2 kwietnia 2014

Osiemdziesiąt

Alessia
To było jednocześnie przyjemne i przygnębiające.
Ariel tulił ją do siebie, czule wodząc palcami po jej ramionach i plecach. Miał zamknięte oczy i wyraz całkowitego skupienia na twarzy, kiedy tak kreślić najróżniejsze wzory na jej odsłoniętej skórze. Z westchnieniem przyciągnął ją jeszcze mocniej, jakby nie będąc w stanie znieść myśli o tym, że mogłaby znaleźć się przynajmniej kilka milimetrów od niego. Wręcz czuła to, jak bardzo jej w tym momencie potrzebował – potrzebował, nie pragnął i potrafiła to wyczuć.
W oszołomieniu przyjrzała się jego bladej twarzy, wodząc wzrokiem po przymkniętych powiekach i ściągniętych rysach. Skrzywił się nieznacznie, jakby coś go bolało, po czym ponownie westchnął, tym razem łagodniej. Jego dłonie nie przerywały wodzenia po jej plecach, przeczesywania włosów i zachowywania się tak, jakby była najbardziej fascynująca istotą, jaką miał sposobność nie tylko widzieć, ale trzymać w ramionach. Czuła, że mięśnie mu drżał i ogóle wyglądał na zagubionego, a do tego bardzo, ale to bardzo smutnego.
Patrząc na niego, łatwo było dać wpędzić się w poczucie winy. Alessia zdawała sobie sprawę, że jego stan nie ma związku z nią – przynajmniej nie w negatywnym sensie – ale patrząc na tę bladą, zdradzającą tak wiele emocji i paradoksalnie nie mówiąca jej nic twarz, czuła się naprawdę okropnie. Patrzenie na Ariela było trudne… A może raczej chodziło o zrozumienie tej smutnej, osamotnionej istoty, ale nie miała pewności. Ariel był skomplikowany, a to sporo utrudniało, jeśli chodziło o zrozumienie go albo nawiązanie jakichkolwiek określonych relacji – a zwłaszcza tych najbardziej skomplikowanych, które wyczuwała pomiędzy nimi. Wciąż nie potrafiła sprecyzować, czego tak naprawdę powinna ze strony wilkołaka oczekiwać, ale to nie miało teraz znaczenia. Było jej dobrze, a wcześniejszy pocałunek oszołomił ją do tego stopnia, że przez moment sama nie miała pewności, jak się nazywa.
Palce Ariela zacisnęły się wokół jej nadgarstku. Nieznacznie uniósł obie jej dłonie, po czym w końcu zatrzepotał powiekami, żeby móc na nią spojrzeć. Zajrzała mu w oczy – te ciemne, wiecznie smutne tęczówki – i poczuła, że całym jej ciałem wstrząsa dreszcz. Ariel patrzył na nią z mieszaniną zaskoczenia, zaś wyraz jego twarzy po raz kolejny się zmienił, kiedy nie zdołał powstrzymać własnych, targających nim pragnień. Nie potrafiła w pełni ich określić, ale od nadmiaru emocji i wrażeń, które musiały targać chłopakiem, nawet jej zakręciło się w głowie. Nigdy nie znalazła się w podobnej sytuacji, a tym bardziej nie spotkała kogoś – na dodatek faceta – który aż do tego stopnia byłby w stanie zawrócić jej w głowie.
– Och, Ali… – W tym westchnieniu również było wszystko, począwszy od udręki, na ukojeniu kończąc. Kolejna sprzeczność, ale miała wrażenie, że Ariel był ich pełen.
Nie odpowiedziała, ale on tego nie oczekiwał. Bardziej stanowczo ujął jej dłonie w swoje, po czym bez wahania, ale przy tym niezwykle delikatnie, uniósł jej do ust i musnął wargami jej kłykcie. Chociaż wychowała się w otoczeniu przedstawicieli najróżniejszych epok, których nawet nie potrafiła sobie wyobrazić, jego zachowanie całkiem wytrąciło ją z równowagi. Najdziwniejsze było to, że ten gest był w pełni na miejscu i w jakiś pokrętny sposób doskonale pasował do Ariela o którym przecież dobrze wiedziała, że musiał być młody. W zasadzie mentalnie pozostawali rówieśnikami, nawet jeśli dzieliły ich lata.
