19 kwietnia 2014

Dziewięćdziesiąt siedem

Layla
Layla zesztywniała i w pospiechu cofnęła się o krok. Rufus puścił ją, o dziwo, chociaż jednocześnie nie spuszczał z niej oczu. Nie była pewna, czy to dlatego, że go zaskoczyła, czy może po prostu chciał się z nią pobawić, ale to w tym momencie nie miało większego znaczenia.
– Rufus…
Wciąż na nią patrzył, a jego oczy zdawały się delikatnie jarzyć, choć ostre światło jarzeniówek było mylące. Przez ułamek sekundy była przekonana, że jego tęczówki się zmienią, nagle przybierając kolor świeżej bądź zaschniętej krwi, ale sekundy mijały, a one wciąż pozostawały po prostu czekoladowe.
– Tak? – Zrobił krok do przodu. Machinalnie cofnęła się o krok, coraz bardziej zdenerwowana.
Nienawidziła momentów, kiedy zachowywał się w taki sposób. Czuła się jak zwierzę, on z kolei był drapieżcą i to w pełni skoncentrowanym na możliwości polowaniu.
Kolejny krok i znów odległość między nimi nie zmalała. Rufus obserwował ją uważnie, nienaturalnie spokojny i tak… nieszkodliwy. Layla odwykła już od konieczności trzymania wampira na dystans, chociaż mimo upływu czasu podświadomie wiedziała, że wampir nie należy do osób, którym można bezpiecznie zaufać. Teraz bez trudu przypomniała sobie te momenty, kiedy musiała uciekać albo przynajmniej starać się zachować względny sposób, świadoma tego, że każdy gwałtowny ruch może skończyć się tragedią.
Rufus poruszał się powoli, sprawiając wrażenie tego, że właściwie nie rusza się z miejsca. Poraziła ją gracja jego ruchów, kiedy w płynny, pozbawiony jakiegokolwiek wysiłku sposób zaczął przesuwać się w jej stronę. Przypominał polującą panterę, czarujący i zwinny, bez słów będący w stanie rozproszyć jej uwagę. Pragnęła instynktownie odwrócić się na pięcie i rzucić w stronę schodów, ale nogi miała jak z waty, poza tym doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że najprawdopodobniej dogoniłby ją, zanim w ogóle zdążyłaby się odwrócić. Doskonale pamiętała ten stan i to, że wtedy był najbardziej niebezpieczny, nie tylko dla niej, ale i dla samego siebie.
Serce zabiło jej szybciej, chociaż za wszelką cenę starała się utrzymać puls i oddech na równym poziomie. Rufus uśmiechnął się łagodnie, niemal w niewinny sposób, ale w wyrazie jego twarzy było coś, co przyprawiło ją o dreszcze. Dobrze znała ten język ciała – tę mroczną aurę, która stanowiła ostrzeżenie lepsze niż jakiegokolwiek słowa albo warknięcie, gdyby w mniej subtelny sposób zdecydował się dać jej do zrozumienia, że nie jest w tym miejscu mile widziana.
Nie może się do mnie zbliżyć, przeszło jej przez myśl. Starała się myśleć praktycznie, jak przed laty, kiedy miała do czynienia z tym niestabilnym, groźnym Rufusem. Czasami zdarzało się, że zachowywał się dziwnie, ale od dawna nie próbował jej atakować, nie wspominając o utracie pamięci. Sądziła, że to już dawno mają za sobą, że znaleźli rozwiązanie, a przemiana w wampira zmieniała wszystko, a jednak…
I nie miała lekarstwa. Nie żeby zakładała, że ten płyn działał w taki sposób, jakiego mogliby oczekiwać, ale czułaby się pewniej, gdyby miała gdzieś pod ręką rubinowy płyn, który w najgorszym wypadku mógł go przynajmniej odrobinę spowolnić. Wtedy mogłaby uciec i poczekać aż dojdzie do siebie, ale ciężko było cokolwiek zdziałać, skoro on jej nie poznawała, a ona nie wiedziała jak się zachować, żeby nie zrobić mu krzywdy. Czuła pulsowanie mocy oraz przyjemne ciepło, kiedy jej dar zareagował na strach i podenerwowanie, przypominając o swojej obecności. Gdyby nie miała innego wyjścia, nie zawahałaby się – nie, kiedy w grę mogło wchodzić życie również życie istoty, którą nosiła pod sercem – ale zamierzała posunąć się do tak skrajnych rozwiązań dopiero w ostateczności, gdyby jednak nie dał jej wyboru.
