Alessia
Damien
wyglądał olśniewająco. Dziwnie było myśleć w ten sposób o bracie, ale
co innego miała stwierdzić, skoro taka była prawda? Na sobie miał idealnie
przylegający do jego smukłej, aczkolwiek odpowiednio umięśnionej sylwetki biały
kostium, który Ali natychmiast rozpoznała.
No oczywiście…,
jęknęła w duchu, ale powstrzymała się od wypowiedzenia tych słów na głos,
żeby przypadkiem się nie ośmieszyć. Przecież to było do przewidzenia.
Wraz z dobrze jej znanym, filmowym uśmiechem, brat
rzucił w jej stronę floret. Machinalnie wyciągnęła rękę i chwyciła za
rękojeść, chwytając broń w powietrzu. W duchu odetchnęła, bo istniało
aż nazbyt wielkie prawdopodobieństwo, że go upuści, a okazanie się
kompletną niezdarą w tak ważnym momencie było ostatnim, czego mogła
pragnąć.
– Nienawidzę cię – mruknęła, ale na nim nie zrobiło to
żadnego wrażenia, co najwyżej doprowadzając do tego, że wywrócił oczami.
– Jakoś to przeżyję – stwierdził pogodnie, bawiąc się swoim
floretem. Szermierka. Ha! Dobre sobie. – Albo niekoniecznie… Jak obiecasz, że
nie przestaniesz się do mnie odzywać, może pozwolę ci się dźgnąć – obiecał i chociaż
żartował, Ali pomyślała, że perspektywa tego, że mogłaby się na niego obrazić,
faktycznie go martwiła.
– Już ktoś mi to obiecał – żachnęła się, mając oczywiście
na myśli Aldero. – Pięć minut później nie miałam floretu w rękach, więc
dla mnie to żadna pociecha.
Damien kolejny raz wywrócił oczami. Miała ochotę powiedzieć
mu, żeby przestał się wydurniać, bo kiedyś dorobi się jakiegoś skrzywienia, ale
się powstrzymała. Jej bliźniak najwyraźniej był w świetnym nastroju, a skoro
na dodatek miał humorek, to chyba faktycznie coś było na rzeczy – w końcu
zwykle bywał do bólu poważny.
Westchnęła, po czym bardziej stanowczo ujęła floret, ważąc
broń w dłoni. Poczuła niejaką ulgę, że przynajmniej wybrał taką, która
była przystosowana do jej wagi i dłoni, chociaż nie była pewna skąd miał
pewność przy wyborze broni. Cóż, jak nic musiał kogoś poprosić – niektóre
wampiry po prostu wiedziały, co było równie fascynujące, co i niebezpieczne.
Wrażenie wręcz było takie, jakby ktoś przez cały czas ich kontrolował, a taka
perspektywa bynajmniej nie sprawiała, że czuła się w Mieście Nocy
jakkolwiek bezpieczniej.
Na próbę zamachnęła się i – pozwalając, żeby jej ciało
samo przybrało odpowiednie ustawienie – dźgnęła powietrze. Ostrze przecięło je
ze świstem, a na ustach Damiena pojawił się blady uśmieszek, kiedy
końcówka floretu zadrgała zaledwie kilka centymetrów od jego twarzy.
– Lepiej zachowaj to na później – zaproponował. Rzadko
bywał pewny siebie, więc ta arogancja tym bardziej ją irytowała.
Posłusznie opuściła broń, kierując ostrze w stronę
posadzki, ale trzymając je w pogotowiu. Floret nie był szczególnie groźny,
chociaż sam fakt tego, że został wykonany z metalu, mógł okazać się
problematyczny. Srebro bywało zabójcze, ale metal również potrafił być
szkodliwy, jeśli wiedziało się, jak właściwie go używać. Oczywiście w ich
przypadku to nie miała być poważna walka, ale Ali czuła jakąś ponurą
satysfakcję płynącą z tego, że w dłoniach trzymała prawdziwą broń – i że
mimo wszystko wiedziała, jak powinna się nią posługiwać.
