
Layla
Layla
zesztywniała i w pospiechu cofnęła się o krok. Rufus puścił ją, o dziwo,
chociaż jednocześnie nie spuszczał z niej oczu. Nie była pewna, czy to
dlatego, że go zaskoczyła, czy może po prostu chciał się z nią pobawić,
ale to w tym momencie nie miało większego znaczenia.
– Rufus…
Wciąż na nią patrzył, a jego oczy zdawały się
delikatnie jarzyć, choć ostre światło jarzeniówek było mylące. Przez ułamek
sekundy była przekonana, że jego tęczówki się zmienią, nagle przybierając kolor
świeżej bądź zaschniętej krwi, ale sekundy mijały, a one wciąż pozostawały
po prostu czekoladowe.
– Tak? – Zrobił krok do przodu. Machinalnie cofnęła się o krok,
coraz bardziej zdenerwowana.
Nienawidziła momentów, kiedy zachowywał się w taki
sposób. Czuła się jak zwierzę, on z kolei był drapieżcą i to w pełni
skoncentrowanym na możliwości polowaniu.
Kolejny krok i znów odległość między nimi nie zmalała.
Rufus obserwował ją uważnie, nienaturalnie spokojny i tak… nieszkodliwy.
Layla odwykła już od konieczności trzymania wampira na dystans, chociaż mimo
upływu czasu podświadomie wiedziała, że wampir nie należy do osób, którym można
bezpiecznie zaufać. Teraz bez trudu przypomniała sobie te momenty, kiedy
musiała uciekać albo przynajmniej starać się zachować względny sposób, świadoma
tego, że każdy gwałtowny ruch może skończyć się tragedią.
Rufus poruszał się powoli, sprawiając wrażenie tego, że
właściwie nie rusza się z miejsca. Poraziła ją gracja jego ruchów, kiedy w płynny,
pozbawiony jakiegokolwiek wysiłku sposób zaczął przesuwać się w jej
stronę. Przypominał polującą panterę, czarujący i zwinny, bez słów będący w stanie
rozproszyć jej uwagę. Pragnęła instynktownie odwrócić się na pięcie i rzucić
w stronę schodów, ale nogi miała jak z waty, poza tym doskonale
zdawała sobie sprawę z tego, że najprawdopodobniej dogoniłby ją, zanim w ogóle
zdążyłaby się odwrócić. Doskonale pamiętała ten stan i to, że wtedy był
najbardziej niebezpieczny, nie tylko dla niej, ale i dla samego siebie.
Serce zabiło jej szybciej, chociaż za wszelką cenę starała
się utrzymać puls i oddech na równym poziomie. Rufus uśmiechnął się
łagodnie, niemal w niewinny sposób, ale w wyrazie jego twarzy było
coś, co przyprawiło ją o dreszcze. Dobrze znała ten język ciała – tę
mroczną aurę, która stanowiła ostrzeżenie lepsze niż jakiegokolwiek słowa albo
warknięcie, gdyby w mniej subtelny sposób zdecydował się dać jej do
zrozumienia, że nie jest w tym miejscu mile widziana.
Nie może się do mnie zbliżyć, przeszło jej przez myśl. Starała się myśleć praktycznie,
jak przed laty, kiedy miała do czynienia z tym niestabilnym, groźnym
Rufusem. Czasami zdarzało się, że zachowywał się dziwnie, ale od dawna nie
próbował jej atakować, nie wspominając o utracie pamięci. Sądziła, że to
już dawno mają za sobą, że znaleźli rozwiązanie, a przemiana w wampira
zmieniała wszystko, a jednak…
I nie miała lekarstwa. Nie żeby zakładała, że ten płyn
działał w taki sposób, jakiego mogliby oczekiwać, ale czułaby się pewniej,
gdyby miała gdzieś pod ręką rubinowy płyn, który w najgorszym wypadku mógł
go przynajmniej odrobinę spowolnić. Wtedy mogłaby uciec i poczekać aż
dojdzie do siebie, ale ciężko było cokolwiek zdziałać, skoro on jej nie
poznawała, a ona nie wiedziała jak się zachować, żeby nie zrobić mu
krzywdy. Czuła pulsowanie mocy oraz przyjemne ciepło, kiedy jej dar zareagował
na strach i podenerwowanie, przypominając o swojej obecności. Gdyby
nie miała innego wyjścia, nie zawahałaby się – nie, kiedy w grę mogło
wchodzić życie również życie istoty, którą nosiła pod sercem – ale zamierzała
posunąć się do tak skrajnych rozwiązań dopiero w ostateczności, gdyby
jednak nie dał jej wyboru.