Ariel wciąż kurczowo trzymał ją dłonie, jakby jej obecność dawała mu poczucie bezpieczeństwa. Jego oczy lśniły niezrozumiałym blaskiem, zaś ich spojrzenie miało w sobie coś hipnotyzującego. Pragnęła poddać się temu spojrzeniu, wpaść mu w ramiona i raz jeszcze go pocałować. Całe jej ciało rwało się do tego, żeby znaleźć się jeszcze bliżej wilkołaka, trzymać go i więcej nie puszczać. Pragnęła go pocieszyć, jakkolwiek, nawet jeśli nie rozumiała co takiego się wydarzyło i jakim cudem nagle znaleźli się tutaj, w tym niewielkim pokoiku na poddaszu. Kurz wciąż drażnił jej gardło, zwłaszcza teraz, kiedy oddech tak bardzo jej przyśpieszył, ale była gotowa znosić to, jeśli tylko miałoby być to ceną, którą musi zapłacić, żeby być przy nim.
I właśnie wtedy Ariel westchnął, spojrzał na nią z niedowierzaniem i w popłochu odsunął się do tyłu.
Odrzucenie zabolało, a ona poczuła się trochę tak, jakby ją spoliczkował. Natychmiast opuściła odrętwiałe ramiona, na skórze wciąż czując dotyk jego przyjemnie ciepłych dłoni. Uciekła wzrokiem gdzieś w bok, żeby nie dostrzegł bólu w jej oczach oraz rumieńca, który zdradziecko palił jej policzki i kark. Ledwo powstrzymując się od dotknięcia napuchniętych od pocałunków, pulsujących warg, dyskretnie zacisnęła dłonie w pięści i spróbowała wyrównać oddech. Czuła na sobie spojrzenie Ariela, tak zagubione, że w tamtym momencie przypominał jej nieszczęśliwego, nie rozumiejącego tego, co właśnie się dzieje, małego chłopca. Tym bardziej zapragnęła go pocieszyć, jakkolwiek się nim zaopiekować, jednak w głowie miała kompletną pustkę, a zapanowanie nad mięśniami i zmuszenie ciała do współpracy nagle wydało jej się całkowicie niemożliwe. Było gdzieś poza jej zasięgiem, niczym zakazany owoc, który chciała zerwać, ale którego z jakiegoś powodu nie mogła dosięgnąć.
On był tym zakazanym owocem, który nie powinien być jej dany. Sama nie była pewna, dlaczego nagle pomyślała w ten sposób, ale nie mogła pozbyć się wrażenia, że ten pocałunek zmieniał wszystko, a oni przekroczyli pewną niewidzialną granicę. Czuła się tak, jakby stąpała po cienkim lodzie, poruszając się w zakazanym kierunku i powoli zagłębiając się w coś niewłaściwego. Później nie miało być już odwrotu, ale nie potrafiła zmusić się do żałowania tego, że mogłoby tak być. Nie chciała żałować niczego – zwłaszcza jeśli miało to jakikolwiek związek z Arielem.
– Przepraszam – usłyszała jego cichy, drżący głos. Był nieco zachrypnięty, zniekształcony przez targające nim emocje.
Natychmiast poderwała głowę, czując narastającą złość.
– Za co? – Jeszcze silniej zacisnęła dłonie w pięści. – Przepraszasz mnie za pocałunek? W takim razie rozumiem, że to pomyłka?
– Nie! – zaoponował natychmiast, zdecydowanie zbyt szybko. Lekko uniosła brwi ku górze, uważnie mierząc go wzrokiem i próbując zrozumieć… Z tym, że nie rozumiała. – Oczywiście, że nie. Nie miałem tego na myśli, tylko… – Zamilkł, cofnął się o jeszcze kilka kroków, po czym bezradnie opadł na łóżko, spuszczając wzrok. – Zresztą nieważne. Może lepiej byłoby, gdybyś tak myślała i stąd wyszła.
