20 kwietnia 2014

Dziewięćdziesiąt osiem

Alessia
– Ali…?
Zamrugała nieprzytomnie i otworzyła oczy. Potrzebowała dłuższej chwili, żeby wyrwać się z chwilowego otępienia i uświadomić sobie, że nie wszystko jest takiego, jaki mogłaby się spodziewać. Wciąż trwając gdzieś na pograniczu jawy i snu, potrzebowała dobrych kilku minut, zanim zdołała rozejrzeć się dookoła i stwierdzić, że bynajmniej nie znajduje się w swoim pokoju, nie mówiąc już o wąskim łóżku na którym najwyraźniej przysnęła.
Co do…?, pomyślała, po czym poderwała się gwałtownie, omal nie spadając z materaca. Cienki koc, którym ktoś okrył jej ramiona, zsunął się i teraz leżał zwinięty na jej kolanach, ale praktycznie nie zwróciła na to uwagi. Usłyszała cichy śmiech, który zdezorientował ją jeszcze bardziej, bo przecież Ariel tak rzadko się śmiał…
Ariel.
Wspomnienia wróciły w jednej chwili, tworząc dziwną mieszankę przykrych, ale i też na swój sposób dobrych wspomnień. Nie żeby przemiana i ich późniejsza rozmowa był jakkolwiek przyjemna, ale to, że Ariel w końcu się przed nią otworzył, mogła chyba uznać za sukces, a przynajmniej tak jej się wydawało. Wciąż nie do końca potrafiła przyjąć do wiadomości wszystko to, co w przypływie szczerości powiedział jej chłopak, dlatego starała się o tym nie myśleć, co było o tyle łatwe, że wciąż czuła się oszołomiona i odrętwiała. Cóż, na pewno nie przywykła do tego, żeby sypiać gdziekolwiek indziej niż w domu, na dodatek w środku dnia.
– Która godzina? – zapytała pod wpływem impulsu, w końcu koncentrując wzrok na miejscu, gdzie wyczuwała obecność Ariela.
Coś poruszył się w mroku (kiedy właściwie zrobiło się ciemno?), a potem w końcu zdołała dostrzec smukłą sylwetkę obserwującego ją Ariela. Wystarczyło jej zaledwie kilka sekund na to, żeby zorientować się, że mimo wciąż wyraźnej bladości skóry, chłopak wyglądał lepiej. Ciemne oczy błyszczały, poza tym już nie słaniał się na nogach, wymęczony i jakby chory, więc to zdecydowanie mogła uznać za sukces. Kiedy spała, musiał doprowadzić się do porządku, bo nie tylko wyglądał lepiej, ale na sobie miał świeże ubrania, tym razem składające się na wytarte jeansy i dopasowaną koszulkę z krótkim rękawem. Czarny materiał opinał jego ciało, sprawiając, że Ariel przestał wydawać jej się aż tak wątły, chociaż i tak jego sylwetce daleko było do jakże pokaźnej muskulatury kogoś pokroju Riddley’a.
Bez pośpiechu ruszył w jej stronę i wtedy zorientowała się, że jest boso. W pełni rozbudzona, uśmiechnęła się niepewnie, zwłaszcza, że materac lekko ugiął się pod ciężarem wilkołaka, kiedy ten ostrożnie przysiadł u jej boku.
– Coś koło ósmej – odparł bez zainteresowania. Spojrzała na niego z niedowierzaniem, bo nie sądziła, że mogłaby spędzić tutaj cały dzień! – Wszystko gra? Znaczy, jeśli powinienem był cię obudzić…
– Jest w porządku – odparła natychmiast. Ósma wieczorem nie była jeszcze porą, kiedy zwykła pojawiać się w domu. – Po prostu mnie zaskoczyłeś… Albo raczej to ja samą siebie zaskoczyłam – sprostowała, kręcąc niedowierzaniem głowa. Jeśli ktoś tutaj powinien był zmęczony, to raczej nie ona. – Właśnie, jak się czujesz?
– Ali. – Ariel spojrzał na nią w niezwykle poważny sposób. – Wycziluj – zaproponował, a ona omal się nie roześmiała, tak wielki kontrast był między jego tonem a tym, co jej sugerował.
– Jasne. W końcu czym ja się martwię, prawda? – sarknęła, ale Ariel w odpowiedzi wysilił się na kolejny uśmiech. Swoją drogą, okazywanie entuzjazmu szło mu coraz lepiej.