– Rufus – zaczęła łagodnym, ale pewnym siebie tonem głosu.
Już dawno nauczyła się, że kiedy przestawał być sobą, jedynie stanowcze i krótkie
komendy mają jakikolwiek sens. A co najważniejsze, nie mogła przy tym
okazywać strachu, bo wtedy byłaby skończona. – Wiesz kim jestem. Zastanów się i powiedz
mi, że mam rację.
– Och, doprawdy? – Spojrzał na nią z zaciekawieniem.
Jego oczy wciąż miały czekoladową barwę, poza tym wydawały się w pełni
skupione, co nie miałoby miejsca, gdyby dostał ataku. Wrażenie było wręcz
takie, jakby doskonale wiedział, co takiego robi. – Na pewno masz. To
oczywiste, że wiem kim jesteś – ciągnął, starannie przeciągając sylaby; przez
cały czas się zbliżał, nagle po prostu materializując się tuż przed nią,
zupełnie jakby stał tam od samego początku.
Wzdrygnęła się i instynktownie uniosła obie ręce,
zupełnie jakby chciała go odepchnąć. Odskoczyła do tyłu, próbując cofnąć się
jeszcze odrobinę, ale okazało się, że nie jest w stanie. Aż jęknęła z frustracji,
kiedy poczuła pod plecami krawędź jednego z laboratoryjnych blatów. Marmur
wbijał jej się w lędźwie, zmuszając ją do wygięcia się w łuk, kiedy
niemal położyła się na chłodnej powierzchni, próbując chronić gardło i twarz.
Rufus obdarował ją kolejnym, niepokojącym uśmiechem, po
czym bezceremonialnie pokonał ostatnie dzielące ich metry. Nagle znalazł się
tak blisko, że ich ciała otarły się o siebie, kiedy mocniej przycisnął ją
do stołu, jednocześnie odcinając jej wszystkie możliwe drogi ucieczki. Obie
dłonie wsparł na blacie, trzymając je po obu stronach jej ramion, przez co
unieruchomił ją jeszcze skuteczniej, sprawiając, że straciła oddech.
– Proszę… – zaczęła i chciała dodać coś jeszcze, ale
zabrakło jej tchu. Jego wargi nagle znowu znalazły się przy jej szyi; słodki
oddech drażnił skórę i przyprawiał ją o coraz większy niepokój. – Ty
nie możesz… – spróbowała raz jeszcze, nie kryjąc paniki.
– Nie mogę czego? – zapytał spokojnie, bynajmniej nie
zamierzając się odsunąć. Jedynie na ułamek sekundy uniósł głowę, a Layla
dostrzegła błysk dwóch, zaostrzonych kłów. – To ty tutaj przyszłaś. W tym
miejscu mogę wszystko i oboje zdajemy sobie z tego sprawę, moja
droga.
Jeszcze kiedy mówił, nachylił się bliżej. Poczuła lekkie
ukłucie, kiedy kłami podrażnił skórę na jej gardle, chociaż nie pokusił się o przegryzienie
skóry. Jeszcze nie.
– Przysięgam, że jeśli teraz mnie ukąsisz, gorzko tego
pożałujesz – oznajmiła chłodno. Była na siebie zła za słabość i oszołomienie,
które zdradzało drżenie jej głosu. – I nie mam na myśli tylko tego, że
skopię ci tyłek. Jeśli zrobisz cokolwiek złego mnie albo naszemu dziecku,
przebiję cię kołkiem, pogruchocę kości i wstawię w południe na sam
środek placu… W najbardziej nasłonecznionym miejscu, oczywiście. Czy taka
perspektywa cię satysfakcjonuje?
Mówiła co tylko przyszło jej do głowy, właściwie się nad
tym nie zastanawiając. Chciała, żeby się opamiętał, a z doświadczenia
wiedziała, że w przypadku Rufusa najlepszy był siarczysty policzek albo
kołek w serce. Co prawda zwykle wobec niej był łagodny, w skrajnych
przypadkach naprawdę delikatny i czuły, ale jeśli faktycznie jej nie
pamiętał, musiała znaleźć jakiś sposób na to, żeby trzymać go na dystans.