– Rufus – zaczęła łagodnym, ale pewnym siebie tonem głosu. Już dawno nauczyła się, że kiedy przestawał być sobą, jedynie stanowcze i krótkie komendy mają jakikolwiek sens. A co najważniejsze, nie mogła przy tym okazywać strachu, bo wtedy byłaby skończona. – Wiesz kim jestem. Zastanów się i powiedz mi, że mam rację.
– Och, doprawdy? – Spojrzał na nią z zaciekawieniem. Jego oczy wciąż miały czekoladową barwę, poza tym wydawały się w pełni skupione, co nie miałoby miejsca, gdyby dostał ataku. Wrażenie było wręcz takie, jakby doskonale wiedział, co takiego robi. – Na pewno masz. To oczywiste, że wiem kim jesteś – ciągnął, starannie przeciągając sylaby; przez cały czas się zbliżał, nagle po prostu materializując się tuż przed nią, zupełnie jakby stał tam od samego początku.
Wzdrygnęła się i instynktownie uniosła obie ręce, zupełnie jakby chciała go odepchnąć. Odskoczyła do tyłu, próbując cofnąć się jeszcze odrobinę, ale okazało się, że nie jest w stanie. Aż jęknęła z frustracji, kiedy poczuła pod plecami krawędź jednego z laboratoryjnych blatów. Marmur wbijał jej się w lędźwie, zmuszając ją do wygięcia się w łuk, kiedy niemal położyła się na chłodnej powierzchni, próbując chronić gardło i twarz.
Rufus obdarował ją kolejnym, niepokojącym uśmiechem, po czym bezceremonialnie pokonał ostatnie dzielące ich metry. Nagle znalazł się tak blisko, że ich ciała otarły się o siebie, kiedy mocniej przycisnął ją do stołu, jednocześnie odcinając jej wszystkie możliwe drogi ucieczki. Obie dłonie wsparł na blacie, trzymając je po obu stronach jej ramion, przez co unieruchomił ją jeszcze skuteczniej, sprawiając, że straciła oddech.
– Proszę… – zaczęła i chciała dodać coś jeszcze, ale zabrakło jej tchu. Jego wargi nagle znowu znalazły się przy jej szyi; słodki oddech drażnił skórę i przyprawiał ją o coraz większy niepokój. – Ty nie możesz… – spróbowała raz jeszcze, nie kryjąc paniki.
– Nie mogę czego? – zapytał spokojnie, bynajmniej nie zamierzając się odsunąć. Jedynie na ułamek sekundy uniósł głowę, a Layla dostrzegła błysk dwóch, zaostrzonych kłów. – To ty tutaj przyszłaś. W tym miejscu mogę wszystko i oboje zdajemy sobie z tego sprawę, moja droga.
Jeszcze kiedy mówił, nachylił się bliżej. Poczuła lekkie ukłucie, kiedy kłami podrażnił skórę na jej gardle, chociaż nie pokusił się o przegryzienie skóry. Jeszcze nie.
– Przysięgam, że jeśli teraz mnie ukąsisz, gorzko tego pożałujesz – oznajmiła chłodno. Była na siebie zła za słabość i oszołomienie, które zdradzało drżenie jej głosu. – I nie mam na myśli tylko tego, że skopię ci tyłek. Jeśli zrobisz cokolwiek złego mnie albo naszemu dziecku, przebiję cię kołkiem, pogruchocę kości i wstawię w południe na sam środek placu… W najbardziej nasłonecznionym miejscu, oczywiście. Czy taka perspektywa cię satysfakcjonuje?
Mówiła co tylko przyszło jej do głowy, właściwie się nad tym nie zastanawiając. Chciała, żeby się opamiętał, a z doświadczenia wiedziała, że w przypadku Rufusa najlepszy był siarczysty policzek albo kołek w serce. Co prawda zwykle wobec niej był łagodny, w skrajnych przypadkach naprawdę delikatny i czuły, ale jeśli faktycznie jej nie pamiętał, musiała znaleźć jakiś sposób na to, żeby trzymać go na dystans.