– Otóż to.
Otworzyła usta, ale ostatecznie je zamknęła, dochodząc do wniosku, że bez sensu jest się wysilać – w końcu i tak wiedział swoje. Świetnie. Nagle okaże się, że na domiar złego jest cholernie pewny siebie, pomyślała z przekąsem, ale nie mogła powiedzieć, żeby czuła się jakkolwiek zdziwiona. Ariel może i był cichy , a już na pewno skryty, ale to jeszcze nie znaczyło, że pozbawiony był charakteru – po prostu ona była jedną z nielicznych osób, którym udało się do niego dotrzeć… Albo jedyną, chociaż taka perspektywa miała w sobie coś przygnębiającego.
Z drugiej strony – chociaż to wciąż do niej nie docierało – Ariel był synem Yves’a. Słyszała kilka razy, że biologii nie da się oszukać, więc może faktycznie coś w tym było. Z takim ojcem i w towarzystwie takich istot, jakim była znamienita część wilkołaków, które miała okazję do tej pory poznać, bez charakteru było się z góry skazanym na śmierć – i to w najlepszym wypadu. Bacząc na to, co Ariel zdążył już przeżyć, logicznym wydawało się, że nabrał doświadczenia i nauczył się jakoś sobie radzić. Co więcej, według tych pokrętnych reguł czy też raczej hierarchii, której trzymały się dzieci księżyca, musiał być kimś na kształt… bety? Zastępcy alfy? Nawet jeśli faktycznie rozczarowywał ojca swoim zachowanie i podjętymi decyzjami, chyba to miejsce przysługiwało mu z urzędu, a przynajmniej tak jej się wydawało. Pamiętała zresztą ich pierwsze spotkanie i to jak wpłynął na Riddleya, to wspomnienie zaś wydawało się przynajmniej częściowo potwierdzać jej podejrzenia. Cokolwiek Ariel sobie myślał, nie mógł zaprzeczyć, że miał coś na kształt autorytetu.
Teoretycznie mogła go o to zapytać, ale nawet gdyby się na to zdecydowała, a on okazałby jeszcze trochę dobrej woli i postanowił jej odpowiedzieć, nie miała po temu okazji. Ariel obserwował ją przez jeszcze kilka sekund, po czym – cały czas patrząc jej w oczy – nachylił się i musnął wargami jej usta. Spodziewała się naprawdę wielu rzeczy, ale na pewno nie pocałunku, dlatego w pierwszym odruchu zastygła w bezruchu, oszołomiona. Głupia, zrób coś!, skarciła się w duchu i było to niczym siarczysty policzek, bo natychmiast zmotywowało ja do działania. Odwzajemniła pieszczotę z pełną pasją, zarzucając mu obie ręce na szyję. Przyciągnął ją do siebie, odrobinę niezgrabnie, ale ta nieporadność dodawała jej pewności siebie, zwłaszcza, że sama nigdy nie miała specjalnego doświadczenia z chłopakami. Jasne, całowała się już, ale nigdy nie tak naprawdę, poza tym do tej pory nie miała do czynienia z czymś, co można by określić… No cóż, związkiem. Albo miłością.
Pocałunek miał w sobie coś gwałtownego, ale przy tym wydawał jej się na swój sposób niewinny i wciąż nieco niepewny. Zamknęła oczy, chcąc w pełni skoncentrować się na innych zmysłach, przede wszystkim smaku i czuciu, zwłaszcza, że ostatnim razem niespecjalnie mogła się bliskością Ariela nacieszyć, skoro przez cały czas wił się z bólu i chyba nie do końca zdawał sobie sprawę z tego, że ona próbuje go pocałować. Tym razem był inaczej, co wyczuła bez żadnego problemu i to nie tylko dlatego, że Ariel wydawał się wyjątkowo przytomny i coraz pewniejszy tego, co robił. Jego dłonie swobodnie przesuwały się po jej plecach, przeczesywały włosy i drażniły wrażliwą skórę na jej karku, co przyprawiało ją o dreszcze. Jeśli wcześniej miała jakiekolwiek wątpliwości co do tego, czy doszedł do siebie, wyzbyła się ich całkowicie – Ariel smakował świeżością i pastą do zębów, przynajmniej w pierwszym momencie, bo wraz z upływem kolejnych był już wyłącznie sobą.