– Chcesz mnie wygonić – stwierdziła, tym razem o wiele spokojniej. Wewnątrz niej szalała burza, serce przeszywał chłód, a jednak głos miała opanowany. Jak wiele jeszcze była w stanie znosić? – Tu chodzi o mnie, Arielu?
Nie odpowiedział. Po prostu siedział tam ze spuszczoną głową, wpatrując się w ten obrzydliwy, puchaty dywan. Ciemne włosy opadły mu na twarz, przez co tym bardziej nie mogła dostrzec jej wyrazu, a tym bardziej oczu. Wyglądał na zimnego i oddalonego, a do tego bardzo nieszczęśliwego, bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.
Przez kilka nieznośnych sekund naprawdę wahała się nad tym, czy nie powinna wyjść. Ariel odcinał się od niej, otaczając prywatną bańką przygnębienia i bólu. Wszystko w nim aż krzyczało, że chce wyłącznie samotności, że ona nie jest tutaj mile widziana… Wszystko, ale…
Nie, to były tylko pozory. Próbował ją odepchnąć, zniechęcić – dokładnie jak chwilę wcześniej na ulicy, kiedy już ją uratował i jak gdyby nigdy nic odszedł, nic jej nie wyjaśniając. To było okrutne, a jednak z jakiegoś powodu się na to zdecydował, chociaż widać było, że nie tylko ona, ale i on z tego powodu cierpiał. Cierpieli oboje, ale to Ariel przyjmował na siebie większy ból. Najbardziej przerażające wydawało jej się to, że zachowywał się tak, jakby był do takiego stanu rzeczy przyzwyczajony. Nie wyobrażała sobie tego, że ktokolwiek mógłby oswoić się z cierpieniem, a jednak Ariel…
Oczywiście istniała możliwość, że się pomyliła. Że pałał do niej obrzydzeniem, którego nie potrafił przemóc, a które nasiliło się, kiedy już spróbował ją poznać. Może chodziło o to, kim była; instynkt dał o sobie znać, a Ariel zaczął mieć dość udawania człowieka i kogoś obojętnego na to, czy okazyjnie chłepce krew i jest jego naturalnym wrogiem. Może zrobiła coś nie tak, nie zdając sobie tego sprawy i teraz ponosiła tego konsekwencje. To wydawało się bardziej sensowne, tak podpowiadał jej rozum, ale serce stanowczo zaprzeczało, podobnie jak i ten desperacji pocałunek. Kiedy ją całował, robił to szczerze, a ona mogła zobaczyć jego prawdziwą twarz – tę przerażoną, pełną czułości i uczuć, które przerastały ich oboje.
Z jakiegoś powodu ją od siebie odsuwał – i robił to dla niej.
Bez chwili zastanowienia zrobiła kilka stanowczych kroków do przodu, siląc się na pewność siebie, którą okazywała jeszcze na tamtej klatce schodowej, kiedy oczekiwała, że wpuści ją do tego pokoju. Może i była egoistyczna, ale nie dbała o to. Nie zamierzała pozwolić Arielowi na to, co zamierzał zrobić, nawet jeśli zdawała sobie sprawę z tego, że w postępowaniu wilkołaka jest jakiś sens, który podświadomie dostrzegała, chociaż nie zamierzał go zaakceptować. Pragnęła nim potrząsnąć i zmusić go do tego, żeby przynajmniej jej wyjaśnił.
Gdyby powiedział, że jej nie chce i ma wyjść, zrobiłaby to i to bez żalu – przynajmniej do momentu, w którym nie znalazłaby się poza zasięgiem jego wzroku i słuchu. Gdyby powiedział cokolwiek innego…
Ale on milczał, a ona wierzyła, że będzie w stanie rozpoznać, kiedy jest z nią szczery.
Ariel zesztywniał, gdy przykucnęła przed nim, kładąc obie dłonie na jego kolanach. Przez moment drżał, jakby walcząc z pragnieniem, żeby się od niej odsunąć albo przynajmniej strząsnąć jej dłonie, ale ostatecznie się na to nie zdecydował. Po prostu siedział tam, unikając jej spojrzenia i zachowując się niczym pozbawiony emocji i życia posąg.
– Arielu – zaczęła, starannie wymawiając jego imię. – Arielu, proszę, spójrz na mnie. Chcę, żebyś na mnie popatrzył.