– To akurat mogę ci obiecać.
Damien z powagą skinął głową, najwyraźniej faktycznie
licząc na przynajmniej dostateczne wyzwanie. Alessia miała ochotę coś powiedzieć,
ale zanim zdecydowała się na uporządkowanie myśli, doszedł ją cichy chichot
Isabeau. Całkiem zdążyła już zapomnieć o obecności ciotki i Carlisle’a,
więc śmiech wampirzycy na moment ją zdezorientował.
Isabeau przeniosła ciężar ciała z jednej nogi na
drugą; dół jej sukni zafalował subtelnie.
– Szermierka to niezwykła sztuka walki – odezwała się
śpiewnie, uważnie obserwując Alessię i Damiena. – Pokusiłabym się wręcz o stwierdzenie,
że to jedyny sport, gdzie my, kobiety, nareszcie dorównujemy mężczyznom. Tutaj
nie liczy się siła, ale zwinność i refleks. To taka mała rada, mi amore – dodała, mrugając porozumiewawczo do
Alessi. – Dobry florecista potrafi przekuć swoje fizyczne wady w zalety… Z kolei
dla tych, którzy dobrze walczą, dotychczasowe atuty mogą okazać się w tym
przypadku zgubne.
– Tak, tak… Możemy zaczynać? – Alessia nie zamierzała
udawać, że dzięki słowom ciotki czuje się jakkolwiek pewniej.
Isabeau rzuciła jej przenikliwe spojrzenie. Jej oczy
zabłysły, a na ustach pojawił się pełen samozadowolenia uśmiech.
– W takim razie… proszę – zachęciła, cofając się o krok.
Wraz z Carlisle’m wycofali się na podwyższenie, chociaż sądząc po wyrazie
twarzy doktora, miał wątpliwości. – Bez obaw. Przecież się nie pozabijają –
stwierdziła z pogodnym uśmiechem, wzruszając ramionami. Entuzjazm w jej
głosie miał w sobie coś niepokojącego. – Od przeszło wieku nikt podczas
tej ceremonii nie umarł.
– Dobry żart – mruknął z przekąsem Carlisle, ale po
wyrazie twarzy Isabeau ciężko było z całą pewnością stwierdzić, czy tylko
się zgrywała.
Alessia nie zamierzała czekać na odpowiedź Beau.
Natychmiast zwróciła twarz w stronę obserwującego ją Damiena. Chłopak
wyglądał na w pełni rozluźnionego, wręcz spokojnego, co było kojące. W palcach
obracał floret, ale nawet nie spoglądał na broń, nie spuszczając siostry z oczu.
Kiedy ich spojrzenia się spotkały, uśmiechnął się.
Gotowa?, usłyszała
jego mentalny głos w głowie i machinalnie skinęła głową.
Jak zawsze, zapewniła,
ale z jakiegoś powodu miała wrażenie, że takie zapewnienia w jakimś
stopniu mijały się z prawdą.
Nie było żadnego znaku od Isabeau. W zasadzie po raz
kolejny oboje byli na dobrej drodze do tego, żeby zapomnieć o obecności
kogokolwiek, w pełni skoncentrowani na tym, co było do zrobienia. Damien
cofnął się o kilka kroków, zajmując odpowiednią pozycję. Skłonił się
lekko, w wyuczony sposób, w niewerbalny sposób pozdrawiając swojego
przeciwnika, dokładnie tak, jak nakazywała tradycja. Alessia sztywno
odwzajemniła gest; palce mocno zaciskała na rękojeści floretu, kątem oka obserwując
broń w dłoniach Damiena. Nie żeby sądziła, że ją zaatakuje z zaskoczenia,
ale instynkt robił swoje.
