3 kwietnia 2014

Osiemdziesiąt jeden

Alessia
Mimo wszystko, oboje czuli się dobrze. Tak po prawdzie, później już było tylko lepiej, przynajmniej do momentu, w którym oboje zgodnie nie stwierdzili, że Alessia powinna wraca do domu. W Mieście Nocy nigdy rozsądnym nie było włóczyć się po zmroku, nawet jeśli było się w połowie wampirem. Ktoś z pulsem zawsze mógł wpakować się w tarapaty, nawet jeśli ludzie woleli trzymać się od kogoś takiego jak ona z daleka.
No dobrze, zwykle się trzymali, chociaż po sytuacji z Ianem i tamtymi dzieciakami, można było spodziewać się dosłownie wszystkiego. Pokoik, który zajmował Ariel – jak jej wyjaśnił, zajmował go odkąd odkrył, że miejsce to praktycznie jest opuszczone; podobno potrzebował miejsca, gdzie mógłby odetchnąć i pobyć z daleka od „swoich”, cokolwiek złego było w obecności innych wilkołaków – miał w sobie coś, co zapewniało jej poczucie bezpieczeństwa, chociaż równie dobrze mogło mieć to związek z ciepłem jego ciała i otaczającymi ją ramionami. Póki byli razem, Ali łatwo było zapomnieć, że chyba faktycznie mogliby mieć kłopoty, zwłaszcza jeśli Riddley wiedział o ich spotkaniach (dobra bogini, czy mogła to już uznać za coś więcej niż przyjaźń?), ale kiedy już znalazła się na zaciemnionych, podobnych do siebie uliczkach, potrafiła koncentrować się już tylko na tym, żeby jak najszybciej wrócić do domu.
Ian i jego znajomi już się nie pojawili, ale przez całą drogę i tak była zdenerwowana. Nikt specjalnie nie zainteresował się jej późnym powrotem, chociaż Damien rzucił jej przenikliwe spojrzenie, zanim pośpiesznie wciągnęła go w jakąś błahą rozmowę, która ostatecznie przerodziła się w przekomarzanie. Dobrze znała swojego brata, więc przynajmniej częściowo potrafiła zmanipulować nim tak, żeby uniknąć zbędnych pytań i ostatecznie móc wymknąć się do swojego pokoju, żeby móc pobyć w pojedynkę. W pamięci wciąż miała wspomnienie rozmowy z Arielem, chociaż jej myśli raz po raz uciekały w stronę bardziej przyziemnych doznań, jak chociażby ich pocałunki czy słodycz ocierających się o siebie ciał.
Nie, zdecydowanie nie mogła pozwolić mu się od siebie odsunąć. Liczyła, że będzie czuł się zobowiązanych złożoną jej obietnicą, ale nie mogła mieć pewności. Kiedy wspominała ciemne, smutne oczy Ariela, czasami sama nie była pewna, co powinna o jego spojrzeniu sądzić. Miało w sobie coś tajemniczego i chociaż wydawało się, że jest w stanie czytać w nim niczym w przysłowiowej „otwartej księdze”, to były jedynie pozory. To jak patrzeć na tekst, ale nie widzieć liter, a w konsekwencji nie być w stanie ułożyć odpowiednich słów. Zdecydowanie powinna była dmuchać na zimne i przypilnować, żeby Ariel znów nie dał ponieść się emocjom i nie wyciągnął wniosków, które znów odsunęłyby ich od siebie. Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, że z dnia na dzień jego obecność stała się czymś nader pożądanym; nagle po prostu uświadomiła sobie, że nie potrafi obyć się bez jego obecność, a to zdecydowanie o czymś świadczyło. Kiedy na dodatek wtedy ją od siebie odsunął, poczuła prawdziwy ból i nie zamierzała przechodzić przez coś podobnego raz jeszcze.
Oczywiście to nie zmieniało faktu, że teraz musieli być ostrożniejsi. Kamienny stół w środku lasu stanowił względnie bezpieczne miejsce spotkań, ale Ali i tak wyczuwała napięcie Ariela, nawet kiedy byli razem. Czasami udawało jej się przebić przez jego skorupę. Wtedy dystans znikał, a w oczach chłopaka coś się zmieniało i stawał się tak bardo ludzi, taki… pełen życia.