O dziwo, usłuchał bez chwili wahania. Ciemne oczy odszukały jej własne, a Alessia na moment w nich zatonęła. Wszelakie myśli uleciały z jej głowy i gdyby nie to, że była telepatką, może uwierzyłaby w to, że on jest w stanie jakkolwiek wpłynąć na jej umysł. Wilkołaki nie miały takiej mocy, a przynajmniej nie słyszała o tym, bo nigdy żadnego z nich tak blisko nie poznała. W zasadzie wciąż nie mogła z czystym sumieniem stwierdzić, że Ariela zna, ale taka teoria brzmiała w miarę sensownie, przynajmniej z jej perspektywy.
Czuła się trochę tak, jakby naprawdę go znała. I to od dawna, może w innym życiu, może wieki temu, a jednak…
– Dlaczego tak bardzo mnie dręczysz? – zapytała cicho, szybko biorąc się w garść. – Niczego nie rozumiem, Arielu. Wiem jedynie, że sobie na to nie zasłużyłam… A przynajmniej chcę w to wierzyć. Proszę, Arielu, powiedz mi… Czy się mylę?
Jego oczy rozszerzyły się tak bardzo, że przez chwilę nie widziała niczego innego, a jedynie jego tęczówki. Przypominały dwie czarne dziury, trochę jak w przypadku jej ojca, ale Ariel znacząco różnił się od Gabriela. Był sobą, wyjątkowy pod każdym względem, a ona z każdą sekundą coraz bardziej dawała omamić się jego tajemniczości.
– Tutaj nie chodzi o ciebie – odezwał się drżącym głosem Ariel. Popatrzył na jej dłonie, ale tym razem ich nie ujął, chociaż przez kilka sekund była przekonana, że jednak to zrobi. Chciała znów znaleźć się bezpiecznie w jego ramionach, nie mogła jednak zrobić niczego; wiedziała, że odważyły się ją odepchnąć. – Problem leży wyłącznie we mnie. W tym kim jestem, w tym jakie to niesie ze sobą konsekwencje…
– W tym, że jesteś wilkołakiem – przerwała mu łagodnie. Kiedy wypowiedziała te słowa, poczuła, jak włoski na ramionach i karku unoszą jej się nieznacznie. Strach wydawał się czymś naturalnym, ale ona nie chciała go czuć, a tym bardziej nie mogła pozwolić na to, żeby Ariel się zorientował. – Więc o to chodzi? Czy jesteś dla mnie niebezpieczny, Arielu?
– Oczywiście, że jestem niebezpieczny. Nigdy tego przed tobą nie ukrywałem, Ali – zauważył przytomnie. Jednak spróbował się odsunąć, ale na łóżku było to trudne. Rzucił jej udręczone spojrzenie, ale Alessia nawet drgnęła, wciąż kucając i taksując go wzrokiem. Czuła ciepło bijące od jego ciała, a jednak przenikał ją ten przejmujący chłód, nie mający żadnego związku z duchotą na zewnątrz i w tym pokoju. – Boisz się mnie. To przykre, ale sensowne.
Zacisnęła usta w wąską linijkę, ale nie dała się wytrącić z równowagi. Więc wyczuł. Nie zaprzeczyła, ale też nie potwierdziła, decydując się jego słowa zignorować.
– Do tej pory nic złego się nie stało – powiedziała, chociaż zdawała sobie sprawę z tego, że to brzmi niezwykle naiwnie. Może i była głupia, ale jakie to miało w tym momencie znaczenie. – Jest coraz bliżej pełni. Jeśli potrzebujesz czasu, powiedz mi to, zamiast mnie zwodzić. Ja poczekam.
Nagle wybuchnął śmiechem. Pozbawionym wesołości, zimnym i tak pełnym goryczy, że naprawdę zaczęła się bać. Ramiona mu drżały, skóra zbladła jeszcze bardziej, a w oczach pojawił się jakiś maniakalny błysk. Ciemne tęczówki wciąż wymierzone były w nią, ale spojrzenie miał puste, zupełnie jakby był martwy.
Przerażał ją.