Wyczuła, że zamarł, chociaż nie sądziła, żeby jej słowa zrobiły na nim jakieś specjalne wrażenie. Ledwo panując nad nerwami, zacisnęła palce na przedzie jego laboratoryjnego płaszcza. Pod spodem miał czarną koszulkę, poza tym wyglądał wyjątkowo porządnie, co również ją zaalarmowało. Rufus z klasą był równie niebezpieczny, co i jego maniakalna wersja, więc teoretycznie mogła się spodziewać wszystkiego.
– Puść – powiedziała stanowczo, przenosząc jedna dłoń na jego policzek. Drgnął, kiedy wyczuł wysoką temperaturę jej ciała, ale nie usłuchał. – Zrobię coś głupiego, jeśli będę musiała. Wiesz to.
Była tego pewna, chociaż branie czegokolwiek za pewniak w przypadku Rufusa zwykle bywało ryzykowne. Zamarła w oczekiwaniu, napinając mięśnie do granic możliwości. Plecy zaczynały ją boleć od niewygodnej pozycji, poza tym nie podobało jej się to, że wampir nachylał się nad nią aż do tego stopnia, że chyba jedynie cudem jeszcze nie ucisnął jej brzucha. Na samą myśl o tym, że cokolwiek mogłoby stać się nienarodzonej istocie w jej wnętrzu, robiło jej się niedobrze; w tej sytuacji naprawdę była gotowa na wiele, nawet jeśli to miałoby się wiązać z zaatakowaniem Rufusa…
A może zwłaszcza wtedy.
Przez kilka następnych sekund naprawdę była przekonana, że wampir nie da jej wyboru i będzie musiała go zranić. Mocniej zacisnęła dłonie w pięści, próbując powstrzymać swoje ciało przed jakąkolwiek gwałtowną, nieprzemyślaną reakcją. Ogień wciąż był gdzieś blisko, dosłownie na wyciągnięcie ręki, gotów pomóc jej, gdyby tylko tego zapragnęła. Miała coraz większe problemy z tym, żeby utrzymać go w ryzach, zresztą obawiała się, że wkrótce będzie mogła przestać się wysilać.
I właśnie wtedy Rufus ją puścił, zupełnie jakby wcale nie była jego celem. Odetchnęła, przynajmniej częściowo, bo wciąż nie poczuła się pewniej. Obserwowała go z niedowierzaniem, kiedy jak gdyby nigdy nic wyprostował się i zrobił krok do tyłu. Sama nie była pewna, czego powinna się po nim spodziewać, dlatego nie ruszyła się z miejscu, nasłuchując i wciąż napinając mięśnie, gdyby jednak musiał się bronić.
Nie musiała.
Nie musiała niczego, bo w tym właśnie momencie wampir postanowił jeszcze bardziej wytrącić ją z równowagi. Kiedy nagle się roześmiał i to w szczery, całkiem pozbawiony szaleństwa sposób, była w stanie jedynie spoglądać na niego niedowierzaniem, czując się jak kompletna idiotka. Jej oczy rozszerzyły się do granic możliwości, serce zaś trzepotało jej się w piersi do tego stopnia, że było to niemal bolesne.
Rufus wciąż się śmiał i to w sposób, którego dawno u niego nie widziała. Patrzyła na niego tępo, zwłaszcza wtedy, kiedy z trudem nad sobą zapanować i jak gdyby nigdy nic wyciągnął rękę w jej stronę, gotów pomóc jej się wyprostować.
– O rany, przepraszam cię – westchnął, bo nie zareagowała i wciąż na wpół leżała na laboratoryjnym blacie. – Nie wiem, co mnie opętało. Po prostu nie mogłem się powstrzymać – wyjaśnił, ale równie dobrze mógłby mówić do niej w innym języku.
– Ty… C-co? – Nienawidziła tych momentów, kiedy głos jej drżał, a emocje wymykały się spod kontroli. Wyprostowała się z trudem, poza tym jednak nie ruszyła się nawet na krok, wciąż utrzymując znaczny dystans pomiędzy sobą a Rufusem. – Niech cię szlag… Wiesz kim jesteś? – zapytała w przypływie desperacji.
– Oczywiście, że wiem. – Wampir zmarszczył brwi. – Dlaczego miałoby być inaczej, Laylo? – dodał, spoglądając na nią w niemal pobłażliwy sposób.