Odsunął ją od siebie nagle, chociaż nie wypuścił ją z objęć. Oboje dyszeli ciężko, łapczywie chwytając oddech i wpatrując się w sobie nawzajem w tak roztargniony sposób, że było to niemal zabawne.
– Hm… To tak a’propos tego, co zrobiłaś wczoraj – mruknął nieco niepewnie Ariel. Przekrzywił lekko głowę, jakby chcąc obejrzeć ją pod innym kątem. – Chyba zapomniałem ci podziękować, poza tym…
– Przestań gadać bez sensu – żachnęła się i pod wpływem impulsu dosłownie rzuciła się na niego, chcąc jeszcze raz poczuć jego usta na swoich. Pozwolił jej na to, tym razem jednak pieszczota sprowadzała się jedynie do krótkiego muśnięcia ustami jej warg. – No co? – zapytała mało inteligentnie; w głowie jej się kręciło, poza tym miała jeszcze większe problemy z koncentracją niż kiedykolwiek wcześniej.
Ariel westchnął, po czym położył jej dłoń na policzku, żeby nie poczuła się odrzucona. I tak zrobiło jej się przykro, ale starała się tego nie okazywać.
– Wiesz… To nie jest dla mnie takie łatwe, kiedy jesteś blisko – wyznał niechętnie. – Zwłaszcza po pełni. Wydaje mi się, że wtedy jestem mniej sobą, a to… nieprzyjemne. – Zawahał się jedynie na moment, ale i tak to wyczuła.
– Och… Masz na myśli… – Spojrzała na niego wymownie. Uniósł brwi, więc wyszczerzyła zęby, próbując w ten sposób sparodiować warczącego wilka, chociaż nie była pewna czy jej się to udało, czy może jedynie utwierdziła go w przekonaniu, że coś jest z nią nie tak. – Nie pomyślałam. To coś jak instynkt?
– Można to tak nazwać, chociaż wątpię, żebyśmy myśleli o tym samym. Ty pewnie mówisz o czyś podobnym do pragnienia krwi w przypadku wampirów, prawda? – W milczeniu skinęła głową. – Pewnie jest podobnie. Z tym, że w waszym przypadku to pokusa. W moim… Cóż, walka.
– Walka? Coś jak druga natura?
Westchnął zrezygnowany.
– Materialna druga natura – poprawił i zupełnie machinalnie położył dłoń na brzuchu. Skrzywił się, jakby coś go zabolało i może faktycznie tak było. – Mam wrażenie, że się rozpadam. On… Dziwne, ale to nie jest tak, że nagle pragnę zrobić ci krzywdę. Kiedyś tak, ale nie teraz. Mam wrażenie, że… No wiesz, że mu się podobasz.
Spojrzała na niego tak, jakby właśnie oznajmił jej, że jest z Księżyca. Siedzieli sobie w jego kryjówce, wtuleni w siebie na jego łóżku, a on jak gdyby nigdy nic opowiadał jej o tym, że kilka razy miał problem z utrzymaniem wilczej natury – co pewnie równało się temu, że powinna się cieszyć, iż nagle nie zamienił się w bestię albo jej nie zaatakował. Co więcej, właśnie dowiedziała się, że uwięzione w nim zwierzę prawdopodobnie jest nią zafascynowane. Cudownie.
Nigdy więcej wilkołaka na chłopaka, pomyślała. Dopiero po chwili uświadomiła sobie wydźwięk własnych słów, ale nie miała okazji się nad tym zastanowić, bo wtedy ponownie odezwał się Ariel:
– Przepraszam. Ja wiem jak to brzmi, ale… – zaczął, po czym zamilkł, bo rzuciła mu krótkie, aczkolwiek znaczące spojrzenie.
– Jest w porządku. Dziwnie, ale w porządku – zapewniła, na potwierdzenie swoich słów kładąc obie dłonie na jego torsie. – Nie powiem, żebym normalnie czuła się z rozróżnieniem na ciebie i na niego – przyznała – ale pewnie się przyzwyczaję.