– Nic złego się nie stało? Nic? – zapytał z niedowierzaniem. – Alessia, gdzie miałaś oczy tam na zewnątrz? Już zapomniałaś o tych ludziach? Czy może byli zbyt subtelni, trzymając w rękach tę całą broń? – zadrwił, potrząsając energicznie głowa. – Jak sądzisz, co by się stało, gdybym nie przyszedł?
– A co to niby ma do rzeczy? – Starała się panować nad głosem i nawet jej to wychodziło. – Arielu…
Kolejne pełne bólu spojrzenie.
– Bardzo wiele, Ali. Bardzo wiele… – jęknął. Wraz z kolejnym, tym razem pełnym bólu jękiem, nachylił się w jej stronę. Do tej pory ze sobą walczył, chociaż nie wiedziała jak ma to rozumieć. Walczył z potrzebą bycia blisko niej, czy może powstrzymywał się przed atakiem…? – To takie trudne. Nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego… Ale ja muszę, Alessiu. Ci ludzie… To dopiero początek. Czy nie rozumiesz? Oni zaatakowali cię przeze mnie. Nienawidzą nas oboje, ale są w stanie zaakceptować to, co jest im znane. W porządku jest istnienie wampirów, wilkołaków, zmiennokształtnych czy hybryd. W porządku jest, że wampiry tutaj rządzą, a dzieci nocy stanowią niebezpiecznych stróżów prawa, którzy niekoniecznie przestrzegają narzuconych przez Dimitra zasad. W porządku jest to, że przeżycie kolejnych dni w Mieście Nocy dla ciepłokrwistych stanowi wyzwanie, że w każdej chwili może stać się coś złego… – Urwał i spojrzał jej w oczy. – Ale nigdy w porządku nie będzie to, że między wampirzą dziewczyną, a kimś takim jak ja wywiąże się jakakolwiek pozytywna reakcja. Nikt tego nie zaakceptuje. Rozumiesz? Odstępstwa od normy budzą strach, a w tym miejscu… To nie jest najlepszy doradca, prawda?
Z opóźnieniem uprzytomniła sobie, że w którymś momencie wstrzymała oddech. Teraz posłusznie nabrała powietrza do płuc, chociaż to niewiele pomogło. Okrągłymi ze zdumienia oczami wpatrywała się w Ariela, oszołomiona tym bardziej, że teraz jego tęczówki błyszczały w dziwny sposób, który…
Nie, on nie mógł płakać. To nie mogły być łzy.
A jednak mogłaby przysiąc, że spojrzenie miał szkliste i był coraz bliższy tego, żeby ostatecznie dać upust targającym nim emocjom. Jego smutek dosłownie ją zalewał, oszołamiając i sprawiając, że tym bardziej zapragnęła go przytulić. Pod wpływem emocji pozwoliła sobie na to, delikatnie i w zupełnie instynktowny sposób otaczając go ramionami. Cały zesztywniał, więc objęła go bardziej stanowczo, w obawie przed tym, że spróbuje się wyrwać, ale tego nie zrobił. Po prostu zastygł w jej ramionach, drżący i zmęczony, w pełni nieszczęśliwy…
– Nie chcę, żeby stało ci się cokolwiek złego, Ali – usłyszała jego cichy szepty tuż przy uchu. – A stanie się, w którymś momencie się stanie… Ian i te dzieciaki, to był dopiero początek. Rozumiesz? To przeze mnie. Możesz uważać, że dzięki mnie nie stało się nic złego, ale to jedynie pozory. Gdyby nie ja, oni nie zwróciliby na ciebie najmniejszej uwagi.
– Przecież to bzdura – zaoponowała, kręcąc głową. To nie mieściło jej się w głowie, nawet jeśli robiło jej się przyjemnie na myśl o tym, że Ariel mógłby się o nią troszczyć. – To…
– To Riddley – przerwał jej.
Cała zesztywniała i odsunęła się nieznacznie, żeby spojrzeć na niego z niedowierzaniem. Jego twarz przybrała pozbawioną emocji maskę, zimną i obojętną. Gniew wyparł wszystkie inne uczucia, pomijając nieodłącznie towarzyszący mu smutek.
– Co?
Ariel westchnął.