Wciąż drżała, nie tyle ze strachu, co od nadmiaru sprzecznych ze sobą emocji. Oszołomienie i lęk w jednej chwili zostały wyparte przez palący, narastający gniew, który z trudem zdusiła w sobie. Miała ochotę w coś uderzyć, ale ciało odmawiało jej posłuszeństwa.
– Więc co? – Kontrola wróciła tak nagle, że z wrażenia omal nie straciła równowagi. Skoczyła w jego stronę, chociaż instynkt stanowczo protestował przed takim rozwiązaniem. – To miał być jakiś żart? Co ci znowu strzeliło do głowy?! – wydarła się. Możliwość wyładowania skrajnych emocji w jakimś stopniu przynosiła ulgę.
Rufus zmarszczył brwi. Jego dotychczasowe rozbawienie powoli ustąpiło miejsca dezorientacji.
– Dlaczego miałbym sobie z ciebie żartować? Doprawdy, wiesz dobrze, co takiego sądzę o braku taktu i niepoprawnym poczuciu humoru – żachnął się i z niedowierzaniem uprzytomniła sobie, że wygląda tak, jakby naprawdę poczuł się jej sugestią urażony. – Dobrze się czujesz? Pytam, bo nie jestem pewien, czy mogę zaryzykować i właściwie się z tobą przywitać.
– Czy ja…? – zaczęła, ale ostatecznie urwała, dochodząc do wniosku, że to bez sensu. W milczeniu skinęła głową, pozwalając żeby Rufus podszedł bliżej i jak gdyby nigdy nic otoczył ją ramionami. – Tak. Ja czuję się bardzo dobrze.
– Znakomicie – stwierdził pogodnie, wzmagając uścisk i unosząc ją nieznacznie, żeby łatwiej móc ją pocałować. Odwzajemniła pieszczotę, czując, że powoli zaczyna się rozluźniać. – Nie powinnaś była jeszcze przychodzić, zwłaszcza w taki upał, ale w sumie cieszę się, że tutaj jesteś. Co prawda nie wszystko jest gotowe i trochę zepsułaś mi element zaskoczenia, ale…
Zaczął mówić i brzmiał przy tym normalnie, zupełnie jakby nic specjalnego się w ostatnim czasie nie wydarzyło. Słuchała go w milczeniu, próbując udawać, że w istocie wszystko jest w porządku, ale raz po raz przyłapywała się na tym, że obserwuje go nieufnie, oczekując, że nagle znów coś w nim się zmieni i spróbuje ją raz jeszcze zaatakować. Czuła się trochę jak w transie, oszołomiona tym bardziej, że Rufus wydawał się w ogóle nie pamiętać, że wcześniej zachował się jakkolwiek nie tak. To było niepokojące, nawet jak na niego, bo do tej pory zawsze miał przynajmniej mgliste pojęcie tego, że coś mu umknęło. Teraz zachowywał się tak, jakby… zapomniał.
Laylę przeszedł dreszcz, ale Rufus najwyraźniej niczego nie zauważył, co przyjęła z ulgą. Ruszyła za nim, kiedy chwycił ją za rękę i pociągnął za sobą, chcąc pokazać jej z bliska to, co zdążyła już wcześniej zauważyć, a co najwyraźniej napawało go tym niezdrowym entuzjazmem, który niejednokrotnie przejawiał, kiedy w grę wchodziły jego dwie największe miłości (oczywiście pomijając ją, a przynajmniej taką miała nadzieję) – laboratorium i nauka. W innym wypadku byłaby zafascynowana, gdyby mogła obserwować go w tym stanie, ale teraz nie mogła się skoncentrować, raz po raz wracając pamięcią do wyrazu jego twarzy i tego, jak skoczył na nią, wyraźnie chętny urządzić sobie małe polowanie.
– Czy wszystko jest w porządku? – Rufus bezceremonialnie sprowadził ją na ziemię. Zamrugała i skoncentrowała się na nim, nie próbując nawet kryć tego, że się zamyśliła. – Mam wrażenie, że myślami jesteś gdzieś daleko.
– Wydaje ci się – skłamała. Rzucił jej znaczące spojrzenie, ale zignorowała je; jasne, że mógł wyczuć, kiedy próbowała go okłamać. – To zmęczenie. Mam prawo być zmęczona – wykręciła się, w znaczący sposób kładąc dłoń na brzuchu.