– Przepraszam – powtórzył raz jeszcze. – Wolę, kiedy myślę o wilku jak o odrębnej istocie. Tak jest łatwiej, poza tym czasami naprawdę mam wrażenie, że to oddzielny byt. Jak druga osobowość, która próbuje przejąć kontrolę.
– Podejrzewam, że Freud byłby zachwycony takim zagadnieniem – skomentowała i ulżyło jej, kiedy parsknął śmiechem. – Ale tak na poważnie… Jak to jest? To znaczy, skąd wiesz, że on…?
Ariel raptownie spoważniał, więc natychmiast pożałowała swoich słów. Chciała je cofnąć, jednak pokusa uzyskania odpowiedzi okazała się zbyt silna.
– To się czuję. Teraz ma nade mną kontrolę tylko podczas pełni, bo tego przeskoczyć się nie da, ale i tak… Czasami mam wrażenie, że próbuje się wydostać. Zwłaszcza odkąd… – Urwał, uprzytomniając sobie, że powiedział za długo.
I tak zgadła.
– Odkąd spotykasz się ze mną. Jestem w połowie wampirem, więc instynkt nakazuje ci mnie zaatakować. – Nie odpowiedział, ale nie musiał. – W porządku, to też było do przewidzenia. Poza tym wciąż nad nim panujesz, prawda?
– Panuję – zgodził się. Zamilkł, ale i tak była boleśnie świadoma niewypowiedzianego „jeszcze”, które zawisło gdzieś pomiędzy nimi.
– Czy to boli? – zapytała, nie mogąc się powstrzymać. Próbowała go poznać i zrozumieć, nawet jeśli nie powinna tego robić. – Ta… walka. Jeśli chodzi o przemianę, widziałam już dość – stwierdziła z nutką goryczy.
– Jest… nieprzyjemnie – odparł wymijająco. Miała ochotę wywrócić oczami, ale zdecydowała się darować sobie komentowanie tego jawnego kłamstwa. – Ale nie. Nie mogę powiedzieć, żeby to bolało.
Naprawdę chciała mu wierzyć, ale nie była w stanie. Aż nazbyt dobrze zdawała sobie sprawę z tego, że Ariel gotów jest powiedzieć i zrobić naprawdę wiele, żeby się z jego powodu nie zadręczała. Nie sądziła, żeby kłamstwo stanowiło jakąś specjalną trudność, nawet jeśli musiał zdawać sobie sprawę z tego, że wolałaby nawet najbardziej przykrą prawdę. Nie chciała, żeby przez nią miał jeszcze większe problemy, chociaż jednocześnie czerpała przyjemność z tego, że nie próbował jej od siebie odsuwać. To jedynie potwierdzało, że była egoistką, ale jakoś niespecjalnie potrafiła się tym przejąć.
Chwilowe milczenie wydało jej się nieco dziwne, ale wcale nie czuła się z tego powodu nieswojo. Ariel wpatrywał się w nią jak urzeczony, uważnie wodząc wzrokiem po całej jej sylwetce, przez co poczuła się nieco speszona. Chociaż miała na sobie ubranie, poczuła się bardziej obnażona niż gdyby siedziała przed nim teraz w samej bieliźnie. Nikt nigdy nie patrzył na nią w taki sposób, poza tym Ariel wcale nie wydawał się zdawać sobie sprawę z tego, że robi cokolwiek, co mogłoby wprawić ją w zakłopotanie.
– Masz może ochotę się przejść? – wypalił nagle i nie czekając na odpowiedź, zsunął się z łóżka, zostawiając ją zdezorientowaną, drżącą i zapatrzoną w przestrzeń.
– Przejść? Niby dokąd?
Nie odpowiedział, chyba, że miała jako wyjaśnienie uznać błysk, który dostrzegła w jego ciemnych oczach. Ledwo powstrzymując się od wymownego wywrócenia oczami i nerwowych komentarzy na temat tego, jacy to faceci potrafią być beznadziejni, zaczęła gramolić się z łóżka. Włosy miała w nieładzie, ubranie pomięte, a usta spuchnięte od pocałunków, ale musiała przyznać, ze wcale nie czuła się tak, jakby wyglądała jakoś specjalnie beznadzieje. W zasadzie mogła z czystym sumieniem stwierdzić, że przynajmniej w oczach Ariela wyglądała dobrze.