Podjęli decyzję mniej więcej w tym samym momencie,
chociaż to Damien okazał się szybszy. Ali niejednokrotnie miała okazję widzieć,
jak jej brat walczy i wiedziała, że wtedy w jednej chwili się
zmieniał. W znamienitej większości przypadków zawsze starał się być
łagodny i równie ciepły, co Carlisle, ale kiedy w rękach miał floret,
każdy wiedział, że lepiej trzymać się od niego z daleka. Trzeba było przyznać,
że z wyrazem całkowitego skupienia, pewności siebie i swego rodzaju
wyrachowania, Damien wyglądał niezwykle – a przy tym na swój sposób
groźne. Ta zmiana była subtelna, ale aż nazbyt wyraźna i Alessia
momentalnie ją wyczuwał.
Ciszę przerwał metaliczny zgrzyt, kiedy z wprawą
zablokowała jego atak. Damien uśmiechnął się z uznaniem, ale prawie
natychmiast wykonał kolejne cięcie. Alessia cofnęła się o krok, w pamięci
odliczając kolejne ruchy, dokładnie tak, jak zawsze się ich uczyła podczas
zajęć w Akademii Nocy. Szermierka miała w sobie coś lekkiego i rytmicznego,
dokładnie jak taniec, jeśli tylko potrafiło się tę analogię dostrzec. Jak na
razie Damien dawał jej fory, a ona z łatwością dopasowała się do jego
rytmu, bez trudu blokując kolejne cięcia, a z czasem nawet zaczynając je
przewidywać.
Pchnięcie, cięcie, pchnięcie, cięcie… Riposta.
Zaatakowała, ale ją zablokował, uśmiechając się przy tym w ten
pobłażliwy, ale przy tym jakże uroczy sposób. Jego oczy lśniły, a jej na
moment zakręciło się w głowie, chociaż nie rozumiała, jak cokolwiek w jego
spojrzeniu mogło odprowadzić ją do takiego stanu. Skoncentrowana, omal nie
przypłaciła chwili nieuwagi porażką, kiedy Damien zaatakował z gracją i prędkością
kobry, starając się zahaczyć końcówką swojego floretu o rękojeść jej
broni, żeby wybić jej ją z rąk. Dosłownie w ostatniej chwili udało
jej się uskoczyć na bezpieczna odległość. Starając się zapanować nad
trzepoczącym się szaleńczo w piersi sercem, szybko wzięła się w garść
i przybrała doskonale wyćwiczoną pozycję, w prowokujący sposób
spoglądając bratu w oczy. Drażnienie drapieżcy nigdy nie było rozsądne,
ale ona o to nie dbała.
Blady uśmiech zamajaczył na ustach Damiena. Miedziane włosy
miał w jeszcze większym nieładzie, ale poza tym nawet się nie spocił, mimo
panującego upału i stroju, który miał na sobie. Ali czuła, że sama
prezentuje się o wiele gorzej, co było irytujące. Dyszała ciężko, zgrzana i zmęczona
gorącem. Skórę i ubranie miała przemoczone, chociaż podejrzewała, że
bardziej zmęczyła się stresem niż warunkami klimatycznymi. Mimo wszystko bała
się, że w każdej chwili popełni błąd, a strach raczej nie był
najlepszym doradcą, zwłaszcza w tej chwili. Starała się o tym
pamiętać, ale dobre rady, które w teorii wydawały się dobre, w praktyce
wcale nie okazywały się tak przydatne. Chociaż zdawała sobie sprawę z tego,
że i tak nic złego się jej nie stanie, duma nie pozwalała jej pogodzić się
z tym, że miałaby tak po prostu dać się pokonać. Damien już i tak
miał na nią aż nazbyt wielką przewagę; niczego więcej nie zamierzała
zaakceptować, chociaż…
– Hej, Śpiąca Królewno!
Nagle dosłownie zmaterializował się przed nią, mierząc
ostrzem wprost w jej pierś. Instynktownie wygięła się do tyłu, zrobiła
mostek, a potem salto w tył. Odskoczyła do tyłu, ledwo tylko znów dotknęła
stopami ziemi, po czym przybrała pozycję obronną, ustawiając floret tak, żeby z łatwością
zablokować ewentualny atak. Kątem oka dostrzegła zaskoczone, ale jak
najbardziej pełne podziwu spojrzenie Carlisle’a oraz błysk satysfakcji w oczach
Isabeau. Ćwiczyła to tak długo najpierw z ojcem, a później z ciotką,
że powinna być w stanie powtórzyć ten manewr w nawet najgorszych,
najbardziej wymagających warunkach.