– Och… – Jego twarz rozjaśnił blady, ale przynajmniej znajomy jej uśmiech. Pozwoliła, żeby otoczył ją ramionami, podświadomie wiedząc, że tym razem może mu zaufać. – No tak. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz miałem do czynienia z ciężarną kobietą… Rządzicie się swoimi prawami – dodał mimochodem, niby to przypadkiem muskając wargami jej czoło.
Mimowolnie zadrżała, nie tyle z obawy, co podekscytowania. Na ułamek sekundy naprawdę udało jej się przestać myśleć o jego dziwnym zachowaniu, w zamian pragnąć już jedynie tego, żeby pocałował ją w usta.
– Mówisz dokładnie to samo, co Theo – stwierdziła, wywracając oczami. – Mam wrażenie, że jestem dla niego prezentem od losu.
– Doprawdy? – Rufus nie wydawał się zainteresowany, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Myśl o tym, że mógłby być zazdrosny, wydawała się absurdalna, aczkolwiek kusząca. – Pewnie tak. Wiesz jak to u nas jest z wydawaniem na świat potomstwa. Zwłaszcza w Mieście Nocy to swoista rzadkość, nawet wśród ludzi…
– Więc jesteśmy z Nessie ewenementami. Znowu – westchnęła, po czym uśmiechnęła się niepewnie. – Jestem zaskoczona tym, co tutaj się stało – oznajmiła z uśmiechem, znacząco kiwając głową w stronę laboratorium.
Spojrzał na nią z zaciekawieniem, chyba trochę zaskoczony zmianą tematu.
– Wciąż nie skończyłem. Wiesz dobrze, że nie przepadam za zmianami, a tutaj jest ich pełno. Miną całe wieki zanim przyzwyczaję się do tych pseudo nowości, które zorganizował mi Michael.
Ach, więc jednak Michael maczał w tym palce. Co więcej, po wyposażeniu laboratorium widać było, że wyjątkowo się postarał, Rufus jednak i tak znajdował powody do tego, żeby narzekać. To było tak bardzo w jego stylu, że omal się nie roześmiała.
– Zrzęda – parsknęła, szczerząc się w uśmiechu. – Moim zdaniem, ta eksplozja przyniosła też trochę dobrego. Chociażby… Cóż, widzę blaty. Są nowe czy…
– Nie kończ. – Rzucił jej rozdrażnione spojrzenie. – Wszystko jest nowe, jak sama już zauważyłaś. Cała ta sala wyglądała jak jedna wielka sterta gruzu, ale przynajmniej biblioteka i tyły wyglądały względnie dobrze. Wciąż jeszcze jestem w trakcie doprowadzania wszystkiego do porządku.
Czytaj: do zorganizowania znajomego jej, nieuporządkowanego chaosu w którym jedynie on potrafił się odnaleźć.
– A co tutaj jest do poprawiania? – zdziwiła się. – Masz sprzęt i prąd… No i przestrzeń. To nie wystarczy?
– Nie mam na myśli laboratorium – zaoponował. Kiedy spojrzała mu w oczy, ciemne tęczówki wyglądały na wyjątkowo skupione i bardzo, ale to bardzo poważne. – Próbuję to miejsce rozbudować. Uczynić… bezpieczniejszym. Rozumiesz, co mam na myśli?
– Hm… Chyba nie za bardzo.
Westchnął, po czym bez ostrzeżenia położył dłoń na jej zaokrąglonym brzuchu. Zesztywniała.
– Jasne, że wiesz. W końcu – zaczął, wciąż nie spuszczając wzroku z jej twarzy – mamy pewne nowe okoliczności, czyż nie? Znasz mnie aż nazbyt dobrze, więc wiesz, że raczej nigdy nie byłem specjalnie towarzyski, nie byłem… normalny. – Uśmiechnął się z odrobiną goryczy. – Z drugiej strony, jeśli marzysz o domku z ogródkiem, dużej sypialni i całym tym badziewiem, ja się dostosuję. Pewnie nie byłoby problemu, gdyby porozmawiał z Dimitrem, niemniej…
– Domek z ogródkiem i normalne życie? Żartujesz sobie ze mnie? – Skrzywiła się demonstracyjnie. – Lepiej mi powiedz, kiedy mogę zacząć wynosić się z Niebiańskiej Rezydencji.
Spojrzał na nią trochę tak, jakby to jej zdarzało się okazyjnie tracić zmysły.
– Nie w najbliższym czasie… Nie, mówię poważnie – uciszył ją, bo chciała zaoponować. – Naprawdę uważasz, że mam tutaj warunki dla ciężarnej?