– Riddley – powtórzył. – On wie, że… Zresztą nieważne. Wiem, że to jego sprawka. Ludzie się nas boją, a niektórzy zrobią wszystko, żeby mu się przypodobać. Sądzę, że to miało być ostrzeżenie.
– Ostrzeżenie…? – Czuła się jak kompletna idiotka, ale na nic więcej nie było jej w tym momencie stać. Zrozumienie dopiero miało się pojawić, jak na razie blokowane przez całkowitą dezorientację.
– Następnym razem stanie ci się krzywda. I to przeze mnie – powtórzył z naciskiem. – Alessiu, nie udawajmy. Możemy zachowywać się jak dwójka zwykłych dzieciaków, ale oboje wiemy, że to nie jest prawda. Mogę zwodzić nas oboje i udawać, że nie jestem tym kim jestem i że mamy ze sobą cokolwiek wspólnego, ale to jedynie idiotyczna gra. Pomijając, że w każdej chwili nasze instynkty mogą dać o sobie znać… – Skrzywił się, a Alessia przypomniała sobie ich pierwszy spacer po lesie, kiedy tak niespokojnie spoglądał w niebo. Teraz starał się o tym nie myśleć. – Riddley wie. Nigdy za mną nie przepadał, ale to teraz nie ma znaczenia. Liczy się to, jakie mogą być tego konsekwencje, a ja nie jestem gotów zaryzykować aż do tego stopnia, ale…
Znów zapanowało milczenie, równie irytujące i napięte jak wcześniej. Atmosfera była tak gęsta, że można byłoby ją kroić nożem, a Alessia sama już nie wiedziała, co powinna o tym wszystkim myśleć. Od nadmiaru emocji i informacji kręciło jej się w głowie. Uniesienie związane z pocałunkiem zniknęło, wyparte przez szok i strach, które zasiał w niej Ariel. Nie mogła zebrać myśli, a tym bardziej stwierdzić, co takiego w tym momencie czuła. Wiedziała jedynie, że czegoś jeszcze jej brakuje, ale nie była w stanie określić czego.
A może jednak…
– Ale? – Spojrzała na niego nagląco. – Czy to Riddley kazał ci się ode mnie odsunąć? – zapytała ostro.
Ariel zamrugał, zaskoczony władczą nutą w jej tonie.
– I tak, i nie – przyznał. – Nie powiedział tego wprost, ale sugestia była jasna. A teraz ta sytuacja z Ianem…
– Dlaczego? – Kolejne pytanie, kolejne oszołomione spojrzenie. Westchnęła, dobrze wiedząc, że nie posłucha. – Dlaczego cię do tego zmusza? W końcu jestem dla was jedynie głupią wampirką, prawda?
– Ja… Nie dla mnie – wyznał, uważnie obserwując jej twarz. Powoli skinęła głową, starając się udawać w pełni spokojną. – I Riddley to wie.
Przeniosła ciężar ciała z pięt na palce i lekko nachyliła się w jego stronę. Oddech Ariela przyśpieszył, ale przynajmniej wilkołak się nie odsuną.
– A ty? Co o tym wszystkim myślisz? – wyszeptała, ostrożnie dobierając słowa. – Dla mojego dobra czy nie… Arielu, czy ty naprawdę chcesz się ode mnie odsunąć?
– Nie chcę, żeby…
– Nie pytam o to, co jest dla mnie dobre – przerwała mu, dobrze wiedząc, co chciał powiedzieć. – Chcę wiedzieć, co czujesz ty. Pal licho moje bezpieczeństwo, przynajmniej przez moment.
Ariel z jękiem zamknął oczy. Na oślep wyciągnął dłonie, po czym zacisnął je na jej ramionach, stanowczo przyciągając ją do siebie. Opadł na plecy, a ona wylądowała na jego torsie, straciła podparcie i przez kilka sekund nawet nie próbowała walczyć o to, żeby się podnieść.
– Hm, rozumiem… – wyszeptała. Wyciągnęła dłoń, żeby pogłaskać go po policzku. – Wszystko rozumiem…
Z twarzy przeniosła dłoń na włosy, wplatając palce w ciemne pukle. Już i tak miał na głowie bałagan, więc zadbała o stworzenie jeszcze większego. Włosy miał przyjemnie miękkie i lśniące, aż chciało się ich dotykać.