Wyczuła, że zamarł, chociaż nie sądziła, żeby jej słowa
zrobiły na nim jakieś specjalne wrażenie. Ledwo panując nad nerwami, zacisnęła
palce na przedzie jego laboratoryjnego płaszcza. Pod spodem miał czarną
koszulkę, poza tym wyglądał wyjątkowo porządnie, co również ją zaalarmowało.
Rufus z klasą był równie niebezpieczny, co i jego maniakalna wersja,
więc teoretycznie mogła się spodziewać wszystkiego.
– Puść – powiedziała stanowczo, przenosząc jedna dłoń na
jego policzek. Drgnął, kiedy wyczuł wysoką temperaturę jej ciała, ale nie
usłuchał. – Zrobię coś głupiego, jeśli będę musiała. Wiesz to.
Była tego pewna, chociaż branie czegokolwiek za pewniak w przypadku
Rufusa zwykle bywało ryzykowne. Zamarła w oczekiwaniu, napinając mięśnie
do granic możliwości. Plecy zaczynały ją boleć od niewygodnej pozycji, poza tym
nie podobało jej się to, że wampir nachylał się nad nią aż do tego stopnia, że
chyba jedynie cudem jeszcze nie ucisnął jej brzucha. Na samą myśl o tym,
że cokolwiek mogłoby stać się nienarodzonej istocie w jej wnętrzu, robiło
jej się niedobrze; w tej sytuacji naprawdę była gotowa na wiele, nawet
jeśli to miałoby się wiązać z zaatakowaniem Rufusa…
A może zwłaszcza wtedy.
Przez kilka następnych sekund naprawdę była przekonana, że
wampir nie da jej wyboru i będzie musiała go zranić. Mocniej zacisnęła
dłonie w pięści, próbując powstrzymać swoje ciało przed jakąkolwiek
gwałtowną, nieprzemyślaną reakcją. Ogień wciąż był gdzieś blisko, dosłownie na
wyciągnięcie ręki, gotów pomóc jej, gdyby tylko tego zapragnęła. Miała coraz większe
problemy z tym, żeby utrzymać go w ryzach, zresztą obawiała się, że
wkrótce będzie mogła przestać się wysilać.
I właśnie wtedy Rufus ją puścił, zupełnie jakby wcale nie
była jego celem. Odetchnęła, przynajmniej częściowo, bo wciąż nie poczuła się pewniej.
Obserwowała go z niedowierzaniem, kiedy jak gdyby nigdy nic wyprostował
się i zrobił krok do tyłu. Sama nie była pewna, czego powinna się po nim
spodziewać, dlatego nie ruszyła się z miejscu, nasłuchując i wciąż
napinając mięśnie, gdyby jednak musiał się bronić.
Nie musiała.
Nie musiała niczego, bo w tym właśnie momencie wampir
postanowił jeszcze bardziej wytrącić ją z równowagi. Kiedy nagle się
roześmiał i to w szczery, całkiem pozbawiony szaleństwa sposób, była w stanie
jedynie spoglądać na niego niedowierzaniem, czując się jak kompletna idiotka.
Jej oczy rozszerzyły się do granic możliwości, serce zaś trzepotało jej się w piersi
do tego stopnia, że było to niemal bolesne.
Rufus wciąż się śmiał i to w sposób, którego
dawno u niego nie widziała. Patrzyła na niego tępo, zwłaszcza wtedy, kiedy
z trudem nad sobą zapanować i jak gdyby nigdy nic wyciągnął rękę w jej
stronę, gotów pomóc jej się wyprostować.
– O rany, przepraszam cię – westchnął, bo nie
zareagowała i wciąż na wpół leżała na laboratoryjnym blacie. – Nie wiem,
co mnie opętało. Po prostu nie mogłem się powstrzymać – wyjaśnił, ale równie
dobrze mógłby mówić do niej w innym języku.
– Ty… C-co? – Nienawidziła tych momentów, kiedy głos jej
drżał, a emocje wymykały się spod kontroli. Wyprostowała się z trudem,
poza tym jednak nie ruszyła się nawet na krok, wciąż utrzymując znaczny dystans
pomiędzy sobą a Rufusem. – Niech cię szlag… Wiesz kim jesteś? – zapytała w przypływie
desperacji.
– Oczywiście, że wiem. – Wampir zmarszczył brwi. – Dlaczego
miałoby być inaczej, Laylo? – dodał, spoglądając na nią w niemal
pobłażliwy sposób.
Wciąż drżała, nie tyle ze strachu, co od nadmiaru
sprzecznych ze sobą emocji. Oszołomienie i lęk w jednej chwili
zostały wyparte przez palący, narastający gniew, który z trudem zdusiła w sobie.