Ale za każdym razem to znikało i Alessia wiedziała, że się martwił. Sama zresztą też się niepokoiła, ale nie tyle o siebie, co o niego. Nie chciała, żeby Ariel z jakiegokolwiek powodu cierpiał, ale co mogła zrobić? Przecież nie mogła pójść do Riddleya i ulec pokusie tego, żeby z impetem uderzyć go pięścią w twarz. Może przez moment poczułaby satysfakcję, ale wtedy oboje byliby skończeni i boleśnie zdawała sobie z tego sprawę.
Cholerne podziały. Co z tego, że byli tak różni? Przecież mieszkali w tym pieprzonym mieście, skończyli jednakową szkołę, oboje byli istotami z legend… Najwyraźniej wszystko to przestawało się liczyć, kiedy w grę wchodziło coś więcej ponad próby nie powybijania się nawzajem przez oba gatunki. Po prostu fantastycznie – zawsze marzyła o tym, żeby znaleźć się w takiej sytuacji. Jakby mało było, że nie miała pojęcia, co tak faktycznie czuje i jak powinna się w takim razie zachować. Nie mogła nawet z kimkolwiek porozmawiać i to nie tyle dlatego, że nie chciała, ale nie wiedziała jak. Nawet z mamą – po ataku Iana nawet to wydawało się niebezpieczne.
Ariel miał rację, mówiąc o strachu i jego konsekwencjach. Ludzka natura była niezmienna od wieków, a niektóre uprzedzenia wydawały się jedynie zaostrzać, kiedy chodziło o wampiry, wilkołaki i innych… normalnych inaczej. Tutaj już nawet nie chodziło o nich, ale o sam fakt możliwości zbliżenia się przedstawicielki krwiopijców do swojego naturalnego wroga. Taki stan rzeczy po prostu był nie do zaakceptowania – przynajmniej z logicznego punktu widzenia, jeśli oczywiście patrzeć przez pryzmat tego, co w naturze było normą – a oni nie mieli tutaj nic do powiedzenia.
Co oczywiście nie znaczyło, że Ali zamierzała od tak to zaakceptować. Pragnęła pozwolić rozwijać się temu, co było między nią i Arielem, ale najwyraźniej to wcale nie miało być takie łatwe. Mimo wszystkiego, co sądziła na temat egoizmu i podporządkowywaniu się zdaniu innych, podobnie jak i Ariel zdawała sobie sprawę z tego, że oboje powinni uważać. Może nawet na jakiś czas w ogóle zaniechać spotkać, żeby uśpić czujność Riddleya, ale na to jakoś nie potrafiła się zdobyć. Żadne z nich tego nie zaproponowało, chociaż Ali podejrzewała, że oboje zdawali sobie sprawę z istnienia takiego rozwiązania, ale nie zamierzała dopuścić go do wiadomości. Nie, do cholery. Znała Ariela na tyle dobrze, żeby obawiać się, że wtedy mógłby spróbować całkiem się wycofać – mniej i bardziej dla jej dobra. Nawet obietnica mogła być wtedy niewystarczająca, chociaż Alessia zakładała, że jest równie honorowy, co i jej ojciec. W ogóle nieśmiertelni byli przesadnie wyczuleni na punkcie dotrzymywania danego słowa, niezależnie od konsekwencji. Jakby nie patrzeć, honor był jedynym, co niektórym pozostawało, ale to dobrze.
Oby wystarczyło. Przynajmniej tymczasowo, póki nie wymyśli czegoś innego, co powstrzyma Ariela od robienia głupstw.
Koniec tygodnia zbliżał się powoli, przez co tym bardziej nie potrafiła się skoncentrować. Do tej pory to Ariel zaprzątał jej myśli, ale nadchodząca sobota przypomniała jej o czymś równie ważnym, jakby to w ogóle było możliwe. Tak wiele działo się w ostatnim czasie – wilkołaki, Ariel, uwięzienie w tunelach i zakończenie szkoły – że całkowicie wyleciało jej z głowy, że już wkrótce miała w końcu zacząć przygotowywać się do oficjalnej ceremonii połączenia. W tradycji bliźniąt o telepatycznych zdolnościach dzień, kiedy bliźniaczka oddawała się swojemu bratu pod opiekę, był równie ważny, co ślub czy coś podobnego. Może brzmiało to dziwnie, ale jej wcale nie wydawało się niewłaściwe. Już i tak była z Damienem związana na wiele możliwych sposobów, poza tym od zawsze różnili się od normalnego rodzeństwa, więc wywiązanie się z takiego obowiązku wcale jej nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie – czuła przyjemne podniecenie na myśl o kolejnym rytualne, na dodatek takim, w którym mogła wziąć czynny udział.