– Do tej pory jakoś niespecjalnie ci to przeszkadzało – zauważyła, wywracając oczami. – Oj, daj spokój. Spróbuję dopilnować tego, żeby utrzymać ten porządek… Hm, znając ciebie, co najwyżej tydzień. Chyba, że o czymś nie wiem i nagle znalazłeś w sobie dawno zapomniane pokłady dobrej woli i normalności. Nie żebym oczekiwała tego, że staniesz się pedantyczny, ale miło byłoby nie ryzykować, że zabiję się o jakąś zabłąkaną książkę albo cały stos.
Jedynie się roześmiał i w końcu ją pocałował, dokładnie tak, jak mogłaby tego oczekiwać. Odwzajemniła pieszczotę, pozwalając sobie na chwilę jakże upragnionego zapomnienia. Co prawda wciąż odczuwała niepokój – po tak oryginalnym powitaniu trudno było, żeby czuła się w pełni rozluźniona – ale ten powoli zaczynał się zacierać, wyparty przez euforie oraz innego rodzaju pragnienia, które wyzwalał w niej sam dotyk Rufusa.
To Rufus. On jest dziwny, pomyślała stanowczo, jednocześnie cicho wzdychając, kiedy przesunął dłonią wzdłuż krzywizny jej kręgosłupa. Pewnie znów jest zmęczony… Albo faktycznie zabawił się moim kosztem, dodała i ta możliwość wydała jej się najbardziej prawdopodobna. Teraz nie chciał się przyznać, być może w końcu przypominając sobie o tym, że nerwy w jej stanie nie są wskazane, ale mimo wszystko…
Nie, to na pewno nie było nic takiego. Zwłaszcza, że kilka razy słyszała o różnych nieśmiertelnych, którym zdarzało się w porywach myśleć, że znajdują się w jakimś innym miejscu i czasie – gdzieś w przeszłości. Nawet ludziom się to przytrafiało, najczęściej krótko po przebudzeniu, więc zdecydowanie nie miała powodów do tego, żeby się martwić.
Poza tym… Już było dobrze, prawda?
– Chcesz odpocząć? – usłyszała i zanim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć albo przynajmniej zaprotestować, Rufus porwał ją na ręce. Pisnęła cicho i machinalnie zarzuciła mu obie ręce na szyję. – Chodź. Mówiłem ci, że nie przepadam za zmianami, więc jak najbardziej ucieszę się, mając cię ponownie w moim pokoju – stwierdził z entuzjazmem.
– Czy to jest jakaś sugestia? – zagaiła, uśmiechając się w znaczący sposób. Dobrze pamiętała te wszystkie godziny, kiedy zdążało im się leżeć razem na jego wąskim łóżku. – Mam przez to rozumieć, że stanowię element wyposażenia twojej sypialni, czy może po prostu się za mną stęskniłeś?
– Ujmij to jak chcesz. – Wywrócił oczami. – Jesteś w ciąży. Tak tylko przypominam.
Layla zaśmiała się nerwowo. Zupełnie jakby mogła zapomnieć!

2 komentarze:

  1. Nieco późno, aczkolwiek jestem z efektu zadowolona. Przy okazji, chcę życzyć wszystkim zdrowych, szczęśliwych i spokojnych świąt Wielkiej Nocy; smacznego jajka, mokrego dyngusa...
    Tyle z mojej strony i do napisana,
    Nessa.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdzial przeczytałam jednym tchem i skomentowałabym wczoraj, ame uznałam, ze pierwsza w nocy to nie jest najlepszy czas na komentowanie.
    Już myślałam, że Rufus naprawdę chwilowo stracił pamięć, a tu sie okazało, że sobie z dziewczyny jaja robi xD
    Layla nie była zadowolona xD mm, podoba mi sie to, ze Rufus juz powoli zaczyna sie przyzwyczajać do nowego stanu rzeczy. Zdziwiłam sie, ze zaczął powiększyć laboratorium, ale to dobrze^^
    niecierpliwie czekam na następny rozdział :)
    Tobie również życzę szczęśliwych i spokojnych Świąt Wielkiej Nocy :)) i udanego dnia Mokrego Ubrania^^
    Gabrysia ;**

    OdpowiedzUsuń









After We Fall
stories by Nessa