Pośpiesznie ubrała buty i przeczesując włosy palcami, instynktownie skierowała się w stronę drzwi, dopiero po chwili uprzytomniając sobie, że Ariela przy nich nie ma. Zdezorientowana, szybko rozejrzała się dookoła, żeby z niedowierzaniem odkryć, że wilkołak czeka na nią przy… uchylonym oknie?
– Ki diabeł? – zapytała, rzucając mu skonsternowane spojrzenie. Założyła obie ręce na piersi, nie zamierzając ruszyć się nawet na krok.
– Po prostu chodź – zachęcił ją, wyciągając dłoń w jej stronę. Rzuciła mu obojętne spojrzenie, ale poza tym nie zareagowała w żaden sposób. – Jak sobie chcesz – stwierdził, wzruszając ramionami.
A potem zniknął.
Alessia zaklęła pod nosem i chcąc nie chcąc podbiegła do okna. Wciąż mrucząc coś gniewie, wsparła obie dłonie na parapecie i wyjrzała na zewnątrz, spoglądając na opustoszałe, pogrążone w mroku ulice. Naprzeciwko widziała brudne, zaciemnione okna sąsiedniej kamienicy, nieznacznie tylko wyższej od tej, w której się znajdowała. Nie była pewna, ale chyba znajdowała się na dość wysokim drugim piętrze, wysokość jednak nie stanowiła dla niej żadnego problemu, nawet gdyby zdecydowała się wyskoczyć.
Usłyszała cichy szelest, więc instynktownie spojrzała w górę. Ariel wcale nie zeskoczył, w zamian wspinając się na dach. Teraz spoglądał na nią z góry, uśmiechając się z satysfakcja, jakby od początku podejrzewał, że moment, w którym ulegnie, jest jedynie kwestią czasu.
– Więc jak? – Znów wyciągnął rękę w jej stronę. – Ufasz mi czy nie? – zapytał i chociaż zabrzmiało to lekko, zdawała sobie sprawę z tego, że jej odpowiedź jest dla niego istotna.
– A jak sądzisz? – odparowała, po czym z wprawą wspięła się na parapet. Metal jęknął w odpowiedzi, więc szybko wybiła się w górę, chwytając się krawędzi dachu. – Dupek – dodała z przekąsem, ignorując jego wyciągniętą dłoń; w kilka sekund zmaterializowała się u jego boku, bezpiecznie siedząc na nieco wyniszczonych już dachówkach.
Ariel mruknął coś w odpowiedzi, po czym posłał jej pewny siebie, nieco łobuzerski uśmiech, który czasami widywała u Aldero. On naprawdę się przy mnie zmienia, uświadomiła sobie, bo wilkołak raz za razem ją zaskakiwał i to w jak najbardziej pozytywny sposób. Zanim Ali zdążyła się obejrzeć, już zerwał się na równe nogi i zaczął bez pośpiechu posuwać się wzdłuż stromego dachu, bez trudu balansując ciałem tak, żeby utrzymać równowagę.
– Zdecydowanie oszalałeś – stwierdziła, ale tym razem nawet nie zastanawiała się długo, tylko ruszyła za nim. – Jeśli spadnę, to będzie twoja wina – zagroziła, ale nie sądziła, żeby specjalnie się tym przejął.
To było niezwykle i szalone zarazem, zwłaszcza, że nie biegania po dachach oczekiwała, kiedy Ariel zaproponował przechadzkę. Widziała po nim, że robił tak nie raz i dokładnie wiedział, gdzie powinni iść. Prowadził ją przed siebie, bez trudu znajdując bezpieczne przejścia z jednego dachu na drugi, dzięki czemu czuła się dość pewnie. Wkrótce już nie musiała uważać na kroki i po prostu biegła za nim, śledząc go i posuwając się niczym cień. Taka zabawa, zwłaszcza w świetle księżyca i licznych gwiazd, wydawała się jeszcze bardziej niesamowita, a przy tym w jakiś paradoksalny sposób jak najbardziej na miejscu. Była jak Ariel – nietypowa – i właśnie to sprawiało jej największą przyjemność.