Wcześniej oboje musieli przejść przez coś, co wszyscy nazywali „próbą”, chociaż Alessi wydawało się, że to zwykłe dramatyzowanie. Kiedyś może i było się czego obawiać, ale teraz… Cóż, zakładała, że cały rytuał miał mieć raczej znaczenie symboliczne. Wydawało jej się, że jest gotowa, ale w obliczu ostatnich wydarzeń i tego, że zapomniała, odkrycie topniejącej w zawrotnym tempie ilości dzielącego jej od „próby” czasu, poczuła się zaniepokojona.
Słońce przygrzewało, jak zwykle pod koniec czerwca. Idąc centrum miasta, nawet nie rozglądała się dookoła, w pełni uspokojona. Ruch na ulicach był mały, poza tym w większości składał się na nieszkodliwych ludzi – przynajmniej teoretycznie, chociaż Alessia szczerze wątpiła, żeby jakikolwiek człowiek zaatakował ją w biały dzień, na dodatek w centrum miasta. Wampiry i wilkołaki wolały poruszać się po zmroku, z różnych powodów. Zwłaszcza ci pierwsi w środku dnia wrzucali się w oczy, lśniąc niczym diamenty albo dyskotekową kulę. Taki widok nawet w Mieście Nocy bywał dziwny, a i sami zainteresowani czuli się w blasku dnia niezręcznie. Przyzwyczajenia i instynkt robiły swoje, więc dopiero po zmroku istotny nocy wychodziły na ulice – zwłaszcza wampiry takie jak Isabeau dla których kontakt z promieniami UV kończył się dużo gorzej.
No cóż, upał i słońce może i nie były czymś, co napawało wampiry entuzjazmem, ale Alessi specjalnie nie przeszkadzało. Od zawsze lubiła lato, a żar lejący się z nieba miał w sobie coś przyjemnego, chociaż i tak sprawiał, że podświadomie szukała przynajmniej odrobinki cienia, gdzie mogłaby się skryć. Wychodzenie z domu przy takiej temperaturze wydawało się masochizmem, a jeszcze przed dotarciem do centrum miasta była zgrzana do tego stopnia, że cieniutka bluzeczka na ramiączkach kleiła jej się do ciała. Włosy upięła na czubku głowy, żeby odsłonić kark, ale nawet to nie przynosiło ulgi, chociaż ruch na pewno był lepszy od przesiadywania w dusznym domu.
Damien – jak to miał w zwyczaju – od rana siedział z nosem w książkach. Mogła się założyć, że w ciągu swojego krótkiego życia już przynajmniej dwukrotnie przetrząsną okazałe zbiory w gabinecie Carlisle’a, ale najwyraźniej mu to nie przeszkadzało. Czasami miała ochotę popukać się palcem w czoło, żeby pokazać bratu, co takiego sądzi o jego zamiłowaniu do nauki, ale tym razem było jej to na rękę. Źle czuła się z tym, że miała przed bratem jakiekolwiek tajemnice, ale co mogła poradzić? Tata wyszedł jeszcze zanim się obudziła, ale to też jej nie zdziwiło, bo już od kilku dni krążył niespokojnie, najwyraźniej za wszelką cenę starając się odsunąć w czasie konieczność zaspokojenia tego specyficznego rodzaju głodu, który męczył wyłącznie ich dwoje. Ali mogła się założyć, że kiedy wróci, skórę będzie miał zarumienioną, a aurę lśniącą niczym latarnia, chociaż ciężko jej było określić, czy będzie miał dobry nastrój. Odkąd pojawił się Marco, humory Gabriela były równie zmienne, co w przypadku wujka Rufusa, a to nigdy nie wróżyło dobrze.
Och, była jeszcze Layla, która bezceremonialnie wparowała o świcie do ich domu i niemal siłą wyciągnęła Renesmee z domu, upierając się, że ta musi jej w czymś pomóc. Alessia chyba wolała nie wiedzieć. No, może troszkę, ale…