Ćwiczyła również jeszcze wiele innych sztuczek, ale te
raczej nie miały jej się teraz przydać, zwłaszcza w starciu z Damienem.
Jej brat zamrugał pośpiesznie, zaskoczony, ale prawie natychmiast wziął się w garść,
szybko zapanowując nad emocjami. Zdwoił czujność i wiedziała, że teraz nie
będzie już tak łatwo, przynajmniej jeśli chodzi o mieszanie walki wręcz z szermierką.
Kto jak kto, ale Damien doskonale znał jej możliwości – w końcu części sam
jej uczył. Gabriel nie pozwoliłby, żeby jego dzieci były bezbronne, zwłaszcza w Mieście
Nocy, ale problem polegał na tym, że wychowujące się ze sobą rodzeństwo raczej
nie miało zbyt wielkich szans na wykorzystanie elementu zaskoczenia, kiedy
walczyło ze sobą.
– Nie uciekaj, tylko zaatakuj, Ali – usłyszała rozkazujący
ton Isabeau. Zesztywniała, zaskoczona tą władczością w głosie. – Zaatakuj
go teraz.
Rzuciła ciotce krótkie spojrzenie, ale oczy Isabeau nie
wyrażały niczego, pomijając oczekiwanie. Widok tych błękitnych, zimnych
tęczówek niejednego był w stanie przyprawić o dreszcze, ale Ali już
dawno przywykła do nietypowego charakteru Beau i tego, jak zmienne były
jej nastroje. Co prawda Isabeau nie była tak zmienna i niebezpieczna jak
wujek Rufus, ale ten chłód i wyrafinowanie czyniły ją jeszcze gorszą.
Odrzuciła włosy na plecy, wyprostowała się, po czym
posłusznie skoczyła do przodu. Dwa florety ponownie zderzyły się ze sobą, kiedy
Damien od niechcenia zablokował jej atak. Metaliczny szczęk miał w sobie
coś niepokojącego, zaś siłę uderzenia odczuła praktycznie w całym ciele,
wręcz w każdej komórce i kościach. Zacisnęła zęby, przez ułamek
sekundy przekonana, że zaraz ugną się pod nią kolana, ale jakoś udało jej się
utrzymać w pionie. Palce jeszcze mocniej zacisnęła wokół rękojeści
floretu, nie chcąc ryzykować, że przypadkiem go upuści. Pozwolić się rozbroić
równało się końcowi walki, a na to zdecydowanie nie zamierzała pozwolić,
przynajmniej na tę chwilę. Isabeau nie akceptowała jej planu, koncentrującego
się na unikach i trzymaniu się na dystans, więc musiała przejść do rzeczy,
ale to wcale nie było takie łatwe. Damien był zbyt szybki, a ona nie miała
sposobności po temu, żeby chociaż spróbować zaatakować zbytnio się przy tym nie
narażając. Jasne, nie mogła uciekać w nieskończoność, ale jeśli mogła dać
sobie przynajmniej kilka dodatkowych minut, zamierzała z tego skorzystać.
Ona nie podjęła decyzji, ale Damien i owszem, co stało
się jasne w momencie, kiedy zaatakował. Alessia zablokowała cios, obróciła
się, czego omal nie przypłaciła rozciętym ramieniem, po czym odpowiedziała na
zaproszenie. Adrenalina popychała ją do przodu, podobnie jak i gniew,
który nagle wypełnił ją całą, popychając ją do przodu. Och, co to, to nie, braciszku,
pomyślała z przekąsem i wysiliła się na złośliwy uśmiech. Może i była
w walce gorsza, ale to jeszcze nie znaczyło, że stanowiła łatwy cel.