Miała ochotę w coś uderzyć, ale ciało odmawiało jej posłuszeństwa.
– Więc co? – Kontrola wróciła tak nagle, że z wrażenia
omal nie straciła równowagi. Skoczyła w jego stronę, chociaż instynkt
stanowczo protestował przed takim rozwiązaniem. – To miał być jakiś żart? Co ci
znowu strzeliło do głowy?! – wydarła się. Możliwość wyładowania skrajnych
emocji w jakimś stopniu przynosiła ulgę.
Rufus zmarszczył brwi. Jego dotychczasowe rozbawienie
powoli ustąpiło miejsca dezorientacji.
– Dlaczego miałbym sobie z ciebie żartować? Doprawdy,
wiesz dobrze, co takiego sądzę o braku taktu i niepoprawnym poczuciu
humoru – żachnął się i z niedowierzaniem uprzytomniła sobie, że
wygląda tak, jakby naprawdę poczuł się jej sugestią urażony. – Dobrze się
czujesz? Pytam, bo nie jestem pewien, czy mogę zaryzykować i właściwie się
z tobą przywitać.
– Czy ja…? – zaczęła, ale ostatecznie urwała, dochodząc do
wniosku, że to bez sensu. W milczeniu skinęła głową, pozwalając żeby Rufus
podszedł bliżej i jak gdyby nigdy nic otoczył ją ramionami. – Tak. Ja
czuję się bardzo dobrze.
– Znakomicie – stwierdził pogodnie, wzmagając uścisk i unosząc
ją nieznacznie, żeby łatwiej móc ją pocałować. Odwzajemniła pieszczotę, czując,
że powoli zaczyna się rozluźniać. – Nie powinnaś była jeszcze przychodzić,
zwłaszcza w taki upał, ale w sumie cieszę się, że tutaj jesteś. Co
prawda nie wszystko jest gotowe i trochę zepsułaś mi element zaskoczenia,
ale…
Zaczął mówić i brzmiał przy tym normalnie, zupełnie
jakby nic specjalnego się w ostatnim czasie nie wydarzyło. Słuchała go w milczeniu,
próbując udawać, że w istocie wszystko jest w porządku, ale raz po
raz przyłapywała się na tym, że obserwuje go nieufnie, oczekując, że nagle znów
coś w nim się zmieni i spróbuje ją raz jeszcze zaatakować. Czuła się
trochę jak w transie, oszołomiona tym bardziej, że Rufus wydawał się w ogóle
nie pamiętać, że wcześniej zachował się jakkolwiek nie tak. To było
niepokojące, nawet jak na niego, bo do tej pory zawsze miał przynajmniej
mgliste pojęcie tego, że coś mu umknęło. Teraz zachowywał się tak, jakby…
zapomniał.
Laylę przeszedł dreszcz, ale Rufus najwyraźniej niczego nie
zauważył, co przyjęła z ulgą. Ruszyła za nim, kiedy chwycił ją za rękę i pociągnął
za sobą, chcąc pokazać jej z bliska to, co zdążyła już wcześniej zauważyć,
a co najwyraźniej napawało go tym niezdrowym entuzjazmem, który
niejednokrotnie przejawiał, kiedy w grę wchodziły jego dwie największe
miłości (oczywiście pomijając ją, a przynajmniej taką miała nadzieję) –
laboratorium i nauka. W innym wypadku byłaby zafascynowana, gdyby
mogła obserwować go w tym stanie, ale teraz nie mogła się skoncentrować,
raz po raz wracając pamięcią do wyrazu jego twarzy i tego, jak skoczył na
nią, wyraźnie chętny urządzić sobie małe polowanie.
– Czy wszystko jest w porządku? – Rufus
bezceremonialnie sprowadził ją na ziemię. Zamrugała i skoncentrowała się
na nim, nie próbując nawet kryć tego, że się zamyśliła. – Mam wrażenie, że
myślami jesteś gdzieś daleko.
– Wydaje ci się – skłamała. Rzucił jej znaczące spojrzenie,
ale zignorowała je; jasne, że mógł wyczuć, kiedy próbowała go okłamać. – To
zmęczenie. Mam prawo być zmęczona – wykręciła się, w znaczący sposób
kładąc dłoń na brzuchu.
