sposób wszyscy poczujecie się lepiej.
Tak, to miało sens, a przynajmniej chciała w to wierzyć. Zrzucenie z siebie przynajmniej części tego ciężaru zdecydowanie miało przynieść jej ulgi. Już od dawna tego pragnęła, ale za każdym razem znajdowała powód, żeby się rozmyślić, dlatego teraz zamierzała zrobić wszystko, byleby doprowadzić swoje zamiary do końca.
– Szlag, ja się naprawdę wyprowadzę – usłyszała westchnienie Hayley. Na moment straciła wątek wymiany zdań pomiędzy Zoe i Quinnem, a kiedy znów się na nich skoncentrowała, zdążyli już połączyć się w pocałunku. – To byłoby słodkie, gdyby to nie był Quinn. Ktokolwiek o kim nie wiem, że może być dupkiem.
Quinn nawet na nią nie spojrzał, tylko mocniej objął Zoe jedną ręką. Oczy miał zamknięte, poza tym jego twarz ginęła w jasnych włosach Zoe. Wciąż dziewczynę całując, wyciągnął jedną rękę w stronę siostry, żeby zaszczycić ja jednoznacznym gestem. Hayley prychnęła urażona i zaczęła mruczeć pod nosem coś na temat tego, gdzie jej brat mógł sobie wsadzić środkowy palec i co sądzi na temat obściskiwania się na oczach innych, zwłaszcza własnej siostry.
Tak. Jak na relację tej dwójki, to był wyjątkowo normalny dzień.
– Sama widzisz, że mam powody, żeby się na ciebie złościć. Ta dwójka od jakiegoś czasu jest nie do zniesienia, chociaż mam wrażenie, że oni robią to specjalnie, żeby mnie zdenerwować – szepnęła Hayley, konspiracyjnie nachylając się w stronę Alessi. – No więc, córo marnotrawna, co takiego masz nam do powiedzenia? – dodała głośniej, po czym chrząknęła znacząco, żeby zwrócić na siebie uwagę brata i Zoe.
– No cóż… – Alessia rzuciła krótkie spojrzenie najpierw w stronę Hayley, a później na Zoe i Quinna. Zaintrygowana słowami dziewczyny dwójka, odsunęła się już od siebie, najwyraźniej dochodząc do wniosku, że pewne sprawy mają priorytet. Jasne oczy Zoe lśniły intensywnym blaskiem, Quinn jednak nie wyglądał na specjalnie zawstydzonego swoim zachowaniem. – To trochę długa historia. I skomplikowana – zastrzegła, jednocześnie próbując odsunąć pewne sprawy w czasie.
– A śpieszysz się gdzieś? – zapytała Hayley, lekko unosząc brwi ku górze. – Nie wiem jak ta dwójka – dodała z lekkim przekąsem – ale ja mam cholernie dużo czasu. Powiem więcej: aż mnie zżera od środka, żeby się dowiedzieć, co takiego było ważniejsze od nas, więc nie próbuj się teraz wykręcać. Jestem cierpliwa i wyrozumiała, ale bez przesady.
Od kiedy?, pomyślała Alessia, ale nie powiedziała tego na głos. Cóż, takie podejście i fakt, że Hayley była na nią zła, mimo wszystko pomagały, zwłaszcza, że Ali potrzebowała porządnego kopniaka, żeby się przemóc i wszystko sobie odpowiednio poukładać. Nie miała pojęcia, jak mieli na jej wyjaśnienia zareagować, poza tym nie do końca ufała Quinnowi – w końcu był nadopiekuńczy, poza tym przyjaźnił się z Damienem – ale nie miała innego wyjścia. Jeśli im nie mogła zaufać, komu w takim razie mogła?
Rozsiedli się w salonie, a Alessię mimo wszystko uderzył wyraźny podział, który się między nimi wytworzył. Hayley, Quinn i Zoe zajęli kanapę, podczas gdy jej pozostał wysłużony już fotelu, tuż naprzeciwko nich. Poczuła się jak na przesłuchaniu, pod obstrzałem przenikliwych, wyczekujących spojrzeń całej trójki, co bynajmniej nie pomagało jej się skupić. Wiedziała, że sama sobie na takie traktowanie zasłużyła, ale mimo wszystko czuła się z tym źle.
Westchnęła. Przecież gorzej być i tak nie mogło prawda? A oni byli jej przyjaciółmi, poza tym powinni byli wiedzieć.
Mam tylko nadzieję, że mnie nie znienawidzicie, pomyślała, chociaż sama nie była pewna dlaczego właściwie się tego obawiała. Przecież nie robiła niczego złego, a i Ariel… Nie mieli powodu, żeby życzyć źle Arielowi.
Wraz z kolejnym westchnieniem, ostatecznie podjęła decyzję, a potem w końcu zaczęła mówić.

4 komentarze:

  1. Kurcze, mam nadzieje, że ją zrozumieją i nie zdradzą tajemnicy Ali i Ariela.Nie dziwie się Alessi, że obawia się reakcji Gabriela, a on raczej nie ma pozytywnego nastawienia do wilkołaków, zwłaszcza, że kiedyś jeden z nich skrzywdził Renesmee.A co do Damiena nadal uważam, że zachowuje się podle w stosunku do Ali.Rozdział świetny, zwłaszcza, że dużo Ali.Teraz zostało mi czekanie na nowy rozdział :D
    Pozdrawiam
    Renesmee :3

    PS: W ostatnim tygodniu nie komentowałam, wyjechałam na wycieczkę, więc nie miałam możliwości skomentowania.

    OdpowiedzUsuń
  2. Alessia <3
    Szkoda mi Ali że tak się męczy z tym ukrywaniem :(
    Mogła by powiedzieć Nessie ale wtedy może się Gabriel dowiedzieć... Nie dobrze.

    Wyjawi im prawdę? Kurcze jestem ciekawa ich reakcji... Ale jestem również ciekawa co na to powie Ariel :) gdy dowie się że im powiedziała.

    Kończenie w takich momentach powinno być surowo zabronione!!!

    Rozdział super, czekam na mb
    Pozdrawiam

    Lila

    OdpowiedzUsuń
  3. Przepraszam, że nie skomentowałam poprzedniego rozdziału, ale jakoś tak mi zabrakło czasu '-'
    Myślę, że jej przyjaciele powinni ją zrozumieć. Miłości się nie wybiera - ona jest, albo jej nie ma. Wydaje mi się, że największe zrozumienie okaże Zoe. Albo wszyscy zareagują czymś w stylu "O mój Boże! Jak to możliwe?!".
    Zgadzam się z Lilą - kończenie w takich momentach powinno być zabronione xD
    pozdrawiam
    Gabrysia :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Trafiłam dzisiaj na twojego bloga i na początku byłam zaskoczona liczbą rozdziałów. Właściwie to nawet trochę... przestraszona. Ale potem pomyślałam sobie, że to dobrze, bo jesteś wytrwała, nie poddajesz się po 11 rozdziałach i naprawdę wkładasz w to serce. Tak więc idę do pierwszych rozdziałów i mam na dzieję, że w miarę szybko uda mi się nadrobić zaległości ;)

    OdpowiedzUsuń









After We Fall
stories by Nessa