Starając się wykrzesać z siebie jak najwięcej energii i prędkości,
zamarkowała cios w lewy bok. Damien zareagował błyskawicznie, zasłaniając
się, więc pośpiesznie zmieniła kierunek cięcia. Ostrze przesunęło się zaledwie
cal od jego klatki piersiowej, ale w porę cofnął się, przez co nawet go
nie drasnęła. Czekoladowe oczy rozszerzyły się nieznacznie, bynajmniej nie ze
strachu, ale na pewno zaskoczenia, co jednocześnie ją ucieszyło i rozczarowało.
Sądził, że nie będzie ją stać na coś takiego?
Zacisnęła usta, rozczarowana i zniechęcona
niepowodzeniem, ale wtedy po raz kolejny dosiągł ją głos Isabeau:
– Nie! – powiedziała. Alessia nie rozumiała, dlaczego co
jakiś czas decydowała się ingerować, ale najwyraźniej miała do tego prawo.
Carlisle milczał, ale to nie miało znaczenia; Damien nie potrzebował żadnych
wskazówek. – Riposta. Jeszcze raz.
Usłuchała, nawet się nad tym nie zastanawiając. Nie była
pewna jakim cudem, ale po raz kolejny udało jej się brata zaskoczyć.
Zaatakowali niemal jednocześnie, ona omal się nie wywracając, kiedy w ostatniej
chwili zrezygnowała z cofnięcia się. Damien zaklął pod nosem (ciekawe, bo
rzadko zdarzało mu się przeklinać) i spróbował odskoczyć, ale tym razem
okazał się zbyt wolny.
W pierwszej chwili Ali uderzył zapach krwi, a kiedy
już dla pewności odsunęła się na bezpieczna odległość i wyprostowała,
dostrzegła, że jej brat przyklęk na jedno kolano, zaciskając palce na lewym
ramieniu. Biały strój miał rozdarty nieco powyżej łokcia, a kiedy
rozprostował dłoń i uniósł palce, dostrzegła gęstą, powoli sączącą się z rany
krew. Damien zacisnął usta i skrzywił się, po czym mocniej wzmocnił uścisk
na ranę, żeby powstrzymać krwawienie. Ali, która początkowo w oszołomieniu
wpatrywała się w jego rękę, w końcu pojęła, co takiego zrobiła, a dotychczasowe
zaskoczenie ustąpiło obezwładniającego wręcz uczuciu satysfakcji. Co prawda to
jeszcze niczego nie znaczyło, ale przecież trafiła! Przynajmniej go trafiła!
– Isabeau… – doszedł Ali poruszony głos Carlisle’a, ale
prawie natychmiast przerwało mu ciche prychnięcie wampirzycy.
– To nic takiego. Dopiero zaczynają – zauważyła i jasne
było, że wie, co takiego mówi. – Oboje wiemy, że nic mu nie jest – dodała i Ali
wyczuła zawarte w tych słowach ostrzeżenie.
W istocie, kiedy ponownie skoncentrowała się na Damienie,
dostrzegła jak rana sama z siebie przestaje krwawić, a potem się
zasklepia. Chłopak skinął z zadowoleniem głową, już w następnej
sekundzie podnosząc się do pionu i uświadamiając jej, że właśnie straciła
okazję na to, żeby wygrać. Po cieciu nie został nawet ślad, może pomijając
resztki czarnej w tym oświetleniu krwi oraz rozerwanego ubrania.
Alessia zaklęła w duchu, jednocześnie szykując się do
obrony. Szlag, jak mogła przegapić taką okazję, jeśli…
– Ejże! – zaoponowała, kręcąc z niedowierzaniem głową.
– Bez używania mocy. To niesprawiedliwe – pożaliła się, ale to jedynie
sprawiło, że Damien uśmiechnął się jeszcze szerzej.