– Och… – Jego twarz rozjaśnił blady, ale przynajmniej
znajomy jej uśmiech. Pozwoliła, żeby otoczył ją ramionami, podświadomie
wiedząc, że tym razem może mu zaufać. – No tak. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz
miałem do czynienia z ciężarną kobietą… Rządzicie się swoimi prawami –
dodał mimochodem, niby to przypadkiem muskając wargami jej czoło.
Mimowolnie zadrżała, nie tyle z obawy, co
podekscytowania. Na ułamek sekundy naprawdę udało jej się przestać myśleć o jego
dziwnym zachowaniu, w zamian pragnąć już jedynie tego, żeby pocałował ją w usta.
– Mówisz dokładnie to samo, co Theo – stwierdziła, wywracając
oczami. – Mam wrażenie, że jestem dla niego prezentem od losu.
– Doprawdy? – Rufus nie wydawał się zainteresowany,
przynajmniej na pierwszy rzut oka. Myśl o tym, że mógłby być zazdrosny,
wydawała się absurdalna, aczkolwiek kusząca. – Pewnie tak. Wiesz jak to u nas
jest z wydawaniem na świat potomstwa. Zwłaszcza w Mieście Nocy to
swoista rzadkość, nawet wśród ludzi…
– Więc jesteśmy z Nessie ewenementami. Znowu –
westchnęła, po czym uśmiechnęła się niepewnie. – Jestem zaskoczona tym, co
tutaj się stało – oznajmiła z uśmiechem, znacząco kiwając głową w stronę
laboratorium.
Spojrzał na nią z zaciekawieniem, chyba trochę
zaskoczony zmianą tematu.
– Wciąż nie skończyłem. Wiesz dobrze, że nie przepadam za
zmianami, a tutaj jest ich pełno. Miną całe wieki zanim przyzwyczaję się
do tych pseudo nowości, które zorganizował mi Michael.
Ach, więc jednak Michael maczał w tym palce. Co
więcej, po wyposażeniu laboratorium widać było, że wyjątkowo się postarał,
Rufus jednak i tak znajdował powody do tego, żeby narzekać. To było tak
bardzo w jego stylu, że omal się nie roześmiała.
– Zrzęda – parsknęła, szczerząc się w uśmiechu. – Moim
zdaniem, ta eksplozja przyniosła też trochę dobrego. Chociażby… Cóż, widzę
blaty. Są nowe czy…
– Nie kończ. – Rzucił jej rozdrażnione spojrzenie. –
Wszystko jest nowe, jak sama już zauważyłaś. Cała ta sala wyglądała jak jedna
wielka sterta gruzu, ale przynajmniej biblioteka i tyły wyglądały
względnie dobrze. Wciąż jeszcze jestem w trakcie doprowadzania wszystkiego
do porządku.
Czytaj: do zorganizowania znajomego jej, nieuporządkowanego
chaosu w którym jedynie on potrafił się odnaleźć.
– A co tutaj jest do poprawiania? – zdziwiła się. –
Masz sprzęt i prąd… No i przestrzeń. To nie wystarczy?
– Nie mam na myśli laboratorium – zaoponował. Kiedy spojrzała
mu w oczy, ciemne tęczówki wyglądały na wyjątkowo skupione i bardzo,
ale to bardzo poważne. – Próbuję to miejsce rozbudować. Uczynić…
bezpieczniejszym. Rozumiesz, co mam na myśli?
– Hm… Chyba nie za bardzo.
Westchnął, po czym bez ostrzeżenia położył dłoń na jej
zaokrąglonym brzuchu. Zesztywniała.
– Jasne, że wiesz. W końcu – zaczął, wciąż nie
spuszczając wzroku z jej twarzy – mamy pewne nowe
okoliczności, czyż nie? Znasz mnie aż nazbyt dobrze, więc wiesz, że
raczej nigdy nie byłem specjalnie towarzyski, nie byłem… normalny. – Uśmiechnął
się z odrobiną goryczy. – Z drugiej strony, jeśli marzysz o domku
z ogródkiem, dużej sypialni i całym tym badziewiem, ja się dostosuję.
Pewnie nie byłoby problemu, gdyby porozmawiał z Dimitrem, niemniej…
– Domek z ogródkiem i normalne życie? Żartujesz
sobie ze mnie? – Skrzywiła się demonstracyjnie. – Lepiej mi powiedz, kiedy mogę
zacząć wynosić się z Niebiańskiej Rezydencji.
Spojrzał na nią trochę tak, jakby to jej zdarzało się
okazyjnie tracić zmysły.