Nie, może lepiej było jednak nie wiedzieć.
Tak czy inaczej, została sama, nudząc się i powoli zaczynając czuć jak grzanka. Spacer zwykle jej pomagał, ale nie tym razem, chociaż gorąco sprawiało, że nie myślała o niczym szczególnym. Zastanawiała się, czy nie zajrzeć do Zoe albo Hayley, ale ostatecznie się rozmyśliła, chodząc do wniosku, że to zły pomysł – obie od razu zorientowałyby się, że ma jakiś sekret, nawet jeśli wydawało jej się, że mogła powiedzieć im o Arielu. Lepiej było nie ryzykować.
Ariel…
Mogła poszukać Ariela. Jeśli nie przy kamiennym stole, może był w swoim małym mieszkanku, chociaż to mało prawdopodobne. Nie umawiali się na spotkanie akurat tego dnia; Ariel był nerwowy z powodu zbliżającej się pełni, więc postanowiła dać mu czas na uspokojenie się. Nie zmieniało to jednak faktu, że nagle naprawdę zapragnęła znaleźć się w tym zacienionym, cudownie chłodnym małym pokoiku, najlepiej w ramionach wilkołaka.
Machinalnie skręciła w kolejną, bardziej zacienioną uliczkę. Gdzieś w oddali słyszała dudnienie muzyki z kawiarni Michaela, ale nie chciała tam iść. Lokal jak zwykle miał być zatłoczony, poza tym niespecjalnie miała ochotę spoglądać na spiętych ludzi czy popijające podejrzane napoje wampiry. Michael zresztą zdzierał ze swoich klientów zdecydowanie zbyt duże kwoty, nawet jeśli temu, co serwował, nie można było niczego zarzucić. Swoją droga, może mogła przynajmniej poszukać tam schronienia przed upałem, a jeśli dobrze zagada do Loreny albo Vi – zależnie od tego, która tym razem stała za barem – może uda jej się dostać jakąś zniżkę albo…
Coś poruszyło się w cieniu za jej plecami. Machinalnie zesztywniała, po czym wyostrzyła czujność, wysilając wszystkie zmysły. Nasłuchiwała, podświadomie wiedząc, że to nie wytwór jej wyobraźni i że coś zdecydowanie jest na rzeczy. Czekała, jednocześnie powoli idąc przed siebie, tym razem stanowczo w stronę kawiarni. Poczucie zagrożenia wypełniło ją całą i już po prostu wiedziała, że coś jest na rzeczy – i że zdecydowanie nie ma do czynienia z człowiekiem.
Kolejny ruch, tym razem zdecydowanie wyraźniejszy. Biegnij!, nakazała sobie i skoczyła przed siebie, machinalne poddając się instynktowi. Mięśnie miała napięte i gotowe do ruchu, poza tym zawsze była dobrą biegaczką, ale ledwo ruszyła przed siebie…
Czyjaś dłoń owinęła się wokół jej talii, zanim zdążyłaby w ogóle wybiec na słońce. Spróbowała krzyknąć, ale wtedy druga ręka zasłoniła jej usta i nos, przez co nie mogła złapać tchu, a tym bardziej wydobyć z siebie dźwięk głośniejszy od jęku. Zesztywniała, szarpnęła się i spróbowała wyrywać, ale nie udało jej się oswobodzić. Warknęła i na oślep spróbowała kopnąć przeciwnika, ale odpowiedziało jej jedynie znużone westchnienie.
– Na litość bogini, to tylko ja – usłyszała przy uchu i natychmiast zamarła, czując na karku muśnięcie ciepłego oddechu. – Czy mogłabyś przestać się szarpać, proszę? Tak? To teraz przestań wariować, a cię puszczę.
Skinęła głową, wciąż lekko zdezorientowana. Rufus westchnął ponownie i jeszcze bardziej pociągnął ją w cień, odpychając ją od siebie. Zatoczyła się i wpadła na ścianę jednej z kamieniczek, aż zawirowało jej w głowie. Natychmiast wzięła się w garść i wciąż spięta, wyprostowała się, po czym spojrzała przed siebie, wprost na obserwującego ją wampira. Obie ręce zaplótł na piersi, niedbale opierając się o ścianę i nie spuszczając jej wzroku.
– Co tutaj robisz? – zapytała, nie kryjąc zaskoczenia. Widok Rufusa w ciągu dnia stanowił swoisty wyjątek, zwłaszcza przez wzgląd na to, jak działało na niego słońce.