Alessia westchnęła cicho.
– Masz mnie nie zostawiać. Słyszysz? – podjęła, wspierając się na wolnej ręce i spoglądając mu w twarz. Nie był w stanie odwrócić wzroku. – Nie chcę, żebyś mnie zostawiał.
– I tak nie byłbym w stanie – wyznał pod wpływem chwili. – Jestem egoistą, Ali. Cholernym egoistą.
– Obiecaj – zażądała. – Egoizm nie zawsze jest zły. A ty nie masz prawa podejmować takich decyzji za mnie.
Ariel jęknął.
– Ale co z Riddleyem? – zaoponował, próbując skoncentrować się na szukaniu sensownych argumentów. – Nie mogę pozwolić się na to, żeby zrobił ci cokolwiek złego. Nie chcę…
– Powiedz Riddleyowi, żeby się wypchał. W zasadzie to może mnie ugryźć, chociaż i to chyba zbyt wielki przywilej – stwierdziła gniewnym tonem. Kąciki ust Ariela drgnęły, chociaż się nie uśmiechnął. – Obiecaj mi – powtórzyła, raptownie poważniejąc.
– Obiecuję.
Z jakiegoś powodu mu uwierzyła.

3 komentarze:

  1. Bardzo przepraszam za poślizg, ale nie miałam dostępu do internetu. Już wracam do wcześniejszego rytmu, poza tym zapraszam na nowy rozdział na the-shadows-of-the-past.
    Rozdział z dedykacją dla moich wspaniałych Gabrysi i Lili; dziękuję wam za cierpliwość i wsparcie.
    Pozdrawiam,
    wasza Nessa.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojej, dziękuję za dedykację. Nie spodziewałam się^^
    Wyłapałam jeden błąd, który aż bił po oczach O.o "Ariel wciąż kurczowo trzymał ją dłonie" chyba powinno być ".. trzymał ją za dłonie". Zgubiłaś jedno słowo, albo "ją" miało być słowem "jej". Nie ważne ;3
    Uwielbiam czytać o oczach Ariela *.* to takie fascynujące i smutne, bo on ciągle chodzi smutny ;c i i też się robi smutno jak on jest smutny. Taka bardzo pozytywna postać^.^ Cieszę się, że Ali umie postawić na swoim i że wymusiła na nim tą obietnicę :3 nie domyśliłam się, że to Riddley wysłał tą zgraję dzieciaków. No, ale po nim można spodziewać się wszystkiego. Czy mam rozumieć po końcówce, że coś między nimi będzie, a oboje będą mieli, gdzieś co powie Riddley? ^^ wydaje mi się, że Gabriel i Nessie nie będą zachwyceni tym związkiem, a jedyną osobą, która by ich wspierała byłaby Beau. Z tego co pamiętam to ona tak jakby się nim opiekowała, kiedy była "martwa", racja? (ewentualnie coś mi się pomieszało xd). Tak, więc ja im kibicuję i mam nadzieję, że Isabeau też :D
    W rozdziale było słodko i sama wciskam teraz w sobie słodycze, więc dobrze się zgrałam z rozdziałem :D
    Niecierpliwie czekam na rozdział o Layli i Rufusie, o Arielu i Ali, i to chyba na razie tyle :D
    Pozdrawiam, dobranoc i czasu na pisanie!!

    Gabrysia♥ :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Ojejku, bardzo dziękuję Ci za dedykację :)

    Myślę że Ali i Ariel byliby idealną parą i mam nadzieję że Ariel nie posłucha Riddley'a i nie będzie odsuwał się od Alessi. Najlepiej niech mają to gdzieś, przecież zakazany owoc smakuje najlepiej prawda? :)

    Całokształt rozdziału jak zwykle nieziemski, podobała mi się ta końcówka i Ali ma tam rację egoizm nie jest zawsze zły!

    Już nie mogę doczekać się następnego rozdziału,w iedz że czekam na niego z niecierpliwością. :)

    Pozdrawiam
    Lila

    OdpowiedzUsuń









After We Fall
stories by Nessa