– Nie w najbliższym czasie… Nie, mówię poważnie –
uciszył ją, bo chciała zaoponować. – Naprawdę uważasz, że mam tutaj warunki dla
ciężarnej?
– Do tej pory jakoś niespecjalnie ci to przeszkadzało –
zauważyła, wywracając oczami. – Oj, daj spokój. Spróbuję dopilnować tego, żeby
utrzymać ten porządek… Hm, znając ciebie, co najwyżej tydzień. Chyba, że o czymś
nie wiem i nagle znalazłeś w sobie dawno zapomniane pokłady dobrej
woli i normalności. Nie żebym oczekiwała tego, że staniesz się
pedantyczny, ale miło byłoby nie ryzykować, że zabiję się o jakąś
zabłąkaną książkę albo cały stos.
Jedynie się roześmiał i w końcu ją pocałował,
dokładnie tak, jak mogłaby tego oczekiwać. Odwzajemniła pieszczotę, pozwalając
sobie na chwilę jakże upragnionego zapomnienia. Co prawda wciąż odczuwała niepokój
– po tak oryginalnym powitaniu trudno było, żeby czuła się w pełni
rozluźniona – ale ten powoli zaczynał się zacierać, wyparty przez euforie oraz
innego rodzaju pragnienia, które wyzwalał w niej sam dotyk Rufusa.
To Rufus. On jest dziwny,
pomyślała stanowczo, jednocześnie cicho wzdychając, kiedy przesunął dłonią
wzdłuż krzywizny jej kręgosłupa. Pewnie
znów jest zmęczony… Albo faktycznie zabawił się moim kosztem, dodała i ta
możliwość wydała jej się najbardziej prawdopodobna. Teraz nie chciał się przyznać,
być może w końcu przypominając sobie o tym, że nerwy w jej
stanie nie są wskazane, ale mimo wszystko…
Nie, to na pewno nie było nic takiego. Zwłaszcza, że kilka
razy słyszała o różnych nieśmiertelnych, którym zdarzało się w porywach
myśleć, że znajdują się w jakimś innym miejscu i czasie – gdzieś w przeszłości.
Nawet ludziom się to przytrafiało, najczęściej krótko po przebudzeniu, więc
zdecydowanie nie miała powodów do tego, żeby się martwić.
Poza tym… Już było dobrze, prawda?
– Chcesz odpocząć? – usłyszała i zanim zdążyła
cokolwiek odpowiedzieć albo przynajmniej zaprotestować, Rufus porwał ją na
ręce. Pisnęła cicho i machinalnie zarzuciła mu obie ręce na szyję. –
Chodź. Mówiłem ci, że nie przepadam za zmianami, więc jak najbardziej ucieszę
się, mając cię ponownie w moim pokoju – stwierdził z entuzjazmem.
– Czy to jest jakaś sugestia? – zagaiła, uśmiechając się w znaczący
sposób. Dobrze pamiętała te wszystkie godziny, kiedy zdążało im się leżeć razem
na jego wąskim łóżku. – Mam przez to rozumieć, że stanowię element wyposażenia
twojej sypialni, czy może po prostu się za mną stęskniłeś?
– Ujmij to jak chcesz. – Wywrócił oczami. – Jesteś w ciąży.
Tak tylko przypominam.
Layla zaśmiała się nerwowo. Zupełnie jakby mogła zapomnieć!
Nieco późno, aczkolwiek jestem z efektu zadowolona. Przy okazji, chcę życzyć wszystkim zdrowych, szczęśliwych i spokojnych świąt Wielkiej Nocy; smacznego jajka, mokrego dyngusa...
OdpowiedzUsuńTyle z mojej strony i do napisana,
Nessa.
Rozdzial przeczytałam jednym tchem i skomentowałabym wczoraj, ame uznałam, ze pierwsza w nocy to nie jest najlepszy czas na komentowanie.
OdpowiedzUsuńJuż myślałam, że Rufus naprawdę chwilowo stracił pamięć, a tu sie okazało, że sobie z dziewczyny jaja robi xD
Layla nie była zadowolona xD mm, podoba mi sie to, ze Rufus juz powoli zaczyna sie przyzwyczajać do nowego stanu rzeczy. Zdziwiłam sie, ze zaczął powiększyć laboratorium, ale to dobrze^^
niecierpliwie czekam na następny rozdział :)
Tobie również życzę szczęśliwych i spokojnych Świąt Wielkiej Nocy :)) i udanego dnia Mokrego Ubrania^^
Gabrysia ;**