Rufus miał na sobie długi, sięgający ziemi płaszcz, który skutecznie chronił go przed słońcem. Na głowę wsunął kapelusz z szerokim rondem, a Alessi z miejsca zrobiło się gorąco, kiedy zobaczyła taki strój. Wampirowi nie wydawało się to przeszkadzać, chociaż kiedy przyjrzała się dokładniej, dostrzegła, że skórę ma zarumienioną. Może i ubrania stanowiły formę ochrony, ale blask słońca wciąż był dla niego nieprzyjemny.
– Opalam się – sarknął, wywracając oczami. – A jak ci się wydaje, co? – Szybkim ruchem ściągnął kapelusz i wplótł palce w jasne włosy.
– A skąd mam niby wiedzieć? Nie jestem Isabeau – przypomniała mu, mimowolnie wzdrygając się. Po Rufusie nigdy nie było wiadomo, czego się spodziewać, a skoro pofatygował się aż tutaj w samo południe… Cóż, to było niepokojące.
Niepokojące było również to, w jakim wampir był nastroju. Jego oczy błyszczały gniewnie, dłonie zacisnął w pięści i wyglądał na mocno poruszonego. Zdawało jej się, że podryguje nieco niespokojnie, ale nie miała pewności.
– Po pierwsze, troszkę grzeczniej. Bieganie z kąta w kąt nie należy do moich ulubionych zajęć, zwłaszcza latem, dlatego nie mam nastroju na wysłuchiwanie sarkastycznych uwag – upomniał ją, przeciągle warcząc pod koniec. – A po drugie, przyszedłem tutaj, żeby z tobą porozmawiać, ale to chyba już zauważyłaś.
– Jak na razie jesteś na dobrej drodze, żeby mnie wystarczyć, wujku – zarzuciła mu i zaraz uniosła obie ręce ku górze, bo rzucił jej rozdrażnione spojrzenie. – Okej, jeszcze nie jesteśmy rodziną. Ale i tak nie wiem, czego chcesz, Rufusie.
– Doprawdy? – Jego ręka przesunęła się tak szybko, że Alessię naszła irracjonalna myśl, że spróbuje ją uderzyć. Odskoczyła, jeszcze bardziej wtulając się w ścianę i zaraz poczuła się zażenowana, bo Rufus spojrzał na nią jak na idiotkę. Już w następnej sekundzie w jego dłoniach dosłownie zmaterializowała się gazeta, którą bezceremonialnie podsunął jej pod nos. – Pomyślałem, że chciałabyś wiedzieć. I nie, nie musisz mi dziękować.
Machinalnie przejęła od niego gazetkę, czując, że coś przewraca jej się w żołądku. Nie musiała czytać tytułu, żeby zorientować się, że to najnowsze wydanie „Czystej krwi” – gazety ludzkiego podziemia, w dość odważny sposób komentującej to, co działo się w Mieście Nocy. Z założenia czasopismo było nielegalne i tajne, ale wszyscy i tak o tym wiedzieli – a jak długo ludzie wydawali się stosunkowo spokojni, nikt nie widział powodów, żeby reagować.
Jej wzrok natychmiast powędrował w stronę artykułu, który musiał zwrócić uwagę Rufusa. „Ciemna strona mocy” – przeczytała i zapragnęła roześmiać się histerycznie. Idiotyczny tytuł…
Ale treść była gorsza.
Ktokolwiek artykuł napisał, w nieznośnie ironiczny sposób pisał o niej – i o Arielu. Alessia spodziewałaby się wielu rzeczy, ale nie czegoś takiego. Wszystko sprowadzało się do spekulacji, poza tym wpis nie kręcił się wokół ich relacji, to jednak wcale nie było dobrą wiadomością. Właśnie czarno na białym miała potwierdzenie tego, co już powiedział jej Ariel. Pod złośliwością i ironią kryły się obawy, ostatecznie sprecyzowane na samym końcu.
„Wampirzyca i wilkołak. Czy to początek końca? Nie wiem jak Wy, ludzie, ale ja na waszym miejscu zacząłbym się obawiać o naszą przyszłość. Tak wybuchowe połączenie na pewno nie przyniesie niczego dobrego, a…”
Dalej nie czytała, całkiem wytrącona z równowagi. Wciąż drżąc, zmięła gazetę, prawie drąc ją na pół. Uniosła wzrok na wpatrzonego w nią Rufusa, jeszcze bardziej rozdrażniona tym, że wyraz twarzy naukowca nie pozwalał jej stwierdzić, co takiego musiał sobie myśleć.