Stopniowo posuwali się coraz dalej, zbliżając się do centrum. Widok tych wszystkich domów i pogrążonego w ciemnościach Miasta Nocy, miał w sobie coś wyjątkowego, co bez trudu zapadało w pamięć. Jednym, co mogła stwierdzić z przekonaniem, było to, że świat z tej perspektywy wyglądał inaczej i to w pozytywnym sensie, którego sama z siebie zdecydowanie by nie dostrzegła. Ariel pokazywał jej swój świat, wciąż ją zaskakując i najwyraźniej pragnąc zrobić wszystko, byleby poznała go w pełni.
Przeskoczył na kolejny dach i nagle zniknął jej z oczu. Alessia zmarszczyła brwi, po czym podążyła za nim, lekko lądując na położonym poniżej, płaskim zadaszeniu. Pośpiesznie rozejrzała się dookoła, szukając wzrokiem swojego towarzysza, ale nie dostrzegła niczego pomijając kilka wydłużonych cieni. Przed nią nie było żadnego innego budynku, gdzie mogłaby w następnej kolejności się przedostać, ale za to doskonale widziała niebo. Srebrzysty księżyc górował nad nią, niemal idealnie okrągły, prawie jak podczas pełni; przypominał ogromne oko, chociaż tym razem satelita nie napawał jej niepokojem, być może dlatego, że zdążył utracić swoją moc. Różnica była niewielka, ale Ali widziała pewną nieregularność w tym kształcie, jakby coś lekko nadgryzło jedną z krawędzi koła.
– Przeraża mnie – usłyszała i aż wzdrygnęła się, kiedy Ariel dosłownie zmaterializował się za jej plecami. – To głupie, ale tęsknię za nowiem. W ciemności czuję się najbezpieczniej.
– To nie jest głupie – zaoponowała machinalnie. Powoli się odwróciła, wpadając wprost w nadstawione ramiona Ariela. – Kto jak kto, ale ty masz prawo się bać.
Nie odpowiedział, tylko mocniej przygarnął ją do siebie. Pozwoliła mu na to, mimowolnie zauważając, że nawet w ramionach Ariela czuła się drobna i niepozorna, zwłaszcza, że chłopak był od niej wyższy.
– Nie podoba mi się to, że w każdej chwili mogę utracić siebie… Wiesz, że były przypadki, kiedy wilki już nie wracały do ludzkiej postaci? W zasadzie chyba wszystkich nas to kiedyś czeka – wyznał i coś w jego słowach przyprawiło ją o dreszcze. – My nie umieramy, Ali. A ja nie wyobrażam sobie tego, że to miałoby dziać się wiecznie. – Mówił o przemianie.
– Nie zatracisz się – zaoponowała zupełnie machinalnie. Skrzywiła się, tak dziecinnie to zabrzmiało. – W najbliższym czasie nic ci nie grozi. Jesteś tutaj ze mną – powiedziała stanowczo.
– Jestem… – Uniosła głowę i przekonała się, że się jej przypatruje. Jego oczy zdawały się lśnić. – Oczywiście, że jestem.
A potem ją pocałował, delikatnie i słodko. Nie miała pewności, czy i tym razem dawała mu się we znaki jej bliskość, ale nie obchodziło jej to.
Była on, był on i ten księżyc – i na swój sposób to było dobre.

1 komentarz:

  1. Jaki sweet rozdział!!! :***

    Jestem nim oczarowana! Takie piękny!
    Też bym chciała jak Ali i tak się obudzić a koło mnie taki fajny chłopak...
    Ariel się śmiał... Gdy czytam jak się śmieje to taki bardziej ludzki się wydaje :)

    Pocałowali się! Kurczę ja też nie spodziewałam się że to Ariel zrobi ten pierwszy krok! Tu mnie mocno zaskoczyłaś :)

    Ten krótki "spacerek" po dachach mnie urzekł, sama też chciałabym sobie tak pochodzić po dachu i po oglądać miasto ale niestety na pewno bym się bała :)

    Ta końcówka!!! :***
    Kocham tą końcówkę! Jest bardzo romantyczna.

    Rozdział wspaniały, nie mogę doczekać się nn
    Pozdrawiam

    Lila

    Ps: Wesołego zająca, co śmieje się bez końca. Szczerbatego barana, co beczy od rana. Radości bez liku, pisanek w koszyku. I wielkiego lania w Dniu Mokrego Ubrania!
    Wesołych świąt wielkanocnych!

    OdpowiedzUsuń









After We Fall
stories by Nessa