– Nie potrafię nie uzdrowić samego siebie. W tym
wypadku dar jest całkiem poza kontrolą – przypomniał jej i widać było, że
mówi szczerze. Na chwilę uniósł dłonie w poddańczym geście, chociaż to
bynajmniej nie znaczyło, że się poddała. – Wybacz, Ali. A tak swoją drogą,
ładnie – dodał.
Chociaż to było dziecinne, pokazała mu język. Gdyby
walczyła z Aldero, pewnie pokusiłaby się o coś bardziej wulgarnego,
nawet mimo obecność Carlisle’a, ale to był Damien i to zmieniało wiele –
zwłaszcza, że jej brat zawsze był szczery. Co więcej, czasami miała wrażenie,
że docenia ją bardziej niż ona sama siebie.
Może i był szczery, ale na pewno nie zamierzał się jej
podłożyć, bo w ułamku sekundy ponownie stanął przed nią, gotowy do walki.
Zamachnęła się floretem, chcąc zablokować ewentualne cięcie, ale tym razem
Damien był bardziej zdeterminowany i skupiony niż wcześniej. Odskoczył,
odparował i zaatakował, robiąc tak małe przejścia między kolejnymi
ruchami, że nawet z jej perspektywy wyglądał niczym zamazana smuga.
Widziała jedynie jego bladą skórę i miedziane włosy, kiedy tak trwał w tym
morderczym tańcu, w którym pewnie poległby niejeden, gdyby tylko chłopak
zdecydował się posunąć do czegoś więcej niż tylko obrony.
A potem ostatecznie zdecydował się dać z siebie
wszystko i już wiedziała, że walka właśnie zmierza ku końcowi.
Damien zaatakował z szybkością i precyzją, którą
widziała niejednokrotnie, ale nawet nie przypuszczała, że mógłby podnieść ją do
rangi sztuki. Krzyknęła z wrażenia, w ostatniej chwili uchylając się
przed ciosem na wysokości siły. Gdyby trafił, zabiłby ją i to w pierwszym
odruchu ją oszołomiło; brat nigdy by jej nie zranił, ale…
Niech cię diabli,
pomyślała, uświadamiając sobie własną głupotę. Oczywiście, że by jej nie
zranił, zwłaszcza w sytuacji, kiedy wszystko miało charakter symboliczny, a ona
była jego siostrą. Wszystko to uświadomiła sobie w ciągu ułamków sekund,
kiedy uchyliła się przed jego atakiem, nagle pojmując, że to jedynie gra – i że
właśnie dała się nabrać. Spróbowała odzyskać kontrolę nad sytuacją, ale Damien
już zdążył wykorzystać fakt, że zrobiła dokładnie to, czego mógł oczekiwać.
Poczuła uderzenie, a potem floret jedynym zgrabnym ruchem został wytrącony
z jej rąk. Broń zatoczyła łuk w powietrzu, zawirowała, po czym wpadła
wprost w nastawioną dłoń Damiena, jakby przyciągana jakąś nadnaturalna
siłą albo magnesem.
Alessia jęknęła, po czym pozwoliła sobie na to, żeby w nieco
teatralny sposób paść na posadzkę. W tym samym momencie Isabeau klasnęła w dłonie,
zaledwie raz, ale to wystarczyło, żeby oboje pojęli, że walka właśnie dobiegła
końca.
– Wystarczy – zarządziła kapłanka, spływając po schodach i w
ułamku sekundy materializując się pomiędzy bliźniętami. – Dziękuję, Damienie.
Chociaż to było do przewidzenia – zauważyła z wymownym uśmieszkiem.
Damien skłonił się w nieco teatralny sposób, wyraźnie z siebie
zadowolony. Odrzucił oba florety na bok, po czym zachęcająco wyciągnął dłoń w stronę
Alessi. Spojrzała na nią krzywo, dopiero po kilku sekundach decydując się
przyjąć jego pomoc. Bez trudu postawił ją na nogi, ale nie puścił jej dłoni.
Uścisk miał silny, przyjemnie ciepły i czuła, jak wypełnia ją bijąca od
niego uzdrawiająca energia. Cóż, może dzięki temu zaoszczędzi sobie kilku siniaków,
których w innym wypadku jak nic mogłaby być pewna.