– No i? – Wampir uniósł brwi.
Alessia jeszcze mocniej zacisnęła palce wokół gazety.
– Skąd to masz? – zapytała, ale zyskała jedynie tyle, że Rufus mruknął pod nosem coś gniewnego na temat odpowiadania pytaniem na pytanie.
– Nieważne. Masz mi może coś do powiedzenia? – Przysunął się bliżej i szybko wyjął gazetę z jej rąk. – Zresztą nieważne. Sam już nie wiem, co powinienem zrobić – wytargać się za uszy, czy może upewnić się, że w twoim postępowaniu jest chociaż odrobina rozsądku.
Po prostu patrzyła na niego tępo, uparcie milcząc. Oczy Rufusa błyszczały niezdrowym blaskiem, zdradzając wzbudzenie, ale po kilku chwilach gniew ustąpił i zastąpiło go coś na kształt łagodności.
Wampir westchnął przeciągle.
– Nie musisz mi nic mówić. W zasadzie to nie moja sprawa, poza tym zakładam, że wiesz, co robisz, ale… Ali, znam ludzi już na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że to nie wygląda dobrze – powiedział, ostrożnie dobierając słowa. – Nie potrzeba nam tutaj takich ekscesów. Poza tym jak ktoś się dowie…
– „Ktoś”… to znaczy moja rodzina? – zapytała, starając się zapanować nad czystym przerażeniem; cholera, on chyba jej tego nie zrobi?
Rufus lekko przekrzywił głowę, uważnie analizując wyraz jej twarzy.
– Powiedziałem już, że to nie moja sprawa. Uważam po prostu, że powinnaś wiedzieć. To tak z czystej lojalności wobec Layli, bo w innym wypadku na pewno nie wyszedłbym w środku dnia z domu – zastrzegł, ale Ali wiedziała swoje. – Wilkołaki to niebezpieczne istoty. Możesz mi wierzyć, że tak jest.
– Ariel jest inny – zaoponowała machinalnie. Rufus postanowił tego nie komentować, ale i tak poczuła się jak pierwsza naiwna. – To znaczy…
– Jasne. – Starannie złożył gazetę, po czym wsunął ją do kieszeni płaszcza. – Wszyscy jesteśmy inni, wyjątkowi i tak dalej. Wierz sobie w co chcesz, ale ja chcę jedynie mieć pewność, że wiesz w co się pakujesz… I nie, nie zamierzam nikomu o tym mówić – dodał, wzruszając ramionami. – Naważyłaś tego piwa, to teraz je wypij. Ja, jak już zauważyłaś, wolę krew. Poza tym byłbym bardzo niepocieszony, gdyby stało ci się coś złego… – dodał, pozornie niedbałym tonem, ale w wykonaniu naukowca to już był najwyższy poziom troski.
Nawet się nie uśmiechnęła, Rufus zresztą tego nie oczekiwał. Wolała nie mówić mu, że tak naprawdę sama nie ma pojęcia, co takiego robi i czy to słuszne.
Westchnęła i zamknęła oczy. Kiedy znów je otworzyła, Rufusa już nie było.

1 komentarz:

  1. Ciekawy rozdział, nie ma co. :)

    Bardzo się ciszę że Alessia nie pozwala się odsunąć od Ariela i robi wszystko co w jej mocy aby go przy sobie zatrzymać. Ja myślę że jednak mogłaby pójść do Renesmee w końcu to jej mama no ale istnieje ryzyko że wtedy Gabriel się dowie i może być nieciekawie, no ale i tak w swoim czasie się dowiedzą że się spotykają prawda?

    Ciekawi mnie po co Layla wyciągnęła Nessie z domu? Czy to ma może związek z jej przypuszczeniami? Albo po prostu tak o na spacer? Proszę wyjaśnij to szybko, jestem niecierpliwą osobą no ale co ja na to poradzę?

    Och ten Rufus! Bardzo go lubię, szczególnie tę jego nieprzewidywalność. :) Gdy jest rozdział z Rufusem zawsze się coś dzieję, i właśnie to uwielbiam.

    Nie mogę uwierzyć że napisali takie coś w gazecie, dość upiorny tytuł no ale czego ja się spodziewałam przecież to świat legend.

    Rozdział bardzo mi się podobał, to do nn :)

    Lila



    OdpowiedzUsuń









After We Fall
stories by Nessa