Spojrzała na brata, świadoma tego, że ten wciąż obserwuje
ją z uśmiechem. Nie cofnęła dłoni, w zamian dygając (tego Isabeau
nauczyła ją jeszcze zanim w pełni udało jej się opanować sztukę prawidłowego
wysławiania się), pozwalając, żeby Damien ucałował wierzch jej dłoni. Czasami
te staroświeckie, tradycyjne gest ją krępowały, ale musiała przyznać, że
jednocześnie czuła się dzięki temu naprawdę fantastycznie.
– Spisałaś się znakomicie, Ali – zapewnił z typową dla
siebie, rozbrajającą wręcz szczerością. Najbardziej irytowało ją to, że nawet
gdyby chciała, nie potrafiłaby się na niego porządnie zdenerwować.
– Spisywałam, póki nie zdecydowałeś się przypomnieć mi, kto
tutaj rządzi – poprawiła, a Damien zaśmiał się perliście.
– Jak wolisz – uległ – ale sama widzisz, że jednak miałaś
okazję mnie dźgnąć.
Tym razem to ona wywróciła oczami, w pełni
udobruchana. Damien znów się uśmiechnął, po czym zerknął na obserwującą ich w milczeniu
Isabeau. Ali nie była pewna, ale w oczach ciotki dostrzegła coś, czego nie
zrozumiała, a co przypominało obawę. Oczywiście uczucie to natychmiast
zniknęło, ale Alessia zdążyła je zauważyć.
– Naprawdę muszę mówić, że będę się nią opiekować? –
zapytał Damien.
Beau wzruszyła ramionami.
– Nie. Nie, przecież to oczywiste, że dałbyś się za nią
spalić żywcem – stwierdziła pogodnie. – Skoro nie ma żadnych przeciwwskazań,
ceremonia połączenia się odbędzie.
Dlaczego jej głos sugerował, że ma co do tego wątpliwości?
Ha, szermierka!
OdpowiedzUsuńFajnie że akurat tak walczyli bo do tego sportu to zwinność i spryt jest potrzebny :) Bardzo się cieszę że Alessia drasnęła chociaż raz Damiena. Szkoda że nie wygrała no ale to nic...
Rany, mi się coś robi gdy Damien zachowuje się tak wobec Ali!!! Taki szarmancki i w ogóle no dobra no ale nie daje mi to spokoju odkąd potwierdziłaś mi moją obawę że on nie parzy na nią jak na siostrę.
Daje se rękę uciąć że Isabeau widzi co robi nie tak Damien, w końcu ona przeszła to samo ale ja naprawdę nie chcę aby skończył przez przypadek jak Aldero, po prostu sie martwię.
Rozdział cudny, z zniecierpliwieniem czekam na nn
Pozdrawiam
Lila
Miałam się nie czepiać, ale będę, w końcu to ja xD No bo floretem nie da się ciąć. Szpadą owszem, choć krzywdy się w ten sposób nie zrobi - nazywa się to "cięciem rozpraszającym", ponieważ szpady były ostrzone na krawędziach, by można było przeciwnika właśnie zadrasnąć i zaskoczyć, choć wielu twierdzi, że tym można było tylko wkurzyć. Floret nie ma takiej opcji, bo jego klinga ma prawie prostokątny przekrój i nawet jak by się chciało, trudno byłoby cokolwiek z tym zrobić. Owszem, można przyjąć, że ma ostry sztych i używa się go jako broni, ale to raczej forma sportowej zabawki - lżejszy i mniej niebezpieczny odpowiednik szpady. W szermierce sportowej jest uznawany za oddzielną dyscyplinę, choć i szpada sportowa, i on właśnie wywodzą się od jednej broni.
OdpowiedzUsuńChodząca (siedząca?) encyklopedia broni służy pomocą nie tylko w dziedzinie szermierki. Odpowiadam na pytania niezależnie od pory i dnia tygodnia :)